Kartki wyrwane z Książek

By Karolsien

4.9K 178 519

Tu jest wszystko. I nic też. Czasem dopadnie mnie pomysł. I jeśli nie wyląduje w hasioku, to ląduje tu. By... More

✍Poznaj Autora✍
✍Trochę o moich dziełach, czyli Autor się spowiada✍
💔 On nie jest Tobą 💔
👸 To jest Twoja chwila 👸
☕ Nowy samiec ☕
🖤 siedem dni 🖤
🖤 siedem nocy 🖤
👑 Jestem twoją żoną 👑 |AE Kazimierzówna|
👑 Zostań (16+) 👑 |AE Kazimierzówna|
👑 Władysław 👑 |AE Kazimierzówna|
☕ Eliminacje ☕
👑 Obietnica 👑 |AE Kazimierzówna|
👑 Oczko w głowie 👑 |AE Kazimierzówna|
👑 Nie tak 👑 |AE Kazimierzówna|
👑 Spójrz na mnie (16+) 👑 |AE Kazimierzówna|
👑 Aniołek (18+) 👑 |AE Kazimierzówna|
☕ Okres ☕
❄ Cicha noc ❄
👑 Wybacz 👑 |AE Kazimierzówna|
📖 Przez książkę do serca 📖
👑 Nie dla ciebie 👑 |AE Kazimierzówna|
🏔 Gierka. Love story 🏔
☕ Strawberry Kiss ☕
🐺 Zbiegła królowa (16+) 🐺 |AU Kazimierzówna|
🐺 Nowe życie (16+) 🐺 |AU Kazimierzówna|
🐺 Gładka, chłodna, zabójcza (16+) 🐺 |AU Kazimierzówna|
🐺 Prawda 🐺 |AU Kazimierzówna|
🕵‍♀️ B612 🕵‍♀️
🕵‍♀️ Pani Agata 🕵‍♀️
🕵‍♀️ To się źle skończy 🕵‍♀️
🕵‍♀️ Epilog 🕵‍♀️
🏳‍🌈 Mama 🏳‍🌈
🔥 Vendetta (zapowiedź) 🔥
🔥 Vendetta 🔥
💎 Pamiętnik Cesarzowej 💎
👮‍♀️ Bibliotekarka (zapowiedź) 👮‍♀️
👮‍♀️ Welcome to the Jungle (18+) 👮‍♀️
👮‍♀️ She's a little bit dangerous (18+) 👮‍♀️
⏳ ? (fragment) ⏳

👮‍♀️ Knockin' On Heaven's Door (18+) 👮‍♀️

32 4 5
By Karolsien

[ Możliwy spojler do serialu Bodies Netflixa😅 Chociaż to Netflix, to można się tego samemu domyślić. Ale serial bardzo polecam🔥 ]

===

Kosa odpuściła, ale Dominika i tak męczyła tę sprawę. Była bardzo bliska znalezienia jej i wysłuchania. Nie mogła pojawić się bez powodu, a Majewska bardzo chciała poznać ten powód. Akta, które wysłał jej Tomek, w żaden sposób nie rzuciły światła na sprawę. Zdążyła się też odrobinę powadzić z Bartkiem, przez co nie odzywała się do niego od dwóch dni. Uważał, że powinna odpuścić i zająć się "szukaniem lepszej roboty". Westchnęła ciężko i zamknęła laptopa, przecierając twarz dłońmi. Uniosła gwałtownie głowę, gdy usłyszała pukanie. Nikt nigdy nie pukał. Uniosła brwi na widok swojego chłopaka z papierową torbą w dłoniach.

- Można przeszkodzić? - zapytał.

Podniosła się z krzesła, ominęła biurko i stanęła przed nim. Bartek miał na sobie mundur, a wyraz twarzy świadczył o tym, że już się pogodzili. Jak zwykle bez jej wiedzy.

- Przyniosłem ci coś słodkiego - oznajmił, wręczając jej torbę.

Chciał ją pocałować, ale się uchyliła, przez co trafił w policzek. Poczuła na skórze jak wypuścił powietrze.

- Nadal będziesz się na mnie boczyć?

Objął ją w talii, przysuwając się do niej bliżej. Nie poruszyła się. Musnął ustami jej szyję.

- Oj no - przyciągnął ją bliżej, prawie gniotąc to, co przyniósł jej w torbie - Nie gniewaj się.

Czując, że tak nie wygra, odsunął głowę i spojrzał jej w oczy. Patrzyła na niego sceptycznie. Odgarnął zabłąkany kosmyk włosów, ujął policzek i pogłaskał go kciukiem.

- Wyrzucili cię przez nią z pracy, pamiętasz? Nie ma sensu zawracać sobie nią głowy.

- Ale nie mogła wrócić bez powodu.

- To już nie twoja sprawa - skierował jej wzrok na siebie - Nie ma co dokładać sobie nerwów.

Widział jak mięknie. Uśmiechnął się, nachylił i zyskał to, po co przyszedł. Wyjął z jej rąk torbę, odłożył na biurko i pogłębił pocałunek. Złapał ją nisko w talii.

- Jesteśmy w szkole - upomniała go, kiedy zaczął całować ją po szyi.

- No i co z tego? - mruknął - Jestem funkcjonariuszem. Gówno mi mogą zrobić.

Odchyliła głowę, gdy jego ręka zaczęła zsuwać się po jej udzie. Z transu wyrwało ich chrząknięcie. Dominika momentalnie otrzeźwiała i odsunęła od siebie Bartka. W progu stał Szymon. Majewska nie zdołała powstrzymać rumieńca wstydu. Spuściła głowę, Bartek odchrząknął. Profesor wszedł do środka, unosząc tylko lekko kartki, sugerując, że zamierza znów skorzystać z ksero. Założyła włosy za uszy i zaplotła ręce na piersi.

- Przywiozłem ci twoje ulubione ciastka - policjant przerwał ciszę.

- Dzięki - odparła, wciąż mając gulę wstydu w gardle.

- I obiecaj mi, że odpuścisz - złapał ją delikatnie za łokcie.

Rozplotła ręce i objęła go. Pokiwała ciężko głową.

- Będę się zwijał. Ojczyzna wzywa.

Pocałowali się na pożegnanie, po czym wyszedł z biblioteki. Dominika jeszcze raz odchrząknęła, zerknęła na Nowaka, po czym zajrzała do torby. Usiadła ponownie za biurkiem. Miała wrażenie, że niezręczna cisza ciągnie się w nieskończoność.

