Genshin Impact - Polska AU

By kajenus

58 8 32

Zbiór opowiadań z AU, gdzie wszystkie postacie z Genshina żyją we współczesnej Polsce. Pisane na półpoważnie... More

Sąsiedzkie problemy
Fanatyk

Żadna praca nie hańbi

10 2 14
By kajenus

Mona zdecydowanie potrzebowała pieniędzy. Jej wróżenie czy czytanie kart tarota online nie przynosiło zbyt dużych zysków, nawet jeśli online obserwowało ją niemało osób – sama do końca nie wiedziała, czy to po prostu ludzie jej nie doceniali, czy robiła coś źle. Dobrze zdawała sobie sprawę, że potrafiła odczytywać przyszłość, znała się na tym. Może po prostu nie umiała przyciągnąć do siebie ludzi? Może gdyby kupiła tą piękną talię tarota, którą ostatnio widziała...

No tak. Tu leży pies pogrzebany. To był główny problem Mony; często całe swoje dotychczasowo zarobione pieniądze wydawała na poszerzanie swojego hobby, co niestety się jej nie zwracało. Już nie raz i nie dwa ledwo jej brakło do zapłaty czynszu za swoje mieszkanie, niekiedy musiała się obejść bez jedzenia. Dlatego postanowiła, że musi znaleźć jakąś stałą pracę i to na już. Szczerze, nie miała pojęcia, jak się do tego zabrać, ale wtedy też przypomniało jej się, że w drodze na swoją uczelnię widziała wywieszoną karteczkę na drzwiach Żabki. Eureka! Miała tylko nadzieję, że dalej będą szukać kogoś do pracy.

~*~

Następnego dnia, lekko zestresowana, postanowiła zadzwonić pod numer napisany na kartce. Mona przedstawiła się i ładnie wytłumaczyła, że chciałaby spróbować pracować w tym sklepie. Kasowanie produktów i wykładanie go na półkach, nic trudnego, co nie? Nie miała doświadczenia w takiej pracy, ale to – przynajmniej jak myślała – wydawało się dość łatwe. Kobieta po drugiej stronie słuchawki nie brzmiała zbyt entuzjastycznie, ale zgodziła się. To teraz tylko rozmowa o pracę. Powinna sobie poradzić. Miała przyjść za dwa dni i wtedy zobaczą, czy się do tego nada.

~*~

Aby się odstresować przed rozmową kwalifikacyjną, Mona postanowiła odczytać tarota dla samej siebie na nadchodzący tydzień.

Ogólna energia na tydzień... 3 kielichów. Zapowiedź lepszego czasu dla człowieka, coś, z czego będzie można czerpać przyjemność – coś zrobionego wyłącznie dla siebie, spełnianie satysfakcji. Możliwe również, że przyniesie jej dobrą, owocną współpracę. Otoczenie – Śmierć. Zakończenie jakiegoś etapu w życiu i rozpoczęcie nowego. Karta Śmierci wskazuje na zmiany, które zmodyfikują dotychczasowy tryb życia czy też wymuszą podjęcie decyzji, które blokują rozwój. Śmierć mówi o zamknięciu starych spraw, odcięciu się od nich, może to też być dość duża zmiana dotychczasowego trybu życia, otwieranie na nowe możliwości. Rada, czyli karta Wisielca. Warto popatrzeć na niektóre sprawy z innej, nowej perspektywy. Dobry czas na wycofanie się z aktywności, zadbanie o powrót równowagi. Nie wolno kontrolować niczego na siłę, trzeba pozwolić żeby sprawy toczyły się w swoim własnym tempie i układały po swojemu. No cóż... Miała nadzieję, że to pozwoli jej nastawić się pozytywnie na rozmowę o pracy i nadchodzące, nowe obowiązki.

~*~

Ostatecznie, dostała umowę. Miała pracować na drugą zmianę, czyli od 14:30 do 23:00. Nawet jeśli chciała, to nie mogła narzekać na godziny pracy – lepszy rydz niż nic. Sklep też nie znajdował się blisko jej przystanku autobusowego, ale musiała to wytrzymać. Potrzebowała tej pracy. Powiedziano jej, że powinna następnego dnia stawić się trochę wcześniej, żeby kierowniczka sklepu wytłumaczyła jej, jak co działa, byleby ogarnęła, jak obsługiwać ludzi. Jako nastolatka chodziła do normalnego liceum, więc nigdy nie miała do czynienia z obsługiwaniem kasy – czymś, czego mogłaby się nauczyć w technikum. Ale z drugiej strony, mając te 16 lat nie umiała sobie jeszcze wyobrazić żadnego zawodu, w którym miałaby się spełniać, więc wybrała ogólniak... Przecież nie było to coś złego, a prędzej czy później przyjdzie czas, żeby się nauczyć pracować z klientami, prawda? Jutrzejszy dzień zapowiadał się na intensywny, ale i najpewniej stresujący, dlatego Mona postanowiła pójść spać wcześniej, aby rano odpowiednio przygotować się do nowej pracy.

