Till the Last Breath / ZOSTAN...

By KarolinaZ_autorka

32K 2.7K 871

W powieści występują brutalne sceny przemocy seksualnej, przemocy fizycznej oraz plastyczne opisy morderstw... More

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział drugi (dokończenie)
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział trzynasty (II)
Rozdział trzynasty (dokończenie)
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty I
Rozdział dwudziesty piąty II
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci (część I)
Rozdział trzydziesty trzeci (II częśc)
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
*
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Rozdział czterdziesty szósty
Rozdział czterdziesty siódmy
*
Rozdział czterdziesty ósmy
Rozdział czterdziesty dziewiąty
Rozdział pięćdziesiąty
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Rozdział pięćdziesiąty drugi (OSTATNI)

Rozdział dziewiętnasty

627 44 28
By KarolinaZ_autorka

                                                       Rozdział dziewiętnasty

                                                                          THOREN

– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – Pytanie Lucille wyrywa mnie z głębokiego zamyślenia. Siedzimy oboje przy stole, a na blacie zalegają talerze po zjedzonym wcześniej obiedzie. Prostuję się na krześle, a mój wzrok znów ucieka w stronę okna. Na dworze szaleje burza śnieżna i mimo, że nie lubię mrozów, to odnajduję uciechę w patrzeniu na wirujące płatki śniegu i łamiące się gałęzie drzew. Niepowstrzymany żywioł niszczący wszystko co napotka na swojej drodze. Czuję się tak samo. W moich żyłach płynie ta sama energia. Pragnienie destrukcji. Wcale nie patrzyłem na Lucille, chociaż oczywiście mogła odnieść to wrażenie, bo zajmuje miejsce przy oknie lecz nawet nie mam ochoty jej tego tłumaczyć. Pozwalam sobie na delikatny uśmiech, który ma sprawić, że dziewczyna poczuje się lekko zawstydzona. Chcę ją poznać. Chcę dowiedzieć się czemu jej rodzina wpadła w sidła wspólnoty. Żałuję, że zabiła matkę. Kurwa, żałuję jej śmierci jak jeszcze żadnej innej. Gdyby żyła mógłbym zaoszczędzić Lucille lecz teraz...Ech, teraz wszystko stanęło na głowie. Mój plan sypie się szybciej niż wątroba alkoholika. Naprawdę nie tak to sobie wyobrażałem. Niechętnie odwracam wzrok od śnieżycy i skupiam się na Lu. Ma na sobie ocieplaną bluzę, w której wygląda jak kloszard, a brązowe włosy upięte w przedziwną fryzurę na czubku głowy prezentują się fatalnie. Nie powinna mi się podobać, ale...podoba. I to bardzo. Mimo tych wszystkich niedociągnięć potrafię dostrzec w niej rzeczy, których wcale nie powinienem widzieć w ponad czternaście lat młodszej dziewczynie.

– Nie rób tego. – Odzywa się speszona.

– Dlaczego? – Teraz jawnie zaczynam się na nią gapić. Wodzę wzrokiem po jej twarzy i sunę wzdłuż szyi i zatrzymuję się na piersiach ukrytych pod luźnym materiałem.

– Bo nie wiem jak się zachować.

– Czujesz dyskomfort?

– Nie.

Ta cicha odpowiedź uderza mi do głowy niczym szampan. Ciasne węzły oplatają mój żołądek i ściskają tak mocno, że brakuje mi tchu. To źle. Z jej ust powinny paść zupełnie inne słowa, ale mroczna, chciwa strona wyciąga swoje macki, by znowu przekonać mnie, że dzięki tej zagrywce mogę coś zyskać. Coś, co powoli mi zbliżyć się do wspólnoty. Gra pozorów. Bezlitosne żerowanie na kruchym sercu dziewczyny, które przemieni mnie w jeszcze większego gnoja niż byłem dotychczas. Stawka jest wysoka podobnie jak cena, którą przyjdzie mi zapłacić. Kiedyś ktoś powiedział „nie ma sztuki bez ofiar" i szczerze? Uważam to za gówno. Pompatyczny kit wciskany między oczy. To życie jej potrzebuje. Każdego dnia wybiera sobie jeńca i dyktuje mu co ma robić. Życie jest najpiękniejszą torturą. Pełne zlotów i upadków, wypełnione po brzegi goryczą, cierpieniem i niesprawiedliwością. Uśpiona złość wgryza się we mnie jak wściekły pies. Mój oddech przyspiesza, a gdy zaczynam mimowolnie zwijać pięści, wstaje od stołu. Udaję spokój zbierając naczynia. Idąc do kuchni kilka razy zerkam na dziewczynę przeklinając się za to co mam zamiar jej zrobić. Nie zasłużyła, żeby być w tym miejscu. To w jaki sposób połączyły się nasze losy zakrawa o jakiś popierdolony żart. A jednak...jest tutaj. Tak blisko.

