TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

By autorkadalva

250K 6.4K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

21. Syndrom Matki Teresy

4.2K 128 8
By autorkadalva

11.09.2017 r.

Teraźniejszość jest jak balansowanie na ostrzu noża. Nikt nie zna przyszłości, a przeszłość już przeminęła. Niezmiennie stoimy na głowni zwanej teraźniejszością i próbujemy utrzymać równowagę, aby przypadkiem przez jeden niewłaściwy ruch, nie przekroczyć granicy. Całe życie ryzykujemy i żyjemy w obliczach zmartwień, stresu, lęku. A jednak... Sporej części ludzi udaje się spokojnie przetrwać na ostrzu. Aż do samego końca. W moim przypadku wygląda to nieco inaczej – nowy dzień, to samo stare gówno, co oznacza, że moje ostrze nie rozróżnia granicy między czasami.

Wciąż nie mogłam uczestniczyć w treningach, dlatego codziennie, przed pójściem do szkoły, starałam się poświęcić przynajmniej pół godziny na stretching. A nawet, gdybym nie chciała tego robić i tak miałam problemy ze snem. Budziłam się wcześnie, jeszcze przed świtem, albo zasypiałam tylko na marne kilkanaście minut. W takiej sytuacji znacznie lepsze rozwiązanie stanowiły poranne ćwiczenia, zamiast bezczynnego leżenia i wpatrywania się w sufit.

Skończyłam aktywność fizyczną i poranną toaletę pięć minut przed przyjazdem Ruby. Zgodnie z obietnicą złożoną przyjaciółce, przez pierwszy tydzień skończy zakładałam ubrania przez nią wybierane i starałam się być pomalowana. Na szczęście tydzień się skończył, a ja mogłam przestać się stroić.

Skoro i tak cała szkoła mnie obgadywała, to nie widziałam sensu się starać.

Zwykłe, dopasowane, czarne jeansy, tego samego koloru T-shirt i bordową, rozpinaną na zamek bluzę. Włosy zostawiłam rozpuszczone i oprócz rozczesania, kompletnie nic z nimi nie zrobiłam. Na twarz nałożyłam porządną warstwę korektora, w szczególności na niedoskonałości i pod oczy, zakrywając tym samym nieprzespaną noc. Rzęsy nieznacznie podkreśliłam tuszem, a brwi przeczesałam brązowym żelem.

Nie wyglądałam tak dobrze, jak Ruby, czy inne dziewczyny ze szkoły, ale przynajmniej nie spędziłam kilku godzin przed lustrem i czułam się ze sobą... Normalnie. Wyglądałam zwyczajnie.

Zwyczajność jest dobra. Mogę w niej swobodnie funkcjonować.

W drodze do szkoły Ruby, jak miewała w zwyczaju, wylewała żale na temat mojego wyglądu. Wysiadając przed, oficjalnie znienawidzonym przeze mnie, budynkiem, codziennie przeżywałam ten sam schemat. Rówieśnicy wytykali mnie palcami, śmiali się, obgadywali, szeptali za moimi plecami. I tak przez całą drogę do szafki. A potem przez resztę dnia.

Co takiego im zrobiłam? Starałam się być miła i uprzejma, chociaż nieśmiałość mi to czasami uniemożliwiała. Ale nikomu nie zrobiłam krzywdy. Czy zatem, za sprawą psychopatów, stałam się nowym pośmiewiskiem?

To było naprawdę irytujące. Czułam się tak, jakby w mojej głowie kłębiło się kilkanaście głosów i każdy podpowiadał coś zupełnie innego. Coś, jak rozdwojenie jaźni, ale moje zaburzenie nie obejmowało kilkunastu osobowości, a całą szkołę.

Z Ruby pod pachą, która starała się odwracać moją uwagę od szeptów, udałyśmy się z parkingu do szafek. Wstukałam kod na elektronicznym wyświetlaczu, a kiedy zamek ustąpił, schowałam do środka plecak. Sprawdziłam plan zawieszony na drzwiczkach, którego wciąż nie udało mi się zapamiętać. Zbliżała się lekcja z rozszerzonej literatury, dlatego chwyciłam iPada i Folwark Zwierzęcy, który mieliśmy zacząć omawiać.

