[ONE-SHOT]Najdroższy ze skarb...

By alinaduchnowska

89 6 8

Zagubiona w sercu gór tajemnicza dolina. Smoczy skarbiec. Samotna wojowniczka i stęskniony uwagi smok. Co z t... More

Najdroższy ze skarbów

89 6 8
By alinaduchnowska


Ostrzeżenie: Opowiadanie zawiera ekspresyjne sceny erotyczne.

Czas akcji: pomiędzy 18 - 19 rozdziałem trzeciego tomu Klanu Smoka „Bestii"


Dolina powitała ich nocnym mrokiem, mżawką i przejmującym zimnem. Wiatr przewiał Kitsu na wskroś, kiedy tylko smok wrócił do ludzkiej postaci. Z troską obejrzał się na stojącą nieruchomo Enis. Nie odezwała się ani słowem, odkąd wylecieli z Argerriten zostawiając za sobą rozbite lustro i plamy krwi na ścianach i podłodze.

Podszedł do dziewczyny i ostrożnie objął jej ramiona.

– Jesteśmy na miejscu.

– Widzę – burknęła. – Przecież sama zsiadłam ci z grzbietu, masz mnie za debilkę?

Wysunęła się spod jego ramienia i długimi krokami ruszyła w stronę majaczącej w ciemności chaty. Ciemne okna potęgowały dojmujące poczucie pustki i samotności, które od dawna już gnębiło Kitsu.

Westchnął i ruszył za przyjaciółką.

– Czekaj – powstrzymał ją. – Muszę ściągnąć zaklęcia.

Przeszedł do przodu i zajął się zabezpieczeniami, które wraz z Altamirem założyli tu wiosną. Kiedy opuszczali swój niewielki dom nie sądzili, że minie tak wiele miesięcy zanim któryś z nich tu powróci. Ani tego, że tak wiele w tym czasie ulegnie zmianie...

Poddając się ponurym rozmyślaniom uchylił drzwi. Uderzył go zapach wilgoci i stęchlizny, a w twarz załaskotała pajęczyna. Wzdrygnął się. Wcześniej miał nadzieję, że będzie mógł poprosić Enis, żeby uporała się z wszelkimi stawonogami, które przez lato i jesień musiały się zalęgnąć w domu, ale wyraźnie nie była w nastroju i nie chciał jej drażnić. Musiał wziąć to wymagające wielkiej odwagi zadanie na swoje barki.

Rozpalił magiczną kulę i wnętrze zalało światło. Potarł skostniałe z zimna dłonie i rozejrzał się po zakurzonej kuchni.

– Zaraz rozpalę i zrobi się ciepło.

Rzucił odpowiednie zaklęcia. Mimo to nie zamierzał polegać tylko i wyłącznie na nich. Kucnął przy palenisku i zaczął rozpalać ogień. Kątem oka zerkał na towarzyszkę, która rozglądała się z wyraźną rezygnacją.

– Ugotuję nam kolację – zagadnął pocieszająco. Bardzo chciał, żeby w końcu zaczęła z nim rozmawiać. Ta ciucha, wycofana osoba była mu przeraźliwie obca.

Pomimo jego starań Enis mruknęła obojętnie:

– Wiesz, nie jestem głodna. Chyba pójdę do siebie...

Chwyciła swoją sakwę i skierowała się do pokoju, który zajmowała wiosną.

Trzasnęły drzwi.

Kąciki ust Kitsu opadły z rezygnacją. Tęsknił za swoją przyjaciółką, kompanką przygód i... ukochaną. Jednak wydarzenia ze schyłku lata miały tak dewastujący wpływ na Enis, że cokolwiek między nimi zaczynało się rodzić, umarło zanim zdążyło rozkwitnąć. Jak jednak mógłby ją za to winić? Tak wiele serca poświęcała chorej Yuno, że niewiele już zostawało go na cokolwiek innego.

Pochylony nad kociołkiem ośmielił się sięgnąć myślą ku Altamirowi.

Miro? – zagadnął. – Dolecieliśmy. Co u was?

Musiał go obudzić, bo myśli, które do niego dotarły, były nieco niewyraźne. Odebrał wysłane mu przypadkowo wrażenia ciepła i miękkości. A także coś bardzo ulotnego, jak napełniający spokojem zapach, dotyk, gładkość skóry...

Kitsu? – zdziwił się Miro. Poprzednie wrażenia natychmiast zniknęły ukryte za grubą zasłoną, a mężczyzna wydawał się zmieszany. – Przepraszam. Dopiero teraz dotarliście?

To w końcu długi lot. Jak Yuno?

Ku swojemu zdumieniu usłyszał pełne spokoju:

Dobrze. Mam ją obok siebie. Nie spuszczam z niej oczu.

Wydajesz się... – Kitsu zastanowił się chwilę. – ... zadziwiająco zadowolony.

Niemal mógł dostrzec ulotny uśmiech rozświetlający twarz wychowanka.

Będzie dobrze – zapewnił go Miro. – Damy radę. Jestem tego pewien. Jak się czuje Enis?

Dochodzi do siebie.

– Pozdrów ją. – Miro ziewnął. – Przepraszam, Kitsu, jestem strasznie śpiący. Odezwę się jutro. Dobranoc...

Świadomość Altamira powoli zanikła, jakby zrywając połączenie ze smokiem od razu zapadał z powrotem w głęboki sen.

