Hiacynt [One shots]

By Hayasintha

847 78 271

Jak sama nazwa wskazuje, znajdą się tutaj krótkie opowiadania z "Hiacynta". Od czasu do czasu coś tu wstawię... More

1. Nauczyciel
2. Przyjaciel
3. Tęskniąc za tobą
5. Ojcowie
Ojcowie c.d.
6. Nasz mały sekret
7. Szczęście

4. Czekam na ciebie

104 10 39
By Hayasintha

Styczeń 1993 r.

Wgryzłem się w małą babeczkę i się skrzywiłem. Zdawało się, że ciasto na wierzchu jest spalone, ale wcześniej tego nie zauważyłem, bo cały wypiek był ciemny. Popatrzyłem zza biurka na autorkę tej kulinarnej porażki.

- I mówisz, że przychodzisz do mnie w sprawie podwyżki, tak? Chcesz mnie przekupić tym?- zapytałem, wskazując na ciastko podobny wyrób leżący na moim biurku.

- Nie! Ja tylko chciałam być miła dla szefa. Ale pieniędzy potrzebuję naprawdę. Właściciel mieszkania podniósł mi czynsz...

- A co mnie obchodzi twoje życie prywatne? Jak ci nie pasuje praca tutaj, to znajdź nową. A podwyżki nie będzie. Nie wyróżniasz się niczym wśród innych pracowników, a właściwie...- wyjąłem puste kartki z szuflady biurka i udałem, że coś na nich sprawdzam.-... właściwie twoje statystyki są marne. Weź się do roboty, bo cię zwolnię, dziewczyno!

Młoda kobieta popatrzyła się na mnie pełnymi łez oczami.

- Weź się do roboty. I zabierz te ciastka, czy co to tam miało być, ze sobą, bo nie da się tego jeść- powiedziałem stanowczo.

Podwładna pociągnęła nosem, zabrała ze sobą swoje wypieki i wyszła. Za kilka minut w drzwiach mojego gabinetu stanął mój ojciec.

- Arek, popierdoliło cię?!- zapytał, wchodząc do środka.- Już druga w tym tygodniu wychodzi stąd z płaczem! Założyłem tę firmę po to, aby nam wszystkim było lepiej. Zaczynam żałować, że zaproponowałem ci współpracę, gdy skończyłeś studia. Pracownicy zaczynają narzekać, że za komuny było lepiej. Przyzwyczaj się, że zaczną przychodzić po podwyżki. Orientujesz się w ogóle na rynku? Jest wykurwista inflacja. I tak dostaną te podwyżki, bo chleb zaczyna kosztować niepokojąco dużo!

- Tato, ale czemu się denerwujesz? Trochę rygoru jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

- Kim ty jesteś i co zrobiłeś z moim synem?- zapytał z rozczarowaniem.- Odkąd poszedłeś na studia, coś ci odjebało, dzieciaku. Myślałem, że ci przejdzie, gdy je skończysz, ale w tym roku miną dwa lata, gdy je skończyłeś i jesteś coraz gorszy. Żebym ja nie zwolnił ciebie.

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, ale ja nie zamierzałem nic powiedzieć.

- Zaraz mamy rozmowę o pracę z jakąś panią- powiedział po chwili.- Proszę cię, zachowuj się jak człowiek.

Ojciec popatrzył na mnie ostrzegawczym spojrzeniem i wyszedł. Wywróciłem tylko oczami. Poszedłem zrobić sobie kawę i za pół godziny przyszła kobieta na rozmowę o pracę. Na moje oko nie brakowało jej dużo do emerytury, więc od razu założyłem, że jej nie zatrudnimy, ale chciałem pokazać ojcu, że potrafię być miły.

- Dzień dobry- przywitała się.

- Dzień dobry, proszę usiąść.

Kobieta wykonała to polecenie i położyła na moim biurku jakieś papiery. Wziąłem je do ręki i pobieżnie przejrzałem. Nie wyglądało to dobrze. Na koniec spojrzałem na imię i nazwisko, by wiedzieć, jak się do niej zwracać i prawie spadłem z krzesła. Popatrzyłem tylko na nią z otwartą buzią.

- Ja wiem, że moje doświadczenie jest niewielkie- zaczęła się tłumaczyć.- Ale potrzebuję pracy. Nie dajemy sobie z mężem rady.

- Pani Mrozowska, proszę się uspokoić- powiedziałem spokojnie, choć sam czułem, jak do oczu napływają mi łzy. Byłem pewien, że to jest jego matka. Nie miałem z nim kontaktu od sześciu lat. Nie wiedziałem, co się z nim dzieje.- Proszę się uspokoić- powtórzyłem łamiącym się głosem, bardziej do siebie niż do niej.

Popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Domyślałem się, że musiałem wyglądać wtedy jak nagle spłoszone zwierzę. Byłem w szoku, ale jakaś część mnie błagała ją o litość, choć Mrozowska nie zdawała sobie sprawy z tego, co chciałem od niej usłyszeć. A chciałem, by powiedziała, że Robert żyje. Mogła mi powiedzieć, że się ożenił, że wyjechał z Polski, czy cokolwiek innego, ale chciałem wiedzieć, że mój ukochany nadal jest na tym świecie. Nie miałem pojęcia, co stało się z nim po tym, jak uratował mi życie przed agentem SB. Wiele razy żałowałem, że go posłuchałem i stamtąd uciekłem. Jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że czasu już nie cofnę.

- Proszę pana, czy wszystko w porządku?- zapytała zaniepokojona Mrozowska.

- Tak... Może porozmawiajmy? Czy ma pani dzieci?

Dopiero gdy usłyszałem te słowa, zdałem sobie sprawę, że wyszły z moich ust. Doskonale wiedziałem, że zapewne łamię jakiś kodeks etyki pracy, ale kobieta już usłyszała pytanie. Zmarszczyła tylko brwi.

- Mam dorosłego syna- odpowiedziała.

- Przepraszam, że o to pytam, ale kojarzę pani nazwisko- próbowałem się wytłumaczyć. Jednocześnie poczułem ogromną ulgę. Jej odpowiedź wskazywała na to, że Robert nadal jest wśród żywych.

- To nie jest aż tak rzadkie nazwisko. Ja pana znikąd nie kojarzę, więc może przejdziemy do właściwej rozmowy o pracę?

- Zaczniemy, jeśli pani powie mi, czy Robert to jest pani syn.

Mrozowska popatrzyła na mnie jak na kosmitę.

- Nie podoba mi się ta rozmowa. Chyba aż tak nie potrzebuję tej pracy, do widzenia...- zaczęła podnosić się z krzesła.

- Proszę zaczekać!- poprosiłem błagalnym tonem.- Niech pani po prostu odpowie na moje pytanie... Robert to był kiedyś mój przyjaciel i sześć lat temu zniknął. Nie wiem, co się z nim stało.

Poprawiła się na krześle i popatrzyła na mnie badawczo.

- Robert jest w więzieniu- powiedziała bez emocji.

- Czy może pani załatwić mi z nim spotkanie? Obiecuję, że wtedy panią zatrudnię.

- Wykluczone! Chyba że powie mi pan, o co tak naprawdę chodzi. Robert nie miał wielu bliskich znajomych. Nie przypominam sobie pana.

Oczywiście, że domyślałem się, dlaczego Robert trafił do więzienia. Zrobiło mi się słabo, ale postanowiłem, że muszę wyciągnąć z Mrozowskiej jak najwięcej informacji. Musiałem udowodnić jej, że znam sytuację. Wziąłem głęboki oddech i oznajmiłem:

- Robert zabił człowieka, agenta SB.

- Skąd pan o tym wie?- zapytała z przejęciem.

- Byłem tam- powiedziałem, a moje oczy zaszły łzami.

Od razu przypomniałem sobie, jak Robert obronił mnie przed tym człowiekiem. Gdyby nie on, umarłbym tamtego wieczoru. Przypłacił moje życie swoją wolnością.

- A-arek?- zapytała nagle. Nie domyśliła się wcześniej, że to ja, bo najpewniej to mój ojciec miał przeprowadzić z nią rozmowę i myślała przez cały czas, że rozmawia z nim.

- Skąd pani wie?

- Mówił mi o tobie. Mówi za każdym razem, gdy go odwiedzam. Nie wiedziałam, jak wyglądasz, ani jak dokładnie się nazywasz. Nie chciał mi tego powiedzieć. Myślę, że chyba cały czas się o ciebie boi. Mimo że tłumaczyłam mu, że mamy teraz inny ustrój w państwie.

- Za ile wyjdzie?

- Za dwa lata. Osiem lat to najniższa kara, jaką mógł odbyć.

- Czy jest jakaś możliwość, abym mógł go zobaczyć? Myślę o nim codziennie. W mojej głowie pojawiało się wiele scenariuszy, co się stało z Robertem. Ten z więzieniem również przemknął mi przez myśl. Czasami myślałem nawet, że nie żyje, więc w pewnym sensie mnie pani dzisiaj pocieszyła- uśmiechnąłem się smutno.

