TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

By autorkadalva

249K 6.4K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween

5.2K 126 96
By autorkadalva

23.10.2017 r.

Czy kiedykolwiek bałam się tego, co może nadejść? Takie pytanie byłoby zbyt proste. Zbyt oczywiste. Powinnam lepiej zapytać samej siebie: "Czy kiedykolwiek nie bałaś się konsekwencji swoich czynów?". Ale wtedy okazuje się, że to też jest oczywiste. Bo bałam i boję się cały czas. Moje życie obleka strach. Paniczny lęk. Bojaźń w najróżniejszych postaciach. Od lekkiego niepokoju, po kołatanie serca, dezorientację, przerażenie. Ale tak naprawdę nie wiem, przed czym. To uczucie stało się codziennością. Już nie musi mieć żadnego podłoża. Przylgnęło niczym cień. Z tą różnicą, że strach nawet w nocy nie znika.

Czego tak naprawdę się boję? Nie mam pojęcia – w tym największy problem. Zatem jeśli nie znam podłoża swojego strachu, może sama nim jestem? Może boję się tego, co chwila nieuwagi, roztargnienia i nadziei może ze mną zrobić?

– Nadal nie wierzę, że poszłaś tam przez niego, a przez cały wieczór się nie odezwał – Torres podbiegła do mnie i zagadała, gdy wychodziłyśmy z sali od literatury.

Ruby przypominała mi o tym, odkąd skończyła się impreza urodzinowa Emily. Może starała się mi pomóc znienawidzić Ivana, ale to naprawdę nie pomagało. Przez to jeszcze częściej o nim myślałam.

– Ja też – odparłam zdawkowo, ziewając. W nocy prawie wcale nie spałam.

– To co robimy w Halloween?

– Jeśli chcesz iść na jakąś imprezę, to beze mnie. Po sobocie mam dość do końca życia.

– Och, daj spokój! Nie bądź sztywniakiem – skarciła mnie, szturchając w ramię.

– A ty nie zachowuj się jak królowa melanżu – odgryzłam się, pakując podręcznik do szafki.

– To może karaoke? W Pandorze oferują darmowe drinki dla każdego, kto przyjdzie przebrany – brunetka zatrzepotała swoimi rzęsami i starała się uroczo uśmiechnąć, aby wyglądała jak małe dziecko, któremu należy się nowa zabawka.

– Czy ja słyszałem karaoke!? – Nagle ktoś wyciągnął przede mnie rękę, z rozpędu zamykając szafkę, przez co podskoczyłam w miejscu.

Elliot. Oczywiście. Kto inny mógłby podsłuchiwać innych i jakby gdyby nigdy nic wparować w środku rozmowy!?

– Chcesz, żebym dostała zawału!? – Wkurzona przymknęłam oczy, biorąc głęboki wdech, po czym przywaliłam Woodowi w ramię.

– Ja też omal nie dostałem zawału, kiedy usłyszałem słowa "karaoke" i "darmowe drinki" – wyszczerzył się szeroko.

– Wchodzisz w to!? Powiedz, że tak – Ruby złożyła ręce niczym do modlitwy, a jej ton był niemal błagalny.

– Zgódź się. Proszę – Elliot wykonał dokładnie taką samą pozę, co dziewczyna obok.

– Jeśli będę mogła mieć w pracy wolny wieczór – wyjąkałam po kolejnych sekundach ich niekończących się namów.

– Mason Ci to ogarnie – Lio machnął ręką, jakby to była branie tylu dni wolnego była drobnostką. – Oho, idzie czarna owca naszego stada. Cześć, Timmy! – Krzyknął szatyn i zaczął energicznie machać.

Kiedy odwróciłam się w tę samą stronę, w którą patrzył Wood, brunet momentalnie spiął się. Przypuszczam, że miał plany podejść i przywitać się ze swoim przyjacielem, jednak mój widok szybko te plany zmienił. Jang napuszył się niczym paw, uniósł wysoko głowę, którą jedynie lekko kiwnął i ruszył przed siebie.

– Co mu się znowu stało? – Zapytała Ruby.

– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam znacznie głośniej i bardziej piskliwym głosem, niż zamierzałam.

– Ty coś wiesz – Lio zmarszczył oczy i zaczął mi się uważnie przyglądać.

– To ja już pójdę, bo będę tego chciała! To znaczy... pójdę bo nie pojadę pijana! Mam na myśli... Nieważne – machnęłam niedbale ręką i niemal biegiem oddaliłam się w kierunku łazienki.

Przecież to nie tak, że zestresowałam się widokiem chłopaka. To wcale nie jest niezręczne. Może mieliśmy jeden czy dwa momenty, ale co z tego!? Przecież to tylko wina alkoholu! Wcale nie słyszałam jak mówił, że chciałby mnie pocałować. I nie tańczyliśmy razem przed prawie całą szkołą.

Wszystko cacy.

Na tyle cacy, aby unikać Janga do końca dnia. A najlepiej do końca życia.

Przez to, że nie mogłam spać całą noc, zasnęłam dopiero nad ranem i zaspałam. Zdążyłam jedynie pomalować rzęsy, brwi i nałożyć błyszczyk. Ale przynajmniej mogłam teraz obmyć twarz zimną wodą. Może ona przywróci mój zdrowy rozsądek.

Kiedy usłyszałam dzwonek na lekcje, wytarłam dłonie w ręcznik i ruszyłam do wyjścia. Wychodząc na korytarz zarzucałam plecak, przez co nie zauważyłam przechodzącej przede mną osoby. Uderzyłam głową w kogoś ramię.

