TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE

By autorkadalva

274K 7.3K 1.4K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ
TIME nie tylko w San Francisco, ale również na papierze

17. Sztuczna uprzejmość

4.8K 161 20
By autorkadalva

Babcia Rose zmierzyła spojrzeniem Janga. Po dłuższym namyśle jedynie przytaknęła i zostawiła naszą dwójkę, informując, że wróci do Ruby i za dziesięć minut skończą zakupy, więc po rozmowie mam podejść do kasy.

– Co ty tutaj robisz? – Zapytałam zirytowana.

– Aktualnie stoję.

– Chodziło mi o to, co robisz tutaj, w tym konkretnym miejscu, w tym samym markecie – wyjaśniałam dobitniej.

– Ale po co od razu te nerwy? – Zapytał z cynicznym uśmieszkiem. – Jak zapewne widzisz, robię zakupy.

– Zapewne nie widzę, bo nie masz ze sobą ani wózka, ani żadnego produktu spożywczego w ręce – zauważyłam.

– Przyszedłem tylko po alkohol. Właśnie tam szedłem – wyjaśnił obojętnie.

– Mam uwierzyć, że ktoś z elitarnego świata kupuje alkohol w markecie? W dodatku ktoś niepełnoletni? – Spojrzałam podejrzliwie na bruneta.

– Panno Auroro Freeman, nie w moim interesie leży przekonywanie Cię do czegokolwiek. Jeśli nie wierzysz w prawdziwość moich słów, to jest to tylko i wyłącznie Twój problem – odpowiedział, teatralnie zerkając na swoją dłoń.

– Śledziłeś mnie, prawda?

– To dość niekulturalne, by rzucać tak poważne oskarżenia – wzruszył ramionami.

– Szpiegowanie jest równie niekulturalne – odbiłam piłeczkę. – Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?

– Nie wiedziałem. Jak mówiłem wcześniej, przyszedłem coś kupić, a Ciebie dostrzegłem przypadkiem.

– Nie wierzę w przypadki – powtórzyłam to, co powiedziałam wczoraj na stołówce.

– A szkoda. Makabryczne przypadki losu zdarzają się częściej niż myślisz – odparł poważnie, wkładając dłonie w kieszenie materiałowych spodni.

Śledzenie mnie też zalicza się pod makabryczny przypadek?

– Dlaczego mnie śledziłeś? – Zapytałam nieco głośniej.

– Stoję obok i mam w pełni sprawny słuch, więc naprawdę nie musisz podnosić głosu, Panno Freeman – zmrużył oczy lekko poirytowany.

– Co tutaj robisz, Paniczu Jangu? – powiedziałam ciszej przez zaciśnięte zęby, naśladując ton wypowiedzi chłopaka, po czym sztucznie się uśmiechnęłam.

Brunet jedynie przewrócił oczami i przez dłuższą chwilę uważnie obserwował moją twarz.

– Może zaprosisz tego młodego człowieka do domu na herbatę? – Usłyszałam radosny głos babci.

Zdezorientowana odwróciłam się w kierunku usłyszanego głosu. Babcia Rose wychyliła głowę zza regału, chwilę później pokazując resztę ciała. Pewnym, niemal tanecznym krokiem, ruszyła w naszą stronę.

Co ona wyprawia!?

Chce wpuścić wroga do mojego bezpiecznego azylu?

– Młody człowiek musi zrobić zakupy – dobitnie podkreśliłam ostatnie dwa słowa.

– Niegrzecznie byłoby odmówić po tym, jak dostałem zaproszenie od starszej osoby – stwierdził dumnie Jang.

– Nikt Ci nie dał zaproszenia – jęknęłam bezsilnie.

– Przecież przed chwilą go zaprosiłam, głupia! – Babcia pacnęła mnie w ramię, jak to miała w zwyczaju.

Podeszła bliżej Janga, złapała za ramię i zaczęła prowadzić w kierunku, z którego wcześniej się wyłoniła.

Czy to żart?

Niczym męczennica, głośno westchnęłam i uniosłam oczy w stronę sufitu. Podniosłam z podłogi ręcznik papierowy, który upadł mi przy zachwianiu. Włożyłam go do wózka i ruszyłam w tę samą stronę, co babcia z psychicznie chorym nastolatkiem.

Gdzie się podziała solidarność kobiet Freeman? Jak może robić coś takiego własnej wnuczce!?

Dlaczego Jang pozwalał się dotykać i prowadzić?