Kitsu pokręcił głową. Tych dwoje nigdy chyba nie przestanie go zaskakiwać. Mógłby się założyć, że to, co odczytał pod powierzchnią komunikatu ucznia świadczyło... Smok uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej o nich mógł przestać się martwić i skupić całą swoją uwagę na wojowniczce. Miał nadzieję, że posiłek skłoni ją do wyjścia z pokoju, ale choć stukał w zatrzaśnięte drzwi kilka razy, nie otrzymał żadnej odpowiedzi. W końcu zjadł samotnie, zostawił kociołek obok paleniska, wygasił ogień i powłócząc nogami powędrował na swój stryszek.

*

Enis rzuciła bagaż pod ścianę. Nie miała ochoty nawet zapalać światła. Jednak nie było jej dane pogrążyć się w ciemności, bo przez szparę pod drzwiami przepchnęła się niewielka kula światła, po czym uniosła się i zawisła pod stropem.

Dziewczyna osunęła się na stojące pod ścianą łózko i ukryła twarz w dłoniach. Pod powiekami migały jej obrazy z długiego dnia. Jasnoczerwone plamy na lustrze. Palce zaciśnięte na odłamku szkła. Puste, pełne rezygnacji szare oczy.

Słyszała wołanie Kitsu i stukanie w drzwi, ale tylko podciągnęła kolana do piersi i objęła je ramionami. Nie chciała teraz niczyjego towarzystwa. Kiedy blask sączący się przez szparę pod drzwiami zgasł świadcząc o tym, że Kitsu udał się na spoczynek, zmusiła się, żeby wstać. Zzuła ze stóp wysokie buty. Zrzuciła wełniane spodnie i kopnęła je w kąt. W ślad za nimi powędrowała długa, ciepła kurta i gruba tunika. Noże z trzaskiem uderzyły o ścianę, kiedy wojowniczka cisnęła ze złością pasem z bronią. I po co to wszystko? Po co?! Lata treningów i wyrzeczeń, a była nieprzydatna jak dziecko!

Nigdy nie powinna była rozstawać się z Yuno. Sprzeniewierzyła się wpajanym jej zasadom, a Świątynia miała rację: to było jej zadanie, obowiązek. Jedyny, kurwa, cel w życiu. A nawet tego nie umiała wykonać należycie.

W lnianej koszuli i długich wełnianych pończochach wskoczyła pod okrywające wąskie łóżko futra i skuliła się pod nimi drżąc z chłodu.

„Muszę zmusić Kitsu, żeby mnie zabrał z powrotem" – zdecydowała. Nie mogła przecież zaufać Altamirowi, że zajmie się Yuno tak, jak magini tego potrzebowała. Mimo tego postanowienia nie wygrzebała się spod przykrycia. Właśnie zaczynało się jej robić ciepło, a w pomieszczeniu wciąż, pomimo zaklęć smoka, panował dokuczliwy ziąb. W dodatku była taka zmęczona.

Wykończona.

Pusta w środku.

Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w drewnianą ścianę, a czas sączył się leniwie. Może zastygł w bezruchu, więżąc ją w tej pełnej udręki i samotności chwili?

W głębi jej umysłu niczym iskierka błysnęła obecność Uthy. Od czasu, kiedy Yuno targnęła się na swoje życie, magini pozostawała głęboko ukryta, jakby zaszyła się w samotności ze swoim żalem. Teraz pierwszy raz dała o sobie znać i Enis poczuła zadziwiającą ulgę. Świadomość przyjaciółki oplotła jej umysł czułym uściskiem, jakby w swoich objęciach poszukiwały pocieszenia.

Nie chcę być sama – zaszeptała Utha. – Ty też. Nie bądźmy teraz same, Enis, proszę.

Wojowniczka wykrzywiła konwulsyjnie usta i przycisnęła dłonie do oczu, jakby próbowała wepchnąć do nich z powrotem wyrywające się na wolność łzy. Wojownicy nie płaczą.

Magini pogładziła ją po włosach, choć przecież jej dotyk był bezcielesny.

Chodźmy. Nie musimy być same.

Podciągnęła kolana bliżej klatki piersiowej, opierając się pragnieniu, które rozbudzały w niej podszepty przyjaciółki. Ta jednak nie poddawała się. Pozbawiona ciała dłoń owinęła się wokół palców dziewczyny.

Chodź, Enis. Chcemy iść do smoczka.

Wojowniczka zagryzła wargi i nerwowo otarła twarz. Wsunęła stopy spod przykrycia. Utha miała rację: nie chciała spędzać tej nocy samotnie.

Cichutko wyszła do kuchni i niemal po omacku skierowała się w stronę wiodących na poddasze schodów. Deski zazwyczaj skrzypiały, ale ona umiała przemykać tak cicho i ostrożnie, że nie zdradził jej żaden dźwięk. Mimo to, kiedy weszła na stryszek, w mroku błysnęły żółte, gadzie oczy.

– Nie chcemy być same – szepnęła patrząc w pionowe źrenice.

W smoczych oczach błysnęło ciepło nadając im bardziej ludzkiego wyrazu.

W powietrzu uformowała się niewielka kula światła zalewając niewysokie pomieszczenie miękkim blaskiem. Refleksy odbiły się od metalicznych powierzchni i zamigotały na ściankach drogich kamieni.

Enis często wkradała się wiosną na smoczy strych. Nie było tu mebli, a zebrane przez Kitsu skarby – te, które wolał trzymać blisko siebie, zamiast ukryć je w górach, w bezładzie poniewierały się po kątach. Nigdy jednak nie była tutaj nocą i zawsze zastanawiało ją, że Kitsu sypiał właśnie w tym pomieszczeniu, gdzie nie było choćby siennika. Teraz jednak dostrzegła, że miał tutaj futra. Ułożył z nich wygodne posłanie, niemal pośrodku otaczających go rupieci i zwinął się na nim w ciasny kłębek. Zadziwiało ją jak niezwykle pozy potrafił przybrać pomimo przebywania w ludzkiej postaci. Kiedy spał, smocza natura zadawała się buzować tuż pod powierzchnią jego ludzkiej powłoki.