Próbowałam skupić się na wyobrażeniu drogi prowadzącej do klasy. Po tygodniu nadal gubiłam się w różnych częściach szkoły, dlatego, zamiast błądzić, albo być zmuszoną zapytać kogoś o drogę, wolałam stać przy szafce i kilkanaście razy analizować w głowie dojście. Skupienie niezbyt mi wychodziło. Coś było nie tak. Zaczęła rozpraszać mnie cisza, a nie szepty.

To był podręcznikowy przykład ciszy przed burzą.

Głosy ustały. Nastała idealna, niczym niezmącona cisza.

A we mnie niepokój.

Z zimnym potem na karku, powoli zamknęłam szafkę i niepewnie odwróciłam się twarzą w stronę korytarza.

Wybałuszyłam oczy i odruchowo chciałam się cofnąć. Nie miałam gdzie. Uderzyłam plecami o zimny metal, czując duszności. Strach. Kołatanie serca. Ścisnęłam książkę i tablet w dłoniach, przyciągając je do klatki piersiowej. Tak, jakby miały stanowić moją tarczę przed decydującym ciosem.

Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Dlaczego znowu on?

– Czyżby moja olśniewająca osoba tak bardzo Cię zszokowała, Panno Freeman? – Powiedział cicho, uśmiechając się cynicznie.

Zszokowała? Jak już, to wystraszyła niemal na śmierć.

I nie olśniewająca osoba, tylko szatańska osobowość.

– Reguły mówią, że przed pierwszą lekcją mogę korzystać z korytarza! – Wytłumaczyłam się na jednym wdechu.

– Wiem, znam zasady – odpowiedział cierpko. – Przyszedłem załatwić pewną sprawę.

– Ze mną? – Zdziwiłam się, wskazując palcem na samą siebie, na co chłopak przytaknął.

Dopiero wtedy zaczęłam rejestrować to, co działo się wokół. Dostrzegłam po każdej możliwej stronie zebrany tłum i masę wyciągniętych rąk z telefonami, które najwyraźniej nagrywały całą sytuację. Czy widok załatwiającego prawy Janga był aż tak fascynujący?

A może widok Janga na korytarzu wśród innych uczniów z nieco zaczerwienionym policzkiem?

Nie sądziłam, że mam aż tyle siły, by ślad się utrzymał.

– O co chodzi? – Zapytałam, przełykając nerwowo ślinę.

– Co powiesz na mały zakład, Panno Freeman?

– Chcesz się ze mną założyć? – Powtórzyłam po nim, na co ponownie przytaknął. – O co?

– O życie – odpowiedział pewnie.

– O moje życie!? Zwariowałeś!– Jęknęłam, z ledwością będąc w stanie ustać.

– Nie, nie o Twoje – pokręcił spokojnie głową i schował dłonie do przednich kieszeni spodni, patrząc na mnie spod rzęs. – O życie Twojego chłoptasia. Jeśli nie zgodzisz się na zakład, będziesz świadkiem jego ostatniego tchu na tym świecie – stwierdził nad wyraz spokojnie.

– A jeśli się zgodzę? Jeśli się z Tobą założę? – Zapytałam oszołomiona, ze suchotą w ustach.

– Nic mu się nie stanie.

– Ale?

Zawsze było jakieś ale.

– Nie ma żadnego ale. Musisz jedynie podjąć się zakładu – odparł nieprzejęty, robiąc dwa kroki w moją stronę. – Stworzonego na moich warunkach. – dopowiedział po chwili.

A jednak. Jego warunki, to najważniejszy i najbardziej przerażający spójnik przeciwstawny.

– Nawet go nie znasz. Co to ma na celu? O co Ci chodzi? Dlaczego to robisz? Wciąż masz dla mnie żal? Nie wystarczy, że zostałam przez Ciebie bezrobotna? Czego tak właściwie chcesz? – Z nieustępującym przerażeniem zalałam chłopaka falą pytań.

– Powiedzmy, że nieudacznik, którego wczoraj zobaczyłem, nie przypadł mi do gustu. A jak wszyscy doskonale wiemy, mam bardzo wysublimowany gust – uśmiechnął się arogancko.

– Nie masz prawa obrażać ani oceniać innych. A już na pewno nie masz prawa mówić mi rzeczy typu "albo on albo ty". Nie jesteś Władcą Wszechświata, a ja nie jestem Bogiem, by podejmować decyzje odnośnie życia innych ludzi – odezwałam się cicho, starając się znieść ciężar spojrzenia chłopaka.

Na szczęście, to nie ja pierwsza skapitulowałam. Jang przesunął wzrok z mojej twarzy na trzymaną w dłoniach lekturę.

