Tron Pierwszego Świata

By Setsuhen639

1.5K 293 1.3K

Laura ma wszystko, a mimo to czuje, że wciąż coś jej umyka. Jej codzienność ulega diametralnej zmianie, gdy d... More

Widziadło
Tajemniczy nieznajomy
Z kwitkiem
Strachy na Lachy
Róża
Przebudzenie
Jarmark świąteczny
Do trzech razy sztuka
Luka
Meneo honotris avenente
Bariera
Zapach cedru i terpentyny
Dwa księżyce
Jeszcze raz
Ciacho (a nawet dwa)
Para
Siurpryza
Konfesje
Nauczycielka
Zakazany owoc
Zaproszenie
Bal uzurpatora
Pierwszy taniec
Zazdrość
Informacja
Zazdrość
Gorzki smak prawdy
Poszukiwania
Loch
Konfliky
Jak szkło
Na milion kawałków
Królewska propozycja
Trójkąt
Dziesięć kwiatów
Hirron
Połoniny
Dziewczyna z pestką w brzuchu
Podział
Bieg na przełaj

Epifania

67 13 58
By Setsuhen639

Przechodziłam właśnie przez Rynek Główny. Musiałam spieszyć się na kolejne zajęcia. Naraz mimowolnie przystanęłam, gdy poczułam wokół siebie powiew ciepłego wiatru pieszczącego moją skórę. Miałam wrażenie, jak gdyby ktoś delikatnie głaskał mój policzek. Niemal mogłam poczuć jego dotyk. Postanowiłam nacieszyć się tym niezwykłym doznaniem. Przymknęłam oczy i nachyliłam twarz w stronę wiatru, jak gdyby był moim kochankiem.

– Przepraszam – usłyszałam za sobą głos przypominający płynny miód. Jednocześnie ktoś ostrożnie musnął mój odsłonięty nadgarstek. – Zgubiłaś coś.

Odwróciłam się powoli. Tuż za mną stał mężczyzna o czarnych oczach okolonych gęstymi rzęsami. Ciemnobrązowe włosy układały mu się w krótkie, niesforne loki połyskujące cynamonowym blaskiem. Miał harmonijne rysy, które zakłócała niewielka blizna na lewym policzku. Nie odejmowała mu ona urody, lecz nadawała intrygującego charakteru jego twarzy. Mężczyzna był wyższy ode mnie i dobrze zbudowany. Płaszcz opinał jego szerokie barki.

Na chwilę świat się zatrzymał, po czym niespodziewanie wywinął koziołka. A ja chyba zapomniałam o oddychaniu.

Nieznajomy patrzył na mnie wyczekująco, jakby spodziewał się, że go rozpoznam. Cofnął już rękę, jednak w miejscu dotyku wciąż czułam przyjemne ciepło.

– T-tak? – wydukałam.

– Szalik – odparł brunet. – Wypadł z torebki.

Spojrzałam na trzymany przez niego kawałek czerwonego materiału. Dłoń mężczyzny, mimo że trzymała mój szal, wyglądała raczej jak wyciągnięta w niemym zaproszeniu do tańca.

– Dziękuję – powiedziałam, odbierając zgubę. – Bardzo go lubię.

– Nie ma za co – odparł mężczyzna, uśmiechając się czarująco.

Nagle uderzyła mnie myśl, że nieznajomy za chwilę pożegna się – albo nawet tego nie zrobi – po czym na zawsze zniknie z mojego życia. Coś w środku mnie uznało, że nie mogę do tego dopuścić.

– Jest szansa, że dasz się zaprosić na kawę? – zapytał, a ja tylko skinęłam głową.

Weszliśmy do najbliższej kawiarni. Byłam zaskoczona, gdy mężczyzna bez słowa, za to z szarmanckim półuśmiechem, zbliżył się do mnie, by pomóc mi zdjąć płaszcz i odwiesić go na pobliski stojak. Przeszył mnie dreszcz, kiedy poczułam jego ręce na ramionach. Miałam wrażenie, jak gdyby każda komórka mojego ciała była tak pełna życia, jak nigdy wcześniej. Jego perfumy miały w sobie coś znajomego, coś, z czym się już kiedyś zetknęłam. Mimo że znałam się na zapachach, nie potrafiłam dopasować tego do żadnej znanej mi marki. Było w nim morze, mech, było coś dymnego, coś kwiatowego i coś urzekającego. Zaciągnęłam się ową wonią niczym amator cygar, który w pomieszczeniu pełnym dymu z ordynarnych papierosów wyczuł aromat oryginalnego kubańskiego wyrobu.

