Night Of Destiny

By WNBlackie

17.1K 581 77

Życie siedemnastoletniej Melanie Williams zmienia się z dnia na dzień, gdy jej ukochana mama ginie w wypadku... More

Wstęp
Dedykacja
Prolog
Rozdział 1. Dawno, dawno temu w Houston.
Rozdział 2. Dawne życie, Melanie Williams
Rozdział 3. Obietnice mogą zostać złamane
Rozdział 4. Wyrok ostateczny
Rozdział 5. Witaj w Jacksonville, Melanie
Rozdział 6. Brunet i jego piekielne tęczówki
Rozdział 7. Rodzinka, jak z obrazka
Rozdział 9. Kilka oblicz Torresa
Rozdział 10. Spokój w gnieździe żmij
Rozdział 11. Pogadajmy
Rozdział 12. Serce potwora
Rozdział 13. Nocny trening
Rozdział 14. Gwiazda ciemnej nocy
Rozdział 15. Krew, pot i łzy
Rozdział 16. Miesięcznica
Rozdział 17. Czekolada i pierwszy upadek
Rozdział 18. Prawda zawsze ma dwa końce
Rozdział 19. Wrotki i czyste szaleństwo
Rozdział 20. Walka próbna
Rozdział 21. Przyjaźń to podstawa
Rozdział 22. Pierwsza rozpalona iskra
Rozdział 23. Krzyk milczenia
Rozdział 24. Ból najlepiej kształtuje człowieka
Rozdział 25. Zbieg niefortunnych zdarzeń
Rozdział 26. Granica zaufania
Rozdział 27. Historia Aishi
Rozdział 28. Inna perspektywa historii
Rozdział 29. Kłamstwo czy prawda?
Rozdział 30. Bajka o róży i wężu
Rozdział 31. Noc przeznaczenia
Rozdział 32. Znaczenie tatuaży
Rozdział 33. Ostrzeżenie
Rozdział 34. Pozytywne cząstki duszy
Rozdział 35. Nieszczęścia chodzą parami
Rozdział 36. Grobowy sylwester
Rozdział 37. Szkolenie
Rozdział 38. Gorzka osiemnastka
Rozdział 39. Jokery gry
Rozdział 40. Bal finałowy
EPILOG
Podziękowania

Rozdział 8. Pech goni, Melanie Williams

389 14 0
By WNBlackie

Przebudziłam się prawie godzinę przed budzikiem. Przetarłam dłonią zmęczoną twarz, próbując się otrząsnąć po długiej i trudnej dla mnie nocy. Poszłam spać przed jedenastą, ale zasnęłam dopiero przed trzecią nad ranem. Nadmiar emocji nie pozwolił mi w spokoju odpocząć. Moja głowa pracowała na najwyższych obrotach i jak ból powoli rozrywał mnie od wewnątrz. Żadne tabletki nie działały, a zimne okłady dawały ulgę tylko na jakiś czas. Jęknęłam, próbując podnieść się z łóżka. Było to dla mnie wyjątkowo trudne zadanie.

Pierwszy dzień w nowej szkole zapowiadał się tragicznie. Zdecydowanie nie tak to sobie wyobrażałam. Szkoła dla bogatych snobów nie była szczytem moich marzeń. To nie ja byłam bogata tylko mój ojciec, który uparł się, że właśnie ta szkoła będzie dla mnie odpowiednia. Całą wczorajszą sobotę spędziliśmy na kłótniach. Chciałam iść do normalnej, publicznej placówki, a nie królestwa luksusu. Zależało mi na nauce, a nie na paleniu trawki. On tego nie rozumiał. W sumie niczego innego się nie spodziewałam. Już w pierwszej sekundzie naszej znajomości byłam przekonana, że nigdy nie będziemy w stanie zbudować relacji na poziomie córka–ojciec.

Mundurek szkolny czekał na mnie, leżąc na fotelu. Aishia wyprasowała go i ułożyła na prosto. Komplet składał się z krótkiej spódniczki w kratkę sięgającej do połowy uda i koszuli z krótkim rękawem, a na to zarzucano jeszcze marynarkę o tym samym wzorze, co dół stroju. Odświeżyłam się i wcisnęłam w ten niezwykle ciasny strój. Nie przepadałam za mundurkami. Większość była strasznie niewygodna i uciążliwa. Niestety, ale liceum dla bogaczy posiadało taki wymóg i byłam zmuszona się do niego dostosować.

