Burned Layout [ZAWIESZONE]

By anonimowa20021

12.3K 391 1.4K

„Ona pokochała go zbyt późno, żeby mógł podjąć inną decyzję." II tom trylogii Układ More

Zapowiedź
Prolog
1. Czwarty listopad, cztery kule, czarny worek.
2. Piekielna ścieżka.
3. Wolałabym, żebyś nie żył.
4. Jedno wielkie kłamstwo.
5. Nie wnoszę sprzeciwu, panie prezydencie.
6. Może jakoś się wyliżę.
7. I niby, kurwa, Lucas-kutas jest ode mnie w czymś lepszy?
8. Nie wiedziałem, że tak na mnie lecisz.
10. Wyglądasz dobrze w moich koszulkach.
11. Osiem minut i czterdzieści jeden sekund.
12. Nie łatwo mnie zabić.

9. Szyfr Cezara

580 24 111
By anonimowa20021

HEJ MALEŃSTWA!! 🖤🖤

WITAM SIĘ Z WAMI W PONIEDZIAŁEK WYJĄTKOWO, PONIEWAŻ WŁAŚNIE ZACZĘŁAM FERIE I DLATEGO JEST TO BYMAJMNIEJ DLA WAS BARDZO DOBRA WIADOMOŚĆ!!

BĘDĘ TERAZ AKTYWNIEJSZA I BYĆ MOŻE W FERIE WLECI JESZCZE JEDEN ROZDZIAŁ BL A POTEM BLOODY SIN, WIĘC MAM NADZIEJĘ ŻE SIĘ CIESZYCIE!!

PIOSENKI NA TEN ROZDZIAŁ:

• агония- ailie
• я сохраю - cold carti
• Dracula - Labrinth
• Skin and Bones - David Kushner

miłego moi słodcy!!

***

Po "bezpiecznym" zejściu, o ile tak można było nazwać skakanie z drugiej połowy zardzewiałych schodków prosto na mojego własnego wroga, razem z Lorenzo wyszliśmy zza budynku. Wciąż byłam lekko mówiąc oszołomiona tym wszystkim, co zadziało się w ciągu mniej niż godziny i czułam się z tym tak beznadziejnie.

Nie wiedziałam co mam o tym myśleć.

Nie miałam pojęcia nawet jak miałabym teraz
wrócić do domu i spojrzeć w oczy swojemu własnemu bratu, który okłamał mnie w każdy możliwy sposób. Nie mieściło mi się to w głowie.

Zanim wróciliśmy na parking, mężczyzna kazał zaczekać mi na niego, ponieważ wyszedł pierwszy, by upewnić się, czy aby napewno nikt
podejrzany z tej całej grupy Goldena nie kręcił się w pobliżu i czy było już dostatecznie bezpiecznie. Pociągnęłam nosem od zimna, szczelniej opatulając się płaszczem, ponieważ było mi okropnie zimno, a dreszcze strachu dodatkowo przebiegały po moim ciele. Oparłam się plecami o mur budynku w oczekiwaniu na Cartera. Przestąpywałam nerwowo z nogi na nogę, chcąc zmniejszyć odczuwalność dokuczliwie niskiej temperatury, która wraz z coraz późniejszą godziną spadała. Wsunęłam dłonie do głębokich kieszeni płaszcza i zacisnęłam usta w wąską kreskę, by ukryć ich drżenie.

Po nie wiem jakim czasie brunet wrócił po mnie, dlatego z ulgą przetaczającą się falą po moim kręgosłupie, dołączyłam do niego. Starałam się trzymać jak najbliżej niego, przez co stykaliśmy się delikatnie ramionami przy każdym najmiejszym ruchu, bo przy nim
czułam się pewniej. Nie bałam się aż tak. Strach nie paraliżował mnie do tego stopnia, że nie mogłam drgnąć żadnym mięśniem. Schowałam nos w kołnierz płaszcza, zdając sobie sprawę jakim błędem było ubranie
sukienki i niezbyt grubych rajstop, zamiast czegoś bardziej stosownego. Zatrzymał się, zwalniając odrobinę tempo, ponieważ przez to że był wyższy i miał zamiast nóg szczudła, ledwo za nim nadążałam, więc poczekał aż go dogonię. Kiwnął głową, spoglądając na mnie intensywnym spojrzenie, jednak nie odwzajemniłam go, a jedynie tępo wpatrywałam się w chodnik. Wygięłam wargi w grymasie, kiedy napotkałam na drodze ogromną kałużę krwi, lecz przynajmniej nie widziałam żadnych trupów, to mimo wszystko metaliczny zapach drażnił moje nozdrza.

Wzdrygnęłam się mimowolnie na ten widok i jeszcze bardziej przytłoczona tym wszystkim
otoczyłam się ciasno ramionami, mając ewidentnie dość wrażeń jak na jeden dzień. Szłam przed siebie, a w moich uszach dudnił jedynie stukot moich kozaków, odbijających się wzdłuż i wszerz. Prawie wpadłam na Lorenzo przydzwaniając głową w jego twardy tors, gdy niespodziewanie przede mną wyrósł, torując mi przejście. Zatrzepotałam rzęsami, unosząc
spojrzenie dopiero w chwili, w której złapał mnie za ramiona, aby przywrócić na siebie moją uwagę. Zmarszczyłam czoło w zdezorientowaniu, a potem bardzo powoli uniosłam lewą brew, przybierając nieco zirytowaną minę.

   - Posłuchaj mnie teraz uważnie, Anastasia. - wypowiedział swoje słowa dokładnie akcentując moje imię, jakby chciał wywołać na nie nacisk i abym go rzeczywiście posłuchała. Smagnęłam czubkiem języka kącik ust, po czym odnalazłam jego czarne oczy, lśniące w mroku. - Pojedziesz teraz ze mną. Do mnie do domu. Nie chcę słuchać żadnych sprzeciwów,
bo gdybym puścił cię teraz samą, mogłoby się to skończyć tylko w jeden... - urwał na moment, jakby musiał wziąć głębszy wdech, toteż zrobił,
zanim kontynuował: - ... sposób. Dobrze wiesz, że ludzie Golden'a bez problemu dowiedzą się gdzie mieszkasz, a nawet w tej chwili mogą
kręcić się niedaleko twojego apartamentu. - Więc pojedziesz ze mną, ja... - przerwał nagle, ponieważ jego spojrzenie zatrzymało się gdzieś
ponad moim ramieniem. Rozchylił usta, jakby w niemym szoku, a następnie zwęził złowrogo oczy. - Pierdolony... - wycedził pod nosem, zanim nie puścił moich ramion i wyminął mnie, pozostawiając za sobą tylko swój zapach.

Z niezrozumieniem powoli odwróciłam się w kierunku gdzie zmierzył mężczyzna i zanim moje oczy padły na Lorenzo, pierwsze co dostrzegłam to białe maserati, którego wygląd... cóż, pozostawiał wiele do życzenia. Niemal w każdym widocznym miejscu został porysowany widocznie nożem i z całą pewnością najbardziej oberwały szyby. Poza tym przebite zostały wszystkie cztery opony, więc samochód był absolutnie nie zdolny do jazdy. W przedniej szybie wylądowało więcej niż kilka pocisków, dlatego wiedziałam już dokąd celował łysy pod wpływem furii. Zmierzając powoli w kierunku Cartera, który z załamaniem wpatrywał się w swoje zniszczone auto, spostrzegłam że nie skończyło się tylko na maserati, a także pięciu innych samochodach, które wcale nie wyglądały lepiej.

Skrzywiłam się na obraz przed oczami, zdając sobie sprawę że było mi go trochę żal, bo jednak zmasakrował mu calusieńkie maserati. Lorenzo biegał wokół pojazdu, łapiąc się za głowę w rozpaczy jaka nim zawładnęła, gdy odkrywał coraz więcej uszczerbków. Podgryzłam wnętrze policzka podchodząc powoli w stronę zdenerwowanego Lorenzo, który z wściekłością uderzył płasko dłonią w białą maskę samochodu.

   - Jeszcze będzie mi, kurwa, językiem czyścił ten samochód. - warknął pod nosem, zaciskając szczęki ze złości.

Podszedł do jednej z podziurawionych
opon i kopnął ją z całej siły butem. Carter pochylił się nad maską auta i oparł o nią łokcie wściekle wplątując palce w swoje włosy. Odetchnęłam cicho i zbliżyłam się jeszcze bardziej, aż nie znalazłam się centralnie po jego prawej stronie. Przystanęłam z boku i chrząknęłam.

