TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

By autorkadalva

248K 6.4K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

10. Współczesna bitwa pod Saratogą

5K 129 17
By autorkadalva

Dobierając plan zajęć, starałam się wybrać takie grupy, żeby chociaż jakąś lekcję mieć ze swoją przyjaciółką. Tym oto sposobem będziemy chodzić na te same zajęcia z historii U.S i algebry. Oprócz tego, jesteśmy w innych grupach, więc nie będziemy widywać się zbyt często. Moja przyjaciółka to ścisłowiec, który marzy o pójściu w ślady rodziców i karierze lekarskiej. Ja natomiast myślę jedynie o bieganiu, ale lubię czytać, więc wybierałam przede wszystkim humanistyczne przedmioty. Nasze umysły dość mocno się różnią.

Pod każdym względem.

Po tym, jak Ruby wparowała do klasy i przeprosiła za spóźnienie, nauczyciel pozwolił jej zająć miejsce w ławce, którą ciężko tak nazwać. Bardziej przypomina ekskluzywne biurko za kilka tysięcy dolarów. Mi przypadło nieszczęsne bycie nową uczennicą, więc nie mogłam od razu usiąść.

Obawiałam się, że nauczyciel będzie wściekły, że nowa uczennica już się spóźnia. Co prawda, to był dopiero pierwszy dzień w nowym roku szkolnym, ale Torres mówiła, że grupy zajęciowe z obowiązkowych przedmiotów są stałe. Zatem, pomimo nowych zajęć w rok wyższej klasie, znali się już wszyscy, a ja stałam się intruzem.

Zestresowana, jednak niczym porządna, posłuszna uczennica, ruszyłam w stronę biurka i podałam nauczycielowi kartkę, którą wcześniej otrzymałam w sekretariacie.

– Nowa uczennica, cudownie! – odezwał się mężczyzna, klaskając w dłonie. – Bardzo miło Cię poznać... – zrobił krótką przerwę zerkając w kartkę. – ... Auroro! Nazywam się Harry Brown i jak pewnie już wiesz, to są zajęcia z historii U.S. – wykonał ruch prawą ręką, pokazując na wszystkich uczniów siedzących w klasie. – Może zechcesz opowiedzieć nam swoją historię? – Zapytał, uśmiechając się pogodnie w moim kierunku.

Rozszerzyłam zdziwiona oczy, bo tego kompletnie się nie spodziewałam. Nie umiem o sobie opowiadać.

Nikt nigdy nie chciał o mnie słuchać.

– Czy to konieczne? – Zapytałam z nadzieją, że w końcu będę mogła zająć jakieś miejsce.

– Nie wstydź się. Każdy z nich opowiadał o sobie dwa lata temu. Tym razem przyszła kolej na Ciebie – dodał pokrzepiająco Pan Brown.

– Em, w porządku. Więc... – podrapałam się zakłopotana po głowie, w tym samym czasie odwracając się twarzą w stronę reszty uczniów. – Cześć, mam na imię Aurora, lubię ten przedmiot, bo myślę, że życia i historie innych ludzi są znacznie ciekawsze niż moje. Poza tym lubię biegać i dostałam się do tutejszej drużyny lekkoatletycznej – opowiedziałam krótko.

Posłałam również niepewny, delikatny uśmiech w stronę siedzących i pożerających mnie wzrokiem równieśników.

– I jestem dziewczyną, która podpadła Jangowi! – Po całej klasie rozniósł się kogoś głos.

Po moim ciele przeszedł, kolejny tego dnia, nieprzyjemny dreszcz. Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to spuścić głowę i utkwić wzrok na swoich stopach. W tej samej chwili Pan Brown wstał od biurka, podszedł do mnie i położył dłoń na ramieniu. Podniosłam głowę i zawstydzona spojrzałam na nowego nauczyciela historii.

– Widziałem, co się stało. Życzę powodzenia, Auroro – odetchnął i poklepał mnie pocieszająco. – Zajmij, proszę, wolne miejsce – wskazał ręką, po czym oparł się o swoje biurko, obserwując uważnie wszystkich uczniów.

