TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

By autorkadalva

249K 6.4K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

26. Arogancja przysłaniająca prawdę

4.6K 122 15
By autorkadalva

Moje poczucie zwycięstwa tak szybko, jak się zaczęło, tak szybko się skończyło. Nie potrafiłam się chełpić przechytrzeniem Janga, gdy ten, stał dwie stopy ode mnie i przypominał uruchamiającą się machinę do zabijania. Jego oczy pociemniały, chociaż sądziłam, że jest to niemożliwe, bo już wcześniej przypominały onyksy. Mrużył je z taką siłą, że wyraźnie widziałam, jak powieki intensywnie drgały. Jabłko adama co jakiś czas się poruszało, a żyły na szyi były uwypuklone. Do tego zaciskająca się szczęka i nieco poczerwieniała twarz, której róż wyróżniał się na tle jasnej karnacji.

Powinnam uciec? Odwołać swoje wcześniejsze słowa? Brnąć w to dalej?

Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w tak irracjonalnej sytuacji, więc nie miałam pojęcia, jak się zachować... Zapewne nikt jeszcze nie napisał instrukcji pod tytułem „Jak wytrzymać w pobliżu Timothy'ego Janga i nie dać się zabić"!

– Od kiedy, to ty, Panno Freeman, prawisz mi morały? Wciąż nie zrozumiałaś, że nie masz do tego prawa? – Wychrypiał, podchodząc o krok bliżej.

Przełknęłam głośno ślinę, spuszczając głowę. Bawiłam się swoimi palcami wskazującymi, starając się skupić uwagę na nich, a nie, na uwierającej bliskości bruneta.

– Nie prawię morałów. Chcę jedynie, aby każde z nas postępowało zgodnie z podpisaną umową – odpowiedziałam niepewnie, zaciskając usta w wąską linię.

– W zasadzie, to ma rację, Timmy – zaśmiał się niezręcznie Elliot, co poskutkowało odsunięciem się Janga.

– Czy ktoś Cię pytał o zdanie? – wysyczał do Wooda, a ja wciąż nie miałam odwagi unieść głowy i spojrzeć w ich stronę.

– Wiedziałeś, co podpisujesz, więc teraz rozwiąż sprawę tak, jak przystało na poczciwego, honorowego człowieka.

To zdanie podziałało, abym zapomniała o swoim przerażeniu i podniosła głowę. Całą piątką niemal równocześnie spojrzeliśmy w stronę dochodzącego głosu. Ivan zbliżał się w naszym kierunku, znów cały na czarno, z mętnym wyrazem twarzy i z dłońmi schowanymi w kieszeniach bluzy.

Gdzie był przez cały czas? Widział bieg? Dlaczego się teraz odzywa? Chce mi pomóc?

Przecież wcześniej twierdził, że nie zrobi nic, co mogłoby wpłynąć na jego przyjaźń z Jangiem.

Sądziłam, że brunet wyskoczy do Ivana z pięściami lub od razu przejdzie do poważniejszych czynów, przypominając, że jego się nie poucza, a już na pewno nie mówi, co ma robić. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, Jang przez dłuższą chwilę obserwował szatyna, po czym odetchnął. Jego ciało wciąż wyglądało na spięte, ale odrobinę spokojniejsze.

– Tak, masz absolutną rację, przyjacielu – zwrócił się do Kelly'ego przez zaciśnięte zęby, następnie kierując spojrzenie na mnie. – Panno Auroro Freeman, załatwmy to w cywilizowany sposób – zaproponował chłodno.

– W porządku – odparłam po namyśle. – Jakie rozwiązanie proponujesz?

– Skoro Ivan wspomniał o niezwykle cudownych wartościach, to proponuję, abyś w poczciwy sposób zerwała z blond szują i po problemie – uśmiechnął się ironicznie, przechylając nieco głowę.

– Jaki masz problem do Simona? Bo z całą pewnością jakiś masz, skoro to kolejny raz, gdy w jakimś sensie go atakujesz – zauważyłam, uważnie obserwując Janga.

– Nie mam problemu. Lubię czasami obejrzeć tragikomedię, a że ty akurat byłaś w pobliżu, to możesz czuć się zaszczycona, że przyglądam się akurat Twoim poczynaniom – odpowiedział poważnie, odgarniając w tył, mokre od potu, włosy.

– Tragikomedię to mogę urządzić z Twojej twarzy, jeśli nie przestaniesz się wtrącać w moje życie! – Wykrzyczałam, tracąc resztki cierpliwości.

Dopiero potem dotarło do mnie, co powiedziałam. A co gorsza – do kogo to powiedziałam.

Kilkukrotnie otwierałam i zamykałam usta, nie potrafiąc nic powiedzieć po swoim wybuchu. W końcu zacisnęłam wargi, postanawiając już więcej się nie odzywać. Jedynie ukradkiem spojrzałam na pozostałych słuchaczy, którzy, gdyby tylko mogli, prawdopodobnie zbieraliby szczęki z podłogi.

