Topiel

By Aisha_Qandisha

10.1K 1.2K 1K

Wriothesley był grzecznym szczeniakiem, póki nie wydarzył się 'wypadek'. To wtedy niebo rozbłysło gniewem, a... More

Rozdział 1: Ruiny przeszłości
Rozdział 2: Dla wyższego dobra
Rozdział 3: Rzucona rękawica
Rozdział 4: Krew na rękach
Rozdział 5: Pod powierzchnią
Rozdział 6: Ofiara przeznaczenia
Rozdział 8: Gra pozorów
Rozdział 9: Kłamstwo doskonałe
Rozdział 10: Mniejsze zło
Rozdział 11: Wilk we wnykach
Rozdział 12: Kalejdoskop emocji
Rozdział 13: Główny podejrzany
Rozdział 14: Lodowaty żar
Rozdział 15: Poniżej zera
Rozdział 16: Najlepszy detektyw
Rozdział 17: Teatr marionetek
Rozdział 18: Czwarty marca

Rozdział 7: Kształt wody

518 63 57
By Aisha_Qandisha

Wriothesley znów śnił o własnej śmierci w bezkresnym oceanie. Tym razem udało mu się dopłynąć do lustra wody, ale pokryta była cienką warstwą lodu. Ponad nią widział zniekształcone promienie słońca, korony drzew i błękit nieba, które kusiły wolnością i kolejnym oddechem. Zaczął uderzać w zamrożoną taflę pięściami, ale choć używał całej swojej siły, nie pojawiło się na niej nawet jedno pęknięcie. Nie poddawał się, uderzał, ale jego wysiłek był bezskuteczny. Musiała minąć cała wieczność, nim stracił nadzieję i pozwolił swojemu ciału swobodnie opadać. Obraz nieba gasł przysłonięty ciemną topielą, a on, im bliżej był dna, tym bardziej uświadamiał sobie, że cała ta walka od początku była bezsensowna. Dno było jego domem i grobem.

Obudził się czując jedynie pustkę. Pomimo zmęczenia, nie zdołał ponownie zasnąć. Przekręcił się więc na bok i patrzył do rana na przeciwległą ścianę, za którą skrobał swój raport Neuvillette.

*

Wriothesley uniósł rękę, ale nie zapukał do drzwi gościnnego pokoju. Znieruchomiał stojąc przed nimi. Dlaczego się wahał? Czego bał? Wczoraj poradził sobie świetnie, a jednak dzisiaj skręcało go w środku na samą tylko myśl, że musi spędzić kolejny dzień z Neuvillette'em. Miał złe przeczucia.

Weź się w garść albo choćby dzisiaj zwolnij się z roli administratora i płyń do Inazumy – pomyślał wściekły na siebie i załomotał pięścią w drzwi. Musiał walczyć. Dla swoich ludzi!

I dla siebie.

Po chwili otworzył mu Neuvillette. Nie wyglądał tak idealnie, jak wczoraj. W srebrzystych oczach czaiło się zmęczenie, a kilka kosmyków uciekło mu z luźnego warkocza i teraz sterczało niedbale przy uszach. Była to miła odmiana. Drobne mankamenty dodały mu człowieczeństwa.

– Na dziś zaplanowałem wizyty u par, które pragną wziąć ślub. Pomyślałem, że zechcesz sporządzić raport także z motywacji, jaką kierują się ci ludzie.

Neuvillette kiwnął ugodowo głową.

– To dobry plan. Zaraz będę gotowy do wyjścia.

Gdy znów zniknął za swoimi drzwiami, Wriothesley pomyślał, że smoki może jednak potrzebowały częściej snu, niż Neuvillette'owi się wydawało.

Sędzia pojawił się w gabinecie Cerbera kwadrans później. Poprawił swoje włosy, ale nie zdołał zakamuflować zmęczenia w podkrążonych oczach. Wriothesley nie wyglądał wcale lepiej, dręczony od dwóch dni koszmarami.

