Till the Last Breath / ZOSTAN...

By KarolinaZ_autorka

32.9K 2.7K 875

W powieści występują brutalne sceny przemocy seksualnej, przemocy fizycznej oraz plastyczne opisy morderstw... More

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział drugi (dokończenie)
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział trzynasty (II)
Rozdział trzynasty (dokończenie)
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty I
Rozdział dwudziesty piąty II
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci (część I)
Rozdział trzydziesty trzeci (II częśc)
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
*
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Rozdział czterdziesty szósty
Rozdział czterdziesty siódmy
*
Rozdział czterdziesty ósmy
Rozdział czterdziesty dziewiąty
Rozdział pięćdziesiąty
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Rozdział pięćdziesiąty drugi (OSTATNI)

Rozdział dwudziesty drugi

528 43 19
By KarolinaZ_autorka

                                                         Rozdział dwudziesty drugi

                                                                         LUCILLE

Stoję tuż naprzeciw. Wyciągam przed siebie drżącą rękę, a palce zaciskają się mocniej na czarnej rękojeści noża. Długie, ząbkowane ostrze błyszczy w blasku krwawego księżyca. Łapię oddech, a potem zaczynam się rozpędzać. Idę szybko, coraz szybciej. Prawie biegnę, a wówczas jego szare oczy odnajdują moje. Przez ułamek sekundy widzę w jego spojrzeniu tak wiele emocji, choć żadna z nich to strach. Spoglądam na jego usta. Są wąskie, lekko rozchylone. Wygląda jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nie mogę się zatrzymać. To wszystko zaszło zbyt daleko. Robię kolejny krok i ostrze wbija mu się w pierś. Nie potrafię oderwać oczu od jego spokojnego spojrzenia. Zabijam go, a on w ciszy jednoczy się z bólem. Spomiędzy warg wypływa mu krew. Gęsta, ciemnoczerwona, bulgocząca krew.

– Thoren – Wymawiam jego imię rozedrganym głosem.

– To nie twoja wina. – Odpowiada krztusząc się. – To nie twoja wina.


– Thoren! Nie! Thoren! – Krzyczę szamocąc się z kołdrą. Mam zaciśnięte powieki i boję się otworzyć oczy. To co przed chwilą się stało było tak okrutne! Pot perli się na moim czole. Podnoszę się gwałtownie i nagle otacza mnie coś ciepłego i twardego. Podświadomie czuję się bezpieczna w tym niespodziewanym silnym uścisku, a nadmiar emocji przemieniam w ciche łkanie.

– Spokojnie. – Łagodny baryton wdziera się do mojej głowy. – To tylko zły sen, mała.

Tylko zły sen? Pociągając nosem, powoli uchylam powieki i widzę przed sobą czarny materiał koszulki spod której wystaje fragment opatrunku. Unoszę wzrok i dostrzegam zmartwioną twarz mężczyzny, który ostrożnie przygarnia mnie do swojej szerokiej piersi. Thoren. Jest tutaj! Jest żywy! Wyciągam dłoń i przykładam ją do miejsca, gdzie pod skórą bije serce. Czuję jak zastyga, a potem bierze głęboki wdech.

– Jestem tu. – Zapewnia niskim tonem. – Jestem z tobą, Lucille.

– Zabiłam cię. – Szepcę z policzkiem przy jego piersi. – Dźgnęłam prosto w serce.

Duża dłoń opada na moje włosy i gładzi je powolnymi ruchami.

– Nie myśl o tym.

– Dlaczego to zrobiłam? Czy ja... – Urywam przerażona swoim odkryciem. – Czy ja pragnę mordować ludzi? Czy staję się zabójczynią?

– Nie, dziecino. – Jego kciuk głaszcze mnie po karku. – Nic z tych rzeczy.

– To dlaczego?

– Trauma. – Mówi krótko. – Przeżyłaś traumę, to normalne. Twoje lęki odbijają się w snach lub są zniekształconym wspomnieniem czegoś co sprawiło ci ogromny ból. Będzie trudno, czasami nawet nie do zniesienia, ale... – Waha się. Gdy spoglądam na jego twarz zauważam, że ma usta wygięte w grymasie. Ściąga brwi, napina mięśnie. Sprawia wrażenie jakby właśnie toczył bój z samym sobą.

