TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE

Par autorkadalva

274K 7.3K 1.4K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... Plus

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ
TIME nie tylko w San Francisco, ale również na papierze

12. Odrobina prawdy

5K 146 11
Par autorkadalva

– Przestań mnie gonić! – Krzyknęłam po raz kolejny.

Moje wrzaski na nic się zdały. Jang ani razu nie odpowiedział. Za to nie przestawał mnie gonić. Odwracając się co jakiś czas za siebie, by upewnić się, że nie tracę bezpiecznego między nami dystansu, widziałam jego zaciętą minę pochłoniętą złością.

Ten widok był dla mnie o niebo lepszym motywatorem niż chęć zdobycia na zawodach złotego medalu.

Po wybiegnięciu z budynku szkoły, skierowałam się w stronę boiska. Nie będę przecież uciekać przed szaleńcem po ulicach San Francisco. Niedługo kończy się lunch, a ja muszę wrócić na lekcje!

Nie mogąc pozwolić sobie na zbytnie oddalenie od Lowell High School, biegałam po bieżni. A raczej – uciekałam. Jang zaciekle biegł za mną, podobnie jak ja, nie zwalniając nawet na sekundę. Utrzymywaliśmy dobre tempo. Śmiałabym nawet przypuszczać, że gdyby ktokolwiek mierzył mój czas, pobiłabym właśnie swoją życiówkę.

Może powinnam zacząć biegać długodystansowo, zamiast celować w biegi krótkie?

Jang próbował mnie przechytrzyć, stosując nieczyste zagrania. Zmieniał kierunek biegu lub przebiegał przez środek bieżni zamiast naokoło. Starałam się być przebiegły niczym lis, ale ja nie byłam owieczką. Może na co dzień owszem, ale nie na bieżni. Tutaj stawałam się gepartem, tym samym wyprzedzając jego spryt.

Nie mogłam stracić czujności. Musiałam być lepsza. I musiałam wierzyć, że chłopak miał gorszą kondycję ode mnie.

– Nie będę za Tobą ganiał, jak jakiś pajac! – Warknął w końcu. – Zatrzymaj się, abym mógł się z Tobą policzyć!

On tak na serio? Przecież już ganiał, jak pajac! Od dobrych dziesięciu minut!

– To przestań mnie gonić! – Powtórzyłam.

– Przestanę, jak skończysz uciekać!

– Jak mam nie uciekać, skoro wyglądasz... – spojrzałam przez ramię, wymachując, jak opętana, ręką w jego kierunku – ...tak!

– Tak, to znaczy, jak!?

– Jak niezrównoważony psychicznie człowiek z chęcią mordu!

– Zawsze tak wyglądam! – Ryknął poważnie.

– Więc zawsze będę przed Tobą uciekać! Odczep się ode mnie! – Odparłam pewnie, nieco zdyszana.

Na moje słowa Jang zwiększył prędkość. Myślałam, że zaczyna opadać z sił, dlatego kazał mi się zatrzymać. Rzeczywistość była inna. Miał całe pokłady energii. Dostrzegając na podłożu jego zbliżający się cień, także przyśpieszyłam. W pewnym momencie walczyłam sama ze sobą, aby utrzymać tempo biegu. Musiałam wytrzymać krytyczny moment.

Przestałam się odwracać, aby nie wybijać się z rytmu, ani nie tracić siły na zbędne ruchy. W ten sposób pokonałam trzy kolejne okrążenia. Myślałam, że dam radę przebiec znacznie więcej, jednak moje nogi w jednej chwili odmówiły posłuszeństwa. Przewróciłam się.

A bardziej... miałam się przewrócić. Dziwnym trafem moja twarz zatrzymała się tuż przed bieżnią. Ktoś uratował mnie od upadku.

Chciałam dostrzec, co się właściwie dzieje, ale moja pozycja mi to uniemożliwiała. Nie widziałam nic, z wyjątkiem białej linii wyznaczającej pas zawodnika. Mogłam jednak coś poczuć. Szarpanie za mój sweter.