Podniosłam zdezorientowana głowę, ale szybko tego pożałowałam.

Mój plan unikania właśnie zakończył się klęską. Przywaliłam w ramię Janga.

Spokojnie Rory, tylko nie panikuj. Jeszcze możesz wyjść z tej sytuacji z twarzą. Tylko pomyśl.

– To nie ja! – Zapiszczałam, nawet przez chwilę nie myśląc.

Odwróciłam się w prawo i zaczęłam iść w zupełnie odwrotnym kierunku, niż sala od algebry.

– Czekaj! – Usłyszałam krzyk za swoimi plecami, jednak nie poczekałam. Nawet się nie odwróciłam.

Całą resztę dnia spędziłam na unikaniu Janga i myśleniu o tym, dlaczego właściwie go unikam. To znaczy, wiem, dlaczego, ale DLACZEGO? Jak tylko go widzę, zaczynam się stresować, a moje dłonie wręcz całe drżą. Moje ciało najwidoczniej zaczyna się psuć tak jak mózg.

– Możemy porozmawiać – usłyszałam znajomy głos zza plecami, zanim chwyciłam klamkę drzwi, prowadzących do korytarza z szatniami.

– O czym? – Zapytałam obojętnie, odwracając się w stronę Emily.

– Dlaczego na starcie mnie skreśliłaś? Nie zrobiłam Ci przecież nic złego.

– Doprawdy?

– Daj spokój. Naprawdę chcę się z Tobą dogadać – powiedziała ze ściśniętym gardłem.

– Ale może ja nie chcę? Mam już jedną przyjaciółkę, więc sama rozumiesz – uśmiechnęłam się ironicznie z zamiarem odejścia.

– Dlaczego cały czas się tak zachowujesz? – Zapytała, chwytając mnie za ramię.

– Może dlatego, że podoba nam się ten sam chłopak. Lub jednemu chłopakowi podobają się dwie dziewczyny: my. Zwał jak zwał – Wzruszyłam ramionami, zrzucając jej dłoń.

– Ale przecież to niczego nie zmienia.

– Według mnie zmienia wszystko. Przyszłam na Twoje urodziny tylko dlatego, że Ivan mnie o to poprosił. Wyobrażasz sobie, jak musiałam się czuć, kiedy słyszałam z jego ust prośbę o zaprzyjaźnienie się z Tobą – mówiłam bardziej nieprzyjemnym tonem, niż planowałam, przez co dziewczyna spuściła wzrok. – A potem przez cały wieczór on Cię nie odstępował na krok. Zatem mam rozumieć, że to był po prostu wasz plan? Miałam się napatrzeć na szczęśliwą parę i sobie po tym odpuścić?

– Nie, to wcale nie tak! – Zaprzeczyła pośpiesznie, wymachując przed moją twarzą rękami. – Naprawdę przepraszam za sobotę. Moi rodzice zaprosili strasznie dużo osób i musiałam się z nimi wszystkimi przywitać, a Ivan znał większość gości, więc chciał mi pomóc wpasować się w otoczenie.

Z pewnością buziaczki też miały pomóc wpasować się w otoczenie. I na pewno nie znałaby osób na własnej imprezie urodzinowej. Naprawdę wyglądam tak naiwnie, że ludzie opowiadają mi same bajeczki?

– Może rację, że sytuacja coś zmienia, ale nie wszystko – kontynuowała. – To zmienia wszystko, jeśli chodzi o relację z Ivanem. Ale w żaden sposób nie zmienia nas, jako ludzi. Podoba nam się ten sam facet i co z tego? Nie możemy się przez to zaprzyjaźnić? Przecież to jedynie oznacza, że mamy ten sam, dobry gust.

– Przyjaciółki nie powinny mieć takiego samego gustu. W każdym razie nie do facetów – zauważyłam.

– Dlaczego nie? Co w tym złego? Podobają mu się dwie dziewczyny i nie potrafi wybrać, więc nie możemy ze sobą rozmawiać? To jego problem, a nie nasz. Dwie fantastyczne kobiety, które potrafią zawrócić komuś w głowie powinny trzymać się razem. Mamy dokładnie takie same szanse i możemy starać się równie mocno o ten związek, nie nienawidząc się. Wiesz dlaczego?

– Nie wiem. Dlaczego?

– Bo miłość to nie zbrodnia. Każdy może kochać.

– Dlaczego tak bardzo zależy Ci na kontakcie ze mną? – westchnęłam, opuszczając ramiona na znak poddania się.

– Bo jesteś inna od wszystkich. Nie zrozum mnie źle, to komplement. Nasze środowisko jest splamione. Zapewne wszyscy w tym budynku mają coś na sumieniu. I nagle pojawiasz się ty. Taka niewinna. Nieświadoma. Nie wiem dlaczego, ale mam ochotę chronić twoje czyste serce.

– Czyli widzisz we mnie niewinną istotę, która rzekomo nie ma nic na sumieniu? Zdecydowanie dogadałabyś się z moją babcią – prychnęłam na samą myśl o przebiegu ich potencjalnej rozmowy.

– Czy to oznacza, że zapraszasz mnie do siebie i możemy się zaprzyjaźnić? – Na twarzy Emily w mgnieniu oka ukazał się ogromny entuzjazm.

– Aż tak to nie – szybko ugasiłam jej entuzjazm. – Ale jak chcesz, to możesz pójść z nami w sobotę na karaoke – odparłam wciąż dość niechętnie.