Poruszył się, unosząc na łokciu i wyciągając drugą rękę w jej stronę.

– Chodź – poprosił aksamitnym głosem.

Przemknęła podłogę i dała susa pod przykrycie, które dla niej przytrzymywał. Wpadła wprost w ciepły kokon miękkich futer przesyconych sensualnym zapachem. Jeszcze zanim zrozumiała w jaką sytuację się wpakowała, uderzyła nosem o nagi tors mężczyzny.

Zanim Enis zdążyła się zawstydzić i wycofać, Utha pisnęła radośnie niemal rzucając się w przód, obejmując zdumionego smoka ramionami i przylegając do jego piersi.

Smoczek tak ładnie pachnie – wymruczała zadowolona.

Kitsu otoczył dziewczynę ramionami, a Enis wymamrotała:

– To Utha. Przepraszam. To ona się na ciebie rzuciła.

– Nie przeszkadza mi to – wyszeptał wprost do jej ucha gładząc jej plecy i wplątując place w rozczochrane kosmyki włosów.

Westchnęła, pomimo oporów rozluźniając się w jego uścisku. Niezamierzone, z głębi jej pamięci zaczęły napływać obrazy z początku lata. Wspomnienia ognistych pocałunków. Dotyku. Zapachu. Szeptów i wspólnego śmiechu.

Przesunęła nosem po skórze Kitsu i zagłębiła twarz w zagłębieniu pomiędzy jego szyją i ramieniem. Jej usta oparły się tuż nad jego tętnicą i teraz czuła na wargach jej szaleńcze pulsowanie.

Całe ciało smoka zesztywniało nerwowo.

– Kitsu? – wymruczała drażniąc ustami jego skórę. Wydawało się jej, że drgnął, a jego gardło napięło się jakby usiłował stłumić jęk. – Czy smoki sypiają nago?

Nigdy dotąd nie spali razem, choć takie właśnie plotki wzburzały całe Argerriten. Kitsu zadomowił się na kanapie w salonie królewskiego apartamentu, a ona nigdy nie poprosiła go, aby przebył te kilka kroków, które dzieło go od jej sypialni. Choć codziennie ją wspierał, pocieszał, choć szukała ukojenia w jego ramionach, jej serce zdawało się zastygłe w kamień. Ale tylko głodząc je mogła przetrwać. Kitsu najwyraźniej to rozumiał.

– Nie – wydusił. Kurczowo odsuwał od niej lędźwie. – Mam spodnie.

– Naprawdę?

Która z nich podejmowała te szalone decyzje? Enis czy Utha? A może ich świadomości w tej chwili splotły się w nierozerwalny węzeł pchane tym samym pragnieniem?

Przesunęła palcami po jego piersiach zsuwając je na szczupły brzuch. Sięgnęła niżej, sięgając bioder, gdzie zgodnie w jego słowami wyczuła rąbek materiału. Zatrzymała w tym miejscu ręce, całym ciałem wtulając się w jego klatkę piersiową.

Czuła jak kurczowo zaciskał dłonie w jej włosach. Jego oddech rwał się, jakby dławił się własnym, pędzącym dziko sercem.

– Kitsu... – Wyciągnęła się do jego ucha, tak że teraz muskała ustami jego płatek. – Jak wyglądają smoki?

– Co... co masz na myśli? Mają skrzydła... i łuski... i są duże...

– Tutaj też?

Chwyciła zębami jego ucho. Równocześnie wsunęła rękę pod sznurek ściągający jego spodnie.

Nie miał tam łusek. Musnęła czubkami palców miękkie kędziory aż wreszcie dotarła do miejsca, która napawało ją taką ciekawością! W tej chwili nie umiałaby stwierdzić, czy był duży czy niewielki. Jej umysł skupiał się tylko na twardości i aksamitnej gładkości.

Nie wiedziała, które z nich jęknęło głośniej.

– Chcemy więcej – wydyszały unosząc się nad mężczyzną.

W mroku dostrzegły jego błyszczące szkliście oczy. Zaraz potem jednak zanurzyły się pod przykrycie spełzając wzdłuż jego ciała. Szarpnęły troczki spodni i gorączkowo zsunęły je niżej.

Nic nie widziała i mogła kierować się tylko dotykiem. Nachyliła się biorąc wyprężony członek w usta.

Usłyszała stłumiony krzyk Kitsu i pełen rozkoszy dreszcz szarpnął jej ciałem. Zassała go głębiej, pieszcząc językiem.

Poczuła szarpnięcie, kiedy sięgnął ku niej i zacisnął pięści w jej włosach tak mocno, że pod zaciśniętymi powiekami załaskotały ją łzy bólu. To jednak tylko mocniej rozpaliło jej podniecenie. Żartobliwie przesunęła zębami po jego skórze i wyczuła drżenie jego ud.

Oplotły ją silne nogi. W ich objęciach, osłonięta od świata warstwami futer, których piżmowy zapach mieszał się z tym, który wytwarzało ciało Kitsu całkowicie skupiła się na zmysłach dotyku i smaku. Smak jego ciała, drżenie mięśni i stłumione, chrapliwe jęki napełniały ją ekstazą.