Chyba zaczynam wariować, pomyślałam. Może rodzice mają rację, że powinnam wyściubić nos z książek i kogoś sobie znaleźć.

Zajęliśmy miejsca w przytulnej loży, a kelnerka niemal od razu przyniosła menu. Skinęłam jej głową w niemym podziękowaniu, kątem okna obserwując towarzysza. Nawet nie spojrzał na kartę przed sobą. Zamiast tego patrzył na mnie, jakby nie mógł oderwać wzroku. Poczułam, że lekko się rumienię. Pewnie jego spojrzenie powinno mnie zawstydzać, ale nie było tak. Kiedy na mnie patrzył, czułam na skórze pieszczotę pierwszych promieni słońca, żaru ognia z palącego się zimą kominka, ostatnich ciepłych dni jesienią. Nigdy nie spotkałam się z czymś podobnym.

– Musisz być bardzo zdecydowanym klientem – przerwałam ciszę i wskazałam na nietkniętą kartę z menu.

– Mam jasno sprecyzowane gusta – odparł mężczyzna. – Jednak rzadko pijam kawę w tak niesamowitym towarzystwie.

Czaruś, skwitowałam w myślach, choć moje ego zostało mile połechtane.

– Mam na imię Laura – przedstawiłam się. Dziwne, że nie zrobiłam tego wcześniej. Dziwne, że nie zapytał.

Brunet wskazał na siebie i rzekł:

– Gerard.

– Piękne imię – wyrwało mi się, nim zdążyłam się powstrzymać.

Miałam słabość do Gerarda Butlera.

– Poproszę cappuccino – powiedziałam, gdy wróciła kelnerka.

– Podwójne espresso – rzucił krótko Gerard, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. – Mam nadzieję, że nie odciągam cię od jakichś ważnych zajęć?

– To zależy, jak zapatrujesz się na teorię literatury w kontekście pisarstwa francuskiego – odparłam. – W mojej hierarchii obecnie plasuje się ona dość nisko.

– Nie lubisz literatury? – spytał brunet, marszcząc brwi.

Miałam ochotę wyciągnąć rękę i wygładzić zmarszczkę na jego czole. Na wszelki wypadek chwyciłam filiżankę. Wolałam nie robić niczego głupiego.

Powinnam się nad sobą poważnie zastanowić.

– Och, przeciwnie. Uwielbiam ją. Ale wykładowca za mną nie przepada – rzekłam i nonszalancko wzruszyłam ramionami. – A ty? Co robisz w Krakowie? Bo od razu widać, że nie jesteś stąd.

– Co mnie zdradza? – zapytał mężczyzna z zawadiackim uśmiechem, gdy kelnerka postawiła przed nim filiżankę z czarnym naparem.

– Coś, czego nie umiem sprecyzować... – przyznałam, dziękując kobiecie skinieniem głowy, kiedy postawiła przede mną zamówienie. – Wydajesz się być z daleka.

– To po części prawda. Całe życie byłem podróżnikiem – wyznał. – Można powiedzieć, że jestem obywatelem Pierwszego Świata. – Mrugnął do mnie.

Poczułam coś dziwnego, gdy to powiedział. Miałam wrażenie, jak gdyby ponownie prąd cieplejszego powietrza musnął moje ciało, wywołując gęsią skórkę. Poczułam też, jak gdyby jakaś czuła struna we mnie drgnęła na te słowa.

– Wydajesz się zamyślona – zauważył Gerard.

– Zawsze byłam ciekawa, czym zawodowo zajmują się ludzie stale zmieniający miejsce zamieszkania – zmieniłam temat.

W tym byłam dobra.

– Cóż, napisałem parę niekonwencjonalnych przewodników turystycznych, pracowałem dla kilku międzynarodowych korporacji, przyjmowałem prace dorywcze. – Teraz to Gerard wzruszył ramionami, jakby nic z tego nie było ważne. – I tak mijał mi dzień za dniem.

