TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE

By autorkadalva

273K 7.3K 1.4K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ
TIME nie tylko w San Francisco, ale również na papierze

34. Strach ma postać wilków

5.5K 173 38
By autorkadalva

Strach przybiera wiele form. Utrata, śmierć, przyszłość – boimy się tylu rzeczy, że wkrótce życie przestanie być tak nazywane i przyjmie się do kultury jako lęk. Paraliżujący ciało strach przed popełnieniem błędu, ruszeniem do przodu, zapomnieniem. Wielokrotnie słyszałam, jak ktoś powtarzał, że zło może czyhać tuż za rogiem, a tak naprawdę ukrywa się w naszych głowach. Bo strach jest złem, które budzi się w najmniej odpowiednim momencie.

Czego ja się boję? Porażki, wysokości i siedzenia obok Clarissy Jang.

Właśnie dlatego umieram ze strachu od trzydziestu minut, a tyle czasu upłynęło, odkąd samochód ruszył ze szkolnego parkingu. Kobieta nie odezwała się ani słowem, co było jeszcze bardziej przerażające. Może jej przejażdżka nie uwzględniała w planie podróży rozmowy? Ale na dworze zaczynało robić się ciemno, więc podziwianie widoków zapewne też odpadało.

– Nienawidzę niedopowiedzeń, zawiłości i nudnych rozmów, więc od razu przejdę do konkretów – kiedy auto się zatrzymało, kobieta w końcu się odezwała. – Ile potrzebujesz? – Uniosła brew i przeniosła twarz w moim kierunku.

– Przepraszam, ale chyba nie rozumiem pytania – skonsternowana zmarszczyłam brwi.

– Już nie udawać takiej niewinnej. Na początku mogło to jeszcze przejść, ale nie teraz. Ile potrzebujesz pieniędzy? – sprecyzowała swoje pytanie.

– Nie potrzebuję pieniędzy – odpowiedziałam natychmiast.

– Nie rozśmieszaj mnie – prychnęła niezadowolona pod nosem. – Widziałam w jakich warunkach mieszkasz. Twoja matka zarabia krocie, ojciec Was zostawił, a ty jesteś dopiero w liceum.

– Przepraszam, jeśli zabrzmię nieuprzejmie, ale to nie Pani sprawa, w jakich warunkach żyje moja rodzina. Ja również pracuję, więc radzimy sobie na tyle, na ile trzeba.

– Długo będziesz jeszcze odgrywać przedstawienie? Obie doskonale wiemy, że zbliżyłaś się do mojego syna dla pieniędzy – gorzko się zaśmiała.

– Nie robię niczego dla pieniędzy i nie jestem wcale blisko z Pani synem – wychrypiałam.

– To dlaczego, do cholery, spędziłaś noc w moim domu!? Kto, kurwa, pozwolił Ci uwieść mojego syna!? – Uniosła się, jednak zdając sobie sprawę z wybuchu, po chwili odkaszlnęła. – Odrobinę mnie poniosło – poprawiła kremową marynarkę i przywołała poważną, niczym niewzruszoną minę. – Więc dlaczego w sobotnią noc w moim domu był dodatkowy lokator?

Przypuszczam, że wybuchy złości w tej rodzinie są zapisane w kodzie genetycznym.

– Musiało nastąpić jakieś nieporozumienie – odparłam, próbując nie pokazać, jak bardzo moje ciało się spięło. – Tak, byłam w Pani domu, ale to Timothy sam mnie do niego przywiózł. Ja niestety byłam pijana, a on postanowił nie odwozić mnie do domu. Proszę zatem jego zapytać o powód swojej decyzji – wyjaśniłam po części zgodnie z prawdą.

– Dobrze to wymyśliłaś – pokiwała palcem wskazującym przed moją twarzą. – Ale przy mnie nie musisz udawać. Kobieta zawsze przejrzy kobietę.

Clarissa Jang najwidoczniej ma porządną wadę wzroku. A ja najwidoczniej nie jestem kobietą, skoro nie potrafię zrozumieć jej zachowania.

– Stawia mnie Pani w bardzo niezręcznej sytuacji. Nie dosyć, że nie mogłam dotrzeć do pracy, to na dodatek jest mi coś wmawiane. Nie obchodzą mnie pieniądze, dokładnie tak samo, jak nie obchodzi mnie Timothy.

– Przez tą dziewuchę zaraz naprawdę zwariuję – westchnęła zirytowana, unosząc oczy ku górze. – Nie obchodzą Cię ani pieniądze, ani mój syn? Więc czego chcesz? Myślisz, że bez pieniędzy i znajomości jesteś w stanie cokolwiek osiągnąć? Jesteś aż tak bardzo naiwna?

Czego chcę? Trudne pytanie... Może tak, chciałabym wrócić w końcu do cholernego domu!?

– Nie chcę absolutnie niczego. A nawet jeśli nie uda mi się nic osiągnąć, będę miała przynajmniej świadomość, że próbowałam i nie szukałam żadnej drogi na skróty – przyznałam tym razem w pełni szczerze.

– Myślę, że jest jednak coś, czego chcesz. Chcesz biegać, prawda? Chcesz osiągać sukcesy w sporcie – nie powinien dziwić mnie fakt, że kobieta sprawdziła moje życie, ale jednak poczułam narastający niepokój. – Nowa, młoda, obiecująca lekkoatletka. Dziewczyna, która ma wystarczający potencjał i talent, aby za kilka lat zdobyć złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich. W taki sposób opisał się Pan Lynch. Ma gadane, ale najlepszym trenerem na świecie z pewnością nie jest. Może zatem chciałabyś zacząć się szkolić pod okiem prawdziwego specjalisty? – Zapytała tak, jakby pomyślała, że właśnie mnie przechytrzyła, bo znalazła czuły punkt, jakąś słabość.

