TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

由 autorkadalva

249K 6.4K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... 更多

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

14. Przegrzany iloraz inteligencji

4.3K 127 5
由 autorkadalva

Doszczętnie skołowana i zdezorientowana, po kilku minutach pustego wpatrywania się przed siebie, z równie mętnym spojrzeniem, chwyciłam za klamkę i przeszłam do kolejnego korytarza. Zgodnie z wcześniejszą instrukcją Sophie, szukałam czwartej szatni. Minęłam trzy pierwsze drzwi, po czym stanęłam, odwróciłam się w ich kierunku, wzięłam dwa głębokie oddechy i weszłam do środka. Starałam się zachowywać tak, jakbym nie była ani trochę zestresowana i doskonale wiedziała, co robię.

Tak zwana pozorna pewność siebie.

Wcześniejsze zapiski z tablicy nie chciały opuścić mojej głowy. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce, odkładając przy obok siebie sportową torbę. Spojrzałam mimochodem na zegarek ścienny, który wskazywał trzecią dwadzieścia. Miałam jeszcze dziesięć minut do rozpoczęcia treningu, więc mogłam przez chwilę posiedzieć i pomyśleć o całym otaczającym mnie cyrku, którego nie byłam w stanie pojąć.

– Zwariuję w tej szkole! – Powiedziałam nieco głośniejszym szeptem.

Podrapałam się zirytowana po głowie, spuszczając ją w dół. Nie miałam najmniejszej ochoty uwalniać twarzy z dłoni.

Znów pozwoliłam sobie na utratę kontaktu z rzeczywistością. Od dłuższego czasu tkwiłam w jednej pozycji, z zamkniętymi oczami.

–Ykhm... – w odmętach podświadomości usłyszałam odchrząknięcie.

Nie będąc pewną, czy rzeczywiście usłyszałam jakiś głos, podniosłam leniwie głowę, aby upewnić się, że nie zwariowałam. Odgarnęłam z twarzy kosmyki włosów, tym samym umożliwiając sobie lepszą widoczność. Zamrugałam kilkakrotnie, dzięki czemu obraz w końcu zaczął się wyostrzać.

Zdezorientowana i nieco otempiała, rozejrzałam się po szatni. Bardzo szybko pożałowałam swojej decyzji.

Mój wzrok skupił się na ciele, które z całą pewnością nie przypominało płci żeńskiej. Zmrużyłam oczy, otwierając przy tym usta. Przesuwałam wzrok z umięśnionych łydek, na równie wysportowane uda, starając się ominąć coś, co znajdowało się pomiędzy nimi, na szczęście pod czarnymi sportowymi spodenkami. Przechodząc wyżej, napotkałam gołą klatkę piersiową z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. W końcu dotarłam do wystających obojczyków, napiętej szyi i twarzy.

Nie wiem, czy moim życiem zarządza zwykły przypadek losu, czy może ktoś z góry, ale to ewidentna kpina.

Z jednoczesnym podziwem i konsternacją obserwowałam ciało psychopaty Janga. Przewiercał mnie wzrokiem, krążąc po całym ciele. A ja zamarłam. Chciałam przetrzeć oczy, ale zdałam sobie sprawę, że rozmazałabym cały tusz do rzęs. Byłam zatem zmuszona polegać wyłącznie na szybkim mruganiu. Miałam nadzieję, że to moja wyobraźnia, która zaczęła platać mi figle, bo zbyt długo myślałam o cholernej czwórce czwartoklasistów, ale nie.

Wciąż był przede mną. Nie znikał.