~*~

Nawet jeśli położyła się wcześniej niż zwykle, to leżała w łóżku przez kilka godzin i nie potrafiła zasnąć – pewnie przez stres. Skrolowała bezmyślnie Instagrama, potem postanowiła wziąć jakąś książkę o hydromancji, aby poczytać i zasnęła dopiero o jakiejś wpół do czwartej nad ranem. Pobudkę wyznaczała sobie o dziewiątej, przez co czuła się lekko otumaniona, bo pięć godzin snu to było zdecydowanie za mało. Wolała nie ryzykować krótką drzemką, bo broń Boże, jeszcze by zaspała, a to byłaby niezła wtopa, na którą nie mogła sobie pozwolić. Po wyczołganiu się spod kołdry (która dopiero teraz była taka mięciusia i wygodna) pościeliła łóżko (albo raczej wersalkę) i udała się do kuchni jej skromnej kawalerki. Mieszkanie nie było wielkie, a salon był połączony z kuchnią, więc równie dobrze, stojąc w kuchni mogła oglądać telewizję. Nie miała za wiele mebli ani bibelotów, bo zwyczajnie nie było ją na to stać, ale i tak czuła się tutaj dość przytulnie. Postawiła wodę na kawę i zajrzała do lodówki. Nie było w niej za wiele, ale dalej miała kilka plastrów sera i szynki. Powinno jej to starczyć.

Po zjedzeniu śniadania i wypiciu kawy postanowiła się lekko pomalować, włosy ułożyła w dwa, długie kucyki. Miała jeszcze trochę czasu, choć wolała być już przygotowana, zresztą dojechanie i dojście do jej nowej pracy zajmie jej chwilę. Mimo, iż był początek września, dziś na dworze było dość chłodno. Hmm, wiosną z tą samą temperaturą pewnie bym wyszła w samej bluzie. Ubrała się w najbardziej zwyczajne, ale jednocześnie ciepłe ubrania z jej ulubionym astrologicznym motywem. Sprawdziła dokładnie, czy ma wszystko, czego potrzebowała, w torbie i wyszła z domu.

~*~

Kiedy w końcu dotarła do sklepu, była 13:57. Pchnęła drzwi i weszła do środka. Natychmiastowo dzwonek przy wejściu zadzwonił kilka razy.

— Dzień dobry! — zawołała, podchodząc do lady. Nikt za nią nie stał, ale dosłownie minutę albo dwie po tym z zaplecza wyszła – jak założyła Mona – kierowniczka sklepu, Barbeloth.

— A, dzień dobry. Pani Megi... Megistas, tak? – spytała kobieta, wyciągając do przodu rękę, a dziewczyna uścisnęła ją. Kolejna osoba, która przekręciła moje nazwisko.

— Megistus. Zgadza się! Przyszłam trochę wcześniej, tak jak pani kazała, żeby pokazać mi podstawy — odpowiedziała Mona i uśmiechnęła się.

— No dobrze... — powiedziała, wchodząc za ladę i stając przed kasą. Mona podążyła za nią i stanęła obok, przyglądała się ekranowi dotykowemu. — Wiesz, jak się kasuje?

— Ee, tak, chyba tak — odpowiedziała dziewczyna od razu, nawet nie myśląc nad odpowiedzią, po czym zamrugała kilka razy. Nigdy sama nie kasowała, ale robiąc jakiekolwiek zakupy, widziała jak kasjer to robi, więc raczej bez problemu powtórzy tę czynność.

— I tak ci pokażę — kierowniczka wzruszyła ramionami i chwyciła skaner ręczny, po czym wyciągnęła z koszyczka stojącego obok lady jakiś baton czekoladowy. — Patrz.