– Jejku, bardzo chętnie! – Uścisnęła mnie przelotnie. – A co do Twojej niewinności – zbliżyła się do mnie i nachyliła do ucha, aby nikt oprócz mnie nie słyszał tego, co za chwile powie. – Widziałam Was. Ciebie i Tima. Wtedy, przed moim domem. Miłość nie jest zbrodnią, ale to nie znaczy, że niektórzy nie będą jej traktować, jak wojny – nie umiałam rozszyfrować jej uśmiechu, ale był dla mnie bardzo niezręczny. – To do jutra!

Skonsternowana ruszyłam do szatni, zastanawiając się nad sensem słów Emily. Zastanawiałam się też nad tym podczas całego treningu, pracy, powrotu do domu i leżąc wieczorem w łóżku.

Tak mijały kolejne dni. Były do siebie wręcz identyczne. Jakbym codziennie przeżywała ten sam dzień. Bezpieczna monotonia.

Starałam się jak najwięcej zrozumieć w czasie lekcji, przy okazji zajmując czymś nieprzyjemne myśli. Przerwy spędzałam na słuchaniu paplaniny Ruby przy szafce, a lunch w sali samorządu razem z całą resztą. Z Ivanem wciąż starałam się utrzymać dobry kontakt – w końcu to nie jego wina, że zachciało mi się zakochać. Z Jangiem było wręcz odwrotnie. Jeśli spędzaliśmy czas w tym samym pomieszczeniu, nie patrzyliśmy na siebie i nie rozmawialiśmy.

Właśnie wtedy zaczęłam mieć nowy ulubiony dźwięk.

Każdy, byle bez jego wkurzającego głosu.

Emily wręcz nie pozwalała mi w spokoju egzystować. Była na każdym kroku. Wciąż o coś pytała. "Jaki masz znak zodiaku? Muszę sprawdzić, czy nasze daty urodzenia też wskazują na doskonałą przyjaźń", "Masz jakiś ulubiony kolor? To podobno dużo mówi o człowieku", "Używasz jakiejś odżywki albo olejku, że masz takie gęste i lśniące włosy?", "Kiedy masz jakieś zawody? Muszę zapisać w kalendarzu, żebym nie zapomniała przyjść".

Nawet nie lubię odpowiadać na pytania związane z moją osobą! Nienawidzę mówić o sobie!

Po szkole pracowałam w Feelings zazwyczaj do samego zamknięcia kawiarni. Kiedy już nabrałam wprawy w parzeniu kawy i obsłudze lokalu, praca okazała się naprawdę dobra. Poza jednym faktem – musiałam oglądać Masona flirtującego z dziesiątkami naiwnych dziewczyn. Ale oprócz nieograniczonej ilości darmowej kawy znajomość z "szefem" miała jeszcze jeden plus – mogłam mu dogryzać i zaczepiać, ile tylko chciałam, a i tak nie mógł mnie zwolnić. Taka mała zemsta za niedostrzeganie uczuć mojej przyjaciółki.

Zwieńczeniem końca każdego dnia był cudowny promyczek Elliot. Codziennie po pracy odwoził mnie do domu, żebym nie musiała się martwić o powtórkę z ostatniego duszenia w drodze na przystanek. Przy okazji próbował odwrócić uwagę od mojego poczucia zmęczenia swoimi żartami, historyjkami i kompletnymi głupotami takimi jak "Chciałbym kupić sobie persa tylko po to, żeby ogolić go na łyso i zobaczyć, czy sierść odrośnie".

Mój prywatny promyczek szczęścia.

– Naprawdę muszę to na siebie włożyć!? – Zawyłam niczym męczennica, widząc w sobotni wieczór przebranie halloweenowe przygotowane przez Ruby.

– Przecież te przebrania są genialne! – Zapiszczała podekscytowana Emily.

Tak, Emily przygotowywała się z nami w domu Ruby. Torres uznała to za wspaniały pomysł. Cieszy się dziesięć razy mocniej z naszego "dogadywania się" niż ja sama.

– W końcu ktoś docenia moje pomysły! – Zawiwatowała, zbijając piątkę z Hudson.

Pomysł Ruby zakładał pasujące do siebie stroje. W tym roku padło na seksownego aniołka, diablicę i upadłego anioła. Podobno miałam założyć opcję numer trzy, bo tylko ja z naszej trójki nie byłam ani dobra, ani zła. Byłam wszystkim po trochu.

Dość przykre.

– Właśnie w takich chwilach, żałuję, że dałam Ci tego cholernego loda – zrezygnowana opadłam plecami na łóżko.

– Poznałyście się w lodziarni?

– Coś ty! Na placu zabaw. Tylko Rory coś się pomieszało, bo to ja dałam jej lody – odparła, w skupieniu kończąc makijaż oczu.

– Nie prawda! – zdziwiona podniosłam się do siadu.

– Rory, nigdy nie zapomnę Twojego płaczu. Od tamtego dnia minęło dwanaście lat, a ja nadal nie słyszałam, żeby ktoś był w stanie tak głośno płakać – zaśmiała się, jednak w jej głosie nie było wcale radości.

– Nie rozumiem. W mojej głowie jest wyraźne wspomnienie, jak to ty płakałaś, bo mama zostawiła Cię na placu zabaw i długo nie wracała ze sklepu.

