Melodia Niewypowiedzianych Sł...

By selfissh

1K 78 17

,,Tak niewiele potrzeba, by zniszczyć drugiego człowieka'' Podobno śmierć oznacza koniec, jednak nie w tej hi... More

Dedykacja
Prolog
Rozdział 1

Rozdział 2

70 7 1
By selfissh

Nerwowo stukałam długopisem o drewniany blat ławki. Był dopiero pierwszy dzień szkoły, a Kennedy już się spóźniała. Na szczęście nasz nowy nauczyciel też się nie spieszył i jeszcze nie zjawił się na lekcji, jednak spóźnienie i ujemne punkty z zachowania mojej przyjaciółki nie były moim największym zmartwieniem. Bardziej przejmowałam się tym, że dziewczyna nie dawała znaków życia od wczorajszego wieczora, gdy to musiała pilnie coś załatwić. Nie dopytywałam, bo Kennedy często bywała tajemnicza, jednak zaczęło mnie niepokoić to, że nie odczytywała moich wiadomości i nie było jej jeszcze w szkole.

W życiu tak szybko nie biegłam - z rozmyślań wyrwał mnie zdyszany głos Porter. Obróciłam się w stronę rudowłosej i nie ukrywałam tego, że kamień spadł mi z serca, bo w pewnym momencie w mojej głowie zaczęły się malować różne scenariusze tego, co mogło stać się z dziewczyną. - Dobrze, że Charles'a jeszcze nie ma, bo miałabym przechlapane - wymamrotała i zaczęła wypakowywać książki z torby.

Zmierzyłam ją uważnym spojrzeniem, które ta musiała na sobie poczuć i w końcu również na mnie spojrzała.

- Możesz mi powiedzieć, kiedy pominęłam moment, w którym to zaczęłaś być z naszym nowym nauczycielem na ty? - Nie żeby była to jakaś zbrodnia, bo często, gdy nikt nie słyszał nie dbałyśmy o pełne tytuły naszych nauczycieli i mówiłyśmy, jak było szybciej, jednak Kennedy od poprzedniego dnia była zbyt podejrzana. - I gdzieś ty w ogóle wczoraj zniknęła?

- Zadajesz za dużo pytań, Hamilton. - Zmrużyłam złośliwie oczy i gdy już chciałam ponownie się odezwać, w tej samej chwili do pomieszczenia wszedł nasz nowy nauczyciel.

- Teraz ci się udało, ale po lekcji spowiadasz mi się ze wszystkiego - pogroziłam jej palcem i obróciłam się w stronę biurka, za którym już zajmował miejsce czarnowłosy mężczyzna.

Po jego minie nie dało się niczego wywnioskować. Miał poważny wyraz twarzy, jednak nie wyglądał na takiego, który zamieniłby lekcje literatury w piekło. Chyba. Nauka w tej szkole pokazała mi, że często pozory mogą mylić. To właśnie dlatego, tak bardzo, uwielbiałam panią Eloise. Była ona jedyną nauczycielką w tej szkole, która wykazywała się jakimkolwiek człowieczeństwem i od której czułam wsparcie.

Odetchnęłam, po czym oparłam się wygodniej o krzesło i skoncentrowałam całą swoją uwagę na nauczycielu, który właśnie wstał i zmierzył całą klasę uważnym spojrzeniem. Delikatny uśmiech wpłynął na twarz mężczyzny i mogłam przysiądz, że w tym samym momencie usłyszałam głośniejsze wciągnięcie powietrza po lewej. Od razu zanotowałam sobie w głowie, żeby pilnować Kennedy w tym roku szkolnym. Szczególnie, żeby nie zbliżała się za blisko tej klasy i jej nauczyciela.

- To ja może zacznę od początku. Nazywam się Charles Morgan. - Od wczoraj nie mogłam odeprzeć od siebie wrażenia, że już gdzieś słyszałam to nazwisko. Zignorowałam to, bo może jedynie mi się wydawało. - W tym roku to ja będę prowadził zajęcia z literatury. Wiem, że nigdy nie dorównam poziomem pani Sullivan, jednak mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiali - mężczyzna skończył mówić i w tym samym momencie usłyszałam cichy szept przyjaciółki.

