Till the Last Breath / ZOSTAN...

Por KarolinaZ_autorka

32K 2.7K 871

W powieści występują brutalne sceny przemocy seksualnej, przemocy fizycznej oraz plastyczne opisy morderstw... Más

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział drugi (dokończenie)
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział trzynasty (II)
Rozdział trzynasty (dokończenie)
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty I
Rozdział dwudziesty piąty II
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci (część I)
Rozdział trzydziesty trzeci (II częśc)
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
*
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Rozdział czterdziesty szósty
Rozdział czterdziesty siódmy
*
Rozdział czterdziesty ósmy
Rozdział czterdziesty dziewiąty
Rozdział pięćdziesiąty
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Rozdział pięćdziesiąty drugi (OSTATNI)

Rozdział szósty

780 58 13
Por KarolinaZ_autorka

                                                                  Rozdział szósty

                                                                     LUCILLE

Zimno. Jest mi tak przeraźliwie zimno. Ból żołądka zmusza moje wycieńczone wędrówką po lesie, ciało do gwałtownych torsji. Zginam się w pół i zwracam żółć. Okrutny poranek obfituje w potężną zamieć śnieżną. Wiatr szarpie mną jak marną chorągwią. Nie mam sił ustać na nogach, więc kucam na ziemi. Unoszę drżącą, przemarzniętą dłoń i wycieram usta. Suchość w gardle popycha mnie ku próbie nawodnienia organizmu. Kiedyś czytałam, że można napić się śniegiem. Biorę niewielką garść i wysuwam język. Chłód paraliżuje mi umysł, ale udaje mi się go przełknąć. Przymykam powieki zastanawiając się czy matka zaczęła mnie szukać. Czy w ogóle istnieje ktoś, komu mój los nie jest całkowicie obojętny. Nie marzę o wielkiej rodzinie, wystarczyłaby osoba. Niespodziewanie w głowie pojawia mi się obraz staruszka, który zajął się mną, gdy leżałam skopana na chodniku.

Ezekiel.

Chyba powinnam do niego pójść. Podnoszę się z miejsca, ale ze zdziwieniem odkrywam, że wciąż kucam na śniegu. Och, mój mózg płata mi figle. Tworzy złudzenia. Rozglądam się dookoła. Wczoraj do wieczora przemierzałam las uciekając w zarośla. Noc spędzona w nagich gałęziach marnych krzaków nie dawała żadnego schronienia, więc nad ranem znów zaczęłam krążyć w zupełnie nieznanym terenie. Nieoczekiwanie moje płuca kurczą się boleśnie, a kaszel, który wydostaje się wraz ze świstem drażni krtań. Tak bardzo zimno. Szczękam zębami ocierając się o szorstkie gałęzie drzew. Gdzie jestem? Czy nie byłam tutaj chwilę temu? Dlaczego wszystko wygląda tak samo? Gubię się. Spanikowana tracę oddech. Świat wiruje, a ja widzę tylko ciemność. Upadam w mokry, porażająco zimny śnieg.

Cisza.

Kiedy otwieram oczy nade mną wiszą gwiazdy. Są takie piękne. Błyszczą jasnym światłem i migoczą niczym diamenty przywieszone na atłasowym niebie. Z trudem przewracam się na plecy. Otacza mnie postępująca ciemność, a w oddali roznosi się złowrogie wycie wilków. Gdy byłam mała, tata ostrzegał mnie przed tym lasem. Mówił, że dzieją się tutaj złe rzeczy. Nigdy nie pytałam go więcej. Teraz żałuję. Gdybym miała możliwość zapytałabym go czy ten las jest gorszy od tamtych mężczyzn, którzy wzięli moją niewinność i zbrukali mnie jak najgorszą dziwkę. Czy strach przed lasem był większy niż strach o własne życie? Nie mam sił, by wstać i szukać drogi, która da mi szansę na ucieczkę. Zesztywniałe od krwi spodnie przymarzają mi do skóry. Dostaję drgawek, a czucie w dłoniach powoli zanika. Wydaje z siebie długi pociągły jęk lecz nie liczę na ratunek. Przestaję walczyć. Powiadają, że kiedy człowiek umiera robi sobie wewnętrzny rachunek sumienia. Cóż, to chyba ten moment. Dygoczę coraz mocniej i mocniej, ledwo przytomnym wzrokiem wpatruję się w te cudowne jaśniejące punkciki i wtedy coś atakuje moją twarz. Ciepły, długi i wilgotny język zapamiętale zlizuje ze mnie zaschłą krew i resztki rzygowin. Tom Tom? Piesku, to ty? Z bólem rozciągam usta w bladym uśmiechu, a potem wielki szaro-czarny łeb ląduje na moich barkach. Zamieram. Pies położył się tuż obok mnie, a jego potężne, włochate ciało działa jak miękki koc, w którym mam ogromną ochotę się zakopać. Nie wiem czy śnię, czy to rzeczywiście dzieje się naprawdę. Wsuwam drżącą dłoń po ciężką łapę zwierzęcia i ponownie zamykam oczy.