- Nie wiem, czy ktokolwiek się zgodzi na takie odwiedziny. Tylko ja przychodzę do Roberta. Może mogłabym powiedzieć, że jest pan jakimś bliskim kuzynem, ale nie obiecuję, że to się uda.

Szybko wziąłem małą karteczkę i napisałem na niej numer telefonu. Podałem ją Mrozowskiej.

- To mój numer prywatny, a służbowy pani już zna. Błagam, pozostańmy w kontakcie, zrobię wszystko. Może pani zacząć pracę nawet od jutra...

- Nic od pana nie chcę. Myślę, że to zły pomysł, abym tutaj pracowała w takiej sytuacji. Pomogę panu ze względu na Roberta. Wiem, że on też by tego chciał.

- Nawet nie wiem, jak mam pani podziękować. Postaram się zorientować, czy firmy, z którymi współpracujemy, nie szukają pracowników. Chyba tylko tak mogę się odwdzięczyć.

- Jeszcze nic nie udało się załatwić. Niech pan się nie nastawia.

- Przynajmniej wiem, że żyje. Najwyżej poczekam.

- Dwa lata to naprawdę długo.

- Dwa lata to nic w porównaniu do tego, że Robert został skazany na osiem lat. Uratował mi życie.

Kobieta nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, dlatego tylko się pożegnała i powiedziała, że zadzwoni do mnie w ciągu najbliższego tygodnia. Przysięgam, że to był najdłuższy tydzień w moim życiu. Cały czas kręciłem się wokół telefonu. Nie uszło to uwadze mojego taty.

- Czekasz na jakiś ważny telefon?- zapytał pewnego dnia, wchodząc do mojego gabinetu.

Pokiwałem tylko głową. Nie miałem ochoty na rozmowę. Tata nie próbował wyciągnąć ze mnie, o co chodzi. A przynajmniej tak myślałem, bo gdy wróciliśmy do domu, zjawił się w moim pokoju z zatroskaną miną. Znałem tę minę i wiedziałem, że zaraz odbędzie się jedna z tych pogadanek, w której tłumaczy mi, że jest moim rodzicem i mogę powiedzieć mu o wszystkim.

- Synu, widzę, że coś jest z tobą nie tak. Wiem, że jesteś już dorosły, ale nie mogę patrzeć na twoje zachowanie. Masz jakieś kłopoty?

- Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć- przyznałem i popatrzyłem mu w oczy.

- Najlepiej zacząć od początku.

- Sam przyznałeś, że zmieniłem się, gdy poszedłem na studia. Tylko że to nie same studia mnie zmieniły. Na początku pierwszego roku stało się coś bardzo złego w moim życiu. Straciłem kogoś bardzo ważnego. Przez lata nie wiedziałem, co się dzieje z tą osobą. Kilka dni temu dowiedziałem się, gdzie jest, ale nie możemy się tak po prostu spotkać.

- Chodzi o Roberta?

Patrzę tylko na ojca i oczekuję dalszych wyjaśnień. Nikt nie wiedział o tym, że cokolwiek łączyło mnie z Robertem.

- Chciałem o tym z tobą porozmawiać wcześniej, ale za bardzo się bałem, że zamkniesz się w sobie- zaczął.- Czasami krzyczysz przez sen. Mama może to potwierdzić. Najczęściej wołasz jakiegoś Roberta. Nigdy nie miałem odwagi, by zapytać się ciebie, kto to jest.

- To właśnie on- przyznałem.

- Bliski przyjaciel?

Spojrzałem na ojca wymownym spojrzeniem. Tata przez chwilę przetwarzał moją reakcję, po czym westchnął głęboko i pogłaskał mnie po plecach.

- Czyli jednak- powiedział cicho.

- Błagam, tato, nawet nie próbuj mi wmówić, że się domyślałeś, bo nigdy w to nie uwierzę.

- Domyślałem się, że zmieniłeś się przez jakiś zawód miłosny, bo to nietrudno było zgadnąć. Czasami zastanawiałem się, czemu nie przedstawiasz nam żadnej panny, ale nigdy o to nie pytałem, bo myślałem, że jakaś dziewczyna skrzywdziła cię tak mocno, że masz ochoty na związki. A to nigdy nie była żadna "ona"...

Czasami myślałem, jak to będzie, gdy powiem rodzicom o tym, że jestem gejem. Nigdy nie sądziłem, że ojciec zareaguje tak spokojnie.

- Nie jesteś nawet zdziwiony- zauważyłem.