- Twój partner? - zagadnął niespodziewanie Szymon.

Majewska aż musiała na niego spojrzeć, żeby się upewnić, że to on mówił. Nie patrzył jednak na nią.

- Tak - odparła cicho - Poznaliśmy się w pracy - dodała już głośniej.

Pokiwał głową.

- Czemu na mnie nie doniosłeś? - zapytała.

Wzruszył ramionami.

- Bo to nie w moim interesie.

- Sądziłam, że wszyscy jesteście w opozycji przeciwko mnie - uniosła brew.

- Nie wszystkim podoba się, że tu pracujesz.

- Tobie również - zauważyła, a brew powędrowała jeszcze wyżej.

- Może.

- Może? - podniosła się z krzesła i zbliżyła do maszyny - Jeszcze niedawno wparowałeś tu na pełnym wkurwie, żeby mi wygarnąć.

Uniósł kącik ust.

- Dziwny jesteś, wiesz? W chuj dziwny.

- Uznam to za komplement.

Maszyna skończyła pracować, Nowak zebrał kartki. Majewska odwróciła się przez ramię.

- Może ciastko? - zaproponowała.

- Nie są zatrute? - zapytał.

- Bartek kupił je dla mnie, więc wątpię.

Gdy się odwróciła, zderzyła się z podchodzącym do niej Szymonem. Żeby nie straciła równowagi, położył dłoń na jej plecach. Znaleźli się blisko siebie, stanowczo za blisko. Zapomniała o ciastkach, a on o kartkach. Spojrzeli sobie w oczy, pierwszy raz z takiej odległości. Starali się wyczytać, co drugiemu chodzi po głowie. Wzrok Nowaka zsunął się na jej usta, ona błądziła swoim po rysach jego twarzy. Nachylił się bliżej niej, ona powieliła jego ruch. Zetknęli się czubkami nosów, zastygli.

- Nie możemy - zauważyła Dominika ochrypłym głosem - Mam chłopaka.

Profesor zaraz się odsunął.

- Sory.

Unikali patrzenia na siebie. Nowak zabrał kartki, mruknął coś na pożegnanie i wyszedł, nie częstując się ciastkiem. Majewska poszła za nim, zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Przeczesała palcami włosy, uderzając lekko głową o drzwi.

- Co to, kurwa, było?

===

Jej jedynym ratunkiem, gdy nie mogła rozmawiać, ani z Bartkiem, ani z Tomkiem, byli rodzice - Robert i Barbara Majewscy. Często ich odwiedzała, w weekendy nawet zostawała na noc, żeby móc napić się z ojcem nalewki.

Cała rodzina siedziała w salonie, oglądając jeden z popularnych paradokumentów. Wspólne komentowanie było jednym z ich ulubionych zajęć. Na stoliku, oprócz trzech kieliszków i butelki wiśniówki, stał talerz z ciastkami i cukierkami. Pojawiła się kolejna przerwa na reklamy, więc pan Majewski nalał każdemu kolejkę.

- Zdrowie - powiedział, unosząc kieliszek.

Wszyscy równocześnie wypili. Pani Majewska lekko się skrzywiła, Dominika przymknęła oczy. Opadła na oparcie wysłużonego starego tapczana, pamiętającego jeszcze PRL.

- Kosa wróciła - oznajmiła.

Rodzice spojrzeli na nią z niedowierzaniem.

- Ta Kosa? - upewnił się mężczyzna.

Pokiwała tylko głową.

- I czego ona tu niby chce? Nie miała sobie wyjechać i zacząć nowy rozdział w swoim życiu? - zakpił.

- Najwyraźniej ludzie jej męża ją znaleźli.

- A on nie powinien siedzieć w więzieniu? - spytała pani Majewska.

- I siedzi, kochanie, ale ma też ludzi na zewnątrz - wyjaśnił jej mąż - I pewnie wydał im odpowiednie dyspozycje, gdy go zamykali.

- I co, z tego powodu miałaby zwracać się po pomoc do Dominiki? Nie wie, że już nie jest policjantką?

- Wyobraź sobie, mamo, że nie wiedziała - przerwała tę dyskusję najmłodsza Majewska - I proszę was, nie nakręcajcie się znowu. Już to przerabialiśmy. Raz mi wystarczy.

Ten argument skutecznie ukrócił temat Kosy. Oboje doskonale pamiętali, że Dominika źle zniosła wyrzucenie z policji.

===

Zamierzała się już położyć, gdy usłyszała delikatne pukanie. Drzwi się otworzyły i do pokoju zajrzała jej matka. Obrzuciła spojrzeniem jej niezimową piżamę, ale nic nie powiedziała. Dominika usiadła na łóżku.

- Co ci leży na wątrobie, córuś? - zapytała wprost.

- Nic mi nie leży - zaprzeczyła.

- Nie udawaj - podeszła do niej i usiadła obok - Myślisz, że czemu ojciec się ze mną ożenił? Nie ma lepszej terapeutki w tym mieście.

Młodsza zaśmiała się cicho, po czym westchnęła.

- Coś się dzieje między mną i Bartkiem.

- Mam szukać sukienki na wesele?

- Nie. W tą drugą stronę.

Pani Majewska przeczesała ciemne włosy córki.

- Chyba już nie kocham go tak jak kiedyś. Nie wiem, czy w ogóle go kiedykolwiek naprawdę kochałam.

- Pokłóciliście się? - przykryła jej dłoń swoją.

- Coraz częściej. Ale zamiast porozmawiać, on kupuje mi coś na przeprosiny albo ciągnie do łóżka. A gdy ja próbuję pogadać, on mnie zbywa.

Kobieta westchnęła ciężko i pozwoliła, by Dominika oparła się na jej ramieniu.

- Ostatnio też przywiózł mi do pracy ciastka i spróbował ugłaskać. Ale jest coś jeszcze - dodała.

Wahała się, czy wspominać o tym matce, ale, w istocie, nie było lepszej osoby do wygadania się, niż ona. Wypuściła głośno powietrze przez usta.

- W szkole jest taki jeden profesor - zaczęła, a głos jej lekko zadrżał - Akurat przyszedł do biblioteki, gdy Bartek przyjechał. Potem my prawie... Prawie się pocałowaliśmy - wyznała na jednym wydechu.

- Przystojny? - spytała.

- Nie wiem. Może.

Poczuła jak jej matka uśmiecha się delikatnie.

- Coś cię bawi?

- Nic, absolutnie. Po prostu z twojego wahania da się wywnioskować, że pół szkoły ma na niego chrapkę.