– Pan Lynch również jest specjalistą. W obecnej drużynie mi dobrze, ale dziękuję za troskę.

– To nie troska, złotko. Zależy mi jedynie na tym, abyś zniknęła – powiedziała lodowatym tonem, dokładnie przyglądając się mojej reakcji i każdemu elementowi twarzy. – Ale mój drogi synek mi to w pewnym stopniu uniemożliwił. Spryciarz... Dlatego muszę załatwić to w inny sposób – blond włosa kobieta oparła łokieć o zagłówek drzwi i zaczęła pstrykać palcami.

Timothy uniemożliwił swojej matce pozbycia się mnie? Co tego zrobił, że znalazłam się przez to w takiej sytuacji? I dlaczego kobieta, która widziała mnie raz w życiu, chciałaby, abym zniknęła?

Coś mi umyka... O czymś nie wiem. Tylko o czym?

– Dlaczego miałabym zniknąć? Czy to groźba?

– Absolutnie. Prowadzimy jedynie negocjacje. A moja oferta brzmi następująco – znów na jej twarz wkradł się perfidny uśmiech. – Co powiesz na naukę w Millfield School w Wielkiej Brytanii? Opłacę czesne i zagwarantuję wszelkie środki potrzebne na dogodne życie – rozłożyła ręce, jakby tym gestem chciała pokazać, jak wiele jest w stanie zaoferować.

Czy słyszałam o ten szkole? Oczywiście. Niemal każdy nastoletni sportowiec chciał do niej uczęszczać. Ale tylko nieliczni byli przyjmowani. I tylko nielicznych było stać. Dostanie się do Millfield i rozwijanie pod okiem najlepszych trenerów byłoby spełnieniem moich marzeń.

Ale czy opłacenie tej szkoły przez matkę Timothy'ego, jest również spełnieniem marzeń? Cóż...

Niekoniecznie.

– Dlaczego tak bardzo zależy Pani na tym, abym nie pojawiła się już w szkole? Żebym wyjechała?

– Dlaczego miałabym odpowiedzieć na Twoje pytanie?

– W takim razie dlaczego ja miałabym rozważać Pani propozycję?

– Co za niewychowana dziewucha – westchnęła przeciągle. – Mój syn jest częścią wielkiej firmy. Wpływowej i szanowanej rodziny. Lubimy działać charytatywnie, ale zadawanie się z taką dziewczyną, jak ty, to już lekka przesada. Nie sądzisz? To fatalnie wpłynie na nasz wizerunek – Clarissa Jang wypowiadając te słowa wyglądała dokładnie tak, jakby żywiła wobec mnie ogromną odrazę.

Czyste obrzydzenie.

– Taką dziewczyną, czyli jaką?

– Nic niewartą. Bez koneksji, manier, pieniędzy. Nie masz absolutnie nic do zaoferowania – kobieta niemal wypluła te słowa. – Właśnie dlatego powinnaś mieć chociaż wystarczająco oleju w głowie, by przyjąć pieniądze i zniknąć z życia mojego syna. Zniknąć z tego miasta. Raz na zawsze – dobitnie podkreśliła ostatnie trzy słowa.

– W tym momencie jedyną osobą bez odpowiednich manier, jest Pani. Obraża Pani młodą dziewczynę, zastrasza i próbuje przekupić – zauważyłam. – Urodziłam się w tym mieście, wychowałam i tutaj mam bliskich. Nie obchodzą mnie żadne pieniądze, więc proszę sobie darować dalsze próby przekonywania – tym razem nie starałam się brzmieć miło.

Bo bycie miłym ani trochę nie działało w towarzystwie Clarissy Jang.

– Jesteś nieznośna... Ale czego mogłam się spodziewać. Nawet nie wiesz, kim jesteś, więc skąd możesz wiedzieć, gdzie Twoje miejsce – pokręciła z oburzeniem głową.

– Co to zna...

– Nasza rozmowa dobiegła końca – przerwała mi, wysuwając dłoń w stronę mojej twarzy. – Dopilnuję, abyś pożałowała swojej decyzji i zmieniła zdanie. Gary, musimy odwieźć młodą damę w odpowiednie miejsce.

– Oczywiście – odezwał się mężczyzna zza kierownicy i ponownie ruszył samochodem.

Niespełna pięć minut później Mercedes zatrzymał się, a ja usłyszałam odblokowanie tylnych drzwi. W drugą stronę jechaliśmy dobre trzydzieści minut, więc jakim cudem wróciliśmy w tak krótkim czasie?

– Nie mam całego wolnego wieczoru. Wysiadaj – wysyczała kobieta siedząca obok.

Bardzo niepewnie uchyliłam drzwi samochodu, ale z całą pewnością to nie było San Francisco. To nawet nie były obrzeża miasta. Widziałam przed sobą jedynie kilka drzew i trawę.

– Nie rozumiem. Nie jesteśmy w miejscu, z którego mnie Pani zabrała – odezwałam się, zamykając drzwi i siadając we wcześniejszej pozycji.

– Oczywiście, że nie. Dla takich dziewuch, jak ty, miasto nie jest odpowiednim miejscem. Powinnaś się zadomowić w jakimś szałasie – odpowiedziała niewzruszona.

– To jakiś żart?

– Skoro nie chciałaś przyjąć pieniędzy, tutaj faktycznie nie będą Ci potrzebne – machnęła lekceważąco dłonią.