Pomyślałam, że camelowy sweter doskonale podkreśla głęboki kolor jego oczu. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Tembr jego głosu, gestykulacja, charakterystyczne wzruszenie ramion...

Charakterystyczne?

Drgnęłam. Miałam wrażenie, jakby to nie było nasze pierwsze spotkanie. Kolejne déjà vu? Jak z Danielem? Zaczyna mi odbijać.

– A ty czym się zajmujesz?

Dotarło do mnie, że to pytanie rozlega się już drugi raz.

– Przepraszam, zamyśliłam się! Studiuję. Czy myśmy się już nie spotkali?

Gerard posłał mi uśmiech, ale w jego oczach pojawiło się coś na kształt rozczarowania. Zmieszałam się. Dlaczego miałby być rozczarowany?

– Z pewnością bym cię zapamiętał.

– Skoro tyle podróżujesz, to pomyślałam, że mogliśmy się gdzieś minąć – wyjaśniłam, wpatrzona w kawową piankę. Zamieszałam ją łyżeczką, by zniszczyć wzorek w kształcie serduszka. – Zawód moich rodziców wymaga częstych wyjazdów, nierzadko im towarzyszyłam... Na długo zostaniesz w Krakowie?

– Na pewno spędzę tu dwa najbliższe miesiące. Nie zdecydowałem jeszcze, co później. – Nachylił się ku mnie. Wcześniej nie zauważyłam, że jego ciemne włosy mają połysk w kolorze cynamonu. Kochałam cynamon. – Jak myślisz, jest szansa, że zgodziłabyś się wybrać się ze mną na wycieczkę po Starym Mieście?

W głębi duszy tańczyłam z radości. Cieszyłam się, że znów spotkam się z Gerardem. Miał w sobie coś, co sprawiało, że dobrze czułam się w jego towarzystwie. Nie chciałam jednak wyjść na zbyt łatwo dostępną, więc rzuciłam jakby od niechcenia:

– Jasne. W tygodniu jestem zajęta, ale powinnam znaleźć trochę wolnego czasu w weekend.

– Świetnie. – Odparł. Wyglądał, jakby naprawdę był zadowolony. – Pasuje ci sobota o dziesiątej?

– Raczej tak – rzekłam wspaniałomyślnie.

Numer!, pomyślałam. Nie chciałam, by skończyło się tak, jak z Danielem. Już od ponad miesiąca nie miałam z nim kontaktu, a głupio mi było pytać rodziców, czy mają jakieś namiary na niego. Jakby w odpowiedzi na moje myśli Gerard podał mi wizytówkę, na której było jego imię, nazwisko i numer telefonu. Gerard Petri. Od razu wpisałam go sobie do książki telefonicznej.

Lepiej dmuchać na zimne. Znając siebie, zgubiłabym wizytówkę.

Kiedy się żegnaliśmy, wciąż było jasno. Na szczęście. Od czasu ucieczki przed dziwnym potworem – czasami zastanawiałam się, czy na pewno nie był wytworem mojej wyobraźni – ani razu nie wróciłam do domu po zmroku. Z tej przyczyny musiałam nadrabiać zajęcia, ale wolałam to niż traumę do końca życia.

Wróciłam do domu w szampańskim nastroju. Słyszałam, że ktoś jest w kuchni, więc zawołałam, zzuwając buty:

– Mamo, nie uwierzysz, co mi się przytrafiło! Poznałam dziś kogoś!

Niezrażona brakiem odpowiedzi skierowałam się w stronę kuchni. Przystrojona w uśmiech od ucha do ucha wpadłam do pomieszczenia i zaniemówiłam. Przy stole, spokojnie popijając herbatę, siedział nikt inny, tylko Daniel Chevalier. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie i zajrzałam do garnka. Podniosłam pokrywkę i poczułam zapach zupy grzybowej. Ssanie w żołądku nasiliło się. Zanim zaczęłam jeść, odezwałam się do Daniela:

– Cześć. Co tu robisz?