Ktoś chwycił skrawek mojego ubrania, najpierw powstrzymując od prawdopodobnego złamania nosa, teraz ciągnąc ku górze. To nie było zbyt delikatne. Szarpnięcie było na tyle silne, że zaczęłam się obawiać, czy sweter wytrzyma pociągnięcie, czy skończy z ogromnym rozdarciem na plecach.

Będąc już niemal wyprostowana, szarpnięcie się spotęgowało, powodując, że tym razem musiałam się nagimnastykować, by nie upaść na plecy. W końcu łapiąc równowagę, poprawiłam swoją pozycję, odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam na osobę, która mnie uratowała.

Niemożliwe.

Przecież cały czas był za mną.

– Ty mi pomogłeś? – Jęknęłam, zdezorientowana.

– Oczywiście, że nie. Dlaczego miałbym Ci pomagać? – odezwał się Jang. – Podłożyłem Ci nogę – dodał dumnie.

Czyli moje nogi wcale nie opadły z sił, tylko zostały zmuszone, żeby odmówić posłuszeństwa!?

– Zwariowałeś!? Mogłam sobie zrobić przez to krzywdę! – Warknęłam zdyszana.

– Dlatego Cię przytrzymałem. Nie mam zamiaru płacić odszkodowania za złamany nos – przewrócił ocza, wyraźnie niezadowolony.

– Jakim cudem podłożyłeś mi nogę, skoro byłeś cały czas za mną? – Zdziwiłam się.

– Ty naprawdę masz jakieś problemy ze swoim ciałem. Wzrokiem na przykład. Idź do okulisty, skoro nie widziałaś, że od dawna stoję w tym oto miejscu, a ty trzy razy mnie wyminęłaś.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie wiedziałam co. Ofermy, takie jak ja, zapewne nie powinny mieć prawa głosu.

Jestem idiotką! Ślepą idiotką.

Zażenowana, spuściłam głowę, robiąc kwaśną minę i masując się po czole. Co mam niby teraz zrobić? Paść na kolana i błagać o wybaczenie? Znów uciec? Udawać, że mam amnezję? Dać się zabić, prosząc, aby zrobił to szybko i bezboleśnie?

Co ja pieprzę? Jak niby bycie zabijanym miałoby być bezbolesne!? Naprawdę mam problemy. I z ciałem i z mózgiem.

– O czym tak intensywnie myślisz, Freeman?

– O niczym! – Odpowiedziałam zdecydowanie zbyt piskliwie.

– Oczywiście. Jakiej innej odpowiedzi mogłem się spodziewać – westchnął, cicho cmokając. – Nie jesteśmy dziećmi, żeby bawić się w berka. Wytłumacz zatem, co miało na celu Twoje zachowanie dopóty, dopóki nie straciłem resztek cierpliwości – dodał chłodno.

– Moje zachowanie miało na celu uniknięcie śmierci – odpowiedziałam, zanim zdążyłam pomyśleć.

– A co ja jestem? Gary Ridgway?

– Kim jest Gary Ridgway?

– Seryjny morderca, którego ofiarami były nastoletnie dziewczyny i młode kobiety. Najpierw wykorzystywał je seksualnie, by następnie zamordować poprzez uduszenie – wyjaśnił z fascynacją w głosie.

Czy jeśli odpowiem, że wygląda na jego potomka, to będę jedną z następnych ofiar?

Prawdopodobnie.

– Z pewnością nim nie jesteś – odparłam niepewnie.

– Ależ ty błyskotliwa. To było pytanie retoryczne – pokręcił karcąco głową.

Istna karuzela żenady. A obrażania ciąg dalszy. Czy do samego końca szkoły będę się czuła w tym miejscu jak śmieć i wyrzutek?

Prawdopodobnie.

– Choć schlebia mi fakt, że widzisz we mnie kogoś nadzwyczaj niemoralnego, to muszę Cię nieco rozczarować. Nie każda plotka jest prawdziwa, Freeman.

– Czyli mnie nie zabijesz? – Zapytałam, patrząc podejrzliwie.

Wyczuwałam jakiś podstęp. A ludziom pokroju Janga nie można było ani ufać, ani wierzyć.