– Ale? – Chcę wiedzieć co ma do powiedzenia.

Kiedy ponownie na mnie patrzy, w jego oczach dostrzegam nieznany dotąd błysk.

– Wesprę cię – Zapewnia cicho.

Te dwa słowa rozczulają mnie bardziej niż powinny. Powtarzam sobie, że to nic takiego, bo to musi być przecież nic nie znaczące lecz gdzieś w głębi jestem poruszona i nie mogę nic poradzić na cholerne pieczenie pod powiekami. Trochę na przekór sobie wtulam się mocniej w jego twardą jak skała pierś, a jego dłoń zsuwa się z moich włosów na plecy i w pewnym momencie słyszę jak gwałtownie zasysa powietrze.

– Zabolało? – Pytam zmartwiona odsuwając się od niego.

– Troszkę. – Przyznaje z niechęcią.

– Nie powinieneś...

– Czego? – Rzuca rozdrażniony.

– Wykonywać gwałtownych ruchów, Vincent powiedział, że...

– Jeśli mam ochotę cię objąć, to będę cię obejmował. – Warczy przysuwając się bliżej. – Dlaczego się odsuwasz?

– Chyba trzeba wstać. – Mamroczę próbując uniknąć niezręcznej sytuacji.

– A to niby czemu? – Nadal jest rozzłoszczony.

– Jestem głodna. – Wyjaśniam. – Poza tym...Ezekiel spędził noc na sofie mimo moich protestów. Wydaje mi się, że nie chce przyznać jak bardzo jest obolały.

– Nic dziwnego, w jego wieku rany goją się znacznie wolniej.

– Dlaczego go napadli? – Pytam wspominając tamto okrutne wydarzenie. – Co ten biedny człowiek im zrobił, Thoren? Czy to ma w ogóle sens?

Oczy mężczyzny skupiają się na mojej twarzy. Przez chwilę mam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, coś co być może pomoże mi zrozumieć pewne sytuacje, ale gdy otwiera usta słyszę jedynie łagodne „Leć do kuchni" Staram się nie pokazywać rozczarowania, przywołuje na twarz delikatny uśmiech i nieporadnie wygrzebuje się z łóżka. Jestem tuż przy krawędzi, gdy niespodziewanie z legowiska wyskakuje wiewiórka. Orzeszek mimo, że posiada nieograniczony dostęp do jedzenia i wyleguje się w cieple, to nadal nie przybrał na wadze. Szczerze mówiąc zaczyna mnie to niepokoić, bo według Google 'a już dawno powinien nabrać masy. Patrzę jak wiewiórka wspina się po kołdrze i dociera do Thorena. Zwierzak ostrożnie obwąchuje jego dłonie, a następnie postanawia się wspiąć po ramieniu aż na głowę. Mężczyzna milczy, gdy Orzeszek zaczepia pazurkami o materiał jego koszulki, nie reaguje nawet w przypadku kiedy zwierzak zainteresował się wystającym kawałkiem bandaża. Spodziewałam się czegoś innego. Spodziewałam się złości, buzującej furii i krzyków, a tymczasem jedyną oznaką jego irytacji było głębokie westchnienie.

– Dobrze wygląda. – Thoren odzywa się po kilku długich minutach, w których już dawno powinnam opuścić pokój, ale widok twardziela z wiewiórką na głowie...ach, jak mogłabym się oprzeć?

– Nie sądzę.

– Dzięki tobie żyje. – Przypomina mi. – Uratowałaś ją.

– Jednak wciąż sprawia wrażenie słabej. Może karmienie jej ziarnami i mlekiem nie jest wystarczające? W necie niewiele piszą na ten temat i czuję się trochę zagubiona.

– Jeśli chcesz mogę zadzwonić do znajomego weterynarza. – Proponuje.

– Kolejny znajomy?

– Tak. – Krzywi się. – Nie ufam zbyt wielu osobom. Gdy dopuszczam kogoś bliżej, muszę mieć stuprocentową pewność, że ten ktoś nie postanowi nagle pogrywać na dwa fronty.

– Czy to w ogóle możliwe? Nie idzie przewidzieć zachowania ani reakcji. Ktoś kto był ci wierny, nieoczekiwanie może stać się największym wrogiem.

– Nie. – Uśmiecha się ponuro. – Za bardzo cenią swoje życie, żeby mi się narażać. A poza tym... każdemu z nich oddałem przysługę.