- Może podświadomie zawsze to wiedziałem, tylko nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli? Gdybyś powiedział mi o swojej orientacji kilka lat temu, to pewnie zareagowałbym inaczej, ale... Widzę, że cierpisz każdego dnia, tak bardzo tęsknisz... Teraz jedyne, czego chcę, to żebyś był szczęśliwy. Błagam cię, spotkaj się z nim i przegadajcie to. Musisz iść w końcu dalej, z nim lub bez niego.

- Nie mogę. Jest w więzieniu.

Od tych dwóch zdań zacząłem jedną z najtrudniejszych rozmów w moim życiu. Powiedziałem ojcu, co się stało sześć lat temu. Choć pomijałem niektóre kwestie, to o Robercie powiedziałem naprawdę dużo. Przyznałem, że uratował mi życie, zabijając kogoś innego.

- Mrozowska nie załatwi wam widzenia- powiedział w pewnym momencie.- Ale mój znajomy pracuje w więzieniu. Zdaje się, że jest mi winny przysługę. Załatwię ci to spotkanie. Muszę ci pomóc, skoro w końcu wiem jak.

***

Ojciec miał rację, że Mrozowska nie dała rady załatwić nam spotkania. Na szczęście mój tata mógł. Znajomy ojca zaprowadził mnie pod metalowe drzwi. Bardzo się stresowałem, bo w końcu nie widzieliśmy się tyle czasu. Nie wiedziałem, czy nadal o mnie myślał. Zanim wszedłem, usłyszałem krzyki.

- Co wy znowu ode mnie chcecie?! Jest tam kto?!

Poznałbym wszędzie ten głos. Robert jeszcze nie wiedział, że ma spotkać się ze mną. Popatrzyłem na znajomego mojego ojca.

- Załatwiłem wam piętnaście minut. Możesz już wejść.

Chwyciłem niepewnie klamkę i wszedłem do środka malutkiego pokoiku i praktycznie od razu złapałem kontakt wzrokowy z Robertem. Postarzał się co najmniej o dziesięć lat. Było widać, że to miejsce go zniszczyło, ale nie zniechęciło mnie to.

- Arek- powiedział cicho i wstał z krzesła.

Nie potrafiłem powstrzymać łez. Ruszyłem w jego stronę i od razu go przytuliłem.

- Jak ty mnie znalazłeś?- zapytał.

- Czy to ważne? Najważniejsze, że cię widzę całego i zdrowego. Codziennie o tobie myślę. Nie wiedziałem, co się z tobą stało. Chciałbym cię stąd wyciągnąć. Nie powinno cię tu być...

- Arek, przecież sam widziałeś, jak zabiłem tamtego człowieka.

- Broniłeś nas. To on chciał nas zabić! Dlaczego nikt nie wziął pod uwagę, że to była samoobrona?!- zapytałem, czując, że emocje rozsadzają mnie od środka. Z jednej strony byłem bardzo szczęśliwy, bo w końcu widziałem mojego ukochanego, ale z drugiej strony byłem wściekły na to, że w ogóle znalazł się w więzieniu.- Tak strasznie tęskniłem...

- Ja też tęskniłem, ale szczerze miałem nadzieję, że ruszyłeś dalej. Powiedz, że ułożyłeś sobie życie.

- Ułożymy je, gdy wyjdziesz.

- To jeszcze dwa lata...

- W najgorszym wypadku. Zrobię co w mojej mocy, żeby cię stąd wyciągnąć szybciej.

Robert tylko popatrzył na mnie jak na małe dziecko, które mówi od rzeczy, ale nic nie powiedział.

- Możesz ubiegać się o przedterminowe zwolnienie- drążyłem dalej.

Mój ukochany chwycił mnie za rękę i popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem.

- Próbowałem. Dyrektor więzienia nie chciał się zgodzić. Znał osobiście tego agenta, którego zab...

- Nie jesteś mordercą- przerwałem mu.- Jak się nazywa ten dyrektor?

- Gustaw Nowicki- odpowiedział bez przekonania.- Ale po co ci ta wiedza? Arek, nie jesteś w stanie nic zrobić.

- Daj mi chociaż spróbować. Zobaczysz, że za pół roku stąd wyjdziesz. Zabiorę cię na wakacje nad morze albo pojedziemy w góry. Co tylko będziesz chciał.

- A co u ciebie słychać?- zapytał, zmieniając temat. Przysięgam, że przez chwilę miałem ochotę go zdzielić. Dlaczego nie chciał wierzyć w to, że jeszcze będzie szczęśliwy?!

- Nic ciekawego. Skończyłem studia, które nie przydały mi się do niczego i ojciec zatrudnił mnie w swojej firmie, którą założył po transformacji. Chodzę z domu do pracy i z powrotem. Tak wygląda moje życie. Czasem Maciek mnie gdzieś wyciąga. Bardziej mnie zastanawia, jak ty się tutaj trzymasz.