– Podobno na skutek przykrych lub traumatycznych wydarzeń nasz mózg jest w stanie albo całkowicie wymazać wspomnienie, albo zniekształcić je do tego stopnia, że stanie się dobre – wtrąciła się Emily.

Ruby odłożyła tusz do rzęs, wstała z zajmowanego przy toaletce fotela i usiadła obok mnie. Zgięła nogi w kolanach, oparła brodę o swoje kolana i uważnie mi się przyglądała. Dokładnie tak, jakby zastanawiała się, czy na pewno mi o tym mówić.

– Tamtego dnia faktycznie byłam na placu zabaw, ale razem z moją mamą. Robiłyśmy zamki z piasku, kiedy przyszłaś z Panią Freeman. Posadziła Cię na huśtawce i powiedziała, że idzie zrobić zakupy do marketu po drugiej stronie ulicy. Gdy na nią czekałaś, zapytałam, czy chciałabyś mi pomóc budować fortece. Zaczęłyśmy się razem bawić, ale Twoja mama nie wracała. Po godzinie zaczęłaś płakać i krzyczeć. Wpadłaś w histerię, że nigdzie jej nie ma. Nie mogłaś się uspokoić przez kolejne trzydzieści minut. Moja mama poszła do marketu, ale obeszła cały sklep, a Twojej mamy nigdzie nie było. Na pocieszenie dostałyśmy lody. Wtedy w końcu się trochę uspokoiłaś – westchnęła i położyła swoją dłoń na mojej. – Nie wróciła po Ciebie. Czekałyśmy prawie cztery godziny. Moja mama nie wiedziała co robić. Nie znałaś drogi do domu, a nie chciała wieść małego dziecka na posterunek policji. Miałyśmy Cię zabrać do naszego domu, ale kiedy wychodziłyśmy, przybiegła abuela Rosa. Była cała roztrzęsiona, a jak wzięła Cię w objęcia, to płakała przez kolejne dziesięć minut.

Otwierałam usta, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Mrużyłam brwi, kiwałam głową, drapałam się po karku. Tylko tyle byłam w stanie zrobić.

– Rodzona matka chciała Cię porzucić na placu zabaw? A myślałam, że to moja matka jest kiepskim rodzicem – wypaliła Emily, przez co obie patrzyłyśmy na nią z mordem w oczach. – Za wcześnie?– wyszczerzyła się zmieszana.

– Nie miałyśmy nigdy zbyt dobrych relacji, ale nigdy nie spodziewałabym się po niej takiego zachowania. Takiego braku człowieczeństwa...

– Przepraszam. Powinnam wcześniej poruszyć ten temat, ale naprawdę sądziłam, że wiesz i dlatego się nie dogadujecie.

– To nie Twoja wina. Nie masz za co przepraszać.

Wciąż siedziałam osłupiała, nie mogąc przyjąć do wiadomości wszystkich słów Ruby.

Moja matka mnie zostawiła. Porzuciła czterolatkę.

Dlaczego?

Czy później też próbowała to zrobić, tylko mój mózg wymazał te wspomnienia?

– Nie chciałam Ci zepsuć humoru przed imprezą, ale przecież powinnaś znać prawdę – Ruby zaczął łamać się głos.

– Wszystko w porządku – potrząsnęłam głową i starałam się przywołać swoje ciało do względnego porządku. – I tak nie miałam o niej dobrego zdania – wzruszyłam ramionami, wstając z łóżko z zamiarem wciśnięcia się w strój upadłego anioła.

Samo określenie "upadła" byłoby jednak o wiele trafniejsze.

Upadłam, bo ktoś zadał mi miliony ciosów, a ja nie byłam w stanie się nawet obronić.

Godzinę później stałyśmy pod Pandorą, czyli pubem z karaoke, do którego lubiłyśmy razem z Ruby wpaść i się wykrzyczeć. Jednak tego wieczoru nie byłyśmy same – towarzyszyła nam Emily, a już niedługo miała dołączyć czwórka najbardziej rozchwytywanych nastolatków w mieście.

Życie tak szybko się zmienia.

Kolejny raz czułam się dość niekomfortowo. Nie tylko z myślami o mojej matce, ale przez swój strój. Przebrania naszej trójki były bardzo podobne, różniły się jedynie kolorami Skórzany gorset z ozdobną po bokach koronką, spódniczki sięgające zaledwie do połowy uda, a do tego długie do kolan kozaki. Każdy element garderoby był wyłącznie w jednym odcieniu – czarnym, czerwonym lub białym. Mojej przyjaciółce udało się nawet znaleźć w sklepie malutkie skrzydełka we właściwych kolorach. Jedyną różnicą były akcesoria na głowach. Emily i ja miałyśmy opaski z aureolą, natomiast Ruby opaskę z różkami.

Przebranie było zdecydowanie piękne. Seksowne i uwodzicielskie, ale jednocześnie nie odsłaniało wszystkiego, co tylko możliwe. Ruby naprawdę się postarała. Ale to było tak bardzo nie w moim stylu.

Sama nie wiem, gdzie kończy się przebranie, a zaczynam ja.

Dzisiejsze rewelacje przypadły w idealny dzień. W Halloween dużo osób nosi maski. Ja też ją założę. Bez żadnego poczucia winy kolejny raz mogę przywdziać niewidzialną maskę. Ukryję pod nią każdą emocję, której nie powinni dostrzec inni. Zakryję samą siebie.

Ruby zrobiła nam przed wejściem z milion fotek. Jak zwykle twierdziła, że chce mieć co wspominać na stare lata. Gdyby tylko było co wspominać...