– Od kiedy jesteś taka stanowcza i groźna, Panno Freeman? Poza tym, nie sądziłem, że w ciągu kilku dni można zyskać jeszcze większą głupotę – prychnął z udawanym rozbawieniem. – Naprawdę sądzisz, że mówienie do mnie takim tonem, może ujść Ci na sucho?

Czy jeśli bym się popłakała, sytuacja uległaby poprawie? Zapewne nie.

A szkoda.

Znów nie wiedziałam, co robić. Przy Jangu niemal każde zachowanie wydawało się niewłaściwe. Pozostawały zaledwie dwa wyjścia. Nic nie mówić, albo twardo obstawać przy swoim.

Wybór był oczywisty.

– To, co sądzę, nie jest Twoim interesem, Paniczu Jangu – odpowiedziałam z udawaną obojętnością.

Wystawiłam otwartą dłoń przed twarz bruneta na znak zakończenia tematu. Obróciłam się w lewą stronę i podeszłam nieco bliżej Wooda.

– Ty byłeś sędzią, więc ty musisz to rozwiązać. Co mówią zasady albo jakiś regulamin w przypadku remisu? – Zapytałam pewnie.

– W tym problem, że nic nie mówią. Nie ma ani słowa o remisie – odparł zamyślony.

– Jak to? Dlaczego? – Zdziwiłam się.

– Taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Nikt z nami ani nie remisuje, ani nie wygrywa, więc uwzględnianie innych reguł byłoby stratą czasu – odpowiedział tym razem Mason.

Cóż za wybujałe ego i narcyzm wychodzące poza skalę Beauforta.

A może skalę bufona? Nieistotne.

– Powinniście ustalić rozwiązanie, które zadowoli każdą ze stron – stwierdził pewnie Ivan.

– Mam pomysł! – Wykrzyczała entuzjastycznie Ruby, podłapując najwidoczniej temat podjęty przez Kelly'ego.

– Proszę, nie... Tylko nie Twoje pomysły – jęknęłam niemal błagalnie.

– Zamilcz – wychrypiał niezbyt uprzejmie Jang, robiąc dłonią podobny gest do tego, wykonanego wcześniej przeze mnie. – A ty kontynuuj – machnął ręką w stronę Ruby.

– Remis to po części wspólna wygrana. Skoro zwycięzca może sobie czegoś zażyczyć, to niech każdy z Was poda jedno żądanie i po problemie – wyjaśniła, wzruszając delikatnie ramionami.

– Co ty wygadujesz, Ruby!? Przecież to kompletna głupota! – Sprzeciwiłam się natychmiast.

– Jak to, co wygaduję? Podałam Wam genialne rozwiązanie – uśmiechnęła się zadowolona, kładąc dłonie na biodra.

– Genialne rozwiązanie, które wciąż przewiduje zerwanie z Simonem!? – Ciągnęłam, nie dowierzając, że naprawdę powiedziała coś takiego.

– Właśnie dlatego jest genialne – stwierdziła z jeszcze większą dumą w głosie.

– Podoba mi się jej podejście – stwierdził Mason, z dumą kiwając głową i palcem wskazującym.

Jestem skończona. Od tego momentu z ust Ruby będą padać słowa związane wyłącznie z blondynem. Mogłabym postawić dziesięć dolarów na to, że szatynka nie usłyszała dwóch ostatnich słów z wypowiedzi Davisa i zapewne w swojej głowie jej już na momencie planowania ślubu i wybierania imion dzieci.

Nie wiem, kogo bardziej mi żal – jej, czy jego. Ach, nie, jednak wiem.

Mnie! Jest mi żal samej siebie!

– Tak zrobimy – stwierdził pewnie Jang, patrząc na mnie z mocą.

– Nie, nie zrobimy tak. Nie chcę spełniać żadnego życzenia! – Oburzałam się.

– Ujmę to w inny sposób. Albo przestaniemy w końcu marnować cenny czas na bezsensowne dyskusje i zrobimy tak, jak zaproponowała Twoja przyjaciółka, albo od przyszłego tygodnia nie musisz wracać do szkoły, bo osobiście dopilnuję, by wykreślili Cię z listy uczniów – uniósł wyzywająco brew.

– Nie masz do tego prawa – wysyczałam, czując spinanie się każdego mięśnia w ciele.

– Panno Auroro Freeman, mam prawo do wszystkiego – popatrzył na mnie z jawną kpiną. – A nawet, gdybym nie miał, to mam głęboko gdzieś, że nie jesteś zadowolona. Szantaż? Nadużywanie władzy? Zabawianie się cudzym kosztem? Śmiało, nazywaj to, jak tylko chcesz. I tak nie zmienię zdania.

– Przypadkowy człowiek nie może decydować o czyimś życiu – powiedziałam w zgodzie we swoimi przekonaniami.

– Nie mogę? – Popatrzył z politowaniem, na co pokiwałam przecząco głową. – A to niby dlaczego?

– Bo ludzie powinni sami dokonywać wyborów, a ja nie wybieram, że chcę zerwać z chłopakiem – powiedziałam zirytowana.