– Zachowuje się Pani niedorzecznie. Nigdzie się nie ruszam, proszę mnie odwieźć pod szkołę, albo przynajmniej do miasta – broniłam swojego, zapinając pas bezpieczeństwa.

– Gary.

– Oczywiście, szefowo.

Barczysty mężczyzna wyszedł z samochodu i po chwili otworzył drzwi z mojej strony. W ułamku sekundy odpiął mój pas, po czym zaczął wyszarpywać na zewnątrz.

Szarpałam się, jednak na nic się to zdało. Facet był niemal trzy razy większej postury, niż ja. Z łatwością rzucił mną na środek czegoś przypominającego łąkę.

– Jak możecie pozwolić zostać nastolatce w takim miejscu!? Gdzie współczucie!? Gdzie jakakolwiek empatia!? – Podbiegłam ponownie do samochodu, waląc pięściami w szybę drzwi od strony kobiety.

– Złotko... – Clarissa Jang w końcu odsunęła szybę do tego stopnia, że mogłam zobaczyć jej oczy. – W naszym świecie nie istnieje coś takiego, jak empatia. W innym wypadku zostaniesz pożarta przez wilki – popatrzyła się na mnie z wręcz ociekająca kpiną i zażenowaniem.

Zasunęła szybę, a samochód ruszył.

Naprawdę odjechała...

Zostawiła mnie samą. W środku lasu.

Naprawdę sądziłam, że nie ma na świecie większego aroganta, niż Timothy Jang. Ale przecież po kimś musiał to odziedziczyć. Jego matka jest dziesięć razy gorsza.

Sięgnęłam do kieszeni po komórkę. Chciałam zadzwonić do Ruby, żeby po mnie przyjechała, gdziekolwiek teraz byłam. Jednak zanim zdążyłam wybrać numer, stanęłam jak wryta.

Usłyszałam dźwięki. To brzmiało dokładnie tak, jak... wycie.

Wycie wilków.

– Ja pierdole... – wyszeptałam sama do siebie, czując, jak moje serce zaczyna przyspieszać.

Ona dosłownie miała na myśli wilki!? Zostawiła mnie na pożarcie wilków!?

Czy Clarissa Jang jest jakąś pierdoloną morderczynią!? A może myśli, że jesteśmy w filmie!?

Rozejrzałam się chaotycznie po okolicy i przysięgam, że widziałam trzy poruszające się sylwetki. Słyszę nawet stąpanie na liściach i łamanie drobnych gałęzi. Już po mnie.

Rozszarpią mnie na drobne kawałeczki. Myślałam, że chociaż zasłużyłam na bezbolesną śmierć, ale nie. Nawet podczas śmierci będę cierpieć!

Momencik...

Cierpienie. Wieczór. Las. Wilki. Ofiara. Jakbym gdzieś już to słyszała...

Oczywiście! Jang powiedział mi dokładnie to samo, kiedy wymieniał sposoby, jak zemścić się na Simonie.

Ale to by znaczyło... Że tych wszystkich rzeczy nauczyła go matka? Że mógł kiedyś widzieć, jak ktoś znęcał się nad ludźmi? Jak ich maltretował? Tego uczyła go w dzieciństwie zamiast, nie wiem... Empatii na przykład?

A myślałam, że to moja rodzina jest dysfunkcyjna.

Kroki stawały się wyraźniejsze. Zaczynałam nawet słyszeć wąchanie i głębokie oddychanie. Były coraz bliżej.

Rory, myśl szybciej! Nie masz teraz czasu, żeby zastanawiać się nad tym, jak Jang był traktowany w dzieciństwie. Ale jeśli Clarissa zrobiła Timothy'emu poradnik, jak doprowadzić do bolesnej śmierci, to chłopak musi wiedzieć o istnieniu tego miejsca. Musi wiedzieć, jak się tutaj dostać. Będzie wiedział, gdzie jestem.

Ale czy mogę do niego zadzwonić po tym wszystkim? Przecież to jego matka doprowadziła do tej sytuacji. Co, jeśli to jakiś test? Może obserwuje mnie z ukrycia i sprawdza, czy poproszę o pomoc jej syna. A to by znaczyło, że miała wcześniej rację.

Nie mogę zadzwonić.

Całe szczęście, że rodziny pozostałej trójki mnie nie znają.

Wybrałam odpowiedni numer, przyłożyłam telefon do ucha i narastającym stresem czekałam, aż odbierze. Jeden, trzeci, siódmy sygnał.

Nie odebrał.

– No dalej, nie rób mi tego – szeptałam sama do siebie, będąc bliska płaczu.

Ponownie wybrałam ten sam numer.

–Sikałem, więc nie miałem wolnej ręki, żeby odebrać za pierwszym razem. Co tam? – Tym razem po jednym sygnale usłyszałam pogodny głos Elliota.

– Lio, posłuchaj mnie uważnie. Musisz po mnie przyjechać. Chyba za chwilę pożrą mnie wilki – mówiłam nadal szeptem z drżącym oddechem.

– Brałaś coś? Brzmisz tak, jakbyś ostro się zjarała – powiedział rozbawiony.

– Wychodziłam z pracy, ale do niej nie dotarłam. Matka Timothy'ego czekała za mną pod szkołą. Zamknęła mnie ze w samochodzie, a jej kierowca gdzieś nas wywiózł. Odbyłyśmy uroczą rozmowę. Jak usłyszała, że nie wezmę od niej pieniędzy, to wyjebała mnie w środku jakiegoś lasu. Nie wiem, czy moje przypuszczenia są trafne, ale jeśli kiedykolwiek razem z Jangiem wywoziłeś ludzi i zostawiałeś na pożarcie wilkom, to przyjedź w to miejsce. Zakładam, że to dokładnie ten sam las. I tutaj naprawdę są wilki!