– Odwiedzimy najpierw Alice i Line – oznajmił, zaglądając do przygotowanej wcześniej listy.

– To żeńskie imiona.

– Kobiety na ogół miewają żeńskie imiona – wytłumaczył spokojnie Wriothesley, doskonale wiedząc, do czego zmierza sędzia. – Coś nie tak, Monsieur? Nie wierzysz w miłość między dwoma kobietami? Między dwoma mężczyznami też?

– W twoim podaniu nie było nic o małżeństwach jednej płci.

– Uznałem, że to oczywiste. Tak samo jak małżeństwo człowieka i meluzyny. Nie mów mi, że postęp jeszcze nie dotarł do Fontaine?

– I tak, i nie. Moi urzędnicy nie mają uprawnień do udzielania takich ślubów. Musielibyśmy stworzyć nową ustawę, rozszerzającą dotychczasowe prawo.

– Schodząc do Meropide, twoich urzędników obowiązywać będzie nasze prawo, które nadpisuje niektóre ustawy Fontaine. Wciąż potrzebuję ich tytułu i odnotowania ślubu w waszych urzędach, ale między kim ów ślub ma się odbywać, będzie osobnym zapisem, innym w Meropide i innym w Mermonii. Chociaż wierzę, że góra wkrótce nadgoni postępem "dno".

– Odnotuję to w raporcie i porozmawiam z Lady Furnią.

– Cieszę się – odparł Wriothesley, choć ani jego głos, ani mina nie zdradzały ów emocjonalnego stanu.

Gdy dotarli do domu Alice i Line, kobiety były zaskoczone wizytą wysoko postawionych gości i właśnie o ten efekt zaskoczenia chodziło Wriothesley'emu. Nikt nie będzie szczery, jeśli da mu się namysł na odpowiedzi. Przyłapane na pracy, wstydliwie opowiadały jak działa ich warsztat i skąd biorą materiały na swoje kapelusze.

– Alice jest świetną przedsiębiorczynią, potrafi utargować najlepsze ceny, dzięki czemu mam dobrej jakości materiały – wytłumaczyła Line.

– Line za to ma dar do tworzenia najpiękniejszych kapeluszy, jakie kiedykolwiek widziałam – pochwaliła partnerkę Alice. – Jej dzieła rozchodzą się po Meropide jak ciepłe bułeczki, chciałybyśmy w niedalekiej przyszłości eksportować je także na powierzchnię.

Neuvillette otworzył swoją teczkę i wyjął notes z przygotowanymi wcześniej pytaniami. Zachowywał się swobodnie, całkiem miło. Pytał o potrzebę sformalizowania związku oraz o przywileje, jakie za tym szły w Meropide. Pytał także, czemu nie chciały opuścić więzienia i ku swojemu zaskoczeniu dowiedział się, że Line wciąż miała na sobie wyrok za nasłanie oprychów na swojego byłego narzeczonego. Argument, że ją poniżał i zdradzał przed ślubem, nie był dość wystarczający przed sądem, by ją uniewinnić. Kobiety wytłumaczyły szybko, że nawet po odsiadce, zamierzają zostać pod wodą, bo w Meropide mają więcej swobody w byciu ze sobą, niż u góry.

– Nikt mnie nie kontroluje, odcięłam się od swojego rodu, który chciał mnie wydać za mąż tylko po to, abym siedziała w salonie i była dowodem jakiejś transakcji mego ojca – wytłumaczyła Line. – Chcę decydować za siebie, robić co chcę i być z kim chcę.

– Wolność to szczęście – dodała Alice. – Monsieur nie zrozumie tego nigdy, bo jest wolny, wpływowy i może wszystko.