Wtedy coś w nim pękło. Zdawało mi się, że w końcu wylał z siebie cały ten żal, który gromadził w sobie przez te lata. Oddałbym wszystko, aby móc z nim wtedy zostać, ale za chwilę znajomy mojego ojca po mnie przyszedł i kazał mi wyjść.

- Wytrzymaj jeszcze trochę- powiedziałem na odchodne do Roberta.

Wyszedłem stamtąd, czując, że zaraz się rozkleję. Poszedłem prosto do domu. Mój ukochany nawet nie wiedział, że znam bardzo dobrze dyrektora więzienia. Wiedziałem, co powinienem zrobić, choć oznaczało to rozgrzebywanie przeszłości, o której starałem się nie pamiętać. Gdy wszedłem do swojego pokoju, od razu zanurkowałem pod swoje łóżko i wyjąłem spod niego pudełko. W środku była kaseta, której nie miałem w ręku od ponad sześciu lat. Dostałem ją, gdy willa się rozpadła, bo nikt nie wiedział, co zrobić z tym materiałem, bo w niej "wystąpiłem". Ja też nie wiedziałem, co z nią zrobić, dlatego schowałem ją pod łóżko. Bałem się ją wyrzucić, aby nie dostała się w niepowołane ręce, a potem zwyczajnie o niej zapomniałem. Przypuszczam, że dyrektor więzienia też o niej nie pamiętał. Na jego nieszczęście ja go bardzo dobrze kojarzyłem, bo występował w tym filmie razem ze mną.

Następnego dnia odwiedziłem go w jego gabinecie. Najpierw postanowiłem, że spróbuje porozmawiać z nim na spokojnie, ale kaseta spoczywała na dnie mojej torby. Tak na wszelki wypadek, gdyby nie chciał współpracować.

- W czym mogę pomóc?- Gustaw zapytał, gdy wszedłem.

Był ode mnie tylko kilka lat starszy, a już prawie nie miał włosów na głowie. Wyglądał zupełnie inaczej za czasów willi.

- Nie mów, że mnie nie poznajesz- powiedziałem, siadając na krześle naprzeciwko niego. Jeszcze nie tak dawno razem odwiedzaliśmy willę.

- Czego chcesz?- zapytał. Był wyraźnie spięty, a moja obecność bardzo zaburzyła jego spokój.

- Słyszałem, że nie chcesz zgodzić się na przedterminowe zwolnienie jednego więźnia. Mrozowski jest mi bardzo bliski i nie będę ukrywał, że zależy mi na tym, by wyszedł szybciej. Zgódź się. Przecież znasz sprawę i wiesz, że nie zabiłby tego człowieka, gdyby sam nie został zaatakowany.

- Nie wnikam, dlaczego tak ci na tym zależy, ale chyba nie myślisz, że tak po prostu się na to zgodzę?

- Czułem, że się nie zgodzisz, dlatego wziąłem ze sobą coś, co może pomoże ci podjąć dobrą decyzję.

Sięgnąłem do torby i wyjąłem z niej kasetę.

- Myślę, że obaj dobrze pamiętamy willę, chociaż nie chcemy. Ale póki co to tylko nasz słodki sekret...- zacząłem i zauważyłem, jak mój rozmówca spiął się jeszcze bardziej.- Myślę, że wiesz, co chcę ci powiedzieć. Zgoda na przedterminowe zwolnienie w zamian za milczenie to dobra cena.

Gustaw delikatnie się uśmiechnął, co niesamowicie mnie zirytowało.

- Mam ci uwierzyć? Po pierwsze, nie mam nawet pewności, czy to ta kaseta...

- Nie wiem, czy jesteś aż tak odważny, aby się o tym przekonać- warknąłem, przerywając mu.

- No dobrze, załóżmy, że to ona. Pamiętam, że ty również na niej jesteś, więc nie uwierzę, że pokażesz to komukolwiek, bo za bardzo byś sobie zaszkodził.

Wzruszyłem tylko ramionami i popatrzyłem na Gustawa. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Mój wyraz twarzy musiał wskazywać na to, że nie blefuję i wcale nie boję się zszargania mojej reputacji tą kasetą, bo mężczyzna w końcu podsumował:

- Ty jesteś jakiś nienormalny.

- Powinieneś się bardziej postarać, jeżeli chciałeś mnie obrazić, wiesz?

- Oddaj mi tę kasetę i nie rób scen.

Tym razem to ja obdarzyłem go triumfalnym uśmiechem. Udało mi się zasiać w nim ziarno niepewności i strach, a właśnie taki był mój cel.