Kiedy wynurzyła się spod futer, była zgrzana i spocona. Wilgotne kosmyki włosów kleiły się do jej karmazynowych policzków. Uśmiechała się szeroko, a w jasnych oczach błyszczał triumf. Otaczający ją zapach potu działał na smoka jak afrodyzjak i jego ciało, które zaledwie kilka sekund wcześniej wybuchło w ekstazie, teraz ponownie nabrzmiało pożądaniem.

Enis przysunęła się bliżej i mógł lepiej dostrzec wyraz jej oczu. Pod radością i niemal drapieżnym zadowoleniem dostrzegł coś więcej: dojmującą potrzebę i niezaspokojone pragnienie.

– Co mam zrobić? – zapytał ledwo dosłyszalnie.

– Dotknij mnie. – Jej głos brzmiał niemal błagalnie.

Ostrożnie oparł dłoń na jej szyi, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek, chwyciła jego nadgarstek i pociągnęła jego dłoń ku swojej talii. Ale i tam nie pozwoliła mu się zatrzymać. Drugą ręką zesunęła z siebie bieliznę.

Brakło mu tchu, kiedy położyła jego dłoń pomiędzy swoimi nogami. Nachyliła do niego ciało tak, że niemal oparła się na nim.

– Dotykaj mnie, Kitsu – wydyszała mu do ucha. – Proszę.

Jej ciało było tak gorące, że niemal parzyło. Wyczuł pod palcami gęstą wilgoć. Enis zacisnęła place w jego włosach, przywierając do niego. Na chwilę oderwał się od tajemniczego zakamarka, który mu pokazała, złapał w garści jej płócienną tunikę i zsunął jej przez głowę. Chwycił dziewczynę, gwałtownie przyciągając do siebie i sadzając na swoich udach. Objął jej talię jednym ramieniem i wrócił dłonią w miejsce, gdzie tak go potrzebowała. Jęknęła gardłowo, kiedy przesunął palcami wzdłuż wilgotnej szparki.

Enis uniosła się lekko, zapraszająco ułatwiając mu dostęp.

– Trochę dalej – szeptała gorączkowo. – O, tu, tu, proszę, Kitsu...

Zanurzył głębiej jeden palec, pochłonięty odkrywanymi właśnie sekretami. Oplatała go ramionami, pojękując mu cicho do ucha. Za każdym razem, kiedy się unosiła lub opadała niżej, jej podbrzusze drażniło jego wyprężony członek, a z każdym kolejnym razem coraz trudniej było Kitsu nad sobą panować. Chciał zrobić to, czego Enis od niego oczekiwała. Ale tak bardzo, bardzo pragnął tego ciepłego zakamarka.

Nie zdawał sobie sprawy, że z jego gardła zaczął wydobywać się głuchy warkot, a oczy rozjarzyły się blaskiem. Przypadł do szyi kobiety, zaciskając zęby na jej ramieniu i zaciągając się głęboko zapachem jej skóry.

Szarpnął jej biodra ku sobie, tak że jej gorące ciało otarło się o czubek jego męskości. Ciało wojowniczki przeszył dreszcz a ze ściśniętego gardła wyrwał się jęk:

– Tak...!

Gwałtownie pociągnął ją na siebie, trafiając dokładnie tam, gdzie pragnął. Zatrzymał go niespodziewany opór, ale warknął niecierpliwie i naparł na nią mocniej. Wbił się prosto w gorące, mokre ciało, a ona szarpnęła głowę w tył wydając z siebie stłumiony krzyk.

Nie wypuszczając jej z objęć przechylił jej ciało w tył, niemal rzucając ją na posłanie, nakrywając ją samym sobą, wysuwając się z niej i gorączkowo wbijając z powrotem w to rozkoszne ciepło. Zaplotła wokół jego bioder nogi, jakby chciała przytrzymywać go jak najbliżej siebie. Oboje działali instynktownie, chaotycznie, niemal nerwowo. A jednak Kitsu nie zamieniłby tego pełnego niecierpliwości i pozbawionego harmonii zbliżenia na żadne inne doświadczenie. Żadne inne nie mogło się z nim równać. Czuł ekstazę, kiedy ciało Enis drżało pod nim, a z jej gardła wymykały się ciche pojękiwania. Kiedy nagle zacisnęła wokół niego mięśnie, na sekundę świat zniknął w rozbłysku spełnienia.

Obejmował ją ramionami, czując wstrząsające ją dreszcze, jej dłonie na swoich plecach i nogi splątane z jego własnymi. Oboje oddychali ciężko jak po długotrwałym treningu. Zanurzył twarz w jej rozsypanych włosach delektując się tym cudownym, nieopisanym uczuciem. Mocniej zacisnął wokół niej ręce i z radością poczuł jak poddała się jego uściskowi, wtulając się w jego pierś.

Jakąś chwilę później z otumanienia wyszarpnął go nagły niepokój. Czuł coś niepokojącego. Ledwo uchwytny, metaliczny zapach. Wciągnął głębiej powietrze.

– Krew? – zastanowił się na głos.

Ku jego zdumieniu Enis odparła leniwie:

– Nie martw się tym.

On jednak szarpnął się w niepokoju, odrywając się od niej.

– Co?! To ty? Ty krwawisz? Skrzywdziłem cię?!

Objęła dłońmi jego twarz patrząc na niego z czułością, która roztapiała mu serce.

– Nie – szepnęła. Pogładziła kciukami jego policzki – To... wiesz, tak jest. Ja nie byłam nigdy... To mój pierwszy raz i...

– Jak mam się nie martwić? Czemu ludzie ciągle krwawią?! – wykrzyknął z rozpaczą, ale ku jego zdumieniu zachichotała.