– Tak samo jak Vincentowi?

– Vince nigdy nie prosił mnie o likwidację.

Likwidację?

– Czy ty masz na myśli...

– Tak.

O mój boże.

– Dlaczego? – Pytam, choć nie jestem pewna czy rzeczywiście chce to wiedzieć. Przeraża mnie fakt, że ludzie świadomie proszą, o takie rzeczy. Co jest z nimi nie tak, do cholery?!

– Długi. – Odpowiada ostrożnie unosząc rękę. Delikatnie łapie wiewiórkę pod brzuchem i zdejmuje ją ze swojego ramienia. – Zdrady. –Kontynuuje. – Czasami zwykła zazdrość.

– I za to... są skłoni zabijać?

– Według nich zlecenie zabójstwa jest czymś innym niż jego dokonanie.

– Bzdura!

– Mają do tego prawo.

– Popierasz to?! – Denerwuje się.

– Nie, ale to i tak nie ma znaczenia. Ludzie są różni, Lucille. Jedni są bardziej popierdoleni, drudzy mniej. Jedni mają fetysz na marchew, drudzy alergię pokarmową. Każdemu z nich należy się prawo do wyrażania własnego zdania, a my albo to uszanujemy albo zechcemy na tym zarobić.

– Wybrałeś zarobek. – Zgaduję bez wahania.

– Oczywiście. Jeżeli już muszę tolerować idiotów, to na pewno nie za darmo. Świat jest drogi, a wszystko kręci się wokół pieniądza.

– Wszystko? Nawet twoje sumienie? – Nie mogę kryć smutku. Thoren przytakuje ruchem głowy, a potem na jego ustach pojawia się ironiczny uśmieszek.

– Nie mam sumienia. – Stwierdza niskim, mrocznym tonem. – To niepotrzebny balast. – Unosi na mnie oczy. – Zmykaj do kuchni, kapturku, bo wilk zdążył już porządnie zgłodnieć.

Gdy tylko docierają do mnie jego słowa oblewam się rumieńcem. Wiem, że nie powinnam tak reagować ale niski niemalże drapieżny baryton działa na mnie...pobudzająco. Uciekam. Rany boskie, uciekam z pokoju jak oparzona lub co gorsza-przyłapana na jakimś niecnym uczynku. Zamykam za sobą drzwi i staram się wyrównać przyspieszony oddech lecz moje serce wciąż dudni w piersi niczym dzwon. Nie umiem przestać myśleć o tym mężczyźnie. Jest pod każdym względem niebezpieczny i bardzo nieodpowiedni. Z przekonaniem uważam, że gdyby nie te wszystkie dramatyczne wydarzenia, to nigdy byśmy na siebie nie wpadli. Nie szukałam znajomości ze sporo starszymi facetami, a on raczej nie był zainteresowany dziewiętnastolatkami z marginesu społecznego. Nasze drogi skrzyżowały się jedynie przez wspólnotę i choć nienawidzę jej z całego serca, to nie potrafię żałować. Thoren wiele razy uratował mi życie, może to właśnie dlatego na dźwięk jego niskiego głosu moje policzki zaczynają płonąć? Zawstydza mnie bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Jego czujne spojrzenie wywołuje nieznane, silnie niepokojące uczucia. Boję się jego władzy i złości, która często przemienia się w czystą furię lecz jednocześnie fascynują mnie historia, którą przedstawia mi w niepełnych kawałkach. Próbuję zrozumieć, poznać bardziej człowieka, który rzekomo dawniej nosił wojskowy mundur i latał samolotem nad irańskim niebem. Naciągam rękawy swetra, kiedy Shadow podbiega z czerwoną piłeczką w pysku. Ten psiak jest niebywale rozkoszny, od samego początku poczułam z nim wyjątkową weź lecz mimo wyraźnego zaproszenia do zabawy, tym razem nie mogę mu ulec.

– Dzień dobry, Ezekielu. – Mówię spokojnym głosem podchodząc do masywnego stołu gdzie na jednym z krzeseł siedzi staruszek z marsową miną. Jest tak szczupły, że prawie cały ginie w szlafroku Thorena. Zauważam, że drżą mu dłonie, a w niebieskich oczach odbija się coś na kształt...strachu.