– "Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych"...

– Czytałam książkę, nie musisz mi jej cytować – przerwałam mu.

– Ludzie też są zwierzętami, Freeman. I każdego dnia, z równiejszymi sobie, muszą walczyć o przetrwanie – dokończył swoją wcześniejszą myśl.

– To Twoja odpowiedź na moje pytania? – Zdziwiłam się, nie potrafiąc nic zrozumieć.

– Jeśli Cię nie zadowala, w porządku. Uznajmy, że to Twój szczęśliwy dzień i udzielę jeszcze jednej odpowiedzi – stwierdził pewnie, patrząc na mnie z jawną pogardą. – Masz syndrom Matki Teresy, który ma jeden poważny mankament.

– Jaki? – Zapytałam niepewnie, nim zdążyłam uświadomić sobie, że wcale nie chciałam poznawać odpowiedzi.

– Przekładasz dobro innych nad własne, całkowicie zapominając o swoich potrzebach. Moja odpowiedzieć brzmi zatem... – przerwał, pokonując ostatnie trzy kroki, które nas dzieliły. – Robię to, żeby zobaczyć, jak daleko będziesz w stanie zajść ze swoją dobrodusznością, tak bardzo niepasującą do współczesnego świata okrucieństwa.

Zobaczyłam, jak Jang wysuwa w moim kierunku dłoń. Przerażona, skuliłam głowę i zacisnęłam powieki, myśląc, że zaraz wyrządzi mi krzywdę. Czekałam z szybko bijącym sercem na rozwój wydarzeń, który nie nastąpił. Zdezorientowana, uchyliłam jedną powiekę, dostrzegając nieruchomo usytuowaną rękę chłopaka nad moją głową. Otworzyłam drugie oko, wędrując wzrokiem za kończyną.

– A to zabieram – odparł chłodno, ściągając z wieszaka szafki pokrowiec z wyczyszczonymi koszulami.

Zarzucił ubrania na ramię i z gracją zaczął podążać wzdłuż korytarza.

Dopiero wtedy, kiedy odszedł na bezpieczną odległość dwudziestu pięciu kroków, odetchnęłam. Wypuściłam wstrzymywane powietrze, zginając się. Oparłam dłonie o kolana, starając się uspokoić.

Co mam zrobić z tymi wszystkimi informacjami?

– Udało Ci się przeżyć! – Usłyszałam z góry zakłopotany głos Ruby, otoczony sztucznym śmiechem.

Podniosłam się, nadal ciężko oddychając i spiorunowałam przyjaciółkę spojrzeniem.

– Co to miało być? – Zapytałam przerażona, wskazując dłonią w stronę, w którą udał się Jang.

– Nie widziałam potrzeby, żeby Ci o tym mówić, ani nie chciałam Cię martwić na zapas – zrobiła przerwę, biorąc głęboki oddech, po czym dodała – Psychopatyczna czwórka lubuje się w zakładach, wyzwaniach, próbach. Zwał jak zwał – wyjaśniła, a ja patrzyłam wciąż z zerowanym zrozumieniem. – Chodzi mi o to, że uwielbiają testować innych wytrzymałość. Tak się rozprawiają z osobami, które wyjątkowo im się nie spodobały – wyjaśniła, starając się ukryć swoje przejęcie.

– Teraz nie wiem, czy pomyliło się coś Tobie, czy jemu – wychrypiałam mętnie – Przecież mówiłaś, że nie naruszają bezpieczeństwa kobiet, więc to by było kompletnie bez sensu, gdyby faktycznie chciał się ze mną założyć – machnęłam ręką od niechcenia, zakładając, że to musiał być słaby żart.

– Oni nigdy się nie mylą – podkreśliła drugie słowo.

– Przyjaciółka ma rację.

Zdezorientowane, równocześnie odwróciłyśmy głowy w strony stojącego obok nas blondyna.

Jak długo tu stał? Jakim cudem nie słyszałyśmy ani nie widziałyśmy, żeby do nas podchodził?

– Mamy regułę, że nie naruszamy bezpieczeństwa kobiet, ale istnieje coś takiego, jak aberracja – powiedział pewnie, zerkając to na mnie, to na Ruby, z pewnością widząc w naszych oczach ogłupienie. – Odchylenie od normy – westchnął zażenowany.

– Ale... Dlaczego? – Zapytałam niepewnie, kątem oka patrząc na otępiałą, niemal zahipnotyzowaną przyjaciółkę.