- Mamo - jęknęła błagalnie, a ta się zaśmiała.

- Jest miły?

- Jest w opozycji przeciwko mnie. Chociaż ostatnio nie doniósł, gdy go uderzyłam.

- Uderzyłaś go? Czym sobie chłopak zasłużył?

- Obraził mnie. Mocno. Więc dałam mu z liścia.

Pani Majewska prychnęła pod nosem.

- Ojciec byłby dumny. Ale lepiej mu o tym nie wspominać. Czyli co? Jakie są wasze stosunki na ten moment?

- A ja wiem? Neutralne?

- I niech takie na razie zostaną. Uporządkuj inne sprawy, a potem zajmij się tymi sercowymi.

Dominika westchnęła. Matka pocałowała ją w czubek głowy.

- A teraz idź spać. Ta nalewka wszystkim dała w kość - podniosła się.

Młodsza Majewska obserwowała jak wychodzi z pokoju. Potem opadła na łóżko i wbiła wzrok w sufit. Przeczuwała, że tej nocy długo nie zaśnie.

===

Nie sądziła, że kiedykolwiek z takiego powodu będzie się stresowała przyjściem do pracy. Większość na jej miejscu obawiałaby się wrogości, ale ona starała się unikać profesora Nowaka. Drogę między autem a biblioteką przemknęła tak szybko, jakby ktoś ją gonił. Zaraz po przekroczeniu progu zamknęła się tam na moment, żeby uspokoić walące serce.

Na szczęście, z biegiem dnia, Szymon nie pojawił się w bibliotece, a Dominika ograniczyła wychodzenie z niej do minimum. Najwidoczniej oboje zgodnie uznali, że lepiej unikać niepotrzebnego kontaktu. Majewska już odetchnęła z ulgą, że dzień minie bez zbędnych przeszkód, gdy do biblioteki zajrzała ostatnia osoba, którą chciała zobaczyć. Na jej widok podniosła się z krzesła, ominęła biurko i ruszyła w jej stronę.

- Mam ci wyjaśnić słowo "spierdalaj"? - syknęła agresywnie.

- Daj mi coś powiedzieć - poprosiła.

- Twój czas się skończył - wbiła w nią wściekły wzrok - Spierdalaj stąd - wskazała na korytarz.

- Nie wyjdę, dopóki nie porozmawiamy.

- Stawiasz warunki, tak? - uniosła brwi i zaplotła ręce na piersi - Wspaniale, w takim razie...

Urwała, gdy zobaczyła przyglądającą im się nieopodal humanistkę. Wyraz jej twarzy sugerował, że w głowie ma już ułożoną formułkę dla dyrektorki. Majewska zacisnęła usta i wepchnęła Kosę w głąb biblioteki, po czym zamknęła drzwi.

- Od początku, kurwa - ścisnęła nasadę nosa, wymijając Kosę - Jak mnie tu znalazłaś?

- Spytałam, gdzie mogę cię znaleźć - wzruszyła ramionami, postępując kilka kroków do przodu.

Majewska przeczesała włosy i odwróciła się do kobiety.

- I myślisz, że tak po prostu możesz mnie nachodzić w miejscu pracy? Chcesz, żeby stąd też mnie wypierdolili?

- Już nie udawaj, że tak ci zależy.

Dominika ledwo powstrzymała odruch, żeby się na nią rzucić. Zamiast tego tylko drgnęła nerwowo.

- Masz pięć minut, żeby wyłuszczyć mi, co ci się urodziło w tym pustym łbie.

- Znaleźli nas - wyjaśniła wprost - Nie mam pojęcia jak, ale znaleźli. Chcą się zemścić.

- Naprawdę? Nie spodziewałam się. Powinnam do nich dołączyć, bo nie tylko jemu zniszczyłaś życie.

- Ja jemu niszczyłam życie? To on mnie bił i poniżał.

- Widziały gały co brały - wzruszyła ramionami.

- Już przestań być taka mądra, co? - prychnęła.

- A ty przestań być naiwna, że znów ci pomogę.

- Majka, proszę - zbliżyła się do niej - Nie mam do kogo zwrócić się po pomoc.

- Bo może dlatego, że według prawa, ciebie tu nie ma? A gdy zgłosisz się na policję, to cię zgarną. Ciesz się, że nie jestem już gliną.

- Właśnie dlatego chcę, żebyś mi pomogła. Nie musisz się już martwić, że...

- Ty się słyszysz? Po tym gównie, w które mnie wpakowałaś, zamierzasz nadal żerować? W jakim świecie ty, kurwa, żyjesz?

- Majka...

- Żadnego "Majka" - przerwała jej - Twój czas się skończył. Wysłuchałam cię, a teraz spierdalaj.

Kosa jeszcze jakiś czas patrzyła na Dominikę, ale nie zdołała jej przekonać. W końcu westchnęła z rezygnacją i wyszła z biblioteki. Majewska oparła się ciężko o biurko, normując mocne bicie serca. Minęło kilka minut, gdy otrzymała kolejny telefon od dyrekcji.

===

To był pierwszy raz, gdy miała ogromną ochotę zostać w domu. Do tej pory przychodziła, żeby udowodnić wszystkim, że nie mają takiej siły, żeby ją wykurzyć. Teraz wystarczył jeden niefortunny incydent i natrętna osoba, by straciła wszelkie chęci. Ale musiała przyjść, w końcu dyrektorka była pierwszą osobą, która dała jej szansę na nowy start. Jak można się domyślić, nikt nie chciał mieć w swojej firmie kogoś z taką przeszłością. Porządkowała akurat swoje biurko, gdy usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła głowę i na moment zastygła. Mimowolnie zrobiło jej się gorąco, więc szybko skupiła się na swoim zajęciu.

- Ksero jest wolne - oznajmiła.

- Nie do niego tu przyszedłem.

Jego ton był rzeczowy i stanowczy. Nie zamierzał wyjść, dopóki nie osiągnie celu.

- Chciałem wyjaśnić tamtą... Sytuację.

Westchnęła i przerwała pracę. Odwróciła się do niego, zakładając ręce na piersi.

- Nic się nie stało - wzruszyła lekko ramionami.

- Nic się nie stało? - uniósł brew - Pięć minut po tym jak twój chłopak wyszedł, my prawie się... Pocałowaliśmy.

- Prawie - zaznaczyła - Po co to roztrząsać?