– Nadchodzi elitarna czwórka! – Dobiegł krzyk Elliota, kiedy razem z przyjaciółmi wyłonił się zza pobliskiego roku.

Ale cała reszta nie przyciągała uwagi tak jak zrobił to Wood. Dlaczego? Otóż chłopak był odziany zaledwie w jakąś białą narzutę przypominającą prześcieradło i długie, złote rzymianki.

– Co ty masz na sobie? – Zapytała niepewnie Emily.

– Jak to co? Mówiłaś, że przebieracie się za anioły i diabła. W takim razie potrzebujecie jeszcze do kompletu Boga. A ze względu na swoje idealne rysy twarzy i cudowną urodę – wykonał obrót wokół własnej osi i otworzył szeroko ramiona. – Oto jestem. Zeus!

Tak, teraz jego opaska na lokach zakończona małymi piorunami miałaby sens.

– Jesteś niemożliwy – Ruby wybuchła głośnym śmiechem.

– Raczej nienormalny – wtrącił się zażenowany Mason.

– A wy się nie przebraliście? – Ponownie zapytała Emily, unosząc jedną brew.

– Te cieniasy... – wskazał kciukiem na trójkę chłopaków w czarnych płaszczach – ... Podobno przebrali się za Facetów w Czerni. A tak naprawdę podobno są za starzy na przebieranki, ale musieli coś ubrać, żeby pić za darmo.

Faktycznie, cała czwórka była ubrana wyłącznie na czarno, zupełnie jak ja. Z tą różnicą, że Ivan, Mason i Jang mieli długie do kostek płaszcze, garniturowe spodnie i półgolfy, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. A z kieszeni Janga wystawała...

– Nie chciałeś się przebierać, ale kupiłeś specjalnie zabawkowy pistolet? – Zapytałam z myślą o przyłapaniu go na kolejnym kłamstwie.

– Absolutnie nie. Jest prawdziwy. To jedyny dzień w roku, gdzie mogę się z nim legalnie pokazać. Nie przegapiam takich zacnych okazji.

Czy powinnam wiedzieć, dlaczego i skąd siedemnastolatek ma broń? Absolutnie nie.

– Jesteście tacy sztywni – westchnęła Ruby.

– Jesteśmy poważni – powiedzieli jednocześnie Mason i Ivan.

– Ja nie muszę się przebierać, bo to inni przebierają się za mnie – dodał Jang.

– Nie wlewaj sobie – prychnęłam.

Nie minęło nawet dziesięć sekund, abym utwierdziła się w przekonaniu, że wcale sobie nie wlewał.

– Nie wierzę! Spotkałem słynnych Timesów! To mój szczęśliwy dzień! – Zza moich pleców dobiegł jakiś męski pisk radości. – Cześć chłopaki! Timothy, mogę prosić o zdjęcie z idolem? – Zapytał podekscytowany, na co Jang przytaknął głową i ustawił się do selfie.

Po zdjęciu zbili sobie piątkę, a nieznajomy życzył całej naszej grupie udanej nocy i zniknął, wchodząc do pubu.

– Czy on miał na sobie...

– Taką samą koszulę, którą zalałaś kawą? A bardziej taką samą, którą miałem założoną na sesji okładkowej dla Vogue? Tak. Tylko jego to podróbka – wyjaśnił, zanim byłam w stanie dokończyć zdanie. – Swoją drogą nadal czekam, aż mi ją oddasz. To wchodzimy?

Niespełna kilka minut później siedzieliśmy już przy jednym z największych stolików w lokalu, kelner przynosił pierwsze darmowe shoty, a inni ludzie w Pandorze bawili się już w najlepsze, wydzierając się na scenie do największych przebojów ostatnich lat.

– To co, jak zwykle na rozgrzewkę The Best od Tiny Turner? – Zapytała mnie Ruby.

Gdy miałam jakieś osiem, dziewięć lat, zawsze razem z mamą śpiewałyśmy tę piosenkę. Miałyśmy w domu jakąś starą konsolę z mikrofonami. Już wtedy nie spędzałyśmy ze sobą zbyt wiele czasu, ale kiedy była w domu, śpiewałyśmy właśnie to. Zawsze przegrywałam. Nie dlatego, że byłam dzieckiem i nie miałam pojęcia, jak trafiać w dźwięki. Ona po prostu śpiewała to całą sobą, z pełnym zapałem.

Kiedyś zapytałam, dlaczego zawsze przegrywam. Odpowiedziała mi mniej więcej coś takiego: "Ta piosenka przypomina mi moje najlepsze czasy, a śpiewając ją, za każdym razem czuję, jakbym cofnęła się o kilkanaście lat. Wygrywam, bo dla Ciebie ta piosenka nie znaczy nic, natomiast dla mnie znaczy wszystko".

Po tamtej rozmowie już nigdy więcej nie zaśpiewałyśmy razem, ale wciąż było to jedno z moich nielicznych, dobrych wspomnień z jej udziałem. Aż do dzisiaj.

Bo w mojej głowie znów coś zostało odblokowane.

"To przez Ciebie moje najlepsze czasy się skończyły", "To przez Ciebie nigdy więcej tego nie poczuję", "Wszystko zepsułaś", "Przez Ciebie nawet ta piosenka stała się dla mnie ciężarem".

Zdania wypowiadane przez moją matkę zaczęły przelatywać w mojej głowie. Przed oczami pojawiały się obrazy jej rozgoryczonej miny. Wściekłej. Załamanej. Była obrzydzona. Za każdym razem, gdy spędzała ze mną czas.