– Och, chcesz wyboru? W porządku – przytaknął, przymykając na chwilę oczy. – Jak powiedziałem nieco ponad dwie minuty temu... Albo każdy spełnia po jednym życzeniu, albo od poniedziałku nie jesteś uczennicą Lowell High School. Sprawa ma się identycznie względem mojego życzenia. Masz tydzień na zakończenie związku. Jeśli tego nie zrobisz, też stracisz miejsce w szkole.

– Nie jesteś dyrektorem szkoły – odpowiedziałam z mordem w oczach.

– Moja władza w tym miejscu jest znacznie większa, niż dyrektora i doskonale o tym wiesz. Ja natomiast wiem, jak bardzo zależy Ci na bieganiu. Zatem tak, jak chciałaś, możesz dokonać wyboru. Zdecyduj o swoim życiu, Panno Freeman – uśmiechnął się przebiegle.

– I to ma być wybór!? – Wybuchłam. – Jesteś psychopatycznym, mściwym dupkiem, bez najmniejszej krzty empatii! – Wykrzyczałam prosto w jego twarz, wymachując rękoma.

– Czasami nienawiść przypomina troskę. Nie da się jej pozbyć – westchnął, klepiąc mnie zaczepnie po ramieniu. – A moje nowe przezwisko jest nad wyraz trafne i urzekające, Panno Freeman – powiedział półszeptem, zbliżając usta do mojego ucha.

Czarnooki ostatni raz spojrzał na moją twarz, po czym oddalił się w kierunku szkolnego parkingu, szturchając mnie przy tym w ramię.

A moja bezradność osiągnęła tak wysoki poziom, że zgięłam się w pół, próbując wyrwać wszystkie włosy, ostatecznie zaczynając krzyczeć.

To też nie pomogło. 

22.09.2017 r.

Jest parę minut po szóstej rano, a ja właśnie wróciłam ze szkoły i za godzinę wracam do niej z powrotem. Nie przegrałam wyzwania, ale też go nie wygrałam. Zremisowałam z Timothym Jangiem, który "każe" mi zerwać z Simonem. Przecież to istne szaleństwo! Sądziłam, że przypadkowy człowiek nie może decydować o czyimś życiu. Szybko zrozumiałam, że podejmowane przez człowieka wybory, są tylko z pozoru jego. Tak naprawdę zawsze ktoś nad nami stoi i dyktuje własne warunki. Skłania do ruszenia w którąś z dróg. A podyktowane przez Janga warunki sprawiły, że wybrałam drogę wiecznej nienawiści do jego osoby.

***

– Mogę Cię o coś zapytać? – zaczęłam niepewnie, odwracając się twarzą w stronę Simona.

– Jeśli nie jest to żadne babskie pierdolenie, to tak – powiedział obojętnie, wciąż grając w jakąś grę na telefonie.

Teraz nie byłam pewna, czy mogę zadać swoje pytanie.

– Kochasz mnie? – W końcu wydobyłam ze swoich ust odpowiednie słowa.

– Przecież wiesz, że tak, mała – odpowiedział po chwili, przysuwając się, by zostawić na mojej głowie szybkiego buziaka.

– A myślałeś o naszej wspólnej przyszłości? – Zadawałam niepewnie kolejne pytanie.

Simon najwyraźniej musiał być zaskoczony, bo w końcu, po ponad godzinie, odłożył swój telefon. Ja to samo zrobiłam z czytaną do tej pory książką.

– Co dokładnie masz na myśli? – Zmarszczył brwi.

– Sama nie wiem – zastanowiłam się przez chwilę. – Chcę po prostu wiedzieć, czy traktujesz ten związek poważnie. Czy myślałeś o tym, co będzie z nami, jak skończymy szkołę? Co będziesz robił w życiu? Czy Twoje plany są też związane, na przykład, z naszym ślubem i dziećmi? – Zalałam chłopaka falą pytań.

– Mała, trzeba było tak od razu – blondyn posłał mi zaczepny uśmieszek. – Jeśli chcesz ze mną uprawiać seks, to nie musisz robić żadnych insynuacji o dzieciach – chłopak podniósł się z pozycji leżącej i zaczął się zbliżać, aby mnie pocałować, zapewne z zamiarem rozpoczęcia czegoś intymnego.

– Nie to miałam na myśli – zaśmiałam się niezręcznie i odsunęłam się lekko w bok. – Miałam na myśli dokładnie to, co powiedziałam.

– Aha – powiedział niemrawo. – To nie znam odpowiedzi na Twoje pytania – odparł niezbyt przyjemnym tonem, opadając z powrotem na plecy.

– Nie znasz? – Zdziwiłam się. – Przecież jesteśmy ze sobą prawie od roku. Nie myślałeś o żadnych z tych rzeczy? O żadnym calu naszej wspólnej przyszłości?

Chłopak uraczył mnie jedynie wzruszeniem ramionami, po czym wrócił do grania w grę. Uznałam to za znak, że temat został skończony.

"Co powinnam zrobić?" – To pytanie pojawiało się w mojej głowy nieprzerwanie od zakończenia Próby Czasu.

Simon jest moim chłopak i naprawdę go kocham, więc nie powinnam myśleć o takich strasznych rzeczach, ale prawda jest taka, że myślę o bardzo wielu rzeczach. A kolejną myślą w mojej głowie są przewijające się słowa: "Czy on jest wart porzucenia mojego marzenia?".