– Nie powinienem zostawać na noc. – Odpowiada nerwowo.

– Napadnięto cię, potrzebowałeś pomocy.

– Naraziłem was. Teraz będą węszyć.

– Kto? Przecież wszyscy... – Zaciskam usta. – Nikt nie przeżył.

– Ci, którzy sieją największy postrach lubią zostawać w cieniu.

– O czym ty mówisz?

– Tony. – Wymawia ostrożnie znajome imię. – Tony ich wysyłał. Sprawdzał, upewniał się, czy wszystko jest w porządku. Nie wiem czy się ujawni, bo to bardzo specyficzny człowiek, ale na pewno wie o zabójstwie wysłanników i... – Niespodziewanie łapie mnie za dłoń. – Nie mogę was ujawniać, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

– Dlaczego wspólnota na nas poluje? – Pytam cicho. – Nic z tego nie rozumiem, Ezekielu. Dlaczego nawiązali kontakt z moją matką? Czemu nie zostawili jej w spokoju?

– Nic co się stało nie wyniknęło z przypadku. – Odpowiada ściskając mi dłoń. – Musisz na siebie uważać, oni nie odpuszczą. Ja jestem już stary i wiele przeżyłem, ale ty...jesteś przykładem niewinności i złych decyzji.

– Złych decyzji? – Piszczę przez zaciśnięte gardło. – Czyich decyzji?

– Twojego ojca.

Gapię się na pomarszczoną twarz Ezekiela i nie umiem przyswoić żadnej z informacji, które krążą w mojej głowie. Złe decyzje? Tata? To nie ma sensu!

– Przestań. – syczę wyszarpując dłoń z jego uścisku. – Dlaczego tak mówisz? Nie możesz, nie masz prawa.

– W przypadku, gdy rodzicami stają się niedojrzali dorośli najwięcej traci dziecko.

– Co?! Jak śmiesz?! – Wykrzykuję odsuwając się od stołu. – Nie masz pojęcia kim był mój tata! Nie wiesz ile dla mnie zrobił, dla mojej matki. Nie wiesz... – Zaczynam się powtarzać, więc łapię oddech i wierzchem dłoni ocieram spływające po policzku łzy.

– Twój ojciec nie był dobrym człowiekiem, Lucille.

– Nie mów tak!

– Tak bardzo boli cię moje zdanie o nim, że zapominasz o najważniejszym. Wspólnota nie wzięła się z powietrza. To sekta, ugrupowanie, które wiele obiecuje ale też wiele zabiera. Ostrzegałem go, ale nie słuchał. Myślał, że zdoła przechytrzyć samego diabła.

– Bredzisz! – Krzyczę. – Nie pozwalam ci mówić w ten sposób o moim tacie!

– Twój ojciec wydał twoją matkę. Podpisali umowę, przekazali tę kobietę jak towar. Nie znaleźli twojej matki przypadkiem, choć tak to miało wyglądać.

– Zamknij się!

– Twój ojciec zagarnął sporo pieniędzy, ale popełnił jeden poważny błąd.

– Kłamiesz! Ty podły stary ośle!

– Nie mam powodu.

Kręci mi się w głowie, ból ściska mi serce. Nie wytrzymam! Słowa Ezekiela ranią moją duszę, tak bardzo, że wspomnienia z dzieciństwa stają w płomieniach. Dlaczego powiedział te przerażające rzeczy? Dlaczego wbija mi nóż, po tym jak go uratowałam?! Tak się nie robi! Zaciskam dłonie chcąc powstrzymać się przed kompulsywnym rzucaniem przedmiotami w akcie bezradnej złości. Przygryzam wargę uwalniając kroplę słonej, metalicznej krwi. Co powinnam zrobić? Wyrzucić go z mieszkania? Zamknąć się w łazience? Nie umiem dawać, że nic się nie stało!

– Co się tutaj dzieje? – Baryton zwraca moją uwagę. Thoren człapie w naszym kierunku raz po raz masując obolały obojczyk. – Dlaczego krzyczysz, Lucille?

Nagle brakuje mi sił. Chcę wykrzyczeć mu wszystko prosto w twarz, wyrzucić z siebie cały ból, który przyjęłam wraz z słowami Ezekiela, ale natłok emocji skutecznie sznuruje mi usta.