Nacisnęła na guziczek i zeskanowała w ten sposób produkt, a nazwa produktu i cena wyświetliły się na ekranie. Kierowniczka przekazała Monie skaner, żeby sama spróbowała. Fioletowowłosa chwyciła go i spróbowała zeskanować produkt, dokładnie w ten sam sposób jak kobieta przed chwilą. Baton ponownie pojawił się na ekranie. Nie jest to trudne, tak jak się spodziewałam. Kierowniczka wycofała dwa produkty i odłożyła baton na swoje miejsce.

— Jak będziesz ważyć, na przykład, jabłka, to klikasz tutaj — pokazała jej palcem na jedną z opcji na ekranie. Mona kiwnęła głową na znak, że rozumie. Pokazała jej kolejną opcję. — Tu są hot-dogi, a tu kawy. Wszystko jest podpisane, więc zrozumiesz, który to parówka, a który kabanos. Tylko pamiętaj, żeby co jakiś czas dokładać nowe. Sosy też są podpisane, nie martw się. No i pytaj się o aplikację za każdym razem. Możesz też oferować rzeczy z koszyka albo kawę czy hot-doga do zakupu. A, nie zapominaj też o przeglądzie towaru, czy daty są dalej ważne.

W teorii, rozumiała wszystko. W praktyce – jeszcze zobaczy, ale nie wydawało się skomplikowane. Szybko pojmie co i jak.

— Jak nie masz żadnych pytań, to na zapleczu jest bluza dla ciebie, za chwilę będziesz mogła zacząć. W razie czego, będę w pobliżu.

Dziewczyna pokiwała głową.

Mona szybko skoczyła na zaplecze, aby ubrać się w firmową bluzę Żabki. Ale sztos – pomyślała sama do siebie, chociaż nie przepadała za zielonym kolorem. Zresztą, nie robiła zbyt często zakupów w Żabce – pewnie, wiele osób przyciągało gotowe jedzenie albo hot-dogi, ale Mona zawsze wolała po prostu kupić warzywa, czasami jakieś mięso i zrobić sobie sałatkę. Wychodziło taniej. Zdrowiej. A jej budżet był bardzo ograniczony. Cyjanowooka na chwilę wyciągnęła telefon, żeby odpisać na wiadomość Fischl, której relacjonowała cały swój postęp w szukaniu pracy, po czym wyciszyła urządzenie i schowała do torebki. No, to oficjalnie była gotowa na swój pierwszy dzień.

Czekała chwilę, aż ktokolwiek przyjdzie do sklepu, ale to nawet dobrze, bo mogła się na to przygotować psychicznie. Zresztą, o 14.30 większość ludzi jeszcze była w pracy albo szkole. W pewnym momencie drzwi się otwarły, pchnięte przez małą dziewczynkę, której blond włosy były ułożone w dwa kucyki. Od razu energicznie podbiegła do półki ze słodyczami i chipsami. Za nią weszła wysoka kobieta, pewnie jej opiekunka, mówiąc „dzień dobry". Mona odpowiedziała, uśmiechnęła się lekko. Dziewczynka przez chwilę coś wybierała, po czym podbiegła do kasy, gdzie były ustawione jajka niespodzianki. Pluszaczek doszyty do jej plecaka podskakiwał z każdym jej krokiem.

— Dzień dobry! — powiedziała do Mony dziewczynka, zadzierając głowę do góry. W czerwonym kapeluszu, prawie sięgała do lady. Potem spojrzała przez ramię na kobietę, która z nią tu przyszła. — Ciociu Jean, mogę jednak jajko? Prooszę!

— No dobrze, ale w takim razie odłożymy Jeżyki — stwierdziła Jean i odłożyła ciastka na odpowiednią półkę. Dziewczynka pokiwała energicznie głową.

Blondwłosa stanęła na palcach, wyciągnęła rękę do przodu i podała Monie jajko. Poza tym, Jean położyła soczek w kartoniku ze słomką. Pracowniczka skasowała obydwa produkty i już miała pytać o aplikację, gdy Jean się odezwała do niej pierwsza:

— Do tego dużą kawę z mlekiem.

— Dobrze, yyy... Już naliczam. A... A aplikacja jest? — Mona wydukała, gdy starała sobie przypomnieć, co mówił kasjer gdy to ona coś kupowała w Żabce.

— Nie. Zapłacę kartą.

Mona przygotowała niepewnie terminal, a niebieskooka kobieta zapłaciła zbliżeniowo. Urządzenie zapikało na znak, że transakcja została zaakceptowana. Jean schowała kartę do portfela. Odeszła na bok, żeby przygotować sobie kawę z automatu, a dziewczynka towarzysząca jej zaczęła potrząsać jajkiem, aby usłyszeć stukot zabawki w środku obijającej się o opakowanie.