Posłusznie usiadłam w ławce wskazanej przez Pana Browna, która znajdowała się przy oknie, przed miejscem Ruby. Uważnie przyglądałam się mężczyźnie w okolicach czterdziestki. Jasnobrązowe włosy, nieco dłuższe na czubku. Broda tego samego koloru, zadbana i idealnie przystrzyżona. Dość blada cera, nos szerszy, idealnie pasujący do typu urody. Ubrany w zwyczajną koszulę w czerwono-białą kratę, beżowe spodnie i czarne mokasyny. Ten ubiór przypominał typowego nauczyciela historii, jednak jego wyraz twarzy i sposób przekazywania informacji był zdecydowanie inny. Bardziej empatyczny. Myślę, że będzie jednym z moich ulubionych nauczycieli.

– Auroro, Twoje oceny z poprzedniej szkoły są świetne. Może zatem powiesz wszystkim, co działo się w Stanach Zjednoczonych w tysiąc siedemset siedemdziesiątym siódmym roku?

Myślę, że Pan Brown nie będzie jednym z moich ulubionych nauczycieli.

– Trwała wojna o niepodległość – odpowiedziałam niepewnie.

– Prawda. A jakie konkretnie wydarzenie miało miejsce na przełomie września i października?

– O ile pamięć mnie nie myli, to bitwa pod Saratogą – odpowiedziałam po dłuższym zastanowieniu się.

– Świetnie! Mam nadzieję, że reszta klasy też się nie obijała w okresie wakacyjnym i macie tak dobrą pamięć, jak Aurora – powiedział spokojnie, na co znaczna część uczniów zaczęła kulić głowy.

– Aurora znała odpowiedź, bo toczy własną bitwę pod Saratogą z Jangiem – odezwał się jakiś chłopak i wybuchnął śmiechem.

A wraz z nim wszyscy w klasie.

Czuję się zażenowana.

– Ty z pewnością nic nie robiłeś we wakacje, Dean. Inaczej byś wiedział, że wspomniane wydarzenie nie toczyło się między dwójką uczniów, a wojskami amerykańskimi i brytyjskimi. Nie wspominając nawet o tym, że widzieliśmy jedno starcie Aurory i Timothy'ego, a bitwa pod Saratogą była serią starć – odparł Pan Brown, patrząc z jawnym zażenowaniem na krótko obciętego szatyna.

Może jednak nauczyciel historii awansuje na pierwsze miejsce ulubionych belfrów.

Odpłynęłam w świat własnych myśli zaledwie po kilku minutach opowieści o starciach wojsk amerykańskich. Plus siedzenia przed Ruby był taki, że mogę sobie pozwolić na zamyślenie. W razie potrzeby przyjaciółka mnie szturchnie i wybudzi z transu. Dziwnym trafem zawsze wie, kiedy odpłynę na zbyt długo.

Wiem, że nie powinnam w ten sposób odcinać się od rzeczywistości, ale nie potrafię nic z tym zrobić.

Dlatego czasami pozwalam sobie na tonięcie w chaosie mojej głowy.

Najpierw moją uwagę zwrócił wygląd klasy. W porównaniu do mojego wcześniejszego liceum, tutaj było jak w pałacu. Wszystko nowoczesne, zadbane i schludne. Piękne, białe ławki, a do nich dołączone wygodne fotele, zamiast twardych krzesełek. Zamiast klasycznej tablicy z kredą, na ścianie wisiała tablica na markery, a obok niej tablica interaktywna z projektorem. Całe pomieszczenie było wypełnione mapami, a niektóre z nich wyglądały na bardzo stare. Do tego globusy, atlasy, figurki prezydentów Stanów Zjednoczonych, czy armii na koniach. Od razu można było zauważyć, że na stworzenie klasy historycznej i zapewne każdej innej, zostały wydane grube tysiące. Kolejnym dowodem na to był fakt, że w sekretariacie dostałam na własność iPada, który miał rzekomo służyć do nauki.

Ale nie to w tym wszystkim najbardziej mnie urzekało. Podobnie jak na korytarzach, w klasie były wstawione wielkie okna, sięgające niemal pod sam sufit. O tej godzinie do pomieszczenia wpadały pojedyncze promienie słońca, przebijające się przez korony drzew. Światło delikatnie otulało moją bladą twarz. Zamiast skupić się na lekcji, patrzyłam na widok za szybą. Klasa znajdowała się na drugim piętrze, więc z wysokości można było dostrzec niemal wszystko. Boiska do uprawiania różnorakich sportów, zewnętrzna siłownia, wydzielone miejsce do relaksu z ławkami, huśtawkami i leżakami, rozciągający się zielony teren, który możnaby było uznać za mały park. Dostrzegłam nawet fotannę i panią sprzedającą napoje.

