Till the Last Breath / ZOSTAN...

بواسطة KarolinaZ_autorka

32.1K 2.7K 871

W powieści występują brutalne sceny przemocy seksualnej, przemocy fizycznej oraz plastyczne opisy morderstw... المزيد

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi (dokończenie)
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział trzynasty (II)
Rozdział trzynasty (dokończenie)
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty I
Rozdział dwudziesty piąty II
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci (część I)
Rozdział trzydziesty trzeci (II częśc)
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
*
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Rozdział czterdziesty szósty
Rozdział czterdziesty siódmy
*
Rozdział czterdziesty ósmy
Rozdział czterdziesty dziewiąty
Rozdział pięćdziesiąty
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Rozdział pięćdziesiąty drugi (OSTATNI)

Rozdział drugi

1K 58 8
بواسطة KarolinaZ_autorka

                                                      Rozdział drugi

                                                                  Lucille

Czuję okropne zawroty głowy. Nie mogę się też skoncentrować na pisaniu wiersza. Wszystkie myśli ulatują z mojej głowy zanim udaje mi się je złapać i uformować w ładnie brzmiące zdanie. Odkładam długopis i odsuwam od siebie zeszyt. Biorę wdech, a potem kolejny i następny. Wiem dlaczego to się dzieje. Jestem głodna, a od wczoraj nie miałam nic w ustach. Nadal rozsadza mnie wściekłość na matkę. Jak mogła zaprosić tutaj Tony'ego i jeszcze zjeść razem obiad podczas kiedy ja wracałam pobita do domu. Nie otrzymałam od niej nawet ciepłej herbaty, a na widok moich ran tylko wzruszyła ramionami. Ta znieczulica doprowadza mnie do obłędu. Jak, do cholery, można być obojętnym? Podnoszę się z łóżka. Przez kilka sekund opanowuję mdłości. Obolałą ręką dotykam ściany. Staję się coraz słabsza i muszę chwytać się ściany, aby nie upaść. Włóczę nogami w kierunku pokoju matki. Chcę wykorzystać jej nieobecność i znaleźć coś, dzięki czemu zrozumiem bardziej czym jest wspólnota. Nie ukrywam, wczorajsze słowa Tony'ego wzbudziły we mnie niepokój. Jak wiele o mnie wie? Czy matka często z nim rozmawiała na mój temat? Czy wspominała o tacie? Żołądek mnie ściska. Wchodzę do środka. Pomieszczenie jest wychłodzone przez nieszczelne okna. Zatrzymuję się przed kwadratowym stołem, na którym leżą puste opakowania po tabletkach. Białe, niewielkie buteleczki, które zamiast etykietek posiadały czarny symbol nieskończoności. Widziałam go już wcześniej lecz nigdy tak naprawdę nie interesowałam się przekazem. Biorę jedną buteleczkę i obracam w palcach. Następnie otwieram wieczko i wącham wnętrze. Nie czuję nic prócz plastiku. Krzywię się, bo właściwie nie mam pojęcia jak pachną tabletki. Rany boskie, czy kompletnie mi odbiło? Odkładam buteleczkę. Wycieram spocone dłonie w spodnie. Wiem, że muszę coś zrobić, tylko...co? Przechadzam się wzdłuż meblościanki. Wydeptuję dziurę w podłodze zanim decyduję się na otwarcie jednej z szafek. Wpatruję się w niechlujnie złożone ciuchy. Parę koszulek, swetrów i kilka par spodni. Nic szczególnego. Matka nie przywiązywała wagi do tego jak wygląda. Co oczywiście tłumaczy jej fryzurę. Nie znam drugiej kobiety, która dobrowolnie ścięłaby swoje długie blond loki niemalże do zera. Po odejściu taty zaczęła się zmieniać. To nie była ekspresowa metamorfoza, raczej powolne przeobrażanie się z porządnej osoby na tę nadużywającej alkoholu i używek. To trwało sześć lat, a pierwszą oznaką był tatuaż węża zrobiony na łydce. Wówczas nie sądziłam, że to coś złego. Nie przejmowałam się matką ani jej humorami. Nie miałam pojęcia, że to wołanie o pomoc. Że osoby pogrożone w depresji okazują ją na wiele różnych sposobów i nie zawsze jest to zwodzenie w poduszkę. Być może wtedy należało zareagować. Wiele razy się nad tym zastanawiałam. Gdybym jej pomogła, może teraz byłaby zupełnie innym człowiekiem. Nie wdepnęłaby w tę cholerną wspólnotę i nie poznałaby Tony'ego. Ten mężczyzna sprawia, że moje ciało skuwa lód. Nie umiem tego wyjaśnić, ale czuję się niekomfortowo ilekroć zaczynam o nim myśleć. Wygląda na czterdzieści parę lat, ma czarne włosy przyprószone siwizną i zawsze, gdy go widzę ma na sobie eleganckie ubrania. Nie wiem czym się zajmuje ani od jak dawna uczęszcza na spotkania wspólnoty. Jedyne co wiem, to to, że pierze mojej matce mózg. Czemu to robi? Jaki ma w tym cel? Nie jesteśmy ani bogate ani piękne. Nie wzbogaci się. Wzdycham głęboko. Zamykam szafkę i przeglądam szuflady. Nie nastawiam się lecz po kilku minutach zauważam stary notes wepchnięty pomiędzy bieliznę. Marszczę brwi. Skoro go tam schowała, to znaczy, że nie chciała, bym go znalazła. Dreszcze przebiegają mi wzdłuż kręgosłupa. Wyciągam rękę i delikatnie kładę ją na zniszczonej okładce. Czy powinnam do niego zajrzeć? A jeśli zobaczę tam coś, czego będę żałowała? Mam podejrzenia, że matka jest uzależniona od piguł, które dostaje od Tony'ego, a on sam rozprowadza je po Skagway. Nie mogę jednak nazwać tego wprost, bo nie mam dowodów. Teraz sprawa może wyglądać inaczej. W notatniku mogą być dowody. Oddech przyspiesza, a osłabiony organizm nie radzi sobie z kolejną porcją nerwów. Czuję jak napierają na mnie mdłości. Zamykam oczy i liczę od zera do dziesięciu z nadzieją, że zdołam je opanować. Otwieram pierwszą stronę. Notatnik jest wyświechtany, jakby matka użytkowała go przez dłuższy czas. Wczytuję się w słowa napisane niebieskim długopisem na pożółkłej kartce.