— Klee, jajko zjesz dopiero w domu, jak umyjesz ręce, dobrze? — spojrzała w stronę dziewczynka.

— No dobrze... — odparła lekko zrezygnowana, przeniosła wzrok na swoje brązowe buciki.

Kobieta wybrała odpowiednie opcje na ekranie dotykowym, a już kilka sekund później do dużego kubka zaczęła lać się kawa, na przemian z mlekiem. Kiedy napój był gotowy, nałożyła wieczko i wzięła kawę do ręki, a potem zwróciła się w stronę drzwi.

— Do widzenia, miłego dnia — powiedziała Jean, wychodząc z lokalu.

— Do widzenia! — wyśpiewała Klee, energicznie podskakując za Jean.

Mona również im życzyła miłego dnia i zachęciła do ponownego przyjścia, a kiedy drzwi się zamknęły, odetchnęła z ulgą. Pierwsze koty za płoty, co? Teraz może być już tylko lepiej. W razie czego, sprawdziła ile zostało kawy i mleka w automacie, gdy parówki i kabanosy powoli kręciły się na ruszcie. Na szczęście, niczego nie brakowało.

~*~

Obsłużyła jeszcze kilku klientów, czuła się w tej pracy coraz pewniej – w końcu, czemu miałaby sobie nie poradzić? Mimo iż była to Żabka w centrum miasta, nie była ona oblegana przez ludzi, więc nie było tłumu. Dla niej nawet lepiej, bo nie odczuwała aż takiej presji.

Dzwonek przy drzwiach ponownie zadzwonił, a do lokalu weszła kolejna osoba. Nie przykuwała większej uwagi do wyglądu klienta, ale gdy zobaczyła postać raczej niskiej postury w krótkich spodenkach, aż uniosła brew ze zdziwienia. Cóż... Niektórym najwidoczniej zawsze jest ciepło. Klient podszedł do półki z winami i nawet jeśli Mona nie widziała go dokładnie, to zdecydowanie nie wyglądał na osobę pełnoletnią. Oho, czyżby to był małolat, który próbował kupić alkohol? Chłopak chwycił jedną z butelek na wyższej półce (a żeby to zrobić musiał stanąć na palcach) i podszedł do kasy. Dopiero wtedy Mona mogła mu się przyjrzeć lepiej – na oko miał około metr sześćdziesiąt, a jego włosy były zaplecione w dwa warkoczyki po obu stronach głowy. Delikatnie postawił butelkę na blacie i uśmiechnął się. Santa Martha Red Blend.

— Dzień dobry! —przywitał się radośnie. — To będzie wszys...

— Zaraz zaraz — przerwała mu Mona, mierząc go od stóp do głów. — Mogę poprosić o dowód?

Czarnowłosy zamrugał kilka razy, jakby zdziwiony, że kasjerka w ogóle o to pyta. Może to wcale nie był małolat i inni pracownicy sklepu już go znali? I tak, lepiej dmuchać na zimne.

— Ehe~! Pewnie! — odparł po chwili ciszy, po czym zaczął szukać dowodu w swojej torbie. W końcu wyciągnął go i przekazał Monie.

Dziewczyna chwilę się przyglądała dowodowi i rzeczywiście, był pełnoletni. Zwróciła go, jak wyczytała, Ventiemu i skasowała produkt.

— Aplikacja jest? —zapytała, a od razu dodała, gdy przypomniała sobie — Polecam do tego coś z koszyczka albo hot-doga i kawę.

— Podziękuję — pokiwał głową, wyjmując z kieszeni swój telefon z okrągłym breloczkiem w kolorze niebieskoturkusowym i wyświetlił na nim swój kod kreskowy z Żappki, podając go w stronę kasjerki. — O, proszę.

Zeskanowała kod, a młody mężczyzna zapłacił gotówką. Miał idealnie wyliczone pieniądze. Venti zabrał butelkę swojego wina i wyszedł energicznie ze sklepu.