   - Co teraz zrobimy?- spytałam zupełnie wykończona i również tym wszystkim sfrustrowana. - Może zadzwoniłabym po Con... - urwałam pospiesznie, zaciskając usta w wąską kreskę, gdy zdałam sobie sprawę że na ułamek sekundy zdołałam zapomnieć co zrobił mój własny brat.

Odchyliłam głowę w tył, strzelając z karku, który po chwili potarłam zimną dłonią i zerknęłam w gwieździste niebo. Czułam te okropne uczucie zawodu na kimś bliskim. W ciągu tygodnia. Wystarczył powrót do miejsca
w którym wszystko się zaczęło, a prawda sama wysunęła mi się pod nos gotowa na tacy. W tak krótkim czasie znowu przegrałam ze swoją
głupią nawinością, która została wykorzystana przeciwko mnie. To tak bolało. Bolało. A najbardziej to, że jeszcze nie do końca uświadomiłam sobie jaka była prawda, tylko uderzy to we mnie w najmniej odpowiednim
momencie. Teraz nie miałam do kogo wracać. Ba, nie wiedziałam czy w ogóle stąd wyjadę. Czułam się autentycznie wykorzystana.

Wykorzystana niczym idealna przynęta, prowadząca Lorenzo prosto do pułapki. Ich
układ był prosty: ściągnąć mnie na Sycylię i upewnić się, czy Lorenzo aby napewno żyje. Ja pierdolę. Chciało mi się wyć. Musiałam zatrzepotać rzęsami, aby wyzbyć się łez, które prawie spłynęły mi po policzkach. Byłam sama. Zupełnie sama z tym wszystkim. Moje najczarniejsze scenariusze zaczęły się spełniać, a tak bardzo się tego bałam. Ufałam Connorowi. Zaufałam mu, pokochałam go jak prawdziwego brata, mimo że z biologicznego punktu widzenia łączył nas tylko ten sam ojciec. Ale to nie miało dla mnie znaczenia. Tylko jak bardzo musiał mnie nienawidzić i desperacko pragnął doprowadzić do Lorenzo za pomocą mnie, żeby udawać troskliwego braciszka? Czy rzeczywiście byłam tak zaślepiona jego "dobrocią", że zapomniałam gdzie był mój własny umysł? Czułam się dosłownie tak, jakby ktoś brutalnie ł chluśnięciem lodowatej wody wybudził mnie ze snu.

Potrząsnął mną, kopnął mnie i przywrócił zdrowy rozsądek, który gdzieś po drodze został przyćmiony przez obawę przed samotnością. Wciągnęłam raptownie powietrze przez nos od wzbierającego się w moim przełyku szlochu, aż przywołałam na sobie spojrzenie Lorenzo,
lecz pospiesznie odwróciłam głowę, udając że szukam telefonu w kieszeni. W gardle stanęła mi tak potężna gula, iż nie mogłam jej przełknąć i co gorsza, nie mogłam swobodnie oddychać. Cała ta otoczka mnie przytłoczyła.
Unikałam spojrzenia jak ognia, dopóki nie spostrzegłam że wpatrywał się w podświetlony ekran telefonu i wyglądało na to, iż wystukiwał do kogoś wiadomość.

   - Zadzwonię do Fabio, żeby po nas przyjechał. Mam nadzieję, że nie zabawia się z jakimiś laskami w klubowej toalecie. - sarknął pod nosem, przykładając iPhone'a do ucha.

   - Zaczekaj... - przerwałam mu, chcąc aby zakończył próbę połączenia. - ... chyba stąd nie jest tak daleko do ciebie?- podpytałam niepewnie, bo tak naprawdę nie byłam w stanie ocenić jak daleko było do jego domu. - Może... przejdziemy się?- zaoferowałam.

  - Anastasia to prawie siedem kilometrów, a poza tym jest zimno...

  - A co? Zmarźniesz?- żachnęłam z rozbawieniem w głosie, chociaż było one raczej wymuszone. - Podobno gówno i w puchu marźnie.

Wypuścił rozbawiony pomruk z pomiędzy warg i potrząsnął głową.

   - Obawiam się, że będzie to dotyczyło bardziej ciebie. - dociął złośliwie, chociaż na jego wargach błąkał się diaboliczny uśmieszek. - Ale jeżeli chcesz... dla mnie to obojętne. - wzruszył ramionami, wsuwając dłonie do kieszeni swojej ocieplanej futerkiem skóry.

(skin and bones - david kushner <33)

Lorenzo przerolował językiem wnętrze policzka, spoglądając na mnie, jakby doszukiwał się odpowiedzi z mojej strony, jednak ja nie odezwałam się ani słowem. Kiwnęłam jedynie głową, po czym sama wcisnęłam nos w kołnierz płaszczu. Mężczyzna wyjął ze swojego poturbowanego samochodu najpotrzebniejsze dokumenty, oraz klucze do domu, więc poczekałam na niego zanim
zamknął auto.

   - Dam radę, to tylko... kilka kilometrów. - zmarszczyłam sama do siebie nos, zdając sobie sprawę, że przez swoją słabą kondycję po kilometrze będę jęczała, żeby cokolwiek mnie podwiozło. - A co z twoim samochodem?
Zostawisz tu go tak?

  - Pierdoli mnie ten samochód. - wywrócił oczami, a następnie zwrócił się w kierunku wyjścia z klubowego parkingu. - Chodźmy, wypadałoby dotrzeć na miejsce, zanim wstanie świt. - mruknął najwyraźniej pesymistycznie
nastawiony do wizji tego spaceru.

   - Nie szkoda ci go?- spytałam, doganiając go kiedy zatrzymał się, aby na mnie poczekać.

Potrząsnął głową. Cały Lorenzo. Miał wszystkich i wszystko co go otaczało w dupie.

Nerwowo przestąpiłam z nogi na nogę, wahając się nad wyruszeniem na piechotę do domu Lorenzo. Czułam się z tym... dziwnie. A co gorsza, miałam wrażenie, że jego zbyt długa obecność może mi zaszkodzić na zdrowym umyśle. Brunet orientując się, że nie idę w jego towarzystwie, a stoję w tym samym miejscu, zatrzymał się i spojrzał na mnie z pod wysoko uniesionych brwi.

   - Wiesz... - zaczęłam cicho, błądząc niecierpliwie spojrzeniem naokoło. - ... chyba jednak zadzwonię po taksówkę i pojadę do Jamesa do mieszkania. Tam napewno będzie bezpieczniej, a poza tym nie chcę ci siedzieć na...

  - Przecież cię nie zjem, ani nie zgwałcę. - westchnął z wymykającym się z pomiędzy warg parsknięciem. Odwrócił się na pięcie tak, że staliśmy w niewielkiej odległości od siebie, więc zdobyłam się na odwagę na zblokowanie kontaktu wzrokowego. - Powątpiewam, że twój ex-gej byłby zdolny do obrony, jeśli zaszłaby taka potrzeba.

No i moje argumenty stały się praktycznie w żaden sposób znaczące. Zacisnęłam usta w wąską linię, zdając sobie dopiero po chwili sprawę jak głupim posunięciem byłoby wpieprzenie się do mieszkania przyjaciela,
ponieważ mogłam go dodatkowo narazić na niepotrzebne problemy. Jeszcze brakowałoby, żeby bliskie mi osoby zostały w to wplątane. Choć było ich niewiele, to wolałam chronić je od swoich kłopotów w które sama najczęściej się wpakowywałam. Nie zamierzając więcej protestować, bo było to co najmniej żałosne, gdy moje zachowanie przypominało te pochodzące od rozkapryszonej gówniary, która nie mogła się zamknąć i po prostu kogoś posłuchać. Tylko, że w przypadku Lorenzo, nie było to takie łatwe. Chociaż czułam się bezpiecznie nawet kiedy szliśmy praktycznie w mroku oświetlonym jedynie słabym światłem ulicznych lamp, to wiedząc że idzie obok mnie, nie bałam się. Mimo wszystko trzymałam się jak najbliżej niego, niekiedy sprawiając że nasze ramiona przypadkowo o siebie smagały, co wywoływało u mnie jakieś nienormalne fajerwerki, tak jakby pierwszy raz ktoś mnie dotykał.