„Wierzymy nieskończenie. Kochamy nieskończenie. Traktujemy się jak rodzinę, której strzępy pielęgnujemy w sercach."

Traktujemy się jak rodzinę? Wierzymy nieskończenie? W co? Pulsujący ból głowy jest odpowiedzią na moje zdenerwowanie. Przewracam stronę, a zdumienie omal nie zwala mnie z nóg.

„Niebo, ziemia.

Woda, lód.

Ja i Wy.

Wy i ja.

Jesteśmy harmonią."

Co to są za bzdury? Jesteśmy harmonią? Coś ściska mnie za gardło, treść pustego żołądka przesuwa się w kierunku przełyku. Zaciskam zęby, żeby powstrzymać mdłości, ale jest już za późno. Odkładam notes i szybko biegnę do łazienki. Unoszę klapę sedesu, zwijam się w pół i wymiotuję żółcią. Jestem przerażona swoim stanem. Torsje wstrząsają moim ciałem, które osłabione poddaje się każdemu szarpnięciu. Z wysiłku ciemnieje mi przed oczami, chwytam się muszli, gdy kolana się uginają. Upadam na podłogę. Drżę, a po policzkach spływają mi łzy. Tak bardzo jestem głodna. Nie mogę znieść myśli, że matka i Tony przyrządzili sobie wczoraj obiad i nie zostawili mi choćby kęsa. Gniew kotłuje się we mnie, na równi z poczuciem totalnej beznadziei. Niech ich szlag! Wycieram usta, nadal trzęsąc się jak osika odsuwam się od muszli i siadam przy ścianie. Wszystko niebezpiecznie wiruje, moje mięśnie sztywnieją. Kiedyś czytałam, że śmierć z powodu pustego żołądka jest jedną z najstraszliwszych. Strach zagląda mi prosto w oczy. Boję się umierania. Fakt, że moje znikanie pod powierzchnią wody w celach uspakajających sprawia, że często balansuje na granicy utraty przytomności, a w konsekwencji tego może i nawet śmierci, lecz sama myśl o umieraniu wzbudza we mnie potworny strach. Gdyby było inaczej, już dawno dokonałabym samobójstwa. Jestem tchórzem. Gównem, jak określił syn sprzedawczyni sklepu, którego okradłam. Niespodziewanie docierają do mnie przytłumione kroki. Wyrzucam sobie, że powinnam zamykać drzwi na klucz ale w tej chwili nie ma to aż takiego znaczenia. Siedzę pod ścianą niezdolna nawet się podnieść. Jeśli to złodziej, to z całą pewnością opuści mieszkanie zrezygnowany bądź podminowany. Nie ma tutaj nic czym mógłby się wzbogacić. Po cichu jednak liczę, że to matka. Nie wiem gdzie poszła, ale może załatwiła jedzenie. Och, nie będę wybredna. Przyjmę cokolwiek, by już nie czuć tego potwornego ścisku w żołądku. Kroki stają się coraz wyraźniejsze, a kiedy w progu łazienki staje wysoki mężczyzna w swetrze prawie rozdziawiam usta zaskoczona.