– To tylko teraz. Obiecuję. Bo to mój pierwszy raz i ludzkie kobiety wtedy trochę mogą krwawić. Ale nawet mnie nie bolało i... – Pomimo mroku dostrzegł jej ciemny rumieniec. Dokończyła szeptem: – Naprawdę tego chciałam. I bardzo mi się podobało.

Uspokojony ułożył się obok, ponownie zamykając ją w objęciach. Z wdzięcznością wtuliła się w jego bok.

– Dla mnie to też pierwszy raz – przyznał z uśmiechem. – Jako człowiek. To coś zupełnie innego niż pomiędzy smokami i nie bardzo wiedziałem co robić.

Nachylił się do jej ust, obdarowując ją długim pocałunkiem, któremu poddawała się w wyraźną lubością. Jej powieki ciężko opadły i czuł jak bezwładne ze zmęczenia było jej ciało. Przyciągnął futro otulając nim plecy kobiety. Wiele jeszcze musiała się dowiedzieć o smokach, ale to mogło poczekać do rana.

Zapadając się coraz głębiej w miękką otchłań snu nie dostrzegła drapieżnego uśmiechu wykrzywiającego wargi Kitsu.

*

Kiedy się obudziła, pierwszym co dostrzegła były utkwione w niej żółte oczy. Pierwszy raz widziała, aby źrenice Kitsu przyjęły pionowy kształt, podczas gdy był w ludzkiej formie. Samo to zaparło jej dech w piersiach. Podłogą wstrząsnęło lekkie drganie i cieszę przerwał głęboki warkot.

Ruchy Kitsu miały w sobie coś ze zwierzęcej gracji i drapieżnej czujności, kiedy pochylał się nad kobietą. Prawie muskał nosem jej szyję, kiedy gardłowo wymruczał:

– Czy wiesz, jak smoki postępują ze swoimi partnerkami?

Poruszyła bezradnie ustami, a potem pisnęła:

– Karmią je?

Równocześnie głośnio zaburczało jej w brzuchu. Kitsu podparł się na rękach, opuścił głowę i roześmiał się głośno. Kiedy udało mu się nad sobą zapanować i uniósł twarz, jego oczy wróciły do swojskiego wyglądu.

– A chciałem żebyś zjadła kolację – poskarżył się, jednak jego twarz rozświetlał szeroki uśmiech. – No nic, w takim razie najpierw śniadanie.

Pokiwała ochoczo głową i wciągnęła przez głowę swoją zmiętą koszulę. Naciągnęła pończochy, które zsunęły się jej w nocy i rozejrzała się za podwiązkami. Zanim jednak zdołała je znaleźć, Kitsu chwycił ją za rękę i podciągnął na nogi.

Przysiadła na ławie za stołem i ziewając przyglądała się jak krzesał ogień. Płócienne spodnie opadały nisko na jego biodrach i przez chwilę zapatrzyła się na ich linię, nieświadoma, że wyraz jej twarzy przyprawił go niemal o palpitacje.

Szybko jednak zapanowała nad swoimi rozbrykanymi pragnieniami.

– Chcę wrócić do Argerriten – oznajmiła nagle.

– Nie.

– Muszę wrócić do Yuno – zdenerwowała się. – Nie mogę jej zostawić w takim stanie. I nie po tym co jej powiedziałam!

– Yuno ma się dobrze – stwierdził spokojnie i na chwilę straciła rezon. – Jak tylko dolecieliśmy, odezwałem się do Altamira. Oboje czuli się dobrze.

– Nie rozumiesz! – krzyknęła podnosząc się z siedziska. – Ona wczoraj prawie się zabiła! Nie mów mi, że wszystko u niej dobrze!

– Ale to prawda. Myślę, że chyba pomogłaś jej przełamać coś w sobie. – Przysiadł naprzeciwko niej i chwycił jej dłoń. – Miro twierdzi, że sobie poradzą. I myślę, że potrzebują czasu tylko we dwoje. Wiele muszą sobie wyjaśnić i przepracować. Yuno nie dojdzie do siebie zanim sprawy między nimi się nie ułożą. A do tego potrzebny im czas i spokój.

A więc tylko przeszkadzała. Zwiesiła nos na kwintę.

Z zamyślenia wyrwał ją chichot smoka. Miał nieco zamglone spojrzenie, które oznaczało, że właśnie z kimś rozmawiał.

Wreszcie rudzielec spojrzał na wojowniczkę i wyszczerzył się.

– Nie uwierzysz. Miro wysyła nas na wyprawę w poszukiwaniu skarbów.

Powątpiewająco uniosła brew.

– A niby czego mu tam brakuje?

Postawił przed nią miskę z ciepłą strawą i zabrała się do jedzenia.

– Mamy znaleźć dla Yuno kotki.

Zakrztusiła się.

– Że co proszę?

– Yuno chce kotka. Podobno wspominała o tym już kilka razy, a Miro uważa, że to dobrze jej zrobi i pozwoli skupić się na czymś pozytywnym. A kot powinien mieć towarzystwo, więc mają być dwa.

Nie umiała sobie tego wyobrazić. Jak niby zwierzak miałby pomóc magini odzyskać chęć do życia?

– W Argerriten nie ma zwierząt domowych – ciągnął Kitsu, – więc czeka nas wycieczka do Jahanassee. Tam się roi od kotów, na pewno znajdziemy odpowiednie. Yuno prosi, żeby przekazać ci uściski. I przeprasza cię za wszystko.

– Nie chcę, żeby przepraszała, tylko żeby znów się zaczęła uśmiechać.

Pogładził ją po dłoni.

– W takim razie poszukamy dla niej kotków. Znasz Yuno, na pewno się ucieszy.

