TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

By autorkadalva

247K 6.3K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

31. Smak ekscytującego życia

5.9K 129 109
By autorkadalva

Wybiegając z sali, ruszyłam prosto w kierunku łazienki. Musiałam przemyć twarz zimną wodą. Może tylko mi się wszystko wydaje albo śni i coś chłodnego mnie rozbudzi? Przywróci Świadomość.

Kiedy moje życie zaczęło tak wyglądać? Chciałam jedynie skończyć szkołę, zarabiać i osiągnąć jakieś sukcesy w sporcie. Spędziłam w tym chorym miejscu zwanym Lowell High School niespełna dwa miesiące i mam serdecznie dość. Nic nie idzie po mojej myśli.

Moje życie to jakiś pieprzony rollercoaster. A mam lęk wysokości! Niby jak mam nie panikować!?

Właściwie to dlaczego panikuję? A może nie panikuję, tylko jestem wściekła? Boże... Nawet sama nie wiem, jak się czuję!

– Zaraz zwariuję! – Krzyknęłam do swojego odbicia w lustrze, patrząc na ociekające krople wody po mojej brodzie.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Usłyszałam zduszony głos dochodzący z jednej z kabin.

Świetnie, czyli wcale nie byłam sama i znowu zrobiłam z siebie idiotkę.

Na szczęście po kilka sekundach z kabiny wyłoniła się Ruby. Zapłakana Ruby.

– Nie chciałam Cię martwić – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Teraz martwię się dwa razy bardziej, bo coś przede mną ukryłaś, a nigdy wcześniej tego nie zrobiłaś – powiedziała słabym głosem.

– Przepraszam – spuściłam zasmucona głowę.

– Przyjaciele się nie okłamują, Rory.

– Nie okłamałam Cię – zarzekałam się, machając pośpiesznie dłońmi. – Po prostu Ci o tym nie powiedziałam.

– Zatajanie wydarzeń i prawdy też jest formą kłamstwa – wyjaśniła zasmucona. – Kiedy się tak zmieniłaś? Myślałam, że mówimy sobie wszystko.

Nie miałam pojęcia, jak to skomentować. Naprawdę nie miałam złych intencji. Nienawidzę martwić bliskich z mojego powodu. Nie znoszę, kiedy przeze mnie ich humor ulega pogorszeniu.

Ale czy faktycznie się zmieniłam?

– Przepraszam – powtórzyłam, po czym podeszłam do dziewczyny i ją przytuliłam. – Naprawdę nie chciałam.

Ruby stała nieruchomo, ale co kilkunastu sekundach w końcu się poddała i również odwzajemniła objęcie. Czułam, jak zaczyna drżeć.

– Musiałaś być przerażona – wyszeptała do mojego ucha i pogłębiła uścisk.

Słysząc jej zdruzgotany głos, sama zaczęłam płakać. Tak, byłam przerażona, że chłopak, którego myślałam, że znam, okazał się psycholem ze skłonnościami do zabijania. Ale płakałam tylko i wyłącznie dlatego, że moja przyjaciółka też płakała. Przeze mnie.

Nie mam pojęcia, ile czasu tak stałyśmy. Ale w końcu obie nieco ochłonęłyśmy. Bo przecież w objęciach osób, którym możemy ufać, od razu łatwiej przejść przez trudności życia.

– Dobra – Ruby powoli odsunęła się ode mnie, odchyliła głowę i machała swoimi rękoma, aby jej łzy wyschły. – Możesz odkupić swoje kłamstwa – stwierdziła, jak tylko była w stanie już normalnie mówić.

– Niby jak? – Zdziwiłam się i zarazem niepokoiłam, bo pomysły Ruby Torres nigdy nie były mądre.

– Mówiąc inną prawdę. Przecież to takie oczywiste, głupolu – pokręciła z niedowierzaniem głową i kilka razy zacmokała. – A prawda, która mnie interesuje, to... Co jest grane z Tobą i Jangiem? Bo chyba coś mnie ominęło – wydęła niezadowolona usta.

– Nic nie jest grane – odburknęłam.

– Ale przecież Ci pomógł. Zawiózł do domu. Cholera, siedziałaś mu na kolanach – wymieniała na palcach. – Nic do niego nie czujesz? – Zmrużyła z zainteresowaniem oczy, czekając na jakąś sensację.

– Oczywiście, że czuję – odpowiedziałam obojętnie, a Ruby momentalnie wybałuszyła oczy, niedowierzając, co właśnie usłyszała. – Głęboką nienawiść – dopowiedziałam dopiero po chwili ze sztucznym uśmiechem, na co brunetka prychnęła oburzona.

– Pożyjemy, zobaczymy. Podobno między nienawiścią a miłością jest bardzo cienka granica. Tylko masz mi o tym od razu powiedzieć! – Zarządziła, grożąc mi palcem.

– Tak jest, szefowo! – Odparłam, salutując w jej kierunku. – Ale to się nigdy nie wydarzy.

– Mówiłam Ci wcześniej o swoim radarze. A on zaalarmował, że wyczuł ogromne, elektryzujące napięcie między Waszą dwójką – stwierdziła z dumnie uniesioną głową.

– Elektryzujące napięcie nienawiści – uśmiechnęłam się sztucznie.

Mark Twain powiedział kiedyś: "To nie przez brak wiedzy wpadamy w kłopoty. To przez to, czego jesteśmy pewni, a co okazuje się zupełnie inne, niż myśleliśmy."

Teraz nawet rzucam cytatami, jak Jang. Zwariowałam! 

Chociaż z Ruby wszystko sobie wyjaśniłyśmy, miałam na głowie wciąż masę innych problemów. Na przykład taki – Mason zabronił mi przychodzić do pracy przez cały najbliższy tydzień. Elliot stwierdził, że zrobił to, bo się o mnie martwi, ale nie chciał tego głośno przyznać. Blondyn powiedział jedynie "Moje pracownice się zwolnią, jak zobaczą Twoją szyję i się dowiedzą, że jakiś gość atakuje kobiety pod kawiarnią". Elliot zdecydowanie się myli – Davis nie martwi się o mnie, tylko o rodzinny interes.

Na trening też nie mogłam pójść w takim stanie. Przecież nie będę biegać z apaszką na szyi. Wcześniejszy powrót do domu też odpadał. Babcia Rose zapewne zadałaby milion pytań, na które nie mam ochoty udzielać odpowiedzi.

Poszłam zatem usiąść na trybuny, starając się nie rzucać w oczy nikogo ze swojej drużyny, która właśnie odbywała trening. Całe szczęście, że z dołu miejsce przy budce komentatorów było niemal niezauważalne.

Chciałam nacieszyć się przyjemnymi promieniami słońca, odrobić pracę domową i spędzić nieco czasu w towarzystwie ciszy, której tak bardzo mi ostatnio brakuje.

Ale ciszy się nie doczekałam. Na pewno nie w mojej głowie.

Bo on tam był.

Ivan siedział w tym samym miejscu, co zwykle. Ja jednak nie potrafiłam tam usiąść. Zamiast tego, usiadłam na najwyższym stopniu schodów, opierając się o ścianę trybun. Starając się ignorować jego obecność, wyciągnęłam z plecaka książkę i zaczęłam robić zadania z algebry.

Może nawet mnie nie zauważył?

– Przepraszam, że wczoraj się nie pojawiłem. Twoje siniaki na szyi to moja wina – powiedział ledwo słyszalnie, wciąż nie patrząc w moim kierunku.

– To jest wyłącznie moja wina. Nie powinnam była się z nim wiązać i powinnam być bardziej czujna, gdy wracam sama – przyznałam zgodnie z tym, co myślałam.

– Nie ma żadnego "powinnam" ani "muszę" – jego ton świadczył o tym, że był zły.

Wstał z ławki i podszedł, nachylając głowę, Górując nade mną, pewnie patrząc mi w oczy. – Nic nie powinnaś, a na pewno nic nie musisz. Nie zmieniaj się. Nie ma ludzi idealnych, ale chodzi o to, żeby być idealnym samym dla siebie. Nie krzywdź swojej duszy zmianami, których nie chcesz i nie akceptujesz. Zaakceptuj w końcu swoje prawdziwe oblicze, tak, jak ja je akceptuję i podziwiam – powiedział z pełną powagą, nawet nie chwilę nie odrywając wzroku.

Akceptował i podziwiał mnie.

On.

Ivan.

Moje serce zabiło szybciej. Obijało się o żebra dokładnie tak, jak to robiło wtedy, kiedy biegałam po bieżni. Oddychałam tak szybko, jakbym przebiegła maraton. 