– Ruby, zobacz! – Krzyknęła radośnie staruszka, na co dziewczyna zsunęła nieznacznie okulary słoneczne z nosa. – Spotkałyśmy nowego kolegę Rory i zgodził się wypić z nami herbatę!

Jej wyraz twarzy był bezcenny. Wybałuszyła oczy, które osiągnęły wielkość piłek tenisowych. Z babci prowadzącej pod ramię postrach San Francisco, przeniosła spojrzenie na mnie. Machałam rękoma na znak, że też nie mam pojęcia, o co chodzi, a co gorsza, że nic nie mogę poradzić.

Przerażona Torres wsunęła z powrotem na nos okulary, a włosy przerzuciła na przód tak, aby zakryć swoją twarz. Spuściła głowę, co było wyraźnym znakiem, że nie chce zostać rozpoznana.

– Możemy iść do kasy? – Burknęłam, kiedy całą trójką podeszliśmy do Ruby.

Nie czekając na odpowiedź, z wciąż bolącą nogą, poszłam w kierunku kasy. A bardziej odpychałam się lub jechałam na wózku, bo chodzeniem nie można było tego nazwać.

Ostatecznie Jang opuścił market bez żadnych zakupów, co tylko potwierdziło moją wcześniejszą tezę. Kiedy znaleźliśmy się na parkingu, stwierdził, że świetnie się złożyło, bo i tak miał zamiar coś mi przekazać.

Złożyło? Akurat! Z pewnością to zaplanował.

Po piętnastu minutach jazdy Ruby zatrzymywała samochód pod naszym domem, a zaraz za nią zatrzymał się Jang. Widok prezentował się jednocześnie komicznie i żałośnie. Przed domem, niemal starszym niż moja babka, wartym marne centy, stało auto o wartości setek tysięcy dolarów. Brunet jeździł najnowszym Astonem Martinem DB11 w odcieniu czarnego matu. Skąd wiedziałam, że to akurat ten model?

Ktoś dla mnie martwy, jeszcze za życia, nauczył mnie sporo o motoryzacji. To jedyna pożyteczna rzecz, którą ten ktoś zrobił.

Aston Martin kosztował więcej niż moje wszystkie narządy sprzedane na czarnym rynku. Tak, sprawdziłam kiedyś, ile bym za nie dostała, dlatego wiem, że nie przesadzam.

Życie było naprawdę niesprawiedliwe.

Wysiadłam z auta dopiero po tym, jak wzięłam kilka usokajających wdechów.

– Nie ma opcji, że usiądę z tym gościem w jednym pomieszczeniu! – Wykrzyczała Ruby, waląc głową o kierownicę. – Wypisuję się z tego!

– Zostawisz mnie samą z gościem o morderczych zapędach? Zwariowałaś!? – Zapiszczałam, opierając głowę o ramę drzwi pasażera.

– Zwariowałabym, gdybym się na to zgodziła. Odezwij się, jeśli przeżyjesz!

Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Ruby wygięła się w stronę miejsca pasażera, popchnęła mnie do tyłu, zatrzasnęła drzwi i zatrzasnęła wszystkie zamki. Nachyliłam się, aby pokazać jej przez szybę, że jest nienormalna, ale Torres jedynie zasalutowała i czym prędzej odjechała spod mojego domu.

– Panie Boże, za jakie grzechy!? – Zaryczałam sama do siebie, kulejąc do domu.

Dwie minuty później wchodziłam do kuchni, dołączając do babci, która jako pierwsza wparowała do domu i Janga, który kroczył za nią, dumnie niosąc siaty z zakupami.

Ten widok był tak wyimaginowany, że wciąż się zastanawiałam, czy aby na pewno ta sytuacja miała miejsce.

Skierowałam spojrzenie w stronę wysokiego bruneta. Siedział przy stole ze splecionymi na blacie dłońmi i rozglądał się po pomieszczeniu. Kolejna abstrakcyjna sytuacja. Facet, który mógł zapewne wykupić całe cholerne miasto siedział w kuchni, której meble były prawdopodobnie warte mniej, niż jego buty.

Właśnie dlatego nie chciałam, by przyjeżdżał. Oczywiście z tego względu, że jest chamskim gnojkiem, który mógłby mnie zabić w śnie też, ale nie będę ukrywać swojego zażenowania. Nie wstydzę się swojej rodziny, ale nienawidzę dawać innym powodów do wyśmiewania się.

A mój dom mógł stanowić jeden z powodów.

– Czego chciałbyś się napić, chłopcze? – Zapytała uprzejmie babcia.

– Podwójne espresso będzie w porządku, dziękuję.