Wreszcie się rozluźniła.

– Mam nadzieję. To co, zbieramy się do miasta?

Wpatrywał się w nią z dziwnie drapieżnym natężeniem.

– Nie. Nie dziś. Ani przez kilka kolejnych dni.

Chciała zaprotestować, ale słowa utknęły jej w gardle, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Odchrząknęła.

– Dlaczego?

Sięgnął ręką do jej twarzy i przeciągnął kciukiem wzdłuż jej policzka.

– Bo smoki mają pewien starożytny zwyczaj. – Jego głos opadł oktawę niżej niż zazwyczaj. – Zarzucono go wieki temu, ale...

– Ale?

Zwilżył językiem wargi.

– Chcę go dopełnić. Z tobą.

– Nie biorę udziału w gadzich rytuałach – zaprotestowała i jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. – Nie ma mowy. Nie jestem religijna.

Zachichotał gardłowo.

– Zjadłaś już?

– Nie. – Ostentacyjnie nabrała kęs jedzenia, a potem kolejny. Kitsu śledził każdy ruch łyżki i zaczęła ogarniać ją wściekłość. – Przestań się tak gapić! – krzyknęła w końcu. – Idź gdzieś, sio!

Posłusznie odwrócił wzrok, ale o dziwno napięcie wtedy jeszcze wzrosło. Żołądek miała ściśnięty w węzeł, ale nie jak przed bitwą albo ze strachu. Nie, to było coś innego... Zamyśliła się trzymając łyżkę zawieszoną w połowie drogi do ust.

Z zadumy wytrącił ją śmiech, który rozebrzmiał tuż obok jej ucha. Drgnęła i odwróciła twarz. Ten wredny gad nachylił się do niej tak bardzo, że teraz ich nosy niemal się stykały. Zmarszczyła gniewnie brwi.

– Czy ty się ze mną droczysz? – wydusił wstrzymując śmiech.

Zanim zdążył skończyć, wepchnęła mu łyżkę między zęby. Zakrztusił się i oczy niemal wyszły mu z orbit.

– To za karę – oświadczyła.

Mimo, że apetyt przestał jej dopisywać nie zamierzała przegrać tej potyczki. Wymiotła miskę do czysta, nie zostawiając ani jednego z rozgotowanych skrawków warzyw. Kitsu naprawdę nie najlepiej sobie radził z gotowaniem. Nic dziwnego, że zwalił te zadanie na Mira.

– No dobrze, to jakie atrakcje dla mnie zaplanowałeś?

Ledwo przebrzmiały jej słowa, a Kitsu chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi.

– Hej! Czekaj! – wołała. – Muszę się ubrać! Jest zima! ... Buty...!

Na próżno jednak protestowała i się wyrywała. W samej koszulinie i wełnianych pończochach została wyciągnięta przed dom, co było tym bardziej nieprzyjemne, że w nocy spadł śnieg i teraz świat pokrywała warstewka puchu.

– Ty głupi gadzie! Stój! Czekaj! Mam mokre skarpety!

Przeciągnął ją niemal kilkadziesiąt kroków zanim zdołała mu się wyrwać. Rzuciła się z powrotem w stronę chaty. Zaraz za nią jednak zabrzmiał groźny świst i łopot olbrzymich, błoniastych skrzydeł. Udało się jej wykonać jeszcze jeden sus zanim wokół jej talii zacisnęły się ostre szpony i jej stopy oderwały się od ziemi.

– Puszczaj! – zawyła za złością Enis, podczas gdy Utha z radości zaśmiewała się niemal do utraty tchu, o ile duch może się tak śmiać:

Hahaha! Uwielbiam się tak bawić! Enis, to cudowne, że wreszcie możemy poszaleć. Kocham smoczka!

Dziewczyna się niemal zakrztusiła na to wyznanie.

Tylko nie waż się mu tego mówić! Bo spalę się ze wstydu – zaperzyła się, ale odpowiedział jej tylko chichot.

Kitsu pomknął w niebo z niezrównaną szybkością i już wkrótce otoczyła ich mleczna biel gęstych chmur. Gdyby nie ochronne zaklęcia, mroźny wiatr przewiałby dziewczynę na wylot i pewnie w ciągu kilku chwil zamieniłaby się w sopel lodu. Ale nie czuła nawet ani jednego podmuchu, bezpieczna w opiekuńczym uścisku drapieżnych szponów.

Smok zawisł nieruchomo pośród mętnej bieli. Wkoło nich tanecznie wirowały płatki śniegu.

Na chwilę świat zastygł w lodowym pięknie.

A wtedy Kitsu nagle złożył skrzydła ciasno wzdłuż boków, przechylił się łbem ku dołowi... I niczym pocisk zaczął mknąć przed siebie.

Enis wrzasnęła. Wiatr huczał wokół niej, smocze ciało cięło chmury, a kiedy wypadli pod ich pułap mogła dostrzec pędzące ku nim skaliste szczyty. Jej krzyk zmienił się w pełen paniki pisk. Ziemia gnała im na spotkanie, a Kitsu ani myślał zwolnić czy zmienić kierunek lotu. Sekunda. Dwie. I oto skały rozpościerały się tuż przed jego pyskiem.

Nie uderzyli jednak o twardą ziemię, co niechybnie spowodowałoby ich dramatyczną i niezbyt ładną śmierć. Zamiast tego ogarnęła ich ciemność: wlecieli w pionowy szyb.