Tony.

Co on, tutaj robi?

– Żal patrzeć na ciebie, dziecko. – W jego tonie słyszę jedynie pogardę.

– Wal się. – Mamroczę groźnie.

– Twoja matka wiele razy płakała mi w ramię. Mówiła, że nie radzi sobie z życiem.

– Czego chcesz?

– W naszej wspólnocie jest miejsce dla takich jak ty.

– Wasza wspólnota to jakieś pochrzanione rytuały i pranie mózgu!

– Chronimy najsłabszych. – Odpowiada spokojnie, zupełnie nie zwracając uwagi na mój wybuch. – Twoja matka nie odtrąciła naszej pomocy i dzięki temu przynajmniej teraz nie głoduje.

– Przychodzisz jak do siebie!

– Jestem u siebie. – Uśmiecha się przebiegle. – To co moje jest wasze, to co wasze jest moje. Czy matka opowiadała ci o Harmonii?

Harmonia. Kiedy przypominam sobie o notesie to aż mnie skręca w trzewiach. Chcę zaprzeczyć i zażądać, by się wyniósł i nigdy nie wracał lecz po chwili dociera do mnie, że mogę wykorzystać ten moment. Zyskać przewagę w pozornie przegranej sytuacji. Dowiedzieć się znacznie więcej niż kiedykolwiek.

– Nie. – W zasadzie jeszcze nie kłamię.

– Cóż, twierdzi, że nas nie zrozumiesz.

– A zrozumiem?

– Jeśli twój umysł pozostanie otwarty, owszem.

Przełykam gorzką, gęstą ślinę.

– Mam wierzyć we wróżki? Magiczne kule?

– Bądź poważna.

Tony wzdycha, odsuwa się od progu i niespodziewanie siada na krawędzi wanny. Jego stalowe oczy chłoną każdy zakamarek mojej duszy. Czuję się tym...skrępowana.

– Jesteśmy wspólnotą.

– Tworzycie kościół?

– Nie, po prostu dbamy o siebie. – Tony splata dłonie na kolanie. – Harmonia czyli dopełnienie się. Zachowujemy właściwe proporcje. To stan, do którego dąży cała ludzkość. Twoja matka jest świadoma swojej wewnętrznej siły, dlatego nas odnalazła.

– Ona was odnalazła?

– Sprawiła, że nasze drogi się ze sobą zetknęły.

– Jak? – Podkurczam kolana pod brodę.

– Ta informacja nie jest dla ciebie istotna. Najważniejsze, że zdołaliśmy jej pomóc. Tobie też możemy. Wspólnota chce twojego dobra.

– Nie znają mnie.

– Wspólnota zna każdego, dziecko. – Jego uśmiech powoduje, że żółć podchodzi mi do gardła. – Wiemy z czym się zmagasz. Jak ciężkie są twoje poranki i jak wiele cierpisz podczas mroźnych nocy. Harmonia pozwoliłaby ci wrócić do nauki. Chciałaś studiować, prawda? Wspólnota ci pomoże.