Właśnie wtedy zrozumiałam, że zakochałam się w Ivanie Kellym.

– Poza tym, mam nadzieję, że z uwagi na Twoją szyję, nie zrezygnujesz z przyjęcia u Emily. Może Ci pożyczyć jakiś mocno kryjący podkład, żeby nikt nic nie zauważył – zmienił temat jak gdyby nigdy nic, siadając obok.

– C-c-co?

– Naprawdę chciałaby Cię lepiej poznać. Nie było jej ponad rok i przez ten czas straciła kontakt ze wszystkimi znajomymi. Dobrze by jej to zrobiło, gdyby miała chociaż jedną koleżankę. Mogłabyś to dla mnie zrobić? – Zapytał z widoczną nadzieją w oczach.

– Zastanowię się – odburknęłam wciąż osłupiała.

– Jej naprawdę na tym zależy. Ale spokojnie, nie będę naciskał. Decyzja należy do Ciebie – uniósł delikatnie jeden kącik ust, wstał i znów stanął obok mnie.

A potem się nachylił i zostawił na moim czole długi pocałunek.

I poszedł.

Co się właściwie stało? To znaczy, chyba wiem, co się stało, ale... dlaczego?

Dlaczego czekałam na takie gesty z jego strony, a mimo to, czuję się koszmarnie?

I nie musiałam długo czekać, aby również zrozumieć, że źle wybrałam. Moje serce kolejny raz dokonało złego wyboru.

Bo on martwił się o nią, a nie o mnie.

***

– Chodź do kuchni, skarbie, pogadamy sobie – usłyszałam od razu, jak tylko przekroczyłam drzwi domu.

I właśnie tego się obawiałam. Kochałam babcię Rose, ale jej problemem była ciekawska natura. Musiała wiedzieć wszystko. Zawsze.

A potem prawić morały. To z kolei był jej drugi problem – nigdy nie potrafi się ugryźć w język.

– Jak przeziębienie? Właśnie gotuję mleko z masłem i miodem. Najlepsze lekarstwo – powiedziała dumnie, jakby była prawdziwym lekarzem.

– Nie mogę tłuszczy, nie pamiętasz? Trener kazał mi schudnąć przed najbliższymi zawodami – odparłam niezbyt zadowolona, siadając przy stole.

– Nie obchodzi mnie, co ten stary frajer powiedział.

– Jest młodszy od Ciebie – wyjaśniłam.

– W porządku. Nie obchodzi mnie, co ten frajer Ci powiedział. Źle się czujesz, więc musisz się leczyć, a to jest lekarstwo. Poza tym i tak już schudłaś, więc nie widzę problemu – kobieta postawiła wielki kubek swojego magicznego napoju, twardo stawiając na swoim.

Co mam na myśli? Otóż to, że stała koło mnie tak długo, dopóki nie wypiłam połowy zawartości.

– Ten chłopak nie jest dla Ciebie odpowiedni – wypaliła, kiedy zajęła miejsce naprzeciwko mnie.

– Jaki niby chłopak? – Zdziwiłam się.

– Ten wysoki w czarnych włosach.

– Aaa, mówisz o Jangu. Nie masz się czym martwić, my się nawet nie lubimy – wzruszyłam ramionami i dopiłam resztę mleka.

– Myślałam, że jesteście ze sobą blisko. Przecież poprosiłaś go ostatnio, żeby przywiózł Cię do domu – popatrzyła na mnie podejrzliwie.

– Nie poprosiłam go. Był akurat w kawiarni i sam postanowił mnie odwieźć – skłamałam gładko, chociaż nie do końca było to kłamstwem.

– Zatem tylko ty go nie lubisz. Skoro Ci pomógł to na pewno jest do Ciebie miły – ciągnęła dalej temat.

– To tylko kompleks bohatera – machnęłam ręką.

– Jasne, niech Ci będzie – powiedziała z wyczuwalnym sarkazmem w głosie. – W każdym razie może to i lepiej. W końcu jesteście z dwóch różnych światów – stwierdziła spokojnie, po czym napiła się herbaty.

– Myślałam, że wszystkich traktujesz równo. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żebyś segregowała ludzi na tych biednych i bogatych – zdziwiłam się.

– Traktuje wszystkich równo. Ale wkroczenie w nowy świat wiąże się z licznymi zmianami i problemami. Nigdy nie wiesz, co w takim miejscu się kryje. Czasami lepiej żyć w niewiedzy – mówiła coraz bardziej zagadkowo.

– Nie rozumiem, do czego zmierzasz – wciąż miałam zmarszczone brwi, a moje zdziwienie rosło wraz z każdym kolejnym zdaniem babci Rose.

– Zmierzam do tego, że świat, w którym żyje Timothy Jang, może kryć wiele tajemnic. Wiem, że kłamstwo jest grzechem, ale czasami lepiej pozostawić sprawy takimi, jakie są. To, co widzisz, to nie wszystko. Dlatego nigdy nie daj się oślepić temu, co pojawia się na pierwszy rzut oka, ale też nie wnikaj zbyt głęboko. Musisz pamiętać o istocie tego, co kryje się za pozorami. A sednem tamtego świata jest brak człowieczeństwa. Bo ktoś, kto jest zdolny zrobić wszystko dla pieniędzy i własnych korzyści, nie ma prawa być nazywanym człowiekiem. Kłamstwa, tajemnice i intrygi – właśnie tych rzeczy nie dostrzegasz. I niech tak pozostanie. Niech wchodź do tamtego świata – w jej słowach nie było słychać zmartwienia albo matczynej troski. Wszystko co powiedziała, brzmiało jak ostrzeżenie.

– Masz mi do powiedzenia coś konkretnego? – Spytałam niepewnie zaczynając się stresować całą sytuacją. – I widzę, że jednak pamiętasz, jak ten chłopak ma na imię – wytknęłam jej ten fakt, bo w tym też było coś dziwnego.

– Pójdę się położyć. Jestem dzisiaj jakaś zmęczona – powiedziała tak, jakby nie słyszała, co przed chwilą do niej powiedziałam. Dopiła swoją herbatę i wyszła.

Jeśli własna babcia zaczyna mnie przerażać, to coś było na rzeczy. Tylko jeszcze nie wiedziałam, czy to problem z moją głową, czy z głowami wszystkich innych.

Jednak po przemyśleniu doszłam do wniosku, że to ja byłam nienormalna.

Ruby napisała do mnie, co w końcu robimy w związku z imprezą urodzinową Emily. Przypomniałam sobie Ivana proszącego mnie, żebym zrobiła to dla niego. Niby chodzi o dziewczynę, która pojawiła się znikąd i weszła z butami między naszą dwójkę, ale chodzi też o niego. Jak mogłabym mu odmówić?

Aurora: W porządku, możemy pójść.

Aurora: Ale musisz mi z czymś pomóc.

Ruby: Strzelaj

Aurora: Wybierz mi ubrania i pomaluj.

Aurora: Tym razem masz moje pełne błogosławieństwo.

Aurora: MUSZĘ WYGLĄDAĆ LEPIEJ OD NIEJ

Aurora: Nie żebym miała coś do twojej koleżanki...

Ruby: Kurwa a mówią że marzenia się nie spełniają

Ruby: Czekałam na to prawie 10 lat!!!!

***

Tydzień minął zaskakująco spokojnie i szybko, a wszystko dzięki temu, że niemal wcale nie widywałam ani jednego, z czwórki chłopaków. Jakby zapadli się pod ziemię. Zapewne była to zasługa poniedziałkowej sprzeczki, ale nie miałam zamiaru w to ingerować. To tylko i wyłącznie ich sprawy.

Jednak doskonale wiedziałam, że dzisiaj z pewnością ich spotkam. Nie wiedziałam jedynie, jakich zachowań się spodziewać.

– Skąd się wzięły te wszystkie rzeczy!? – Wyszczerzyłam oczy, wchodząc do pokoju Ruby. – Wykupiłaś całą drogerię i całe piętro sklepów, czy może od razu całą galerię handlową!? – Z niedowierzaniem siadałam na łóżko przyjaciółki i rozglądałam się po całym pomieszczeniu.

Musiała oszaleć.

– Wyciągnęłam tylko kilka sukienek z garderoby i kosmetyki schowane w toaletce. Nic wielkiego – machnęła obojętnie ręką.

Tak, z całą pewnością ludzie mają zupełnie inne wyobrażenia słowa "kilka". W moim słowniku cały ogromny pokój zawalony sukienkami z pewnością nie oznaczał "kilka".