- Wydaje się miły.

- Mhm - delikatnie skinęłam głową, bo nawet jeśli nasz nowy nauczyciel miał się okazać złotym człowiekiem, ja i tak wolałam panią Sullivan. A do tego nauka w tej szkole nauczyła mnie tego, że słowa nic nie znaczą i liczą się czyny.

Nie rozmyślałam już dłużej, bo chociaż do nauczyciela byłam uprzedzona, chciałam skupić się na lekcji. Odłożyłam na bok tęsknotę i pomału zaczęłam przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości.

***

Niestety skupienie się na lekcji nie było wcale takie łatwe, gdy ktoś obok cały czas stukał długopisem, wiercił się i zachowywał niespokojnie. Początkowo ignorowałam zachowanie Kennedy, jednak z czasem nawet nie tyle, że zaczęło mnie ono irytować, co lekko niepokoić. Posłałam przyjaciółce pytające spojrzenie, na co ta jedynie zareagowała wymuszonym uśmiechem.

Moja cierpliwość skończyła się w momencie, w którym dziewczyna zamiast pisać to, co dyktował profesor Morgan, zaczęła kreślić jakieś swoje notatki na tyle zeszytu. Delikatnie się wychyliłam, żeby zobaczyć, co pisała, jednak w tej samej chwili ta zamknęła zeszyt z trzaskiem.

- Widzę, że coś się dzieje, więc nie udawaj głupiej - zaczęłam cicho, żeby nauczyciel nas nie usłyszał. - Najpierw spóźniasz się na lekcje, a teraz ewidentnie jesteś rozkojarzona.

- Willow... - dziewczyna nie zdążyła dokończyć, gdy momentalnie jej przerwałam.

- I nie próbuj mi wmawiać jakichś durnych bajeczek.

Nawet nie wiedziałam, w którym momencie w klasie zapanowała cisza. Nerwowo obróciłam głowę w stronę reszty klasy i zrozumiałam, że wzrok wszystkich był skierowany na nas.

- No to żeś teraz dowaliła - dobiegł mnie cichy szept przyjaciółki, która oczywiście nie przejmowała się tą sytuacją, podczas gdy ja czułam, jak moje policzki stają się czerwone, a oddech przyspiesza. Nienawidziłam być w centrum uwagi, a już szczególnie za przeszkadzanie na lekcji.

Czas na prawdziwy test szczerości dla Charles'a Morgana i jego dobroci. W głębi ducha liczyłam, że skończy się jedynie na upomnieniu.

- Bardzo przepraszamy. - Próbowałam jakoś ratować sytuację, bo w klasie nastała pełna napięcia cisza. - Nie chciałyśmy przeszkodzić...

- Jak masz na imię? - Pytanie mężczyzny na moment wprawiło mnie w osłupienie, bo nie tego się spodziewałam. Jednak szybko się otrząsnęłam i odpowiedziałam.

- Willow. - Musiałam odkaszlnąć, ponieważ mój głos był lekko zachrypnięty. - Willow Hamilton. - Miałam wrażenie, że coś w jego oczach błysnęło na dźwięk mojego imienia, jednak szybko to zamaskował. A może tylko mi się zdawało?

- Dobrze, w takim razie droga panno Hamilton, co było tak ważne, że musiałaś razem z...

- Kennedy - wtrąciła przyjaciółka, na co mężczyzna skinął głową.

- Razem z Kennedy mi przerwać - dokończył i popatrzył na mnie z powagą. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Chyba zrozumiał, że nic z siebie nie wyduszę, więc kontynuował. - Ponieważ jest to dopiero pierwsza taka sytuacja skończy się jedynie na upomnieniu. Następnym razem będziecie musiały zostać po lekcjach. - Przełknęłam gulę w gardle na myśl o tym, jakie piekło czekałoby mnie w domu, gdyby taka sytuacja faktycznie się wydarzyła. - Mam nadzieję, że się rozumiemy?

Już chciałam przytaknąć, gdy nagle wyraz twarzy mężczyzny się zmienił i widać było, że przez cały czas sobie z nas drwił. W moment cały mój stres przerodził się w irytację. I nie wiedziałam już, czy bardziej byłam zdenerwowana na nauczyciela za ten teatrzyk, czy na Kennedy za to, że to ja musiałam brać w nim udział, a nie ona.