– Shadow! – Budzi mnie ostre nawoływanie. Pies strzyga uszami ale nie wykonuje żadnego ruchu. – Shadow, do cholery! Chodź tu!

Unoszę się delikatnie na rękach i spoglądam w łagodny psi psyk. Jestem pewna, że właśnie zamachał swoim puszystym ogonem. A więc Shadow. Powoli wyciągam dłoń i kładę ją na karku zwierzęcia.

– Uciekłeś złym ludziom, kolego? – Pytam szeptem, na co pies trąca mnie mokrym, czarnym nosem. – Ja też. Nie martw się, doskonale cię rozumiem.

Wyczuwam między nami coś na kształt porozumienia. Z większą śmiałością gładzę miękką, puchatą sierść zwierzęcia. Czuję się jak kostka lodu, którą ktoś postanowił wrzucić do wrzątku. Moje ciało reaguje zbyt gwałtownie na znikome zmiany temperatury. Godziny spędzone na mrozie, tak bardzo mnie wyziębiły i osłabiły, że pies ogrzewa mnie niczym termofor. Niestety głośne nawoływania wracają. Kimkolwiek jest ten człowiek, pragnie odzyskać Shadow. Serce wali mi w piersi niespokojne. Nie chcę, by ten ktoś go zabierał.

– Nie idź. – Szepczę w psią sierść. – Nie słuchaj go.

Zwierzę strzyga uszami, spogląda na mnie, a potem zaczyna szczekać. Spinam się, bo nie wiem co to ujadanie oznacza, aż nagle chrzęst śniegu zwraca moją uwagę. Wystraszona patrzę w kierunku nagich gałęzi spomiędzy, których wyłania się męska sylwetka. Wysokie, silne ciało porusza się zwinnie, pewnie i wzbudza to we mnie lęk. Z tak sprawnym oprawcą nie miałabym żadnych szans.

– Kazałem ci zjeżdżać, a nie urządzać pikniki z moim psem. – Niski, drapieżny głos dociera do moich uszu.

Och, nie. Czy to...

Te ostre, pełne jadu słowa z przerażającą zajadłością wbijają mi się w duszę.

– Czego ode mnie chcesz?

– To chyba oczywiste? – Na tę głęboką ironię otaczam się ramionami. Mężczyzna mruży oczy, ściąga ciemne brwi w pojedynczą kreskę, a potem nie spuszczając ze mnie swojego rozgniewanego wzroku dodaje: – Psa. Chcę mojego psa.

– Nie trzymam go. – Zapewniam słabym głosem.

– Shadow! – Huczy. – Jazda!

Pies ziewa, a jego łeb ląduje w wgłębieniu mojej szyi. Mężczyzna prycha niezadowolony, kręci głową jakby chciał wyrzucić obraz, który ma przed oczami.

– Wstań. – Żąda nieoczekiwanie.

– Co?

– Gówno. – Warczy przez zaciśnięte zęby. – Wstawaj, ale już!