– Kurwa... – wychrypiał, a w słuchawce usłyszałam głośne szelesty. – Już dzwonię po chłopaków. Za minutę wsiadam w samochód i po Ciebie jadę. Nie bój się, niedługo będę – z pogodnego głosu Elliota nie został nawet ślad.

– Pod żadnym pozorem nie zabieraj Timothy'ego i nie mów mu, co się dzieje – dodałam pośpiesznie – Jeśli jego matka w jakiś sposób mnie teraz sprawdza i go tutaj zobaczy, zapewne na wilkach się nie skończy.

– Przy...

Rozłączyło. Straciłam zasięg.

Cudownie! Dlaczego w takich momentach zawsze pada bateria albo nie ma zasięgu? Przecież nie można mieć aż takiego pecha!

Jednak można. Właśnie zobaczyłam wilka. Stoi jakieś dwieście stóp ode mnie. Idealnie na wprost. Wyłonił się zza drzewa i jestem przekonana, że mnie zauważył dokładnie tak, jak ja jego.

Co mam robić!? Naprawdę chcę jeszcze pożyć!

Bodajże w ósmej klasie mieliśmy zajęcia o tym, jak zachować się w towarzystwie dzikich zwierząt. Dlaczego nie potrafię sobie nic z tego przypomnieć!? I czy te wilki są faktycznie dzikie, czy ktoś je wyszkolił do pożerania ludzi!?

Zwierzę zrobiło kilka kroków w moją stronę, a ja stałam bez ruchu na środku polany. Zablokowałam telefon, żeby nie rzucać się w oczy. Jednak pomimo ciemności, wciąż widziałam świecące się oczy wilka. A gdzieś w oddali słyszałam kolejne osobniki.

Okej, tylko nie panikuj. Weź to na logikę. Dzikich zwierząt nie można denerwować, więc najlepiej będzie zachować ciszę i spokój. Zero gwałtownych ruchów, hałasów i samoobrony.

Stałam oblana potem i nie poruszyłam się nawet o milimetr. Według moich obliczeń w głowie, stałam tak trzysta sekund i plan spalił na panewce. Po mojej lewej stronie pojawił się kolejny wilk. Kolejna para świecących oczu. A za nim kolejny.

Trzy, zapewne wygłodniałe, wilki przeciwko jednej dziewczynie. Nie trudno się domyślić, kto ma większe szanse.

Roztrzęsiona, zestresowana i załzawiona, z poczuciem bezsilności padłam na ziemię. Usiadłam na mokrej od rosy trawie, przyciągając nogi do klatki piersiowej. Ciasno owinęłam ręce wokół kolan i schowałam w nich twarz.

Nawet nie wiem, czy moje ciało drży z przerażenia, czy może z zimna. Nie potrafię nie uspokoić. Tak strasznie się boję. Co z tego, że zamknęłam oczy i nie widzę tych przerażających stworzeń, skoro wciąż słyszę każdy ich ruch.

Czy zwierzęta atakują ofiary, od których wyczuwają strach? Bo jeśli tak, to by wyjaśniało, dlaczego wilków jest coraz więcej.

Koło swojej nogi poczułam leżący kamień. Pośpiesznie wyciągnęłam głaz z ziemi i wzięłam go w dłoń. Może chociaż to w jakiś sposób pomoże mi w obronie. Choć zapewne nie na długo.

Kolejne odliczanie. Kolejne trzysta sekund w mojej głowie i kolejne kroki wilków w moim kierunku. Czym sobie zasłużyłam na taki los!? I dlaczego Elliota wciąż nie ma!?

Czy ja... Słyszałam warczenie?

Gwałtownie podniosłam głowę i rozejrzałam się. Nie musiałam długo szukać, aby zobaczyć wilka stojącego zaledwie trzydzieści stóp ode mnie. Na dodatek z wyszczerzonymi zębami. Niewiele myśląc, rzuciłam kamień niedaleko zwierzęcia, ale pomysł na odpędzenie go nic nie dał. Drapieżnik wręcz wydawał się jeszcze bardziej rozwścieczony. Została ostatnia możliwość.

Sprawdźmy, jak nogi atletki poradzą sobie w ucieczce przed wilkami. Przecież nie mogę tutaj siedzieć i dać się pożreć, jak ostatnia ofiara losu, muszę coś zrobić! A skoro potrafię jedynie szybko biegać...

Trzy, dwa, jeden. Start.

Zapewne jeszcze nigdy w życiu nie miałam tak szybkiego startu. Ruszyłam na prawo, w tym samym kierunku, w którym odjechał samochód Clarissy. A w każdym razie przypuszczałam, że zmierzam to tego samego miejsca. Było już ciemno, więc musiałam w pełni zaufać swojej intuicji. Słyszałam za sobą równie szybkie kroki, więc z całą pewnością przynajmniej jeden wilk mnie gonił. Nie miałam nawet chwili na wyciągnięcie telefonu i włączeniem lampy.

Uciekałam ile sił w nogach. Nawet na chwilę nie zmniejszyłam tempa, a z całego przypływu adrenaliny nawet nie poczułam zmęczenia. Ale końca lasu nie było. Wszędzie tylko dziki gąszcz drzew, krzewów i ziemi obsypanej spadającymi liśćmi.