Dopiero wtedy dotarło do mnie, gdzie się znalazłam. Jak wielką szansę zyskałam. Jak wiele zawdzięczam samej sobie. Że dzięki moim zdolnościom mogłam trafić do takiej szkoły.

Mogę jeszcze tak wiele osiągnąć.

Ale obecnie moje jedyne osiągnięcie jest takie, że trwa dopiero druga lekcja, a ludzie w szkole już mnie kojarzą. Nie tak miało być. Wcale nie chciałam się wyróżniać z tłumu, a już na pewno nie jako dziewczyna, która poplamiła niemiłosiernie drogą koszulę. Nawet nauczyciel mi współczuje.

Przecież to jakaś paranoja!

To nie osiągnięcie, tylko katusze!

Znów byłam od nich gorsza.

Co ja teraz zrobię? Mam go przeprosić? A może unikać? Wrócić do starej szkoły? Albo najlepiej od razu wyjechać z miasta? Przecież jestem nikim, zwykłym szarym człowiekiem, a oni, po opowieściach Ruby, są psychicznymi królami San Francisco. I to zbyt przystojnymi królami.

Ogarnij się, dziewczyno. Nie możesz myśleć o takich rzeczach. Masz chłopaka, więc Twojej głowy nie mogą zajmować inni, zadziwiająco oszałamiający faceci.

Przestań!

W każdym razie... Nie mam najmniejszych szans w jakimkolwiek starciu. Nawet nie chcę brać udziału w żadnym konflikcie Zapewne w każdym momencie mogłabym zostać pogrzebana żywcem, więc już na starcie byłoby po mnie. A ja tylko chciałam biegać.

Tak, właśnie. Bieganie. Myśl o tym, Auroro. To twoje marzenie, żeby dostać się do reprezentacji kraju i zdobywać medale dla kraju. Nie możesz z tego zrezygnować, a już na pewno nie przez taką błahą sprawę. Musisz biegać w dobrej szkole, tylko wtedy ktokolwiek Cię zauważy. Tylko wtedy będziesz mogła się wyrwać z tego okrutnego miejsca. Ta myśl musi Ci pomóc przetrwać. I tak cierpiałaś przez całe swoje życie, więc cierpienie z powodu czterech nowych osób to nic takiego. Dasz radę. Umiesz przecież udawać.

Nie możesz tego zaprzepaścić, Auroro.

W końcu poczułam dość mocne kopanie w krzesło. Był to wystarczający znak, aby zakończyć swoje dzisiejsze tonięcie w myślach.

Musiałam być konsekwentna w swoich czynach i maksymalnie wykorzystywać czas, więc w ciągu dnia pozwalałam sobie jedynie raz odciąć się od świata. Za to w nocy się nie ograniczałam.

Zdezorientowana, odwróciłam się przez ramię i popatrzyłam na przyjaciółkę.

– Przed chwilą zadzwonił dzwonek na przerwę – wyjaśniła i wstała z fotela.

Nie mam pojęcia, kiedy minęła cała lekcja. Nawet nie słyszałam dzwonka. Rozejrzałam się po klasie. Roo miała rację. Wszyscy zaczęli pakować swoje rzeczy, jednak nikt nie wychodził. Każdy cierpliwie czekał, opierając się o ławkę, spacerując po klasie lub rozmawiając ze znajomymi.

– Myślałam, że mamy trzy minuty, żeby przejść z klasy do klasy – odezwałam się do Ruby.

– Tylko po pierwszej lekcji. Po każdej następnej czekasz, aż do końca przerwy zostaną trzy minuty. Jedynym wyjątkiem jest przerwa obiadowa, wtedy możesz wyjść od razu – wyjaśniła spokojnie, sprawdzając coś w telefonie.

– Muszę to zapamiętać – przyznałam, powtarzając w myślach słowa Ruby. – Na co patrzysz?