W dole zamigotały punkciki światła i Kitsu wypadł do obszernej jaskini. Mrok rozpraszały magiczne kule, a ich blask migotał na porozrzucanych wszędzie skarbach. Smok gwałtownie rozłożył skrzydła nagle powstrzymując lot. Zawisł niemal tuż nad ziemią po czym łagodnie usiadł na skale. Ostrożnie postawił swoją pasażerkę na ziemi i delikatnie rozwarł uścisk.

Enis na miękkich kolanach zrobiła kilka kroków naprzód. Cała drżała. Ledwo wydusiła przez zaciśnięte gardło:

– Totalnie ci odwaliło...

Za nią rozebrzmiał gardłowy pomruk:

– Miejsce skarbu jest w skarbcu.

Odwróciła się na pięcie. Gadzi łeb unosił się na wysokości jej twarzy, tak że patrzyła prosto w żółte oczy o pionowych źrenicach. Wzięła się pod boki.

– Na poważnie sądzisz, że pozwolę ci się tu zamknąć?

– Skarb – wymruczał basowo. – Skarbiec.

Zaszeleściły trące o siebie łuski, kiedy smok postąpił w jej stronę. Cofnęła się nerwowo i pod jej stopą zadzwonił metal. Smok szedł za nią krok w krok. W końcu oparła się plecami o ścianę. Gadzi pysk zbliżył się no niej jeszcze bardziej, tak że owiał ją suchy, ciepły oddech.

Zza pokrytych łuskami warg wydobył się jakiś długi, syczący dźwięk.

Oh – westchnęła w jej umyśle Utha. – Rozpoznaję. To starożytny smoczy język. Nauczyłam się kilku słów w Argerriten...

– ...Kiedy zmusiłaś mnie do czytania – przerwała jej oskarżycielsko Enis. – Co podobno miało mnie odprężyć, a tylko przyprawiło o ból głowy...

– ...Ale tego słowa nie rozumiem.

– A więc ta nauka była zupełnie bez sensu.

Opuściła powieki. Poczuła delikatny dotyk na policzku, kiedy olbrzymi łeb otarł się o jej twarz. Smoczym gardłem wstrząsnął kolejny warkotliwy dźwięk.

Zwilżyła językiem wargi.

– Mów tak, żebym mogła cię zrozumieć. – Jej głos miał zabrzmieć hardo, ale zamiast tego zza jej ust wydobył się jedynie szept.

– Niektóre słowa muszą być wypowiedziane w odpowiedni sposób – wymamrotał jej do ucha smok.

– A więc... co znaczyły?

– Że skarb został złożony w skarbcu.

Chciała znowu zaprotestować przeciwko tak przedmiotowemu traktowaniu. Nie była przecież pucharem czy klejnotem, nie zamierzała grzecznie siedzieć w jaskini! Ale jakoś słowa nie chciały wyrwać się ze ściśniętego gardła.

Smocza łapa delikatnie odepchnęła ją kamiennej ściany. Enis zrobiła pod jej naporem kilka chwiejnych kroków. A potem nagle smocze cielsko było wszędzie wokół niej. Nie sądziła, że Kitsu mógłby się poruszać w ten sposób – był giętki i zwinny niczym wąż otaczając ją zwojami swojego cielska. Prowadził ją w stronę centrum skarbca, gdzie piętrzyła się sterta kosztowności.

– Był lot godowy... – wymruczał smok. – I teraz czas na gody...

Zamrugała gwałtownie i z przerażeniem obrzuciła spojrzeniem wielkie cielsko.

– Kitsu... – pisnęła. – Ty... To... Ja...

Złote oczy skrzyły się przewrotną radością.

– To się nazywa konsekwencje, Uthenis. A konsekwencje uwodzenia smoka są bardzo poważne.

– A-Ale... Mam mokre pończochy! – To była chyba najgłupsza wymówka jaką mogła palnąć. – I zimno mi w stopy!

– Hm – zamruczał. – To chyba musimy się ich pozbyć.

Została pchnięta skrzydłem, a zanim straciła równowagę jej plecy poparła gadzia łapa delikatnie kładąc ją na ziemi. Pysk smoka zbliżył się niebezpiecznie do jej prawej stopy.

„Przecież on odgryzie mi nogę!" – przeraziła się. Zanim jednak zdążyła zareagować, gadzie wargi łagodnie objęły jej stopę. Zacisnęły się lekko i pociągnęły, ściągając mokrą pończochę.

Enis łapała powietrze rozchylonymi ustami. Jej twarz rozpalał gorąc.

Smok nachylił łeb do jej lewej nogi. Tym razem cała jej stopa zniknęła w jego paszczy, muskana suchymi wargami. Złote oczy śledziły każdą jej reakcję.

– I już. – Jego gardłem wstrząsnął śmiech. – Nie ma złych, mokrych skarpet.

Wyciągnął pysk w jej stronę i poczuła suchość łusek na swoich wargach. A potem wokół nich zadrżała magia i nagle pomiędzy jej kolanami klęczał rudowłosy młodzieniec. Ich wargi ciągle się stykały. Objął ją ramieniem, przyciągając bliżej siebie, wplątując palce w jej włosy. Wpił się w jej usta w gwałtownym pocałunku.

Wyciągnęła do niego ręce, chwytając w palce miedziane kędziory. Opuściła dłonie na jego kark, a potem ramiona.

– Hej – wydyszała przerywając pocałunek. – Wcześniej byłeś ubrany.

Uśmiechnął się szeroko.

– To było wtedy.

– Tak nie wolno – pisnęła. – Oszukujesz!

– Yhm. – Pociągnął za jej koszulę. – To też musimy zniknąć. Przeszkadza.

W mgnieniu oka jej ubranie zniknęło.

– Tak też nie wolno – szepnęła zmieszana.