– Félicien wyjechał na jakiś czas, więc pomyślałam, że zaprosimy Daniela na kolację – odpowiedziała zamiast niego mama i pogroziła Francuzowi palcem. – Będzie przychodził codziennie, nie pozwolimy mu się głodzić. Już ja wiem, jak się odżywiają artyści, gdy oddają się pracy. Myślicie, że wena i zapach terpentyny wystarczą wam do życia.

Chevalier zaśmiał się i skłonił głowę w kierunku gospodyni.

– Proszę się o mnie nie martwić, nie zwykłem się odcinać od świata w takim stopniu, jak to robi mój ojciec. Choć to prawda, gdy znajdzie natchnienie, wszechświat przestaje istnieć i znika, zupełnie, jakby zapadł się pod ziemię. Dziękuję za gościnność, ale jeśli moja obecność miałaby tu komukolwiek przeszkadzać – spojrzał wymownie na mnie – to daję słowo, potrafię sam o siebie zadbać.

Dyskretnie wystawiłam mu język, po czym ochoczo zabrałam się za opróżnianie miski. Rozkoszowałam się przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po ciele i intensywnym aromatem leśnych grzybów zebranych przeze mnie latem.

– Sztuka odniosłaby niepowetowaną stratę, gdybyś umarł z głodu – mruknęłam. – Mimo że nadal nie wiem, co właściwie tworzysz. Jednak patrząc na twoją pewność siebie, to musi to być coś przełomowego, co po prostu powala na łopatki!

Posłałam mu powłóczyste spojrzenie, które sprawiło, że w zielonych oczach mężczyzny pojawiła się iskra rozbawienia. Gdy to zobaczyłam, ręka z łyżką zatrzymała się w miejscu. Poczułam, jak spadam w niezbadaną głębinę spojrzenia o barwie mchu. Pewnie tak czuła się Alicja, gdy wpadła do króliczej nory. Byłam jednocześnie gdzieś indziej i całkowicie na swoim miejscu. Mój rozum nie pojmował tego paradoksu, ale serce – owszem. Byłam tak pochłonięta Danielem, że zapomniałam o jedzeniu zmierzającym do moich ust. Oczy Francuza wydawały się mnie hipnotyzować.

– Lauro! – upomniała mnie matka, wyrywając mnie z transu.

Zamrugałam i spuściłam wzrok. Łyżka ze stygnącą zupą wydała mi się nagle szalenie interesująca.

– To co z tym wyjątkowym mężczyzną, o którym wspomniałaś? – spytał słodko Daniel, opierając podbródek na złączonych dłoniach.

Zawadiaka. Ale jaki uroczy...

– Nie wydaje mi się, byś był odpowiednim interlokutorem do przeprowadzania tego typu rozmów – odparłam, przykrywając zakłopotanie wyższością. – I nie powiedziałam, że chodzi o mężczyznę.

– A nie chodzi?

Prychnęłam, ale zostawiłam zaczepkę bez odpowiedzi.

– Ja później z chęcią wysłucham wszystkich nowin – wtrąciła mama.

W sobotni poranek stałam przed toaletką i krytycznie przyglądałam się swojemu odbiciu. Dżinsy i t-shirt wydawały mi się zbyt codzienne, czarna sukienka nadto elegancka. Po wielu próbach zdecydowałam się na ciemną spódnicę i biały, miękki sweter. Wyglądałam codziennie, lecz zarazem odpowiednio do każdego miejsca, w które mogłam zabrać nowego znajomego.

– Ulala, ktoś tu się wystroił – powiedziała na mój widok mama, kiedy mijałam kuchnię.

Przystanęłam i zaprezentowałam się.

– Miało być ładnie, ale na luzie. Udało się?

– Jak najbardziej. Tylko żebyś nie zmarzła. Jedziesz autem?

Ruszyłam już ku wyjściu.

– Nie. – Założyłam kozaki na obcasie i płaszcz. Na koniec owinęłam się jeszcze szalikiem. Czerwonym, tym samym, który znalazł Gerard. – Wiem, gdzie zaczniemy wycieczkę, ale nie wiem, gdzie ją skończymy. Lecę na tramwaj. Pa!