***

– Kiedy wiedziałaś, że dziadek jest tym jedynym? – Zapytałam babci, gdy w niedzielę wieczorem, przy gorącej herbacie, oglądałyśmy ulubioną hiszpańską telenowele.

– Problemy miłosne? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie, biorąc łyk herbaty.

– Można tak powiedzieć – odparłam lakonicznie.

– Jeśli teraz nie wiesz, że jest tym jedynym, to już nigdy nie będziesz wiedziała – powiedziała poważnie, zerkając na mnie kątem oka, próbując przy tym wyłapać moją reakcję.

– A czy faktycznie można kochać przedmioty albo czynności? Czy to możliwe? Dużo osób mówi, że coś kocha, ale czy faktycznie tak jest? Trzeba coś kochać, żeby poświęcić temu życie? Czym się różni miłość do ludzi, od miłości do czynności? – Ciągnęłam dalej temat, wciąż niewiele rozumiejąc.

Zawsze powtarzałam, że kocham biegać. Ale czy faktycznie można mówić, że kocha się coś robić? Coraz częściej miałam wrażenie, że ludzie lekceważą potęgę słowa "miłość". Nie chciałam być jedną z takich osób.

– Nie musimy czegoś kochać, żeby robić to przez całe życie. Wystarczy, że będziemy to bardzo lubić, a wciąż przyniesie ogromną satysfakcję i dumę. Sympatia do robienia czegoś jest najważniejsza. Ale z ludźmi jest nieco inaczej – babcia zrobiła krótką przerwę, odwracając się na fotelu w moim kierunku. – Człowieka, z którym masz spędzić przysłowiowe całe życie, musisz kochać. Sympatia w związku odchodzi i przychodzi, ale to miłość sprawia, że zawsze wraca.

Zastanawiałam się nad słowami babci Rose, oglądając dalej poczynania głównych bohaterów w telenoweli. Skoro nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy Simon jest tym jedynym, to znaczy, że nim nie jest? Czy powinno się od razu czuć takie rzeczy? A jeśli nie od razu, to po jakim czasie? Czy w ogóle jest na to jakaś reguła?

– Czy tylko pierwsza miłość jest prawdziwą miłością? – Zapytałam jeszcze bardziej zdezorientowana.

– Och, kochanie – babcia wstała z fotela, zmieniając miejsce z fotela na kanapę, kładąc moją głowę na swoje ramię. – Nie jest zakazane kochać więcej, niż raz. Dlatego nie ma znaczenia, kto był, czy będzie naszą pierwszą miłością. Ważne jest tylko to, kto będzie ostatnią. Jeśli oprócz dobrych momentów, będziesz w stanie znieść masę złych chwil, a ta osoba mimo wszystko pozostanie w Twoim życiu, to znaczy, że nie tylko jest ostatnią miłością, ale jest również tą prawdziwą.

Poczułam, jak do moich oczu napływają łzy. Uwielbiałam w ten sposób rozmawiać z babcią, bo zawsze przekazywała mi całą mądrość, którą zdobyła w życiu. Minusem jednak było to, że jej lekcje życia najczęściej okazywały się wzruszające.

Przed całkowitym rozklejeniem uratował mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Skoro mściwy dupek ingerował bez pozwolenia w moje życie, to postanowiłam nie oddawać telefonu. Też mi się coś należało od życia.

Wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni, a babcia Rose w tym czasie gładziła moją głowę.

Psychol Jang: Tik tak, tik tak.

Psychol Jang: Słyszysz to?

Psychol Jang: Czas ucieka, Panno Freeman.

***

Okazuje się, że jeśli nie przegrywasz Próby Czasu, to zyskujesz całkiem niezłe poważanie. A przynajmniej pozorne.

– Jakim cudem moja przyjaciółka jest teraz taka popularna!? – Zastanawiała się na głos Ruby, patrząc z niedowierzaniem na wszystkich ludzi w szkole, którzy się z nami przywitali.

– Nie jestem popularna – natychmiast zaprzeczyłam.

– Nie jesteś!? – Dziewczyna pędem znalazła się przede mną, po czym złapała za ramiona i zaczęła potrząsać całym moim ciałem. – Otwórz oczy, dziewczyno! Teraz zna Cię każdy w tej szkole, poza nią pewnie też. Tylko tobie udało się nie przegrać. Rozumiesz, co mówię!? Ci ludzie uważają Cię teraz za wzór do naśladowania – wskazała palcem uczniów, którzy wciąż zerkali z uśmiechami w naszą stronę.

– Tak, świetny przykład. Może niech jeszcze gazetka szkolna zatytułuje główną stronę czymś w rodzaju: „Pierwsza w historii osoba, która nie przegrywa Próby Czasu i tak musi spełnić życzenie Timothy'ego Janga" – przewróciłam oczami. – W dodatku przez swoją najlepszą przyjaciółkę – dodałam, zabijając Torres wzrokiem.