Nie odpowiedział. Zbliżył się do niej. Zabrała ręce i cofnęła się lekko, ale wpadła na biurko.

- Nowak, odsuń się - poprosiła - Wystarczy mi, że już wczoraj byłam u dyrektorki.

Nie posłuchał. Wsparł dłonie po obu jej bokach, nie dając jej uciec.

- Chochla nadal ci dokucza?

- Chochla?

- Chochołowska, ale wszyscy mówią na nią Chochla.

Dominika mimowolnie parsknęła śmiechem.

- A ty, z czystej przyzwoitości, też tak na nią mówisz?

- Nie wiem, co sobie myślisz, ale nie jestem aż taki stary. Zaliczam się do młodej kadry - mówił tak, jakby było to osiągnięcie na skalę światową.

Znów się zaśmiała. Zapatrzyła się na jego oczy, skryte za szkłami okularów. Nie powstrzymała wzroku, który zaraz zsunął się na jego usta. Wykorzystał to i zaczął się do niej zbliżać. Robił to powoli, jakby dając jej czas do namysłu. Przymknęła oczy, czekając na rozwój wypadków.

- Kurwa, Nowak... - szepnęła.

Pierwsze zetknięcie się ich ust odstraszyło obojga. Nie był to zwyczajny pocałunek, raczej badanie intencji drugiej osoby. Ilekroć ciepło spotykało się z drugim, odsuwali się na milimetr i próbowali w inny sposób. Ich zabawa trwała jeszcze kilka chwil, gdy rozbrzmiał dźwięk telefonu Dominiki. Drgnęli, przerwali na moment. Uchyliła powieki w tym samym momencie, co on. Spojrzeli na siebie. Telefon przestał dzwonić. Uniosła powoli dłonie, żeby poprawić jego okulary. Musnęła, przypadkowo, jego policzki. Wtedy znów telefon zaczął dzwonić.

- Chyba muszę odebrać - odezwała się.

- Jasne - cofnął się, dając jej miejsce.

Odwróciła się do biurka i sięgnęła po urządzenie. Na wyświetlaczu widniało "Mama". Skarciła się w duchu, że ją zignorowała, skarciła ją, że im przerwała, a zarazem podziękowała. Odebrała. Stała tyłem, więc nie mogła widzieć jak Szymon przesuwał palcami po wargach.

- Że co? - rzuciła do słuchawki.

Nowak spojrzał na nią. Majewska słuchała dalej słów matki.

- Jadę tam. W dupie to mam.

Zakończyła połączenie i zaczęła pospiesznie zbierać swoje rzeczy.

- Co się stało? - spytał zaniepokojony profesor.

- Powiedz dyrektorce, że musiałam pilnie wyjść. Później do niej zadzwonię i wszystko wyjaśnię.

Zabrała kurtkę i ruszyła w stronę drzwi.

- Co się stało, Dominika?

Zatrzymała się w progu.

- Ojciec jest w szpitalu. Ranny.

===

Wpadła na oddział zdyszana i poddenerwowana. Nie zważając na kolejkę podeszła do pani w recepcji, która uniosła na nią sceptycznie wzrok.

- Jest kolejka - oznajmiła oschle.

- Ja chciałam tylko...

- Wszyscy tylko chcą - nie dała jej dojść do słowa - Proszę zaczekać - wskazała na poczekalnię.

Dominika nawet tam nie spojrzała. Odbiła się od blatu i ruszyła w przypadkowym kierunku. Wyjęła telefon i zadzwoniła do matki.

- Gdzie jesteście? - rzuciła - Babsko w recepcji było uparte jak osioł.

- Na drugim piętrze. W szóstce.

- Zaraz tam będę.

- Czekam na ciebie, córuś.

W głosie matki wyraźnie słyszała strach i troskę. Tym bardziej przyspieszyła, prawie potrącając wszystkich wokół. Nie zwracała jednak uwagi na obelgi. Po krótkiej tułaczce po szpitalnych korytarzach dotarła na właściwe piętro. Już z daleka dostrzegła swoją matkę. Chodziła nerwowo przed gabinetem, a gdy tylko jej wzrok padł na nią, z daleka zobaczyła jak kolana się pod nią ugięły. Bez słowa pozwoliła jej utonąć w swoich ramionach. Czuła jak się trzęsła. Pogłaskała ją uspokajająco po plecach.

- Już dobrze - zapewniła cicho - A teraz powiedz, kto to zrobił.

Głos jej stwardniał, co było jednoznacznym sygnałem, że czas na czułości się skończył. Miejsce troskliwej córki zajęła surowa policjantka. Wyswobodziła matkę z objęć i spojrzała jej poważnie w oczy.

- Kto to był?

- Nie mam pojęcia, córuś - pani Majewska pokręciła głową - Żadnych znaków szczególnych. Rozpłynęli się w powietrzu tak samo jak się pojawili.

Skinęła sztywno głową, odchodząc na bok. Nie była zadowolona z takich odpowiedzi. Państwo Majewscy zdołali się już nauczyć zachowywać zimną krew, gdy trzeba było podać ważne informacje.

- A tata? - zapytała po chwili.

- Lekarz go opatruje. Nic mu nie jest.

Jak na zawołanie, drzwi gabinetu się otworzyły i ze środka wyszedł pan Majewski. Dominika nieznacznie się wyprostowała. Mężczyzna rzucił jej słaby uśmiech, żeby choć trochę ją udobruchać. Widział po jej oczach, że jest wściekła. Podeszła do niego, gdy drzwi zamknęły się za kolejnym pacjentem.

- Jak się czujesz? - spytała.

- Dobrze - zapewnił.

- Czekajcie na mnie na dole.

Skinął głową. Majewska bez słowa ruszyła do gabinetu, nie kłopocząc się, że lekarz przyjmuje kolejną pacjentkę. Ta zaraz się oburzyła, ale Dominika skupiała się tylko na mężczyźnie.

- Co to ma znaczyć? - kobieta patrzyła to na nią, to na lekarza - Proszę wyjść! Jest kolejka!

- Ja tylko na moment.

- Proszę pani, naprawdę... - zaczął spokojnie lekarz, ale ta mu przerwała.

- Ja w sprawie mojego ojca. Potrzebuję tych informacji do policyjnych zeznań.

Tym zamknęła pacjentce usta, a mężczyzna przełknął ciężko ślinę. Odpowiedział na dwa pytania, które mu zadała, po czym Majewska wyszła, dodatkowo życząc miłego dnia, choć jej głos ociekał lodem. Zbiegła na parter i cała trójka skierowała się do niebieskiej pandy.