– Skłamałbym, mówiąc, że nie mam ochoty Cię udusić, ale są rzeczy ważne i ważniejsze, zatem... – Przeczesał palcami swoje włosy i zrobił krok w moją stronę. – Zadowolę się szczerymi przeprosinami, skruchą i usunięciem plam z koszul.

Po pierwsze, ja nie umiem odczuwać skruchy. Po drugie, nie wiem, dlaczego tak mu zależy na tych koszulach, skoro jest bogaty i mógłby kupić nowe. Po trzecie, plusem pracowania jako kolenerka, było zyskanie umiejętności pokory i przepraszania wtedy, kiedy wcale nie chciało się tego robić.

Szkoda, że nie mogę mu tego powiedzieć, bo tylko pogorszyłabym swoją sytuację. Lepiej ugryźć się w język i w spokoju skończyć liceum.

– Przepraszam – burknęłam, wydymając usta.

– Coś mówiłaś? Chyba niedosłyszałem.

To jakiś żart? Z ledwością przeszło mi to przez usta, a muszę powtórzyć? Za jakie grzechy...

– Przepraszam – powiedziałam nieco głośniej niż wcześniej, patrząc na swoje stopy. – Nie chciałam ubrudzić Twoich ulubionych koszul i Cię zdenerwować – powiedziałam, starając się pozbyć guli w gardle.

Stałam wciąż ze zwieszoną głową, ręce wysunęłam do przodu i jedną dłonią złapałam nadgarstek drugiej. Podobno taka postawa wyraża skruchę.

Cierpliwie czekałam, starając się nie zacząć tupać nogą albo nie dopowiedzieć czegoś niewłaściwego. Pełna powaga i profesjonalizm.

Nie dostałam żadnej odpowiedzi, ale poczułam, jak chłopak podszedł i zatrzymał się obok mojego ramienia. Niepewnie uniosłam podbródek, zerkając na jego twarz.

– Przeprosiny przyjęte, ale nie poczułem nawet najmniejszego ziarenka skruchy – powiedział poważnie, po czym ruszył w kierunku głównego budynku szkoły.

Jak to nie poczuł skruchy? Byłam niezwykle przekonująca! Powinnam dostać za swoją grę aktorską Oscara!

Irytujący dupek...

– Panno Freeman... – Usłyszałam ponownie głos Janga za swoimi plecami i lekkie pokasływanie.

Zdezorientowana, odwróciłam się w jego kierunku, patrząc uważnie na jego podejrzliwie cyniczny uśmieszek.

– Nie każda plotka jest prawdziwa, ale w każdej tli się odrobina prawdy. Do zobaczenia.

Kiedy jego postać zniknęła w przejściu między trybunami, a wejściem do części szkoły ze szatniami, moje nogi nie były w stanie dłużej utrzymywać ciężaru ciała. Usiadłam na bieżni, ale to też okazało się zbyt męczące, więc po chwili znajdowałam się już w pozycji leżącej, z bezwiednie rozszerzonymi kończynami.

Do zobaczenia!? Co to ma znaczyć? Nie chcę go więcej widzieć!

I która część plotek na jego temat jest niby tlącą się prawdą? Czy to oznacza, że jednak mnie zabije?

Z bezsilności i irytacji zaczęłam wierzgać całym ciałem, stękając przy tym niczym ostatnia męczennica. Kiedy się już zmęczyłam, leżałam wycieńczona, patrząc w szybko poruszające się chmury, mieszające się z przebłyskami słońca. Taki piękny dzień zepsuty przez tak brzydkiego człowieka.

Z trudem uniosłam w górę rękę, aby sprawdzić godzinę. Zerknęłam na zegarek, zdając sobie sprawę, że zostały mi cztery minuty do socjologii.

– Szlak – burknęłam pod nosem.

Wstałam na tyle szybko, że w pierwszej chwili zakręciło mi się w głowie. Kiedy odzyskałam równowagę, pobiegłam w stronę wejścia do szkoły.

– Co ty wyprawiasz?

Omal nie zeszłam na zawał. Będąc obok trybun usłyszałam cichy, męski głos. Przestraszona, położyłam dłoń na klatce piersiowej i odwróciłam się w stronę chłopaka.