– To tylko impreza urodzinowa, chciałam jedynie pożyczyć jakąś byle jaką sukienkę – wyjaśniłam przytłoczona całą sytuacją.

– Byle jaką!? – Uniosła się w jednej chwili. – Idziemy na urodziny Emily. Tam wszystko będzie perfekcyjne, a nie byle jakieś - wciąż się bulwersowała.

Oczywiście. Perfekcyjne jak solenizantka. Kto by się spodziewał.

– Jasne, nie musisz się od razu puszyć jak paw – napomknęłam ze sztucznym uśmiechem, na co dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem.

– Pokaż zaproszenie. Miałam ostatnio tyle na głowie, że nawet nie zapytałam innych o temat przewodni – wyciągnęła rękę w moim kierunku, czekając na kopertę.

– A jest jakiś temat przewodni? – Zdziwiłam się.

– Wiadomo! Imprezy bogaczy zawsze mają jakieś tematy przewodnie. Musisz się jeszcze wiele nauczyć – zacmokała i pokręciła niezadowolona głową, a ja jedynie podałam jej zaproszenie. – O, świetnie! W tym roku czeka nas Casino Royale! – Zapiszczała ze szczęścia.

– W sensie tam jest impreza, tak?

– Żartujesz sobie teraz ze mnie!? Nie wiesz, co to Casino Royale – otworzyła szerzej oczy, siadając obok mnie.

– Niekoniecznie – zaśmiałam się pod nosem, drapiąc czubek swojej głowy.

– Hello, James Bond, dziewczyno! – Rozłożyła szeroko ręce, wykonując nimi gest, jakby to było oczywiste.

– Nie oglądałam żadnej części Bonda – przyznałam niezbyt wzruszona, na co Ruby otworzyła szerzej usta i zamrugała jakiś milion razy.

– Naprawdę jesteś dziwnym osobnikiem – zmierzwiła swoje włosy z rozdrażnienia. – Kasyno, rozumiesz? Impreza będzie w stylu ekskluzywnego kasyna.

– Nie obchodzi mnie w jakim stylu będzie. Obchodzi mnie jedynie, co to znaczy dla mojego wyglądu i co będę musiała na siebie włożyć. Pewnie nic luźnego nie przejdzie? – Zapytałam z ogromną nadzieją.

– Nie przejdzie! – Dziewczyna od razu zaprotestowała. – Ale niczym się nie martw. Wszystkim się zajmę. Mam już nawet w swojej głowie plan na Twój look! – Ruby znowu zachichotała jak mała dziewczynka, klasnęła w dłonie i ruszyła biegiem w stronę rozłożonych kosmetyków.

Kiedy Ruby Torres mówi, żeby niczym się nie martwić, to znaczy, że trzeba się martwić trzy razy bardziej.

Tak właśnie było i tym razem.

Po trzech godzinach malowania, czesania i ubierania, moja przyjaciółka w końcu się ode mnie odsunęła. I tym razem martwiłam się o to, że nie poznaje własnego odbicia w lustrze.

Złote kosmyki układały się w subtelne fale, a pojedyncze kosmyki grzywki opadały na czoło. Chociaż miałam tylko nieco podkreślone brwi, oko od razu przykuwało uwagę. Moja bursztynowa tęczówka została wybita innymi, ciepłymi odcieniami brązów i złotym, połyskującym cieniem. Ruby zrobiła również idealnie równą kreskę, a linię wodną pokryła brązową kredką. Finalnego efektu dopełniały długie, ale niezbyt gęste, sztuczne rzęsy. Na policzkach widoczne były muśnięcia bronzera, różu i rozświetlacza. Wszystko z wyczuciem i bez przesadyzmu – właśnie tak, jak lubiłam. Usta natomiast były pokryte szminką nude. Każdy element makijażu był przemyślany i dopracowany.

Co do sukienki. Cóż. Z pewnością sama bym jej nie wybrała. Nie mam pojęcia, czy wszyscy sportowcy tak mają, ale ja najlepiej czuję się w legginsach i sportowej koszulce, absolutnie nie przepadając za sukienkami i spódniczkami. Tymczasem Ruby kazała mi się wcisnąć w najbardziej obcisłą sukienkę, jaką kiedykolwiek widziałam. Jedynymi plusami jest jej długość aż do samej ziemi i zabudowany biust – nie mam zbyt dużych piersi, więc wstydzę się zakładać coś mocno odsłaniającego. Oprócz tego, sukienka niemal w całości ma odkryte plecy, przez które przechodzą jedynie dwa cienkie ramiączka, krzyżujące się dokładnie na środku kręgosłupa. M również dość długie rozcięcie na lewej nodze. Chociaż jest zrobiona ze śliskiego, czarnego materiału i wydaje się niezwykle szykowna, po bliższym przyjrzeniu się można dostrzec jasne drobinki, co świetnie przełamuje klasykę. Moje jedyne atuty, czyli wystające obojczyki i wyrzeźbione plecy są doskonale podkreślone w tej stylizacji.

Całość kreacji dopełnia trochę grubszy, prosty, łańcuszek z białego złota oraz długie kolczyki i szeroka bransoletka z tej samej kolekcji.

A do tego wszystkiego czarne szpilki na cienkim korku, z odkrytymi palcami i krzyżującymi się łańcuszkami, dokładnie w takim samym kolorze, co biżuteria. W takich butach z pewnością można się łatwo zabić.

Byłam jednocześnie zachwycona i przerażona. Nie wiedziałam, że potrafię wyglądać tak dobrze, co nieco podbudowało moją pewność siebie, ale z drugiej strony nie powinno mi się do podobać. W końcu to nie jest mój świat. Prawdopodobnie nigdy za własne pieniądze nie kupię tak drogich ubrań i dodatków.

Ruby prezentuje się wręcz idealnie. Założyła wręcz identyczną biżuterię, którą wybrała dla mnie. Długa, biała i również dopasowana sukienka świetnie kontrastuje z jej oliwkową karnacją. Moja przyjaciółka jest jedną z tych osób, które akurat dobrze wyglądają w związanych słowach. Na samym czubku uczesała długi kucyk, który potem wyprostowała. Pozostałą część głowy ulizała żelem i lakierem, dzięki czemu nie odstaje żaden, nawet najmniejszy włosek. Całość stylizacji uzupełniła czarnymi rękawiczkami sięgającymi do łokci, klasycznymi, czarnymi szpilkami i czarną kopertówką.

Moja przyjaciółka była naprawdę piękna. Zarówno w środku, jak i na zewnątrz. I nikt nigdy nie będzie miał prawa jej zepsuć.

– Gotowa? – Zapytała z delikatnym uśmiechem, łapiąc moją dłoń, kiedy podjechałyśmy pod posiadłość Emily Hudson.

– Ani troche – przyznałam szczerze. – Ale miejmy to już za sobą – wzięłam trzy głębokie wdechy i otworzyłam tylne drzwi pojazdu.

Dom był ogromny. Nowoczesny, ale wykonany w bardzo klasycznym stylu, coś na podobieństwo wiktoriańskich budowli. Przed budynkiem stała ogromna fontanna, a wokół rozciągał się ogród z idealnie przystrzyżonymi krzewami. Cały dom oświetlały światła kolorowe światła, a przed drzwiami wejściowymi można było dostrzec ogromny łuk stworzony z białych, czarnych i złotych balonów.

Kiedy Ruby stanęła obok mnie, chwyciłyśmy się pod ramię i ruszyłyśmy razem po czerwonym dywanie w kierunku wejścia. Do miejsca, które w żadnym stopniu nie przypominało mojego poziomu.

– Kapitalizm jest naprawdę świetną rzeczą – powiedziałam do Ruby, z zafascynowaniem obserwując całe wnętrze domu, w tym kryształowe żyrandole i marmurowe podłogi.

– Kapitalizm jest jak hazard - pula jest ograniczona. Ktoś musi przegrać, żeby ktoś inny mógł wygrać. Coś jak światło i cień. Gdzie jest światło, tam jest i cień – usłyszałam odpowiedź na swoje wcześniejsze słowa, ale głos wcale nie należał do Ruby.

Emily.

Wcześniej myślałam, że jeśli miałabym z nią rywalizować, to miałabym niewielkie szanse na wygraną. Teraz, gdy delikatne pofalowane włosy dodawały jej jeszcze więcej wdzięku, a cała dziewczyna prezentowała się wręcz nienagannie, zmieniłam zdanie. Nie miałabym żadnych szans.