- I co teraz? - zapytała pani Majewska.

- Jedziemy podać skurwieli na policję - oznajmiła Dominika.

===

- Nie musisz tego robić, córuś - powiedziała pani Majewska, patrząc jak Dominika przygotowywała kolację - Przecież sobie radzimy.

Chciała wyjąć z jej rąk nóż, ale Dominika w porę zabrała dłoń.

- Muszę. Ledwo trzymasz kubek z kawą.

Kobieta westchnęła i usiadła przy kuchennym stole. Młodsza przerwała robienie kanapek i dołączyła do matki.

- Ktoś pobił tatę - spojrzała na nią z powagą - Wiem, że nie przypadkowo. I zamierzam się dowiedzieć, dlaczego.

- A szkoła?

- Wzięłam wolne.

Pokiwała głową z uśmiechem. Mimo zapewnień była wdzięczna za pomoc córki. Wtedy zadzwonił jej telefon. Dominika spojrzała na wyświetlacz. Podniosła się z krzesła.

- To Bartek - szepnęła i wyszła.

Skierowała się do swojego pokoju, żeby mieć odrobinę prywatności.

- Gdzie ty jesteś? - zabrzmiało po drugiej stronie - Myślałem, że przyjedziesz.

- Zostanę na kilka dni u rodziców. Potrzebują... Wsparcia.

Milczenie po drugiej stronie słuchawki utwierdziło ją w przekonaniu, że nie jest zadowolony.

- Nie musisz chyba ich niańczyć.

- Bartek - westchnęła - Pierwszy raz im się takie coś przytrafiło. Wolę się upewnić, że wszystko u nich dobrze. Ja nie mam tak wyjebane w rodziców jak ty.

Przesadziła, ale za późno ugryzła się w język. Teraz mogła jedynie starać się nie powiększyć pożaru, który właśnie wznieciła.

- To tylko dwa-trzy dni. Góra cztery. Przecież nie muszę u nich siedzieć od rana do nocy.

- No właśnie, więc...

- Ale chcę wiedzieć, kto za tym stoi. I dlaczego.

- Dominika, odpuść - w jego głosie wyraźnie pobrzemiewało zniecierpliwienie i zmęczenie - Nie pracujesz już w policji. Ja będę tu wszystko monitorował, a ty zajmij się opiekowaniem rodzicami.

Rozłączył się, nie dając jej dojść do słowa. Spojrzała na ekran telefonu, powstrzymując chęć, by wyrzucić go przez okno. Zamiast tego odłożyła go na biurko i podeszła do okna. Mimo chłodu, otworzyła je na oścież i wciągnęła zimne powietrze do płuc. Przymknęła oczy. Oparła się o parapet i spuściła głowę. Oddychała głęboko, walcząc z potrzebą skończenia tego tu i teraz. Miała kilka takich epizodów po wyrzuceniu z policji. Już chwytała za żyletkę, już czuła ostrze noża na skórze, już wiatr smagał jej twarz, gdy stała na moście lub nasypie kolejowym. Nigdy nikomu o tym nie powiedziała, nawet rodzicom. Nigdy nie poszła na terapię. Zgniotła ten ból, schowała głęboko w sobie i nie pozwoliła mu oglądać światła dziennego. Wróciła do życia dopiero wtedy, gdy miała pewność, że obumarł. I już nigdy nie wróci. Nie zagrozi jej.

===

- Nie no, pierdzielę to - jęknęła, opadając na kanapę.

- Co się stało? - spytał Bartek, siadając obok.

- Alfred ma gejowskie zapędy - wyjaśniła, pauzując wyświetlany odcinek.

- Kto?

Dominika spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Alfred. Alfred Hillinghead.

Nadal nie wyglądał na kogoś, kto rozumie. Majewska wyprostowała się.

- Opowiadałam ci o tym ostatnio. Detektyw z serialu "Ciała". Przystojny facet z brodą i niebieskimi oczami z tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego.

Bartek tylko pokręcił głową.

- Nie przypominam sobie.

Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale odpuściła. Na powrót zajęła wygodną pozycję i kontynuowała oglądanie. Minęło już kilka dni od napadu na jej ojca, sprawców dalej nie znaleziono. Dominika próbowała to zrobić na własną rękę, ale jej chłopak skutecznie gasił jej zapędy. Nie wspominała mu jednak o możliwym powiązaniu z powrotem Kosy. Położył jej dłoń na kolanie i zatrzymał odcinek.

- Ej no, oglądałam to - spojrzała na niego z pretensją.

- Mhm. Może oczami, ale myślami dalej szukasz tamtych skurwieli.

Westchnęła ciężko.

- Jak sam powiedziałeś, to skurwiele, którzy pobili mi ojca, a policja...

- A policja robi wszystko, żeby ich znaleźć - uspokoił ją - Wiesz doskonale jak to wygląda.

Rozluźniła się. Bartek splótł ich palce i przysunął się bliżej.

- Sama znalazłabym ich o wiele szybciej - mruknęła.

- Nie wątpię. Ale zostaw tę sprawę nam. Nad wszystkim czuwam.

Zabrała rękę i wstała z kanapy.

- Kurwa, mam dość tej bezczynności! - wybuchła - Ciągle tylko mnie zapewniasz, że wszystko jest w porządku, że nad wszystkim czuwasz, ale ja, kurwa, mam już tego dość!

Bartek niepewnie wstał, wodząc za nią wzrokiem.

- O co ci chodzi, Domiś?

- O to, że mnie wyjebali z policji, a ty się zachowujesz, jakby nic się nie stało! Wiesz, jaka ta praca była dla mnie ważna i jak bardzo mnie to zabolało!

- Nie wyjebaliby cię, gdybyś nie robiła czegoś za ich plecami - zbliżył się do niej.

- Jej mąż był chujem! Dziwisz się, że próbowałam jej pomóc?!

- Wyjebali cię przez nią z roboty, a ty dalej chcesz jej pomagać!

- Skąd ja to miałam wtedy wiedzieć, kurwa, skąd?!

- Mogłaś przyjść z tym do mnie! Razem byśmy coś wymyślili! I nadal pracowałabyś w policji!

- Ty byś mi pomógł? - prychnęła kpiąco - Nie zrobiłbyś nic, co zagroziłoby twojej reputacji.

- Gdybyś...

- Gdybyś, gdybyś - nie dała mu dojść do słowa - Ciągle tylko gdybasz! Wiecznie odwracasz kota ogonem, bylebyś ty wyszedł na bohatera!