Podeszłam do niej, chcąc zerknąć w telefon, ale niczym błyskawica zablokowała urządzenie i schowała je do torebki.

– Na nic ważnego – odparła, znów śmiejąc się nerwowo.

– Znowu mi czegoś nie mówisz – odparłam, widząc, jej podejrzane zachowanie.

– Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – zarzuciła mi rękę na ramię, wysuwając przed twarz zeszyt. – Masz. Wiedziałam, że nie będziesz uważać, więc specjalnie dla Ciebie się poświęciłam i wszystko zapisałam.

Kobieta ze złotym sercem.

Która kolejny raz czegoś mi nie mówiła.

Po historii szłyśmy wspólnie na zajęcia z algebry, której szczerze nienawidziłam, ale była jednym z najłatwiejszych zagadnień matematycznych. Wybrałam najmniejsze zło, chociaż nauczycielka matematyki, Pani Redman, z całą pewnością nie była małym złem. Przerażała z samego wyglądu. Byłam na tyle wystraszona, że zapisałam nawet w notatkach, że idzie do łazienki, więc mamy zrobić samodzielnie dwa kolejne przykłady z przekształceń algebraicznych.

Już wiem, kto będzie pojawiać się w moich koszmarach.

Przed lunchem musiałyśmy rozdzielić się z Ruby. Ona szła na chemię, ja na francuski. Wciąż rozglądałam się na boki, mając z tyłu głowy, że jakimś cudem Jang znów gdzieś się pojawi. Na dodatek z ledwością udało mi się dotrzeć do właściwej klasy. Budynek szkoły był ogromny!

Na obu lekcjach powtarzał się ten sam schemat, co wcześniej. Dziwne spojrzenia, szepty, ciche śmiechy, uwagi na temat mojego wyglądu, dogryzanie. Na szczęście, na żadnych zajęciach nie musiałam się przedstawiać. Nauczyciele jedynie kiwnęli głową na znak zrozumienia, że dołączyłam do rocznika i kazali zająć miejsce.

Zajęcia były ciekawe i tym razem starałam się słuchać. Francja miała jedne z najlepszych cukierni na świecie, a ja uwielbiałam piec, więc chciałabym tam kiedyś pojechać. A jako że Francuzi niezbyt tolerują angielski, musiałam pilnie uczyć się ich języka, abym w przyszłości mogła chociaż zamówić kawę i słodkości.

To z całą pewnością nie będzie łatwy rok.

Nauczyciele postawili ogromne wymagania, ale czego można się było spodziewać po prywatnej szkole? Takie miejsca muszą trzymać wysoki poziom i wymagać wszystkiego, co najlepsze od swoich uczniów. Ciekawa odmiana. We wcześniejszym liceum nie musiałam poświęcać dużo czasu na naukę, a mimo to miałam dobre oceny. Coś czuję, że teraz nie będzie tak kolorowo.

Gdy wybiła przerwa obiadowa, razem z przyjaciółką ruszyłam w stronę stołówki, gdzie miałam poznać jej znajomych. Muszę przyznać, że nieźle się stresowałam. Prawdę mówiąc, oprócz Ruby, Simona i dziewczyn z poprzedniej szkolnej drużyny lekkoatletycznej nie miałam żadnych znajomych. Nie lubiłam być w centrum uwagi, ani nie miałam czasu na wyjścia z przyjaciółmi. Ich brak był łatwiejszy. Nie traciłam czasu na pielęgnowanie relacji, tylko zajmowałam się zarabianiem na swoje utrzymanie i treningami.

Babcia Rose zawsze powtarza, że mała liczba przyjaciół to zaleta, a nie wada, ponieważ ludzie szukają znajomych poprzez podobieństwa. Jeśli masz masę znajomych, jesteś podobny do masy innych ludzi. Jeśli nie masz wokół siebie wielu bliskich osób, to świadczy jedynie o tym, że jesteś wyjątkowy. Bo wyjątkowość wcale nie objawia się poprzez to, co pokazujemy innym, tylko poprzez to, co inni dostrzegą w nas. Im jestem starsza, tym mocniej utwierdzam się w tym, że mówiła tak jedynie po to, aby nie było mi przykro.