Skarciłam samą siebie w duchu za te idiotyczne reakcje, po czym przeczesałam włosy palcami i śledziłam spojrzeniem okolicę, która nie wyglądała jakoś bardzo przyjemnie. Lorenzo prowadził nas zapewne przez najkrótszą trasę,
skupiony i niebywale czujny omiatając spojrzeniem przestrzeń wokół siebie, jakby był gotów w razie potrzeby zareagować pierwszy na jakiegoś złoczyńce. Z pomiędzy jego warg wydobywała się ciepła para powietrza, która przez niską temperaturę zamieniała się w obłok dymu. Kątem oka pozwalałam sobie na ukradkowe spojrzenia na jego profil, którego
szczękę miał delikatnie zaciśniętą, a wzrok wytężony, który niekiedy mrużył. Chociaż trwało między nami milczenie, to musiałam przyznać, że nie było one jakoś bardzo niekomfortowe... raczej było całkiem w porządku... tak.

Moje oczy same rwały się do spojrzenia w jego stronę, chociaż uparcie próbowałam utkwić wzrok w jakimś innym punkcie, to utrudniała mi jego obecność widoczna dokładnie kątem oka. Chociaż nie zamierzałam tego przyznać, to było mi okropnie zimno i wybór niezbyt ciepłego płaszcza właśnie dawał mi we znaki. Czułam jak moje policzki czerwienią się od zimna, a ja coraz pociągałam nosem od kataru
spowodowanego zimnem. Odczuwałam skutki swojej własnej głupoty w której zdecydowałam, że świetnym pomysłem będzie spacer. Zajebiście.

Skubałam wnętrze policzka, próbując nie myśleć tak o tym przeszywającym zimnie, ale miałam wrażenie że z każdą minutą temperatura coraz bardziej spadała. Byłam totalnym zmarźluchem od dzieciaka, więc pozostało mi to do dziś, chociaż mieszkałam na Sycylii i temperatury rzadko spadały poniżej pięciu stopni. Potarłam o siebie wargi, które
zaczęły mi pękać pod wpływem zimna. Niespodziewanie zorientowałam się, że mężczyzna skręca gdzieś w bok pośród dość mroczno wyglądającego lasku, więc zawahałam się, czując jak dreszcze przebiegają mi po plecach na myśl, że miałabym się udać w tą ciemność. Pomimo to przełknęłam wygrywające uczucie strachu i przyspieszyłam tempo, aby jak najszybciej dołączyć do Lorenzo, ponieważ wszedł już w głąb lasu, a ja zostałam nieco w tyle. Próbowałam zignorować uczucie, że ktoś mnie obserwuje, albo co gorsza zaraz coś wyskoczy na mnie zza krzaków.

Kawałki gałęzi, oraz liście chrząściły pod naszymi butami, a mój umysł potrafił stworzyć
sobie jakieś głupie scenariusze, że te dźwięki nie pochodza od nas, a gdzieś z głębi lasu. Odrobinę się rozluźniłam, kiedy las zaczął się przerzedzać i księżyc w pięknej pełni oświetlił nam drogę. Szliśmy teraz przez całkiem
równą ścieżkę bez żadnych wystających korzeni, czy chrzęszczących gałęzi. Rozglądałam się bardziej spokojna wokół siebie, nie myśląc praktycznie o niczym istotnym, dopóki nie usłyszałam szelestu liści i
jakby... szczekania. Zamarłam w miejscu zupełnie sparaliżowana, otwierając szeroko oczy, po czym przywarłam mocniej do boku mężczyzny.

   - Proszę, powiedz, że to ty. - wyszeptałam z mieszającym się przerażeniem piskiem, kuląc się i drżąc ze strachu, kiedy mocno zacisnęłam palce wokół jego ramienia. Jak na zawołanie zrobiło mi się o wiele cieplej, tyle że było to spowodowane strachem i gorączkowym rozglądaniem się wokół siebie.

   - A czy ja wyglądam, jakbym, kurwa, potrafił szczekać?- mruknął ze słyszalną irytacją w głosie, dlatego pacnęłam go w ramię, chcąc aby
trochę wczuł się w tą sytuację.

   - Ja pytam poważnie. - wycedziłam.

   - A ja odpowiadam. - sarknął, próbując wyplątać rękę z mojego uścisku, ponieważ zapewne przebijałam mu się długimi paznokciami przez materiał kurtki.

Chciałam postawić drżącym krok przed siebie, ale powstrzymał mnie kolejny niezydentyfikowany dźwięk przypominający jakieś dzikie wycie, albo wrzask jakiegoś zwierzaka. Sapnęłam przerażona i pisnęłam cicho, przylepiając się całkowicie do boku Lorenzo, ponieważ on również najwidoczniej
wziął sobie moje słowa na poważnie, wreszcie mnie od siebie nie odpychając. Ściągnął brwi ku sobie, rozglądając się wokół siebie, chociaż jedyne co nas otaczało to ciemność przełamującą blask księżyca, choć głąb lasu
nie był widoczny.

   - Chodź, Mckelmerg. - polecił, starając się brzmieć na opanowanego, chociaż byłam pewna, że w głosie usłyszałam nutę niepewności. - Ja pierdolę, będziesz czekać, aż coś cię zeżre, zamiast iść?- warknął poirytowany i niemal siłą pociągnął mnie za sobą, jednocześnie łapiąc mnie za dłoń, którą wepchnął sobie bez pozwolenia do swojej kieszeni kurtki.

Przyspieszył znacząco, więc nie mając innego wyjścia wlokłam się za nim, w pewnym momencie omal nie wykręcając kostki, gdy weszłam na nierówny grunt. Dzięki niebiosom po około pięciu minutach dalszej drogi dzikie odgłosy ucichły i dzieliła nas mała przestrzeń od wyjścia z lasu na normalną drogę. Wciąż trzymałam dłoń w kieszeni kurtki mężczyzny, którą zresztą sam tam wsunął, nadal ogrzewając mnie swoją jak zawsze ciepłą dłonią. Chociaż najwyraźniej był rozdrażniony moją obecnością, to czułam jaki trzymał moją dłoń w szczelnym uścisku, co raz przemykając kciukiem po moich knykciach, co było dla mnie w jakiś sposób... kojące. Czułam, a może chciałam czuć poczucie winy, że trzymałam
za dłoń jakiegoś innego mężczyznę niż swojego Lucasa, ale chociaż nie przyznałabym tego na jaw, to nie czułam do niego tęsknoty.

Praktycznie z każdym mijającym dniem zapominałam o nim, co jako jedyne wywoływało u mnie lekkie ukłucia złości na samą siebie, że przecież powinnam tęsknić.
To było tak kurewsko idiotyczne, że sama nie miałam pojęcia pod jakim kątem powinnam na to patrzeć, aby było... dobrze. Miałam wrażenie, że go traciłam. Albo najwyraźniej on robił wszystko, by mnie do siebie zniechęcić. Poczułam wibracje w kieszeni swojego płaszcza, dlatego niechętnie wymsknęłam dłoń z kurtki Lorenzo, przez co automatycznie
wyczułam jak zamarzają mi palce. Mimo to wyjęłam telefon, spostrzegając że czas wyciszenia wiadomości od Lucasa się skończył, ponieważ przyszło mi w tym czasie ponad pięćdziesiąt nowych wiadomości. Idąc wpatrywałam się w ekran iPhone'a, dopóki ten nie wygasł sam z siebie, bo nie miałam nawet jakiejś ogromnej potrzeby od niego odczytywać. Musiałam na chociaż jeden wieczór pozostawić go bez odpowiedzi. Może i to ja nie byłam idealna. Być może wiele razy to ja spieprzyłam, czy zawiniłam w naszym związku, ale ja próbowałam się dla niego zmienić. Natomiast on dla mnie? Ani razu.

Ściskając obudowę pomiędzy palcami spojrzałam na Lorenzo, który szedł obok mnie dużo bliżej niż poprzednio, chociaż już szliśmy przez jakieś osiedle gdzie było sporo oświetlenia. Mogłam obserwować dzięki niemu lepiej i wyraźniej profil twarzy Cartera, który
był standardowo ostry, cięty, a jego żuchwa ozdobiona w delikatnym, dwudniowym zaroście, sprawiała że wyglądał cholernie pociągająco. Nieświadomie zassałam wargę z trudem odrywając od niego spojrzenie,
po czym mimowolnie mocniej ścisnęłam między palcami urządzenie, przypominając się co tak właściwie miałam zrobić. Zerknęłam po raz kolejny na Lorenzo, ale niespodziewanie natrafiłam na jego oczy, ponieważ prawdopodobnie sam przyłapał mnie na gapieniu się, przez co moje policzki oblał szkarłatny rumieniec, ale dzięki zimnie nie mógł tego wyłapać.