– O czym rozmawialiście? – Ciągnie zerkając to na mnie to na staruszka, który szczelniej owija się szlafrokiem. – Odpowiadajcie! – Ostry ryk Thorena paraliżuje mi mięśnie.

– To nic ważnego. – Dukam

– Nic ważnego. – Powtarza jak echo, a następnie zwija dłoń w pięść i uderza nią w ścianę. – Nie będziesz wciskała mi kłamstw pod moim dachem!

– Przepraszam. – Ezekiel podnosi się z krzesła. – Powiedziałem zbyt wiele.

– Z chęcią posłucham. – Thoren podchodzi do niego i kładąc mu rękę na ramieniu, zmusza staruszka by znów usiadł. – Nie trać mojego cennego czasu, opowiadaj.

Opierając się o ścianę walczę z kolejnym potokiem łez. To niemożliwe, żeby Ezekiel mówił prawdę. Tata nie znał wcześniej wspólnoty, nikt z naszej rodziny nie znał. Gdyby było inaczej, na pewno bym to zauważyła! Byliśmy ze sobą blisko. Jeździliśmy podziwiać zorze polarne, szukaliśmy wędrujących niedźwiedzi i słuchaliśmy Pearl Jam. Nie wierzę Ezekielowi, nie mogę! Mój tata był wspaniałym człowiekiem!

– Nie chcesz mnie bardziej denerwować. – Słyszę groźny pomruk Thorena. – Mów co wiesz, w tej chwili albo wypierdolę cię z domu! No dalej!

– Mark – Ezekiel spogląda w moją stronę. – Mark nie wiedział w co się wplątuje. Narzekał na trudną sytuację finansową, chciał tylko dorobić. Zgodził się na warunki wspólnoty, dlatego trafił do mnie.

– Jaśniej. – Thoren ledwie powstrzymuje złość.

– Szkoliłem go na wysłannika.

– Co?! – Wydzieram się. – Zmyślasz! Tata nigdy nie... – Łzy zalewają mi oczy. – Kłamiesz!

Thoren zaciska usta, a jego silna dłoń atakuje gardło Ezekiela.

– Dlaczego miałeś go szkolić? – Warczy. – Pracujesz dla nich?! No mów!

Mam wrażenie, że Thoren zaraz udusi staruszka, który mimo strachu wyzierającego z jego oczu wcale nie odpiera ataku. Wręcz przeciwnie, poddaje się. Z bólem w klatce obserwuje jak Ezekiel wolno kiwa głową. A więc to prawda!

– To przeszłość. – Dodaje przez ściśnięte gardło. – Szkoliłem ich, bo byłem najwyższym rangą wysłannikiem. Prawą ręką Tony'ego. Znałem Harmonię od podszewki. – Z trudem łapie oddech. – Kostucho, proszę, pozwól mi zaczerpnąć odrobiny powietrza.

Thoren puszcza gardło Ezekiela i przez chwilę myślę, że to koniec, że każdy odwróci się w swoją stronę lecz nagle wilk postanawia kolejny raz obnażyć ostre kły. Chwyta staruszka pod boki i unosi, a ten zdziwiony rozdziawia usta przypadkowo trącając krzesło. Huk roznosi się po mieszkaniu jak zły omen. Thoren przystawia Ezekiela do ściany i lekko dotyka pięścią jego mizernej twarzy.

– Nie pogrywaj ze mną! – Ryczy wściekle. – Kim jesteś?!

– Powiedziałem ci kim jestem.

– Dlaczego odszedłeś od wspólnoty?

– Straciłem przez nią córkę.

Zdumiona przyciskam dłoń do ust. Co to ma znaczyć? Czy jego córka też brała te tabletki? Uzależniła się i stała się potworem jak moja matka?!

– W jaki sposób? – Thoren uderza pięścią w ścianę, tuż obok ucha staruszka. – Odpowiadaj!

– Przeprowadzali na niej eksperymenty. – Ezekiel ma drżący głos. – Gwałcili ją, a kiedy badania wykazywały, że spodziewa się dziecka... – Urywa łkając. – Czekali do momentu, aż embrion przekształci się w płód i potem usypiali Nell. Wyciągali to maleństwo i umieszczali w specjalnym inkubatorze. Sprawdzano czy młody organizm poradzi sobie z fentanylem, który jest jednym z wielu składników tabletek. Moja córka... Moja Nell...zrobili z niej maszynę do wytwarzania dzieci. Przez dwa lata nieustannie dawała im płody, które oni infekowali narkotykami, aż w końcu jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie mogła zajść w ciążę, nie była w stanie.