Miałam wrażenie, że droga z sali od francuskiego do stołówki trwała wieki. Gdyby nie Ruby, która przyszła pod moją salę, pewnie zgubiłabym się już z pięć razy. Szkoła wielkością przypomina niemal centrum handlowe, ale zdecydowanie zapiera dech w piersi. Lubię takie nowoczesne budynki. Ogromne okna, cała przestrzeń w klasycznych, jasnych barwach, a do tego wszędzie dużo światła i połysku. Wygodne sofy, kąciki do nauki, liczne regały z książkami, strefy relaksu. Podobno jest nawet sala kinowa.

Może i brzydziłam się osobami z wyższych sfer, ale zawsze zazdrościłam im pięknych domów, apartamentów i lokali. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego w tak czarujących miejscach, przebywają tak zepsuci ludzie.

Ruby przez cały czas starała się odciągać moje myśli od porannej sytuacji i chociaż doskonale wiedziałam, co robi i tak byłam wdzięczna. Moje myśli nadal krążyły jedynie wokół Janga i Naviego, jdnak doceniam to, że wciąż stara się je wyłączyć.

Ruby nie tylko zagłuszała moją ciszę. Potrafiła też przekrzyczeć moje wrzaski.

Drzwi do stołówki nie odstawały poziomem od całej reszty budynku. Ogromne, dwuskrzydłowe i prawie całe przeszklone. Przypominały drzwi do jakiegoś królestwa, ale tutaj wszystko wyglądało jak królestwo.

Po wejściu na stołówkę spodziewałam się wszystkiego, ale z pewnością nie tego. Widziałam już tą ogromną przestrzeń i piękne czarne stoły w komplecie z białymi ławkami, gdy Ruby oprowadzała mnie po całej szkole. Jednak zobaczyłam coś, czego wcześniej nie było. Kilkadziesiąt, o ile nie kilkaset, par oczu skierowanych prosto we mnie.

Przecież to niemożliwe, żeby cała szkoła już o mnie wiedziała. Uczy się tutaj ponad czterysta osób, a plotki nie roznoszą się w tak szybkim tempie.

Chyba.

– Pssst, Ruby – odezwałam się półszeptem do dziewczyny obok, która po chwili zbliżyła swoją głowę do mojej. – Mówiłaś, że wszyscy się boją tych facetów z rana, więc dlaczego każda osoba na stołówce pożera mnie wzrokiem!? – Spanikowana, zapytałam wprost do jej ucha, wciąż stojąc przy wejściu do stołówki, jak kołek.

– Boją się, ale są cholernie popularni. Ludzi kręci ich tajemniczość, bezwzględność i seksowne ciała. Zna ich każdy w tej szkole i zapewne każdy w mieście – odpowiedziała, jakby to nie było nic wielkiego.

Czyli naprawdę mogłabym teraz nie mieć ręki.

– Ale jakim cudem tak szybko wszyscy się dowiedzieli, że poplamiłam koszulę Janga? – Zamrugałam oszołomiona, w końcu decydując się na spuszczenie wzroku.

– Cóż, nie chciałam Cię dołować, ale na szkolnym czacie ktoś wstawił filmik z Waszej porannej wymiany zdań – pokazała swoje równe zęby, ale to nie był nawet w najmniejszym calu szczery uśmiech. – Każdy jest ciekawy, jak wygląda dziewczyna, która odważyła się powiedzieć Jangowi, że jest czepialskim psychopatą. Inni, którzy powiedzieli coś podobnego, któremukolwiek z czwórki, od razu marnie kończyli, a ty jakimś cudem wciąż jesteś w jednym kawałku. Ludzie są ciekawi, kiedy Cię posiekają – powiedziała niezbyt entuzjastycznie.

– To są ciekawi mojego wyglądu, czy tego, dlaczego wciąż jestem cała? Bo z Twojej wypowiedzi nie idzie zrozumieć zbyt wiele – zauważyłam.

– Jednego i drugiego. W zasadzie ludzie w Lowell są ciekawi niemal wszystkiego.

Chciałabym mieć teraz zdolność bycia niewidzialną. To by niezwykle ułatwiło moje życie w szkole z bandą rozpuszczonych dzieciaków.