- Ktoś musi, bo najwyraźniej ty nadal jesteś dzieckiem!

Nie odpowiedziała. Złość buzowała wściekle w jej żyłach. Zaczęła zbierać swoje rzeczy. Bartek nie powstrzymywał jej, gdy szła w kierunku drzwi. Otworzyła je, ale zatrzymała się jeszcze w progu.

- Robisz się podobny do niego - rzuciła na koniec - I uwierz mi, nie miałabym oporów, żeby tobie też zajebać kulkę.

I wyszła.

===

Z Rammsteinem na słuchawkach z uwagą patrzyła sobie w oczy, unosząc raz jeden, raz drugi ciężarek. Pora była dosyć późna, kilkadziesiąt minut dzieliło siłownię od zamknięcia. Kiedyś chadzała tu częściej, ale odkąd przestała nosić policyjny mundur, straciła motywację. Czasem towarzyszyła Bartkowi, ale niekiedy potrzebowała wypadu samotnie. Tak jak tej nocy. Solidny wycisk zawsze był dla niej najlepszym lekarstwem na nadmierne myślenie i problemy w życiu. Wówczas wydawało jej się, że wraz z potem ulatują wszelkie troski - nowa praca, Kosa, pobicie taty, kłótnie z Bartkiem.

Po skończonym treningu i krótkim rozciąganiu poszła do szatni. Przebrała się w ciepły dres, pozbierała rzeczy i wyszła. Zawsze, gdy ćwiczyła sama, wracała piechotą do domu. Był to dla niej rodzaj odpoczynku po intensywnym treningu. Narzuciła kaptur, jedną ze słuchawek schowała do kieszeni i ruszyła w stronę domu.

Kilka minut dzieliło ją od mieszkania. Bardzo nie lubiła tego miejsca, wyglądało strasznie i przywodziło na myśl najgorsze scenariusze. Pozornie nie było szans, żeby ktoś niezauważenie ją tu zaatakował, ale ilekroć dochodziło do pobić, wszyscy zaprzeczali, jakoby coś miało się tu stać. W nocy, szczególnie o tak późnych porach, mieszkańcy unikali przechadzania się akurat tą drogą. Ściszyła odrobinę muzykę, żeby w razie czego móc szybko zareagować. Nie pomogło.

Nie usłyszała idącego za sobą mężczyzny. Gwałtownie zaszedł ją od tyłu, zakrył usta ręką i zaciągną w bramę, prowadzącą na podwórko wewnątrz pierścienia kamienic. Szamotała się, ale był zbyt silny. Tam czekało na niego trzech towarzyszy. Pchnął ją w ich stronę, równocześnie mocnym szarpnięciem zdejmując torbę z ramienia. Odrzucił ją na bok, podczas gdy oni unieruchomili jej ręce. Starała się wyrwać, ale tylko pogarszała swoją sytuację. Wykręcili jej ramiona tak, że stęknęła z bólu.

Pierwszy cios otrzymała w brzuch. Na moment zaparło jej dech, poczuła też podchodzące do gardła mdłości. Nie pozwolili jej ugiąć się pod uderzeniem, bo zaraz nastąpiło kolejne, minimalnie z lewej strony. Niespodziewanie z tyłu dostała prosto w kolano, aż ugięło się pod nią i padła twarzą na ziemię. Nie dała się mroczkom, obróciła się na plecy, ale tylko po to, by znów oberwać w kolano. Leżała na boku, starając się osłonić obolałe miejsca. Któryś mocno trącił ją w plecy. Inny złapał ją za kurtkę i uniósł jak worek do góry. Nim zdążyła przypatrzeć się twarzy napastnika, zamachnął się i uderzył prosto w szczękę. Dla pewności dostała też w skroń. Upuścili ją. I rozpłynęli się w powietrzu tak szybko jak się pojawili.

Jak na złość, w słuchawce rozbrzmiał utwór KISS - I Was Made For Lovin' You. Zaklęła pod nosem, ale nie wyłączyła jej. To mógł być jedyny bodziec, który podtrzyma ją przy przytomności. Bała się poruszyć, całe jej ciało pulsowało, ale musiała ocenić szkody i jak najszybciej wrócić do domu. Ostrożnie poruszyła każdym palcem, po kolei napinała kolejne mięśnie, żeby sprawdzić ich czucie. Bolało, ale na szczęście pod tym względem było w porządku. Czuła lepką ciecz na skroni, nudności i rozrywanie w kolanie. Powoli uniosła głowę i rozejrzała się w poszukiwaniu torby. Leżała nieopodal, parę metrów od niej. Z jękiem doczołgała się do niej, choć bardziej nazwałaby to wleczeniem reszty ciała. Odszukała butelkę z resztką wody i ręcznik. Zwilżyła suche usta, resztę wylała na ranną skroń. Przyłożyła tam na moment ręcznik. Musiała się podnieść, usiąść.

Obróciła się na bok. Podparła się na łokciu, ale mięśnie miała tak wiotkie, że odpuściła. Dowlokła się do ściany i, podpierając na niej, zdołała oprzeć o nią plecy. Syknęła z bólu, przymknęła oczy, gdy mdłości podeszły jej do gardła. Spojrzała na swoje brudne dłonie - trzęsły się. Ledwo rozpięła kurtkę i wybadała czy nie ma większych obrażeń. Najbardziej bolała ją noga. Sięgnęła do kieszeni po telefon, który cudem przeżył atak. Utwór się skończył, teraz ponownie w jej uszach zabrzmiał niemiecki metal. Była tak wycieńczona, że nie rozpoznawała utworu, ale cieszyła się, że w ogóle pamięta zespół.

Zmrużyła oczy, gdy włączyła wyświetlacz. W pierwszym odruchu odszukała w kontaktach numer Bartka, ale zaraz zrezygnowała. Pomyślała o rodzicach, ale i tak mieli sporo zmartwień w związku z atakiem na tatę. Mignęło jej też, żeby dać znać Tomkowi. Ostatecznie nigdzie nie zadzwoniła. Podniosła się z promienującym bólem w kolanie, zabrała torbę i, kuśtykając, wróciła do mieszkania.