Przegrana na starcie murowana. 

– Ale czasami, w ponurym, czarno-białym świecie, pojawia się odrobina światła – dopowiedziała z lekkim uśmiechem i tym swoim cukierkowym głosem, dokładnie mi się przyglądając, co strasznie mnie speszyło.

– Wszystkiego najlepszego! – Krzyknęła w jej kierunku Ruby i delikatnie objęła dziewczynę, co odwzajemniła.

– Zapewne masz już wszystkie dobra materialne, więc życzę Ci wszystkiego, czego pragnie Twoja dusza – uśmiechnęłam się w kierunku dziewczyny, jednak ona od razu postanowiła zarzucić swoje ramiona na moją szyję.

– Dziękuję, Auroro. To najlepsze życzenia, jakie dzisiaj usłyszałam. Mam nadzieję, że wkrótce się to spełni, jeśli wiesz, co mam na myśli – powiedziała szeptem do mojego ucha, a potem się odsunęła i uśmiechnęła. – Zapraszam do sali bankietowej. Chłopcy już są, więc pewnie gdzieś się znajdziecie – Emily wskazała dłonią kierunek, w którym mamy pójść, na co jedynie kiwnęłyśmy głowami w podziękowaniu.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak ogromną idiotką jestem. Przecież ona na pewno pragnie Ivana. Życzyłam Emily, żeby miała Ivana. Cudownie... Jak zwykle spisałaś się na medal, Rory.

– Hudson w tym roku naprawdę się postarała – dopiero słowa Ruby wyrwały mnie z zamyślenia.

Spojrzałam zdezorientowana na swoją przyjaciółkę a potem popatrzyłam w tym samym kierunku. Na salę bankietową, która faktycznie zapierała dech w piersiach.

Pomieszczenie idealnie odzwierciedla temat przewodni przyjęcia. A w każdym razie tak twierdzi Ruby. W końcu ja nie widziałam żadnej części Jamesa Bonda. Po całej sali wielkości mniej więcej pięciu moich domów były rozstawione stoły do pokera, black jacka, ruletki i wielu innych gier, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Między stoiskami hazardowymi ustawione były okrągłe stoły pokryte długimi, czarnymi obrusami i biało-złotą zastawą. Zresztą cała sala była udekorowana właśnie tylko w tych trzech barwach.

Po prawej stronie zagospodarowano miejsce na zespół muzyczny, a tuż przed nimi parkiet wyłożony czarnymi winylami. Całość dopełniały dekoracje takie jak liczne balony, ogromne karty do pokera, kostki do gry i kilka barów z ogromną ilością trunków.

Po całej sali balowej poruszali się elegancko ubrani kelnerzy, którzy również roznosili drinki ale również ogromne ilości przekąsek. I właśnie wtedy, przyglądając się tacom oraz gościom wyglądającym niczym z rodziny królewskiej, dostrzegłam ich. Dostrzegłam jego.

Założyciele tajemniczego Stowarzyszenia TIME stali nieco na uboczu sali, a każdy z nich popijał martini. Wyglądali niczym żywcem wyciągnięci z obrazu.

Jeśli inni goście przypominali rodzinę królewską, to ich czwórka była samymi królami. Idealni, nienaganni, nieskazitelni. Przynajmniej z zewnątrz.

– O, widzę Masona! Chodźmy się przywitać – piszczała podekscytowana Ruby, ciągnąc mnie w ich kierunku.

– Musimy!? – Wyjęczałam.

– Nie wymyślaj. Przecież się kolegujemy.

Nie mówiąc nic więcej, siłą zostałam zaciągnięta w ich grono. Naprawdę starałam się zwrócić uwagę na nich wszystkich. Nie gapić się w jeden punkt. Ale cóż mogłam poradzić. Wtedy widziałam tylko Ivana.

Ivana w idealnie skrojonym, klasycznym, czarnym smokingu i czarnej muszce. Chociaż na co dzień jego włosy przypominały artystyczny nieład, dziś były idealnie zaczesane pod górę. Taki widok naprawdę potrafił onieśmielać.

A już z pewnością mnie.

Ale nawet jeśli coś Cię onieśmiela, prędzej czy później musisz się opamiętać. Lub przynajmniej zgrywać pozory, że wszystko jest w porządku.

Przymknęłam oczy i szybko pokręciłam głową, aby się opamiętać. W tym samym czasie poczułam, jak Ruby w końcu przestała mnie ciągnąć. Przetarłam dłońmi po sukience, aby wyprostować wszystkie zagniecenia i uniosłam głowę.

Wood i Davis prezentowali się naprawdę dobrze. Oczywiście nie tak dobrze jak Ivan. Mason miał na sobie klasyczny, czarny garnitur, łącznie z tego samego koloru kamizelką. Elliot miał bardzo podobny krój, jednak zrezygnował z kamizelki i krawatu, zamiast tego stawiając na dwa rozpięte od góry guziki. Z tego wszystkiego zapomniałam o ostatnim z nich. Jednak szybko sobie przypomniałam, słysząc jego głos.

Yeppeuda – wypalił nagle coś po koreańsku, co zapewne było kolejnym przekleństwem, bo właśnie w taki sposób zabrzmiało.

Przez ostatni tydzień ciągle rzucał w moim kierunku słówka w tym języku, a mnie to strasznie irytowało, bo nie miałam pojęcia, co takiego mówi. Ale przysięgam, że to wszystko brzmiało jak groźby i przekleństwa.

Oburzona odwróciłam twarz w stronę Janga i od razu napotkałam intensywność jego spojrzenia. Zrobiłam dokładnie to samo – uważnie mierzył jego postać. Lśniące, krucze włosy ułożone pod górę, jednak z delikatnie opadającą po bokach grzywką. Jasna, niemal porcelanowa cera bez żadnej skazy. Szerokie ramiona okryte białą, jedwabną marynarką i tego samego koloru koszulą. Idealnie skrojone, czarne spodnie garniturowe i wypastowane na mocny połysk lakierki. A do tego czarna mucha i czerwony kwiat gardenii wystający z butonierki. Jakim cudem ktoś z tak okropnym charakterem mógł wyglądać tak dobrze!?

– Przestań mnie obrażać w języku, którego nawet nie znam! – Warknęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu jedynie wpatrywałam się w Janga.

Na moje słowa chłopak szybko zamrugał, zmrużył brwi, po czym, jednym przechyleniem lampki, wypił całą zawartość swojego martini.

– Witaj, urocza Ruby – powiedział niskim głosem Mason, uśmiechając się zawadiacko.

– Dzisiaj nie tylko urocza, ale i seksowna – odpowiedziała z dumą, obracając się wokół własnej osi, natomiast ja na jej słowa zakrztusiłam się śliną.

– Obie wyglądacie gorąco – powiedział z uznaniem Elliot. – Widzę, że nawet macie taką samą biżuterię. Dlaczego moje bestii nie kupiły też dla mnie!? – Oburzył się, mrużąc oczy.

Na słowa Elliota, pozostała trójka ponownie nam się przypatrzyła, skupiając uwagę na biżuterii. W tej samej chwili Jang i Davis gwałtownie odwrócili głowy w swoim kierunku i spiorunowali się spojrzeniami.

– Ty! – Uniósł się w kierunku bruneta Mason.

– Ty... – Wychrypiał Jang, w tej samej chwili podchodząc do niego i owijając rękę wokół szyi dokładnie tak, jakby miał zamiar udusić swojego przyjaciela.

– Auroro, ten strój do Ciebie nie pasuje – odezwał się po raz pierwszy tego wieczoru Ivan.

– Że co proszę? – Zdziwiłam się, mając nadzieję, że właśnie się przesłyszałam.

– Wyglądasz ładnie, ale to nie jest w Twoim stylu. Pasują do Ciebie sportowe ubrania, a nie eleganckie suknie i kosztowna biżuteria – mówił poważnym tonem, mając uniesioną jedną brew. – A teraz wybaczcie, muszę iść poszukać Emily – dodał obojętnym tonem, wymijając mnie i odchodząc.

Czy można mieć w życiu większego pecha? Przyszłam tutaj tylko ze względu na prośbę Ivana. Chciałam, żeby mnie tutaj zobaczył. Ładnie ubraną i elegancką. Tymczasem on mówi, że to do mnie nie pasuje i idzie poszukać innej kobiety. Gdzie popełniłam błąd?

– Przysięgam, że kiedyś go, kurwa, zabiję – wysyczał wściekły Jang, patrząc w kierunku, w którym przed chwilą udał się Kelly.