Zeszłam do kuchni, by zrobić sobie jakieś jedzenie. Wyjść na autobus powinnam za około czterdzieści minut, więc miałam naprawdę dużo czasu w zapasie. Pomijałam śniadanie dość często, bo dla mnie wczesne godziny nie były najlepsze do jedzenia. Czasami jednak naginałam swój nawyk i robiłam sobie płatki z mlekiem.

Wyjęłam mleko z lodówki i zalałam nim cynamonowe kwadraciki. Serio nie rozumiałam ludzi, którzy potrafili najpierw wlewać mleko do miski i dopiero później dodawać płatki. Dla mnie konieczne było również, aby mleko było zimne. Takie podgrzane mi nie smakowało.

Usiadłam przy wyspie z miską i zabrałam się za jedzenie. Chciałam zniknąć z domu, zanim pozostali domownicy się obudzą. Howard w życiu nie pozwoliłby mi jechać autobusem, a ja nie zamierzałam wsiadać do samochodu Aleksandra Torresa. Ten chłopak wzbudzał we mnie same negatywne emocje, których miałam już pod dostatkiem. Kolejne nie były mi potrzebne.

Drzwi wejściowe niespodziewanie się otworzyły. Szybko zgarnęłam naczynie i schowałam się za szafkami, które tworzyły mały kącik, niewidoczny gołym okiem. Usłyszałam kilka męskich głosów. Serce waliło mi, jak oszalałe.

– Zjebałeś, Dixer. – Ten ton chyba należał do mojego ojca. – Dostałeś jedno zadanie, a i tak koncertowo je spartaczyłeś. Postąpiłeś jak zwykły nowicjusz. Takie błędy są niedopuszczalne.

– Wiem, kurwa, ale co ja niby miałem zrobić? – odezwał się ten wyzywany. – Zaskoczyli mnie, nie miałem wyboru. Naprawię to, przysięgam.

Zdecydowanie nie powinnam była słuchać tej rozmowy. Jeżeli teraz odkryliby moją obecność, mogłam mieć bardzo duże kłopoty. Nie miałam jednak innej opcji, niż siedzieć w ukryciu i czekać, aż sobie pójdą.

– A żebyś wiedział, że naprawisz.

Alex?

– Torres, dobrze wiesz kim jestem i dla kogo pracuję. Zrobiłem dla was więcej, niż powinienem. – Brzmiało to tak żałośnie, że nawet mnie to zirytowało. – On się wkurwi, jak się dowie, że to ja go wystawiłem. Znasz go, lubi mieć wszystko pod kontrolą.

O czym oni mówili?

– Lepiej, żeby się nie dowiedział, nieprawdaż? – Głos ponownie zabrał Howard. – Przeklęty Joseph, zawsze się wpierdala tam, gdzie nie powinien. Zjebał mi tyle transakcji, że nie jestem w stanie zliczyć ich na palcach. – Wychyliłam się nieznacznie, by ujrzeć twarze mężczyzn. Błagałam w myślach, by szybko sobie poszli. Najpóźniej, z domu musiałam wyjść za piętnaście minut. – Mamy w swoim posiadaniu cenny towar, który on chce sobie przywłaszczyć. Dosadnie mu pokażemy, że jedyne, co dostanie to kulkę w łeb.

Uderzyłam się głową o jakąś szafkę, tworząc przy tym niepotrzebny hałas. Nagła cisza, która zapanowała w salonie bardzo mnie zaniepokoiła. Obawiałam się, że zebrani mnie usłyszeli. Tym razem nie odważyłam się wychylić. Z szybko bijącym sercem wsłuchiwałam się w każdy najmniejszy dźwięk. Coś skrzypnęło, drzwi mocno trzasnęły pod wpływem czyjejś siły. Wyszli, tak mi się przynajmniej wydawało.

Po kilku kolejnych minutach zdecydowałam się wyjść z ukrycia. Nie było po nich śladu, więc odetchnęłam z ulgą. Na palcach wdrapałam się po schodach, by zgarnąć torbę ze swojego łóżka. W drugą stronę nie byłam już taka cicha, ale wtedy było mi wszystko jedno. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego zamczyska i znaleźć się jak najdalej od ludzi, z którymi dzieliłam przestrzeń.

W drodze na przystanek zdałam sobie sprawę, że przecież nie wiedziałam nawet gdzie wysiąść. Moja orientacja w terenie, zwłaszcza w obcych miastach, była bliska zeru. To był naprawdę zły pomysł, ale dwie inne koncepcje też nie pałały za wielkim optymizmem. Chciałam udowodnić swoją zaradność i pokazać, że wcale nie potrzebowałam ich pomocy.

