TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE

Par autorkadalva

265K 7K 1.4K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... Plus

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ
TIME nie tylko w San Francisco, ale również na papierze

9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno

5.4K 140 7
Par autorkadalva

Tak, jak pisałam wcześniej – nic nie dzieje się bez powodu. Możemy trwać w przekonaniu, że jest to kwestia przypadku albo przeznaczenia. Nawet jeśli te rzeczy faktycznie istnieją, to w głównej mierze wyłącznie nasze decyzje kreują nasz przyszły los.

Być może nie bez powodu trzydziestego pierwszego sierpnia rozwiązała się moja sznurówka. Być może nie bez powodu wysoki szatyn z orzechowymi oczami siedział nieopodal jeziora. I być może nie bez powodu zobaczyłam go zaledwie dzień później, na korytarzu nowej szkoły. Jest tak wiele niewiadomych i jeszcze więcej przypadków. Ale czy z sytuacji, zwanej złym zbiegiem okoliczności, można wyjść bez szwanku? Zapewne każdy z odrobiną rozwagi i rozumu jakoś wybrnąłby z zaistniałego incydentu. Szkoda, że tak, jak zasugerował Jang, nie mam ani rozumu, ani rozwagi. Jedynie niewyparzony dziób. Wyłącznie nasze decyzje kreują nasz los, ale ja mogłam wykreować, co najwyżej, katastrofę na skalę światową. Albo przynajmniej na skalę całego San Francisco.

Nie mam pojęcia, ile czasu wpatrywałam się w chłopaka stojącego nieprzeciwko mnie. Poczułam się dokładnie tak, jakby czas na moment zwolnił, niemal się zatrzymał. Zapomniałam o oddychaniu. Po zobaczeniu Naviego, zestresowałam się jeszcze bardziej. Co on tutaj robił? Nie w szkole, tylko w tym miejscu. Przy drzwiach. To niemożliwe, by był jednym z nich. Czwarty psychopata ma na imię Ivan. To jest Navi.

To nie ma żadnego sensu.

Widok swojego wczorajszego wybawcy pochłonął mnie do tego stopnia, że nie zarejestrowałam momentu, w którym przerażający Jang stanął obok mnie. Dostrzegając go, podskoczyłam w miejscu, przykładając dłoń do piersi.

– Matko, ale się wystraszyłam! – powiedziałam pod nosem, uspokajając przerażony oddech.

– Stoję tak od dwóch minut i ośmiu sekund, a ty mnie nie widziałaś? Naprawdę jest coś z Tobą nie tak – burknął niezbyt przyjaźnie, uważnie mi się przyglądając.

Wciąż czułam na sobie wzrok Timothy'ego Janga, jednak ja, nie będąc w stanie patrzeć na szatańskie oczy, ani ogromną, brązową plamę, zerkałam w kierunku brązowookiego. Navi z kolei przesuwał wzrok po nas obu. Cóż za trójkąt bermudzki. Nietrudno odgadnąć, kto w nim pozostanie i zaginie bez śladu.

Poczułam szturchanie. Ktoś trzykrotnie puknął palcem w moje ramię.

Wykonałam jeden duży krok w prawy bok. Skuliłam głowę w ramionach i powoli odwróciłam twarz w drugim kierunku. W stronę osoby, która z całą pewnością nie powinna ani stać obok mnie, ani dotykać.

– Przepraszam, zamyśliłam się. O co chodzi? Coś potrzebujesz? – Zapytałam, starając się brzmieć naturalnie, nie jak ktoś bliski płaczu i popuszczenia w majtki.

Piękna twarz bruneta pokryła się ogromnym rozdrażnieniem, czego doraźnym znakiem były rozszerzone nozdrza, zaciśnięta zęby i szybko unosząca się klatka piersiowa. Mówił pod nosem słowa, których w żaden sposób nie byłam w stanie zrozumieć. W końcu odetchnął głęboko, wypuszczając głośno powietrze i popatrzył na mnie spode łba.

– Tak. Chodzi o to, że poplamiłaś jedną z ulubionych koszul kogoś takiego, jak ja. Potrzebuję zatem, abyś wzięła odpowiedzialność za swoje czyny – wyjaśnił oschle.

– Kogoś takiego, jak ty? Przepraszam, ale nie znam Cię, więc nie mam pojęcia, o czym mówisz – odpowiedziałam.