   - Co tak mi się przyglądasz?- zagadnął, przerywając nasze długotrwałe milczenie, które jak się okazało wywołało u niego zachrypnięty ton.

W pomiędzy czasie wyjął z kieszeni kurtki paczkę marlboro i wsunął peta w wargi, podpalając go. Wysunął w moim kierunku kartonik, lecz odmówiłam, kręcąc sprzecznie głową. Ostatnio paliłam cholernie dużo i zaczynałam się obawiać, że jeszcze chwila a wyhoduję jakieś zwierzątko w swoim organizmie. A poza tym... Lucas nie lubił, gdy
śmierdziałam papierosami, mimo że mi to nigdy nie przeszkadzało, szczególnie że moi poprzedni partnerzy palili i przywykłam do tego. Nie było to dla mnie jakoś bardzo uciążliwe. Wręcz lubiłam ten smak, w szczególności gdy się całowałam. Uniósł z zaskoczeniem brew, lecz nie skomentował mojej odmowy, tylko sam mocno zaciągnął się nikotyną, wypuszczając przy tym przyjemny pomruk.

   - Ja? Nie... - odparowałam na swoje wytłumaczenie, zaczesując nerwowo kosmyk włosów za ucho.

  - Przecież widzę. - prychnął, wywracając oczami jakby go to zirytowało. - Jeżeli chcesz coś wiedzieć, bądź zapytać, to pytaj. Jakoś to przeżyję, przeżyłem gorsze rzeczy.

Zmroziłam go spojrzeniem, które doskonale zrozumiał, spoglądając w moje oczy, przez co ukradkiem uciekł wzrokiem gdzieś w bok, wydmuchując papierosowy dym. Zabujałam się na piętach, gdy odrobinę zwolnił, po czym wciągnęłam powietrze przez nos.

   - Po prostu, kiedy powiedziałeś mi o tym, że Connor może mnie okłamywać, zaczęłam łączyć kropki z tym co zaobserwowałam w ostatnich dniach, a w zasadzie odkąd wróciłam na Sycylię. - zamyśliłam się na moment,
kiedy z zainteresowaniem zmrużył oczy, pozwalając popiołowi spaść na beton. - Kiedy odwiozłeś mnie do domu dzień po tym jak byłam naćpana... jak pamiętasz rozwaliłam swój telefon. Connor pożyczył mi swój, żebym skontaktowała się z Lucasem i zupełnie przypadkiem zobaczyłam przychodzące powiadomienie z jakiegoś numeru. Był niezapisany, ale mimo wszystko weszłam w konwersację z czystej ciekawości. Problem pojawił się, kiedy czytałam te wiadomości. Były jakieś... zaszyfrowane? To wyglądało naprawdę podejrzanie. Jedna wiadomość wyglądała normalnie, a druga była zlepkiem losowych liter, ale mam wrażenie, że coś skrywały. - wymamrotałam zamyślona i z zamyśleniem wpatrywałam się w czarny ekran iPhone'a.

(агония- allie)

   - Dziś sytuacja się powtórzyła. Nie miałam jak tego zapisać za pierwszym razem, ale dziś gdy zostawił telefon na korytarzu przy moim pokoju, znowu zobaczyłam takie same wiadomości. Znowu te słowa przypominające
szyfry... - potrząsnęłam głową, po czym odblokowałam swój telefon i weszłam w galerię zdjęć. - ... ale, udało mi się zrobić zdjęcie, więc jeśli miałoby to cokolwiek pomóc..

   - Zuch dziewczynka. - powiedział z nagłym napływem dumy, po czym zajął miejsce obok mnie na starej, drewnianej ławce i wziął mój telefon, aby zobaczyć zdjęcie.

Mężczyzna rozszerzył palcami nieco zdjęcie, po czym ze skupieniem zaczął przestudiowywać wiadomości tekstowe, które uwieczniłam na
fotografii. Marszczył brwi ze skupieniem, śledząc spojrzeniem powoli każdą literkę. W napięciu zaczęłam podrygiwać nogą, a jednocześnie sama bez pytania zabrałam paczkę marlboro z uda Lorenzo, częstując
się bez konsultacji z nim jednym papierosem.

   - Kurwa... - zaklął siarczyście pod nosem, odsuwając wzrok od ekranu, po czym przeniósł powoli spojrzenie na mnie. - ... to Szyfr Cezara...

   - Że co?- wygięłam brew w niezrozumieniu, podsuwając się do niego bliżej, aby zobaczyć co robi. Wyjął swój telefon, a następnie otworzył
notatki i przepisał pole tekstowe pierwszej wiadomości. - Co ty robisz?

   - Rozszyfrowuję to gówno. - stwierdził z zaangażowaniem przepisując każdą literkę. - Miałaś rację, że to jakieś szyfry. Dokładniej: Szyfry Cezara. Nadal nie rozumiewając, obserwowałam jedynie jak przepisał pierwsze
krótkie zdanie, po czym przeszedł do drugiej linijki i z głowy zaczął podstawiać odpowiednie literki, aby przejść na alfabet.

Śledziłam uważnie jak wystukiwał alfabet, wywnioskowując że zaczyna się tworzyć sensowne i logiczne zdanie.

Twoja siostrzyczka już wróciła?

Oboje w tym samym momencie spojrzeliśmy sobie w oczy, zdając sobie sprawę z tego co to oznaczało. Z przerażeniem obserwowałam jak Carter wystukuje kolejne tekstowe wiadomości zaszyfrowane tym całym szyfrem Cezara i powstają z tego logiczne, spójne wypowiedzi.

Jeszcze nie. Ta suka napewno jest z Carterem.

Zamrugałam w otępieniu, czując jak zaczynają piec mnie powieki.

Masz jakieś dowody? Wiesz, że Golden się wkurwi, jeśli dowie się, że to głupia pomyłka?

Nie szkoda ci tej małej dziwki? Mógłbyś sobie ją trochę...

Lorenzo nie przetłumaczył dalej, bo wiedział, że to mi wystarczyło. Wciąż będąc otumaniona tym wszystkim wplątałam palce we włosy i pociągnęłam za nie z frustracją. Poczułam jak w moją pierś uderza niemoralna siła gorąca. Niczym rozżarzony ogień.

Mam zupełnie gdzieś, co Golden z nią zrobi. Chcę tylko pozbyć się tego skurwiela raz na zawsze.

Skoro tak, to wyślij mi tylko zdjęcia dowodowe. Myślę, że dzięki temu wrócimy do gry.

Ta mała pizda, napewno doprowadzi mnie pod sam nos do Cartera.

Jest tak głupia, że bez problemu nią manipuluję. W zasadzie od dwóch lat.

   - Wystarczy... nie chcę tego więcej widzieć!- wykrzyczałam rozemocjonowana, gwałtownie podrywając się z ławki, ponieważ niewiele dzieliło mnie od płaczu.

Żołądek zacisnął się mi w tak ciasny supeł, aż myślałam, że zwymiotuję. Emocje skumulowały się we mnie tak bardzo, aż poczułam żółć podchodzącą mi do gardła. Gdyby powiedziała, że byłam obrzydzona, to byłoby spore niedopowiedzenie. Czułam teraz do swojego "brata" jedynie pierdoloną odrazę, po tym jak uświadomiłam sobie co kryły za sobą te przeklęte szyfry. Zacisnęłam powieki, odwracając się tyłem do ławki na której
siedziałam i odeszłam kilka kroków, przyciskając dłonie do rozgrzanych policzków. Mój oddech urywał się z minuty na minutę coraz bardziej i nie byłam gotowa tego pohamować, bo myśli przytłoczyły mnie jak
stutonowy ciężar, a głowa stawała się coraz cięższa i pulsowała mi nadmiernym
gorącem.