Za blisko. Nieświadoma moich intencji, utwierdzona w przekonaniu, że jestem jej sojusznikiem.

– Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. – Mówi wchodząc do kuchni. Jej spojrzenie szybko odnajduje mnie.

Zimna obręcz zaciska się wokół mojego gardła. – Inaczej nie proponowałbyś rozmowy o swojej przeszłości, prawda?

Uśmiecham się pod nosem. Jest taka naiwna, naprawdę uwierzyła, że chcę dzielić się z nią swoimi przeżyciami.

– Jasne. – Odpowiadam łagodnym tonem. Mój umysł podsuwa mi wiele różnych historyjek, którymi mogę ją uraczyć. Wszystkie są tak samo durne i cukierkowe czyli zgoła inne od prawdy, która jak tatuaż wsiąkła w moje ciało.

– Jaka była twoja mama? – Kolejne pytanie. Lucille nieświadoma kotłującego się we mnie gniewu, podchodzi bliżej i opierając się o kuchenny blat posyła mi delikatny uśmiech. Zgaduję, że w ten sposób chce mnie zachęcić do zwierzeń. Milczę, a ona nie odpuszcza. – Wspominałeś kiedyś, że była pianistką.

– Tak. – Nie umiem skłamać.

– A tata?

– Zajmował się księgowością. – Tym razem wciskam blef. Wcale nie czuję się z tym źle, gdyby się nad tym zastanowić, to można by to podciągnąć pod marzenia. Bo naprawdę oddałbym wszystko, żeby ojciec był jakimś bankowcem niż cholernie zdolnym chemikiem, który zupełnie przypadkiem otworzył puszkę Pandory.

– A ty?

Robię krok w jej stronę. Wiem, że muszę zachować ostrożność. Splatając dłonie za plecami delikatnie pochylam się w przód, a ona oblewa się rumieńcem. Urocze.

– A ja lubię las.

– Czym się zajmujesz? – Zaraz po wypowiedzeniu ostatniego słowa zaczyna się krzywić, jakby przewidziała jaką może otrzymać odpowiedź. – To znaczy, oprócz zabijania ludzi.

Kusi mnie, żeby wyznać choć odrobinę prawdy. Jestem zaciekaw jej reakcji gdy nagle morderca, którego zna okazuje się żołnierzem Air Force. Wzdycham głęboko przypominając sobie o oficjalnym oświadczeniu, w którym uznano mnie za zaginionego, a następnie zmarłego.

– Hm – Mrużę oczy udając zamyślenie. – Szukam odpowiednich miejsc na masową mogiłę. Chociaż to może bardziej zalicza się do zainteresowań? Nie jestem pewny.

– Nie masz zawodu?

– Jestem grabarzem.

– To by wiele wyjaśniało. – Mruczy pod nosem, a ja ledwo tłumię śmiech.

– Jak się miewa twoja wiewiórka? – Zagaduję, pamiętając o małym zwierzątku znalezionym wczoraj w lesie. Lucille prosiła mnie byśmy mogli zatrzymać rudzielca, nie sprzeciwiłem się. Z mojej wiedzy wynikało, że to dopiero dzieciak i pozostawienie malucha na mrozie byłoby skurwysyństwem.

Tak, mam zdecydowanie więcej empatii do zwierząt niż ludzi, ale nie będę za to przepraszał.

– Lepiej, dziękuję za to posłanie, od razu znalazła sobie miejsce do snu.

– Shadow i tak z niego nie korzystał. Karmiłaś ją dziś?

– Podałam trochę mleka. – Na jej twarzy błąka się niepewny uśmiech. – Nazwałam ją orzeszek.