Neuvillette uśmiechnął się smutno w odpowiedzi. Zawsze tak myślał, gdy był smokiem i składał się jedynie z czystej energii. Przyjmując jednak ludzkie ciało, skazał się na słabości, które kiełkowały w nim każdego dnia. Emocje tętniły w nim żywo, a luźny strumień świadomości podrzucał myśli o przeróżnych pokusach. Na większość nie mógł sobie oczywiście pozwolić, na jego barkach spoczywała zbyt wielka odpowiedzialność, ale nawet słabość do truskawkowych makaroników była niepokojąca. Musiał być zawsze nieskazitelny, bez żadnego uchybienia i uzależnień, by kiedyś, w dalekiej przyszłości, móc z pełną mocą i przekonaniem osądzić bogów i zrezygnować z ciała, jakie dostał. To było jego przeznaczenie.

Tylko dlaczego coraz trudniej mi się z tym pogodzić? – pomyślał i zamarł, gdy w głowie pojawiła się odpowiedź, jakby obca myśl, a jednak jego własna.

– Nie bądź niegrzeczna – upomniała partnerkę Line i spojrzała zaniepokojona na sędziego. – Przepraszam za nią. Monsieur? Wszystko w porządku?

Wriothesley, który do tej pory stał z boku, by nie przeszkadzać w wywiadzie, zerknął na Neuvillette i jego wbite w notes pióro. Coraz większy kleks rozlewał się na kartce. Zmarszczył brwi i odkleił plecy od ściany.

– Myślę, że to nam wystarczy, dziękuję, że podzieliłyście się swoją historią – Wriothesley uśmiechnął się do kobiet, by je uspokoić. – Będziemy już iść, prawda, Monsieur?

Nie słysząc odpowiedzi, klepnął sędziego w ramię. Neuvillette ocknął się i spojrzał pustym wzrokiem na swoje zniszczone notatki.

– Tak, mam wszystko czego potrzebowałem, dziękuję za wasz czas i gościnę – odpowiedział i zamknął notes, nie przejmując się plamą atramentu, która z pewnością odbiła się na sąsiedniej stronie zapisanej świeżymi notatkami.

*

Neuvillette spojrzał na plecy Wriothesley, który prowadził go do szóstej, ostatniej tego dnia pary do przesłuchania. Czy był sprawiedliwy, odmawiając mu jego prośby? Czy zszedł na dno dla osądu, czy z własnej ciekawości? Znów to poczuł, strach, że nie podoła powierzonemu mu wieki temu zadaniu. Przy administratorze Meropide tracił swoją niezachwianą pewność w siebie. Powinien trzymać go z dala, czuł to od początku, a jednak jego ludzka część lgnęła do niego jak ćma do ognia.

Wriothesley był... oryginalny. Miał swoje sposoby łapania przestępców. Był w stu procentach skuteczny, czasami jednak jego metody były zbyt brutalne. Potrafił zastraszyć albo nawet uderzyć przesłuchiwanego podejrzanego. Neuvillette widząc to, nie odsunął go od pełnionej funkcji diuka, bo wiedział, że więzienie było całym jego światem. Po "wypadku" także sprzeciwił się Furinie, by postawić administratora przed sądem. Chronił go, jak nikogo innego. To nie była sprawiedliwość.

Wriothesley zatrzymał się i wskazał kolejne drzwi.

– Tutaj mieszka para meluzyn, Tomi i Greta.

– Przełóżmy tę wizytę na jutro – poprosił Neuvillette i dodał zaraz: – Skończył mi się atrament.

Wriothesley kiwnął głową, choć wiedział, że to nie była prawda. Nie zależało mu jednak na udowodnieniu sędziemu kłamstwa, sam miał dość.

– Dobrze, że o tym mówisz dopiero teraz. Czeka nas dwa razy dłuższa droga do kwatery.

– Zamyśliłem się.

– Znowu? Jeśli to coś związanego z Meropide, może będę umiał pomóc.

– Dziękuję, ale nie potrzebuję twojej pomocy.

– To dobrze – odetchnął Wriothesley i dodał: – Spytałem tylko z grzeczności.

Byli już blisko gabinetu Cerbera, gdy Neuvillette nagle się zatrzymał. Wriothesley, nie słysząc za sobą echa jego obcasów, odwrócił się.

– Coś się stało?

– Coś słyszę – wyjaśnił Neuvillette i wytężył słuch, starając się odgadnąć, skąd dobiegał niepokojący go dźwięk.