Moje ramiona napięły się pod wpływem wyczulenia na wszystko co mnie otaczało. Zwinęłam palce w pięśći, wbijając sobie paznokcie w wnętrze dłonie do tego momentu, aż nie zaczęło mnie to boleć. Sarknęłam sama do siebie, gotując się z paraliżującej moje ciało złości, więc tym mocniej wpiłam ostre końce paznokci w skórę dłoni, aż poczułam pomiędzy
palcami coś mokrego. Z obojętnym spojrzeniem wbitym prosto przed siebie, wstrzymywałam oddech, jakbym specjalnie chciała uniemożliwić swobodne oddychanie. Zimny wietrzyk rozwiał moje długie kosmyki
włosów, lecz to nie sprawiło że ruszyłam się z miejsca, a wręcz przeciwnie.

Stałam, jak drąg gapiąc się prosto w nieznaczący punkt. Wkrótce poczułam jak w wnętrzu drugiej dłonie spływa krew najpierw pojedynczymi kropelkami.

   - Anastasia. - po dłuższej coraz bardziej przygniatącej mnie ciszy usłyszałam cichy, ochrypnięty niski bas Lorenzo, lecz ja ani drgnęłam. - Mckelmerg, spójrz na mnie. - zalecił nieco bardzieej donośnie, przy czym chwycił mnie za ramię, próbując zwrócić mnie ku sobie.

Ocknęłam się jakby uderzył we mnie piorun, po czym wyczuwając na sobie dotyk bruneta wyrwałam się jak poparzona, odskakując na bok, aż prawie potknęłam się o własne buty. Wypuściłam drżący wdech, po czym omiotłam go pospiesznie spojrzeniem, kręcąc stanowczo
sprzecznie głową.

   - Nie dotykaj mnie. - chciałam wycedzić swoje słowa, ale zdałam sobie sprawę, że zabrzmiały jedynie jak marny, nic nie znaczący szept.

   - Anastasia, uspokój się. - podjął łagodnie, wznosząc ręce w geście obronnym. - Jeżeli mam być wobec ciebie szczery... to mogliśmy się tego spodziewać. - stwierdził nagle, wywołując u mnie salwę nieszczerego śmiechu.

   - Mogliśmy? Mogliśmy, czyli ty mogłeś to przewidzieć?! Ale oczywiście nic mi nie powiedziałeś!- krzyknęłam, wyrzucając bezwiednie ręce w górę.

   - A uwierzyłabyś mi gdybym zainicjował ci, że Devil rzeczywiście coś odpierdala za twoimi plecami?- parsknął z niedowierzaniem, kręcąc
głową z politowniem i przecierając dłonią swoją szczękę. - Właśnie. Powiedziałabyś, że tylko knuję przeciwko tobie, dokładnie tak jak teraz.
Nie uwierzyłabyś mi, tylko zaczęłabyś się ze mną kłócić, że bezpodstawnie oskarżam twojego pierdolonego braciszka. - warknął poruszony, zaciskając i naprzemiennie rozluźniając mięśnie szczęki. - Mogłaś się tego po nim spodziewać. - wywrócił lekceważąco oczami, tak jakby było to dla niego oczywiste.

   - Oczywiście. Tak, kurwa, bardzo czekałam na moment, w którym znowu okaże się, że ktoś blisko mnie okłamuje. - zaszydziłam z nienawiścią, wbijając pełne żalu i porozumienia spojrzenie prosto w jego oczy.

Wiedziałam, że ten wzrok mógł zrozumieć tylko i wyłącznie on, więc sprawiło mi to ogrom satysfakcji. Patrzyłam na niego z tak ogromnym dystansem i złością, że tylko czekałam, aż wszystko zrozumie i przynajmniej raz spuści głowę w dół.

    - Jeszcze zacznij mnie za to obwiniać, a będziemy mieli cały komplet. - prychnęłam, zaciskając z całych sił zęby.

   - Nie powiedziałem, że...

   - Nie. Skończ. Nie chcę rozmawiać. - ucięłam stanowczo, nie pozwalając mu więcej dojść chociażby do słowa.

***

Trochę ponad godzinę później znajdowaliśmy się całkiem niedaleko posiadłości Lorenzo, lecz jak wskazywała nawigacja pozostało nam jeszcze około półgodziny spaceru. Oboje milczeliśmy, przemierzając trasę w absolutnej ciszy, a ja musiałam podjąć się własnemu samozaparciu, byleby tylko się nie poddać i nie spojrzeć w jego stronę. Nie do końca byłam zła na niego i teraz zdałam sobie sprawę, że być może bez podstawy na niego naskoczyłam, lecz chyba cokolwiek ktoś by mi powiedział,
zareagowałabym czystą złością nie do tej osoby, a przez to co działo się w mojej głowie. Dusiłam w sobie emocje, choć momentami miotało mną na wszystkie możliwe strony, aż miałam dosłownie ochotę wrócić do domu z nadzieją że Connor również tam był i wykrzyczeć mu absolutnie wszystko w twarz, za to jak bardzo go znienawidziłam.

Byłam zawiedziona. Znowu. Czułam się jak wykorzystana pięciolatka. Dałam się tak kurewsko łatwo omiotać, dosłownie jak małe dziecko. Byłam tylko prosto drogą, która miała doprowadzić ich do samego Cartera. Ja pierdolę... to było tak popieprzone. Nie miałam siły nawet myśleć o tym ile razy dałam się podpuścić, wykorzystać i dać sobą pomiatać. Zaciskałam usta w wąską linię, po raz kolejny chcąc odgonić niechciane łzy wzbierające się w moich oczach, chociaż było to okropnie ciężkie. Nienawidziłam powstrzymywać płaczu, lecz w żadnym wypadku nie zamierzałam upuścić choćby jednej łzy przy Lorenzo. Musiałam kilkukrotnie zerkać w niebo, by wyzbyć się
słonych kropel, a wokół gardła czułam jakby ktoś owinął mi je cierniem. Nie mogłam przełknąć swobodnie śliny.

Dźwięk jaki wydał mój telefon powiadamiając mnie o przychodzącym połączeniu sprawił, że wyrwałam się z rozmyśleń. Wyjęłam wibrującego iPhone'a, po czym zerknęłam
na wyświetlacz, orientując się że przychodzącym połączeniem był numer
Loren. Ściągnęłam brwi ku sobie w zaskoczeniu. Nim odebrałam, zerknęłam
kątem oka na Lorenzo, lecz on nie wydawał się chcieć wnikać w to co miałam w urządzeniu. Odetchnęłam cicho i przesunąwszy zieloną
słuchawkę, przyłożyłam telefon do ucha.

   - Lori?

   - Hej! Przepraszam, że zawracam ci głowę, bo wiem że jesteś na Sycylii, ale nie dzwoniłabym, gdyby sytuacja nie była pilna. - oznajmiła pospiesznie, a gdzieś w tle zidentyfikowałam dudnienie głośnej muzyki.

   - Coś się stało?- zmrużyłam powieki, zaczynając się na zapas stresować, jakby naprawdę miało się okazać to coś złego.

Zapadła chwilowa cisza, która sprawiła że moje ciśnienie podskoczyło gwałtownie w górę. Wytężyłam słuch i bardzo powoli przełknęłam
ślinę.

   - Nie mam pojęcia jak mam ci to powiedzieć... - wyczułam w jej głosie zdenerwowanie, które zdecydowanie mi się udzieliło. - ... sama myślałam, że może się pomyliłam, ale jednak faktycznie widziałam...

   - Co niby widziałaś?- dociekałam zniecierpliwiona, marszcząc czoło w kompletnym zamęcie.

   - Ummm... Nati? Masz może podpiętą do telefonu lokalizację Lucasa?

  - Lokalizację?- zdziwiłam się. - Tak... to znaczy mam, ale nigdy z niej nie korzystałam, bo zazwyczaj mówił mi gdzie wychodzi i nie musiałam tego kontrolować. Dlaczego w ogóle mnie o to pytasz, Lorriane? Znowu cisza. Ta przytłaczająca... nieznośna, zwiastująca...

   - Dziś wieczorem mieliśmy rocznicę z Hudsonem, dlatego zaprosił mnie do klubu i wynajęliśmy lożę. To taki popularny klub, typowy dla dzianych gości i tak dalej. Nie byłyśmy tam nigdy razem, ale kiedyś podawałam ci nazwę i opowiadałam, że musimy kiedyś się tam koniecznie wybrać. Wszystko było okej, dopóki nie spotkaliśmy Lucasa. Tylko, że nie był sam... był z jakąś blond cizią z wypchanymi cycami, która siedziała mu na kolanach i wymieniali na widoku płyny ustrojowe. Naprawdę myślałam,
że to jakiś zbieg okoliczności, Nati... ale nie, kiedy wstał i pociągnął ją za sobą do męskich kibli.

