TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

By autorkadalva

248K 6.4K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

19. Nietypowa piłeczka golfowa

4.3K 135 42
By autorkadalva

Od trzech godzin obserwowałam z meleksa czwórkę grających chłopaków i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wszyscy się ich boją. Tak, to prawda, że ich chłodne spojrzenia potrafią przeszyć duszę i pozostawić z niej jedynie marne strzępy, ale kiedy nie patrzą w Twoim kierunku, są neutralnie nastawieni lub się nie odzywają, to wydają się normalni.

Jednak normalność, to pojęcie względne.

Ale określenie „wydawać się" dotyczy, co najwyżej, dużej dozy prawdopodobieństwa, nie czegoś w stu procentach prawdziwego. Pozory często mylą. A ja przekonałam się o tym wiele razy. Właśnie dlatego nie ufam ani plotkom, ani własnemu, pierwszemu spostrzeżeniu.

A nawet dziesięciu następnym.

Na recepcji przechwalali się, że grają od siódmego roku życia, tymczasem żaden z chłopaków nie potraktował na poważnie ani jednego dołka. Jedynie wygłupiali się, przepychali, wyrzucali piłki, gdzie popadnie i robili sobie na złość, co często kończyło się na drobnych przepychankach. Momentami czułam się tak, jakbym usiadła na ławce w zoo i od kilku godzinach patrzyła na rodzinę małp.

Nawet najdorodniejszy szympans Jang wydawał się rozluźniony. Chociaż będąc w na pozór, neutralnym nastroju, wciąż biła od niego mroczna aura. Tajemniczość i coś, co wprawiało innych w niepokój i zakłopotanie.

Jego nie da się przestać bać.

– Jak Twoja noga? – Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Ivana, który do mnie podszedł.

To były pierwsze tego dnia słowa, które skierował bezpośrednio do mnie. Ze swoimi przyjaciółmi też raczej nie rozmawiał zbyt wiele. Grał, przytakiwał, gdy któryś z nich coś mówił, śmiał się, gdy robili to pozostali, ale sam z siebie wnosił do relacji i rozmowy zaledwie kilka procent.

Był cichy, ale wzbudzał we mnie największą sympatię.

Czasami miałam wrażenie, że patrzę na samą siebie.

– Całkiem nieźle – stwierdziłam obojętnie.

– Tydzień temu nie wyglądało nieźle. To przez trening, czy uraz po spotkaniu z jeziorem? – Kontynuował, siadając obok.

– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Może jedno i drugie po trochu, dodając do tego uciekanie przed Twoim przyjacielem – wzruszyłam ramionami. – Najważniejsze, że jest lepiej. Dzięki, że pytasz – odwróciłam głowę w stronę Ivana, posyłając niewielki uśmiech.

– Skoro jest lepiej, to dlaczego masz słaby humor? – Zadał kolejne pytanie, obserwując poczynania przyjaciół.

Jakim cudem zauważył? Przecież udawanie wychodziło mi świetnie. Prawdopodobnie patrząc na siebie w lustro, z wyćwiczonym wyrazem obojętności, sama sobie bym uwierzyła. Wierzył każdy, więc dlaczego nie Ivan?

Szatyn, nie otrzymując od razu odpowiedzi, również przeniósł na mnie wzrok. Przez dłuższą chwilę obserwowaliśmy w skupieniu swoje twarze. Zastanawiałam się nad odpowiedzią na jego pytanie i nad tym, jak można wyglądać tak idealnie. Czarna koszulka polo z Lacoste doskonale opinała jego mięśnie, a jeden odpięty u góry guzik wraz z artystycznym nieładem na głowie, dodawały mu jeszcze większego uroku.

Najpiękniejsze były jego mieniące się tęczówki. Wcześniej orzechowe odcień był nieco przygaszony, teraz stał się jaśniejszy, głębszy. Oczy Ivana przypominały jesienny lat, do którego, przez gałęzie drzew, wdzierały się pojedyncze promienie zachodzącego słońca.

– Nie mam słabego humoru. Jestem zmęczona, to wszystko – wyjaśniłam, po części kłamiąc. – A jeśli masz na myśli mój wyraz twarzy, zawsze przypomina minę Shreka zmuszonego do opuszczenia swojego bagna – dodałam równie poważnie.

Ku mojemu zdziwieniu, Ivan się roześmiał.

– Jesteś zabawna – stwierdził rozbawiony.