– Nie dzisiaj – wychrypiałam, zabierając z tacki shota.

– Szanujący się sportowiec, tak? – Zapytał ironicznie Jang.

– Jestem też nastolatką – wzruszyłam ramionami, opróżniając kolejny kieliszek.

– Kto chce zaśpiewać ze mną coś z repertuaru Disneya? Jestem za Play My Music z Camp Rock lub Breaking Free z High School Musical, ale jestem też skory do negocjacji – podekscytowany Elliot zacierał ręce, stając na równe nogi i czekając na ochotników.

– Może być pierwsza opcja – odparłam, na co chłopakowi wręcz zaczęły lśnić oczy, a chwilę ciągnął mnie w stronę sceny.

Właśnie tak minęły kolejne dwie godziny. Piliśmy, śpiewaliśmy w większych lub mniejszych grupach, śmialiśmy się. Udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Może oprócz tego, że moja matka jest popieprzona, a ja zaczynałam być pijana.

– Idę się przewietrzyć – powiedziałam do reszty, kiedy z dziewczynami skończyłyśmy śpiewać California Gurls.

– Pójdę z Tobą – zaproponował Ivan, jednak nie czekałam za chłopakiem i od razu ruszyłam w stronę wyjścia. – Wszystko w porządku? – Zapytał, gdy oboje staliśmy na chodniku i wdychaliśmy świeże, chłodne powietrze.

– Jasne. Niby dlaczego miałoby nie być?

– Z nami też wszystko w porządku?

– Pojęcie względne.

– Chyba w końcu powinniśmy pogadać.

– Wybacz, ale mam dzisiaj okropny nastrój, więc daruj sobie jakieś poważne rozmowy.

– Ostatnio nie rozmawiamy tak często i spędzamy ze sobą mniej czasu. Nawet nie przesiadujemy na dachu – ciągnięcie tematu najwidoczniej oznaczało, że jednak rozmowa i tak się odbędzie.

– Ciekawe dlaczego – spojrzałam na chłopaka przez ramię z cynicznym uśmiechem.

– Okej, dłużej nie zniosę tej niezręcznej atmosfery, która się wytworzyła między naszą trójką – przetarł dłonią swoje oczy. – Wiem, że to moja wina. Biorę pełną odpowiedzialność. I wezmę ją też za to, co się za chwilę stanie. Ale po prostu muszę to sprawdzić. Muszę wiedzieć.

Nie dał mi szansy na odpowiedź. Zrobił dwa kroki w moim kierunku. Jedną dłoń położył na moim biodrze, przyciągając mnie do siebie, a drugą położył na moim policzku. Gwałtownie się zbliżył, a po chwili jego usta znalazły się na moich.

Czyli nie tylko rozmowa się odbędzie.

To nie był jeden z namiętnych pocałunków. Nie był też długi. Ale z całą pewnością był intymny.

Ivan Kelly w końcu mnie pocałował, a mi wcale nie zabiło szybciej serce. Tak, z całą pewnością było to przyjemne. Oczywiście, że poczułam jakiś rodzaj pożądania. Jednak nie poczułam miłości. Na pewno nie takiej, jakiej się spodziewałam.

Po pocałunku trwającym nie więcej, niż kilkanaście sekund, Ivan się odsunął. Z przyspieszonymi oddechami uważnie badaliśmy swoje twarze. Swoje reakcje.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– Musiałem coś sprawdzić.

– Co?

– To, czy podjąłem dobrą decyzję. A moja decyzja jest taka – wziął głęboki oddech, szukając odwagi, aby swoje myśli powiedzieć głośno. – Nie powinniśmy być razem, Auroro.

– Dlaczego nie? Przecież ty też to poczułeś, prawda? To na pewno było jakieś uczucie – mówiłam pośpiesznie to, co akurat przychodziło mi do głowy.

– Na pewno nie miłość. Dobrze o tym wiesz. Nie okłamujmy się – popatrzył na mnie z żalem w oczach, przez co spuściłam swój wzrok na buty. – Pojawiliśmy się w swoich życiach, kiedy czuliśmy się samotni. Kiedy potrzebowaliśmy jakiegoś wsparcia. Ale trochę nam się wszystko pomieszało. Szukaliśmy zrozumienia, a nie kochanka.

– A skąd ty możesz wiedzieć, czego szukałam?

– To tylko moje przypuszczenia. I przypuszczam, że jeszcze nie przyznałaś się sama przed sobą, że to nie ja Cię najbardziej fascynuję – powiedział z lekkim uśmiechem, ale nie dał mi szansy zaprzeczyć. – Jeśli chodzi o mnie... Nigdy więcej nie zamienię przyjaźni na związek. Bez względu na to, jak silnym uczuciem będę Cię darzył. Gdy Twój przyjaciel stanie się Twoim kochankiem, w końcu stracisz jedno i drugie. Miłość i przyjaźń. Nie mogę znieść myśli, że kiedykolwiek przestałabyś być moją przyjaciółką.

– Przestań mydlić mi oczy ładnymi słówkami. Powiedz wprost – wolisz Emily – prychnęłam zirytowana.