(numb - linkin park<33)

   - Słucham?- zaśmiałam się cicho z czystym rozbawieniem, bo nie byłabym w stanie przyjąć tego na poważnie. - Nie... coś ty. To niemożliwe. To napewno nie był Lucas, błagam cię? Czy ty siebie słyszysz? To brzmi jak totalny absurd. Nie wiem co piłaś, Lorianne, ale nie jest to ani trochę śmieszne. - wycedziłam, nawet nie dopuszczając do siebie że ta wersja
którą usłyszałam była prawdziwa.

   - Nati, nie żartowałabym sobie z czegoś takiego!- broniła się uparcie. - Naprawdę jest mi przykro... Anastasia, chciałabym cię teraz jakoś wesprzeć, ale nie mam pojęcia jak miałabym to zrobić na odległość, a ten zapyziały kut...

   - Skończ. - wysyczałam jadowicie. - Nie masz żadnych dowodów. Przestań pieprzyć takie głupoty, Lorianne. Jesteś nienormalna, myślisz że to jest jakiś powód do śmiechu?- żachnęłam.
 
  - Zastanów się co mówisz, cześć.

   - Ale, Nati...

W tym samym momencie urwałam połączenie, rozszerzając nozdrza ze złości i tym mocniej zacisnęłam zęby, aż zgrzytnęły mi pod wpływem złości. Zacisnęłam powieki czując nagły napływ pulsowania w skroniach, które spowodowało intensywny spojrzenie Lorenzo, sprawiające że czułam się otoczona niemal z każdej strony. Moje serce zaczęło łomotać
niczym opętana, aż bałam się, że za moment wyskoczy mi z klatki piersiowej... tylko dlaczego tak się zdenerwowałam, skoro wiedziałam, że to nie jest prawda? Uparcie wpatrywałam się w rozciągającą się drogę przed sobą, z głęboko osadzonymi dłońmi w kieszeniach płaszczu. Mój umysł pracował na tak nienormalnych obrotach, że zaparło mi dech w piersiach i nie wiedziałam nawet w której chwili prawie wyprzedziłam Lorenzo
swoim szybkim krokiem. Telefon ponownie zawibrował, a ja chociaż nie chciałam w niego zaglądać, to z jakiegoś powodu ręka sama świerzbiła mnie, by go wyjąć i sprawdzić zawartość. Zanim jednak odczytałam nową wiadomość od Loren, która podświetliła mi się na samej górze ekranu, weszłam w lokalizację, po czym wybrałam zapisany numer mojego chłopaka. Włączyłam wykrywacz lokalizacji, oczekując aż wreszcie wyszuka mi jego urządzenie. Zwolniłam nieco, cały czas idąc z utkwionym wzrokiem w aplikacji.

Lucas - ostatnia lokalizacja *22:12* Centrum New York Club Party.

Nie.

To nie mogła być prawda.

Mój kciuk zadrżał, zanim weszłam w messengera, gdzie przesłano mi jakiś załącznik.

Lori: *wysłano zdjęcie*

Zawahałam się mocno, czując z jakiegoś powodu silne ukłucie w żołądku. Załącznik się załadował.

Zdjęcie.
A na nim Lucas.

Z siedzącą na kolanach blondyną z wypchanymi cyckami jak powiedziała Loren.

Całujący ją.

Trzymający rękę na jej też zapewne zrobionym tyłku.

Nie.

Nie mogłam w to uwierzyć. Nawet nie zdałam sobie sprawy w którym momencie się zatrzymałam. Lorenzo najwyraźniej to zauważył, ponieważ zatrzymał się kilka kroków
przede mną, marszcząc ze zdziwieniem brwi. Wyczułam na sobie jego uciążliwe spojrzenie, gdy opuściłam dłoń z telefonem pomiędzy palcami wzdłuż ciała, wgapiając się bezcelowo w leśną dróżkę pod nogami.

   - Anastasia?- zagadnął, próbując zwrócić na siebie uwagę, pstrykając do mnie porozumiewawczo palcami, lecz ja nawet nie zareagowałam.

   - W porządku? Nati, spójrz na mnie.

Zbliżył się do mnie o kilka kroków, dopóki nie wyrósł przede mną, aż miałam widok jedynie na jego szeroki tors. Umieścił dłonie na moich
ramionach, po czym delikatnie mną potrząsnął.

   - Hej, Mckelmerg? Coś się stało?- ścisnął odrobinę mocniej moje ramiona, próbując przywrócić na siebie uwagę.

Z trudem wymusiłam zaciśnięcie drżących warg, gdy uczucie pustki i porzucenia zawładnęło moim ciałem i zasiało spustoszenie w dołku. Powieka mi drgnęła, aczkolwiek jedyne co zrobiłam to oblizałam usta koniuszkiem języka i westchnęłam drżąco.

   - N-nic. - wykrztusiłam, wciskając nerwowo dłonie do kieszeni płaszcza. Musiałam grać dobrą minę do złej gry... bo nie mogłam się teraz rozpaść. Nie przy nim. Zdarłam powoli brodę i skuliłam się. - Po prostu trochę mi
zimno.

Carter przyglądał mi się jeszcze przez dłuższą chwilę, tak jakby nie do końca uwierzył w moją wersję. Przyglądał mi się uważnie, błądząc czarnymi tęczówkami po mojej twarzy, tak jakby się czegoś doszukiwał, coraz mrużąc oczy. Zaczęłam skubać zębami dolną wargę w udawanej zadumie, przestępując z nogi na nogę. Lorenzo wydawał się wciąż nieprzekonany moim wytłumaczeniem się, lecz odetchnęłam w duchu z ulgą, gdy nie drążył, a jedyne co zrobił to oddalił się o krok do tyłu. Rozejrzał się naokoło, tak jakby określał odległość trasy dzielącej nas od jego domu,
po czym wypuścił cichy pomruk i sięgnął do swojego czarnego szalika, który oplatał jego szyję.

   - Mówiłem ci, że powinniśmy wrócić samochodem. - przewrócił oczami z nutą frustracji i niespodziewanie wprawiając mnie w zaskoczenie owinął go wokół mojej szyi. - Ale ty oczywiście musisz być uparta. - skomentował zgryźliwie, otulając mnie pachnącym nim materiałem, ponieważ do tej pory chłód doskwierał mi najbardziej właśnie tam,
oraz w okolicach policzków. Teraz mogłam je swobodnie skryć w ciepłym, jeszcze szaliku. - Zostało nam niecałe dziesięć minut drogi, dasz radę?

   - Mhm. - mruknęłam przytakująco pod nosem.

Rzeczywiście było mi o wiele cieplej, ale... to nie był powód mojego nagłego odcięcia się od świata zewnętrznego. Nie wiedziałam jeszcze co czułam. Zapewne dotrze do mnie to z podwójną siłą dopiero kiedy usłyszę kłamstwo padające z ust Lucasa. Tak samo jak w przypadku
mojego zakłamanego brata. Tego było dla mnie za wiele. Mój umysł jeszcze wtedy nie przyjmował żadnych pomówień przeciwko niemu. Wciąż naiwnie liczyłam, że to naprawdę jakaś pomyłka. Tyle że byłam dalej tak samo głupia jak kiedyś. Z pustką w głowie podążałam przed siebie w towarzystwie Lorenzo.

Zanurzyłam nos w szaliku, który podarował
mi mężczyzna, a po niecałych dziesięciu minutach zdałam sobie sprawę, że stoimy pod bramą. Za czarnym metalem dostrzegłam ucieszonego Lorda, który machał swoim ogonem piszcząc z podekscytowania przed bramą, która otwierała swoje wrota. Gdy tylko przecisnął się przez maleńką szczelinę obskoczył najpierw bruneta, który podrapał go za uchem, a potem zaatakował mnie, liżąc mnie po rękach, gdy także go podrapałam, tyle że po grzbiecie. Pies towarzyszył nam dopóki nie
weszliśmy do domu, a mężczyzna wpuścił go do środka. Co było zaskoczeniem, to że prawdopodobnie nikogo nie było, gdyż nie paliło się nigdzie żadne światło.