– Nie wiem, nie kwestionuję decyzji Timothy'ego. Jestem tutaj tylko po to, żeby Ci przekazać, że masz czas na podjęcie decyzji do końca dnia – powiedział, zerkając w przelocie na Ruby, po czym ruszył w tym samym kierunku, co wcześniej jego przyjaciel.

Ja też chciałam zniknąć z korytarza. Ze szkoły. Najlepiej z planety. Jak najdalej od nich. Z dala od kłopotów.

Ruby nie powiedziała już niczego konkretnego. Nawet jeśli miała przydatne informacje, nie była w stanie wydusić z siebie żadnego spójnego słowa. A było to spowodowane staniem blisko Davisa.

Jakim cudem ta wygadana i pewna siebie dziewczyna stawała się w pobliżu Masona cichą ofermą?

– Cześć, Liam – odezwałam się do znajomego, opadając na fotel i oddychając z niemałą ulgą.

– Psychopata od samego rana daje Ci popalić – stwierdził.

– Skąd wiesz? – Zdziwiłam się, podciągając na siedzisku.

– Szkolny chat – wyjaśnił, machając przed moją twarzą komórką. – Już wszyscy wiedzą.

Opadłam głową na biurko, ukrywając ją w dłoniach.

– Jeśli chcesz znać moje zdanie, to i tak jestem pod wrażeniem, że dopiero teraz zaproponował Ci zakład. Inni byli przekonani, że zrobi to jeszcze pierwszego dnia szkoły – powiedział z nutą podziwu w głosie.

– Nie wiem, czy jest to powód do dumy – odparłam przybita.

– W tej szkole tak – dodał, klepiąc mnie przyjacielsko po ramieniu.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ani o cokolwiek zapytań, bo do środka weszła Pani Shade, rozpoczynając lekcję literatury.

Przeczytałam lekturę z przyjemnością i naprawdę chciałam się udzielać na zajęciach, ale nie byłam w stanie. Całe moje myśli skupiły się wyłącznie na wydarzeniu sprzed kilkudziesięciu minut. Kumulowało się we mnie tak wiele emocji, a nic nie byłam w stanie zrobić. Nie miałam jak ich uwolnić. Upuścić z siebie nieco ciśnienia. W każdym razie tak myślałam.

Przez całą literaturę Liam szepnął do mnie jakieś dziesięć razy, abym przestała tupać nogą, bo całe biurko się trzęsie i nie może nic zapisać. W końcu zmieniłam taktykę i stukałam palcem w blat, co zapewne też go irytowało. Jeśli od następnej lekcji nie będzie już chciał ze mną siedzieć, zrozumiem to.

Czy Jang miał rację? Miałam syndrom Matki Teresy? Niemożliwe.

A jednak.

Nie wyobrażam sobie, by z mojej winy cokolwiek stało się Simonowi. Wątpię w prawdziwość słów bruneta. Z pewnością go nie zabije, w końcu jesteśmy tylko nastolatkami. Jednak to nie zmienia faktu, że może wyrządzić mu krzywdę. Coś może stać się mojego chłopakowi tylko dlatego, że w jakimś stopniu zadarłam z nieodpowiednią osobą. Nie mogę pozwolić, by pokutował z mojej winy.

Nie, to nie syndrom. To odpowiedzialność i ponoszenie winy za swoje występki.

Tak. Właśnie tak.

Boję się ponieść winę. Boję się, że Jang zrobi coś, z czym sobie nie poradzę. Nie udźwignę ciężaru konsekwencji.

Kto normalny zakłada się z psychopatą? Odpowiedź brzmi: nikt normalny. Nie jestem normalna!

Z niecierpliwością wyczekiwałam końca lekcji. Słysząc dzwonek na przerwę, nie zważałam na odczekanie dziesięciu minut. Niemal biegiem ruszyłam na korytarz. Po co przeciągać tą jakże tragiczną chwilę? Załatwię to od razu. Im szybciej, tym lepiej. W najgorszym przypadku stracę życie i nie będę musiała pisać sprawdzianu z algebry w przyszłym tygodniu.

Nic wielkiego.

Przypomniałam sobie zapiski z tablicy. Jeden punkt obejmował zakaz wchodzenia, z wyjątkiem środy, do sali Samorządu Uczniowskiego. Skoro nikt nie mógł tam wchodzić, a cała czwórka nie była nigdzie widywana, czy było możliwe, że właśnie tam spędzali wolny czas?