– Emily była właśnie tą, z którą zamieniłem przyjaźń na związek. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, straciłem przyjaciółkę. Gdy wyjechała, straciłem miłość. Między naszą dwójką przyjacielskie stosunki są już niemożliwe. Ale wciąż mogę odzyskać jej miłość. Nie mogę jej kolejny raz stracić, rozumiesz? Tak, jak nie mogę znieść myśli, że przestaniemy się przyjaźnić, tak nie mogę znieść myśli, że Emily na dobre zniknie z mojego życia – mówił bardzo spokojnie. Słuchając tego czuło się, jak każde słowo wypowiada samym sobą. Mówił prawdę.

– Cóż, jak się całowaliśmy, faktycznie nie czułam jakiegoś palącego żaru w swojej piersi, czy czegokolwiek w tym stylu – zawsze jak się stresowałam, to mówiłam głupie rzeczy. – Więc przyjaźń brzmi nieźle – uśmiechnęłam się blado, wyciągając w kierunku chłopaka dłoń.

Ivan delikatnie się uśmiechnął, a jego rozwiewały podmuchy wiatru. Bursztynowe oczy lśniły od alkoholu w świetle lampy. Popatrzył mi prosto w oczy i uścisnął wyciągniętą wcześniej dłoń.

To był piękny obrazek. Obrazek chłopaka, w którym się zauroczyłam. Najlepsze wydanie Ivana Kellego, którego jednak nie kochałam. Osoby, u której szukałam zrozumienia.

– Wracajmy, bo reszta zacznie nas szukać – otworzył przede mną drzwi do pubu, po czym wspólnie wróciliśmy do naszych przyjaciół.

– Wszystko w porządku? – Zapytała Ruby, próbując cokolwiek wyczytać z mojej twarzy.

– Wszystko cacy – przytaknęłam pewnie.

– O nie. Mówisz "cacy" tylko wtedy, kiedy zaczynasz być pijana – skrzywiła się.

– W takim razie trzeba to wykorzystać! – Elliot właśnie zajął miejsce obok mnie, opierając ramię o mój bark. – Kto chętny zagrać w co byś wolał?

Zostałam przegłosowana. Z całej naszej siódemki tylko ja i Jang nie byliśmy przekonani do pijackich, dwuznacznych gier.

– Okej, tym razem pytania wyłącznie z kategorii seksualności. Kto nie wybierze żadnej odpowiedzi, ten pije. Ja zaczynam! – Klasnął w dłonie i przeniósł twarz w moją stronę, patrząc tym swoim podstępnym wzrokiem. – Bestie, wolałabyś do końca życia uprawiać waniliowy seks z Timem, czy BDSM z Ivanem?

To pytanie nie miało poprawnej odpowiedzi.

Sięgnęłam po shota i opróżniłam całą jego zawartość.

– Wolałabyś zaliczyć dzisiaj Masona, ale nigdy więcej go nie spotkać, czy zaliczyć go za dziesięć lat i robić to do końca życia? – Zapytałam Ruby.

Przyjaciółki muszą sobie pomagać. A ja doskonale wiedziałam, o czym myśli moja.

– Jestem niecierpliwa. Zdecydowanie pierwsza opcja – odpowiedziała pewnie, patrząc kątem oka na wspomnianego chłopaka. – Wolałabyś uprawiać seks na oczach rodziców, czy oglądać, jak Twoi rodzice to robią? – Zapytała siedzącej obok Emily.

– Chyba bym nie przeżyła tego widoku – dziewczyna wzdrygnęła się na samą myśl o takowej sytuacji. – Pierwsze, chociaż niechętnie. Wolałbyś uprawiać ze mną seks na oczach moich rodziców, czy uprawiać seks z Aurorą bez żadnych osób trzecich? – Zapytała Ivana.

– Z tobą – odpowiedział, nie zastanawiając się nawet przez chwilę, a ja o dziwo nie poczułam się urażona. – Wolałbyś nigdy więcej nie uprawiać seksu, czy nigdy nie spotkać Aurory? – Tym razem pytanie było skierowane do Janga.

– Nigdy więcej nie uprawiać seksu – odpowiedział po dłużącej się ciszy, na co wszyscy chórem zawiwatowali, a chłopak opróżnił dwa kieliszki, chociaż wcale nie musiał tego robić.

Poczułam się dziwnie. Kątem oka spojrzałam na czarnookiego, a kiedy nasze spojrzenia niespodziewanie się spotkały, szybko odwróciłam głowę w drugą stronę.

Była pierwsza w nocy, a impreza trwała w najlepsze. Szczególnie dla moich przyjaciół, którzy wręcz pękali ze śmiechu, kiedy widzieli moje zawstydzenie przy każdym zadanym pytaniu. Z pewnością nie byłam trzeźwa.

A nietrzeźwa Aurora oznacza zbyt bezpośrednią Aurorę.

– Jak tak na Was teraz patrzę – wskazałam palcem na czwórkę chłopaków. – To jednak nie wyglądacie jak szympansy. Jesteście ubrani aby na biało i czarno, więc bardziej pasowałyby pingwiny. Pingwinów z Madagaskaru też było czterech – zaczęłaś się głośno zastanawiać, na co usłyszałam głośny śmiech dziewczyn.

– Pijana Aurora umie żartować. Poproszę trochę więcej tej wersji – stwierdził rozbawiony Elliot.

– Zawsze umiem żartować, tylko wszechmogący Timmy Jang mnie wkurwia i przez to nie mam nastroju – popatrzyłam oceniająco na wspomnianego chłopaka, a on jedynie przyglądał mi się z uniesionymi brwiami. – Jakim cudem ktoś tak wkurzający potrafi dobrze tańczyć? – Oburzyłam się, chcąc sięgnąć po kolejnego shota, jednak ktoś mnie powstrzymał.