   - Muszę do łazienki. - oznajmiłam, kiedy tylko Lorenzo zamknął drzwi wejściowe.

Zanim zdążył zareagować, zrzuciłam płaszcz po drodze do łazienki na kanapę w salonie i pospiesznie zamknęłam się w łazience. Oddychając nienaturalnie szybko, oraz płytko, zacisnęłam powieki, zupełnie przygnieciona
absolutnie każdą myślą, która krążyła mi teraz w głowie. Przylgnęłam plecami do drzwi, tak jakbym chciała w nie wniknąć i po prostu się stąd ulotnić. Nie wiedziałam co robić. Boże, byłam w jakimś przeklętym koszmarze. Wplotłam palce we włosy z frustracją rosnącą w mojej głowie. Odruchowo chciałam wyjąć swój telefon, aby dokładniej przestudiować
zawartość zdjęcia, ale jak się zorientowałam zostawiłam go w salonie.

   - Kurwa. - zaklęłam szpetnie pod nosem, zaciskając palce na fragmencie swojej sukienki.

Wplotłam palce w swoje długie włosy, ciągnąc je od nasady i głośno wzdychając. Słyszałam jakieś dźwięki dobiegające z kuchni, albo salonu, dlatego wiedziałam, że nie mogłam tu siedzieć w nieskończoność. Podeszłam do umywalki i opłukałam twarz lodowatą wodą, chcąc otrzeźwić umysł, a jednocześnie starając się nie zmyć całego wodoodpornego makijażu. Wzniosłam oczy napotykając swoje odbicie w lustrze, obserwując jak krople wody ściekając mi z twarzy i zatrzymują się na wargach. Zlizałam je, a resztę twarzy osuszyłam ręcznikiem papierowym. Gdy doprowadziłam
się do porządku, chociaż tak właściwie nie wiedziałam co pocznę dalej, opuściłam łazienkę. Zgasiłam światło, naciągając mocno rękawy sukienki na dłonie, by ukryć odciski paznokci przypominające półksiężyce.
Prześledziłam oczami kuchnię, jednak jak się okazało to w salonie stał Lorenzo, tym razem mając na sobie już tylko koszulę, której rękawy
podwinął do połowy łokci.

Stał do mnie tyłem, robiąc coś na swoim telefonie, więc śmiało podeszłam do swojego leżącego na zagłówku płaszcza, chcąc wyjąć swojego iPhone'a. W tej samej sekundzie brunet odwrócił się do mnie - jak się okazało nie ze swoim telefonem w dłoni, a... moim.

A żeby było tego mało wyraźnie widziałam jak ma odpalone zdjęcie, które przesłała mi Loren.

Rozchyliłam bezwiednie usta i poruszyłam nimi na początku bezgłośnie, a dopiero potem pomrugawszy kilkukrotnie w szoku, zacisnęłam je pospiesznie. Moja mina z zaskoczonej przeistoczyła się w pełną nienawiści i wściekłości postawę. Zacisnęłam mocno palce
na naciągniętym materiale rękawów sukienki, zastygając w półkroku.

   - Co ty, do cholery robisz?- wycedziłam na początku tylko pozornie spokojnie, a potem podeszłam do niego stanowczym krokiem. - Jakim prawem grzebiesz w moim telefonie?!- uniosłam się, zgrzytając wściekle zębami, kiedy chciałam złapać za swój aparat, jednak on szybko podniósł go do góry.

Najwidoczniej oczekiwał, że zacznę podskakiwać i próbować go wyrwać.

O nie, kurwa.

Rozwścieczyłam się jeszcze bardziej, kiedy z perfidnym ledwie widocznym uniesieniem kącika ust odwrócił głowę, aby dobrze móc się przyjrzeć otwartemu zdjęciu. Aż poczerwieniałam ze złości, a żeby było tego mało, mój dekolt również zalał się rumieńcem i palił mnie w przełyk.

(dracula - labrinth)

   - To twój Lucas?- zapytał, odwracając iPhone'a ekranem do mnie, więc z całych sił zagryzłam wnętrze wargi. - Całkiem nieźle. Ale wnioskując po tym, że ma ciebie, jego gust jest równie. - postukał palcem w blond dziwkę,
która siedziała mu na kolanach. Wykrzywił odrobinę twarz w grymasie, wciąż pokazując mi kłujące w oczy zdjęcie.

   - Oddaj mi ten pierdolony telefon. - zarządziłam, a nie poleciłam, wystawiając
otwartą dłoń w stronę Lorenzo. - Słyszałeś, co powiedziałam?!- uniosłam się, podchodząc do niego jeszcze bliżej. W porę zacisnęłam palce na jego nadgarstku, zanim zdążył zrobić szybki unik, choć i tak telefon trzymał za wysoko.

   - Tak zwyczajnie na to patrzysz i bardziej denerwuje cię to, że odblokowałem twój telefon, spoglądając tylko i wyłącznie na to, co przeglądałaś ty?- zaśmiał się jakby z czystym niedowierzaniem i powątpieniem.

Z trudem przełknęłam urazę wymieszaną z żalem jaki rozpłynął się po moim ciele niczym cholerna toksyna. Łzy stanęły mi w oczach jakby wszystko zwróciło się przeciwko mnie, więc musiałam użyć sporo wysiłku, aby nie spuścić wzrok w dół jak zbłąkana owieczka. Chciałam pozostać przy zapartej wersji. Nie było opcji, że dałabym mu satysfakcję
z przyglądania się jak ponownie pieprzy mi się po kolei życie. Niczym domek z kart.

   - Chcę wrócić do domu. - oświadczyłam stanowczo, aż zadrżała mi w powietrzu wciąż otwarta dłoń.

  - Nic, kurwa mać, nie powiesz?!- warknął rozwścieczony, a jednocześnie jakby zawiedziony, ponieważ wcisnął mi telefon w dłoń. - Ja pierdolę, Anastasia!- rąbnął pięścią w drewniany stół, gdy wyrwałam swoją własność i zgarnęłam płaszcz z zagłówka narożnika. - Zdradził cię, a ty...

   - Co, ja?!- wykrzyknęłam tak niespodziewanie i głośno, aż ochrypł mi głos. - Jakie masz dowody, że to nie jest sfałszowane, co?! I tak jak ci wielokrotnie mówiłam, przestań się wtrącać w nie swoje sprawy! 

   - To nie jest żadna przeróbka, Anastasia. - oznajmił spokojniej, tak jakby zdał sobie sprawę że wrzask tutaj nie pomagał. Ja natomiast nie zamierzałam przestać.

Narzuciłam z powrotem w popłochu płaszcz na ramiona z zamiarem skierowania się do korytarza, ale mężczyzna stanął mi ponownie
na drodze.

   - A skąd ty to niby wiesz?!- rozwrzeszczałam się, próbując go wyminąć, ale on zacisnął palce na moich nadgarstkach, nie pozwalając mi się
ruszyć. - Daj mi odejść, dupku!- zaczęłam się gwałtownie szarpać, próbując go od siebie odepchnąć. Niestety bezskutecznie.

    - Coś ci pokażę. - powiedział nadal tym samym pieprzenie spokojnym tonem. - Przestań się szarpać, bo nie chcesz, żebym użył siły i usadził cię na tyłku w jednym miejscu. - ostrzegł mnie niskim tembrem, który chociaż wywołał ciarki na moim ciele, to uparcie nie przestałam podejmować próby wymsknięcia się mu.

   - Niby co? Powiedziałam ci, żebyś przestał go oczerniać! Dlaczego tak bardzo wam zależy, żeby zniszczyć mój związek?!- zawołałam roztrzęsiony, wypuszczając cichy jęk, gdy straciłam tylko siłę na szarpaninie z Lorenzo,
a skutek był zerowy. - Co ty możesz o nim wiedzieć?! Widziałeś go raz na oczy!

   - Raz?- Zapytał, jakby musiał się upewnić, że się nie przesłyszał. Przekrzywił głowę w bok, przyglądając mi się uważnie, a potem nie puszczając mnie w dalszym ciągu, z powrotem poprowadził mnie w stronę salonu. - Cóż, pozwól, że udowodnię ci, iż to nie był raz. - zapowiedział, sadzając mnie siłą na kanapie.

   - Skąd pewność, że ci uwierzę?