Mrugam zaskoczona. Jest wściekły, a ja zbyt słaba, by się mu postawić. Przygryzając wargę, odsuwam się od psa, a potem nieporadnie podciągam się do pozycji siedzącej. Całe ciało przeszywa potężna fala bólu. Mdłości napierają na ścianki gardła. Biorę wdech i powoli zginam nogę. Łzy bezsilności toczą się po moich policzkach. Z niemal nadludzkim wysiłkiem udaje mi się wstać. Wypuszczam nagromadzone w płucach powietrze, a zaraz potem ziemia usuwa mi się spod stóp. Tracę równowagę, kolana jak plastelina uginają się pod moim ciężarem. Upadam w śnieg. Nad głową słyszę dyszenie, które szybko zamienia się w pisk. Pies szturcha mnie łapą w bark. Ponownie zbieram siły, by dokonać niemożliwego. Wspieram się o grzbiet zwierzęcia. Mięśnie drżą, a ja odkrywam, że nie mogę zacisnąć dłoni w pięść. Kaszlę, wypluwając z siebie gęstą, lepką flegmę. Pies podnosi się na łapy, ale moje ciało jest za bardzo wykończone, żeby zrobić to samo. I w tym boleśnie beznadziejnym momencie mężczyzna pochyla się nade mną i wsuwa swoje wielkie dłonie pod moje pachy. Unosi nad ziemią, a potem stawia na nogi. Chcę wykonać krok ale zaczynam się chwiać. Moja ociężała głowa opada na ramię mężczyzny. Nie wypowiada ani słowa, gdy bierze mnie na ręce. Prawdę mówiąc, ja sama nie wiem czy rzeczywiście to zrobił. Równie dobrze to mogłyby być moje przedśmiertne fantazje. Ciemność tańczy mi przed oczami, dygocząc łapię lodowate powietrze i karmię nim płuca. Jestem nieświadoma rzeczy, które dzieją się wokół. Istnieje tylko wgryzający się w kości chłód i ból.

Jakiś czas później czuję zapach dymu i drewna. Otwieram ciężkie powieki i ze zdumieniem wpatruję się w trzaskający ogień. Kominek. Chcę się podnieść lecz rezygnuję przez silne zawroty głowy. Oczami strzelam na lewo i prawo. Przyglądając się wszystkiemu, co znajduje w tym zadziwiająco przytulnym pomieszczeniu. Ciemne drewno zdobi ściany i podłogi nadając wystrojowi surowość i charakter. Ale nie tylko. Jest wszędzie, w każdym kącie. Zerkam na gruby szary koc, którym jestem szczelnie owinięta. Obok czarnej, skórzanej sofy, na której leżę stoi lampa błyskająca ciepłym, pomarańczowym światłem w stronę regału z książkami.

– Imię. – Ponury baryton przywołuje mnie do porządku. Patrzę na mężczyznę, który stoi nade mną opierając dłonie na wąskich biodrach.

– Lucy. – Dukam naciągając koc pod samą brodę.

– Lucy. – Sarka. – To twoje pełne imię?

– Nie, ja...Lucy to tylko zdrobnienie. Mam na imię Lucille.

– Nazwisko.

– McCarthy.

– Nazwiska twoich alfonsów.

– Nie mam alfonsów.

– Uratowałem ci życie, Lucille. Nie wkurwiaj mnie i podaj te cholerne nazwiska.

Moje imię brzmi tak inaczej w jego ustach. Tak dziko i groźnie. Jest ogromnym przeciwieństwem bezsilnej, żałosnej Lucy.

– Nie jestem dziwką.

– Zatem kim? Panienką lekkich obyczajów? Poprawność polityczna zrobiła ci sieczkę w głowie.

– Oni mnie...zgwałcili. – Mówię zanosząc się płaczem. – To tak bolało! Nie jestem dziwką, ja im chciałam uciec, ale mnie złapali.

Mężczyzna patrzy na mnie w skupieniu, a potem robi coś kompletnie nieoczekiwanego; podaje mi kartonowe pudełko chusteczek higienicznych.

– I tak podasz mi ich nazwiska. – Rzuca siadając na krześle przy stole.

– Nie znam.

– W jakiś sposób musiałaś im się narazić. Co takiego zrobiłaś, Lucille?