– Bardzo wyszukanie. – Niech to, również zaczynam wyginać usta w uśmiechu. – Masz ochotę na kawę?

– Z chęcią się napiję.

– Nie, nie tutaj. – Rzucam widząc jak napełnia czajnik wodą. Odrywam się z miejsca i staję za plecami dziewczyny, a moje dłonie nieśpiesznie opadają na jej biodra. – Zabiorę cię do kawiarni. – Pochylam się nad jej uchem. – Co ty na to?

– Nie jestem pewna. – Mamrocze spinając się. – Może lepiej zostańmy w domu?

– Nie bój się – Zapewniam gorliwie. Zależy mi na jej zaufaniu i jestem gotów zrobić naprawdę wiele, by je zdobyć. – Ze mną jesteś bezpieczna.

Powinienem sobie zdzielić w pysk za to bezczelne kłamstwo. Gorycz kłuje mnie w sam środek serca, ale ostatecznie udaje mi się nad nią zapanować. Skupiam się na Lucille, a raczej na tym w jakiej ciekawej konfiguracji znalazły się na nasze ciała. Moje dłonie wciąż spoczywają na jej biodrach, gdybym uniósł je wyżej i wsunął pod tę ohydną bluzę napotkałbym delikatną skórę brzucha, a potem moje kciuki odnalazłyby drogę do miękkich sutków. W mojej głowie pojawiają się gorące, niepoprawne wspomnienia. Widziałem ją kilka razy nago i choć powody nie pozwalały na jawne podniecenie, to umysł doskonale zapamiętał każdy fragment młodego gołego ciała. Gdybym był mniej nastawiony na swój cel, to z pewnością posłuchałbym swojego kutasa, który powoli zaczyna twardnieć. W tej jednej chwili mógłbym docisnąć ją do blatu i przycisnąć swoje zachłanne usta do jej szyi. Nic nie stawałoby mi na przeszkodzie, by przygryźć zębami kawałek jej ucha, a potem zsunąć spodnie wraz z majtkami i wymierzać na tyłek solidne klapsy. Moje dłoń zostawiałaby ogromne czerwone ślady, a spomiędzy jej warg ulatywałyby ciche jęki, które odbijałyby się od ścian. Mógłbym klęknąć i obsypywać pocałunkami podrażnioną skórę pośladków, mógłbym ją lizać i drapać aż jej plecy wygięłyby się w rozkoszny łuk. Biorę głęboki, drżący wdech i z trudem odrywam dłonie od bioder dziewczyny. Muszę zapanować nad swoimi pragnieniami, bo seks to ostatnia rzecz, której Lucille ode mnie oczekuje.

– Zaczynam w to wierzyć. – Dociera do mnie jej spokojny głos. – Gdybyś chciał mnie skrzywdzić, już dawno byś to zrobił. Miałeś tyle okazji...

– Miałem. – Przyznaję. – Nadal mam.

– Tak – Zauważam jak ściąga łopatki, świadomość, że wciąż mogę przekroczyć granice sprawia, że napina mięśnie jakby mimowolnie szykowała się na najgorsze. – Ale nie zrobisz tego.

Zrobię, ale Ci o tym nie powiem. Nie mogę ryzykować, że uciekniesz. Muszę się zwodzić, dziecino.

Nie mówiąc nic pozwalam sobie na uśmiech, który szybko odwzajemnia. Wiem, że należy odwrócić się na pięcie i zacząć powoli, krok po kroku realizować plan, ale z jakiegoś powodu nie mogę ruszyć dalej. Stoję i gapię się na nią, tak samo żarliwie jak ona na mnie. Ból jeszcze bardziej rozlewa się po moim sercu lecz nie mogę się wycofać. Nie teraz. Mam misję do wykonania i tylko to się liczy. Narzucam sobie chłodną kalkulację i brak jakiegokolwiek zaangażowania, a przez moją głowę przelatują strzępki wyblakłych wspomnień z wojska. Nie byłem naszprycowanym ideałami gówniarzem, który za wszelką cenę chciał bronić swojego boskiego kraju. Nie, zaciągnąłem się do armii, bo ona jako jedyna dawała mi gwarancję, że nie będę musiał wracać do Edgara. Byłem gotów podnieść śmierć na froncie niż działać na zlecenie tego chorego człowieka. To idiotyczne, że o tym myślę. Minęły lata, sądziłem, że wszystko sobie poukładałem. Dlaczego nagle teraz zaczynam wracać do przeszłości? Nie jestem już żołnierzem, oficjalnie mój myśliwiec został zestrzelony ale nieoficjalnie pobieram wojskową emeryturę i wykonuję polecenia rządu. Tak, jak się bawić to na całego.