Ivan, Navi, czy jakkolwiek go nazwać, stał oparty o podesty, mając skrzyżowe nogi i ręce na piersi. Na głowie miał założony kaptur kolejnej czarnej bluzy, jakby próbował się pod nim ukryć.

– Co ja wyprawiam? To ty mnie straszysz – odpowiedziałam, wciąż próbując uspokoić oddech.

– Rozumiem, że nosisz imię księżniczki, ale nie oczekuj, że za każdym razem ktoś będzie Cię ratował z opresji – odparł niezbyt uprzejmie, patrząc na mnie spod rzęs.

– Nigdy tego nie oczekiwałam i nie będę oczekiwać – zapewniłam.

– Więc dlaczego rano zachowałaś się tak, jakbyś liczyła, że Ci pomogę? – Popatrzył podejrzliwie, unosząc jedną brew.

– Musiałeś najwidoczniej coś źle zrozumieć.

– Ja? Chciałaś powiedzieć, że mnie wczoraj poznałaś.

– Ty za to powiedziałeś, że się nie znamy – odbiłam piłeczkę.

– Masz rację, tak powiedziałem – przytaknął. – I lepiej tej wersji wydarzeń się trzymaj – zarządził hardo.

– Nie jesteś kimś, kto to ma prawo mówić mi, abym kłamała – odpowiedziałam równie bojowo.

– Uznajmy, że w ten sposób odwdzięczysz mi się za wczorajszą pomoc.

– Mam się odwdzięczyć kłamstwem? – Zdziwiłam się.

– Po prostu nie mów nikomu, że się znamy. Wtedy to nie będzie kłamstwo, a jedynie unikanie prawdy – odparł obojętnie, odpychając się od trybun i podchodząc bliżej mnie.

Podrapałam się po głowie, analizując słowa Naviego. Nie widzę żadnej różnicy. Nadal to polecenie dotyczące kłamstwa, tylko ubrane w nieco lepsze słowa.

Oni naprawdę myślą, że każda blondynka jest głupia?

Chciałam wnieść swój sprzeciw i wyrazić niezadowolenie, ale chłopak mnie uprzedził.

– A jeśli chcesz dotrwać do końca szkoły, radzę więcej nie podpadać Timothy'emu – odezwał się tym razem spokojnie.

– Ale ja nic nie zrobiłam! – Zarzekałam się.

– Jak to nic? Przecież to przypominało zamach w biały dzień na garderobę Timothyego, a to jego świętość – wytłumaczył, nieco zdziwiony.

– Ale ja naprawdę nic nie zrobiłam! – Podkreśliłam dobitnie swoje słowa. – Przysięgam, że nie wiem, skąd akurat wziął się na korytarzu i stołówce. Przysięgam, że nie oblałam go umyślnie kawą, tak samo, jak nie ubrudziłam go umyślnie na stołówce. Przecież ja Was nawet nie znam. Z wyjątkiem wczorajszego spotkania, waszą pozostałą trójkę widziałam pierwszy raz w życiu – tłumaczyłam niemal łkając.

Byłam już zmęczona ciągłymi tłumaczeniami.

Ivan zmarszczył brwi i uważnie obserwował każdy cal mojej twarzy. W końcu przerwał dłużącą się ciszę.

– Jakoś Ci nie wierzę – powiedział nieprzekonany, wzruszając ramiona.

Dlaczego nikt nie chciał mi wierzyć?

– Czy my się znamy? – Wypalił znienacka, używając dokładnie tych samych słów, co jego przyjaciel na stołówce.

– O co Wam wszystkim chodzi? Doprowadzacie mnie do szału! – Jęknęłam, wymachując rękoma, a głowę unosząc ku niebu.

– Tylko sprawdzałem, czy dotarło, jak powinnaś odpowiadać na tego typu pytanie. Twoja odpowiedź nie była ani trochę poprawna – westchnął, drapiąc się po szyi.

– Aaaaaa! Zaraz zwariuję! – Wykrzyczałam z całych sił, a mój krzyk zapewne było słychać w obrębie całego stanu.