– Tak, z tym faktycznie słabo – skwitowała brunetka, śmiejąc się niezręcznie, jakby dopiero przypomniała jej się sytuacja z piątku. – Ale spójrz na to z innej strony. Jesteś młoda, znajdziesz jeszcze fajnego chłopaka – wyszczerzyła się do mnie i poklepała po ramieniu.

– Skąd pewność, że rozstanę się z Simonem? – Uniosłam pytająco brew.

– A nie? – Ruby powtórzyła mój gest i założyła ręce na klatce piersiowej. – Słuchaj, to Twoja sprawa, jaką podejmiesz decyzję, ale przyjaźnimy się, dlatego zastrzegam sobie prawo do wybijania Ci z głowy życiowym błędów. Zrezygnowanie ze stypendium byłoby ogromnym błędem – powiedziała tym razem poważnie.

– Słuchaj przyjaciółki, Panno Auroro Freeman – dobiegł zza moich pleców znajomy głos. – To byłby ogromny błąd – Jang podszedł do nas w towarzystwie swoich przyjaciół i dosadnie podkreślił dwa ostatnie słowa.

– Ha, ha, ha, – zaczęłam, śmiejąc się sztucznie. – Ogromnym błędem jest przebywanie w Twojej obecność, zatem... Żegnam – wystawiłam swoją dłoń tuż przed twarz Janga. – Bez urazy, panowie. Do Was nic nie mam – zwróciłam się do pozostałej trójki, po czym złapałam dłoń Ruby, z zamiarem pójścia do klasy. – I łaskawie przestrzegajcie własnych reguł. O tej godzinie nie powinno Was być na korytarzu – zauważyłam, nim zaczęłam ciągnąć przyjaciółkę na lekcję.

– Ej! Chciałam zostać z tą pozostałą trójką! Nawet czwórka by mi nie przeszkadzała! – Krzyczała oburzona Torres.

– Już zapomniałaś o zasadzie, że nikt nie powinien się do nich zbliżać? – Napomknęłam, siadając w ławce.

Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami, niezbyt przejmując się moim pytaniem, czy konsekwencjami swojego dziwnego zachowania.

Miałam wrażenie, że o czymś nie wiem. Że Ruby o czymś mi nie powiedziała.

Ale nie byłam osobą ciągnącą innych za język. Jeśli nie chciała czegoś powiedzieć, to musiała mieć do tego powód. Każdy powinien szanować stawiane granice.

Czas do lunchu zleciał naprawdę szybko, niesłuchanie na lekcjach miało swoje plusy – przynajmniej nie jestem znudzona na śmierć. Z drugiej strony, wolałabym się nudzić do końca życia, niż wciąż myśleć o tym, co powinnam zrobić. A myślę o tym bez przerwy.

– A ty dokąd się wybierasz? – Zapytała Ruby, gdy zauważyła, że nie idę razem z nią w stronę stołówki.

– Chce zjeść lunch z dala od setek patrzących się na mnie oczu, więc widzimy się potem – odpowiedziałam, po części, zgodnie z prawdą.

– Ale Liam i Amber chcieli Cię przeprosić za to, że się do Ciebie nie odzywali, a Charlie i Sophie pogratulować wyczynu – przyjaciółka krzyczała na niemal cały korytarz.

– Powiedz, że się nie gniewam – również krzyknęłam, nie odwracając się w jej kierunku.

To akurat była w pełni prawda. Chociaż przyjaciele Ruby wydawali się mili, niemal wcale ich nie znałam i nie obchodziło mnie, co o mnie myślą, ani czy będę miała z nimi kontakt. Nie była mi potrzebna niczyjej wymuszona uwaga albo zgrywania pozorów.

Przekroczyłam drzwi prowadzące do części sportowego dziedzińca, kierując się w stronę swojego bezpiecznego miejsca. Wystarczyło, by zaledwie jedna z moich stóp ułożyła się na stopniu, a szatyn uniósł głowę i na mnie spojrzał.

Jak zwykle ubrany cały na czarno, z rozmierzwionymi włosami i z wymalowanym spokojem na twarzy.

Jakim cudem wiedział, kiedy przyjść? Jakim cudem ja wiedziałam, że będzie tam czekał?

– Jak się czuje nowa gwiazda szkoły? – Zapytał z uśmiechem, kiedy usiadłam na krawędzi ławki.

– Komuś chyba dopisuje humor – zauważyłam, wymijając się od udzielenia odpowiedzi.

– Skąd ten pomysł?

– Zazwyczaj spędzamy razem czas, ale nie rozmawiamy. Teraz sam zacząłeś rozmowę i na dodatek nie masz obojętnej miny, tylko jesteś lekko uśmiechnięty – wytłumaczyłam.

– Naprawdę? – Zastanowił się. – W takim razie siedzenie ze mną musiało być strasznie nudne – nieco rozbawiony podrapał się po karku.

– Ani trochę. Lubię ciszę – przyznałam szczerze.

– Tutaj jesteś cicha i wydajesz się naprawdę spokojna, ale tam, w jego towarzystwie, wyglądasz, jak tykająca bomba. Jak to możliwe, że masz tak dwa skrajne zachowania?