Skup się. Weź ją do tej cholernej kawiarni. Daj jej, to czego potrzebuje.

Bliskość. To pierwszy etap, tego co mam zamiar uczynić. Lucille jest samotna. W jej popieprzonym życiu nie ma nikogo. Nikogo oprócz mnie i to jest fakt, który wykorzystuję. Wyrównuję oddech, kutas w moich bokserkach nadal napiera na materiał, ale gdy wspominam świsty kul i chrzęst gniecionej blachy kokpitu, gdy tracąc lewe skrzydło zaczynam niekontrolowanie obniżać wysokość, opada. Jestem zły na siebie za te wycieczki. Myślałem, że armia do mnie nie wróci, że pogrzebałem ją tak samo jak ona mnie. Nagle dziewczyna przysuwa się bliżej, zadziera głowę i parzy mi w oczy.

– To co z tą kawą? – Pyta lekkim tonem.

– Czeka.

– Nie możemy na to dłużej pozwalać. – Stwierdza, a potem mija mnie w drodze do pokoju. Czuję, że stąpam po cienkim lodzie i jeśli nie będę wystarczająco ostrożny, to wpadnę do wody. Spoglądam na rozleniwionego psa, który śpiąc merda puchatym ogonem i przebiera łapami w miejscu. Człapię do korytarza, zakładam buty i kurtkę. Opierając się o ścianę znów wpatruję się w okno lecz tym razem nie ma żadnej burzy śnieżnej. Na zewnątrz jest dziwnie spokojnie ale niebo w kolorze mleka obiecuje, że to nie koniec atrakcji. Obyśmy zdążyli wyjechać z lasu. Mam ochotę wezwać Lucille, ponaglić lecz udaje mi się zachować spokój i zamiast się na nią wydzierać, grzecznie liczę płatki śniegu, które przylepiły się do szyby. Gdy docieram do stu dwudziestu wyczuwam jej obecność. Dziewczyna nie musi się malować ani spryskiwać perfumami, żeby zwrócić na siebie uwagę.

– Ładnie. – Oceniam taksując ją spojrzeniem. Cieszę się, że zmieniła tę wstrętną bluzę na kremowy sweter, który w nienachalny sposób opina jej ciało. – Ale będzie jeszcze ładniej, kiedy... – Urywam podchodząc do niej. Unoszę rękę wyplątując jej włosy z ciasnego upięcia. Brązowe fale opadają na moją dłoń i nie mogąc się powstrzymać, nakręcam pasemko na palec.

– Kiedy? – Dopytuje

– Kiedy przestaniesz się chować. – Mój głos przypomina warkot, słowa, ranią mi krtań.

– Nigdy nie lubiłam być w centrum wydarzeń.

Częstuję ją krzywym uśmieszkiem.

– Bycie szarą myszką jest przereklamowane.

– Moja babcia uważała mnie za dziecko szatana. Może unikam zainteresowania, by dzikusy nie spalili mnie na stosie?

To nie dzikusy. To ja. To ja będę tym, który cię spali.

– Dlaczego tak mówiła?

– Przez moją matkę. – Smutnieje. – Ona...to była dość specyficzna kobieta.

– Na tyle specyficzna by uzależnić się od wspólnoty?

– Nie tylko. Popadała w różne używki, ale tata umiał wyciągnąć ją z dna. Zawsze udawało mu się ją przekonać. Był jej podporą, kiedy go zabrakło...to oszalała. Nie wiedziała co mam ze sobą zrobić. Nagle została kompletnie sama.

– Nieprawda. – Przesuwam czubkiem palca po policzku dziewczyny. – Miała ciebie.

– To nic nie znaczyło. Czasami miałam wrażenie, że jestem jej potrzeba tylko do kombinowania jedzenia. Wykorzystywała mnie.