Taką miałam nadzieję.

Idąc niczym buldożer, kroczyłam pewnie, sprawdzając na drzwiach klas numery. Co jakiś czas byłam zmuszona zakrywać twarz przed nagrywającymi ze sal lekcyjnych uczniami. Właśnie dlatego nigdy nie chciałam być w centrum uwagi. Za dużo problemów.

Nie mogłam znaleźć odpowiednio ponumerowanych drzwi, co irytowało mnie jeszcze bardziej. W końcu zdecydowałam się na pójście do sekretariatu, gdzie dostałam potrzebną informację. Jednak gdy pracująca tam Pani zdała sobie sprawę, o jaką klasę pytam, usłyszałam setki pretensji odnośnie tego, jak wielkie będzie miała problemy, jeśli tam wejdę poza wytyczonymi terminami i ktoś się dowie, że mi w tym pomogła. Cóż, mało mnie to obchodziło. Muszę rozwiązać swój problem, a nie jej, który dotyczył strachu przed wykonywaniem pracy.

Stojąc przed odpowiednimi drzwiami, które, jak się okazało, były w piwnicy, modliłam się, żeby nie były zamknięte. Wzięłam głęboki wdech, nacisnęłam klamkę i z całej siły popchnęłam drzwi.

Otwarte.

Ich pewność siebie względem budzonego u innych niepokoju wciąż mnie zadziwiała.

Oczywiście musiałam zrobić popisowe wejście i jakoś wyładować swoją agresję, więc z całej siły trzasnęłam drzwiami. Szkoda, że wysiłek poszedł na marne, bo w sali nikogo nie było.

Nie wiem, czego się spodziewałam, ale z całą pewnością nie tego. Nie takiej zwyczajności. Zwyczajności w rozumowaniu bogaczy, bo w mojej klasie społecznej tak urządzone pomieszczenie oznaczało luksus.

Sala Samorządu Uczniowskiego wielkością przypominała zwykłą klasę zajęciową. Podłogę pokrywał jasny, drewniany parkiet, natomiast na ściany nałożono czarny tynk dekoracyjny. Cały wystrój również był utrzymany w tej samej kolorystyce. Na środku sali stał sporych rozmiarów, okrągły czarny stół, a wokół niego ustawiono, równie sporych rozmiarów, pięć beżowych foteli. Całą lewą ścianę pokrywały regały z imponującą kolekcją książek i segregatory oraz teczki, prawdopodobnie z jakąś dokumentacją.

Przy ścianie na wprost wejścia dostrzegłam biurko, na którym ustawione były aż trzy monitory Apple. Po prawej stronie ściany zauważyłam natomiast idealnie przygotowane stanowisko do gry w szachy i tarczę z lotkami. Na tej samej ścianie, co drzwi wejściowe, zawieszono sporych rozmiarów tablicę korkową i suchościeralną, plakaty informacyjne i te same rozpiski reguł, które znajdowały się na korytarzach.

Na wolnej ścianie, niemal na całej powierzchni, ktoś namalował logo. Przypuszczałam, że tym kimś mógł być Ivan, skoro uchodził w szkole za artystę. Malunek przestawiał czarną tarczę zegara kieszonkowego, którego środek był wypełniony czterema, a może bardziej trzema, plamami. Przeplatywały się z poszczególnymi inicjałami nastolatków. Były rozmieszczone po czterech stronach tarczy, dokładnie w takiej kolejności, w jakiej wszyscy o nich mówili. "T" pokrywała głęboka czerń, dokładnie tak, jakby miejsce rysunku zostało pominięte lub zapomniane. "I" znalazło się na granatowej plamie, "M" było mieszanką białego i szarego, a "E" otulono ciepłym brązem.

Przyglądałam się obrazowy z zainteresowaniem, starając się dostrzec każdy szczegół. Jeśli to naprawdę było dzieło Ivana, musiałam przyznać, że miał ogromny talent.

Logo było piękne i intrygujące za razem.

– Time – powiedziałam szeptem sama do siebie, składając w jedność litery z obrazka.

Widziałam naprawdę imponujący pokój, w którym można było się zakochać, jednak nigdzie nie widziałam ani jednej, irytującej twarzy. Kompletna pustka.

Zaczęłam chodzić i ponownie rozglądać się po pomieszczeniu. Ku mojemu zdziwieniu jeden z regałów był lekko, dosłownie minimalnie przechylony. Wydało mi się dziwne, aby tak idealne pomieszczenie jeszcze bardziej perfekcyjnych ludzi miało krzywą biblioteczkę, więc podeszłam bliżej i ostrożnie dotknęłam regału.