Najpierw naoglądałam się jego drogich ubrań, potem patrzyłam na ciało bez nich. Nie przypuszczałam, że spotka mnie jednocześnie kara i nagroda. Nie miałam już czym, ani czego ubrudzić, więc mogłam czuć się stosunkowo spokojnie ze swoją niezdarnością. Jego ciało robiło tak ogromne wrażenie, że stanowiło jedną wielką sprzeczność. W mojej głowie, dokładniej mówiąc. Bez wątpienia nagrodą była możliwość zobaczenia idealnie wyrzeźbionej sylwetki z tak bliska. To znaczy... karą! Ten widok był ogromną karą! Tak! Dwie kary! Cóż za niezwykle irytujący typ człowieka... I nie mam w głowie żadnej sprzeczności!

Z coraz szerzej otwartymi ustami, wciąż siedziałam na ławce i wpatrywałam się w bruneta. Nie potrafiłam się ruszyć ani odwrócić spojrzenia. Zupełnie tak, jakby moje ciało i mózg zostały sparaliżowane.

Po dłużących się sekundach, mój mózg w końcu przypomniał sobie, jak ma działać. Analizował sytuację na najwyższych obrotach. I zdał sobie sprawę, że oprócz nierealnie doskonałych mięśni brzucha, coś jeszcze było nie tak.

Jang paradował półnagi w damskiej szatni!

– Pierdolony zboczeniec! – Nie myśląc wiele, zaczęłam krzyczeć na całą szatnię.

Zerwałam się z ławki, chwyciłam w dłonie torbę, i starałam się nią zasłonić ciało. Niezbyt skutecznie.

Aby zwiększyć dzielącą nas odległość, weszłam na ławkę. Czekałam na cokolwiek. Ironiczną odpowiedź, wylądowanie na metalowych szafkach, poderżnięcie gardła, wyśmianie. Nic się nie stało. Zupełnie nic.

Z jeszcze większą, niż dotychczas, dezorientacją, zsunęłam nieznacznie torbę z twarzy. Odsłoniłam jedynie oczy, aby móc zobaczyć, co właśnie wyprawia chłopak.

Jang posłał w moją stronę jedynie pełne politowania spojrzenie.

– Jeśli myślisz, że w akcie zemsty możesz być zboczeńcem lub gwałcicielem i robić ze mną nieprzyzwoite rzeczy, to lepiej sobie daruj i od razu przejdźmy do części z zabijaniem – pisnęłam na jednym tchu.

Jego wyraz twarzy się nie zmienił. Stał jak głaz. Nieugięty i pełen powagi. Wyglądał tak, jakby nie był prawdziwy. Martwy.

Timothy Jang rzeczywiście był martwy. Jego moralność, człowieczeństwo i dusza już dawno zostały pogrzebane.

Niekontrolowanie mój wzrok, w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję, ponownie zjechać z twarzy na całą resztę ciała. Cało było równie piękne, co twarz. Perfekcyjne.

Czego nie można było powiedzieć o jego wnętrzu.

Wyglądał jak czysta niczym łza perfekcja. Przemyślana i dopracowana w każdym, najmniejszym calu. Jednak w środku był perfekcyjnie zepsuty. Odrażający.

Gdy mój wzrok niebezpiecznie przesunął się w stronę białych bokserek z Calvina Kleina szybko odwróciłam głowę i znów zasłoniłam się torbą. Mam nadzieję, że nie zdążył zauważyć mojego zażenowania i purpurowych policzków wstydu.

– Jakim cudem znów na siebie wpadamy, Panno Auroro Freeman?

– Jakim cudem jesteś nawet w takim miejscu, jak damska szatnia?

– Znów mówisz irracjonalne rzeczy – westchnął, spoglądając na zegarek ścienny. – Najwidoczniej w przeciągu ostatnich dwóch godzin i trzydziestu ośmiu minut nie popracowałam nad swoją rozwagą. Jesteśmy w męskiej szatni, Panno Freeman – wyjaśnił ze stoickim spokojem.

– Co!? – zdenerwowałam się jeszcze bardziej. – Nie, to niemożliwe. W czwartej szatni przebiera się żeńska drużyna lekkoatletyczna. Tobie musiało się coś pomylić – wyjaśniałam, kiwając głową z niedowierzaniem.