Dzień powitał mnie temperaturą oscylującą w okolicach dziesięciu stopni i promieniami zimnego, późnojesiennego słońca. Takie światło nadawało miastu wyjątkowego uroku, wydobywając jego ponadczasowe piękno. Postanowiłam postawić na klasykę, dlatego umówiłam się z Gerardem przy jednym z punktów widokowych na Wzgórzu Wawelskim. Dotarłam już na miejsce i podziwiałam Wisłę, której wody skrzyły się srebrzyście, rozstępując się przed kadłubem płynącej środkiem rzeki barki. Stanęłam tuż przy zabytkowym murku i obserwowałam z góry południową część miasta. Zapatrzyłam się na kręcące się koło widokowe.

Znów poczułam na skórze podmuch wiatru, zupełnie jak kilka dni wcześniej. Odetchnęłam głęboko, wciągając do płuc ciepłe powietrze. Przymknęłam oczy, rozkoszując się słońcem pieszczącym moją skórę. Po raz pierwszy od dawna ogarnął mnie błogi spokój.

Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.

– „Verweile doch! Du bist so schön".

Drgnęłam, zaskoczona. Chciałam się obrócić i zahaczyła obcasem o zbyt niski w tym miejscu murek. Straciłam równowagę. Przez ułamek sekundy myślałam, że przechylę się i stoczę po stromym zboczu, ale niemal natychmiast pochwyciły mnie silne, męskie ramiona.

Właśnie dlatego teraz stałam przyciśnięta do swojego wybawiciela. Ciemny materiał jego płaszcza łaskotał mnie w policzek. Z bliska widziałam sploty na golfie chroniącym jego szyję przed chłodem. Ledwie widoczna blizna na prawym policzku, czy też właściwie na linii żuchwy, połyskiwała srebrzyście. Byłam świadoma każdego milimetra mojego ciała, które obejmował mężczyzna. Z zamkniętymi oczyma mogłabym narysować dokładne kontury jego dłoni spoczywających na moich plecach. Od niebanalnego zapachu jego perfum zakręciło mi się w głowie.

Gerard obejmował mnie, upewniając się, że nie spadnę. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem mężczyzny. Jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem adrenaliny. Miał tak ciemne tęczówki, że gdybym stała dalej od niego, nie zauważyłabym tego. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Moje serce biło jak oszalałe – nie wiedziałam, czy spowodowało to zagrożenie, którego szczęśliwie uniknęłam, czy bliskość mężczyzny. Czułam ciepło jego ciała przebijające przez ubrania i jego oddech na swojej skórze. Rozchyliłam usta, ale nie przychodziło jej do głowy nic, co mogłabym powiedzieć, a co nie zabrzmiałoby w tej chwili zbyt banalnie albo wręcz kiczowato. W konsekwencji po prostu wtulałam się w Gerarda i nie potrafiłam zdobyć się na ruch, który miałby pozbawić mnie tej bliskości ani na żaden komentarz, który rozwiałby tę ulotną atmosferę intymności.

– Również cieszę się, że cię widzę – powiedział wreszcie podróżnik, unosząc kąciki ust.

Wciąż nie wypuszczał mnie z objęć. Właśnie mijała nas szkolna wycieczka. Dzieci gremialnie zaczęły wydawać z siebie przeciągłe „uuu". Odsunęłam się szybko i zupełnie niepotrzebnie wygładziłam spódnicę, byle tylko móc spuścić wzrok i dać sobie kilka cennych sekund na ochłonięcie. Oczyściłam gardło.

– Są bezpieczniejsze sposoby na powitanie – powiedziałam wreszcie. – Zwykłe „cześć" dałoby radę.

– Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. Nie zauważyłem, że jesteś zamyślona.

Skinęłam głową. Ostatnio często się zamyślałam. Może to kwestia przesilenia jesiennego.

– Pomyślałam, że moglibyśmy zacząć od zwiedzania zamku królewskiego – zaproponowałam. – Co ty na to?

– Prowadź.

Po tym, jak obeszliśmy dziedziniec, obejrzeliśmy zabytkowe krużganki, podziwialiśmy piękną katedrę i nawet dołączyliśmy do grupy zwiedzającej komnaty królewskie, postanowiliśmy jeszcze wejść na Wieżę Zygmuntowską.