Dla mnie najlepszym, najprzystojniejszym facetem, będzie zawsze Simon. W końcu jest moim chłopakiem. Ale przypuszczam, że każda osoba będą wtedy na moim miejscu, śmiało powiedziałaby, że Ivan Kelly wyglądał naprawdę uroczo. Tak beztrosko.

– Skąd pomysł na ściągnięcie mnie, na pole golfowe? – Zmieniłam szybko temat, aby uniknąć dalszych pytań o mój słaby humor.

– Nie mam pojęcia. Nasza trójka naprawdę nie miała z tym nic wspólnego – chłopak na chwilę się zamyślił, po czym dodał – Timothy znowu coś wymyślił, ale nikt z nas nie ma pojęcia, co. Bądź ostrożna – ostrzegł, wracając do wcześniejszej powagi.

– Dzięki, że w jakiś sposób znów próbujesz mi pomóc – przyznałam szczerze.

– Przecież mówiłem, że nie jestem dupkiem. Chociaż pewnie mogę na takiego wyglądać – stwierdził, na co cicho się zaśmiałam. – Chętnie pomogę, i ile nie będzie to zakłócać mojej relacji z Timothym. I nie wygadasz się, co do naszego pierwszego spotkania – powiedział, mierzwiąc włosy na czubku mojej głowy. 

– Hej, gołąbeczki! Może zechcecie dołączyć do reszty swojego stada!? – Krzyknął w naszym kierunku Mason.

Małpy też żyją w stadach. Tak tylko chciałam to podkreślić.

– Mam iść do nich razem z Tobą? – zdziwiona wskazałam palcem najpierw na siebie, potem na pole golfowe.

– Jeśli chcesz – odpowiedział, zmierzając w stronę swoich przyjaciół.

Wciąż wpatrywałam się w cztery postacie przede mną, mając kompletny mętlik w głowie. Praktycznie się nie znaliśmy, a jeden z nich zapewne chciałby urwać moją głowę i powiesić ją na drążku dołka, zastępując czerwoną chorągiewkę. Następny natomiast zachowuje się tak, jakby startował w plebiscycie „prywatny ochroniarz Aurory Freeman".

Mam nadzieję, że jeden bohater będzie wystarczający. Nie mam zamiaru dać królowi szympansów powodów do myślenia, że się go boję.

Oczywiście, że się boję, ale on nie musi o tym wiedzieć.

Nie zastanawiając się dłużej, poszłam w ślady Ivana i po chwili stałam obok dwunastego tee.

– Może zechcesz z nami zagrać? – powiedział, ku mojemu zdziwieniu, Jang.

Nie tylko mnie zaskoczyły słowa bruneta. Pozostała trójka pracowników z klubu patrzyła na mnie tak, jakby mieli ochotę przywalić mi kijem golfowym. Nie mogłam się im dziwić. W końcu od trzech godzin nosili torby z kijami, a ja tymczasem wykonywałam polecenie Janga, polegające na siedzeniu.

Też byłabym wściekła.

– Już mówiłam, że nie potrafię – odpowiedziałam niepewnie.

– Mogę Cię nauczyć, będziemy grać razem – zaproponował Ivan. 

– Chyba śnisz – prychnął chłopak z czarnymi oczami. – Ja zaproponowałem grę, więc ja ją nauczę.

– Przecież nawet nie zapytałeś się, czy chce, żebyś ją uczył.

– A kto by nie chciał?

– Ja bym nie chciała – powiedziałam, bardziej pytając, niż stwierdzając.

Wood i Davis zaczęli cicho rechotać, Kelly uniósł jeden kącik ust, natomiast Jang zaczął przypominać parowóz.

– Jak to, kurwa, nie chcesz!? – zirytował się chłopak.

– Nie chcę umierać w tak młodym wieku po tym, jak stracisz cierpliwość na uczeniu mnie i wbijesz w tętnicę szyjną końcówkę od kija – wzruszyłam ramionami. – Jeśli Ci nie odpowiada, żeby uczył mnie któryś z Twoich kolegów, to podziękuję za naukę – odparłam tym razem pewna swego.

Jang jedynie machnął ręką i odszedł na bok, mrucząc pod nosem niezrozumiałe dla mnie słowa.

Cała reszta uznała to za znak, że chłopak się zgodził, więc przystąpiliśmy do wspólnej gry. W każdym razie oni grali. Ja jedynie się kaleczyłam i ośmieszałam. Po trzydziestu minutach oni również przestali grać. Byli zbyt pochłonięci wyśmiewaniem moich poczynań.