– W szatni numer cztery. Nie w szatni czwartej.

Nie mógł mówić prawdy. Przecież Sophie mówiła, że to czwarta szatnia.

A może powiedziała numer cztery? Cholera, nie pamiętam...

Zaczęłam przesuwać wzrok po całym pomieszczeniu i omal nie doznałam załamania nerwowego. Kilkunastu facetów spoglądało na mnie z różnych stron szatni, posyłając zdziwione lub zaciekawione spojrzenia. Niektórzy dwuznaczne uśmieszki.

Całe szczęście, że nie chodzimy już z Simonem do tej samej szkoły. Nie mam pojęcia, jak miałabym mu wytłumaczyć zaistniałą sytuację.

– Cóż... – zaczęłam powoli odsuwać torbę od twarzy podśmiechując się zawstydzona. – Być może coś mi się pomyliło – zaśmiałam się niezręcznie. – Proszę, nie posądzaj mnie o naruszenie intymności seksualnej – złożyłam ręce w przepraszającym geście, tym samym upuszczając sportową torbę na podłogę.

Sądziłam, że z przerażeniem będę wyczekiwać pojawienie się ponurego żniwiarza, a nie, że sama wyjdę mu na spotkanie. Wykraczając przy tym poza normy przyzwoitości.

– Naruszanie intymności? Och, jakże bym mógł. Pomyślałem, że przyszłaś mnie ponownie przeprosić. Z tą różnicą, że nie słownie – uśmiechnął się arogancko, wykonując w moim kierunku dwa kroki.

– Nie podchodź do mnie – zagroziłam palcem.

– Bo?

– Nie możesz.

– A kto tak powiedział? Ty? Niezbyt obchodzi mnie zdanie kogokolwiek, z wyjątkiem mnie samego.

– Po prostu zostaw mnie w spokoju. Nie chcę kłopotów – jęknęłam niemal błagalnie.

– Przecież to ty tutaj przyszłaś i usiadłaś przed moją szafką. Sama pchasz się w kłopoty, Panno Freeman.

Czy w jakikolwiek logiczny sposób mogłam podważyć jego słowa i zachować choć odrobinę godności? Albo przynajmniej namiastkę przyzwoitości?

Niekoniecznie.

A to oznacza, że tylko pokora może mnie uratować.

– Szczerze mówiąc, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Mój błąd. Już znikam – powiedziałam ze ściśniętym gardłem, schodząc z ławki.

– Czyli nie będzie przeprosin? – Zapytał, gdy zaczęłam kierować się do wyjścia.

Zatrzymałam się i odwróciłam o dziewięćdziesiąt stopni. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, co chłopak miał na myśli.

– Przecież przyznałam się do błędu – odpowiedziałam niepewnie.

Jang się poruszył. Skierował w moją stronę. Kroczył dumnie z wypchnięta do przodu klatką piersiową. Nie stanął jednak przy mnie, a przede mną. Tym samym zasłaniając mi dostęp do wyjścia.

– Miałem na myśli fizyczne przeprosiny, o których wspomniałem wcześniej – odparł lakonicznie, opierając się plecami o drzwi.

Zwariował! Ruby miała rację, że to szaleniec!

– Nie, dzięki. Nie praktykuję takiej formy przeprosin. Poza tym, przeprosiłam Cię już na boisku – odpowiedziałam speszona.

– Nie praktykujesz? Dziwne... – ułożył dłoń na podbródku, zastanawiając się teatralnie. – Jeszcze dwie minuty i dwadzieścia cztery sekundy temu patrzyłaś na moje ciało dokładnie tak, jakby to była Twoja ulubiona forma przeprosin.

A ja miałam wcześniej rację co do tego, że jest ślepy!

– Nie patrzyłam na Ciebie w taki sposób! – Zaprzeczytałam, czując ciepło na twarzy.