~*~

W przerwie między klientami myślała o tamtej talii kart tarota albo o pisaniu felietonów – zauważyła, że teraz będzie mieć jeszcze mniej czasu na cokolwiek. Co prawda to był jej pierwszy dzień w pracy, ale już wiedziała, na co będzie chciała poświęcić jakiś procent swojej wypłaty. Nie mogła sobie odmówić – czuła, wręcz mogła przewidzieć, że dzięki temu dostanie większy rozgłos w Internecie i ludzie będą się do niej zwracać o czytanie kart. Reszta wypłaty pójdzie na zapłatę rachunków, może kupi sobie coś bardziej „wykwintnego" na obiad, jeśli jej starczy na to pieniędzy. A jak nie, to zwykła sałatka, zupka chińska albo kanapka ją zadowoli.

W międzyczasie do Żabki wszedł kolejny chłopak. Podszedł do półki z piwami i wybrał dwa, a potem podszedł do kasy. Znowu ktoś chce kupować alkohol?

Położył je na ladzie, a Mona spojrzała na niego, mrużąc oczy. Blondyn był mniej więcej jej wzrostu, wyglądał dość młodo. Dałaby mu maksymalnie siedemnaście lat, ale z drugiej strony, przecież nie tak dawno temu sama prosiła dorosłego mężczyznę o dowód, bo zdecydowanie nie wyglądał na swój wiek. Wolała się upewnić.

Nastała między nimi niezręczna cisza. Chłopak patrzył na nią wyczekująco, a Mona jedynie uniosła brew. Zaczynała podejrzewać, że blondyn serio nie był pełnoletni i jedynie oczekiwał, że nie spyta się go o dowód i po prostu pozwoli mu na zakup alkoholu.

— No, a jakiś dowodzik Pan da? — zapytała w końcu, przerywając milczenie.

— A, oczywiście — zaczął od razu szukać dokumentu po wszystkich kieszeniach, zarówno bluzy jak i spodni. Po kilku minutach już sama Mona wiedziała, że pewnie w ogóle nie ma go przy sobie – a jednak, chłopak dalej go szukał. W końcu się przygarbił, grymas malował się na jego twarzy.

— Nie ma dowodu, nie sprzedam Panu — stwierdziła kasjerka, krzyżując ręce na piersi.

— Proszę chwilę poczekać — powiedział w końcu, odwrócił się i zawołał w stronę drzwi — Lumine!

Do lokalu zajrzała dziewczyna o włosach tak samo jasnych jak chłopak przed kasą, z tym, że jej były krótsze. Wyglądała praktycznie identycznie jak on. Na rękach trzymała białego kotka, który miał na sobie złociste szelki z ciemnogranatowymi elementami – kicia ciekawie rozejrzała się po lokalu, rozszerzyła swoje niebieskie oczy.

— Co jest, braciak? — zapytała, podchodząc trochę bliżej, żeby nie krzyczeć przez cały sklep, ale jednocześnie nie chcąc wejść aż tak daleko patrząc na to, że miała ze sobą zwierzaka.

— Nie masz przy sobie dowodu, nie? Zapomniałem swojego — posłał jej pełen błagania wzrok, pewnie modląc się do Archontów o to, żeby chociaż ona go miała.

— Yy, nie, nie mam — odpowiedziała i przekrzywiła głowę lekko w lewo.

Brat Lumine westchnął zrezygnowany oraz dodał pod nosem „to ja to odłożę", po czym wziął butelki za szyjki i odłożył je na swoje miejsce. Zamiast tego zwrócił się w stronę napojów bezalkoholowych. Zabrał dwie butelki Liptona Ice Tea i wrócił do kasy. Mona musiała powstrzymać ironiczny uśmieszek. Może i ta sytuacja nie powinna ją śmieszyć, ale i tak... Było to trochę zabawne, trzeba przyznać. Pracowniczka skasowała produkty i zapytała o aplikację. Chłopak jej nie miał, zapłacił gotówką – Mona wydała mu resztę.

Reszta zmiany przebiegała spokojnie, w międzyczasie poprawiła kilka produktów na półkach, sprawdziła czy wszystko się zgadza, w tym daty ważności, przez sklep przewinęło się jeszcze kilkunastu innych klientów. Kiedy prawie kończyła, usłyszała jak do sklepu weszło pięć osób – rozmawiali o czymś, a gdy Mona się obróciła, zobaczyła niską kobietę o jasnozielonych włosach oraz pięciu mężczyzn, którzy jej towarzyszyli. Jeden z nich był zdecydowanie wyższy od całej reszty, postawniej zbudowany, a przede wszystkim miał długie, białe włosy.

— Dobry wieczór! — zawołał białowłosy, podchodząc razem z resztą do kasy.

— Dobry wieczór — powiedziała Mona, przerywając ustawianie puszek energetyków tak, aby stały równo.