Z moich ust niekontrolowanie wyrwał się głośny śmiech.

– Nie jesteśmy w pieprzonej kawiarni. Nie mamy takiej kawy – wyjaśniłam wciąż rozbawiona. – Jeśli robisz sobie kawę zbożową, to nam też zrób. Jeśli nie, to zrób zieloną herbatę. Tak porywczy ludzie, jak on, nie powinni spożywać nadmiernej ilości kofeiny – dogryzłam chłopakowi.

Babcia pokiwała głową i zabrała się za przygotowywanie kubków, a ja w tym samym czasie zajęłam miejsce naprzeciwko chłopaka, przybierając identyczną pozę. Wpatrywaliśmy się w siebie ze zmrużonymi złowrogo oczami i żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Nie miałam ochoty na rozmowy z aroganckimi ludźmi.

Moja babcia wręcz przeciwnie. Lubiła rozmawiać z każdym.

– Młody człowieku, nigdy wcześniej Cię nie widziałam, więc zakładam, że jesteś nowym znajomym Aurory. Cieszę się, że tak chętnie przyjąłeś moje zaproszenie – powiedziała babcia zajmując miejsce pomiędzy nami i kładąc kubki z ciepłymi napojami.

– Babciu, daruj sobie te sztuczne uprzejmości, które kompletnie do Ciebie nie pasują. Skoro w markecie stwierdziłaś, że go znasz, to dlaczego jesteś miła do kogoś, kto utrudnił mi cały wczorajszy dzień? – Popatrzyłam na kobietę podejrzliwie.

– Babcia!? – Zapytał zdziwiony chłopak.

– A myślałeś, że kto to niby jest?

– Gosposia? – Zapytał ponownie w taki sposób, jakby gosposia była normą w każdym domu.

Zerknęłam na babcie, która zrobiła również skierowała wzrok w moją stronę. Równocześnie wybuchłyśmy śmiechem, za to Jang miał wyraźnie zmieszany i zdezorientowany wyraz twarzy.

– Wiesz co, młody, trochę mnie zasmuciłeś. Myślałam, że wyglądam lepiej niż jakaś tam gosposia – stwierdziła babcia Rose, wycierając niewidzialną łezkę od śmiechu.

Nie myliła się. Chociaż babcia miała sześćdziesiąt cztery lata, a na jej twarzy widoczne były zmarszczki, wyglądała bardzo dobrze. Była piękną, starszą panią z dużymi, błękitnymi oczami i jasnymi blond włosami sięgającymi do ramion oraz serdecznym uśmiechem, który odejmował jej lat.

– Proszę wybaczyć mój nietakt! – Odpowiedział pośpiesznie chłopak, wstając z krzesła i wykonując ukłon. – Nazywam się Timothy Jang. Bardzo miło Panią poznać. 

– Rose Freeman, babcia Aurory. No, już, możesz podnieść głowę – poklepała bruneta po ramieniu. – Dobra, skoro te sztywne grzeczności mamy już za sobą... – zaczęła kobieta – ...Jang, czemu byłeś wczoraj takim cholernym dupkiem? – Zapytała szczerze zaciekawiona.

To właśnie była moja babcia, którą znałam i kochałam. Prawdziwy skarb nie owijający w bawełnę. Chociaż istnieje spora szansa, że ta cecha jest u nas rodzinna.

Z tą różnicą, że ja, choć trochę, potrafiłam nad tym zapanować.

Jang chyba nie miał na co dzień do czynienia z takimi ludźmi, bo w szoku szeroko otworzył usta i jedynie co jakiś czas pomrugał.

– Ja... ja... – zaczął się jąkać. – Nie byłem dupkiem – powiedział niepewnie.

– Osoby w naszym wieku nie powinny się jakąś – zaśmiałam się pod nosem, biorąc łyk herbaty, na co chłopak spiorunował mnie spojrzeniem.

Panowałam nad tym wtedy, kiedy chciałam. Dziś nie było mi z tym po drodze.

– Och, daj spokój. Rory opowiedziała mi o wszystkim. Oczywiście, że byłeś dupkiem – przytaknęła samej sobie.

– Ma Pani rację, byłem dupkiem – potwierdził zrezygnowany.

– Świetnie, że się zgadzamy – klasnęła w dłonie. – Oczywiście moja wnuczka też nie jest bez winy, ale musisz to jakoś zrozumieć. Zawsze była niezdarą – wyjaśniła.

– Babciu! – uniosłam się urażona.