– Zgubiłam tabletki. – Bełkoczę przymykając powieki. – Zgwałcili mnie za to, że zgubiłam tabletki.

Nie wiem, czy to co powiedziałam go przekonało, bo nadal próbuje prześwietlić mnie spojrzeniem lecz ja nie mam siły na dalsze rozmowy. Układam się wygodnie na sofie, otulam kocem i pozwalam sobie odetchnąć. Wsłuchuję się w odgłosy palącego się drewna. Są dziwnie kojące. Gdybym nie znała gospodarza domu, uznałabym, że właścicielem musi być ktoś o niewiarygodnie ciepłym sercu. Słyszę skrzypienie krzesła, a potem ciężkie kroki. Nadal nie unoszę powiek, choć muszę przyznać jestem ciekawa dokąd poszedł mężczyzna. Może po broń? Strach zaciska się na mojej krtani. A jeśli mnie zastrzeli? Miotam się, jedna strona chce podjąć walkę z niewiadomą, a druga woli odpuścić. Docierają do mnie niepokojące dźwięki. Otwieranie szafek, brzdęk szkła. Boję się, że zaraz przybiegnie do mnie i potnie ostrzem, a potem wepchnie w jedną z szafek i zostawi czekając aż wykrwawię się na śmierć. Znowu rozbrzmiewają jego kroki. Wstrzymuję oddech, gdy staje obok sofy. Kolejny brzdęk i niespodziewanie do moich nozdrzy dolatuje zapach pomarańczy i goździków.

Zaraz, co? Otwieram oczy i omiatam wzrokiem biały kubek z parującą herbatą.

– Jakie to były tabletki? – Mężczyzna nie odpuszcza tematu.

– Nie wiem. – Dukam wyciągając się w stronę kubka. Niestety jest szybszy. Widząc, że chce się napić przechwytuje naczynie i bez cienia uśmiechu spogląda mi w oczy.

– Jakie to były tabletki?

– Okrągłe, małe. – Krzywię się. – Fioletowe.

– Proszę. – Podaje mi kubek. – Uważaj, bo jest gorąca.

– Dziękuję. – Doprawdy, nie mam pojęcia jak rozumieć jego zachowanie. Upijam ostrożnie pierwszy łyk, a następnie biorę drugi, trzeci i piąty. Jestem tak bardzo spragniona i zmarznięta, że nie przejmuję się poparzonym podniebieniem.

– Skąd je wzięłaś?

– Nie były moje.

– A jednak wiesz jak wyglądają. Zadziwiające. – Ironizuje.

– Moja mama je zażywa. – Na samą myśl o matce robi mi się niedobrze. – Mówi, że dzięki nim czuje się lepiej i...ma więcej chęci do życia.

– Brałaś?

– Chciałam spróbować. Dowiedzieć się co to jest i czemu mama to wciąż bierze. Wzięłam tylko jedną pigułkę, nie wiem co się stało z resztą.

– Ile czasu minęło od zażycia?

– Nie wiem. Doba? Zresztą czy to takie ważne?

– Dla mnie? Absolutnie nie, ale ty chyba chcesz jeszcze sobie pożyć, prawda?

– Co to ma znaczyć? – Odkładam kubek.

– Każdy kto zaczyna swoją przygodę z fioletowymi tabletkami najpierw przechodzi test. Mili panowie w koszulach pakują w ciebie kilka zastrzyków, a cała adaptacja trwa niecały miesiąc. Gdy organizm przyswoi to płynne gówno, możesz wejść na wyższy poziom i eksperymentować z fioletem. W twoim przypadku organizm nie ma odpowiednich narzędzi do zwalczania tego, co być może już się wytworzyło po zażyciu tabletki. Proces gnilny wątroby następuje po czterech dniach, a po tygodniu zasilasz grono aniołów.

O mój boże. Nie, to nie może być prawda. Powiedział mi to, bo wie, że zdoła mnie przestraszyć. Nikt nie byłby taki spokojny opowiadając o gniciu cholernej wątroby!

– Mam ci uwierzyć?

– To twoja sprawa, co zrobisz.

– To nie ma sensu!

– Ma.

– Ale...