Po kilku minutach ciągłego biegu w końcu przestałam słyszeć stworzenia. W końcu zebrałam się na odwagę, aby w biegu spojrzeć za ramię.

Pusto.

Rozejrzałam się ponownie, tym razem w każdą stronę lasu. Nic. Ani jednej żywej istoty. Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy może martwić.

Postanowiłam jednak przystanąć. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni, włączając latarkę. W końcu odrobinę odetchnęłam. Gdy dostrzegłam na wyświetlaczu jedną kreskę zasięgu, od razu wybrałam numer Elliota, robiąc telefon na tryb głośnomówiący, dzięki czemu nie musiałam się zatrzymywać, aby oświetlić dalszą część drogi.

Nawet to mi nie wyszło.

Zamiast patrzeć pod nogi, patrzyłam przed siebie i na na boki, wypatrując dzikich zwierząt, albo samochodu. I to był najgorszy pomysł w historii. Zrobiłam zaledwie trzy kroki, a czwarty już się nie udał. Nie było pod moją stopą ziemi. Jedynie stroma górka.

Straciłam równowagę. Nie potrafiłam utrzymać się na nogach, ani zatrzymać swojego pędzącego w dół ciała. Toczyłam się w dół z coraz większą prędkością. Przynajmniej kilka razy zahaczyłam o wystające gałęzie, czy leżące patyki. W końcu moje ciało poczuło coś naprawdę twardego, przez co na swojej głowie i ręce poczułam pulsujący ból. Ale nawet to nie zatrzymało mojego ciała.

Zatrzymałam się dopiero na samym dole. Nie sama. Skutecznie zrobił to głaz, na którego wpadłam plecami.

Nie mam pojęcia, ile czasu moja twarz leżała wtopiona w liście i zimną, mokrą ziemię. Moje ciało bolało. Krzyczało. Błagało, abym coś zrobiła.

Ostatkiem sił próbowałam unieść swoje ciało. Podnieść się chociaż do siadu. Zrobić cokolwiek.

Jedna próba, druga, piąta. Wszystko na nic. Ciężar mojego obolałego ciała mnie pokonał.

Oczy zaczęły robić się bardzo ciężkie. Nie byłam w stanie dłużej utrzymać ich otwartych. Musiałam...

***

Matko, ale jasno. Czy to już niebo? Widzę jasność nawet przy zamkniętych oczach. Ale czy w boskim raju nadal powinno boleć mnie całe ciało? A podobno miało nie cierpienia i bólu. Co za stek bzdur.

– Moja głowa – wyjęczałam, zaciskając z całej siły powieki.

– Obudziłaś się? Całe szczęście! – Usłyszałam znajomy głos.

Z trudem otworzyłam oczy. Od razu poraziło mnie mocne, białe światło lampy. Spuściłam wzrok i zobaczyłam nad sobą nieco rozmowane, ale znajome, cztery twarze.

Czyli to jednak nie raj. To tylko moje piekielne życie.

– Co się stało? I gdzie jestem? – Zapytałam zdezorientowana, podnosząc się z łóżka, czego szybko pożałowałam.

Zakręciło mi się w głowie, a jej ból nasilił się. Znów zacisnęłam powieki, próbując jakoś dojść do siebie.

– W szpitalu – powiedział cicho Ivan.

– Wiesz jakiego stracha nam napędziłaś!? – Uniósł się Elliot.

– Nie mogłaś stać w miejscu i za nami czekać? Na chuj chodziłaś po lesie? – Zapytał widocznie zmęczony Mason, przecierając dłonią twarz.

– Jakbym nadal stała w miejscu, to zapewne rozszarpałby mnie któryś z trzech wilków. Z całą pewnością widziały we mnie smakowity kąsek – odpowiedziałam z ironicznym uśmiechem.

– Zamiast wilków rozszarpały Cię gałęzie i wystające pinki drzew – odparł zamyślony Ivan.

– Co? O czym ty mówisz? – Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, co miał na myśli.

Co właściwie się stało? Pamiętam pieprzoną Clarissę Szajbuskę Jang, wilki i polanę. Ale skąd się tutaj wzięłam?

Usilnie próbowałam sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. W końcu mnie olśniło.

Stoczyłam się z górki w lesie.

Pokraka...

Rozejrzałam się ponownie po pomieszczeniu. Byłam przykryta białą kołdrą, a do ręki miałam przyczepioną kroplówkę. Widziałam pełno obtarć na rękach i...

– Co to ma być!? – Pisnęłam, widząc na prawym przedramieniu ogromną, zszytą ranę.

– Mówiłem, że coś innego Cię poszarpało. Rana była głęboka, musieli zszywać. Na głowie też. – wyjaśnił niepewnie.

– Na głowie!? – Krzyknęłam ponownie.

Po mojej reakcji Elliot podał mi z niemrawą miną stojące na szafce lusterko.

Spojrzałam w swoje odbicie i się skrzywiłam. Pod opadającymi na czoło włosami dostrzegłam rozcięcie i kolejne szwy. Naliczyłam pięć. To by wyjaśniało ogromny ból.

Wyglądałam okropnie.

Z lusterka przeniosłam wzrok na jedyną osobę, która do tej pory nie odezwała się ani słowem. Z narastającym poczuciem winy i żalem patrzyłam, jak w jej oczach pojawiają się łzy.

– Przepraszam, że Cię znowu zmartwiłam – odezwałam się niepewnie.

– Masz pojęcie, jak bardzo się bałam!? Szukali Cię po lesie przez półtorej godziny! – Ruby momentalnie wybuchła płaczem, rzucając się w moją stronę, aby mnie objąć.