– Nie przejmuj się jego gadaniem. Wyglądasz naprawdę ślicznie – powiedział Elliot, przytulając się do mojego boku i szczerze się uśmiechając. – A teraz... Kelner, drinki! – Krzyknął, wyciągając w górę rękę i pstrykając palcami.

Niespełna piętnaście sekund później cała trójka odkładała na tacę puste szkło i zabierała kolejne drinki.

Jang trzymał dwa kieliszki, z czego jednego wysunął w moim kierunku. Oczywiście z niezbyt zadowoloną miną. Mason również wysunął dłoń z dodatkowym martini, ale nie w moją stronę, a Ruby. Dziewczyna od razu przyjęła z podziękowaniem drinka i mi się to bardzo nie podobało.

– Nie piję alkoholu. Jestem sportowcem – wyjaśniłam, na co brunet jedynie wzruszył ramionami, a po chwili w jego przełyku znajdowała się zawartość obu martini.

– Timi i Masi też są sportowcami, a chleją na potęgę – zaśmiał się Lio, sącząc z klasą swojego drinka.

– Z tą różnicą, że ja jestem szanującym się sportowcem – sprostowałam swoje wcześniejsze słowa, na co wszyscy oprócz Janga się zaśmiali.

– To gdzie kupiłyście biżuterię? Ta kolekcja wygląda genialnie! Chciałbym podobny łańcuszek – ekscytował się Elliot, poruszając ponownie wcześniejszy temat.

– Potem Ci powiem – zaśmiała się lekko Ruby i uniosła swojego drinka w górę. – Za udany wieczór, cukiereczki! – Wzniosła toast, po czym wszyscy dopili martini.

Nie przypuszczałam, że imprezy mogą być tak okropne. W szczególności tych bogatych ludzi, którzy mogą sobie na wszystko pozwolić. Co prawda, nie byłam nigdy w życiu na żadnej imprezie, a tym bardziej w klubie, ale przecież właśnie z tym kojarzą się imprezy – z dobrą zabawą. Prawda? Za to przyjęcie urodzinowe Emily służyło przede wszystkim do załatwiania interesów. Wszyscy przedsiębiorcy i biznesmeni zbierali się w kręgach, aby dyskutować o przyszłych inwestycjach lub przegrywali ogromne sumy w którychś z gier. Jedynym plusem było to, że wszystkie pieniądze miały zostać później przekazane na jakiś szczytny cel.

Tak, zespół wciąż grał, jednak nie była to muzyka odpowiednia do tańca. Bardziej to umilenia negocjacji. Na przyjęciu było sporo osób, które kojarzyłam z naszego liceum, ale każdy zachowywał się bardzo sztywno. Na dodatek przez ostatnie trzy godziny Ivan chodził z Emily niczym cień, rozmawiając po kolei z wszystkimi gośćmi.

Elliot jak zwykle opowiadał milion żartów, przekomarzając się z Masonem. Ruby oczywiście pożerała wzrokiem Masona. Jang faktycznie chlał na potęgę. A ja czekałam, aż w końcu się to skończy. I po całej sali wypatrywałam Ivana.

– Kto to jest? – zbliżyłam się do ucha Ruby i zapytałam szeptem, kiedy zauważyłam, że Ivan i Emily żywiołowo o czymś dyskutują i śmieją się z dwoma parami po czterdziestce.

– To rodzice Ivana i Emily – odpowiedziała już nieco wstawiona.

– Chyba muszą się dobrze znać – zagadywałam dalej, próbując zdobyć jakieś informacje.

– Rodzice Ivana prowadzą galerię sztuki, a rodzice Emily mają sieć hoteli, więc od lat robią razem interesy. Matka Ivana osobiście zajmuje się doborem obrazów do hoteli – wyjaśniła, nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z Davisa.

Czyli zapewne ich małżeństwo było już zaplanowane, zanim jeszcze nauczyli się chodzić. A podobno nie można łączyć interesów i życia prywatnego. Ha, bzdury!

Z każdą minutą utwierdzałam się w przekonaniu, że mam koszmarny gust do wybierania sobie obiektów westchnień. Szczególnie uważam tak teraz. Właśnie zobaczyłam, jak Ivan zostawia pocałunek na policzku Emily, na co ona ochoczo się śmieje. Gwałtownie odwróciłam głowę z powrotem w stronę zajmowanego przez nas stolika, napotykając wzrok Janga. Nic nie mówiąc, uniósł rękę i wykonał gest przywołujący kelnera.

– Okej, jednak się napiję – stwierdziłam zrezygnowana, bo na trzeźwo z pewnością dłużej tego nie zniosę.

– Proszę postawić wszystko, co jest na tej tacy – poinstruował kelnera, na co ten przytaknął. – I proszę przynieść jeszcze dwa razy tyle – dodał po chwili.

Kelner posłusznie wykonał polecenie i niespełna dwie minuty niemal cały nasz stolik był zastawiony wszelkimi rodzajami drinków.

– Chciałam się napić, a nie zapić na śmierć – zauważyłam.

– Mam przeczucie, że jednak będziesz miała ochotę sporo wypić – powiedział nieprzejęty.

– Skąd wiesz, czy mam mocną głowę?

– Mam przeczucie, że potrafisz dużo wypić.

– Coś dużo masz dzisiaj tych przeczuć – stwierdziłam z przymrużeniem oczu, na co Jang prychnął pod nosem i przysięgam, że widziałam na jego twarzy delikatny, chwilowy uśmiech.

– Nie masz pojęcia, jak wiele – odpowiedział półszeptem, a po moim ciele na ten dźwięk gwałtownie przeszedł dreszcz.

– Dobra, jeszcze dziesięć minut i koniec tego gówna – Elliot popatrzył na zegarek i jego mina momentalnie rozpromieniła się.

– Zaraz koniec imprezy, tak? – Zapytałam, biorąc do ręki swojego pierwszego drinka.

– Tak wiele musimy Cię jeszcze nauczyć – westchnął rozbawiony Mason.

– Za chwilę dopiero zacznie się prawdziwa impreza – wyjaśniła coraz bardziej pijana Ruby.

Nie miałam pojęcia, co to oznacza, ale faktycznie po kilku minutach się przekonałam. Wszyscy dorośli punktualnie o północy zaczęli żegnać się z organizatorami i wychodzić. Jednak młodzi wciąż pozostawali na sali. Zespół również zaczął chować swój sprzęt, jednak za nimi dostrzegłam rozkładającą się konsolę DJ'a.

– Idę do łazienki, niedługo wrócę – powiedziałam do Ruby, na co przytaknęła głową, chociaż miałam wrażenie, że i tak nie zrozumiała, co mówiłam.

Ruszyłam w stronę wyjścia z pomieszczenia, w celu znalezienia łazienek. Zapewne musiały być za którymiś drzwiami na głównym korytarzu.

Będąc w przejściu wpadłam nagle na jakąś kobietę. A bardziej ona wpadła na mnie, bo weszła we mnie od boku. A ja z pewnością nie jestem na tyle pijana, żebym nie widziała ludzi. Naprawdę mam mocną głowę i wypiłam dopiero dwa drinki, które nawet nie zaczęły działać. Ale kultura jednak nakazuje.

– Najmocniej przepraszam – powiedziałam grzecznie w stronę kobiety.

I była to naprawdę piękna kobieta. O długich, prostych blond włosach, ciemnych oczach, dużych oczach i okrągłych ustach. Bardzo szczupła, wyglądająca niezwykle młodo, sprawiała wrażenie kogoś potężnego i trzymającego cały świat w ryzach. Szczególnie wtedy, kiedy obserwowała mnie z taką dokładnością.

– Czy my się znamy? – Zapytała nagle, a jej głos brzmiał równie przerażająco i pewnie, jak wyglądała cała jej postawa ciała.

– Nie, nie sądzę. Pierwszy raz Panią widzę – przyznałam zgodnie z prawdą.

– Najwidoczniej musiałam Cię z kimś pomylić. Może zechciałabyś zagrać ze mną w pokera? – Zapytała jakbyśmy faktycznie się już znały, a na jej ustach pojawił się minimalny uśmiech.

– Muszę ponownie Panią przeprosić. Nie potrafię grać w pokera i nie mam żadnej sumy, którą mogłabym postawić – odpowiedziałam, zaczynając się nieco denerwować, sama nie wiedząc czym.

– Jesteś zapewne koleżanką Emily z Lowell High School? – Zapytała zaciekawiona, na co przytaknęłam głową. – Osoba ucząca się w prestiżowym liceum nie ma pieniędzy?