– I wcale nie zarumieniłaś się dlatego, że przyłapałem Cię na chwili słabości? Chociaż słowo "chwila" niezbyt pasuje. Twoje ślinienie się trwało pięćdziesiąt sekund – stwierdził, śmiejąc się pod nosem.

Przecież to istna paranoja! Nie ślinię się na widok innych facetów, jeśli jestem w związku. Nie zdradzam w żaden sposób, na żadnej płaszczyźnie. Byłam i zawsze będę wierna. A to, że Jang stanął półnagi tuż przede mną, nie było moją winą. Gdzie indziej miałam patrzeć, jak nie przed siebie!?

– Zarumieniłam się dlatego, że krępuje mnie obecna sytuacja! – Warknęłam, machając dłońmi, aby pozbyć się palącej czerwieni z twarzy.

Widząc, że brunet otwiera usta z zamiarem wypowiedzenia kolejnych, irytujących słów, postanowiłam się wycofać. Rozejrzałam się chaotycznie po szatni, dostrzegając drugie drzwi. Natychmiast ruszyłam w tamtym kierunku. Musiało być jakieś drugie wyjście. Cokolwiek.

Byle znaleźć się jak najdalej od szaleńca.

Podbiegłam do wyjścia z szatni, starając się zignorować dziwne spojrzenia innych facetów obecnych w pomieszczeniu. Przekroczyłam przejście, zatrzaskując za sobą drzwi. Gorzej być nie mogło.

Łazienka.

Łazienka, w której nie było żadnych innych drzwi. Na dodatek słyszałam odbijające się od płytek strumienie wody, a nad prysznicami dostrzegłam unoszącą się parę.

Naprawdę nie chcę oglądać obcych, gołych tyłków!

Bezradna i otumaniona, rozglądałam się po toalecie, z nadzieją na znalezienie rozwiązania. Co powinnam zrobić? Wybrać zmniejsze zło? Zostać posądzoną o podglądanie rówieśników, czy kolejny raz zmierzyć się z przerażającym spojrzeniem Janga i jego drażniącymi zarzucami?

Tak, genitalia już nie brzmią tak strasznie.

Przytakując samej sobie na podjętą decyzję, usłyszałam otwieranie drzwi. Odwróciłam się z przerażeniem, widząc wchodzącego do pomieszczenia Janga.

Dlaczego mam znosić aż dwa piekła? Przecież wybrałam gołe tyłki, a nie Janga!

– Możesz łaskawie wyjaśnić, co wyprawiasz? Dlaczego wchodzisz do męskiej toalety, Panno Freeman? – Uniósł jedną brew, patrząc z irytacją.

– Nie wiedziałam, że to łazienka, okej!? – Odpowiedziałam, wymachując rękoma. – Czy możesz się odsunąć, żebym mogła stąd wyjść i tym samym zakończyć tę irracjonalną sytuację!?

Podeszłam do chłopaka, próbując się zmieścić między jego ramieniem a ramą drzwi. Na marne. Jang przejrzał mój plan, spuszczając rękę, tym samym zagradzając przejście. Spróbowałam zrobić dokładnie to samo z drugiej strony, ale sytuacja się powtórzyła. Zbulwersowana, przestałam zważać na to, czy go dotykam. Ze wszystkich sił starałam się przepchnąć bruneta.

Był nie do zdarcia. Z każdą minutą dostrzegałam w nim coraz więcej cech charakterystycznych dla skał.

Moje ciągłe przepychanki musiały go zirytować. Westchnął głośno, ruszając się z miejsca. W pierwszej chwili pomyślałam, że ustąpił i pozwol mi przejść. Znów się myliłam.

Tym razem to on zbliżył się do mnie. Ułożył dłonie na ramionach i popchnął. Zrobił do kilka razy. Na tyle dynamicznie, że po którymś szturchnięciu, torba z mojego ramienia zleciała, upadając na środku łazienki.

Jang przestał dopiero wtedy, kiedy moje plecy wylądowały na płytkach. W jednej z kabin prysznicowych.