– To wcale nie tak – zaprzeczyłam. – Naprawdę jestem spokojną osobę. Lubię ciszę, klarowne sytuacje i brak konfliktów, a tutaj to wszystko jest. Przy twoim pożal się, Boże, przyjacielu... – Zrobiłam przerwę, aby zademonstrować swoją zdegustowaną minę. – Nie ma czegoś takiego, jak spokój. Jeśli ktoś mnie atakuje, nie mam zamiaru na to pozwalać. Nie jestem tykającą bombą, tylko uruchamiam stan bojowy – wyjaśniłam spokojnie, patrząc na rozciągającą się przed nami bieżnię.

Nauczyłam się tego lata temu, gdy każdy dzień był jedną, wielką, syreną alarmową.

– Więc jakie rozwiązanie podsuwa Twój stan bojowy w sprawie woli Timothy'ego? – Ciągnął dalej Ivan.

– Nie mam pojęcia – westchnęłam, przymykając oczy i podnosząc głowę w górę, aby poczuć przyjemne promienie słońca. – Nie lubię rezygnować z różnych rzeczy, bo nie mam ich zbyt wiele. Nie lubię rezygnować z ludzi, bo zbyt wiele osób zrezygnowało ze mnie. Czuję się bezradna – wzruszyłam niedbale ramionami.

Czy moje szczere wyznanie aż tak bardzo zdziwiło chłopaka? A może wprawiło w zakłopotanie? Poczułam napływający wstyd. Nie powinnam była mówić o takich sprawach komuś, kogo znałam od niespełna miesiąca.

Ivan przez dłuższy czas nic nie odpowiedział. Postanowiłam powoli otworzyć oczy i spojrzałam w jego kierunku.

– Bardzo mi przykro, Auroro – powiedział cicho, być może ze szczerą przykrością.

– Niby z jakiego powodu? – Zmarszczyłam brwi.

– Z tego powodu, że nie masz zbyt wielu rzeczy i ludzi przy sobie. Jeśli poprawi Ci to nieco humor, to chciałbym powiedzieć, że lepiej być szczęśliwym samemu, niż być z byle kim i otaczać się byle czym – uniósł delikatnie kącik ust.

Nie uśmiechał się tak pogodnie, jak wcześniej. Zasmuciłam go.

– Dzięki – delikatnie się uśmiechnęłam, dokładnie tak samo, jak brunet. – Poprawiło humor.

Ale jego się zepsuł.

– I jeśli mogę jeszcze coś dodać – zaczął niepewnie. – Ludzie uważają poświęcanie się dla kogoś za wartościowe. Ale to nieprawda. Jeśli to zrobisz, z czasem całkowicie zatracisz się w cierpieniu i licznych poświęceniach. Dlatego niezależnie od okoliczności, najważniejsza jesteś ty sama. Nigdy nie zapominaj, że dla siebie samej ty musisz być najcenniejsza i najważniejsza. – Ivan popatrzył mi prosto w oczy, zanim wypowiedział kolejne słowa. – A oboje wiemy, co jest teraz najcenniejsze. Tamtego dnia na stadionie, widziałem to bardzo wyraźnie w Twoich oczach.

Ivan jeszcze przez chwilę wpatrywał się we mnie, po czym znów promiennie się uśmiechnął, wstał i zaczął schodzić w dół trybun.

A moje serce biło zatrważająco szybko.

Przyspieszyło, bo wspomniał o bieganiu? A może przez to, że zauważył, ile to dla mnie znaczy? A może po prostu przez sposób, w jaki to powiedział? Lub przez to, że powiedział to akurat... Nie! Nie ma żadnej innej opcji!

***

– Freeman, cóż za niespodziewany obrót zdarzeń – wypalił nagle Lynch na treningu. – Kto by się spodziewał Twojego remisu z Timothym Jangiem. Na pewno nie ja! – roześmiał się donośnie.

– Dziękuję? Chyba – wydukałam niepewnie.

Czyli o piątkowym zdarzeniu wiedzą nawet nauczyciele i nic z tym nie robią. Świetnie. Pewnie Jang zapłacił niezłą sumkę za uciszenie wysoko postawionych.

Chociaż dla niego każdy był nisko postawionym.

– To ja dziękuję – powiedział zadowolony, ściskając nagle moją dłoń. – Myślałem, że jesteś beznadziejna i nie chciałem zapisywać Cię na najbliższe zawody, szczególnie po przerwie spowodowanej kontuzją. A tu proszę! Nieoszlifowany diament. Jeszcze parę treningów pod moimi skrzydłami, kilka funtów w dół i będziesz oszlifowana – stwierdził, patrząc w dal, jakby właśnie to sobie wyobrażał.

– Ale ja ważę sto dwadzieścia funtów – wyjaśniłam zakłopotana.

– Właśnie o tym mówię – zjechał wzrokiem całe moje ciało. – Jeszcze trochę i będziesz miała idealne kształty. Nawet będzie można oko zawiesić – powiedział z dziwnym uśmiechem.