Zdążyłam wejść pod zabudowany daszek, kiedy potężne krople deszczu spadły na ziemię. Miałam na sobie jedynie mundurek, żadnego płaszcza czy parasola, który mógłby uchronić mnie przed zmoknięciem. Z chwili na chwilę robiło się coraz gorzej. Marzłam i mokłam, bo deszcz sięgał nawet tej zakrytej części przystanku. Żałowałam, że nie wzięłam grubszych snickersów, tylko lekkie i cienkie vansy.

Sprawdziłam w Google maps, gdzie ja w ogóle się znajdowałam. Udało mi się ustalić, że Jacksonville High School było oddalone ode mnie tylko kilka mil. Mapa przystanków była dość pogmatwana, ale po chwili dotarłam do odpowiedniego punktu. Musiałam wysiąść na szóstym stopie.

Teren wokół przystanku został praktycznie zalany. Woda zwiększała swoje ciśnienie. Nogi umieściłam na krzesełku. Siedziałam skulona na ciasnej przestrzeni, obejmując się ramionami. Wyciągnęłam telefon, by sprawdzić godzinę. Musiałam wytrzymać w takiej pozycji jeszcze dwadzieścia minut. Pojawił się kolejny problem.

Jak ja niby miałam dostać się do środka autobusu, skoro cały chodnik to była jedna, wielka kałuża?

Zrezygnowana westchnęłam i odrzuciłam głowę w tył. A mogłam być teraz w słonecznym Chicago, w którym znałam niemal każdą uliczkę. Do wielu miejsc dotarłabym z zamkniętymi oczami bez psa przewodnika.

Przede mną przejechało jakieś auto. Nic nadzwyczajnego. Spuściłam wzrok, chowając telefon do kieszeni. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Przeczuwałam nieprzyjemności, gdy samochód się zatrzymał i nagle zaczął cofać. Przerażenie oblało moje ciało. Momentalnie czoło mi się spociło, a serce waliło tak mocno, że równie dobrze mogło wypaść. Cholera, nawet nie miałam dokąd uciec. Prędzej wpadłabym w tę kałużę, niż zbiegła.

Fioletowe porsche zatrzymało się dokładnie przede mną. Uchyliło się okno, dzięki czemu mogłam dostrzec kim była osoba siedząca za kółkiem.

– Trochę pada, co Różyczko? – Brunet swoim aroganckim spojrzeniem taksował moją sylwetkę. Bawiło go moje nieszczęście, jakie to typowe.

– To tylko obraz w twojej głowie, bo w rzeczywistości świeci słońce, a ja właśnie opalam się na Bahamach, ubrana w krwisto czerwonym stroju kąpielowym – odgryzłam się, pocierając dłońmi swoje ramiona.

Było mi cholernie zimno. Mogłabym poprosić chłopaka o podwózkę, ale przecież właśnie tego chciałam uniknąć. Postąpiłam nierozważnie, ale przecież nie miałam pojęcia, że tak to może się potoczyć. Oni tylko czekali na moje wołanie o pomoc, by móc potem mi to wypominać.

– Niestety, Różyczko, ale ja gustuje w skąpą czerń. Najlepiej z wycięciami w pewnych miejscach – odparł, oblizując wargi. Prychnęłam w odpowiedzi na jego słowa. Ta informacja nie była mi potrzebna do życia. – Małolaty mnie nie kręcą, chociaż muszę przyznać, że twoje słowa otworzyły moją wyobraźnię na bardzo głębokim poziomie. Chętnie zobaczyłbym cię w czymś innym, niż w grzecznych ciuszkach dobrej uczennicy albo świętej dziewicy.

Otworzyłam szerzej oczy z niedowierzaniem. Jaki ten chłopak miał tupet. Jeżeli miał dziewczynę, to szczerze jej współczułam. Miałam wrażenie, że dla niego liczyło się tylko jedno.

– Odwal się ode mnie i moich ubrań – burknęłam do niego, unikając jego spojrzenia. – Zajmij się swoim życiem, bo najwidoczniej straciłeś nad nim kontrolę.

– Ty gubisz się w tym wielkim świecie coraz bardziej. Przykro się patrzy, jak na każdym kroku próbujesz oszukać samą siebie, że świetnie dajesz sobie radę ze wszystkim.

Chciał podkopać moją pewność siebie. Dbał o to bym przestała sprawiać problemy i zaczęła być posłuszną dziewczynką w świecie wielkich samców alfa. Trafili na mocnego przeciwnika. Zostałam wychowana na osobę, która potrafiła poradzić sobie z takim typem człowieka.