Twarz paliła mnie od zażenowania.

– Przestańcie się ze mnie śmiać! – Jęknęłam speszona, spuszczając głowę, aby zamaskować zawstydzenie.

– Nigdy w życiu nie widziałem kogoś tak słabego w golfa – powiedział przez łzy śmiechu Elliot.

– Jakieś siedem razy pokazywałem Ci, jak powinnaś trzymać kij i jak się nachylić do uderzenia, a nadal nie łapiesz – krytykował mnie Ivan, próbując nie wybuchnąć śmiechem.

– Mogę się założyć, że jesteś najmniej umiejętnym pracownikiem z całego klubu. Jakim cudem dostałaś pracę? – Zapytał Mason, starając się zamaskować rozbawienie.

– Takim, że szybko biegam, a w restauracji potrzebowali kogoś zwinnego do obsługi stolików. Manager nie był przekonany, bo nie miałam żadnego doświadczenia, ale odpowiedziałam mu: „I'll give it all I got, that is my plan" – powiedziałam, nieznacznie naśladując ruchy Zaca Efrona z konkretnego fragmentu piosenki z High School Musical 2.

Mason i Ivan przestali powstrzymywać śmiech. Ja jednak zwróciłam uwagę na wciąż obrażonego Janga, który stał przy meleksie i nie uczestniczył w grze. Jedynym bodźcem zewnętrznym, jaki wykazywał, było kiwanie głową z pogardą i zażenowaniem. O dziwo, to nie Jang, a Elliot, wpatrywał się we mnie z najbardziej nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Czy ty zacytowałaś na rozmowie o pracę fragment Bet On It? – Zapytał, a jego oczy zaczęły świecić niczym milion małych gwiazdek na niebie.

– Tak? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

Nie. Oczywiście, że tego nie zrobiłam. To był żart, nic więcej. Jestem za bardzo nieśmiałą i szanującą się osobą, by zrobić coś takiego na rozmowie o pracę. Zostałam kelnerką, bo udowodniłam Thomasowi, jak szybko potrafię obsługiwać klientów.

Ale to, że byli w stanie uwierzyć w taką sytuację... Że gdzieś pojawiała się u nich myśl, że jestem tego typu rozluźnioną i pewną siebie osobą... To było miłe.

A moja praca już zawsze będzie mi się kojarzyć z filmem Disneya.

Wood momentalnie znalazł się przy mnie, splótł nasze dłonie i zaczął radośnie podskakiwać, zmuszając mnie do tego samego. 

– Od dzisiaj jesteś moją najlepszą przyjaciółką! – Krzyczał entuzjastycznie z wielkim uśmiechem na twarzy.

– A co ze mną!? – Mason, dotknięty słowami Latynosa, ułożył dłoń na piersi.

Elliot nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, bo w chwili otwierania ust na jego ramieniu znalazła się ręka Janga, a chłopak został odepchnięty do tyłu. 

– Dlaczego ty musisz być takim jebanym idiotą!? – Wykrzyczał brunet. – Widziałeś, jak tydzień temu przewróciła się na bieżni i nie mogła chodzić, a teraz skaczesz z nią jak jakiś pierdolony kangur! – Z każdym słowem jego głos stawał się głośniejszy.

Elliot wytrzeszczył oczy, szybko pokiwał głową, jakby otrząsnął się z letargu i przejęty, znów do mnie podbiegł.

– Tak bardzo Cię przepraszam! Kompletnie o tym zapomniałem. Nie chciałem zrobić Ci krzywdy – mówił przejęty.

A jego zmartwienie wydawało się naprawdę szczere. Dlaczego?

– Spokojnie, to nic takiego – delikatnie się uśmiechnęłam, starając się dodać chłopakowi otuchy. – Z nogą już wszystko w porządku.

– Masz więcej szczęścia niż rozumu! – Wytykał mu dalej Jang.

– Och, daj już spokój – przerwałam mu. – Nic się nie stało, więc nie krzycz na swojego przyjaciela – odezwałam się do bruneta nieco płochliwie.

– Aurora ma rację. Przecież Lio nie zrobił tego celowo – dodał Mason.

– Nie rób zamieszania, nikt nie chce mieć problemów, a my nie chcemy być wyrzuceni z trzeciego klubu – powiedział poważnie Ivan.

Nawet bym nie przypuszczała, że ktoś tak uroczy, może mówić w tak oziębły sposób, bez najmniejszego cienia emocji.

– Pierdolcie się – podsumował i ruszył w stronę głównego budynku klubu.