– Co się z nią stało? – Thoren odsuwa pięść od twarzy zrozpaczonego staruszka.

– Zamordowali ją. – Wydusza i w tym samym momencie kolana uginają się pod jego ciężarem. Thoren bez wahania łapie go w pasie i przytrzymuje. – Zabili moją Nell.

– A mój tata? – Dopytuję choć ilość cierpienia jest cholernie przytłaczająca.

– Zginął po postrzale w klatkę piersiową.

– Skąd wiesz?! Dlaczego jesteś taki pewny?!

– Bo to ja go zabiłem, Lucille.

Nie, nie, nie.

– Musiałem inaczej Tony nie przekazałby mi ciała Nell.

– To nieprawda!

– Dlaczego to zrobiłeś? – Thoren nie spuszcza wzroku z Ezekiela.

– Mark węszył, to nie spodobało się górze i wydano na niego wyrok. Nie miałem wyjścia, zależało mi na córce. – Staruszek trzęsie się jak galaretka. – Zabrałem go do lasu, rozmawialiśmy, a kiedy się zorientował co zamierzam zrobić, błagał mnie, żebym zamiast niego... zabić ciebie. Szukał ratunku i był skłonny wydać cię na rzeź. – Mówi patrząc na mnie ze łzami w oczach. – Mark kochał tylko pieniądze, które dostał od wspólnoty.

– Nie przelewało się nam. – Dukam ledwo trzymając się na nogach. – Tata ciężko pracował, żebyśmy mieli co jeść. Harował jak wół na moje nowe ubrania!

– Jadał w najlepszych restauracjach w Anchorage, przykro mi dziewczyno, że dowiadujesz się o wszystkim w tak brutalny sposób. Starałem się...chciałem cię chronić. Obserwowałem twoją matkę, myślałem jak się zbliżyć, aż pewnego dnia sama do mnie przyszłaś. Nasze losy zostały połączone i wiedziałem, że od tamtego momentu jestem odpowiedzialny za twoje bezpieczeństwo.

– Nie chcę tego słuchać. – Mamroczę nie panując nad nerwami. – Mój tata...

Nie dokończam, bo w tej samej chwili nawiedza mnie ponure wspomnienie. Spokojne słowa wdzierają się coraz agresywniej do mojej głowy.

Nie kochałem żony ani córki. Zwłaszcza córki. Nie chciałem poświęcać jej uwagi. Męczyła mnie. Była jak wrzód na dupie, z którym przyszło mi żyć.

Wcześniej uznałam to za manipulację, a teraz...

Boże, co się dzieje? Czemu wciąż mnie doświadczasz? Mam dość! Nie zniosę tego dłużej!

– Gdzie znajdę Tony'ego? – Lodowate pytanie Thorena przywraca mnie do rzeczywistości. Skupiam się na mężczyźnie, który mimo szwów na obojczyku i obitych lędźwi nadal potrafi być cholernie niebezpieczny. – Muszę wiedzieć, gdzie znaleźć tego człowieka! Powiedz mi, gdzie może być?!

–Jest tuż obok ciebie, kostucho. – Ezekiel ściska dłoń Thorena. – Najciemniej jest zawsze pod latarnią. 

Continue Reading

You'll Also Like

280K 10.5K 54
Larissa Wolf to prosta, nic nie znacząca, nieśmiała dziewczyna. Niefortunnie zakochana w najpopularniejszym chłopaku w szkole. Była zdziwiona jak po...
171K 13.6K 51
2 część serii "Pogrzebany świat" Życie na Powierzchni i w Podziemiu toczy się dalej. Souline szybko wdraża się w stary tryb i nadrabia zaległości po...
55.1K 2.1K 78
Pan Devries to mój nauczyciel, ale to nie powstrzymuje mnie od message pranku na nim. Chcecie dowiedzieć się, co z tego wynikło? Chętnie wam opowiem...
47.8K 1.9K 35
Przyjaźnili się od przedszkola, jednak okoliczności sprawiły, że ich drogi się rozeszły. Stella wraca do rodzinnego miasta po dwuletnim pobycie w An...