– Uważaj, schody są stare, wyrobione i jest stromo – ostrzegłam.

– Pójdę przodem – zaproponował Gerard. – Najwyżej będę wyciągać się do góry – dodał zaczepnie.

– Niedoczekanie!

Przepuściłam go w przejściu. Z uwagi na licznych zwiedzających musieliśmy trzymać się prawej strony wąskiej klatki schodowej, a nawet wtedy nierzadko musieliśmy najpierw przepuścić tych idących z góry. Zatrzymałam się na chwilę w połowie schodów, by podziwiać widok z okna.

Pewnie dlatego nie zauważyłam wyjątkowo przysadzistej kobiety, która bezpardonowo trąciła mnie ramieniem. Straciłam równowagę. Opuszki palców musnęły barierkę. Nikogo za mną nie było, a Gerard znajdował się kilka stopni wyżej, więc nawet gdyby zobaczył, jak spadam na łeb, na szyję, nie zdążyłby zareagować. Obcas lewego buta ześlizgnął się z drewnianego schodka. Prawy już szedł w jego ślady. Czułam, jak spadam, jak moja głowa odchyla się do tyłu, nieuchronnie zbliżając się do niebezpiecznej krawędzi stopnia. Zacisnęłam powieki, czekając na najgorsze. Wszystko trwało zaledwie parę sekund, ale ja miałam wrażenie, jakbym oglądała film w slow motion.

Nagle przestałam spadać. Tak po prostu. Moje ciało uderzyło w coś miękkiego, co mnie pochwyciło i nie pozwoliło ruszyć się w żadną stronę. Wiedziałam, że to niemożliwe. A jednak tak właśnie było. Nie rozumiałam, co się dzieje.

Gerard chwycił mnie jedną ręką, a drugą kurczowo zacisnął na poręczy. Przyciągnął mnie mocno do siebie, a wrażenie, jak gdyby jakaś niewidzialna siła nie pozwoliła mi się poruszyć, uleciało.

Odetchnęłam głęboko.

Już drugi raz tego dnia Gerard mnie uratował. Wrażenie déjà vu nasiliło się. Poczułam, jak palce mężczyzny zaciskają się na jej talii, a jego ramię nadal przyciąga mnie mocno do jego ciała. Niemal słyszałam, jak głośno bije jego serce.

– Dziękuję – szepnęłam.

– Jeśli chcesz podnieść poziom adrenaliny – powiedział Gerard ze ściśniętym gardłem, choć słyszałam, że silił się na żart – to powiedz od razu, postaramy się znaleźć jakieś odpowiednie atrakcje. Lot balonem, skok na bungee, zawody, coś takiego.

– Nie, dziękuję – odparłam. – To nie dla mnie.

Spróbowałam odsunąć się od towarzysza. Nie udało mi się. Popatrzyłam na niego skonsternowana.

– Nic z tego – rzekł, patrząc mi prosto w oczy. Pociągnął mnie w górę. – Teraz ty idziesz przodem. I postaraj się nie zabić po drodze, dobra?

– Słowo harcerki!

– A jesteś harcerką?

– Nie! – Roześmiałam się głośno.

Próbowałam żartować, ale prawda była taka, że nie rozumiałam, co się wydarzyło. Nagle zmaterializowała się przede mną potężna kobieta, która – mogłabym się o to założyć – celowo chciała zepchnąć mnie ze schodów. Nieznajoma znikła, kiedy zaczęłam spadać. Może jej nie zauważyłam, pochłonięta walką o przetrwanie, ale wydawało mi się, że nikogo za mną nie było. Poza tym, powinnam była spaść. Nie miałam pojęcia, co tak naprawdę mnie przytrzymało. I jakim cudem Gerard zdołał mnie złapać? Znowu? Oto prawdziwa zagadka wszechświata.

Kiedy doszliśmy do dzwonu, pokręciliśmy się chwilę, podróżnik bez większego entuzjazmu zrobił kilka zdjęć i szybko opuściliśmy wieżę. Coś mi mówiło, że długo tutaj nie wrócę.

– Nie wiem, jak ty – powiedziałam, kiedy skończyliśmy podziwiać ziejący ogniem pomnik Smoka Wawelskiego – ale zdążyłam zgłodnieć. Niedaleko jest niezła restauracja, idziemy?