Prawie krztuszę się własną śliną. Rany boskie, skąd Tony wie o studiach? Marzyłam o podjęciu dalszej edukacji, ale w obecnej sytuacji finansowej to niemożliwe. Przez ułamek sekundy w moim sercu rozbłyska nadzieja. A jeśli jest ze mną szczery? Jeśli rzeczywiście pragnie mi pomóc?

Nie ufaj mu!

Zaciskam dłonie, które są już mokre od potu.

– Jesteś założycielem? – Pytam cicho gromadząc jak najwięcej informacji w obolałej głowie.

– Nie.

– Kim zatem jest założyciel? On też pomaga?

– Wszyscy sobie pomagają. Powinnaś wpaść na jedno z naszych spotkań. Spodoba ci się.

Wykrzywiam usta w grymasie, którego nie umiem pohamować. Przerażające jest to, że Tony wie tak wiele rzeczy na mój temat. Zupełnie jakby zbierał je przez jakiś dłuższy czas. Gęsia skórka pokrywa moje ciało, gdy wyobrażam sobie jak facet śledzi każdy mój ruch. Nie, to przecież niemożliwe. Po co miałby to robić? Popadam w szaleństwo. Tony wstaje z miejsca, pochyla się nade mną i wyjmuje coś z kieszeni spodni.

– Zadzwoń, gdy będziesz gotowa. – Mówi podając mi wizytówkę.

Przyjmuję ją, choć wcale nie mam zamiaru z niej korzystać. Przyglądam się kartonikowi, na którym widnieje jedynie numer telefonu. Dziwne, zwykle wizytówki zawierają więcej informacji. Otwieram usta, by coś powiedzieć lecz niespodziewanie milkę, gdy rozbrzmiewa huk zatrzaskiwanych drzwi.

– Pieprzeni przedsiębiorcy! – Pełen wściekłości głos matki niesienie się przez korytarz i wpada do łazienki. Próbuję uspokoić łomoczące serce. Tony posyła mi krzywy uśmiech i rusza w jej kierunku.

– Brendo. – Słyszę jak łagodnym tonem zwraca się do matki.

– Tony? Co tu tutaj robisz? – Jest zdziwiona.

– Myślę, że w tym momencie powinniśmy zająć się tobą i twoją bardzo złą energią. Chodź, opowiedz mi wszystko. Gdzie byłaś, złotko?

Z zażenowania wykręca mi żołądek. Co, u licha jasnego, się tutaj dzieje? Wciąż siedzę na podłodze, nie mam sił się podnieść, ale jedno słowo wypowiedziane przez Tony'ego szybko zmieniło moje zdanie. Ten dupek próbuje wcisnąć jej tabletki! Zmuszając zesztywniałe mięśnie do pracy, idę chwiejnym krokiem przez korytarz.

– Nie rób tego! – Unoszę głos wpadając do pokoju, gdzie matka siedzi na starej kanapie trzymając w dłoni kolejną białą buteleczkę. – Mamo, nie rób tego. – Dodaję spokojniej.

– Pozwól mi się nią zająć. – Mruczy Tony mierząc mnie groźnym spojrzeniem. – Ona potrzebuje odpoczynku, jest spięta. Leki mają działanie wyciszające.

Leki? Nie, nie dam się nabrać. Nie wiem dokładnie co to jest, ale na pewno nie leki. 

Cdn...

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

227K 13.4K 76
Dwa tomy Próba normalnego życia kończy się fiaskiem i Blake musi wrócić na stare śmieci. Zmieniły się rządy, technologia, ale zabijanie się nie zmien...
Shy... بواسطة ElfikNatalcia

قصص المراهقين

66.1K 3.5K 50
Cicha dziewczyna, drżąca na myśl o zmianach, o czymś nieznanym. Nagle zostaje wrzucona w świat fantazji, o którym do tej pory mogła tylko czytać. Świ...
Bojąc się jutra بواسطة Vverka

القصة القصيرة

225K 4.6K 20
Mia Evans to dziewiętnastolatka mieszkająca w Californi razem ze swoim ojcem. Przez niefortunny wypadek dziewczyna zostaje sierotą. Okazuje się, że j...
103K 1.5K 20
co gdyby Camowi udało się porwać Hailie? To opowieść o Hailie gdyby wychowywała się razem z braćmi