– Nikt ci nie każe na mnie patrzeć. – Wzruszyłam ramionami, modląc się do Boga, w które istnienie jeszcze wierzyłam, by ten irytujący imbecyl zniknął z powierzchni tej ziemi. – Tobie też musi się bardzo nudzić, skoro tu stoisz i wkurzasz innych od samego rana.

– Ja przynajmniej nie podsłuchuje cudzych rozmów – powiedział, posyłając mi znaczące spojrzenie.

Super, jeszcze tego mi brakowało. Największy dupek świata przyłapał mnie na podsłuchiwaniu rozmowy, o której z pewnością nie powinnam była wiedzieć. Skoro on wiedział, niedługo dowiedzą się też pozostali. Musiałam grać głupią, bo tylko w taki sposób mogłam coś jeszcze z tego wynieść.

– Nie wiem, o czym mówisz i raczej nie chce wiedzieć – odparłam, skupiając swoją uwagę na wodzie, która zbliżała się do mnie w szybkim tempie. Zerknęłam na pojazd przede mną. Ciecz zakryła już jego koła i jeśli wciąż będzie tak stał, niedługo utknie w wielkim deszczowym jeziorze, bo ulica coraz bardziej pokrywała się wodą. – Odwal się, Torres. – Mój wzrok spoczął na dolnej części jego porsche, bo nie chciałam patrzeć mu w oczy.

Chłopak uniósł kącik ust, przykładając szluga do buzi. Zaciągnął się i po chwili wypuścił dym z płuc w moim kierunku. Nic nie poczułam, bo warunki pogodowe zmywały ze swojej drogi wszelkie przeszkody.

– Wiesz dobrze, co mam na myśli i nie próbuj wmówić mi, że jest inaczej. Nie ładnie tak kłamać, Różyczko. – Znów się zaciągnął. Dlaczego on musiał mnie tak nazywać? – Słusznie zauważyłaś, że mój samochód zaczyna mieć pewne problemy, dlatego bądź tak dobra i usadź swoją pupę na siedzenie pasażera, zanim z tej ulicy zrobi się prawdziwe jezioro.

On oszalał.

– Prędzej pofrunę do tego samochodu – zaśmiałam się sucho. Bo wcale do śmiechu mi nie było.

– To fruń, byle szybko. Czas nie kamień. Nie poczeka.

Irytacja, chęć mordu i próba pozbycia się morderczych zapędów. To były uczucia, które aktualnie czułam. Ten konkretny brunet budził we mnie wcześniej nieodkrytą stronę mojej osobowości.

– Bez szans. Poczekam tutaj, aż przestanie padać – oznajmiłam, jednocześnie licząc, że jakimś magicznym sposobem uda mi się dostać do ciepłego wnętrza porsche. – Możesz już sobie jechać.

Błagam, niech on nie odjeżdża.

– Odcinek tej ulicy jest praktycznie zalany. Służby zaraz zamkną cały ten pas, nie licz na to, że autobus tu dojedzie.

– Będę wyglądać, jak ścierka gdy wyjdę spod tego daszka – jęknęłam męczeńsko. Ta perspektywa nie była dla mnie za kolorowa. – Pewnie zamkną szkołę z powodu takiej ulewy. Nikt do niej nawet nie dotrze.

– To nie zmienia faktu, że musisz zejść z tego pierdolonego przystanku i wsiąść do mojego samochodu. – Jego ton stał się ostrzejszy i dosadniejszy. – Williams, nie mam zamiaru się denerwować o ósmej rano, bo ty nie rozumiesz prostych poleceń.

– Właśnie, nie rozumiem poleceń, bo ich nie przyjmuję od nadętego kretyna, który ma wiecznego kija w dupie! – uniosłam się, przez co niefortunnie noga sunęła mi się z krawędzi ławki, na której siedziałam. Nie udało mi się utrzymać równowagi i wleciałam z impetem w dość obszerną już kałuże.

Piękny, pierwszy dzień w nowej rzeczywistości. No lepiej być nie mogło. Byłam cała mokra, dosłownie woda ze mnie ciekła. Czułam, że to nie mogło skończyć się inaczej, niż mocnym przeziębieniem. Wiatr wiał, jak szalony i owiewał moje zmarznięte ciało. Kichnęłam dwa razy pod rząd. Marzyła mi się ciepła kąpiel i herbatka z imbirem. Dokładnie taka, jaką robiła mi mama lub Zane.

– Niezdara z ciebie, ja pierdolę – przeklął chłopak, otwierając drzwi od porsche.