– Przepraszam. Wiem, że się bałaś, ale mogłabyś trochę poluzować uścisk? To boli – zaśmiałam się przez łzy. – I co tu robisz? Kto Ci powiedział? – Zapytałam zirytowana, patrząc uważnie na całą pozostałą trójkę.

– Jest Twoją przyjaciółką. Powinna wiedzieć, co się stało – odezwał się Mason, wzruszając ramionami.

– Ale Ruby w każdą niedzielę ma Dzień dla Torresów, nie powinna sobie wtedy niczym zawracać głowy – westchnęłam, opierając głowę o zagłówek szpitalnego łóżka.

Dzień dla Torresów został oficjalnie ustanowiony, gdy Ruby dostała informację, że jest już zdrowa. Jej rodzice i brat musieli pracować, ale chcieli wspólnie spędzać przynajmniej cały, jeden dzień w tygodniu. Żeby nigdy więcej nie stracili cennego czasu ze swoją córka i siostrą.

– Przestań pierdolić. Wylądowałaś w szpitalu, Mason dobrze zrobił, że po mnie zadzwonił – odparła wzburzona brunetka.

Okej, nie mam ani ochoty, ani siły na jakieś kłótnie. Czasami lepiej ugryźć się w język i zmienić temat.

– Jakim cudem poradziliście sobie z wilkami? I jakim udało Wam się mnie znaleźć?

– Wzięliśmy trochę surowego mięsa. No i wożę w samochodzie naboje usypiające – odparł, widocznie dumny ze swoich czynów, Elliot.

– Niedaleko Ciebie leżał telefon z włączoną latarką, więc światło w końcu rzuciło nam się w oczy. Co nie zmienia faktu, że szukaliśmy Cię prawie dwie godziny – na drugą część pytania odpowiedział Ivan.

– Wybaczcie, że nie poczekałam na polanie, ale sami rozumiecie. Wilk biegnący w moim kierunku i te sprawy – Zacisnęłam wargi, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Zaraz... Po co Ci naboje usypiające!? – Zszokowana spojrzałam na Lio.

– Naprawdę chcesz wiedzieć? – Uniósł pytająco brew.

– Nie. Zdecydowanie nie – odpowiedziałam po chwili namysłu. – Ale chcę wiedzieć, dlaczego nie miałam pojęcia o tym, do jakich rzeczy jesteście zdolni. Jesteście jakąś cholerną mafią!? – Wyrzuciłam ręce, jeszcze bardziej podnosząc głos.

– Zaraz tam mafią... Bardziej czymś w rodzaju organizacji z dużymi wpływami i powiązaniami na różnych szczeblach – odparł niezbyt przejęty Mason.

– Przecież to jest, kurwa, definicja mafii! I spodziewałam się jakiegoś zaprzeczenia... – wychrypiałam załamana.

Reakcja Ruby zapewne była identyczna do mojej. Patrzyła zszokowana na blondyna, z szeroko otwartymi ustami i oczami wielkości piłeczek golfowych.

W co my się wpakowałyśmy...

– A czego się spodziewałaś? Myślałaś, że Wasze Stowarzyszenie TIME, to tylko teatrzyk szkolny, którym straszy się małolaty? – Zapytał ironicznie Ivan, kiedy przez dłuższy czas nasza postawa się nie zmieniła.

– Nie wiem, czego się spodziewałam. W sumie niczego. Na pewno nie tego! – Wykrzykiwałam niezbyt spójnie. – Czemu o tym nie wiedziałyśmy? Chyba powinnyśmy wiedzieć, z kim mamy do czynienia!

– Wiesz, to jest raczej ta strona medalu, którą niechętnie się chwalisz podczas pierwszego spotkania albo niedzielnej herbatki – zaśmiał się niepewnie Elliot, drapiąc się po skroni.

– Ale to nie jest pierwsze spotkanie. Znamy się od dwóch miesięcy – Zauważyłam.

– Mnie znasz od dziecka – Włączyła się do rozmowy Ruby, spoglądając na Wooda.

– Co? – Zapytał równocześnie Ivan z Masonem.

– To rozmowa na inny dzień – Ruby machnęła ręką, zbywając zaciekawioną dwójkę.

– W każdym razie nasi rodzice znają nas prawie osiemnaście lat i nie mają o niczym pojęcia, więc nie dziw się, że nie wiedziałaś – odparł spokojnie Lio.

– Emily zna nas od dziecka, a też nie wie o większości spraw – dodał Ivan.

– Czyli gdyby nie ta sytuacja, my też byśmy się nigdy nie dowiedziały?

– Prawdopodobnie – przytaknął blondyn.

– Okej, wiem, że nie musimy sobie mówić o wszystkim, bo nie znamy się jakoś długo i to nie jest zagorzała przyjaźń, ale co chwilę wychodzą na jaw jakieś nowe fakty. Nawet nie tyle fakty, co kłamstwa. Przez które mi się obrywa – odparłam, nie kryjąc swojego zirytowania. – Ile tajemnic jeszcze macie?

Cała trójka przelotnie obrzuciła się spojrzeniami.

– Wiele – odpowiedzieli równocześnie.

– To będzie ciekawe życie – wypaliła Ruby, do której wciąż nie wszystko dotarło.

– Mogę się jeszcze wypisać z tych znajomości? – Zapytałam zrezygnowana.

– Nie. Za dużo wiesz, żebyśmy mogli Ci teraz pozwolić odejść – odpowiedział poważnie Ivan.

– Ale ja praktycznie nic nie wiem!

– Więcej niż inni – przyznał, patrząc na mnie pierwszy raz, odkąd się obudziłam.