Poznanie jego interesujących dokonań poprzez opowieść Ruby, nie zalicza się do faktycznego znania, więc moje słowa nie zaliczają się pod kłamstwo.

Po otoczeniu znów rozniosły się ciche szepty, głosy, czy multum zdziwionych westchnień. Jakim cudem jesteśmy w innej części szkoły, a nadal ktoś nas obserwuje? I dlaczego zrobiła się wżawa? To aż tak zaskakujące, że ktoś w San Francisco nie zna Timothy'ego Janga?

Rozglądając się po kolejnych, wystających zza drzwi, głowach, dostrzegłam również zdezorientowanie dwóch nastolatków zastawiających wyjście. Wpatrywali się w nas, co jakiś czas szturchając się naprzemiennie z łokci w żebra. Dlaczego na ich twarzach jest takie samo zdziwienie, jak moje i prawdopodobnie połowy szkoły?

Czarnowłosy chłopak milczał. Nie wiem, czy był równie zdziwiony, co pozostali, czy może zastanawiał się, w jaki sposób mnie zabić lub którą z rąk powinien złamać najpierw.

– Przecież masz całą garderobę ulubionych koszul – ku mojemu zdziwieniu, z pełną powagą, odezwał się Navi.

Czyżby chłopak kolejny raz ratował mnie z opresji? Nie miałabym absolutnie nic przeciwko. Wręcz bym powiedziała, że takiego bohatera chętnie przyjmę w trzypaku.

– Jeśli nadal chcesz zajmować miejsce obok mnie, radzę Ci się nie odzywać – Jang odpowiedział z mordem w głosie, mrużąc złowrogo oczy w stronę szatyna.

Szansa na trzypak przepadła. Wyparowała. Ratunek nie nadszedł. Zero odpowiedzi, emocji, bądź jakiegokolwiek odruchu. Jakby nagle miejsce ludzkiej istoty zastąpił posąg.

– Myślisz, że ktokolwiek uwierzy w to, co powiedziałaś? Przestań udawać. Każdy wie, kim jestem – zwrócił się znów do mnie.

– Nie chcę zabrzmieć nieuprzejmie, ale chyba masz nieco wybujałe ego. Istnieją ludzie, którzy o Tobie nie słyszeli. Na przykład ja. Istnieję, ale nigdy o Tobie nie słyszałam i daję sobie rękę uciąć, że takich osób jest znacznie więcej – odpowiedziałam niemal z dumą.

Dopiero potem dotarła do mnie powaga słów. Zapewne jest osobą, która naprawdę odcięłaby moją rękę! Wygląda na takiego szaleńca. Szaleńca z mniemaniem o sobie tak dużym, że mogłabym się po nim wspiąć do samego kosmosu.

Oczywiście to tylko przypuszczenia.

– Rękę, powiadasz? – Zapytał z cynicznym uśmieszkiem, zerkając na moją górną kończynę. – Może sprawdzimy, czy rzeczywiście takich osób, jak ty, jest więcej? – Uniósł prowokująco jedną brew.

– Nie mówiłam dosłownie – wyjaśniłam przerażona, z szybko bijącym sercem.

– Panno Auroro Freeman... – zaczął.

Chłopak zrobił w moim kierunku krok, więc ja zrobiłam jeden w tył. Powtórzyliśmy ten schemat kilka razy. Do momentu, aż nie poczułam na swoich plecach zimna metalu. Przywarłam do szafek, a całe moje ciało się spięło. Patrzyłam rozbieganym wzrokiem na Janga, który stał tak blisko. Za blisko.

Schował dłonie w tylne kieszenie spodni i pochylił się nieco. Dzięki temu nasze głowy znajdowały się na równi. Bacznie mi się przyglądał, a wyraz jego twarzy wręcz ociekał arogancją.

– Nie powinno się rzucać tak poważnych słów na wiatr. Co, jeśli ktoś potraktowałby Twoje stwierdzenie poważnie i stałaby Ci się krzywda? Przecież byś tego nie chciała, prawda? – Zapytał sarkastycznie, a jego głos był tak pusty, że po całym moim ciele przeszły dreszcze.

– Prawda – przytaknęłam zamroczona.

Brunet, zamiast się odsunąć, jedynie poprawił swoją pozycję. Jedną z dłoni oparł na szafce, tuż nad moją głową, a nogę wyciągnął nieznacznie do tyłu, zapierając się nią.