Obrzydliwe. Jak można mówić tak do swojej podopiecznej!? Naprawdę chciałam zwrócić uwagę i wygarnąć Lynchowi, co myślę o takim zachowaniu, ale powstrzymała mnie Sophie. Szybko zarzuciła rękę na moje ramię i poprowadziła w przeciwnym kierunku.

– Jeśli teraz zwrócisz mu uwagę, to już Ci nigdy nie odpuści – wyjaśniła, szepcząc mi do ucha.

– Ale jak można być takim obleśnym typem!? – Oburzyłam się.

– Zadaję sobie to samo pytanie na każdym treningu. Jego żona chyba musiała być ślepa, a potem magicznie odzyskała wzrok, skoro w końcu zażądała rozwodu.

Popatrzyłam z szeroko otwartymi oczami na rudowłosą, po czym wybuchnęłam śmiechem. A ona razem ze mną. I tyle wystarczyło, aby wiedzieć, że Sophie, to normalna dziewczyna i wszystko jest w porządku i dalej możemy się... Kolegować?

– Musimy pogadać, Freeman – usłyszałam znajomy, tak bardzo znienawidzony przeze mnie głos.

Absolutnie nic nie było w porządku.

– Mam trening i nie mamy o czym gadać – powiedziałam obojętnie, ruszając obok Doyle, do pozostałej części drużyny.

Jang najwidoczniej miał inny plan. Złapał mnie za łokieć, skutecznie zatrzymując.

– Trenerze! Muszę z nią porozmawiać! – Wskazał palcem drugiej ręki na moją głowę i krzyknął wystarczająco głośno, aby odwróciły się w naszą stronę wszystkie dziewczyny.

– Co tylko chcesz, Timothy – odkrzyknął Lynch. – Jak rozmowa potrwa długo, to nie musi już wracać – stwierdził tak, jakby wcale nie było mnie w pobliżu.

I tyle wystarczyło, żeby Jang zaczął ciągnąć mnie w stronę wejścia do korytarza z szatniami. Nie szczędząc sobie przy tym na sile. Jutro z pewnością na zgięciu ramienia pojawi się siniak.

– Puść mnie! – Mówiłam wkurzona, próbując się wyrwać, jednak na nic się to zdało, bo brunet za każdym razem pogłębiał uścisk.

– Więc jak idą sprawy ze spełnianiem mojego życzenia? – Odezwał się dopiero wtedy, kiedy stanęliśmy obok mojej szatni.

– Jakoś.

– Podjęłaś już decyzję? – Kontynuował.

– Nie Twój interes – Odparłam obojętnie.

Moje odpowiedzi musiały niezbyt zadowolić Janga. Najpierw zmierzył mnie wzrokiem, po czym ruszył w moim kierunku. Cofałam się tak długo, aż moje plecy nie poczuły za sobą zimnej ściany. Brunet pochylił się w moim kierunku, lewą dłoń kładąc na ścianie, zaraz obok mojej głowy. Dokładnie tak, jak zrobił to kilkanaście dni temu na korytarzu i stołówce.

Chyba musiał uwielbiać przypierać swoje ofiary do ścian.

– Od kiedy jesteś taka pewna siebie na moim terytorium? – Zapytał półszeptem, a jego głos był na tyle przerażający, że całe moje ciało zesztywniało.

– Moje ego nieco podskoczyło po zremisowaniu ze słynnym królem szympansów – odparłam najpewniej jak potrafiłam, kiedy udało mi się w końcu odzyskać oddech.

– Jak mnie nazwałaś? – Chłopak wyszczerzył w szoku oczy. – Zresztą, nieważne. – szybko się opamiętał, potrząsając głową. – Załatwiłaś to w końcu? – Uniósł pytająco brew.

– Jestem w trakcie załatwiania – odpowiedziałam wymijająco.

– Wiedziałem, że będziesz kręcić – uderzył opartą ręką o ścianę, po czym się od niej odepchnął i stanął niedaleko mnie. – A ponieważ to przewidziałem – wskazał palcem prosto w moją twarz. – Mam rozwiązanie na Twoje próby oszukania.

– Oszukania? Nie mam czasu ani ochoty na żadne gierki, więc chyba coś Ci się...

– Wystarczy – uciszył mnie ruchem dłoni. – Rozwiązanie jest następujące... Aby spełnienie mojego życzenia było uznane za ważne, muszę być świadkiem, jak rzucasz tego, jakkolwiek mu na imię – przytakiwał głową, dumny z samego siebie.

– Co!? Czy ty jesteś normalny!? Nie będę urządzać przedstawienia z mojego rozstania! – Zaczęłam się wydzierać. – Zaraz... Skąd pewność, że wybiorę rozstanie? – Zapytałam już znacznie ciszej, gdy dotarło do mnie znaczenie słów Janga.

– Proszę Cię – popatrzył na mnie z politowaniem. – Oboje wiemy, że nie zrezygnujesz ze swojego marzenia. Zatem żadna inni opcja, oprócz zerwania, nie pozostała.

– Taki jesteś tego pewien? – Popatrzyłam wyzywająco.

– Ja nie jestem pewien. Ja to po prostu wiem – uśmiechnął się szyderczo.

– Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – odparłam, szturchając Janga w ramię.