Gdzie się podziała kultura wypowiedzi, o której sam wcześniej wspominał? 

Gdyby twarz Janga była piłeczką golfową, byłabym mistrzem w tym sporcie.

Nikt się już nie odezwał. Przez dobre kilkanaście minut panowała między nami cisza, zagłuszana jedynie śpiewem ptaków i płynącym w oddali strumykiem. Pozostała trójka wykonała jeszcze kilka uderzeń, decydując się w końcu na schowanie sprzętu.

Atmosfera stała się na tyle sztywna, że jednogłośnie postanowiliśmy zakończyć dzisiejszą rozgrywkę. Mason wraz z asystentami udał się do szatni na meleksie, tłumacząc, że jest zmęczony i nie ma zamiaru chodzić. Ja z Ivanem i Elliotem zdecydowaliśmy się na spacer.

Zastanawiałam się, czy tylko ja czuję się dość niezręcznie w nich towarzystwie, czy oni mają dokładnie takie same odczucia.

– Ej, Aurora – powiedział Wood, odwracając się twarzą do mnie i idąc tyłem. Posłałam mu pytające spojrzenie, bo nie rozumiałam, skąd nagle w chłopaku taki przypływ energii. – „I'm not gonna stop, that's who I am. I'll give it all I got, that is my plan. When I find what I lost. You know you can. Bet on it, bet on it, Bet on it, bet on it." – wczuł się, śpiewając tekst tej samej piosenki, o której wcześniej wspomniałam.

Muszę przyznać, że śpiewający i tańczący do piosenki Disneya Elliot Wood, był niemal tak uroczym widokiem, jak Ivan Kelly mówiący, że mi pomoże.

Zarówno ja, jak i Kelly parsknęliśmy śmiechem i z rozbawieniem obserwowaliśmy tańczącego szatyna o zielonych oczach.

Resztę drogi spędziliśmy na słuchaniu śpiewu Wooda. Ivan, podobnie jak ja, wydawał się wstydliwy w takich kwestiach, jak publiczne śpiewanie, więc jedynie słuchaliśmy, co jakiś czas się podśmiechując.

Kto by przypuszczał, że golf potrafi zbliżać do siebie ludzi? Na pewno nie ja.

– Możemy porozmawiać?

Wchodząc do budynku, usłyszałam poważny głos Janga, który, jak się okazało, opierał się o ścianę niedaleko drzwi.

– Ale mnie wystraszyłeś – sapnęłam zlękniona, kładąc dłoń na klatce piersiowej.

– To poczekaj, aż faktycznie będę miał na celu wystraszenie Cię – odparł chłodno.

– To my może sobie pójdziemy – powiedział speszony Wood, drapiąc się po głowie. – Żegnaj, nowa przyjaciółko, mam nadzieję, że jakoś przeżyjesz i jeszcze się spotkamy – dodał szybko, łapiąc za nadgarstek stojącego obok Ivana i zaczynając go ciągnąć do szatni.

Ma nadzieje, że jakoś przeżyję?

Doprawdy uroczo.

– Pisałem do Ciebie po naszym sobotnim spotkaniu. I przez cały kolejny tydzień – stwierdził ze swoim specyficznym dla siebie, zachrypniętym głosem bez emocji.

– Chyba chciałeś powiedzieć, po Twoim najściu – poprawiłam chłopaka, na co ten przewrócił oczami. – Nie mam telefonu.

– W tych czasach każdy ma numer. I nie próbuj mi wmawiać, że miałem zły numer, bo, podobnie jak Twój adres zamieszkania, wziąłem go ze sekretariatu – wyjaśnił, jakby nie było w tym niczego dziwnego.

– Mogłam się tego spodziewać – założyłam ręce na piersi, kiwając głową z niedowierzaniem. – Powiedziałam, że nie mam telefonu, w znaczeniu fizycznego urządzenia, a nie, że nie mam numeru. Nie chcesz, nie musisz wierzyć – powiedziawszy to, ruszył w stronę szatni pracowniczej z zamiarem ubrania wcześniejszego stroju i wrócenia na recepcję.

Do końca mojej zmiany została jeszcze godzina, więc zamierzałam dokończyć swoje zadania. Jang najwidoczniej miał zupełnie inne plany. Po zaledwie kilku wykonanych krokach złapał mnie za przedramię i pociągnął, zmuszając do skierowania twarzy w jego stronę.

– Pisałem, żeby zapytać, czy raczyłabyś spłacić swój dług i oddać moje ubrania.