   - Twoja sprawa. - wzruszył barkiem, kompletnie nie będąc przejęty moim nastawieniem. - Daj mi tylko moment.

Pozostawił mnie na kanapie, a sam zwrócił się w kierunku komody pod plazmowym telewizorze, gdzie odsunął pierwszą szufladę. Nerwowo podrygiwałam nogą, kiedy wewnętrznie aż rwałam się do ucieczki.

   - Nie. - pokręciłam stanowczo głową po mniej niż dziesięciosekundowym namyśle. - Nie, nie chcę tego nawet słuchać!- zaalarmowałam, parskając prześmiewczo i w momencie w którym poderwałam się z kanapy, brunet odwrócił się do mnie z dużą, papierową kopertą w dłoni.

Brunet nie odpuszczał. Raz jeszcze stanął mi na drodze, mimo że kilkukrotnie sprzedałam mu ciosy prosto w pierś. On nie dość, że je przyjął, to jeszcze po tym jak odrzucił kopertę na podłogę, to ponownie złapał mnie za przegub, mimo wszystko robiąc to bez chęci zrobienia mi krzywdy i wycofał mnie z powrotem do salonu.

   - Nie ruszaj mnie, Lorenzo!- zaczęłam się szarpać, sprawiając tak właściwie sobie jeszcze więcej bólu. - Nie masz prawa mnie dotykać. Aż tak bardzo chcesz mi zniszczyć znowu życie?- zapytałam, cedząc swoje słowa przez zęby, patrząc na niego ze łzami w oczach i rwącym się szlochem.

   - Oczywiście. - sarknął. - Bo to wcale nie tak, że po prostu postanowiłaś sobie znaleźć kogoś na moje zastępstwo.

   - Słucham?!- wrzasnęłam do reszty wzburzona, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej i z całych sił pchnęłam go z furią do tyłu. - Ty... umarłeś. Na moich oczach. Oczekiwałeś, że będę czekać, aż dostaniesz boskiego objawienia?! Życie nie zamyka się na tobie, egoisto!

   - Taka jesteś lojalna?- zadrwił. - To się nazywa hipokryzja, kurwa. Wczoraj byłaś gotowa...

Przerwałam mu natychmiast, nie mając zamiaru pozwolić mu na dokończenie tego, co zaczął. Jak na zawołanie zamachnęłam się z zamiarem pieprznięcia mu prosto w twarz, lecz Lorenzo zwinnie wychwycił mój ruch i zamknął
mój nadgarstek w locie w żelaznym uścisku. W następnej chwili pchnął mnie prosto na ścianę, aż obiłam się boleśnie plecami o beton, przylegając do niego. Wciąż trzymał moją rękę w uścisku, w razie gdybym chciała go znowu uderzyć.

   - Zamknij się i tego nie kończ! Wykorzystujesz to, że jestem...

   - No jaka jesteś?- pociągnął moją wypowiedź, przygniatając mnie jeszcze mocniej ostrym spojrzeniem do ściany. - Jaka przy mnie jesteś?

   - ... słaba. - dokończyłam z ulatującym drżącym westchnieniem z pomiędzy
warg.

Przełknęłam głośno ślinę i wbiłam spojrzenie w zaklejoną plasterkiem skroń, byleby nie być zmuszona znowu patrzeć mu w oczy.

   - A ty... ty chcesz to wykorzystać dokładnie tak samo jak wszyscy inni. - wycedziłam z gromadzącymi się łzami w oczach. - Zostaw mnie!- wykrzyczałam rozzłoszczona, ciskając w niego piorunującym spojrzeniem.

   - Nie, dopóki mnie, kurwa, nie posłuchasz. - cisnął papierową kopertą w komodę obok, po czym zatorował mi całkowicie drogę do ucieczki. Zablokował mi nadgarstki nad głową, a potem zajrzał mi głęboko w oczy. - Prawda jest taka, że pieprzy mnie twoja słabość. Nie wykorzystuję jej. A wiesz dlaczego? Ponieważ spierdoliłem do reszty wszystko co kiedykolwiek było między nami. Możesz mnie uderzać, wyzywać, krzyczeć, ale ja jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba zmuszę cię do poznania prawd. Wszystkich. Może i czasami zaboli, ale lepsza jest najgorsza prawda, niż kłamstwo. Nie chcę ci niszczyć życia, chociaż jestem świadomy tego, że zdążyłem ci jej już zniszczyć. - urwał na moment, aby zwilżyć językiem dolną wargę, a potem kontynuował: - Chcę ci jedynie udowodnić, że nie żyjesz w prawdzie, a w kłamstwie. - oznajmił niskim głosem, nadal
stojąc na tyle blisko, że wyczuwałam na policzku jego oddech.

   - Lorenzo, proszę cię po raz ostatni. Wypuść mnie. Nie chcę niczego oglądać. - warknęłam desperacko pragnąc mu uciec, gdy puścił moje
nadgarstki, aby złapać za kopertę. - Nie mam absolutnie żadnej potrzeby cię słuchać. - wbiłam mu paznokcie w ramię, które odrodziło mi ucieczkę.

   - A ja mam zajebiście dobre podstawy, żebyś mnie wysłuchała i nie żyła dłużej w tej zakłamanej bańce. - szarpnięciem złapał mnie za przegub, a potem mimo mojego buntu pociągnął mnie siłą z powrotem w stronę salonu. - Siadaj i nie uciekaj, bo tak czy owak nie masz ze mną szans. - oznajmił, nim zdążyłabym się z powrotem podnieść.

Sarknęłam pod nosem z niedowierzaniem, zgrzytając wściekle zębami, aż starłam sobie ich szkliwo. Wbijałam ponownie paznokcie w wnętrze dłoni, dopóki na nowo nie rozdrapałam poprzednich skrzepów, gdy Carter rozerwał papierową kopertę. Była w kształcie kartki A4, dlatego z pewnością nie był to list, ani nic z tych rzeczy.

Poderwałam się z kanapy, ale w tym samym momencie w którym to zrobiłam, na szklanym,
kawowym stoliku wylądowało kilka zdjęć.

Zastygłam w bezruchu, kiedy moje oczy przeskanowały pierwszą fotografię, którą wydostał z koperty mężczyzna. Wyjął jeszcze dwa średniej wielkości zdjęcia z zaadresowanej
koperty, po czym odrzucił ją na bok i ujął w pomiędzy palce jedno ze zdjęć. Przesunął opuszkami palców po najwidoczniej świeżo wywołanym obrazku, po czym wystawił je w moją stronę.

    - Przyjrzyj się. - polecił spokojnym tonem, trzymając między palcem środkowym, a wskazującym kawałek papieru. - Właśnie to chciałem ci pokazać.

Z wstrzymywanym niekontrolowanie oddechem wbiłam beznamiętne spojrzenie w zdjęcie, które przekazał mi Lorenzo, ujmując je ledwo w palce, tak jakby ważyło co najmniej tonę. Wystarczyło kilka sekund. Gapiłam się na zdjęcie trzeźwo do momentu aż nie zaczęłam odtwarzać wszystko z opóźnieniem.

Rozchyliłam bezwiednie wargi, zdając sobie sprawę, że za sprawą łez obraz przed oczami stał się całkiem zamglony i widziałam
zniekształcone fragmenty. Słone krople zamazały mi całkowicie obraz, a z pomiędzy warg uciekały mi urwane oddechy. Zamrugałam, odganiając łzy z oczu, przyglądając się po raz kolejny zdjęciu.

Lucas, mój dotychczasowy partner...

***

tralalalalala

mam dobrą wiadomość...

zaraz wstawię kolejny rozdział hihi suprise.

dajcie znać co sądzicie —->>>>

ETERNALFLAME

Continue Reading

You'll Also Like

316K 12K 37
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...
345K 23.8K 169
❗️NIE jestem autorem, ja tylko tłumaczę❗️ Alternatywny tytuł: „I Will Politely Decline The Male Lead" AUTOR: Yehwon, 예훤 ARTIST: Harara, 하라라, Salaman ...
373K 1.4K 19
Jest to moja pierwsza opowieść tu więc z góry przepraszam za wszelkie błędy, mam nadzieje że spodoba się wam.
37K 2.1K 27
Victor Cabrera to chłopak z nieciekawą przeszłością. Alkohol, używki, narkotyki i uczestnictwo w nielegalnych wyścigach samochodowych są mu dobrze zn...