– Co tu robisz? – Usłyszałam głos dobiegający od strony wejścia.

Odwróciłam głowę, widząc cztery znienawidzone twarze, które wydawały się oszołomione moim widokiem. Nie wiedziałam jednak, czy dziwiło ich to, że znajdowałam się w sali Samorządu Uczniowskiego, to, że stałam przy regale, czy może to, że wyglądałam jak wulkan na sekundę przed erupcją.

Osobiście dopilnuję, by kiedyś tę cholerną salę pokryła w całości lawa wulkaniczna.

– Czego nie zrozumiałaś z reguły, że poza trzecią popołudniu w środy, nikt nie ma tutaj wstępu? – Zapytał nieprzyjemnie Mason.

Jang miał jakby znudzony wyraz twarzy, ale to się zmieniło wtedy, gdy przeniósł wzrok na moją zirytowaną twarz. Teraz znów miał ten specyficzny, ironiczny uśmieszek.

Tak bardzo chciałabym zedrzeć uśmieszek z jego gęby.

– Rozumiem, że podjęłaś decyzję – stwierdził szyderczo, nim zdążyłam odpowiedzieć Davisowi.

Czy podjęłam decyzję wyłącznie ze względu na Simona? Nie. Oprócz uratowania swojego chłopaka, chcę udowodnić Jangowi, że dobro może zwyciężyć.

– Czyli jeśli się z Tobą założę, zostawisz Simona w spokoju? – Zapytałam, chcąc mieć pewność, że właściwie zrozumiałam to, co wcześniej powiedział Jang.

– Witamy w naszym wyzwaniu, Panno Auroro Freeman – odpowiedział, co uznałam za potwierdzenie swojego pytania.

– Wystarczającym wyzwaniem jest spędzanie czasu z Tobą w jednym budynku przez pięć dni w tygodniu. Nawet, jeśli nie muszę na Ciebie patrzeć – odpowiedziałam niemiło.

– To było dobre! – Wykrzyczał Elliot, zaczynając się głośno śmiać, na co Jang spiorunował go spojrzeniem. – No co? Miło usłyszeć i zobaczyć Aurorę w wersji innej niż zlęknione kocię – stwierdził radośnie, siadając przy biurku.

– Okej, chyba sobie wszystko wyjaśniliśmy. To pa – powiedziałam pośpiesznie, kierując się do drzwi.

– Jeśli teraz wyjdziesz z tego pokoju, obiecuję, że Twój koniec w tej szkole będzie szybszy, niż początek – odezwał się Jang zachrypniętym głosem.

Moje ciało natychmiast stanęło w miejscu. Z przyśpieszonym oddechem i szybko poruszającą się klatką odwróciłam się za siebie. Jang przez chwilę popatrzył na mnie niewzruszony, po czym zajął jeden z foteli. Oparł głowę o zagłówek, a ręce ułożył na oparciach. Wyglądał niczym władca.

Z tym jego lodowatym tonem głosu przypominał go nawet za bardzo.

– Czy ty mi grozisz? – Zdziwiłam się, marszcząc brwi.

– Ostrzegam.

– Jesteś popieprzony!

– Słyszałem w życiu już gorsze obelgi – wzruszył ramionami. – Zgodziłaś się na zakład, więc nie możesz stąd wyjść dopóki, dopóty nie podpiszesz wszystkich dokumentów – Stwierdził pewnie, wskazując dłonią na fotel naprzeciwko niego.

Och. To... nawet miało sens.

Czy pozostało mi jakiekolwiek inne wyjście? Prawdopodobnie nie. Czy istnieje opcja, że za kilka minut nie dam rady się powstrzymywać i uduszę tego gościa z zimną krwią, jeśli nadal będzie tak cholernie nonszaleńczy? Zapewne tak.

Ale zawsze doprowadzam wszystkie sprawy do końca.

Westchnęłam zrezygnowana i posłusznie usiadłam na wskazanym przez Janga miejscu. Założyłam nogę na nogę, ręce splotłam na piersi, wygodnie oparłam się o zagłówek i narzuciłam na twarz swoją popisową obojętności. Zaraz za mną miejsca zajęli Ivan z Masonem.

– Czyli należycie do Samorządu Uczniowskiego? – Zapytałam, znów rozglądając się po pomieszczeniu.