– Zatem jak zamierzasz to naprawić? – Zapytał półszeptem, spuszczając wzrok w dół.

Moje oczy również powędrowały w kierunku, na który zerkał. Oczywiście, że patrzył na swoją gigantyczną plamę. Plamę, przez którą się skrzywiłam. Z każdą minutą koszula wyglądała coraz gorzej.

– Odkupię Ci koszulę – bardziej zapytałam niż stwierdziłam.

Jang złapał się za nasadę nosa, ciężko oddychając.

– Odkupisz? – powtórzył po mnie, na co niepewnie przytaknęłam. – Jakim sposobem więc chciałabyś odkupić koszulę, która została wypuszczona wyłącznie w trzech, już dawno sprzedanych, egzemplarzach? – wysyczał przez zacisnięte zęby, uderzając dłonią o szafki.

Cholera. Nie pomyślałam o tym.

– Cóż... – wyjąkałam, drapiąc się po skroni. – W takim razie możesz mi dać koszulę i postaram się ją wyczyścić – rzuciłam kolejną propozycję, zaciskając usta w wąską linię.

– Mam Ci ją dać? – Znów po mnie powtórzył, a ja ponownie przytaknęłam. – Czyli mam się rozebrać, abyś ty mogła usunąć plamę? Mam stać z gołą klatą na środku korytarza i urządzić wszystkim pokaz swojego umięśnionego brzucha i wyrzeźbionej klatki piersiowej? Jak striptizer na wieczorach panieńskich? Mam jeszcze przed Tobą zatańczyć, wymachując zniszczoną koszulą nad głową?

Tak, jak przypuszczałam. Psychol z wybujałym ego.

– Nie to miałam na myśli.

– Najpierw nie mówisz dosłownie, potem mówisz coś, czego nie miałaś na myśli. Dopóki nie nauczysz się odpowiednio wysławiać i rozmawiać na wysokim poziomie, to nie dojdziemy do żadnego porozumienia – zacmokał, kręcąc z pogardą głową.

Czy on mnie znów obraził?

Mam tego po dziurki w nosie. Tak, poplamiłam jego koszulę i zdaję sobie sprawę, że to moja wina, ale można normalnie porozmawiać. Bez obrażania mnie od mało rozumnych i niepotrafiących mówić.

I bez przypierania mnie do szafek.

– Śmiało, spróbuj – zaproponował z udawanym entuzjazmem, kręcąc w powietrzu wolną dłonią. – To nie takie trudne, Panno Freeman – stwierdził z aroganckim uśmieszkiem.

Mam spróbować, tak? Może przy okazji spróbuję zedrzeć jego irytujący uśmieszek?

Timothy Jang z całą pewnością nie wiedział, kim jestem. Gdyby mnie znał, wiedziałby, że jeśli ktoś zajdzie mi za skórę, to na dobre. Może i jestem na co dzień nieśmiała, skromna i dość miła. Ale wszystko ma swoje granice.

Granica umniejszania mojej inteligencji właśnie się skończyła.

Kątem oka dostrzegłam Ruby, która wybiegła zza rogu korytarza niczym opętana. Stanęła w bezpiecznej odległości zarówno od naszej dwójki, jak i trójki facetów, wciąż stojących przy drzwiach. Zaczęła podskakiwać, machać rękoma w każdą stronę i energicznie kiwać głową, na znak, abym niczego nie robiła. Było już za późno. Cierpliwość Aurory dobiegła końca.

Przymknęłam oczy, biorąc dwa głębokie wdechy. Zebrałam w sobie całą odwagę i postanowiłam wykonać odwet.

– Paniczu Jangu... – zaczęłam, naśladując jego wcześniejszy sposób wypowiedzi. – Po pierwsze, trochę szacunku do mojej przestrzeni osobistej – stwierdziłam pewnie, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej, aby po chwili odepchnąć chłopaka. – Nie mam problemów ze słuchem, więc z większej odległości bez problemu usłyszę, co masz do powiedzenia. Po drugie, przepraszam za pobrudzenie koszuli, ale nie zrobiłam tego celowo. Gdyby tak było, to zapewne zaśmiałabym Ci się prosto w twarz i za wszelką cenę próbowała uciec. A nie uciekałam dalej, kiedy kazałeś zagrodzić mi drogę. Po trzecie, skoro żadna forma pomocy Ci nie odpowiada, to radź sobie sam z plamą. Nie będę wysłuchiwała i znosiła uszczypliwości po każdym zdaniu, jakie powiem. Chciałam być miła i zrobić cokolwiek, żeby naprawić swój błąd, ale widocznie na to nie zasługujesz, czepialski psycholu! – Warknęłam niemal na jednym tchu.