— Poprosimy pięć dużych hot-dogów — położył ręce na ramionach, uśmiechając się — Trzy z parówką, jeden z kabanosem i jeden z kiełbaską bekon-ser.

Mona wytrzeszczyła oczy po usłyszeniu zamówienia. Będzie musiała sobie jakoś poradzić... Powtórzyła w głowie jeszcze dwa razy słowa mężczyzny, żeby zrozumieć, o co proszą.

— ...dobrze, jakie sosy do tego? — odpowiedziała, nabijając na ekranie produkty. Byle ich nie pomylić.

— Do parówki musztardowe, do kabanosa tysiąca wysp i eee... Shinobu, jaki Ty chciałaś? — zwrócił się do dziewczyny, która stała po jego prawej.

— Amerykański — przypomniała mu, zadzierając głowę do góry żeby na niego spojrzeć.

— Tak! To będzie jeszcze amerykański — dokończył, Mona z kontekstu już mogła wywnioskować, o którego hot-doga chodzi.

— Aplikacja jest? — zapytała już praktycznie odruchowo. Mężczyzna wyciągnął telefon i dał kod do zeskanowania. — To będzie razem trzydzieści dziewięć złotych i dziewięćdziesiąt pięć groszy.

— Zapłacimy gotówką — powiedział, po czym z kieszeni ciemnych spodni wyciągnął mocno pognieciony banknot dwudziestozłotowy. Potem znowu zaczął grzebać, ale wyciągnął tylko dwa złote.

— Ej chłopaki, macie drobne? — zapytał, patrząc na pozostałych.

O Boże.

Mona musiała powstrzymać się przed wywróceniem oczami.

Mężczyźni przez chwilę szukali złotówek w kieszeniach, liczyli, wykładali na blat, ponownie liczyli, aż w końcu najwyższy z nich przesunął uzbieraną kwotę w stronę kasjerki. Zajęło im to dobre trzy minuty. W tym czasie mogłaby przygotować chociażby trzy parówki. Ciemnowłosa pobieżnie przeliczyła pieniądze, które jej zostawili – dzięki Archonom, że mieli zgodne – i schowała je do kasy. Następnie wzięła się za przyrządzanie jedzenia. Kątem oka mogła dostrzec jak zielonowłosa dziewczyna posyłała reszcie zirytowane spojrzenie, najwidoczniej niezadowolona tym, że jej przyjaciele musieli zapłacić praktycznie samymi groszami. No cóż.

Po kolei nagrzewała bułeczkę, napełniała ją sosem, po czym szczypcami chwytała kiełbasę i wsadzała do środka – i tak pięć razy.

— Jaki sos do kabanosa miał być? — zapytała, gdy już miała zrobić ostatniego hot-doga. Totalnie jej wyleciało z głowy, a i tak musiała się skupić przy przyrządzaniu poprzednich.

— Tysiąca wysp.

— Oookej.

W końcu podała ostatniego hot-doga mężczyźnie, a następnie odsapnęła cicho. Za chwilę trzeba będzie zamykać. Najwidoczniej najbardziej wymagający klienci zawsze zjawiają się jako ostatni.

— Smacznego i zapraszam ponownie! — powiedziała zmęczona, gdy grupka zaczęła zmierzać w stronę wyjścia po powiedzeniu „dziękuję". Rozmawiali o czymś ze sobą, co chwilę biorąc kęs hot-doga, ale Mona nie przysłuchiwała się już ich konwersacji. Zamiast tego, postanowiła jeszcze raz sprawdzić, czy niczego nie brakuje i poprzeglądać półki.

~*~

Wróciła do domu jakąś godzinę po zamknięciu sklepu. Ledwo zdążyła się przebrać w piżamę, a nogi już ciągnęły ją do łóżka. Rzuciła się na materac, po czym wymamrotała coś pod nosem.
Trzeba było przyznać, była bardzo zmęczona – ale jak na pierwszy dzień, mimo iż był wymagający, wyszedł jej bardzo dobrze.

A jutro kolejny dzień za ladą.

Continue Reading

You'll Also Like

7.6K 831 55
"Do cholery obudź się bo cię walne", prawie że krzyknął potrząsając chłopakiem. Młodszy zaczął kaszleć po czym otworzył lekko oczy na co starszy odet...
72.4K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
45.3K 1.9K 38
Szybko możemy kogoś znielubić, ale ... równie szybko możemy kogoś polubić, prawda?
71.9K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...