- Dostaniesz ją, gdy Robert wyjdzie na wolność w przeciągu następnych sześciu miesięcy.

- Nie ma takiej opcji.

- Dobrze.

Schowałem kasetę do torby i wtedy postanowiłem przystąpić do planu B, by pokazać mu, że nie żartowałem. Wstałem z krzesła, rozpiąłem kilka guzików mojej koszuli od góry i wyjąłem ją ze spodni, starając się pognieść ją jak najbardziej się da.

- Nie zastanawiałeś się kiedyś, aby przenieść swój gabinet w ustronniejsze miejsce? Po tym korytarzu kręci się tyle ludzi...- rzuciłem tę uwagę, rozwalając sobie fryzurę i Gustaw w sekundę zrozumiał, co chcę zrobić.

- Arek, proszę cię...

- No przecież muszę uwiarygodnić to, co twoi współpracownicy zobaczą na kasecie za kilka dni.

- Nie wygłupiaj się!

- Guuuuustaw!- krzyknąłem jego imię, jakbyśmy właśnie bardzo dobrze się ze sobą bawili.

- Zamknij się!- warknął. Wstał zza biurka i ruszył w moją stronę, a ja zbliżyłem się do drzwi.

- No uderz mnie w końcu!- znowu krzyknąłem. Byłem pewien, że jeśli ktoś stał na korytarzu, to mnie usłyszał.

- Cicho bądź- poprosił szeptem. Widziałem, że jest przerażony.- Załatwię mu to zwolnienie, tylko więcej tu nie przychodź. I spal tę kasetę.

- Zrobię to, jak Robert wyjdzie. Jak za pół roku Mrozowski nie będzie na wolności, to spodziewaj się drugiej wizyty.

- Spierdalaj już stąd, dobrze?

Zapiąłem koszulę, włożyłem ją w spodnie, założyłem torbę na ramię i wyszedłem. Na korytarzu stała tylko sprzątaczka. Popatrzyła na mnie tak, jakby zobaczyła co najmniej samego diabła.

- Miłego dnia, proszę pani- powiedziałem do niej i poszedłem do domu.

Lipiec 1993 r.

Nie widziałem się z Robertem od naszego spotkania w styczniu. Znajomy ojca nie był w stanie załatwić nam drugiego spotkania, ale na szczęście pani Mrozowska zgodziła się, by zanosić mu moje listy. On też czasami do mnie pisał. Próbował wypytać mnie o to, jakim cudem dyrektor więzienia zmienił zdanie odnośnie przedterminowego zwolnienia, ale ja utrzymywałem, że nie miałem z tym nic wspólnego.

W międzyczasie udało mi się wynająć mieszkanie i je urządzić z myślą o tym, że Robert zamieszka ze mną. Oczywiście nie zapytałem się go o to w liście, ale przypuszczałem, że nie będzie chciał wracać do rodziców. Musiałem tylko ustalić wszystko z jego mamą. Postanowiłem, że czas zmierzyć się ze swoim lękiem i odwiedzić Mrozowską w jej mieszkaniu. To nie był ten sam adres, który znałem dzięki Robertowi. Mrozowscy przeprowadzili się krótko po tym, jak Robert poszedł do więzienia w inne miejsce. Może gdyby zostali w starym mieszkaniu, to wiedziałbym szybciej, co się z nim dzieje. Raz poszedłem pod stary adres i dowiedziałem się, że Mrozowscy już tam nie mieszkają. Byłem załamany.

Gdy stanąłem przed drzwiami, zawahałem się. Bałem się spotkania ze starym Mrozowskim, jednak uznałem, że przecież już nic mi nie grozi. Wziąłem głęboki oddech i zadzwoniłem dzwonkiem. Otworzył pan Edward. Nie spodziewał się mnie, ale wiedziałem, że skojarzył od razu, kim jestem. Jego mina mówiła wszystko.

- Dzień dobry- powiedziałem bez emocji.- Przyszedłem porozmawiać. Robert niedługo wychodzi, więc...

- A skąd ty wiesz, że niedługo wychodzi?- warknął.

- Mam swoje sposoby. Dziwne by było, gdybym nie wiedział, co się u niego dzieje, prawda? Czy pani Ewa jest w domu?- zapytałem grzecznie.

- Jest, ale...

- Arek!- zza pana Edwarda wyłoniła się mama Roberta.- Wejdź.

Mrozowski tylko zgromił mnie wzrokiem, ale przepuścił mnie w drzwiach. Chyba był zbyt ciekawy, po co przyszedłem.