Zapanowała cisza. Wszystkie szepty ustały. Ruby znieruchomiała, otwierając szeroko usta. Trójka chłopaków wyglądała niemal identycznie. Wszyscy naokoło patrzyli na mnie nieodgadnionym wzrokiem.

Przez kolejne chwili Jang taksował swoim przeszywającym wzrokiem moją twarz. Przechylił nieznacznie głowę, obserwując całe moje ciało. Przejechał językiem po wargach i odgarnął dłonią kosmyki włosów.

– Paniczu Jangu? Czyli jednak wiesz, kim jestem? – Popatrzył podejrzliwie, ignorując całą wcześniejszą wypowiedź.

– Nie wierzę! – Prychnęłam, patrząc w sufit. – Dupek czepia się o każdy szczegół – zaśmiałam się gorzko pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.

Nie mając ochoty na dalszą wymianę zdań, ruszyłam w kierunku Ruby.

– Jak śmiesz tak do mnie mówić? Nikt nie ma prawa mnie obrażać, a już z pewnością nie jakaś szara myszka, którą jesteś – warknął, gdy odchodziłam.

Jeszcze bardziej wyprowadzona z równowagi, stanęłam, odwracając głowę przez ramię. Popatrzyłam złowieszczo na bruneta. Toczyliśmy zacięty pojedynek na spojrzenia. Już miałam zamiar otworzyć usta, jednak pojawiła się przy nim pozostała trójka. Jeden z nich zaczął szeptać Jangowi coś do ucha.

W tej samej chwili podeszła do mnie Ruby i położyła rękę na ramieniu.

– Rory, chodź, póki nie zrobiło się jeszcze gorzej – wyszeptała tak, aby nikt więcej jej nie usłyszał.

Odetchnęłam, starając się uspokoić. Ruby miała rację. Powinnam stąd jak najszybciej zniknąć. Narobiłam już i tak sporo zamieszania.

Ostatni raz spojrzałam na czwórkę chłopaków. Dostrzegłam, jak Jang w końcu przytaknął na szeptane do ucha słowa. Wciąż wyglądał na chłodnego, aroganckiego i niezbyt przejętego dupka, jednak teraz wyglądał na odrobinę mniej zirytowanego.

Niekontrolowanie spojrzałam przelotnie na Naviego. Albo mi się przywidziało, albo on również na krótką chwilę zerknął wprost w moje oczy. Tak, to jest łagodny, nieco tajemniczy Navi, a nie jakiś psychopata Ivan. Na pewno nie jest przyjacielem Janga. Musiał się tu znaleźć przez przypadek.

– Znów widzę, jak zerkasz na Ivana, zamiast zając się moją brudną koszulą, albo przynajmniej przeprosinami. Wcześniej też się tak zachowałaś. Bardziej ochodzi Cię jego ładna buźka niż wzięcie odpowiedzialności za swoje czyny? – odezwał się niespodziewanie czarnooki, nim zdążyłam ruszyć w kierunku klasy.

Czy on właśnie powiedział Ivan? Niemożliwe...

Musiałam się przesłyszeć.

– Jesteś kolejną psychofanką, która się w nim zakochała? A może próbujesz podnieść swoją niską popularność i morale, zwracając na siebie cholerną uwagę!? – dopowiedział po chwili.

– A czy przypadkiem nie mówiłeś, że należy prowadzić rozmowę na poziomie? Takie słownictwo uważasz za odpowiednie? – Zauważyłam, nie potrafiąc powstrzymać żądzy odegrania się.

– Zapytałem, kurwa, o coś! – Warknął, zaciskając dłonie w pięści.

– Nie zakochałam się w żadnej ładnej buźce. Po prostu wczoraj...

– Chodźmy, Timothy – wtrącił szybko Navi, nie pozwalając mi dokończyć zdania. – Jeśli będziesz kontynuował konwersację z kimś takim, jak ona, Twój wizerunek znów ucierpi. A już jest fatalny – powiedział chłodno, zupełnie nie przypominając osoby z wczoraj.