===

Nie mogła wziąć wolnego, żeby doprowadzić się do porządku. Tego dnia wyjątkowo wielu nauczycieli nie przyszło do pracy i musiała wziąć kilka zastępstw. Nałożyła najwygodniejsze ubrania, jakie tylko miała w domu, i stawiła się w szkole. Ból w kolanie promieniował niemiłosiernie, a paskudne zadrapanie szpeciło twarz. Chciała zakryć je makijażem, ale za bardzo bolało, w dodatku rana nadal była dosyć otwarta. Gdy nadeszła godzina jej pierwszego zastępstwa, łyknęła dwie tabletki przeciwbólowe i wyszła z biblioteki. Ledwo dowlokła się na pierwsze piętro, a musiała dotrzeć na drugie.

Na jej nieszczęście na korytarzu natknęła się na Nowaka. Musiała na moment odsapnąć, co on wykorzystał i szybko do niej podszedł. Złapał ją za ramię, żeby ją podtrzymać.

- Co ci jest?

- Nic - odparła cicho.

- Sapiesz jak stary mops, w dodatku kuśtykasz. Czemu nie zostałaś w domu?

- Nie miałam jak. Jestem tu dzisiaj wyjątkowo potrzebna - zakpiła - A teraz puść mnie, bo czekają na mnie.

- Co się stało? - nie dawał za wygraną.

Szarpnęła się i spojrzała na niego ostrzegawczo. Jednak jego wzrok spoczywał gdzieś indziej, a ona odetchnęła ciężko. Nie miała wątpliwości, że patrzy na ranę na skroni.

- Nic się nie stało, Nowak - powtórzyła spokojnie - Nie rób scen.

Puścił ją i obserwował jak powoli wdrapuje się na schody.

===

Tym razem nikt jej nie zaczepiał, za co była im niezwykle wdzięczna. Musieli widzieć, że nie jest w najlepszym nastroju i postanowili ją zwyczajnie zostawić. Nerwowo wyczekiwała na telefon, a gdy ten w końcu zadzwonił, aż podskoczyła na siedzeniu. Przeprosiła klasę i powoli wyszła na korytarz. Usiadła ciężko na ławce, odbierając telefon.

- Nareszcie. Najpierw do mnie wydzwaniasz, a potem sama nie odbierasz.

- Jestem w pracy.

- Igrasz z ogniem. Tym razem daj mi tego babsztyla do telefonu.

Przygryzła na moment wargę.

- Ktoś mnie pobił.

W słuchawce zapadła cisza.

- Chyba sobie, kuźwa, żartujesz.

- Nie żartuję. Napierdziela mnie kolano i mam rozjebaną skroń. I w chuj siniaków.

- I w takim stanie poszłaś do roboty?

- Nie miałam wyjścia. Ale wezmę wolne na kilka dni.

- No chyba raczej. Poszłaś na policję? Nie poszłaś - odpowiedział za nią, nim zdążyła otworzyć usta - Chcesz znaleźć ich na własną rękę. Albo masz własną chorą teorię.

Uśmiechnęła się lekko.

- Nie mam wątpliwości, że to byli ci sami goście, którzy pobili mi ojca.

- I że co, że to niby miałoby mieć jakiś związek z powrotem Kosy? - upewnił się.

- A nie wydaje ci się to trochę bardzo podejrzane?

- Trochę - odparł - Ale nie bardzo.

Wywróciła oczami.

- Muszę spotkać się z Kosą - oznajmiła - Inaczej nie ruszę do przodu.

Znów cisza w słuchawce.

- Mogę udać, że tego nie słyszałem?

- Nie możesz. Rodzicom tego nie powiem, a Bartek jest chujem w tej kwestii.

Westchnął głośno.

- Ale obiecasz, że nie zrobisz nic głupiego? I dasz mi znać w razie czego?

Uśmiechnęła się.

- Nie martw się. Dam sobie radę.

===

Zbierała się do wyjścia. Wcześniej była u dyrektorki i poprosiła o wolne do końca tygodnia, żeby na spokojnie dojść do siebie. Z lekkim skrzywieniem narzucała kurtkę, gdy ktoś postanowił zatrzymać ją tu dłużej. Nie zdziwiła się, że tym kimś był profesor Nowak.

- Jedziesz do domu? - spytał.

- Jak widać - zabrała czapkę z biurka - Dyrektorka dała mi wolne.

- To dobrze - chrząknął - Jak... Jak się czuje twój ojciec? Wyszedł już ze szpitala?

Zastygła na moment. Nie mogła podać mu prawdziwego powodu. Ani tym bardziej zdradzić swoich domysłów. Sięgnęła po przewieszoną przez oparcie krzesła torbę i stęknęła cicho. Nowak zaraz rzucił się jej na pomoc, ale powstrzymała go.

- Lepiej. Przewrócił się i trochę potłukł - wyjaśniła wymijająco - Lekarz go opatrzył i tyle.

- A ty?

Odwróciła się, żeby ruszyć do drzwi, ale stanął jej na drodze. Nie umknął mu grymas bólu na jej twarzy. Starał się tego nie robić, ale w końcu zerknął na ranę na skroni.

- Jest okej - odparła.

Chciała przejść, ale złapał ją za ramię. Spojrzał jej głęboko w oczy, a ona nie mogła powstrzymać się od odwzajemnienia tego spojrzenia.

- Kto ci to zrobił? - spytał cicho.

- Puść mnie. Chcę wrócić do domu.

- Dominika.

- Kurwa, Nowak - szarpnęła się - Nic mi nie jest. I odpuść. Proszę - dodała ciszej, gdy go mijała.

Myślała, że jej nie usłyszał. Ale słyszał.

===

Zestresowana wpatrywała się w ekran swojego laptopa. Nie spodziewała się, że jej plan będzie miał takie rezultaty. Czas spędzony w domu na regeneracji zaowocował, według Tomka, "najdurniejszym pomysłem, na jaki mogła wpaść" - spotkanie z Kosą. Porozmawiała z nią, wyciągnęła z niej wszystkie szczegóły jej powrotu. Gdy Kosa spytała o skroń, zbyła ją machnięciem ręki. Całą noc później nie spała, myśląc, co zrobić dalej. Zadzwoniła do Tomka, który kolejny raz podsumował jej plan "najdurniejszym, na jaki mogła wpaść". Teraz pojawiły się rezultaty tego planu.

Ktoś odpowiedział na jej wpis na spotted. Szukała kogoś, kto mógłby mieć informacje na temat więzienia, w którym swój wyrok odsiadywał były mąż Kosy. Zeszłego wieczoru dostała wiadomość od mężczyzny, który pisał, że ma sporą wiedzę. Wówczas nie podejrzewała go, że jest tamtejszym pracownikiem. Wpatrywała się w jego wiadomość od dobrych pięciu minut. Nie powinna robić tego w szkole, powinna poczekać z tym, aż wróci do domu, ale była coraz bliżej. A nie należała do cierpliwych. Odetchnęła i wyprostowała się na krześle.