Na słowa chłopaka westchnęłam przeciągle, chowając twarz w dłoniach.

– To zadzwonisz do Tima i powiesz mu, co odpierdoliła jego matka? – Zapytał zaciekawiony Elliot.

– Ani słowa o nim! – Zagroziłam palcem. – I ani słowa jemu. Jak będę chciała, to sama mu powiem. A jak któryś z Was się wygada, to osobiście użyję waszych sposobów na znęcanie się. Ucinanie przyrodzenia mi się podobało.

– Skąd ty... – zmierzył mnie wzrokiem Mason. – No tak. Oczywiście, że musiał się z czymś wygadać – prychnął, odchylając się na krześle.

– Która godzina? – Zapytałam, zdając sobie sprawę, że w domu mogę mieć poważne kłopoty.

– Parę minut po północy – odparł Ivan, spoglądając na zegarek na nadgarstku.

– W takim razie nie wiem, jak to zrobicie, ale macie mi załatwić wypis. Nie zostanę w tym miejscu ani godziny dłużej. I gówno mnie obchodzi, czy Wam się to podoba, czy nie.

– Ale... – odezwał się niepewnie Elliot.

– Koniec tematu. Do roboty! – rozkazałam niezbyt przyjemnym tonem głosu.

– Tylko się z nim przespała, a już zaczyna go przypominać – powiedział niby pod nosem Mason, jednak wszystko wyraźnie słyszałam.

– To nie Wasz interes, ale skoro tak bardzo Was to fascynuje, to poczujcie moje dobre serce, że usłyszycie prawdę. Nie przespaliśmy się. Tajemnica rozwiązana. A teraz brać dupy w troki i robić co mówię, bo coś mi się należy po tym spotkaniu z wilkami – powiedziałam ozięble.

A Ivan wyglądał dokładnie tak, jakby ktoś sprzedał mu porządnego prawego sierpowego. I dobrze. Niech wie, że pobił się ze swoim przyjacielem bez powodu.

Nie wiem, czy to kwestia spotkania z wilkami, czy może po uderzeniu się w głowę moje podejście uległo diametralnej zmianie, ale z całą pewnością miłej Aurory już nie było.

Bycie miłą nic mi nie dało, więc jaki jest sens, aby dalej taką być? Absolutnie żaden.

– Z mojej dedukcji wynika, że chociaż cała wasza czwórka jest blisko, to ty najlepiej znasz Janga. Więc może łaskawie wyjaśnisz, dlaczego jego matka próbowała mnie przekupić? Albo dlaczego zostawiła mnie na pożarcie wilkom? – Zapytałam oschle, kiedy Ivan zatrzymał BMW przed moim domem.

A podobno jeździ tylko motorem. Kłamstewka na każdym kroku.

– Nikt nie wie, co siedzi w głowie Clarissy, nawet Timothy. Ale z pewnością miała jakiś powód – odpowiedział wymijająco.

– Mam przeczucie, że doskonale znasz ten powód, tylko nie chcesz mi o nim powiedzieć – zmierzył wzrokiem siedzącego za kierownicą bruneta.

– Bo nie ja powinienem Ci o nim powiedzieć. Porozmawiaj z Timothym – odparł półszeptem.

– Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Nie po tym, co zrobiła jego matka. Poza tym nawet wcześniej był kutasem – odparłam zła, zakładając ramiona na klatce piersiowej.

– Dlaczego ciągle jesteś tak źle nastawiona do jego osoby? On jest bardziej ludzki, niż Ci się wydaje. Tylko jest kiepski w nawiązywaniu nowych relacji i okazywaniu uczuć – spojrzał na mnie kątem oka, obserwując reakcję.

– Jeszcze dwa dni temu waliłeś go po mordzie, a teraz nagle bronisz? Masz jakieś rozdwojenie jaźni? – Prychnęłam zdenerwowana. – Zresztą nie chcę dłużej tego słuchać. Do jutra – odparłam niezbyt przejęta, otwierając drzwi samochodu.

– Jak byłaś nieprzytomna, to ustaliliśmy, że będziesz chodziła do pracy z Masonem, a do domu będziesz wracać ze mną albo Lio. Do szkoły już wcześniej jeździłaś z Ruby, więc tutaj nic się nie zmienia. Tak tylko chciałem Cię uprzedzić. Dobranoc, Auroro – Ivan nawet na moment się nie uśmiechnął.

Wyglądał dokładnie tak, jakby wyparowało z niego życie.

Weszłam po cichu do domu. Na szczęście o tej godzinie babcia Rose już spała. Skierowałam się najpierw do łazienki, aby pod prysznicem zmyć z siebie cały ciężar wydarzeń. Liczne słowa, które na mnie ciążyły.

Nic to nie dało.

Po gorącej kąpieli nie czułam się ani spokojniejsza, ani mniej obolała. Nie zasnęłam nawet po kilku tabletkach przeciwbólowych. Przeleżałam całą noc ze wzrokiem utkwionym w oknie.

Wstałam godzinę wcześniej, aby uniknąć konfrontacji z babcią. Miała już swoje lata i lekkie problemy ze wzrokiem, ale ranę na moim czole dostrzegłaby bez żadnego problemu. Zostawiłam jedynie karteczkę na stole w kuchni, że mam poranny trening, więc poszłam do szkoły wcześniej.

To była wiarygodna wymówka.

Całe szczęście, że szkoła była otwierana wcześniej. Chwilę po siódmej wchodziłam do tajemniczej sali numer sześć. Kanapy były wygodniejsze niż moje łóżko, więc położyłam się na jednej z nich, zabierając wcześniej ciepły koc z kącika kinowego.