– Co masz na myśli poprzez słowa „kimś takim, jak ona"? Masz jakiś problem? – Zapytałam hardo szatyna. – Jeszcze wczoraj...

– Tak, mam problem – wszedł mi ponownie w słowo. – Próbujesz używać jakichś gierek i mojej osoby do wyjścia z obecnej sytuacji. Nie wiem, kim jesteś, ale opowiadasz straszne brednie, a ja nie mam zamiaru słuchać kogoś niezrównoważonego.

Navi pewnym krokiem, z powagą wymalowaną na twarzy, ruszył w naszym kierunku. Nie szczędząc siły, zahaczył o moje ramię i zniknął za rogiem korytarza.

Czy to na pewno był ten sam chłopak, który wczoraj mi pomógł? Wyglądał tak samo, ale jego charakter... Stał się paskudny.

I z całą pewnością nie przypominał dżentelmena.

– Jeszcze się policzymy – odezwał się Jang, gdy zaczął wymachiwać palcem wskazującym przed moją twarzą.

W akompaniamencie mruków, zniknął w tym samym miejscu, co wcześniej jego przyjaciel.

Blondyn i Latynos jedynie popatrzyli na siebie pytająco, delikatnie skinęli głowami w naszą stronę i ruszyli śladami poprzedników.

– Rory, chodźmy. Wszyscy się na Ciebie patrzą – zarządziła zestresowana Ruby i w zawrotnej prędkości wyprowadziła mnie z korytarza do kolejnej, damskiej toalety.

Torres chodziła jak najęta po całym pomieszczeniu, łapiąc się za głowę, tymczasem ja byłam w stanie jedynie stać z rękoma zwieszonymi po obu stronach ciała.

Dziewczyna w końcu westchnęła i rozłożyła ręce.

– Coś ty odpierdoliła? – Zapytała z pogardą w głosie.

– Dobre pytanie... – odpowiedziałam otępiała.

– Wyszłam z łazienki zaledwie minutę po Tobie, a już zdążyłaś podpaść tym, którym miałaś się nie pokazywać na oczy. Jak tego dokonałaś, moja niemożliwa, niezrównoważona przyjaciółko ze skłonnościami samodestrukcyjnymi? – Zapytała poważnie, z wyraźnym niezrozumieniem i zaintrygowaniem.

– Zamyśliłam się i przypadkowo wpadłam na Janga, wylewając na niego resztę kawy – wyjaśniłam powoli, starając się przetworzyć w głowie wszystko to, co stało się kikanaście minut wcześniej.

– A potem zignorowałaś tego samego gościa, który jest jednym z najbardziej przerażających ludzi w mieście, żeby popatrzeć się na jego najlepszego przyjaciela, Ivana – dopowiedziała, kładąc dłoń na skroni.

– Ruby, to nie jest Ivan – powiedziałam szybko, łapiąc przyjaciółkę za ramiona. – To Navi. Chłopak, który wczoraj mi pomógł. Przysięgam, że z nikim go nie pomyliłam – dodałam rozemocjonowana.

Ruby chyba myślała, że żartuję. Nawet przez krótki moment na jej ustach wykwitł dziwny rodzaj uśmiechu. Nie widząc uśmiechu na mojej twarzy, w końcu spoważniała. Intensywnie się we mnie wpatrywała, po czym w końcu dodała:

– Nawet nie wiesz, co narobiłaś dziewczyno...

Roo miała rację. Jeszcze w tamtej chwili nie miałam pojęcia, co narobiłam.

– Och, nie przesadzaj. Jedyne, co zrobiłam, to lekko uraziłam dumę rozwydrzonego, zadufanego w sobie chłopczyka – odpowiedziałam po chwili namysłu.

Przy okazji rozczarowałam się na drugim chłopczyku, który jednego dnia mnie ratował, a następnego dnia zignorował i prawdopodobnie wpieprzył w jeszcze większe bagno.

– Tak, to też – przytaknęła, a następnie rozejrzała się po łazience, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma i nikt nie usłyszy jej kolejnych słów. – Ale wplątałaś się w niebiezpieczną sytuację, Rory – dodała szeptem.

– Co masz na myśli?