– Jak widać – odparł chłodno Mason.

– I ilu macie członków? – kontynuowałam, starając się odwlec moment podpisywania dokumentów, czymkolwiek to miało być.

Cała czwórka popatrzyła na siebie przelotnie, po czym, niemal równocześnie spojrzeli na mnie z rozbawieniem i niedowierzaniem naraz.

– Czterech – odpowiedział Elliot, śmiejąc się pod nosem.

– Tylko wy należycie do Samorządu? – Zamrugałam oszołomiona.

– Timothy zamiast współpracować, prawdopodobnie wykończyłby każdego. Psychicznie lub fizycznie, więc nie przyniosłoby to żadnych pozytywnych skutków – stwierdził pewnie Ivan.

– Trudno się nie zgodzić – odpowiedział Jang z jawną fascynacją.

To naprawdę nie jest szkoła, tylko zakład dla obłąkanych.

– Okej, wydruk gotowy – poinformował Elliot, wstając od biurka.

Nachylił się i położył na stoliku cztery kartki. Dwie dla mnie i dwie dla bruneta.

Z szybko bijącym sercem, wyciągnęłam dłoń po pierwszą z kartek. Starałam się przy tym nie pokazać, jak bardzo drżą mi dłonie.

Właśnie miałam się dowiedzieć, jakiego zakładu postanowiłam się podjąć w celu uchronienia Simona. I to była jedna z najbardziej stresujących chwil w moim dotychczasowym życiu.

– Oświadczenie? A gdzie zakład? – Zdziwiłam się, widząc jedno z pierwszych słów zapisanych u góry kartki.

– Najpierw musisz podpisać wszystkie formalności, żebym mógł Ci powiedzieć o wyzwaniu – powiedział rozkazującym tonem Jang.

– Widzę, że w zaskakująco skrupulatny sposób przeprowadzacie procesy egzekucyjne swoich przyszłych ofiar – stwierdziłam ironicznie, zerkając ponownie na kartkę.

– Staramy się – odpowiedział poważnie brunet.


San Francisco, 11.09.2017 r.

Oświadczenie o przystąpieniu do Próby Czasu

Ja, niżej podpisana, Aurora Flora Freeman, oświadczam, że dobrowolnie i w pełni świadomie podjęłam decyzję o przyjęciu zakładu Timothy'ego Haru Janga. Tym samym zrzekam się prawa do wniesienia odwołania od warunków wyzwania ustalonych przez ww. Zostałam również pouczona, że z dniem podpisania niniejszego oświadczenia wskazana wyżej decyzja staje się ostateczna i prawomocna.

Oświadczam również, iż:

1) ponoszę całkowitą odpowiedzialność za wszelkiego typu potencjalne urazy i szkody na zdrowiu psychicznych oraz fizycznym

2) ww. nie ponosi żadnej odpowiedzialności za szkody wynikające z mojego świadomego działania lub zaniechania oraz nieszczęśliwych wypadków i jest zwolniony ze wszelkich roszczeń.

3) zapoznałam się z wszelkimi zasadami i procesem przeprowadzania zakładu, tym samym nie wnosząc żadnych przeciwskazań do przebiegu ani późniejszym jego elementów.

...............................................

Podpis


– Jaka Próba Czasu? Myślałam, że to miał być zakład – odezwałam się zestresowana po przeczytaniu całego oświadczenia.

– Och, nie przejmuj się. To tylko taka formalna nazwa – odparł obojętnie Mason, machając dłonią.

Czyżby? Od kiedy w tym miejscu istniały rzeczy, które były "tylko" czymś?

Ignorując swoje przeczucie, sięgnęłam po drugą kartkę.


San Francisco, 11.09.2017 r.

Zasady obowiązujące w Próbie Czasu

Osoba proponująca Próbę Czasu ma pełne prawo wymyślić przebieg zakładu.

W Próbie Czasu zabronione są wyzwania uwzględniające potencjalne próby samobójcze lub morderstwa, pozostałe czyny i zachowania są dozwolone.

Sposób przeprowadzenia zakładu zostanie przedstawiony przez Wyzywającego nie później, niż dziesięć minut przed jego rozpoczęciem.

Aby uchodzić za zwycięzcę Próby Czasu, należy bezwzględnie wygrać.

Osoba przegrywająca zobowiązuje się spełnić jedno życzenie zwycięzcy.