– Nie przejmuj się! – Dodała szybko Terres, gdy zobaczyła moją kwaśną minę i objęła mnie dwoma rękami za kark. – Jeśli nie będziesz zwracać uwagi, to w końcu im się znudzi. A teraz chodźmy po jedzenie i usiądźmy z moimi znajomymi. Nie mogą się doczekać, aż Cię poznają.

Na jej słowa jedynie przytaknęłam głową i posłusznie ruszyłam za przyjaciółką. Spędziłyśmy w kolejce do bufetu niespełna trzy minuty, a gdy przyszła nasza kolej, znów mnie zamurowało. Nigdy nie przypuszczałam, że w szkolnej stołówce może być tak ogromny wybór jedzenia i co najważniejsze – że posiłki mogą wyglądać smacznie. Patrzyłam właśnie na liczne makarony, pizze, frytki, ogromną ilość sałatek i przystawek z różnych części świata, owoce i warzywa, mięso, ryby i wegańskie potrawy oraz ogromne stoisko deserów.

Nie miałam pojęcia, co powinnam wybrać, więc poprosiłam Ruby o rekomendację najlepszych potraw. Wybrałyśmy zatem dokładnie ten sam zestaw, czyli sałatkę z kurczakiem i mnóstwem świeżych warzyw, budyń waniliowy z sosem truskawkowym i miseczkę świeżego melona oraz truskawek. Jedyną różnicą był napój – moja przyjaciółka sięgnęła po kolejną kawę, ja wybrałam napój proteinowy. Im więcej białka, tym więcej energii, a ona z całą pewnością przyda mi się przed treningiem.

Poza tym nie odważę się nigdy więcej wypić kawy w tych murach.

Zabierając swoją tacę, dostrzegłam, że pewna rudowłosa dziewczyna macha w naszym kierunku. Okazało się, że to jedna z koleżanek Ruby i właśnie w tamtym kierunku ruszyłyśmy.

– Cześć, suczki! – Wykrzyczała ta sama dziewczyna, gdy podeszłyśmy do stolika.

To było dziwne. Co niby mam odpowiedzieć na takie przywitanie? „ Cześć, kocico"? A może nic się nie odpowiada? Czuję się niekompetentną nastolatką. Umiem zapłacić rachunki na poczcie, ale nie potrafię się witać z równieśnikami.

Mam szesnaście lat, jednak nastoletni wiek nawet w najmniejszym stopniu do mnie nie pasuje.

– Za wcześnie? – Zapytała nagle rudowłosa, gdy dostrzegła niezrozumienie i otępienie na mojej twarzy. – Wybacz, czasami mnie ponosi – podrapała się po skroni, chichocząc. – Cześć, jestem Sophie Doyle – wyciągnęła w moją stronę dłoń, a ja od razu odwzajemniłam ten gest.

– Aurora Freeman – dodałam z niepewnym uśmiechem.

Za każdym razem, kiedy muszę podać gdzieś swoje nazwisko, czuję dziwnego rodzaju zawstydzenie. Nienawidzę się przedstawiać. To takie krępujące.

– Och, wiem! To znaczy – rudowłosa zamyśliła się na chwilę. – Nie tylko przez obecną dramę. Ruby dużo o Tobie opowiadała – uśmiechnęła się szeroko.

Nasza trójka zajęła miejsca przy stoliku, a Ruby przedstawiła mnie reszcie znajomych. Nie było to ogromne grono ludzi, dzięki czemu nieco mi ulżyło. Oprócz Sophie, przy stoliku siedziała Liam Croft, Amber Preston i Charlie Shelton. Jak wynikało z późniejszej rozmowy, cała nasza szóstka była w trzeciej klasie i mieliśmy mieć wspólnie inne przedmioty. Sophie należała również do biegaczek, co ucieszyło mnie jeszcze bardziej, bo znajomość chociaż jednej twarzy z drużyny sprawiała, że przed pierwszym treningiem stresowałam się nieco mniej.

Wszyscy przy stoliku okazali się sympatyczni. Liam jest wysoki i nieco wychudzony, z krótkimi lokami, ciemną karnacją i okularami na nosie. Od razu pochwalił się, że ma genialny umysł i chciałby pracować kiedyś dla NASA. Amber jest jego zupełnym przeciwieństwem. Długie platynowe włosy idealnie pasują do jej jasnej, niemal białej karnacji i szczupłej sylwetki. Dziewczyna twierdzi, że za pieniądze rodziców skończy kilka kursów i otworzy swój zakład fryzjerki dla gwiazd.