– Timothy Jang nie uznaje czegoś takiego, jak lepsi od niego. A Ivan cały czas depcze mu po piętach. Przyjaźnią się, ale też na każdym kroku rywalizują. Zazwyczaj Kelly w żaden sposób nie ingeruje w decyzje Janga, ale dziwnym trafem dzisiaj się wtrącił. Stanęłaś między młotem a kowadłem – wyjaśniła, kręcąc z załamaniem głową.

– Nie można jednocześnie się z kimś przyjaźnić i rywalizować.

– Można. Oni są tego idealnym przykładem.

– Proszę Cię, nie opowiadaj głupot. Na pewno to tylko głupie plotki – odparłam, machając dłonią.

– Plotki? We wakacje jeden z uczniów widział, jak ich dwójka stała na klifie i urządzała zawody, kto dalej wrzuci do morza worek z kogoś ciałem – tym razem swoje słowa dziewczyna wypowiedziała całkowitym szeptem, wprost do mojego prawego ucha.

– Skąd pewność, że w worku było ciało?

– Bo oni się nie odzywali, a chłopak słyszał dwie wydzierające się osoby. Mam nawet gdzieś zapisane nagranie z całej sytuacji. Chcesz zobaczyć?

Przez dłuższą chwilę patrzyłam na swoją przyjaciółkę, jak na kompletną wariatkę. Przecież to niemożliwe, aby młodzi ludzie dopuszczali się takich zbrodni. Nastolatkowie nie są mordercami.

Chyba.

A może jednak są?

Już chciałam coś odpowiedzieć, ale Torres nie pozwoliła dojść mi do słowa.

– Wiem, że pewnie powiesz coś o plotkach, pomówieniach, sfabrykowanym nagraniu i tak dalej. Jasne, może tak być, ale tutaj, w szkole, też stworzyli własny wymiar sprawiedliwości – wyjaśniła, a jej głos wciąż brzmiał nad wyraz poważnie.

– Jaki wymiar sprawiedliwości? – Zmarszczyłam brwi na znak niezrozumienia, bo cała ta szkoła wydawała się coraz dziwniejsza.

– Mówiłam Ci wcześniej, że ich rodziny są głównymi akcjonariuszami szkoły, przez co ich czwórka pozwala sobie na zbyt wiele. Stworzyli nawet własny regulamin szkoły. Dosłownie. Na każdym piętrze jest tablica ogłoszeń. Jeden z zapisów informuje o tym, że jeśli ktokolwiek złamie któryś z punktów regulaminu albo zrobi coś, co uznają za nierozsądne i godne ukarania, właśnie to się stanie. Takie osoby zostaną ukarane. Dość brutalnie.

– I dopiero teraz mówisz mi o regulaminie!? Poplamienie, rzekomo ulubionej, koszuli Janga z całą pewnością uznają za nierozsądne! – Jęknęłam, wplatając dłonie we włosy.

– Fakt, na regulaminie znajduje się wzmianka o nieniszczeniu kogoś własności – oznajmiła powoli Ruby, jakby właśnie przed jej oczami pojawiły się wszystkie informacje z tablicy ogłoszeń.

– Żartujesz sobie ze mnie, prawda?

– Nie, ani trochę – powiedziała śmiertelnie poważnie, ale po chwili machnęła ręką. – Ale też mówiłam Ci już wcześniej, że chłopcy nie tykają kobiet. Możesz być spokojna, nie złamią swojej kluczowej zasady. Zapewne Jang trochę pokrzyczy, rzuci swoimi mądrościami, stwierdzi, jaka to jesteś nieostrożna i na tym się skończy.

– Skąd tak właściwie to wszystko wiesz? Mówisz tak, jakbyś ich dobrze znała – zmierzyłam spojrzeniem przyjaciółkę, próbując ją przejrzeć.

– Powiedzmy, że mam dobre źródło informacji.

– A tym źródłem jest?

– Wszystkiego się dowiesz. W odpowiednim czasie – stwierdziła, wyszczerzając się od ucha do ucha.

– Nadal nie rozumiem, jakim cudem opowiadałam Ci o motocyliście i nie skojarzyłaś, że to Ivan – westchnęłam zmęczona.

– Jak miałam połączyć kropki, skoro do siebie nie pasowały? Opisałaś idealne przeciwieństwo Kelly'ego – prychnęła pod nosem, ruszając do wyjścia z łazienki.