– Przypomnij sobie. Czy twoja matka w niedawnym czasie przyjmowała jakieś zastrzyki?

O nie, o nie. O, NIE!

Wspominam matkę siedzącą przy stole. Zawsze przed wyjściem mężczyzny w białej koszuli wyjmowała chleb i żuła skórkę. Gdy pytałam, odpowiadała, że to pielęgniarz. Że musi dostać zastrzyk, bo inaczej ból ją zabije.

Żołądek wywraca mi się do góry nogami, skręca, zaplątuje w supeł. W pośpiechu liczę minione godziny. Doba. Może ciut więcej.

– Co teraz? – Dukam przerażona. – Czy ja...umrę?

– Jeśli ci nie pomogę? Jak najbardziej.

Zamieram.

– Możemy sobie pomóc, Lucille. Ja zadzwonię do lekarza, który przyjdzie tutaj i przeprowadzi pełną diagnostykę włącznie z oczyszczaniem twojego organizmu, a ty wrócisz do swojej matki i zdobędziesz wszystkie dane na temat osób, które przewinęły się przez wasze mieszkanie. To chyba dobry układ za cenę życia, co?

Mam tam wrócić? Ciężki oddech utyka mi w krtani. Nie chcę tego robić. Wiem, aż za dobrze, że jeśli pojawię się w mieszkaniu, to matka od razu poinformuje o tym Tony'ego, a przecież tamci gwałciciele działali na zlecenie wspólnoty! To jak pchanie się do lwiej paszczy z nadzieją, że nie zostanę pożarta!

– Ja... – Waham się. Wszystko we mnie wrzeszczy, że powinnam odmówić. Ta cała opowiastka o dewastujących działaniach leku... skąd mam pewność, że jest prawdziwa?! Jak, u licha, mam zaufać komuś, kto uznał mnie za dziwkę i pozostawił w lesie?!

Ale teraz leżysz na jego sofie, czyż nie?

Cichutki głosik podświadomości sprawia, że mam ochotę uderzyć głową w ścianę. Tak, to prawda. Przygarnął mnie, ale co stanęło za tym niezwykle szlachetnym gestem? Na pewno nie pomoc bliźniemu. Przyglądam się mężczyźnie. Jego czujne szare oczy wtapiają się w moje własne. Czeka aż podejmę decyzję. Jest jak przyczajony wilk wypatrujący świeżego mięsa.

– Skąd masz tę wiedzę? – Jakimś cudem panuje nad drżeniem głosu.

– Wywróżyłem ją sobie na śniegu podczas pełni księżyca.

– Nie widziałam, że w przerwach od zabijania zajmujesz się bajkopisarstwem. – Rzucam bez większego namysłu, a potem obserwuje jak kąciki jego ust nieznacznie się unoszą. Rozbawiłam go?

– Moim największym zainteresowaniem jest kneblowanie młodych dziewcząt. – Jego palące spojrzenie przesuwa się powoli w stronę moich ramion. – Zatem uważaj, z kim tańczysz, kapturku. Bo w tej bajce myśliwy ginie wraz z babcią.

Niski, ponury ton sprawia, że moje serce prawie przestaje bić, a zimne i złowrogie spojrzenie sugeruje, że słowa, które dotarły do mojego umysłu wcale nie są durną próbą wzbudzenia strachu.

One są strachem.

Głęboką, potworną otchłanią, w której muszę się odnaleźć. 

Seguir leyendo

También te gustarán

15.5K 190 26
W świecie baśni i legend historie toczą się niezmiennie tym samym torem od pokoleń. Coraz częściej jednak postacie buntują się i chcą stać się kowala...
555K 5.1K 52
hunter.x - kim jesteś?
66.1K 3.5K 50
Cicha dziewczyna, drżąca na myśl o zmianach, o czymś nieznanym. Nagle zostaje wrzucona w świat fantazji, o którym do tej pory mogła tylko czytać. Świ...
312K 8.6K 81
Victoria Stone po pewnej imprezie postanawia zadzwonić do swojego ex i wykrzyczeć mu przez telefon jak bardzo go nienawidzi, za to, że ją zdradził...