- Nie będę przedłużał, więc od razu powiem, po co tutaj przyszedłem. Robert za tydzień wychodzi z więzienia i gdzieś będzie musiał mieszkać. Ja od niedawna wynajmuję sam mieszkanie i pomyślałem sobie, że...

- Wykluczone!- stary Mrozowski przerwał mi wpół zdania.

- Wydaje mi się, że Robert ma już trzydzieści lat- zauważyłem.- Chciałem mu zrobić niespodziankę i zabrać go od razu do siebie. Zrobiłbym też kameralne przyjęcie powitalne. Oczywiście państwa zapraszam. A dzisiaj przyszedłem po rzeczy Roberta.

- A skąd ty możesz wiedzieć, że on będzie chciał z tobą mieszkać?- zapytał Mrozowski.

- Ma dwie opcje: albo mieszkanie ze mną, albo z panem pod jednym dachem. Zgaduję, że nawet jeśli oba te rozwiązania mu się nie spodobają, to z dwojga złego wybierze mnie.

- Pomogę ci we wszystkim- powiedziała pani Mrozowska.- Ale obawiam się, że nie będziesz miał kogo zaprosić na to przyjęcie. Robert nie miał wielu znajomych, a gdy poszedł do więzienia, to nie ma już kontaktu z nikim. Ja oczywiście będę...

- Pan też może przyjść- powiedziałem do Mrozowskiego, który tylko popatrzył na mnie zabójczym spojrzeniem.- Będą też moi rodzice. Powiedziałem im o wszystkim i już nie mogą się doczekać, aby poznać Roberta.

Pani Ewa tylko się do mnie uśmiechnęła, a potem zabrała mnie do pokoju, gdzie trzymała rzeczy mojego ukochanego. Wziąłem tylko tyle, ile dałem radę, ale zapowiedziałem, że po resztę przyjedziemy już z Robertem. Nie mogłem się doczekać aż znowu go zobaczę.

***

Pojechałem po niego sam. Stałem przy samochodzie i obserwowałem wyjście z więzienia. Żar lał się z nieba, a słońce świeciło mi prosto w oczy, więc założyłem okulary przeciwsłoneczne. Była właśnie końcówka lipca, Robert skończył trzydzieści lat trochę ponad tydzień wcześniej.

W końcu dostrzegłem jakiś ruch przy bramie. To był oczywiście mój ukochany. Od razu ruszyłem w jego stronę i bez zbędnych słów go przytuliłem. Wtulił się w moje ramiona i odetchnął z ulgą.

- Chodź, jedziemy do domu- powiedziałem cicho.

- Do domu?- zapytał, zupełnie nie wiedząc, o co mi chodzi.

- Sam zobaczysz- odpowiedziałem tajemniczo i wziąłem od niego torbę, którą miał przewieszoną przez ramię.

Wrzuciłem ją na tylne siedzenie i usiadłem za kierownicą. Robert usiadł na siedzeniu pasażera.

- Jaka to ulga, że znów jesteś tak blisko- powiedziałem, gdy wyłączyłem się do ruchu.

- Mówisz tak, jakby kiedykolwiek wyszło ci to na dobre.

Nie zareagowałem na tę zaczepkę. Nie wiedział, jak było, kiedy nie było go obok. Nie potrafiłem cieszyć się życiem, jak wcześniej. Choć nie znaliśmy się długo, gdy go straciłem, to zdążył zostawić po sobie ślad.

Kątem oka spoglądałem na niego. Przypatrywał się okolicy z zaciekawieniem. Nie wiedział, gdzie jedziemy. Pocieszające było to, że mi ufał i nie dopytywał o cel podróży. W końcu stanąłem pod blokiem.

- Wysiadamy- poinformowałem go z uśmiechem.

Gdy wysiedliśmy, zamknąłem samochód i złapałem go za rękę. Posłusznie za mną szedł. Trochę mnie to martwiło, że zachowuje się trochę jak zagubione dziecko, ale z drugiej strony nikt nie mógł mu się dziwić. Weszliśmy na pierwsze piętro i stanęliśmy przed drzwiami naszego mieszkania.

- Gdzie jesteśmy?- dopiero teraz zadał pytanie.

- W naszym mieszkaniu, Robert. Nie mogłem pozwolić, abyś wrócił do ojca. Chyba, że nie chcesz ze mną mieszkać.

- To nie tak... Ja nie wiem, czy ty dasz radę mieszkać ze mną. Jestem trochę innym człowiekiem niż wtedy.

- Spróbujmy. Nie mamy chyba nic do stracenia, co?

- Chyba nie...- odpowiedział bez przekonania.