Charlie od razu sprawił wrażenie kogoś pokroju starszego brata i szczerze powiedziawszy, z całego grona przypadł mi najbardziej do gustu. Wysoki, ciemny blondyn z szerokimi barkami i zielonymi oczami, mógłby dla wielu osób wydać się typowym, sportowym osiłkiem. Nic bardziej mylnego. Chociaż faktycznie trenuje tenis ziemny, gdy tylko zobaczyłam jego ogromny uśmiech, usłyszałam przyjemny dla ucha śmiech i liczne pytania o moje samopoczucie, zrozumiałam, że zapewne nawet nigdy w życiu nie zabił komara. Najbardziej przebojową osobą z całego towarzystwa okazała się jednak, oczywiście zaraz po Ruby, Sophie Doyle. Dziewczyna od razu zaczęła opowiadać, że jej rudy jest farbowany, ale o wiele bardziej pasuje do jej szalonej osobowości niż nudny brązowy. Jako jedyna z całego grona nie ma żadnych planów na przyszłość. Chce stworzyć kilka przelotnych ale gorących romansów, zarówno z mężczyznami, jak i kobietami, a potem opowiadać na stare lata swoim koleżankom w domu spokojnej starości, jakie miała genialne życie.

Chciałabym żyć tak bezstresowo.

Z każdą minutą stres ulatywał w niepamięć, a ja cieszyłam się, że Ruby otaczała się dobrymi ludźmi. I gdzieś wewnątrz byłam szczęśliwa, że również mogłam zacząć się otaczać tym samym gronem rówieśników. Może poznawanie nowych osób nie było tak straszne, jak myślałam i może nie wszystkie bogate dzieciaki były gnojkami.

Miło czasami się pomylić.

Przez cały lunch rozmawialiśmy tak naprawdę o wszystkim i o niczym, ale nie było to wcale złe, niezręczne lub wymuszone. Wręcz przeciwnie. Przyjemnie dyskutowało się o drobnostkach, czy słuchało zabawnych historyjek. To wszystko sprawiło, że moja głowa ochłonęła od nerwów i natarczywych myśli.

Żadne z osób nie wspomniało nawet o sytuacji z rana, co było dla mnie wręcz zbawieniem.

– Czas się zbierać – odezwał się Charlie, wstając.

– Już? Przecież mamy jeszcze trzydzieści minut do końca lunchu – zauważyłam zdziwiona.

– Stołówka przez ostatnie dwadzieścia pięć minut przerwy obiadowej należy do psycholi – wyjaśniła Ruby.

Kolejne reguły do zapamiętania. Świetnie.

Nawet nie zdążyłam wszystkiego zjeść.

Widocznie żołądek będzie musiał się zadowolić mniejszą ilością jedzenia. Nie mam zamiaru znów się narażać. Tylko trzymanie się reguł może ułatwić mi naukę w Lowell. Niesprawiedliwość będę musiała jakoś znieść. Są w tym momencie ważniejsze rzeczy.

Na przykład moje życie.

Miałam naprawdę ogromną ochotę na budyń, ale mówi się trudno. Przynajmniej będę miała mniej kalorii do spalenia.

Całą szóstką ruszyliśmy w stronę miejsca przeznaczonego do wyrzucania resztek i odkładania tacek. Po kilku krokach zdałam sobie sprawę, że zostawiłam przy stoliku plecak.

– Zaraz do Was dołączę, muszę zabrać plecak – odezwałam się nieco głośniej, aby wszyscy znajomi mnie usłyszeli, na co przytaknęli.

Cofnęłam się po zapomnianą rzecz. Założyłam plecak na jedno ramię, chwyciłam ponownie tacę i ruszyłam we wcześniej obranym kierunku. Byłam mniej więcej w połowie drogi do celu, aż nagle usłyszałam dobiegające krzyki.

– Hej, Aurora! – Dolatywał skądś nieznajomy głos. – Jakie to uczucie być brzydką i biedną niezdarą, która nigdy nie zostanie dobrą biegaczką, bo ma problemy z koordynacją!? – Usłyszałam najpierw perlisty śmiech krzykacza, a chwilę później multum ciszych śmiechów, roznoszących się po całej stołówce.