– W jaki sposób miałabym niby spłacić dług?

– W taki, że pojechałabyś ze mną w pewne miejsce. Jutro – odpowiedział bez chwili namysłu.

Mrugałam szybko, a moje usta lekko się rozchyliły. Dlaczego miałam wrażenie, że ten dupek albo zaprosił mnie na randkę, albo na wycieczkę krajobrazową w poszukiwaniu dogodnego miejsca na zabicie mnie?

– Mam jutro trening, nie dam rady – powiedziałam, gdy w końcu wyrwałam się z amoku.

– Masz zwolnienie.

– Chodzę na każdy trening, żeby pokazać, że mi zależy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Zatem wtorek? – Ponowił próbę.

– Mam treningi codziennie po lekcjach. Dlaczego nie mogę Ci ich oddać przed lekcjami, albo na którejś przerwie?

– Weekend? – Upierał się dalej przy swoim, ignorując moje pytanie.

– W weekendy pracuję.

Wyprowadzony z równowagi, uwolnił moje ramię z uścisku i odszedł w stronę szatni VIP. Oczywiście, żeby podkreślić swoją złość, trzasnął za sobą drzwiami.

Rozwydrzony dzieciak.

Piętnaście minut później byłam przebrana w uniform recepcjonistki, dokonując ostatnich poprawek przy kucyku. Miałam zamiar wychodzić z pomieszczenia, gdy do środka wszedł Thomas.

– Właśnie szłam na recepcję, z zamiarem dokończenia zmiany – wyjaśniłam, nim zdążył mi cokolwiek zarzucić.

– To nie będzie konieczne – odpowiedział poważnie.

– Och, w porządku. W takim razie odpracuję tę godzinę w następny weekend – zaproponowałam.

– To nie będzie konieczne, bo już tutaj nie pracujesz – dopowiedział do wcześniejszego zdania.

– Co!? – wykrzyczałam zdziwiona. – Przecież niczego nie zrobiłam!

– Nasz klient wniósł na Ciebie skargę. Podobno nie potrafisz prowadzić kulturalnych rozmów, nie pomogłaś absolutnie w niczym na polu golfowym, urządziłaś sobie partyjkę gry, zamiast asystować i na dodatek masz zerowe pojęcie o zasadach i grze – wymieniał skargi, wyliczając każdą na palcach.

– Bo jestem kelnerką, a nie Caddy! – wyrzuciłam ręce w powietrze. – Mówiłam Ci, że nie potrafię grać, a klient sam poprosił mnie o takie, a nie inne, zachowanie. Sam mówiłeś, że dużo płaci i nie można mu niczego odmówić – kontynuowałam zrozpaczona.

– Tak, może i masz rację – zastanowił się przez chwilę. – Ale, tak jak mówisz, nie można im niczego odmówić. A klient kazał Cię zwolnić, więc właśnie to robię – wyjaśnił. – Nie miej do mnie żalu, Auroro. Zostaw uniformy w swojej szafce, a wszystkie klucze zostaw na recepcji – chwilę później Thomasa nie było już w pomieszczeniu.

Golf jednak nie zbliża ludzi. Przez krwiopijcę Janga wyleciałam z pracy i zostałam z niczym. Dlaczego małpy są chamskimi dupkami!?

Załamana, siedziałam w szatni prawie czterdzieści minut i nieustannie płakałam. Nawet gdy starałam się poprawić rozmazany makijaż, nowe łzy od razu go psuły. To nie mogło dziać się naprawdę. Przecież byli tacy mili. A przynajmniej niektórzy z nich. Jakim cudem dałam się nabrać?

W końcu zrezygnowałam z poprawiania wyglądu, pięć minuty później wychodząc przed sporych rozmiarów bramę. Podnosząc głowę, od razu dostrzegłam połyskujące w słońcu kosmyki czarnych włosów. Chłopak również mnie zauważył, bo skierował na mnie wzrok i cynicznie się uśmiechnął.

Szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę z zamiarem wyrwania mu tych wszystkich kłaków i wsadzenia ich do jego gardła, żeby mógł się udławić. Gdy byłam jakieś pięć stóp od stojącej, przy samochodach, czwórki, znów usłyszałam jego, ociekający wyższością, głos.

– Skoro już nie pracujesz w weekendy, to rozumiem, że zgadzasz się na spotkanie? – popatrzył arogancko, przejeżdżając językiem po zębach.

– Dlaczego to zrobiłeś? Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? – wychrypiałam ze ściśniętym gardłem.