– Nie widziała innego rozwiązania. – Szepczę skupiony na zabliźnionej szramie.

– Pewnie nie. – Wzdycha. – Szkoda.

Szkoda.

Otrząsam się z niewygodnych myśli, odsuwam i podaję jej kurtkę. Chcę już wyjść na dwór, zaczerpnąć lodowatego powietrza, które otrzeźwi mój umysł. Otwieram drzwi, których skrzypnięcie wybudza Shadow. Pies z zainteresowaniem podnosi się na łapy i przeciąga.

– Później. – Mamroczę zupełnie jakby mnie rozumiał. Lucille na odchodnym zanurza dłonie w jego sierści, masuje kark i mówi mu coś do ucha. Może to kolejna obietnica spaceru. Gdy znajdujemy się na zewnątrz nasze stopy grzęzną w gęstym śniegu, a wiatr z całą mocą uderza w nasze twarze. Otwieram przed nią drzwi od samochodu, a potem wsiadam za kierownicę i uruchamiam silnik.

– Dlaczego zależy ci na Tonym? – Zaskakuje mnie. – Czego chcesz się od niego dowiedzieć?

– Szukam pewnej osoby.

– A on posiada informacje na jej temat?

– Jest tylko jedna możliwość, by się przekonać.

Wydaje mi się, że Lucille więcej nie będzie wracała do wspólnoty. Skupiam się na drodze, która staje się coraz bardziej wymagająca aż nagle ciszę przerywa kolejne pytanie.

– Czemu ci na niej zależy?

– Słucham?

– Na wspólnocie. – Uściśla. – Skąd o nich wiesz?

– Nie psuj atmosfery. – Ostrzegam mocniej ściskając kierownicę.

– Ale...

– Powiedziałem. – Złość przebija w moim głosie. – Powiedziałem, że nie masz psuć atmosfery. Potraktuj to poważnie i przestań drążyć.

– To jest według ciebie poznawanie drugiej osoby? – Sarka nieprzyjemnie. – Zachowujesz się nie fair, Thoren.

Kurwa mać, teraz będę musiał znosić babski foch. Zaciskam zęby, nadal próbuję wyprostować sytuację. Jestem świadomy, że moje odpowiedzi przyniosły jej więcej znaków zapytania niż powinny, ale nie mogłem, nie chciałem kolejny raz kłamać, a mówienie prawdy po prostu nie wchodziło w grę.

– Nie przesadzaj. – Łypię na nią jednym okiem. – Na jaką kawę masz ochotę?

– Nie pijam kawy z obcymi.

– To dobrze.

– Czyli nie wypiję jej z tobą.

– Lucille – Wolno wypowiadam jej imię. – Oboje wiemy, że to nieprawda. Chcesz tej cholernej kawy tak samo jak mojego towarzystwa. – Przeklinam siebie za to co za chwilę zrobię. – Wspólnota wisi mi kasę. Naprawdę mnóstwo forsy i...

– I dlatego na ich polujesz?

– Cóż, jestem zakochanym w pieniądzach chujem, który lubi mieć porządek w papierach, to jasne, że będę ścigał skurwieli.

– Serio jesteś taki bogaty?

– Owszem. Mógłbym zostać twoim sponsorem. – Wypalam bez namysłu, a kiedy dziewczyna marszczy brwi i dostrzegam na jej twarzy pierwsze oznaki zdenerwowania, mruczę przeprosiny. Muszę uważać na język, moja bezpośredniość może ją spłoszyć, a wówczas cała robota legnie w gruzach. 

Continue Reading

You'll Also Like

288K 10.2K 28
NIEzwykły nauczyciel z ogromnym bagażem doświadczeń. Tajemnicami, których nie chce ujawnić, lecz gdy spotyka Kendall od której nie może się uwolnić...
369K 15.4K 33
Byłam zwykłą dziewczyną, jak każda inna. No właśnie. Byłam. Wystarczył jeden dzień, aby całe moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nik...
18.9K 706 29
Rodzina monet napisana na nowo, z inną, lepszą bohaterką! Rozdziały we wtorek oraz czwartek! Jakiś czas temu natrafiłyśmy na Rodzinę Monet i chociaż...
200K 9.7K 198
Witam!! Tutaj będzie pojawiać się drugi sezon<3 Kolejna część na profilu!!