– Nic nie słyszę, prócz starych rur i klimatyzacji.

– Brzmi, jakby ktoś nie mógł zaczerpnąć powietrza, topił się... Nie, ktoś go chyba dusi... Dźwięk dochodzi stamtąd – wskazał palcem za ich plecy i od razu ruszył we wskazanym przez siebie kierunku.

Wriothesley ruszył za nim. Nie chciał spuścić sędziego z oczu. Czasami zdarzały się w Meropide bójki, ale były one raczej rzadkością. Siłę udowadniano sobie na ringu według uczciwych zasad i pod okiem Roussimoffa, a nie po kątach i w ciemnych alejkach. Bicie się bez sędziego było uważane za tchórzostwo i słabość. Tym bardziej się zirytował, że akurat dziś ktoś postanowił urządzić sobie nielegalne zapasy.

Po kilku krokach Wriothesley sam usłyszał to, co sędziego zaniepokoiło.

– Na twoim miejscu zostawiłbym tę sprawę – zasugerował, powstrzymując cisnący mu się na usta uśmiech.

– Tam się dzieje komuś krzywda.

– A jeśli nie?

Neuvillette obdarzył diuka zirytowanym spojrzeniem i ruszył jeszcze szybszym krokiem.

– Jak wolisz – wzruszył bezradnie ramionami Wriothesley i szepnął do siebie: – To będzie zabawne.

Lawirowali chwilę między regałami paczek i ładunków, a dźwięk rzekomego duszenia przybierał na sile. Neuvillette wyszedł zza kolejnej ściany z ułożonych beczek i zatrzymał się nagle, wbity w ziemię.

W najdalszym kącie magazynu kryło się dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich opierał się o ścianę, drugi stał za nim, przyklejony do jego nagich pośladków biodrami. Obaj mieli zdjęte do kolan spodnie i poruszali się we własnym rytmie, dysząc ciężko. Pot ściekał z ich czół i karków, mieniąc się w mroku wąskiej alejki. Ten przy ścianie przygryzał własne przedramię, aby być ciszej, ale nie wychodziło mu to. Jego głębokie jęki roznosiły się echem po opuszczonym magazynie.

Neuvillette pierwszy raz widział seks, tym bardziej szokujące było dla niego to, że robiło to dwóch mężczyzn. Żaden nie wyglądał na pokrzywdzonego, wręcz przeciwnie, ich twarze zdradzały ekstazę, a jęki przyjemność. Pomyślał nagle, że ich spocone ciała przypominają mu ciało Wriothesley'ego po treningu. Czy wyglądał podobnie, gdy to robił? Jeśli tak, to z kim? Z tym młodym strażnikiem, Louisem? A może plotki o nim i Clorinde były prawdą?

– Już, napatrzyłeś się? To chodźmy stąd – poczuł, jak oddech Wriothesley'ego otula mu ucho, a jego dłoń oplata mu ramię. Wzdrygnął się, lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach. Odwrócił się spłoszony w stronę diuka.

Wriothesley patrzył na niego uważnie. Jego lodowate oczy były zmrużone, jak u polującego drapieżnika. Para dyszących w oddali mężczyzn nie robiła na nim wrażenia, musiał znać takie widoki. Neuvillette poczuł złość, gdy tylko znów pomyślał o młodym strażniku. To na pewno z nim sypiał Wriothesley! Zmarszczył brwi, a diuk od razu puścił jego ramię, sądząc, że to jego dotyk tak go zirytował.

– Chodźmy stąd. Zaraz to się pewnie skończy, po co ich stresować – powtórzył cicho i kiwnął głową w kierunku, z którego przyszli.

Neuvillette posłuchał prośby i odszedł, słysząc za plecami coraz głośniejsze jęki rozkoszy. Lawirując między alejkami, wciąż miał przed oczami widok splecionych ciał i półnagiego Wriothesley'ego, kończącego trening. Nigdy nie czuł aż tyle w tak krótkim czasie. Musiał się uspokoić, inaczej przegra tę walkę. Bezwiednie chwycił się za swoje ramię, by przykryć własną siłą odbity dotyk Wriothesley'ego. Bał się go na sobie czuć.