Otworzyłem drzwi i wpuściłem go pierwszego. Popatrzył na mnie niepewnie.

- Chodź- powiedziałem i znów wziąłem go za rękę. Weszliśmy do salonu. W środku była pani Ewa, moi rodzice, Maciek... i o dziwo pan Mrozowski, siedzący w kącie.

- Synku, jak dobrze, że już jesteś- Mrozowska ruszyła w stronę syna i go przytuliła.

Stary Mrozowski również ruszył się z miejsca i też go przytulił. Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony z tego gestu, Robert, czy sam Edward. Mój ukochany popatrzył na mnie ze strachem. Nie wiedział, jak ma się zachować przy ojcu.

- Przecież o was wiem- Mrozowski poinformował syna rzeczowym tonem.

Potem Maciek przywitał się z moim ukochanym, a na końcu podeszli do niego moi rodzice, a ja razem z nimi.

- Robert, to są moi rodzice- przedstawiłem ich.

- Miło cię w końcu poznać- powiedział mój tata i podał rękę Robertowi, a potem moja mama go przytuliła.

Zastrzegłem im tylko, żeby nie dziękowali mu za uratowanie mi życia. Chciałem, by chociaż na chwilę zapomniał o tym wszystkim. Robert tylko się do nich uśmiechał, ale w pewnym momencie spojrzał na mnie błagalnym spojrzeniem.

- Przeprosimy was na chwilę- powiedziałem głośno.

- Zacznijcie bez nas- poprosił Robert, patrząc na stół zastawiony jedzeniem.

Poszliśmy do kuchni. Gdy tylko przekroczyliśmy próg tego pomieszczenia, zapytałem:

- Co się dzieje?

- Chciałem chwilę odetchnąć. Nie spodziewałem się tylu ludzi. Myślałem, że spotkam się dzisiaj tylko z tobą i z mamą.

- Przepraszam...

- Nie masz za co- przerwał, zanim zdążyłem zacząć tłumaczyć się ze swojego zachowania.- To po prostu dla mnie trochę szokujące. Jak udało ci się nakłonić mojego ojca, aby przyszedł? I twoich rodziców? Nie wiedziałem, że im o nas powiedziałeś.

- Sam nie spodziewałem się, że twój ojciec się pojawi, więc to pewnie twoja mama go namówiła, aby tu przyszedł. A moi rodzice... Nie byli ślepi przez te lata. Robert, oni widzieli, że za kimś tęsknię. Gdy im o nas powiedziałem, nawet nie byli zdziwieni. No może trochę tym, że nie jesteś kobietą, ale przyjęli to. Oglądając mnie przez tyle lat, gdy nie umiałem myśleć o nikim innym poza tobą, ucieszyli się, że w końcu wrócisz do mojego życia i będę szczęśliwy. Chociaż właściwie nie zapytałem cię o zgodę, czy mogę mówić o nas "my". Czy w ogóle tego chcesz?

Robert tylko posłał mi łagodny uśmiech i zapytał:

- Czy to naprawdę nie jest oczywiste? Arek, ja...

Zaciął się, a w jego oczy zaszkliły się od łez. Cały czas na mnie patrzył, a ja nie potrafiłem wyczuć, co próbował mi powiedzieć. W pewnym momencie dotknął dłonią mojego policzka.

- Kocham cię- powiedział cicho.

- Ja też cię kocham, Robert- odpowiedziałem. Poczułem, że zaraz też się rozkleję. Nie spodziewałem się po nim takiego wyznania.

- Wiem, Arek. W innym wypadku nie czekałbyś na mnie tyle lat. W najśmielszych snach nie oczekiwałem tego, że moje życie może tak wyglądać, gdy wyjdę na wolność. Miałem dużo czasu by uświadomić sobie, jak wiele dla mnie znaczysz.

Nie musieliśmy mówić nic więcej. Najważniejsze było to, że w końcu byliśmy razem. Pocałowałem Roberta, wkładając w ten pocałunek całą moją tęsknotę. Gdy tylko oderwaliśmy się od siebie, wyszeptałem:

- W końcu mnie znalazłeś.

Continue Reading

You'll Also Like

503K 7.6K 83
A text story set place in the golden trio era! You are the it girl of Slytherin, the glue holding your deranged friend group together, the girl no...
69.3K 2.3K 16
Green Dragon x Pirate!Reader
359K 13K 60
𝗜𝗡 𝗪𝗛𝗜𝗖𝗛 noura denoire is the first female f1 driver in 𝗗𝗘𝗖𝗔𝗗𝗘𝗦 OR 𝗜𝗡 𝗪𝗛𝗜𝗖𝗛 noura denoire and charle...