Dominika: Mogę ci ufać? Skąd pewność, że mnie nie okłamujesz?

Wiadomość zwrotna przyszła niemal natychmiast.

Użytkownik: Nie zmuszam cię do tego. Oferuję tylko pomoc, której szukasz.

Westchnęła z irytacją. Nie lubiła takich sytuacji.

Dominika: Załóżmy, że ci ufam. Potrzebuję informacji na temat jednego z osadzonych.

Tym razem musiała chwilkę poczekać, żeby poznać odpowiedź.

Użytkownik: Kogo?

Palce zastygły jej nad klawiaturą. Mogła podkopać się jeszcze bardziej. Albo wykorzystać szansę. Powoli wpisała imię i nazwisko pożądanej osoby. Obserwowała przez moment podskakujace trzy kropki, mówiące, że druga osoba pisze wiadomość.

Użytkownik: Chcesz się z nim spotkać?

Dominika: Chcę wiedzieć, czy nadal odsiaduje wyrok.

Użytkownik: Trochę dostał. To chyba jasne.

Namyślała się przez moment.

Dominika: Ma możliwość widzeń?

Użytkownik: Mam ci to załatwić?

Znów się zawahała. Miała jedyną, niepowtarzalną szansę.

Dominika: Tak.

===

Miała czekać na telefon z dokładnymi danymi dotyczącymi widzenia z osadzonym. Nie spodziewała się, że sprawa pójdzie tak łatwo. Trzymała dystans, co do prawdomówności, ale nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła tego dokładnie. Miała okazję, żeby spotkać się twarzą w twarz z człowiekiem, który był zamieszany w zniszczenie jej kariery. Nie wspominała o tym ani rodzicom, ani Tomkowi, ani tym bardziej Bartkowi. Nie wiedział o jej pobiciu.

Prawie podskoczyła, gdy zadzwonił jej telefon. Podeszła szybko do biurka i spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił nieznany numer, ale wiedziała, że to on. Chwyciła go i szybko poszła zamknąć drzwi. Przesunęła zieloną słuchawkę i odsunęła się kilka kroków.

- Dzień dobry - przywitał się niski, męski głos.

Dreszcze zbiegły jej po plecach.

- Dzień dobry.

- Załatwione.

- A coś więcej?

Usłyszała jak parska śmiechem.

- Nie należysz do cierpliwych osób.

- Zależy mi na szybkim załatwieniu sprawy.

- Zrobił ci dzieciaka?

Gdyby mogła, uderzyłaby go w twarz tak jak wtedy Nowaka.

- Przepraszam - powiedział po chwili - To nie było zabawne.

- Nie było - potwierdziła - Kiedy mam widzenie?

- Za dwa dni. O ósmej.

- Za dwa dni? - uniosła lekko głos - Żartujesz.

- Całkiem szybko jak na te okoliczności.

- Musiałabym w chuj wcześnie wyjechać.

- Więc załatw sobie nocleg i wyjedź dzień wcześniej.

Przymknęła oczy. Nie miała wyjścia. Facet i tak już wiele dla niej zrobił, zapewne narażając swoje stanowisko. Podobnie jak Tomek. Musiała przestać narażać innych.

- Dobra. Przyjadę. Jest tam jakiś motel w pobliżu?

===

Sportowa torba czekała na nią w bagażniku. Z napięciem czekała na dzwonek, żeby w końcu móc ruszyć w drogę. Powiedziała rodzicom, że wybiera się na weekend odpocząć. Wcześniejsze okoliczności tylko uwiarygodniły jej kłamstwo. Gdy wybiła właściwa godzina, praktycznie wybiegła z biblioteki, ale zaraz się opamiętała. Nie mogła wzbudzać zbędnych podejrzeń. Spokojnie oddała klucze i wyszła na parking. Otworzyła jeszcze bagażnik, żeby się upewnić, że torba nadal tam jest. Zatrzasnęła klapę i rozejrzała się po parkingu. Większość uczniów już opuszczała mury szkoły, żeby odpocząć przez weekend. Parsknęła cicho. Wsiadła do samochodu, włączyła odpowiednią muzykę i wyjechała.

Starała się nie poddawać emocjom, ale na miejsce dotarła po trochę ponad trzech godzinach. Wliczając przerwy na stacjach benzynowych. Zaparkowała pod motelem, który polecił jej pracownik więzienia. Zarezerwowała sobie pokój na jedną noc. Zabrała torbę i poszła do recepcji. Po załatwieniu formalności dostała klucze do pokoju. Zamknęła się w nim i odetchnęła. Była zmęczona. Z obawą zauważyła, że trzęsą jej się ręce. Postanowiła wziąć gorący prysznic, żeby się uspokoić.

Po wyjściu rozwieszała ręcznik na oparciu krzesła, gdy usłyszała pukanie. Zmarszczyła brwi. Nie zamawiała niczego do pokoju, a raczej nie przysługiwał jej żaden pakiet all inclusive. Pukanie się powtórzyło, więc z wahaniem poszła otworzyć. Zamarła, gdy zobaczyła, kto przyszedł.

- Chyba cię popierdoliło, Nowak.

===

Odpowiadając na pytanie - tak, wszystkie (dobra, 2/3) części to tytuły starych piosenek😜 Słuchałam sobie tych "staroci" podczas pisania i chyba rozumiem niektórych autorów, którzy przypominają lub pozwalają mi je poznać w swoich książkach (już nie wymienię po nazwisku, bo mnie zabijecie).

Continue Reading

You'll Also Like

427K 17.4K 48
Co może się stać przeciętnej dziewczynie, gdy zauważa ją nagle sporo ponadprzeciętny chłopak? Nic wielkiego, prawda? Lecz co może ukrywać tajemniczy...
9.9K 551 20
Peter Parker zostaje postrzelony na patrolu.Pisze do przyjaciela, Neda żeby mu pomógł, ale Niechcący myli numery.Do kogo napisał Peter?I czy ta osoba...
216K 7.8K 24
mam czerwone gały, no bo wpadłaś mi do oka #1 w 'mata' #6 w 'fanfiction'
796K 7.8K 102
Polecane opowiadania na Wattpad. Zapraszam na drugą książkę, gdzie dodaje wasze dopiero rozpoczęte opowiadania.