– Nie masz łóżka w domu, że śpisz tutaj? – Z drzemki wyrwał mnie niski głos.

Otworzyłam zaspana oczy, widząc nachylonego nade mną Janga.

– Nie powinno Cię to obchodzić – wybełkotałam.

– Ciebie nie powinno tu być o tej godzinie – zauważył.

– Jak Ci coś nie pasuje, to spierdalaj – odparłam oschle.

– O co Ci chodzi? Czemu jesteś dzisiaj taką suką?

– O to mi chodzi, że jesteś skończonym chujem, Jang! – Krzyknęłam, popychając chłopaka na stolik, podnosząc się po chwili z kanapy.

– A może chociaż dzień dobry? – Popatrzył z dezaprobatą, unosząc jedną brew.

– Och, tak. Mój błąd – puknęłam się teatralnie w głowę. – Dzień dobry, jesteś skończonym chujem – powtórzyłam z ironicznym uśmiechem, ruszając w kierunku wyjścia.

– Trochę lepiej, ale nadal nie brzmi to jak coś, co chciałbym słyszeć każdego ranka. Chyba coś zrobiłem i znowu nie wiem co – stwierdził niewzruszony, idąc za mną.

– Po prostu odpierdol się ode mnie. Utrudniałeś mi życie od dwóch miesięcy, ale teraz to już przesada. Nie będę żadną gierką nadętych, dwulicowych, bezuczuciowych bogaczy, którym nudzi się w życiu – odparłam chamsko, nie czekając na odpowiedź i wyszłam z sali.

– Jak ręka? Boli? – Zapytał Ivan, kiedy odprowadzał mnie z pracy do domu.

Nie miałam ochoty ani na jazdę jego motocyklem, ani na męczenie się autobusem z tłumem ludzi. Spacer w przypadku mojego obolałego ciała brzmiał najsensowniej.

– Do przeżycia. Czułam już gorszy ból – odparłam nieprzejęta, wzruszając ramionami.

– Już sobie kiedyś coś zrobiłaś? – Zapytał zaciekawiony.

– Moja dusza cierpi od dwóch miesięcy przez Twojego cholernego kumpla. Jego chore gierki bolą bardziej niż kilka szwów na ręce – wyznałam oschle.

– Znowu jakieś obiekcje do Tima? Ile to jeszcze będzie trwało?

– Tak długo, dopóki się ode mnie nie odpierdoli.

– Gnoisz go, a nawet nie wiesz, co dla Ciebie zrobił – dodał nieco ostrzej.

– Nie zrobił absolutnie nic.

– Zrobił absolutnie wszystko. A ja mam dość patrzenia, jak kłamiecie, zamiast w końcu sobie wszystko wyjaśnić – Ivan niemal krzyczał.

– Co masz na myśli? – Stanęłam w miejscu, przyglądając mu się z dezorientacją.

– Powiedziałem Ci wczoraj, że nie ode mnie powinnaś to usłyszeć, ale widocznie trzeba Was jakoś popchnąć w kierunku prawdy.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć. Brunet po swoich słowach przyłożył komórkę do ucha, czekając, aż ktoś odbierze.

– Jestem z Aurorą w Pine Lake Park. Albo będziesz tutaj za piętnaście minut i powiesz jej całą prawdę, albo sam jej o wszystkim powiem – powiedział szorstko, po czym od razu się rozłączył.

– O czym mi powiesz? – Zapytałam oniemiała.

– O tym, że nic nie było przypadkowe. On Cię wybrał, Auroro – odpowiedział cierpko, przenosząc wzrok na moją twarz.

31.10.2017 r.

Czy jest coś gorszego od uwierzenia nieodpowiedniej osobie? 

Tak.

Uwierzenie w iluzję, jaką ktoś stworzył i życie w niej, jakby była Twoim własnym osiągnięciem.

*******

Cześć gwiazdeczki!

Rozdział teoretycznie miał być wstawiony o 16:00, jest 17:00, więc godzina spóźnienia chyba nie jest zła. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie ^^

Zdezorientowani? Zdziwieni? Oszołomieni? Na pewno nie tak, jak Aurora :p

Po takich ludziach jak Timesy naprawdę można się wszystkiego spodziewać. Ale kto wie, co tym razem wymyślił Timothy? Zapewne dowiemy się w następnym rozdziale ;)

I pamiętajcie - nigdy nie wchodźcie z matkami swoich znajomych do auta. Gdzieś tam mogą skrywać się wilki (w ludzkiej postaci przede wszystkim)

Oczywiście przydała by się jeszcze rozdziałowa piosenka. Tym razem:

The Neighbourhood: Afraid 

Do następnego gwiazdeczki, powodzenia z zastanawianiem się, co odwalił Timmy :*

Wasza Dalva 🌙

Continue Reading

You'll Also Like

294K 11.2K 35
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...
70.4K 2.1K 29
17-nasto letnia Olivia ma "idealne" życie. Mieszka z rodzicami, młodszym bratem i psem. W domu nie brakuje jej pieniędzy. Ma wspaniałe przyjaciółki...
121K 1.7K 9
Livia Young nie widzi od urodzenia, jednak nie powstrzymuje jej to przed tym, by oddać swoje serce sztuce. Na jednym z wernisaży poznaje Alexa Weaver...
30.1K 690 62
talksy po prostu Bardzo polecam książkę #1 smith 06.11.2022 #1 malcolm 06.11.2022 #1 hypothesis 06.11.2022 #1 olive 06.11.2022 #1 adam 07.11.2022