Jeśli Navi nie ma brata bliźniaka, którym jest Ivan, to jedyną możliwością pozostaje rozdwojenie jaźni. Jego, oczywiście. Moje jaźnie są w jak najlepszym porządku. Nigdy bym nie pomyliła twarzy takiego przystojniaka.

Jedno jest pewne. Kropki zdecydowanie do siebie nie pasują.

– Ile tak właściwie mogła kosztować koszula Janga? – Zapytałam, dołączając na korytarzu do Ruby.

– Z tego co widziałam, miał założoną koszulę z najnowszej kolekcji Saint Laurent, czyli musiał za nią dać około dwóch tysięcy dolarów – stwierdziła nieprzejęta.

– Przecież to prawie tyle, ile moja wypłata z dwóch miesięcy! – Złapałam się załamana za głowę.

– Jeśli będzie chciał spłaty koszuli, to pożyczę Ci pieniądze. Jeśli będzie kazał Ci ją wyczyścić, radź sobie sama, masz w tej kwestii większą wiedzę ode mnie. A jak go nie sprowokujesz i nie nazwiesz kolejny raz czepialskim psycholem, to może przymknie oko.

– Ja go tak nazwałam!? – Zapiszczałam, przykładając dłonie do ust.

– Powiedziałaś wiele niewłaściwych rzeczy – Ruby poklepała mnie po ramieniu.

Dlaczego ja nigdy nie potrafię ugryźć się w język!?

– Co na takie zachowania dyrektor szkoły? Jak może nic nie robić, kiedy widzi, że ta banda bogatych dzieciaków wprowadza w jego szkole własne zasady? – Zapytałam, starając się odciągnąć myśli od swojej impulsywności.

Po moim pytaniu Ruby wybuchnęła donośnym śmiechem.

– Musisz się jeszcze tak wiele nauczyć, Rory – pokręciła z niedowierzaniem głową i wytarła nieistniejącą łezkę. – Chyba zapomniałaś, że to prywatna szkoła. Jeśli dyrektor coś by z tym zrobił, szkoła albo byłaby odcięta od jakichkolwiek funduszy, albo straciłby posadę. Prawda jest taka, mój cukiereczku, że w smutnej rzeczywistości, to ich szkoła – wytłumaczyła spokojnie, wskazując ręką salę, w której, od dobrych dwudziestu minut, odbywała się nasza lekcja.

– Świetnie, w takim razie utknęłam w miejscu, w którym rządzi sam Lucyfer. Nie, czekaj. Jednak czterech szatanów.

Po jeszcze kilku wymianach zdań odnośnie zachowań niezruwnoważonych psychicznie gości i wysłuchaniu miliona powtórzeń odnośnie schowania dumę do kieszeni, Ruby położyła dłoń na klamce, z zamiarem wejścia do klasy.

– Ale wiesz, że tak naprawdę to Twoja wina? Powiedziałaś, że możemy iść na lekcje, bo czwórki psychopatów nie będzie już w pobliżu – wypomniałam Ruby, nim zdążyła wejść do środka.

– Nie czepiaj się szczegółów – roześmiała się niezręcznie, przez co popatrzyłam na nią z mordem w oczach. – Przecież nie kazałam Ci być niezdarą i oblewać Janga kawą – wystawiła ręce w obronnym geście, po czym, z impetem, wparowała do klasy. 

*******

#dalvatime #dalvaTOL


Continuer la Lecture

Vous Aimerez Aussi

941K 21.5K 58
-Znów musiałeś wszystko zniszczyć Chris- mówię patrząc na niego z furią w oczach. -Taaak? A co niby takiego robie, to ty wiecznie wpierdalasz się ta...
45.8K 1.9K 34
Książka nie jest odpowiednia dla młodszych czytelników! [+18] Carla Dallas po pięciu latach została zmuszona do powrotu do miasta, w którym żyła pr...
Dom obok Par pqtiqdi

Roman d'amour

220K 4.9K 51
Jej sąsiad. Różnica wieku. Zakazana miłość. Zapraszam do przeczytania mojego dzieła.
85.9K 3.4K 43
"Czasem ludzie również obrastają skorupą kruchego lodu." Gdy z dwudziestopięcioletnią gwiazdą łyżwiarstwa figurowego zrywa jeden z debiutujących na l...