Mimo wszystko skinęłam głową, co po mnie uczyniła również Kennedy, a mężczyzna w końcu odwrócił swój rozbawiony wzrok i skierował go na tablicę.

- W takim razie wróćmy do lekcji. Zdaje się, że skończyłem na...

- Przynajmniej teraz zna nasze imiona. Z pewnością zapadniemy mu w pamięć - rzuciła rozbawiona Ken, czego ja już nawet nie skomentowałam. Wiedziałam, że tą gadką chciała zmienić temat, żebym nie wracała do tego, który wcześniej zaczęłam. Ewidentnie jej się to udało, bo nie odezwałam się do niej słowem, aż do końca lekcji.

***

Bywały takie momenty w ciągu dnia, gdy po prostu czułam się wszystkim przytłoczona. Przebywanie wśród innych osób robiło się męczące i czasami musiałam się odciąć nawet od Kennedy. Na szczęście dziewczyna zawsze to rozumiała. Nawet jeśli czasami za wszelką cenę próbowała mnie wyciągnąć do reszty naszych znajomych, to jednak przychodziły takie chwile, gdy nawet nie musiałam jej nic mówić, a ona już wiedziała, że potrzebowałam zostać sama. I właśnie za to ją kochałam. Kennedy Porter mogła być najbardziej towarzyską osobą jaką znałam i chociaż wielokrotnie nie rozumiała moich zachowań, zawsze je szanowała.

Moja dusza samotniczki odezwała się z momentem, w którym z przyjaciółką u boku wyszłam z przedostatniej, na ten dzień, lekcji. Dziewczyna pociągnęła mnie w stronę przestronnego dziedzińca, gdyż pogoda wyjątkowo dopisywała, więc wszyscy uczniowie Akademii korzystali z okazji i korytarze pomału zaczynały świecić pustkami.

- Idź sama. Zobaczymy się na lekcji - powiedziałam i wyrwałam się z uścisku dziewczyny, na co ta spojrzała mi w oczy i lekko się uśmiechnęła.

- Tylko za bardzo nie odpłyń - puściła mi oczko i ruszyła w stronę znajomych.

Przez chwilę jeszcze na nią patrzyłam. Obserwowałam jak wesoło wita się ze Scarlett i Carterem, a po chwili, gdy dołączyła do nich również Amora razem ruszyli w tylko sobie znanym kierunku.

Rozmyślałam o wszystkim, co wydarzyło się tego dnia. Między innymi o dziwnym zachowanie mojej przyjaciółki, które lekko mnie tego poranka zaniepokoiło. Dokładnie analizowałam jej każdy ruch przez resztę lekcji, ale ta zachowywała się tak, jak gdyby nigdy nic. Wiedziałam, że coś kombinowała, ale nie chciałam wymuszać na niej spowiadania się ze wszystkiego. Kto jak kto, ale ja akurat bardzo dobrze wiedziałam, że czasami ciężko jest wydusić z siebie  to, co się czuło.

- Mam dość - z westchnieniem schowałam twarz w dłoniach.

Po chwili ruszyłam w stronę miejsca, do którego zawsze lubiłam uciekać. Szłam przez korytarze Akademii, które każdego dnia zachwycały mnie swoim pięknem i prostotom. Cały budynek naszej szkoły był zachowany w stylu neoklasycznym. Dominowały jasne odcienie i czysta klasyka. Od zawsze byłam wrażliwa na piękno takich miejsc i kochałam w nich przebywać. To właśnie dlatego, tak bardzo, uwielbiałam Edynburg i długie spacery po tym mieście. Mogłam podziwiać wyjątkowe zabudowy i szlajać się między klimatycznymi uliczkami. Do pełni szczęścia potrzebowałam jedynie muzyki, a spacerom nie było końca.