Jednym, płynnym ruchem, zamknął kabinę, po czym jedną z dłoni ułożył przy mojej głowie, powolnie się nachylając. Czułam, jak moja twarz znów robi się czerwona. Piekła niemiłosiernie, jakbym znalazła się w środku płonącego ogniska.

Stałam nieruchomo, przestraszona. Bałam się, co chłopak może zrobić, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Strach mnie otępił.

Nie potrafiłam dłużej patrzeć. Nie mogłam znieść ciężaru obecności Janga. Z całej siły zacisnęłam powieki, licząć na to, że brak podglądu na to, co się właśnie przede mną dzieje, w jakiś sposób mnie uspokoi. Ale to, że nie widziałam, co się dzieje, również mnie przerażało.

A mój słuch i brak dotyku na ciele dawał mi do zrozumienia, że nie dzieje się nic.

Zaczęłam niepewnie uchylać powieki. Gdy otworzyłam je w pełni, nie ujrzałam twarzy szaleńca, tylko słuchawkę prysznicową.

– Co do...

Nie byłam w stanie dokończyć zdania. W moją twarz uderzył strumień zimnej wody. Zaczęłam się wydzierać i piszczeć, by przestał. Wierciłam się i próbowałam odwrócić głowę od prysznica, co również się nie powiodło. Chłopak ułożył wolną dłoń na wysokości obojczyków, skutecznie mnie unieruchamiając.

– Wyglądasz, jakbyś się przegrzała, więc zimny prysznic będzie idealny na ochłodę – stwierdził wyniośle.

– Przestań! – Ryknęłam, gdy udało mi się na kilka sekund zakryć ramieniem twarz.

– Wciąż masz siłę i odwagę się odzywać? Najwidoczniej jeszcze nie ugasiłem Twojego zbędnego temperamentu – odpowiedział nieprzejęty, odsłaniając moją twarz.

Odsunął na moment słuchawkę od mojej twarzy, co było marną pozornością. Niepotrzebnym skrawkiem nadziei. Zrobił to tylko po to, by dosięgnąć kranu i odkręcić mocniej wodę.

Jaki znowu temperament? Pomyliłam szatnie, nic więcej! Czy to taka zbrodnia?

Co mi pozostało? Aboslutnie nic. W ostatniej chwili wzięłam porządny wdech. Wstrzymując powietrze, zamknęłam oczy i pozwoliłam oblewać swoją twarz silnym strumieniem wody. Przy resztkach cierpliwości udało mi się wytrwać wyłącznie poprzez myśl, że to nowa forma masażu, która, może jakimś cudem, ujędrni moją marną, poszarzałą skórę.

Moja skapitulowana poza musiała zadziałać. Zdążyłam policzyć do czterdziestu, gdy woda przestała lecieć. Wypuściłam powietrze z płuc, dysząc jak parowóz. Od wstrzymywania oddechu zakręciło mi się w głowie. Ugięłam kolana, jedną dłoń opierając o kolano, drugą trzymając na płytkach prysznica, tym samym ratując ciało od stracenia równowagi.

– Mogłeś... – zaczęłam bełkotać z wciąż nieunormowanym oddechem.

Znów nie pozwolił mi dokończyć. Złapał za skrawek swetra, podnosząc mnie w górę. Kiedy wyprostował moje ciało, zakrył usta dłonią. Pochylił się w kierunku mojego ucha, a ja nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi.

– Zamilcz. I nie wchodź mi więcej w drogę. Rozumiemy się, nierozsądna Panno Auroro Freeman, chodząca z głową w chmurach? – Wychrypiał wprost do mojego ucha, wypowiadając słowa w sposób przypominający najgorsze możliwe obelgi.

Nie czekał na odpowiedź. Wyszedł spod kabiny prysznicowej, zostawiając mnie w osłupieniu.