– Tak, to prawda, że szkoła jest bardzo prestiżowa. Dostałam jednak możliwość uczęszczania do niej za sprawą stypendium.

– A to niby od kiedy szkoła przyznaje stypendia? – Zdziwiła się jeszcze bardziej, a jej wzrok stał się przenikliwy.

– Niestety nie znam odpowiedzi na Pani pytanie. Dopiero co zaczęłam naukę w placówce, dlatego nie znam historii szkoły.

– Czyli dziewczyna bez grosza przy duszy kręci się przy moim jedynym synu? – Prychnęła oburzona, a ja nie miałam pojęcia, co się właśnie dzieje. – Co to ma znaczyć!? Co planujesz zrobić!? – Podniosła głos i w tym samym czasie wszelkie maniery uleciały z kobiety.

– Naprawdę Pani nie znam, więc również nie mam pojęcia, kim jest Pani syn – wyjaśniłam pospiesznie coraz bardziej zestresowana.

– Nie opowiadaj bajeczek – zaśmiała się, jednak ani trochę nie było jej do śmiechu. – Siedziałaś z nim przez cały wieczór, ale masz jeszcze czelność kłamać! Co za bezwstydna dziewucha!

– Ale ja...

Nie dane było mi dokończyć swojego zdania. Jakaś postać stanęła między mną a nieznajomą kobietą, ograniczając mi widok jedynie do swoich pleców. Ale gdzieś już widziałam materiał tej marynarki.

– Zostaw ją w spokoju, matko – wychrypiał chłopak przede mną, którym był nie kto inny, jak Timothy Jang.

– Synku! – Kobieta klasnęła w dłonie z nieukrywaną ironią w głosie. – Czy to Twoja nowa koleżanka?

– Auroro, proszę, zostaw nas samych – poprosił Jang zaskakująco spokojnym głosem, wciąż nie odwracając się w moim kierunku.

– Och, w porządku – cofnęłam się od niego i stanęłam nieco z boku, aby znów widzieć kobietę. – Życzę spokojnej nocy, do widzenia – powiedziałam na tyle spokojnie, na ile byłam w stanie.

Ruszyłam osłupiała z powrotem na salę, tracąc jakąkolwiek chęć ze skorzystania z łazienki. Czy jego matka nazwała mnie bezwstydną dziewuchą? Ale dlaczego? Co się właściwie stało?

– Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha – zaśmiał się Mason, widząc mój wyraz twarzy. – Wygląd łazienki tak Cię zszokował?

Nawet nie wiem, kiedy dotarłam do stolika. Bezwładnie usiadłam na krześle, patrząc bez mrugania w jeden punkt.

– Co Ci się nagle stało? – Dopytywała Ruby.

– Ja... Ja... Chyba właśnie poznałam matkę Timothy'ego – powiedziałam w końcu niczym w zwolnionym tempie.

– Co!? – Elliot i Mason w tym samym czasie podnieśli głowy i patrzyli z wytrzeszczonymi oczami.

– I nadal żyjesz!? – Ciągnął dalej Wood.

– Nie jestem pewna.

– Jakim cudem Clarissa Jang nie pożarła Cię żywcem?! – Pytał wciąż zszokowany Davis.

– Czuję, jakby właśnie to zrobiła – uniosłam zdezorientowana wzrok na Masona, a gdy ten zobaczył mój wyraz twarzy, przerażony spojrzał na Elliota. I właśnie w ten sposób patrzyliśmy na siebie przez kolejne kilka minut.

Jedynie Ruby zachowywała się tak, jakby nie miała pojęcia, o co chodzi. W zasadzie ja też nie wiedziałam. Nie stało się nic wielkiego, ale jednak czułam w środku jakiś niepokój.

– Wybacz za zachowanie mojej matki. Jest dość bezpośrednią osobą – do moich uszu dobiegł znajomy głos, a chwilę później Jang już zajmował swoje miejsce, uważnie obserwując mój wyraz twarzy.

– W porządku – tylko tyle byłam w stanie powiedzieć, bo szok był nadal zbyt duży.

– Byłeś tam!? – Zapiszczał Elliot.

– Nie do końca. Zakładam, że pojawiłem się dopiero w połowie rozmowy – wyjaśnił tym swoim ochrypłym, bezemocjonalnym głosem, wypijając kolejnego drinka. – Idziemy? – Pytanie skierował w stronę swoich przyjaciół, pokazując głową w stronę parkietu.

– Tak, jasne – odpowiedzieli znów równocześnie, nie wychodząc ze zdziwienia, o czym świadczyły rozchylone usta i ciągłe poruszanie głowami.

– Dlaczego tak się tym przejmujesz? – Zapytała Ruby, kiedy pozostała trójka była już na parkiecie, tym razem zapełnionym przez ludzi z naszej szkoły.

– Nie mam pojęcia – przyznałam szczerze. – Jego matka jest taka... Przerażająco. I olśniewająca. Przerażająca i olśniewająca jednocześnie – mówiłam niezbyt sensownie, biorąc do ręki kolejnego drinka.

– Nie mam pojęcia, co to znaczy. Ale sądząc po Twojej minie, na pewno nic dobrego – stwierdziła, bardziej zgadując, na co przytaknęłam. – Ale Jang nie powiedział, że masz się o co martwić, więc zapewne nic się nie stało i Twoja głowa znowu wyolbrzymia – dodała po namyśle brunetka.

– Tak, pewnie masz rację.

– W takim razie wypij drinka i chodźmy w końcu potańczyć – zmieniła temat, ekscytując się.

– Ale ja się wstydzę! – Zawyłam niczym męczennica, ale ta mała istota Ruby Torres miała naprawdę sporo siły. Bez problemu zdołała mnie zaciągnąć na parkiet. I właśnie tam spędziłam z przyjaciółką kolejne piętnaście minut, które i tak były dla mnie zbyt długie.

Kocham tańczyć ale nie przy takich tłumach. Lubię to robić w swoim pokoju. Ewentualnie w pokoju Ruby. Zawsze mam wrażenie, że dziwnie wyglądam, albo każdy na mnie patrzy. Na to, jak źle się ruszam, jak może coś mi się odsłoni, jak robię z siebie nieudacznika.

Zostawiłam Ruby na parkiecie w towarzystwie Masona. Tak, prawdopodobnie nie była to zbyt rozsądna decyzja. Ale jeśli moja przyjaciółka ślini się na widok jakiegoś gościa, to bez względu to, co uważam i jak bardzo mi się to nie podoba, mam obowiązek pomóc jej go zdobyć. Niepisana zasada przyjaciółek.

Usiadłam przy naszym stoliku, gdzie już siedział Jang. Jak zwykle z ponurą miną, bez cienia emocji. Usiadłam cztery miejsca dalej i zabrałam kolejnego drinka. Bo co innego mi niby pozostało?

– Nie masz ochoty tańczyć? – Zapytał nagle, zaskakująco powoli, co było raczej niecodziennie w jego wykonaniu.

Spojrzałam na bruneta, uważnie się przyglądając i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że jest wstawiony. Porządnie wstawiony. Albo tylko mi się wydawało.

– Wstydzę się przy innych – wypaliłam nagle, za co od razu skarciłam się w duchu.

To znak, że alkohol zaczął działać. Zawsze po wypiciu zaczynam gadać głupoty. Albo prawdę. Nie wiem, co gorsze.

– To zdrówko na odwagę – popatrzył prosto w moje oczy, uniósł nieco kieliszek i kolejny raz tego wieczoru opróżnił całą zawartość.

– A ty co? Studia bez dna? – Zakpiłam, biorąc łyk drinka.

– Jak coś mnie wkurwia, to piję – powiedział obojętnie.

– A cóż tym razem wkurwiło wszechmocną oazę spokoju, Timothy'ego Janga? – ponownie zakpiłam, bo właśnie taki sposób komunikacji przejmował nade mną stery po wypiciu.

– Bardzo nieprzyjemny widok.

– Jaki niby widok?

– Pewnej blondynki, która przez ostatnie kilka godzin patrzyła na gościa, który ma ją w dupie – wypowiadając te słowa, ponownie przeniósł wzrok z parkietu na mnie, intensywnie mi się przyglądając, przez to cała się spięłam.

– Nie mam pojęcia o czym mówisz – wypaliłam, jakbym chciała zacząć się bronić.

– Myślę, że wiesz doskonale – uśmiechnął się cynicznie.