Zatrzymałam się i odwróciłam głowę przez ramię, zorglądając się za osobą, która krzyczała te wszystkie okropności na mój temat. Nie udało mi się dostrzec nikogo wyróżniającego się z obecnych na stołówce uczniów. Każdy zbierał się do wyjścia lub zerkał w moją stronę z jawnym rozbawieniem.

Czy obrażanie ludzi, o których nie ma się bladego pojęcia, jest naprawdę aż tak śmieszne?

Mi nie było ani trochę do śmiechu. Czułam się upokorzona.

Mimo wszystko postanowiłam zignorować sytuację sprzed chwili. Czasem lepiej odpuścić i poczekać aż ktoś się znudzi. Moje nogi zaczęły niepewnie stąpać, a po kilku krokach, moja głowa wróciła na pierwotne miejsce. Szłam z nieco spuszczonym wzrokiem, nie mając odwagi patrzeć przed siebie, bo wtedy napotkałabym liczne spojrzenia skierowane wprost na mnie.

Chociaż do miejsca odstawiania tac miałam jeszcze co najmniej kilkadziesiąt kroków, nagle moje nogi przestały iść. A bardziej należałoby powiedzieć, że chciały iść, ale coś je zatrzymało.

Mój mózg nie zarejestrował, co się stało. Uniosłam głowę, nie rozumiejąc, dlaczego nie mogę przejść. Od razu pożałowałam, że przeniosłam wzrok z marmurowych płytek na postać przede mną.

Nie, nie, nie. Tylko nie to.

Mam zwidy?

Co tu robi pieprzony Panicz Jang?

Przerażona, ponownie spuściłam wzrok z jego twarzy na swoje dłonie i tego też pożałowałam. Moje przeklęte oczy zobaczyły tace wciąż spoczywającą w moich rękach, ale bez połowy zawartości. Sztućce i pudełko po sałatce leżały na podłodze, za to budyń znalazł się na koszuli chłopaka. Czystej, jedwabnej koszuli w czarnym kolorze. Z całą pewnością nie była to odzież, którą ubrudziłam rano. Cóż, teraz nowa koszula też nie była ani czysta, ani czarna. Na samym środku ubrania pojawił się ogromny kleks budyniu, po którym spływały czerwone strumienie sosu truskawkowego.

Jang włożył jedną z dłoni do przedniej kieszeni spodni. Wyciągnął z niej jakiś przedmiot, uważnie się w niego wpatrując.

Trzymał czarny zegarek kieszonkowy. Dokładnie taki sam, jaki widziałam wcześniej u Naviego.

– Mija dwieście sześćdziesiąta trzecia minuta pierwszego dnia szkoły, a Tobie w tym czasie udało się zniszczyć aż dwie koszule, które wręcz ubóstwiałem. Gratuluję nadzwyczajnej niezdarności, Panno Freeman – schował zegarek, pozwalając wystawać z kieszeni fragmentowi złotego łańcuszka.

W ten sposób wyglądał niezwykle nonszalancko. Szkoda, że spojrzenie, jakie posłał w moim kierunku, nawet w najmniejszym calu takie nie było. Wyglądał, co najwyżej, niezmiernie nonszaleńczo.

Auroro, to naprawdę kiepski moment na grę słów! Cóż...

Teraz zdecydowanie nie mam już ochoty na budyń.

Mam za to ochotę zapaść się pod ziemię.

Dean miał rację. To był początek współczesnej wersji bitwy pod Saratogą. 

*******

#dalvatime #dalvaTOL

Continue Reading

You'll Also Like

44.1K 1.8K 34
Książka nie jest odpowiednia dla młodszych czytelników! [+18] Carla Dallas po pięciu latach została zmuszona do powrotu do miasta, w którym żyła pr...
28.1K 654 22
Siedemnastoletnia Aurora Evans jest kochającą czytać romanse blondynką o błękitnych oczach. Dziewczyna od lat jest zakochana w starszym o trzy lata b...
47.5K 2K 10
Siedemnastoletnia Suzanne ma na ten moment w swoim życiu jeden, główny cel: wygrać w konkursie, który umożliwi jej studiowanie na Octave - prestiżowe...
184K 18.2K 16
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...