Wysiadł z pojazdu i ruszył w moją stronę, sprawnie pokonując wodę sięgającą mu za kostki. Starałam się podnieść, ale słabo mi to wychodziło. Alex kucnął nade mną i złapał za moje ramiona i mocno pociągnął w swoją stronę. Na chwiejnych nogach uniosłam się, opierając się o ciało bruneta. Woda skutecznie uniemożliwiała mi swobodne poruszanie się i chyba Alex to dostrzegł, widziałam jak przewraca oczami.

– Złap się mocno – polecił i bez ostrzeżenia podniósł mnie w stylu panny młodej.

Kurczowo trzymałam się jego szyi, prosząc w myślach, abyśmy nie upadli. Chłopak okrążył samochód i posadził mnie na miejscu pasażera. Byliśmy przesiąknięci deszczem, więc siedzenia zapewne też takie się stały.

– Będziesz mi pomagała suszyć te fotele – warknął, odpalając silnik. – Zapnij pasy, Williams.

– Nikt ci nie kazał po mnie przyjeżdżać – przypomniałam mu, spełniając jego prośbę. Dbałam o swoje bezpieczeństwo, więc o tej kwestii nie zamierzałam dyskutować.

– Miałaś jechać ze mną, ale ty wolałaś uciec – wypomniał mi. Parsknęłam, skupiając się na widoku zza szyby. – Ile z tej rozmowy słyszałaś? – Spoważniał, zmieniając biegi.

Liczyłam, że unikniemy tej rozmowy.

– Nic konkretnego, znalazłam się tam przypadkiem – powiedziałam przekonująco, poprawiając się na siedzeniu. – Możecie spać spokojnie. Miałam inne zajęcie, niż podsłuchiwanie waszej rozmowy.

– Niby jakie? – zapytał podejrzliwie.

– Siedziałam wciśnięta między meblami i ta pozycja nie należała do najwygodniejszych. – Kłamanie przyszło mi zaskakująco łatwo. Nawet się nie zająknęłam, bo on wyczułby każde kłamstwo. – Pilnowałam się, aby nie zaryć głową o szafkę.

Chłopak już nic mi na to nie odpowiedział, a ja zamilkłam. Daliśmy sobie wzajemnie znać, że ten temat był zakończony. Na tamten moment, bo czułam, że on tak łatwo nie odpuści.

Alex ruszył z miejsca, walcząc z siłą żywiołu. Udało nam się przedostać na inną uliczkę, mijając służby, które zajmowały się zamykaniem ulicy. Skręciliśmy w prawo, znacząco oddalając się od drogi prowadzącej do liceum.

– Gdzie ty jedziesz? – spytałam zdezorientowana.

Brunet położył dłoń na moim udzie.

– Muszę coś załatwić, a potem jechać na uczelnie. Noah napisał mi wiadomość, że zajęcia zarówno nasze jak i twoje rozpoczną się z dwugodzinnym opóźnieniem z powodu warunków atmosferycznych.

– Co musisz załatwić? – zadałam kolejne pytanie, strzepując jego rękę.

Alex uśmiechnął się pod nosem, kładąc obie dłonie na kierownicy.

– Cokolwiek słyszałaś, szybko o tym zapomnij – odparł niemiło, unikając odpowiedzi na zadane pytanie. – Pamiętaj, co ci mówiłem. Poza domem dla mnie nie istniejesz.

Mogłam być jedną z wielu kropli w morzu dla niego. Liczyło się tylko to, żeby jakoś przeżyć nadchodzący czas. A jego obecność zakłócała mój spokój i zniweczyła plan unikana go za wszelką cenę.

Alexander Torres zamieszkał w mojej codzienności i wcale tak łatwo nie zamierzał jej opuszczać.


#NODwnb

Wrażenia--->>>

Continue Reading

You'll Also Like

MALBAT TOM 3 By Zuzaannx

Mystery / Thriller

134K 7.7K 43
Gdy członkowie rozbitej trzy lata wcześniej mafii spotykają się na ślubie przyjaciółki, nie wiedzą, że będzie to dopiero początek ich nowego koszmaru...
694K 3.1K 9
Narzeczona na zamówienie powraca! Historia Crystal Carver, czyli przebojowej młodszej siostry Aarona Carvera. Crystal z wielką zazdrością spogląda...
30.1K 1.1K 29
Dwie różne od siebie osoby z innych światów. Dwoje licealistów z ostaniej klasy którzy żyją swoimi marzeniami. Ona 17 letnia Madeline dziewczyna z do...
155K 1K 8
Zawsze mu powtarzałam, że musimy być lepsi. Jeśli chcemy wygrać, musimy być szybsi i sprytniejsi. On to wiedział. Zapomniał tylko o tym, że potrzebuj...