A w każdym razie, było go słychać w obrębie boiska, czego dowodem były dziwne spojrzenia uczniów. Kiedy ludzie zaczęli się odwracać w naszym kierunku i szukać winowajny zakłóconej ciszy, Navi zaczął jeszcze bardziej naciągać kaptur na głowę.

Czy on się mnie wstydził? Czy jestem aż tak okropna, że nikt się nie chce ze mną pokazywać?

Chyba popadam w histerię.

– Okej, ten krzyk na pewno nie był udawany, więc chyba musiałaś mówić prawdę – pokiwał głową z uznaniem. – I chyba muszę Ci uwierzyć.

– Och, doprawdy? Skąd nagle pomysł, że krzyk nie był jednym wielkim przedstawieniem? – Zaśmiałam się zirytowana.

– Moja matka krzyczy w podobny sposób, gdy ojciec twierdzi, że kłamie albo coś ukrywa, a ona jest całkowicie szczera.

Zaskoczona otworzył szerzej oczy, bo nie spodziewałam się jakiegoś prywatnego wyznania dotyczącego rodziny. Chłopak chyba dopiero po chwili zdał sobie sprawę, powiedział, przez co na jego twarzy pojawiło się lekkie zawstydzenie.

– Wiesz co? – Wskazał na mnie dłonią i zaczął potrząsać palcem wskazującym. – Lepiej zapomnij o tym ostatnim – powiedział wciąż zmieszany.

Zaśmiałam się lekko na widok jego wyrazu twarzy. Wyglądał w tamtym momencie jak słodki, mały chłopczyk. Aż moja złość odeszła w niepamięć.

Staliśmy lekko uśmiechnięci, wpatrując się w swoje twarze. Bez zbędnych słów, niedomówień, irytacji.

– Dlaczego chcesz okłamywać swoich przyjaciół? Myślałam, że z nimi powinno się być szczerym.

– Każdy z nas, nawet przed najbliższymi osobami, ma sekrety, którymi nie chce się dzielić. Każdy powinien mieć coś tylko dla siebie. To, że nie mówisz komuś o swojej rzeczy, nie znaczy, że go okłamujesz. Po prostu nie dzielisz się tym, co sprawia Ci albo ogromną radość, albo ogromny żal. Zostawiasz to wyłącznie dla swojej duszy – wyjaśnił spokojnie, zanurzając spojrzenie w ptakach odlatujących z pobliskich drzew.

Mój wzrok również skierowałam w tamto miejsce, analizując przy tym słowa Naviego. Kiedy ostatni ptak zniknął za wieżowcem, chłopak niezmiennie wpatrywał się w drzewo. Ja natomiast spojrzałam kątem oka na jego twarz. Tak samo, jak jego rysy były idealne, tak idealne były wypowiedziane słowa.

A w jego spojrzeniu dostrzegłam duszę przesiąkniętą wieloma tylko jego rzeczami. Choć orzechowe tęczówki lśniły w promieniach słońca, w rzeczywistości już dawno zgasły. Przypominały oczy człowieka, który całe życie miał już za sobą.

– W porządku. Zrobimy tak, jak chcesz. Ale mam pytanie – powiedziałam, na co chłopak popatrzył na mnie z góry, unosząc pytająco brwi. – Dlaczego nie przedstawiłeś się prawdziwym imieniem?

– I to, Auroro, jest właśnie wyłącznie moja rzecz – odpowiedział, unosząc delikatnie lewy kącik ust. – Nie będę Ci się zwierzał albo opowiadał szczegółowo o swoim życiu, bo praktycznie się nie znamy – zamyślił się na chwilę. – Ale mogę powiedzieć, że czasami miło jest wyjść samotnie, bez obawy o bycie rozpoznanym jako członek przerażający przyjaciel Timothy'ego Janga. Oni nie mają o tym pojęcia i naprawdę chciałbym żeby tak zostało – wypowiadając te słowa, jego głos był niezwykle odległy, jakby znalazł się w innej rzeczywistości.

To by wyjaśniało zachowanie Naviego na korytarzu. Byłam naprawdę wściekła, że potraktował mnie tak chłodno, ale czy mogę być dalej zła, znając powód?