Przysiadłam na chłodnej ziemi opierając się plecami o jeden z filarów i na moment przymknęłam oczy. Odkryłam to miejsce już w pierwszych dniach szkoły i od razu je pokochałam. Była to część naszej Akademii, która nie była nigdy zbyt tłoczna i może kilka razy zdarzyło się, że ktoś tamtędy przeszedł. Sięgnęłam ręką do plecaka i wyciągnęłam z niego już lekko zniszczony zeszyt oraz długopis. Otworzyłam na stronie, na której ostatnio skończyłam i już chyba setny raz przeczytałam ten sam tekst. Kochałam pisać, bo była to dla mnie forma wyrzucania z siebie emocji, jednak ostatnio miałam wrażenie, że szło mi coraz gorzej. Wszystko wydawało mi się puste i bez serca. Nienawidziłam tego, dlatego z poirytowaniem skreśliłam to, co wcześniej napisałam.

Cały czas mi czegoś brakowało. Wiedziałam o czym chciałam napisać, ale nie potrafiłam w swoich tekstach przekazać tej miłości. Bywały takie chwile, gdy miałam wrażenie, że to nie z moimi wierszami jest coś nie tak, a ze mną.

Zrezygnowana wyciągnęłam z torby słuchawki i gdy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki swojej ukochanej piosenki, momentalnie poczułam się lepiej.

- What is this thing that builds our dreams, yet slips away from us* - śpiewałam razem z  Freddiem Mercurym, a wszelkie natrętne myśli, w moment, opuściły moją głowę. 

***

Alexander Rhodes

- Who dares to love forever. Oh oo woh, when love must die - nuciłem słowa piosenki, która właśnie leciała w radiu, gdy usłyszałem za sobą poirytowany kobiecy głos.

- Przepraszam, czy jeszcze długo będę czekać na swoją kawę?

Zmarszczyłem brwi i obróciłem się w jej stronę, po czym ponownie przeniosłem wzrok na ekspres. Faktycznie kawa już dawno była gotowa, jednak musiałem tak odpłynąć myślami, że nawet nie zarejestrowałem tego momentu. Wymamrotałem do kobiety ciche przeprosiny i podałem parujący napój. To już nie pierwszy raz, gdy nie potrafiłem się skupić w pracy. Miałem jedynie nadzieję, że moja mama tego nie widziała i nie będę musiał słuchać jej kazań.

Niestety los i tym razem nie był dla mnie przyjazny, co wiedziałem już od dawna, więc gdy tylko obróciłem się w stronę zaplecza, dostrzegłem tam opartą o futrynę brunetkę, która patrzyła na mnie ze złością, jednak gdzieś pod nią kryło się matczyne zaniepokojenie.

- Tylko dlatego, że jesteś moim synem nie wywalę cię z tej roboty - powiedziała i postawiła pierwszy krok w moją stronę. - Ale jesteś najgorszym barmanem w całym mieście.

- Chciałaś chyba powiedzieć, że najlepszym - poprawiłem ją i szeroko się uśmiechnąłem.

Kobieta jedynie pokręciła głową i rzuciła we mnie szmatką, którą trzymała w dłoniach.

- Do roboty Rhodes! - krzyknęła i zniknęła za drewnianymi drzwiami od zaplecza, a uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy.

Wiedziałem, że muszę w końcu skupić się na pracy, bo nie mogliśmy sobie pozwolić na stratę klientów. Ściszyłem radio, bo ta cholerna muzyka za bardzo mnie rozpraszała i wziąłem się do roboty.

*fragment z piosenki ,,Who Wants To Live Forever" zespołu Queen.

#MNSwattpad

Wracam po przerwie i dzisiaj jeszcze na spokojnie, ale od następnego rozdziału zacznie się jazda.

Continue Reading

You'll Also Like

177K 4.3K 26
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło.Tam spotyka przystojnego chło...
1M 4K 4
Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się w rodzinie idealnej. W rodzinie, w któr...
345K 23.8K 169
❗️NIE jestem autorem, ja tylko tłumaczę❗️ Alternatywny tytuł: „I Will Politely Decline The Male Lead" AUTOR: Yehwon, 예훤 ARTIST: Harara, 하라라, Salaman ...
373K 1.4K 19
Jest to moja pierwsza opowieść tu więc z góry przepraszam za wszelkie błędy, mam nadzieje że spodoba się wam.