Zobaczyłam kogoś dłoń na swojej ręce, a kiedy przeniosłam wzrok na jej właściciela, dostrzegłam twarz Janga.

– Na dzisiaj Ci wystarczy – wychrypiał stanowczo.

– Dopiero się rozkręcam – prychnęłam, odpychając jego dłoń, dzięki czemu mogłam wypić kolejny kieliszek.

– Co się stało tym razem, że znowu pije na potęgę? – Brunet zapytał moją przyjaciółkę.

– Po prostu przypomniała sobie o czymś niezbyt przyjemnym – wyjaśniła ostrożnie Ruby, nie chcąc powiedzieć zbyt wiele.

– Tak, w życiu nie uwierzycie! Moja rodzona matka zostawiła mnie na placu zabaw, jak miałam cztery lata. Spierdoliła, zostawiając na pastwę losu małą dziewczynkę. Genialne! – Zaśmiałam się głośno z wyczuwalną na kilometr ironią – Chodź, Lio, idziemy jeszcze pośpiewać.

Złapałam chłopaka za rękę i próbowałam wstać, co okazało się znacznie trudniejsze, niż przypuszczałam. Zakręciło mi się nieco w głowie, ale w końcu udało mi się złapać równowagę. Stanęłam na scenie, ale gdzieś po drodze zgubiłam Elliota.

Siedział przy stoliku i uważnie mi się przyglądał. Podobnie, jak cała reszta.

– No dalej, Lio! Przedstawienie musi trwać! – Krzyczałam w jego kierunku, robiąc dwa kroki w przód.

Dziwne. Wcześniej scena wydawała mi się nieco dłuższa, więc jakim cudem już się skończyła? Dlaczego straciłam równowagę i zahaczyłam stopą o jej krawędź?

Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy, gotowa na bliskie spotkanie mojej twarzy z podłogą. Jednak nie poczułam żadnego bólu.

Niepewnie otworzyłam jedno oko, zdając sobie sprawę, że ktoś trzyma mnie w powietrzu. Otworzyłam drugie oko i zdezorientowana patrzyłam na wszystko dookoła.

– Puść mnie! – Krzyknęłam do trzymającego mnie w ramionach Janga, próbując się wyrwać.

– Następnym razem nie pij, albo naucz się chodzić po pijaku, to nie będę musiał Cię trzymać – odparł zirytowany.

– Odstaw mnie na ziemię!

– Naprawdę musiałaś to we mnie rozbudzić? – Wyprowadzony z równowagi przewrócił oczami i przerzucił moje ciało przez ramię, zmierzając w kierunku wyjścia.

***

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Zaczęłam się przeciągać otulona ogromną ilością puchowej kołdry. Bolało mnie niemal całe ciało, ale czułam się zadziwiająco wyspana. Dawno nie spałam na tak miękkim materacu.

Moment...

Przecież ja nie mam miękkiego materaca.

Otworzyłam pośpiesznie oczy, natychmiast podnosząc się do siadu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i to z całą pewnością nie był mój pokój.

Odchyliłam pościel i spuściłam wzrok na swoje ciało. Nie miałam na sobie przebrania z wczorajszego wieczoru. Miałam na sobie jedynie jakiś luźny T-Shirt.

Z coraz szybciej bijącym sercem spojrzałam tym razem na drugą stronę łóżka, która wcale nie była pusta. Ktoś zajmował drugą część łóżka.

– Szybko wstałaś – powiedział zaspany chłopak, odwracając się twarzą w moją stronę.

Timothy Jang. Byłam w jego pokoju. W jego łóżku. Ubrana w jego koszulkę.

Co się, do cholery, dzieje!?

Nic nie pamiętam... Kompletna pustka.

Przespałam się ze swoim wrogiem!?

*******

Cześć gwiazdeczki!

Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Jesteście ciekawi, co zrobiła ta dwójka i do czego między nimi doszło? Odpowiedź na to pytanie będzie z pewnością intrygująca ;)

Piosenki z rozdziału:

Tina Turnet - The Best

Camp Rock - Play My Music

Rozdział ani to radosny, ani bardzo dołujący. Ale z pewnością niektóre z demonów zaczynają wychodzić z ukrycia. Z głęboko zaszytej podświadomości Aurory. Zatem rozdziałowa piosenka: Imagine Dragons: Demons

I jeszcze jedno pytanko - jak myślicie, dlaczego matka Aurora tak postąpiła? Jakieś teorie? A tymczasem...

Miłego dzionka, widzimy się w następnym rozdziale!

Wasza Dalva 🌙

Continue Reading

You'll Also Like

164K 10.7K 34
[Okładkę wykonała @Stokrotka_22_11] Hazel Gonzales, to utalentowana, ale zamknięta w sobie siedemnastolatka, która przenosi się do elitarnej szkoły s...
54.3K 1.6K 46
Mitchie Torres od zawsze kochała taniec ponad wszystko. Razem z dwójką swoich najlepszych przyjaciół, Moosem i Mackenzie uczęszcza do studia ,,to dan...
53.8K 2.3K 47
Sky przeprowadza się do Chicago wraz z rodzicami, by zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Jej dążenie do ideału i perfekcjonizmu sprawia, że nie odnaj...
1.6M 49K 87
Elena od dziecka starała się być silna. Nie miała łatwego dzieciństwa. Ojciec alkoholik i nałogowy hazardzista zniszczył jej spokojne i szczęśliwe ży...