– Wiem. – Jeśli to możliwe jego uśmiech jeszcze się rozciągnął.

Nachylił się do jej szyi muskając ją ustami, a potem skierował się niżej sunąc pocałunkami w dół jej dekoltu aż dotarł do piersi. Objął ustami brodawkę jednej, a drugą chwycił mocno w dłoń i Enis nie zdołała powstrzymać jęku.

– Są takie cudowne – zachwycił się.

Jego słowa ledwo przedarły się do jej zamglonego umysłu. Rejestrowała tylko jego oddech, uścisk ciepłych warg i pieszczotę języka. Kiedy uszczypnął ją zębami w jej podbrzuszu wybuchła fala gorąca.

Mruknęła z niezadowoleniem, kiedy oderwał się od jej ciała.

Pociągnął ją lekko za pasmo włosów.

– Utho? – wymruczał.

Oczy dziewczyny zmieniły barwę i magini uśmiechnęła się do niego radośnie. Obdarzył ją długim pocałunkiem.

– Chcę zadowolić was obie – wyznał. – Już chyba wiem co lubi Enis, ale ty wczoraj byłaś gdzieś głęboko. – Musnął palcem jej policzek. – Dlaczego?

Zarumieniła się.

– Chciałam, żeby Enis miała swój pierwszy raz tylko dla siebie.

Tak cudownie się do niej uśmiechał. Ze wzruszeniem i zrozumieniem.

– Jesteś niezwykła. Ale dzisiaj chcę was obie. Co mam zrobić dla ciebie, kochana?

Jej oczy rozbłysły. Delikatnie pociągnęła go za włosy, żeby się do niej nachylił i wyszeptała mu do ucha swoje życzenie.

A potem westchnęła, kiedy przywarł do niej w pocałunku, tam, gdzie pragnęła jego dotyku, oddechu i języka najbardziej. Zadrżała dając się porwać radości i podekscytowaniu. To było tak jakby znowu miała własne ciało: dygocące i rozpalające się pożądaniem. Wolne i radosne.

Sięgnęła ku świadomości Enis. Chciała, aby przyjaciółka czuła to samo: tą cudowną falę zatapiającą ich wspólne ciało. Krzyknęły, kiedy przeszył je gwałtowny spazm, a pod powiekami rozbłysła oślepiająca jasność.

Kitsu patrzył z zachwytem na jej zarumienioną twarz i rozchylone usta. Pochylił się i musnął ustami gorący policzek.

Powoli uniosła powieki. Spojrzał w dwukolorowe oczy i jego serce zadrżało radośnie.

– Chcemy więcej – wyszeptała oplatając go ramionami. – Chcemy cię całego. Natychmiast.

Zatopił się w jej cudownym, gorącym ciele wyczulony na każde jego drgnięcie, łowiąc jej ciche, ulotne jęki. W blasku magicznych świetlików porozrzucane wokół kosztowności mieniły się i migotały niczym gwiazdy. Jakby unosili się pośród wielobarwnych przestworzy spleceni w locie godowym...

– Coś mnie uwiera w plecy. – Enis poruszyła się niespokojnie, choć jej ciało wydawało się miękkie jak rozgrzana plastelina. Nieznacznie zmieniła pozycję wtulając się w bok Kitsu i zamruczała z zadowoleniem.

– To jakiś rubin – mruknął sennie.

– Po coś tu tyle śmieci uzbierał?

Oplótł ją ramionami wtulając nos w jej pachnącą szyję.

– Szukałem skarbu. Musiałem wiedzieć, czy to ten odpowiedni. Więc każdy tu zabierałem i... sprawdzałem.

– No i?

– I: co?

– Któryś okazał się odpowiedni?

– Oh, tak – westchnął z ukontentowaniem. – Jednak wpierw musiałem tu dużo tego naznosić. Ale teraz już wszystko jest na swoim miejscu. – Jego głos robił się coraz cichszy, jakby Kitsu zapadał w coraz głębszy sen. Kolejne jego słowa potwierdziły to przypuszczenie: – Teraz wreszcie mogę się wyspać...

– Ale mi tu zimno – zachichotała. Pociągnęła go za pasmo włosów. – I niewygodnie. Skała mnie uwiera.

Przeciągnął się.

– Zaraz coś z tym zrobimy.

Wyczuła zawirowanie energii, jak zawsze, kiedy zmieniał postać. Otoczyło ją smocze cielsko. Leżała wygodnie w zagięciu jednej łapy. Pomimo tych wszystkich kłów, szponów i łusek smok okazał się naprawdę wygodnym posłaniem. Nakrył ją olbrzymim skrzydłem i otuliło ją przyjemne ciepło. Wyciągnęła się odrobinę, żeby dosięgnąć smoczego pyska i cmoknęła miedziany policzek.

– Teraz jest cudownie. Dobranoc.

Smok poruszył się delikatnie, jakby zacieśniał wokół niej objęcia. Jego gardziel zawibrowała od pełnego szczęścia pomruku:

– Skarrrrb...

Continue Reading

You'll Also Like

574 53 22
Czwarta bonusowa część trylogii Harry Potter i Równowaga Sił
8.6K 809 27
Jest Dalia. Jest babcia. Są Święta Bożego Narodzenia i cała ich magia. Jest i kufer na stryszku, który za pomocą cudownego zapachu lawendy przenosi...
1.7M 17.4K 3
*Wattys 2018 Winner / Hidden Gems* CREATE YOUR OWN MR. RIGHT Weeks before Valentine's, seventeen-year-old Kate Lapuz goes through her first ever br...
37.6K 2.7K 61
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...