– Co? Pewnych rzeczy nie da się zmienić – zaśmiała się. – W każdym razie, ty... – wskazała palcem na Janga – ...bądź mniejszym dupkiem. Taki przystojny chłopak nie powinien być palantem, w szczególności dla kobiet. A ty... – przeniosła palec w mnie – ...nie bądź takim osłem. Boże, jesteś lekkoatletką, nie możesz się zachowywać tak, jakbyś miała dwie lewe nogi.

– Oczywiście, Pani Freeman! – powiedział nieco zbyt entuzjastycznie, jak ja oschłego aroganta.

– Tak, tak – machnęłam jedynie ręką. 

– Dobra, dzieciaki, pogadajcie sobie, a ja idę do Gladys. Stara rura znowu chce się wymigać od wieczoru pokerowego! – Zirytowała się i zaczęła wstawać od stołu, kierując się w stronę korytarza.

W tej samej chwili Jang też wstał i ponownie tego dnia zrobił ukłon. Matko, dlaczego on to cały czas robił? Strasznie dziwne.

– Dziękuję za herbatę. Miło było Panią poznać – powiedział, wciąż nie podnosząc głowy.

– Niby dupek, ale przynajmniej z dobrymi manierami – stwierdziła rozbawiona, patrząc się w moją stronę, na co wyszczerzyłam oczy. – Masz u mnie plusa! – Pstryknęła w palce na znak uznania. – Do zobaczenia, Oliver!

– Chyba znowu zaszło jakieś nieporozumienie. Nie mam na imię Oliver, a Pani nie ma powodu, by używać słów "do zobaczenia", bo więcej się tutaj nie zjawię.

Babcia wciąż się nad czymś zastanawiała, marszcząc brwi, aż w końcu przywróciła na twarz tak dobrze mi znany uśmiech.

– Och, mam okropną pamięć do imion! Musisz wybaczyć błąd starej babie, Timothy – zaśmiała się lekko, celowo podkreślając imię. – Ale swojego "do zobaczenia" nie cofnę – uśmiechnęła się przebiegle, po czym skierowała się do wyjścia z domu, zostawiając nas samych.

– Poszła sobie, możesz się podnieść i najlepiej od razu skierować do wyjścia – przewróciłam oczami.

Chłopak posłusznie uniósł głowę, jednak znowu zajął miejsce naprzeciwko mnie.

– Dowiem się w końcu, dlaczego mnie śledziłeś i zgodziłeś się przyjechać do mojego domu? – Zapytałam, zakładając ręce na piersi.

– Miałem przemyśleć propozycję z wypraniem ubrań – uniosłam brwi, niezbyt rozumiejąc, o czym teraz mówi. – Przywiozłem koszule, żebyś mogła je wyprać – wyjaśnił.

– Czyli jednak mnie śledziłeś? – Zauważyłam.

– To była odpowiedź na drugie pytanie. Na pierwsze odpowiedziałem w markecie, z którego miałem się tutaj udać – odpowiedział nonszalancko, biorąc łyk zielonej herbaty, po czym się skrzywił.

Oczywiście. Przecież elicie nie zasmakuje najtańsza zielona herbata.

– Nie sądzę, abyś mówił prawdę. Nie powiedziałam Ci, gdzie mieszkam.

– Wziąłem adres zamieszkania z Twoich szkolnych akt – odpowiedział dumnie.

– Przez głupie koszule ukradłeś moje dane z sekretariatu i specjalnie tu przyjechałeś? Jesteś niepoważny!

– To nie są głupie koszule. Każda z nich kosztowała ponad tysiąc dolarów i są z limitowanej edycji – popatrzył karcąco.

– I co z tego? Masz pewnie całą garderobę drogich ubrań.

– Ale te są moimi ulubionymi! – wydarł się widocznie poirytowany.

– To tylko ubrania, nie musisz się tak unosić.

– Nie unoszę się! – Znów krzyknął. – To był Twój pomysł, żeby je wyprać, a teraz masz problem – dodał znacznie ciszej.

– Nie mam problemu! – Skoro on krzyczał, to ja też nie zamierzałam być dłużna. – Gdzie masz te cholerne koszule?

– W samochodzie – powiedział, jakby to była kolejna oczywista oczywistość.

– Przyjeżdżasz dać mi koszule, ale wchodzisz do domu bez nich? Przecież to nie ma sensu!

– A skąd miałem mieć pewność, że wpuścisz mnie do środka? Gdyby tak się nie stało, musiałbym stać z brudnymi ubraniami w dłoni, a to zaburzyłoby mój wizerunek!