Zamierzałam ruszyć w stronę drzwi i wrócić na trening, jednak brunet złapał mnie za nadgarstek i odwrócił z powrotem w swoją stronę.

Szybko wyrwałam się z uścisku, ale dystans między naszą dwójką wciąż był skrócony. Mierzyliśmy się spojrzeniami, a nasze klatki szybko się poruszały. Po dłużących się chwilach ciszy i rosnącym napięciu, postanowiłam się odezwać.

– Nie znasz mnie – wysyczałam prosto w jego twarz, wciskając palec wskazujący w klatkę piersiową bruneta. – Gówno wiesz i nie udawaj, że jest inaczej. A ja osobiście dopilnuję, żeby Twoja wiedza okazała się mylna – powiedziałam najbardziej beznamiętnym głosem, na jaki było mnie stać, po czym ruszyłam do wyjścia.

Za plecami usłyszałam Janga krzyczącego moje nazwisko, ale nie odwróciłam się. Szłam pewnie przed siebie tak długo, aż nie znalazłam się na stadionie, zaraz przy bieżni.

Dopiero wtedy zaczęłam swobodnie oddychać. Nie dusiłam się atencją i władczością Janga.

Myślałam, że po zremisowaniu biegu naprawdę przestałam się go bać i nabrałam nieco więcej wiary w samą siebie. Próbowałam w ten sposób oszukać samą siebie.

Wciąż byłam przerażona! Przy Jangu trwałam w stanie bojowym, nie potrafiąc go wyłączyć nawet na ułamek sekundy. Irytacja, słowna obrona i oddalanie się od problemów – to były moje odruchy bezwarunkowe. I coś mi się wydaje, że ten odruch może wpędzić mnie do grobu.

To znaczy nie sam odruch. Z pewnością zrobi to pieprzony Panicz Jang.

Zanim wróciłam do treningu, usiadłam na ławce, z zamiarem napicia się wody. Kątem oka dostrzegłam, że ekran mojej komórki się podświetlił.

O wilku mowa...

Dupek Jang: Mam nadzieję, że przeprosisz za swoje zachowanie.

Dupek Jang: Obrażanie kogoś poziomu wiedzy jest bardzo niegrzeczne.

Dupek Jang: Szczególnie wtedy, kiedy arogancją zasłaniasz oczywistą prawdę.

Dupek Jang: Daj znać, kiedy widzimy się na zerwaniu. Rezerwuję bilet w pierwszym rzędzie ;) 

Dać znać, to ja mogę, co najwyżej o tym, jakie wymyśliłam życzenie. Zobaczymy, czy wtedy sam nie będzie zasłaniał arogancją prawdy.

*******

Cześć gwiazdeczki!

Przybywa Was coraz więcej, zatem nadszedł czas, aby się odezwać. Kilka ogłoszeń parafialnych:

- Prolog i rozdziały 1-24 były napisane już wcześniej i czekały cierpliwie, aż w końcu je opublikuję, dlatego były wrzucone jednocześnie i nie było w nich żadnych adnotacji ode mnie

- Rozdziały od 25. są pisane na bieżąco, dlatego (w zależności od długości), nowy rozdział będzie się pojawiać 2-3 razy w tygodniu - zniecierpliwionych baaaardzo przepraszam, ale ciągnę dwie prace jednocześnie, więc nie jestem w stanie napisać więcej w ciągu tygodnia ;(

- Jak pewnie zauważyliście, niektóre rozdziały są nieco krótsze, inne dość długie. Taki jest mój styl i samej czyta mi się najlepiej taką strukturę, ale koniecznie dajcie znać, jakie są wasze preferencje!

Ostatnie info - nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, a gdy piszę poszczególne sceny, nie tylko wyobrażam sobie bohaterów, ale też muzykę grającą w tle i całą otoczkę, dlatego, od teraz po każdym rozdziale będzie się pojawiać notka odnośnie rozdziałowej piosenki. A żeby było bardziej klimatycznie, nie pojawią się żadne utwory wypuszczone po 2017 r. (bo w końcu w nim teraz jesteśmy) :P

A jeśli nie będzie Wam się chciało szukać poszczególnych utworów, na Spotify jest już utworzona playlista TIME of lies i będzie na bieżąco aktualizowana (również o piosenki pojawiające się w trakcie rozdziałów).

Zatem dzisiejszy vibe rozdziału oddaje: BØRNS The Emotion

Wasza Dalva 🌜

Continue Reading

You'll Also Like

811K 21.6K 98
Wyśmiewana, poniżana, gnębiona... Te trzy słowa opisywały moją codzienność. Nie ważne czy przyszłabym ubrana w drogie ciuchy, czy też umiałabym się i...
601K 22K 73
ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dosta...
54.3K 1.6K 46
Mitchie Torres od zawsze kochała taniec ponad wszystko. Razem z dwójką swoich najlepszych przyjaciół, Moosem i Mackenzie uczęszcza do studia ,,to dan...
53.8K 2.3K 47
Sky przeprowadza się do Chicago wraz z rodzicami, by zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Jej dążenie do ideału i perfekcjonizmu sprawia, że nie odnaj...