– Pierdol się, Jang – tak, to zdecydowanie była odpowiedź na poziomie dobrze wstawionej Aurory.

– Skoro siedzisz niedaleko, to może będę się pierdolił z Tobą? – Jego cynizm nawet na chwilę nie zniknął, a mnie po prostu zatkało.

Przez dłuższą chwilę patrzyłam na niego z niedowierzaniem, w końcu poddając się, aby wymyślić jakąś odpowiedź. Po prostu prychnęłam i dopiłam kolejnego drinka. Czasami lepiej milczeć. Zwłaszcza przy tym człowieku.

– Naprawdę wstydzisz się tańczyć, czy po prostu nie lubisz? – Kontynuował rozmowę tak, jakby wcześniejsza wymiana zdań wcale nie miała miejsca.

– Lubię tańczyć. Nawet bardzo. Ale nie lubię, jak inni się na mnie patrzą – i to by było na tyle z mojego milczenia.

– Przecież, kurwa, biegasz na zawodach przy innych ludziach. Niczym się to nie różni – znów wrócił do swojego obojętnego tonu głosu.

– Dla Ciebie niczym, dla mnie wszystkim. W bieganiu jestem dobra, więc się nie ośmieszę. W tańcu nie jestem aż tak dobra, a nie lubię, jak ludzie mają powody do wyśmiewania mnie – nawijałam jak głupia, co było znakiem, że wcale nie powinnam pić drinka, po którego właśnie sięgnęłam.

Widziałam, jak Jang analizował moje słowa, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zamiast tego wstał i ruszył przed siebie, znikając w tłumie tańczących ludzi.

W samotności dokończyłam drinka, a chwilę później pojawił się przy mnie Elliot.

– Nie chcesz do nas dołączyć? – Pytając, zrobił minę smutnego szczeniaczka.

– Tutaj mi dobrze, nie lubię tańczyć przy innych – powtórzyłam to, co wcześniej Jangowi.

Lio chwilę mi się przyglądał, po czym złapał za krzesło i przysunął je obok mnie, sam na nim siadając.

– Coś Ci powiem, besti – Zaczął spokojnie, po czym wziął głęboki oddech i złapał mnie za ramiona. – Wiem, że pewnie nie uwierzysz, ale też kiedyś byłem wycofany i dość nieśmiały. Ale potem zrozumiałem, że przecież nasze życie w znacznej mierze jest oparte na pokazywaniu się. Jeśli gdzieś się pojawimy i coś zrobimy, istnieje szansa, że wydarzy się coś dobrego. Chociaż wyjście ze strefy komfortu jest trudne i przerażające, może być też przyjemne i ekscytującego. Jeśli ciągle będziesz zamknięta na nowe doświadczenia, to w końcu coś przegapisz.

– Co takiego?

– Życie – wypowiadając to słowo, delikatnie się uśmiechnął, jednak był to dość smutny uśmiech.

– Dzięki, Lio – uśmiechnęłam się dokładnie w ten sam sposób, co chłopak i oparłam głowę na jego ramieniu.

Nigdy nie sądziłam, że przy którymkolwiek z nich, będę czuła się w pełni komfortowo. Miałam nadzieję, że tak będzie z Ivanem. Ale to jednak przy Elliocie Woodzie czułam największy spokój i zrozumienie. Stał się moją podporą. Moim przyjacielem.

Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, jednak podniosłam nagle gwałtownie głowę. Naprawdę nie wierzyłam w to, co słyszę. Elliot wyraźnie też nie rozumiał mojego zdziwienia, bo uważnie obserwował moją reakcję.

– Uwielbiam tę piosenkę – westchnęłam zafascynowana, kiedy DJ postanowił puścić Shut Up and Dance.

W tej samej chwili ludzie na parkiecie zaczęli się rozchodzić. Przeszli na boki parkietu, zostawiając pusty środek. A w tamtym miejscu stał jedynie Timothy Jang. Drapał się po karku, jakby czuł się niezbyt komfortowo z obecną sytuacją, aż w końcu westchnął i zaczął cytować słowa piosenki

Oh don't you dare look back. Just keep your eyes on me – poruszał ustami razem z wokalistą, wystawiając otwartą dłoń przed siebie, a później swoje palce wskazujące skierował ze mnie na swoją twarz. – I said, "You're holding back,". She said, "Shut up and dance with me!" This woman is my destiny. She said: "Oh, oh, oh, Shut up and dance with me – brunet z każdą sekundą stawał się coraz pewniejszy, pokazując przy tym zgodnie ze słowami to na mnie, to na siebie, poruszając w rytmie piosenki swoim ciałem.

– Idź i nie przegap życia, besti – powiedział pośpiesznie Elliot w przerwie między zwrotkami siłą podnosząc mnie na nogi.

To nie tak, że nie chciałam iść. Po prostu byłam w zbyt wielkim szoku, aby móc się ruszyć. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie wiedziałam, co robi Jang. Na moje nieszczęście Elliot też miał dużo siły, więc siłą wepchnął mnie na parkiet, przez co omal nie straciłam równowagi.

Rozejrzałam się po tych wszystkich ludziach i niepewnie zaczęłam robić krok, drugi, trzeci, w kierunku osoby, która mnie w to wpakowała.

– Wyobraź sobie, że nikogo więcej tutaj nie ma. Tylko ja jeden na Ciebie patrzę. Więc ty patrz tylko na mnie – kiedy stanęłam na przeciwko chłopaka, Jang nachylił się w moją stronę i powiedział te słowa do ucha.

Zaraz po tym wyciągnął z butonierki kwiatka wplątując go w moje włosy, tuż za prawe ucho, ściągnął swoją marynarkę i rzucił nią za siebie, wyciągając na samym końcu dłoń w moim kierunku.

A ja miałam milion myśli w głowie i nie miałam pojęcia, którego głosu powinnam posłuchać tym razem. Okropnie bałam się ruszyć i podać mu swoją dłoń, ale czy naprawdę jeden taniec mógł być tak przerażający?

Aż usłyszałam w myślach głos Elliota powtarzającego, że wyjście ze strefy komfortu może być ekscytujące. Naprawdę chciałam w końcu poznać smak ekscytującego życia.

Podałam mu swoją dłoń. Od razu mnie do siebie przyciągnął.

Na początku czułam się spięta, ale z każdą zwrotką rozluźniałam się coraz bardziej. Stawiałam pewniejsze kroki. W końcu zaczęłam podśpiewywać tekst piosenki, co nie umknęło uwadze Janga. Brunet przyłączył się do śpiewu i razem wykrzyczeliśmy słowa:

Oh, we were born to get together. Born to get together.

Puściłam jego dłoń, abym tym razem to ja mogła pokazać słowa refrenu.

Oh, don't you dare look back. Just keep your eyes on me – śpiewałam głośno, pokazując pewnie na chłopaka, okrążając całe jego ciało.

Przez całą piosenkę tańczyliśmy tak, jakbyśmy robili to razem niemal codziennie. Rozumiałam każdy ruch Timothy'ego. Był wręcz doskonałym partnerem tanecznym. Udało nam się nawet wykonać jedno podnoszenie i skomplikowane obroty. Nigdy nie sądziłam, że będę w stanie tańczyć w ten sposób, przy tak dużej ilości osób. Ale mimo ich obecności, czułam się pewnie, kiedy Jang trzymał moją dłoń i talię.

Z głośników dochodziły ostatnie sekundy utworu. Wtedy brunet skrzyżował nasze dłonie, które mocno złapał i zaczął okręcać w miejscu naszymi ciałami. Kręciliśmy się dokładnie w ten sam sposób, co para w teledysku. Właśnie na ten ruch szczerze się uśmiechnęłam i popatrzyłam na chłopaka przede mną. Odwzajemnił mój uśmiech.

Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Obserwowaliśmy każdy, najdrobniejszy szczegół twarzy. Każdy pojedynczy kosmyk włosów. Każdy ruch ust.

Przez ostatnim wersem chłopak zatrzymał nasze ciała, okręcił mnie po raz ostatni i znów przysunął do siebie. Jednak nie tak, jak na początku. Tym razem przysunął mnie znacznie bliżej. Czułam jego ciało na swoim ciele.

– Oh, zamknij się i chodź ze mną – zaśpiewał, ciężko oddychając i znów patrząc w moje oczy, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że zmienił jedno słowo tekstu.