– Twój wizerunek zaburza jedynie bycie arogantem psycholem – powiedziałam obojętnie, ruszając w stronę drzwi wejściowych. – Idziesz do tego samochodu, czy nie!? – Krzyknęłam z korytarza na tyle głośno, aby mnie usłyszał.

Nie otrzymałam odpowiedzi, jednak po chwili chłopak pojawił się w korytarzu, widocznie zbulwersowany. Obserwowałam uważnie jego postać i naprawdę nie rozumiałam, kto, z własnej woli, w sobotni dzień, ubierał wizytowe spodnie i elegancki beżowy sweter. Odpowiedź była prosta.

Nikt normalny.

Znajdując się obok mnie, założył mokasyny, a ja w tym samym czasie otworzyłam drzwi wejściowe i wyszłam przed dom. Mój humor był gorszy niż w trakcie wizyty u lekarza, dlatego wolałam się nie odzywać, a jedynie obserwowałam chłopaka wyciągającego papierową torbę z tylnej kanapy samochodu.

– Z brudnymi ubraniami w dłoni, tak? – Zapytałam, unosząc jedną brew.

– Papierowa torba z moim dzisiejszym outfitem też nie prezentowałaby się najlepiej – wzruszył ramionami, podając mi pakunek.

Tego ani nie chciało się komentować, ani nie miało się jak.

– Skoro dałeś mi już poplamione ubrania, to żegnam. Przyniosę je w poniedziałek do szkoły. Naprawdę nie było miło Cię zobaczyć! – Krzyknęłam ze sztucznym uśmiechem, kierując się do domu.

– Wczoraj nie byłaś taka wygadana i rozluźniona – stwierdził zaciekawiony, a jego słowa sprawiły, że się zatrzymałam.

– Wczoraj byłam na Twojej ziemi, a dzisiaj jesteśmy na mojej. Na swoim terytorium każdy czuje się pewnie – wyjaśniłam.

– Dziwne. Zazwyczaj nie czujemy się pewnie na swoim terytorium, jeśli znajduje się na nim wróg.

Gdy odwróciłam się zaskoczona, ujrzałam szyderczy uśmiech Janga. Niespełna kilka sekund później chłopak odjeżdżał spod mojego domu z piskiem opon.

Przez kolejne pół dnia analizowałam ostatnie słowa chłopaka, na przemian z szukaniem sposobu na pozbycie się plam. Dobra wiadomość była taka, że mieszanka sody oczyszczonej z wodą naprawdę działała na plamy po kawie. Zła wiadomość była taka, że sos truskawkowy był znacznie trudniejszy do wyczyszczenia.

Kolejną złą wiadomością było to, że nadal nie wiedziałam, co myśleć o słowach czarnookiego bruneta. Z jednej strony mógł mieć na myśli to, że skoro czułam się pewnie, to znaczy, że nie widzę i nie powinnam widzieć w nim wroga. Z drugiej strony zabrzmiał tak, jakby miał na myśli, że jest moim wrogiem, więc nie powinnam czuć się komfortowo.

Pierwsza opcja brzmiała niezwykle optymistycznie, ale druga brzmiała realniej.

Ruby, która zajrzała do mnie późnym popołudniem, potwierdziła gorsze przypuszczenie.

– Tak, to zdecydowanie nie brzmiało dobrze. Poza tym, przecież to cholerny Jang. Myślisz, że jeździ na herbatkę i pogaduszki do osób, które zaszły mu za skórę? – Prychnęła.

– Fakt. A herbata mu nawet nie smakowała – zauważyłam, opadając plecami na materac łóżka.

02.09.2017 r.

Prawdopodobnie dziś Timothy Jang groził mi przed własnym domem. Uroczo.

*******

#dalvatime #dalvaTOL

tiktok i twitter: autorkadalva

Link do playlisty: https://open.spotify.com/playlist/41AEObikP7mgGO49p4sOZM?si=7392e60b996f4190

Continue Reading

You'll Also Like

2.7K 289 24
„Zniknąłeś, a razem z tobą zniknął cały mój świat." BLOOD DYLOGY #2 Melody Coleman wraz z rodzicami przeprowadziła się do Olympii, czyli stolicy sta...
47K 1.9K 34
Książka nie jest odpowiednia dla młodszych czytelników! [+18] Carla Dallas po pięciu latach została zmuszona do powrotu do miasta, w którym żyła pr...
55.1K 1.6K 46
Mitchie Torres od zawsze kochała taniec ponad wszystko. Razem z dwójką swoich najlepszych przyjaciół, Moosem i Mackenzie uczęszcza do studia ,,to dan...
473K 24.7K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...