Jang zabijał spojrzeniem, ale jakimś cudem zostałam w jednym kawałku. Przemoczonym i zszokowanym kawałku. Może Ivan z nim porozmawiał i jest jakimś pieprzonym cudotwórcą lub magikiem? Nawet nie podniósł głosu. Chociaż jego szept był równie przerażający i mrożący krew w żyłach.

Sama już nie wiem, co było gorszą opcją.

Trzęsąc się z zimna, wyszłam niezgrabnie spod prysznica, a pojedyncze krople wody wciąż spływały po moim ciele na podłogę. Owinęłam ciało ramionami i ruszyłam w kierunku wyjścia. Wszyscy patrzyli na mnie, jak na wariatkę. Nie dziwiłam im się. Sama zapewne bym tak patrzyła.

Łapiąc za klamkę i otwierając drzwi do mojej wolności, odetchnęłam z upragnioną ulgą.

– Torba, do cholery! – Usłyszałam za plecami ryk Janga, nim zdążyłam zamknąć drzwi szatni.

Tyle z mojej ulgi. Zacisnęłam usta i oczy, głęboko w duchu wylewając morze łez. Przełknęłam głośno ślinę, cofając się do pomieszczenia. Ze zwieszoną głową i dumą równą zeru, pobiegłam do łazienki, łapiąc czarną torbę i wybiegając na korytarz równie szybko. Natychmiast zatrzasnęłam drzwi, abym nie musiała słyszeć kolejnych krzyków Janga.

– Twój niski iloraz inteligencji jest niemiłosiernie frustrujący! – Usłyszałam krzyk bruneta nawet za zamkniętymi drzwiami.

Już wiem, co stanowi gorszą opcję.

– To nie moja wina, że jak tylko go widzę, to się stresuję, z kolei stres uniemożliwia mi racjonalne myślenie! – Warknęłam pod nosem, sama do siebie.

W akompaniamencie moich męczeńskich odgłosów i wymachów pięściami w powietrzu, ruszyłam w poszukiwaniu właściwej szatni. Osoba numerująca drzwi musiała być nieźle nawalona, gdy to robiła, skoro numeracja zaczyna się od końca korytarza. Niby szkoła młodych geniuszy, a jednak wszędzie pełno kretynizmu.

Do którego się zaliczam.

Wyczerpana, przeszłam przez drzwi właściwej szatni. Wypatrzyłam Sophie, po czym usiadłam obok dziewczyny.

– Coś się stało? – Zapytała zmartwiona.

– Nie, wszystko w porządku – odetchnęłam.

– To dlaczego jesteś cała mokra? – Popatrzyła zdezorientowana z błąkającym się na twarzy uśmiechem.

– Też chciałabym wiedzieć – odpowiedziałam wściekle, waląc głową o szafkę.

– Cieszę się, że zdążyłaś nawet zwiedzić pływalnię, ale teraz radzę Ci się pośpieszyć. Trening zaczyna się za niecałe trzy minuty, a Pan Lynch nie toleruje spóźnień – wyjaśniła, wciąż śmiejąc się pod nosem. 

*******

#dalvatime #dalvaTOL

tiktok i twitter: autorkadalva

Link do playlisty: https://open.spotify.com/playlist/41AEObikP7mgGO49p4sOZM?si=afb2e94e15ed45bf

繼續閱讀

You'll Also Like

249K 6.4K 45
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
275K 14.4K 35
Zaria Ellington po tragedii jaka spotkała ją trzy lata temu decyduje się na przeprowadzkę. Stan Indiana, gdzie mieszka babcia dziewczyny ma sprawić...
165K 10.7K 34
[Okładkę wykonała @Stokrotka_22_11] Hazel Gonzales, to utalentowana, ale zamknięta w sobie siedemnastolatka, która przenosi się do elitarnej szkoły s...
811K 21.6K 98
Wyśmiewana, poniżana, gnębiona... Te trzy słowa opisywały moją codzienność. Nie ważne czy przyszłabym ubrana w drogie ciuchy, czy też umiałabym się i...