– To u was normalne? – spytał sędzia, gdy wyszli już z tuneli magazynów.

– Nie udawaj pruderyjnego, wszędzie to jest normalne.

– Nie byłbym tego taki pewien, pierwszy raz widziałem...

– I jak wrażenia?

– Jesteś bezczelny.

– Wow, serio?

– Oni nie powinni tego robić w miejscu publicznym, za takie coś powinna być kara...!

– Och, daj już spokój, to para młodzików, jeszcze nie umieją się dobrze schować, jak ich spotkam, to upomnę. Jeśli odbiło się to na tobie traumą, to przepracuj to z kimś innym, a nie ze mną. A jeśli chcesz spróbować, to tak samo: z kimś innym.

Neuvillette zamilkł, urażony słowami diuka.

Wriothesley ruszył przodem, tylko pozornie udając spokojnego. W duchu przeklinał siebie i właśnie zatracał resztki własnej godności. Gdy zobaczyli kochanków, patrzył tylko na Neuvillette, na jego ekspresję, która wyrażała wszystko, od przerażenia po fascynację. W końcu dostrzegł w nim emocje. Czy pomyślał o kimś, gdy to zobaczył? Czy chciałby doświadczyć czegoś podobnego? Przyspieszył kroku, by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Miał dość. Potrzebował, aby ten dzień jak najszybciej się skończył.

*

Gdy wrócili, oboje zamknęli się w swoich pokojach. Neuvillette usiadł przy biurku i wyciągnął z nesesera zdobyte notatki. Musiał sporządzić z nich raport. Zamoczył pióro w atramencie i zastygł w bezruchu, niezdolny napisać choćby jednego słowa. Jego ludzkie ciało zawodziło go coraz częściej, zaczął mieć karygodne myśli. Był ponad ludzkimi zachciankami, nie potrzebował doświadczać seksu, a jednak ciekawość brała w nim górę. Jak by to było, gdyby położył się obok kogoś? Kto by go chciał? I kogo on by dopuścił do siebie? Usłyszał nagle szum wody za ścianą. Przymknął powieki i wsłuchał się w rwący nurt, stając się z nim na moment jednością.

Poczuł temperaturę i kształt, w jakim spływała po nagim ciele Wriothesley'ego. Nie powinien, a mimo to kontynuował swoją wędrówkę, śledząc wypukłości i wklęśnięcia jego mięśni i blizn. Widział te na brzuchu i rękach, ale nie znał tych na udach. Po kształcie wody umiał odczytać wszystko, zupełnie, jakby stał obok. Wriothesley stał oparty czołem o zimne kafle łazienki. Jedną dłoń zaciskał na końcówkach swoich włosów, drugą na swoim przyrodzeniu. Krople ściekające po jego wargach zdradziły Neuvillette'owi wyszeptane słowa: "Nienawidzę siebie".

Zerwał więź, zawstydzony tym, czego był świadkiem i schował twarz w dłoniach. Rozumiał doskonale Wriothesley'ego, a jego słowa równie dobrze mogłyby być jego własnymi.

- - -

Przypadek? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Continue Reading

You'll Also Like

2K 124 9
Dazai po kilku latach pracy z Chuuyą przez śmierć Odasaku decyduje się opuścić Portową Mafię i jak obiecał przyjacielowi "być po stronie, która ratuj...
72.4K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
3.6K 219 7
Star Sans postanawiają zrobić coś specjalnego dla Bad Sansów... Czy im się to uda? Co się stanie? Jak Bad Sans zareagują? Tego dowiecie się w tym s...
9.8K 635 7
*Spojler 2 sezonu* Po tym jak Erwin stracił rękę Levi przejmuje całkowite dowodzenie. Ogrom obowiązków go przytłacza pomimo że jak zwykle nie daje te...