Muzyka przestała grać a my wciąż nie ruszyliśmy się nawet o milimetr. Jego jedna dłoń mocno, ale nie boleśnie, ściskała moją talię, druga natomiast dotykała mojej szyi i ucha. Ja swoje dłonie miałam położone na pasie. Oboje dyszeliśmy ze zmęczenia, a nasze klatki unosiły się z zawrotną prędkością. Timothy co jakiś czas przesuwał swoje spojrzenie na moje usta, jednak skupił się przede wszystkim na oczach. Patrzył z taką mocą, że czułam, jak zaczyna mi brakować tchu. Jak pochłania mnie jakieś dotąd nieznane miejsce. Nie tylko ciężko oddychałam ze zmęczenia, ale z nerwów. Skupiłam się tylko na nim i to mnie przeraziło.

Nie potrafiłam się od niego odsunąć.

Za to oderwałam od jego twarzy wzrok na niespełna sekundę. Dostrzegłam za Jangiem stojącego z założonymi na piersi rękoma Ivana. Wyglądał na złego i zdezorientowanego. Jakby był rozczarowany. Jakby poczuł się zdradzony.

Dotarło wtedy do mnie, że nie mam pojęcia, co robię. Jang mnie obejmował, a ja mu na to pozwoliłam.

Co ja wyprawiam!?

Szybko odsunęłam się od bruneta i ruszyłam w stronę wyjścia. Wybiegłam z sali, nawet na chwilę nie patrząc za siebie. Usiadłam na schodach przed posiadłością, zanurzając swoją głowę w ramionach i ciągnąć za włosy.

Musiałam zwariować!

Przecież ja się nie zachowuję w ten sposób.

– Przed czym tak ciągle uciekasz? – Zza moich pleców usłyszałam podniesiony, oziębły głos Janga, na co gwałtownie podniosłam się na nogi.

– Już mówiłam, że przed przeszłością – starałam się brzmieć na spokojną i pewną siebie.

– Ale ja nie jestem Twoją przeszłością. Za to mogę być teraźniejszością i przyszłością – powiedział już znacznie ciszej, a w jego głowie można było usłyszeć, że jest pijany.

Zrobił dwa kroki w przód, przez co zrobiłam dwa kroki w tył.

– Nigdy nie powiedziałam, że chcę Cię w swoim życiu – powiedziałam znacznie ostrzej, niż planowałam, wciąż się odsuwając, bo chłopak nadal szedł w moim kierunku.

– Nigdy też nie powiedziałaś, że nie chcesz.

– Teraz to mówię – moje słowa musiały na niego podziałać niczym kubeł zimnej wody. Natychmiast się zatrzymał.

Jego twarz z łagodnej zmieniła się na ostrą. Wyglądał na naprawdę wkurzonego. Wyglądał dokładnie tak, jak w pierwszy dzień szkoły. Wybełkotał coś pod nosem, czego nie byłam w stanie zrozumieć. Szukał czegoś w swojej kieszeni. Kluczyków do samochodu.

Wcisnął odpowiedni przycisk na kluczyku, a światła Astona Martina rozbłysły. Jang od razu ruszył w kierunku samochodu, ledwo schodząc po schodach.

Jakim cudem jeszcze niespełna dziesięć minut temu był w stanie tańczyć, a teraz nie radził sobie ze schodami?

– Zwariowałeś!? – Krzyknęłam w jego kierunku, jednak nie dostałam odpowiedzi. – Dokąd idziesz!? Nie możesz kierować, przecież jesteś zbyt pijany – ponownie podniosłam głos, jednak brunet miał już zaledwie kilka kroków do auta. Nie myśląc wiele pobiegłam w jego kierunku i złapałam go za nadgarstek.

W końcu odwrócił się w moją stronę. A w jego oczach wręcz kłębiły się czarne płomienie.

– Jestem też wystarczająco pijany, aby Cię pocałować. Puścisz moją dłoń, czy mam to zrobić? – Jego zachrypnięty szept brzmiał jak najgłośniejszy krzyk.

Chociaż całe moje ciało w środku łkało, nie mogłam puścić jego dłoni. Nie mogłam pozwolić, żeby coś sobie zrobił. Ścisnęłam dłoń na jego nadgarstku jeszcze mocniej i popatrzyłam twardo w jego oczy, próbując dać do zrozumienia, że tego nie zrobię.

Złapał nagle moją wolną dłoń, a później uwolnił się z uścisku i sam chwycił moje nadgarstki. Próbowałam się wyrwać z tego uścisku, ale nawet pijany miał znacznie więcej siły. Zaczął mnie pchać do tyłu aż w końcu plecami wpadłam na pobliską kolumnę. Uniósł nasze ręce nad moją głowę i nachylił się do mojej twarzy. Znów ciężko oddychaliśmy i ponownie nasze twarze były tak blisko siebie.

– Jeśli zrobiłbym to teraz, zapewne byś mnie znienawidziła. Dlatego poczekam. To się wydarzy prędzej czy później, wiesz o tym. Ale wtedy ty też będziesz tego chciała – wszystkie słowa wypowiedział tak blisko moich ust, że czułam na nich każdy, nawet najmniejszy oddech. Czułam, jakbym to ja wypowiadała zdania.

Odsunął powolnie swoją twarz, jeszcze raz spojrzał mi w oczy i puścił. Zostawił mnie opartą o kolumnę, a sam ruszył do samochodu. Ani razu się nie obejrzał. Odpalił silnik i odjechał spod posesji z piskiem opon. Czułam, jak moje serce w tamtym momencie piszczało dokładnie tak samo.

Osunęłam się na ziemię, próbując przywrócić równy oddech. Przez cały ten czas wstrzymywałam powietrze, nie mając o tym pojęcia. A gdy tylko znów zaczęłam oddychać, poczułam jego zapach.

Zapach Timothy'ego Janga na swoim ciele.

21.10.2017 r.

Czasami czuje się jak kropla deszczu. Jestem wśród wielu kropel, ale nadal czuje się samotna. Przez moment jestem jedynie nieznaczącą jednostką. Ale w mroku odnajduje się doskonale. I właśnie w zachmurzonej rzeczywistości mam prawo istnienia. A gdy tylko znów pojawia się słońce, ta mała nadzieja na lepsze jutro... Znikam. Kropla deszczu powolnie wyparowuje, a ludzie szybko o niej zapominają. Miałam nadzieję, że dla nich też będę ulatującą kroplą deszczu. Ale wtedy zdałam sobie sprawę, że nie tylko nade mną tkwią deszczowe chmury. On też istniał tylko pod granatowym niebem pełnym ciemności i ulotności. Pierwszy raz przyszła mi do głowy myśl, że może wcale nie potrzebuję słońca. Że przy niektórych ludziach nawet ciemność będzie miała odurzający zapach.

*******

Cześć gwiazdeczki!

Co prawda nie wtorek, ale trzecia w nocy z wtorku na środę, ale prawie w terminie! Wybaczcie za opóźnienia, nawał pracy i pewne problemy prywatne spowodowały kilkugodzinne opóźnienie :(

Ale zgodnie z obietnicą - oficjalnie jest to najdłuższy rozdział całej pierwszej części! Jak wrażenia? Spodziewaliście się czegokolwiek po bohaterach? A może coś wydaje Wam się dziwne/podejrzane/niezrozumiałe? Dajcie koniecznie znać!

Kolejny rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu, ale trudno mi powiedzieć, w który dokładnie dzień (być może w sobotę, ale niczego nie obiecuję).

Skoro w tekście pojawił się też utwór, tym razem wypadają dwie rozdziałowe piosenki ^^

Piosenka ze sceny tanecznej: Walk the Moon - Shut Up And Dance

Rozdziałowa piosenka: Pink - Try

Przy okazji piosenka to mała zapowiedź kolejnego rozdziału - Where there is a flame, someone's bound to get burned (Tam, gdzie jest płomień, ktoś na pewno się poparzy) ;)

Do następnego!

Wasza Dalva 🌙

Continue Reading

You'll Also Like

116K 2.9K 30
Nastolatka z bogatej rodziny skrywa pewien sekret przed światem. Pewnego dnia jej rodzice wyjeżdżają. Zaniepokojeni o nią zatrudniają jej ochroniarza...
121K 1.7K 9
Livia Young nie widzi od urodzenia, jednak nie powstrzymuje jej to przed tym, by oddać swoje serce sztuce. Na jednym z wernisaży poznaje Alexa Weaver...
247K 6.3K 45
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
46.9K 1.1K 41
"Pragnęłam go. Wszystkiego, co z nim związane. Jego demonów, zranionej duszy, jego ust na moim ciele. Ust, które paliły mnie, ściągając na mnie piekł...