– Cokolwiek sobie zażyczysz. – Gerard szarmancko zaproponował mi ramię.

Uśmiechnęłam się na ten kurtuazyjny gest.

– Boisz się, że zrobię sobie krzywdę? – spytałam, unosząc brew.

– Nawet nie próbuj – odparł, przyciskając moją rękę do boku.

Brzmiał śmiertelnie poważnie.

– Dawno nie czułam się jak turystka we własnym mieście – przyznałam po wielu godzinach spędzonych na zwiedzaniu miasta. – Miło było mieć do tego okazję.

– Zawsze doceniam, gdy po mieście oprowadza mnie ktoś, kto jest z nim związany – odparł Gerard – ale muszę powiedzieć, że od dawna nie przeżyłem przy tym takich przygód.

No tak, uznałam. Skoro tyle podróżuje, na pewno poznaje masę interesujących kobiet.

Ta myśl mnie zraniła, chociaż wiedziałam, że to niemądre. W końcu byliśmy dla siebie całkowicie obcy. Widzieliśmy się dwa razy i to wszystko. Tylko dlaczego poczułam się nagle zazdrosna?

Gerard zatrzymał się, stanął naprzeciw mnie i uniósł moją twarz ku swojej. W pierwszym odruchu pomyślałam, że zamierza mnie pocałować. Otworzyłam szeroko oczy i zamarłam. Mężczyzna jednak uniósł same kąciki ust, pochwycił moje spojrzenie i dodał kojącym głosem:

– Coś mi mówi, że źle mnie zrozumiałaś.

– To nic.

Kłamca, kłamca, kłamca.

Mężczyzna nachylił się i musnął wargami mój policzek tuż przy ustach. Było to na tyle wyważone, bym nie pomyślała, że się narzuca, a równocześnie bardzo jednoznaczne. Brakło kilku milimetrów, by można to było nazwać pocałunkiem. Poczułam, że moje policzki robią się czerwone – i to wcale nie od chłodu.

– Mam nadzieję, że następnym razem obejdzie się bez takich atrakcji.

– Postaram się – obiecałam.

– Mogę odprowadzić cię do domu? – zapytał podróżnik. – Jest już późno.

Rozejrzałam się. Rzeczywiście było późno. Nie zauważyłam nawet, że zaraz zapadnie zmierzch. Tak dobrze się bawiłam, że zapomniałam o bożym świecie. Teraz lęk przed ponownym spotkaniem z demonem powrócił ze zdwojoną siłą.

– Oczywiście – odparłam. – Chociaż czeka nas dłuższy spacer.

– Uwielbiam spacerować. – Gerard zaoferował mi ramię. – Chodźmy.

To dziwne, ale przy nim czułam się bezpieczna. Tylko raz czy dwa miałam wrażenie, że czuję na plecach jakieś wrogie spojrzenie, ale szybko o tym zapominałam, gdy Gerard zerkał za nas, jakby upewniał się, że nikt na nas nie czyha, rzucał nieodgadnione spojrzenie, po czym opowiadał kolejną anegdotę ze swych licznych podróży, by przyciągnąć moją uwagę.

Nie mogłam doczekać się jutra. Będę mogła wszystko opowiedzieć Klarze!

W taki sposób na scenę wchodzi Gerard (który NIE JEST Niemcem - od razu uściślam!) :) Dostrzegacie podobieństwo do wydarzeń z Księżniczki Pierwszego Świata? Jak myślicie, czy Laura odzyska wspomnienia?

Continue Reading

You'll Also Like

30.4K 461 14
DELULU & GUILT PLEASURE
196K 7.8K 59
Moon Byulyi is the star photographer and editor of R.B.W. High's newspaper, perfectly content in her own normal world of black and white. Kim Yongsun...
8.7K 190 13
(Naruto AU fanfiction) Hinata accidentally hit on Naruto at the busy road in Tokyo, which she eventually fell in love with just seeing him for the fi...
204K 7.9K 30
""SIT THERE AND TAKE IT LIKE A GOOD GIRL"" YOU,DIRTY,DIRTY GIRL ,I WAS TALKING ABOUT THE BOOK🌝🌚