– Dlaczego to zrobiłem? – Powtórzył po mnie, przykładając palec do podbródka. – Być może dla zabawy – bardziej zapytał, niż stwierdził.

Niewiele myśląc, z napływającymi do oczu łzami, ruszyłam w jego kierunku, wymijając pozostałą trójkę i z całej siły spoliczkowałam Janga. Dla większego efektu, nim brunet zdążyłam zarejestrować, co się właśnie stało, uderzyłam go w drugi policzek.

Przynajmniej będzie równo puchło.

– Przestań ze mnie drwić! I naucz się przyjmować odmowę, dupku! – Wykrzyczałam prosto w jego twarz, na co on jedynie uniósł prowokująco brew.

– Aurora? – Usłyszałam za plecami tak dobrze mi znany głos, a stojący przede mną chłopak od razu przestał się uśmiechać.

Szybko się odwróciłam i dostrzegłam stojącego w szoku Simona. Nie miałam jednak czasu analizować, co tutaj robił. Żwawym krokiem podeszłam do swojego chłopaka, złapałam go za rękę i zaczęłam prowadzić w stronę przystanku autobusowego.

– Panno Freeman, kim jest ten koleś? – Usłyszałam ponownie głos za swoimi plecami, który, tym razem, należał do najbardziej znienawidzonej przeze mnie osoby.

– Nie twój pieprzony interes! – Wykrzyczałam, nie zatrzymując się.

Zatrzymał mnie jednak Simon, odwracając nasze ciała jednym pewnym ruchem w kierunku stojącej niedaleko czwórki psycholi.

– To ja powinienem zapytać, kim ty jesteś? – odezwał się poirytowany blondyn.

– Kimś niezwykle ważnym w tym mieście – powiedział Jang, nie ukrywając dumy, robiąc przy tym zamaszysty ruch dłonią. – A ty? – Zainteresowany uniósł jedną brew.

– Jej chłopakiem. Jak widać – wyjaśnił, podnosząc nasze splecione dłonie.

– W zasadzie, to nie widać – zadrwił Jang. – Czyli to dlatego nie zgodziłaś się na spotkanie? Nie przez swoją pracę, tylko przez związek z kimś nic nieznaczącym? – Odezwał się, patrząc mi w oczy.

– Idziemy – zignorowałam pytania widocznie rozjuszonego Janga, ponownie ruszając ze swoim chłopakiem we wcześniej obranym kierunku.

Odeszliśmy na spory dystans, ale jestem niemal pewna, że przed piskiem opon usłyszałam słowa „pożałuje tego", wypowiedziane przez Janga.

Zabrzmiało to niczym klątwa rzucona przez szamana lub słowa psychopaty chwilę przed dopadnięciem kolejnej ofiary. Timothy Jang zapewne był tymi dwoma przypadkami jednocześnie.

Tak, może i szybko zaczęłam żałować, że znowu dałam doskonały powód do tego, aby Jang był na mnie wściekły. Już wcześniej bałam się tego, do czego może być zdolny, ale teraz naprawdę nie chciałam być sobą. Zadzieranie z ludźmi jego pokroju nigdy nie kończyło się dobrze. Ale i tak mam satysfakcję, że go spoliczkowałam. Może i nie był to czyn wart mojej ściętej głowy, ale i tak chętnie dałabym mu w twarz po raz trzeci. 

*******

#dalvatime #dalvaTOL

tiktok i twitter: autorkadalva

Link do playlisty: https://open.spotify.com/playlist/41AEObikP7mgGO49p4sOZM?si=59c3162f76254314

Continue Reading

You'll Also Like

47.5K 2K 10
Siedemnastoletnia Suzanne ma na ten moment w swoim życiu jeden, główny cel: wygrać w konkursie, który umożliwi jej studiowanie na Octave - prestiżowe...
232K 7K 54
Maeve straciła rodziców w wieku dziesięciu lat. Wychowali ją dziadkowie, a po ich śmierci przeprowadza się do nielubianej ciotki do Los Angeles, zost...
54.3K 1.6K 46
Mitchie Torres od zawsze kochała taniec ponad wszystko. Razem z dwójką swoich najlepszych przyjaciół, Moosem i Mackenzie uczęszcza do studia ,,to dan...
47K 1.1K 41
"Pragnęłam go. Wszystkiego, co z nim związane. Jego demonów, zranionej duszy, jego ust na moim ciele. Ust, które paliły mnie, ściągając na mnie piekł...