"Wpisowa" stawka zakładu jest niemożliwa do ruszenia – stanowi wyłącznie czynnik zachęcający do udziału i nie może zostać w żadnym celu wykorzystana.


.........................................

Podpis Wyzywającego 

.........................................

Podpis Przyjmującego


Nawet nie wiem, jak miałam skomentować coś takiego.

Psychoza? Bezwzględna władza? Nuda?

– Rano miałem zamiar schować do szafki list ze wstępnymi informacjami, ale pech chciał, że się spotkaliśmy i cała otoczka tajemniczości wyparowała – Jang westchnął z udawanym rozgoryczeniem.

Oniemiała, uniosłam głowę znad kartki, patrząc otępiałym wzrokiem na chłopaka, który wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki czarną kopertę i położył na stole. Przysunął ją w moim kierunku, wskazując dłonią, abym otworzyła.

Spojrzałam najpierw na kopertę, potem na chłopaka i tak jeszcze kilka kolejnych razy. Naprawdę sądziłam, że to jeden wielki żart. Jednak ani Jang, ani pozostała trójka się nie śmiała. Po tej niezwykle niezręcznej chwili, wzięłam w obie dłonie czarną kopertę i znów spojrzałam na bruneta. Przyglądał mi się z zaciekawieniem kiwając zachęcająco głową, którą podpierał na dłoni.


Auroro Floro Freeman,

niezmiernie nam przykro, że nie doszliśmy do porozumienia. Jednocześnie cieszymy się, że podjęłaś próbę zakończenia konfliktu, zgadzając się na przyjęcie zakładu. Mamy nadzieję, że czujesz się zaszczycona, gdyż, od momentu rozpoczęcia naszej działalności, stajesz się pierwszą kobietą, doznającą zaszczytu honorowego zmierzenia się z jednym z nas.

Zapewne zastanawiasz się, na czym będzie polegał zakład. Jak już zapewne jesteś tego świadoma, kartę otwierającą Próbę Czasu stanowi życie Twojego chłopaka. A jak dokładnie będzie wyglądał przebieg wydarzenia? Już śpieszymy z wyjaśnieniami!

Zwycięstwo smakuje najlepiej wtedy, kiedy pokonasz przeciwnika na jego własnym terenie. Słyszeliśmy, że jesteś obiecującą sprinterką, dlatego załóżmy się o to, kto lepiej biega. Twoje terytorium, nasze warunki. To wszystko. A osobą, z którą będziesz walczyć o swoje dobre imię, jest Timothy Jang.

Wkrótce otrzymasz przedmiot, który pozwoli Ci uzyskać więcej szczegółów odnośnie podejmowanej Próby Czasu, w tym daty przedsięwzięcia. Niepojawienie się na czas jest równoznaczne z poddaniem się, czyli naszą wygraną.

Powodzenia,

Stowarzyszenie TIME.


– Stowarzyszenie TIME? Co to? – Zapytałam skołowana, kończąc czytać ostatnie słowa listu.

– Nie co, a kto – odezwał się Mason.

– To my – dołączył Elliot.

– Jesteśmy założycielami stowarzyszenia – powiedział nieco marudnie Ivan.

– I stanowimy fenomen czasu – dodał z dumą Jang. – A teraz Stowarzyszenie TIME wystawia Cię na Próbę Czasu, Panno Freeman. 

*******

Ja tak tylko chciałabym powiedzieć, że jestem wręcz zakochana w nowej wersji tego rozdziału i nawet nie wyobrażacie sobie, jaką bombę przygotowałam na kolejne rozdziały hehe

#dalvatime #dalvaTOL

tiktok i twitter: autorkadalva

Link do playlisty: https://open.spotify.com/playlist/41AEObikP7mgGO49p4sOZM?si=80867b29b9f247d7

Continue Reading

You'll Also Like

232K 7K 54
Maeve straciła rodziców w wieku dziesięciu lat. Wychowali ją dziadkowie, a po ich śmierci przeprowadza się do nielubianej ciotki do Los Angeles, zost...
28.1K 654 22
Siedemnastoletnia Aurora Evans jest kochającą czytać romanse blondynką o błękitnych oczach. Dziewczyna od lat jest zakochana w starszym o trzy lata b...
116K 2.9K 30
Nastolatka z bogatej rodziny skrywa pewien sekret przed światem. Pewnego dnia jej rodzice wyjeżdżają. Zaniepokojeni o nią zatrudniają jej ochroniarza...
202K 20.3K 18
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...