Sama niejednokrotnie robiłam wiele, aby pewne rzeczy nigdy nie ujrzały światła dziennego.

– Ale szturchnięcie w ramię mogłeś już sobie darować – wypomniałam mu.

– Wybacz, za bardzo wczułem się w rolę – zaśmiał się lekko zakłopotany, kopiąc niewidzialny kamyk.

Przytaknęłam na znak zrozumienia, bo nie wiedziałam, co mogłabym jeszcze powiedzieć.

– Poza tym, wolałbym, żeby nikt nas nie widywał razem. Tak będzie najlepiej zarówno dla Twojego, jak i mojego dobra. To było dość nieoczekiwane, że dzień później spotkamy się w tej samej szkole, ale Timi jest moim najlepszym przyjacielem i powinienem zawsze trzymać jego stronę, a nie bratać się z nowym wrogiem.

Solidarność plemników, a jakże mogło być inaczej. Chociaż nie powinno mnie to wcale dziwić. Ja za Ruby też zawsze stoję murem. Nawet jeśli gada lub robi kompletne głupoty.

Dziwi mnie jedynie to, że zostałam nazwana wrogiem.

– W takim razie plan działania ustalony, panie kapitanie! – powiedziałam, salutując.

Navi skinął głową i ruszył w stronę drzwi wejściowych do szkoły. W tym samym momencie coś sobie uświadomiłam.

– Nigdy nie przedstawiłeś się prawdziwym, pełnym imieniem! – krzyknęłam w jego kierunku.

Dzięki Ruby wiedziałam, kim tak naprawdę jest, ale chciałam, abyśmy się sobie przedstawili w cywilizowany sposób. O ile w tej szkole cokolwiek można nazwać cywilizowanym.

Chłopak przytanął, układając dłoń na klamce. Odwrócił swoje ciało jedynie o dziewięćdziesiąt stopni, zerkając na mnie z ukosa.

Wyglądał niczym model na największym paryskim wybiegu.

– Mój błąd – przyznał mi rację. – Ivan Kelly, bardzo miło Cię znowu widzieć, Auroro – powiedział głosem przypominającym świeży puch śniegu, wyciągając w moim kierunku wolną dłoń.

– Dziękuję za dzisiejszą pomoc. Aurora Freeman, nowa trzecioklasistka – zbliżyłam się i uścisnęłam dłoń, posyłając serdeczny uśmiech.

– Wiem.

Nie mówiąc nic więcej, rozluźnił uścisk, wcześniej zaciskając coś w mojej dłoni, po czym nacisnął klamkę i zniknął za drzwiami.

Zdezorientowana, otworzyłam dłoń i spojrzałam na skrawek papieru, który wyglądał zadziwiająco podobnie. Przysunęłam świstek do twarzy, zdając sobie sprawę, że na karteczce było hasło do mojej szafki. To była dokładnie ta sama kareczka, którą otrzymałam w sekretariacie.

Kiedy ją zgubiłam? I jakim cudem miał ją Ivan? Skąd wiedział, że należy do mnie?

Z głową w chmurach weszłam do szkoły, kierując się do klasy socjologicznej. Zastanawiałam się przy tym nad sensem ostatniego słowa, wypowiedzianego przez Ivana.

Skąd niby wiedział? Czy to możliwe, że znał mnie już ostatniego dnia lata i dlatego mi pomógł? Nie, to niemożliwe. Nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. Nie wiedziałam o istnieniu żadnego z nich. Aż do teraz.

*******

#dalvatime #dalvaTOL

Continuer la Lecture

Vous Aimerez Aussi

10.3K 314 12
Szybka i niebezpieczna jazda kręciła młodą Aurore. Lubiła siadać za kierownicę i czuć tą adrenalinę. Dziewczyna postanawia wziąść udział w nielegalny...
474K 24.7K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
CZARNA OWCA Par Sue Valentino

Roman pour Adolescents

594K 17.7K 70
Ta książka była pisana for fun, co oznacza, że nie przywiązywałam ogromnej wagi do realizmu, trochę dystansu, dobra? Dziewczyna, która urodziła się...
97.4K 3K 34
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...