Dawka Śmiertelna

By deklinacja

6K 567 159

Osiemnastoletnia Nessa Spencer wreszcie decyduje się poprosić o pomoc, skutkiem czego zostaje wysłana do szpi... More

notka od autora.
playlista.
ostrzeżenie
0. Preludium upadku.
I. Nowy, lepszy świat.
II. Naboje w pustym pokoju.
III. O kimś, kto też mnie spotkał.
IV. Szemrany pomocnik.
V. Więzienne tatuaże Pana Inteligenta.
VI. Ataki różne i różniejsze.
VII. Droga przez piekło.
VIII. Czy papierosy rzeczywiście pomagają?
IX. Skutki wódki i słów wypowiedzianych zbyt szybko.
X. Uścisk wart miliony.
XI. Daddy Issues.
XII. Blondwłosa nadzieja i wielka marynarka.
XIII. On wiedział, gdzie mnie szukać.
XIV. Sukienka, którą on wybrał.
XV. Nowe polecenia służbowe.
XVI. Scena pod wysokim do nieba sufitem.
XVII. Zamknięta w szkle róża.
XVIII. Jak wyrastają najpiękniejsze kwiaty.
XIX. Rysa na szkle.
XXI. Intencjonalne dewiacje.
XXII. Czego nie może robić pięciolatka?
XXIII. Najbardziej poprawne politycznie włamanie.

XX. Obraz, który miał zostać ze mną już na zawsze.

93 11 1
By deklinacja

twitter: @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania!

– I jak? – westchnęłam, stanąwszy na progu salonu. Mężczyzna palił kolejnego papierosa, a jego wyraz twarzy wciąż zdawał się być niesamowicie podenerwowany. – Mogę sobie iść, jeśli tylko tego potrzebu...

– Nie – wtrącił nagle, przecierając wolną dłonią czoło – Zostań. To naprawdę nic takiego.

– Co pomaga ci w takich momentach? – Opadłam na kanapę, zastanawiając się przy okazji nad tym, jak mogłabym poprawić mu humor.

– W takich, to znaczy jakich? – burknął, jednak niemalże od razu po tym wyrzucił resztkę papierosa i zasiadł obok z bladym uśmiechem. – Dobra, może i masz rację, najlepiej nie jest.

– Powiesz mi, o co właściwie chodziło z tą dziewczyną? – rzuciłam, na co Bryce znów stanął na równe nogi.

– Kurwa, to jest popaprana historia, wiesz? – mruknął, robiąc pierwsze z kółek na środku wielkiego pokoju – Byliśmy ze sobą jakieś trzy lata, de facto cały okres studiów i jeszcze kilka tygodni po obronie dyplomu. No i cholera, Heather była kompletnie inną osobą na początku związku... Wiem, wiem, zaraz mi powiesz, że wszyscy ludzie się zmieniają i zawsze to wygląda mniej więcej w ten sposób, ale w tym konkretnym przypadku...

– Przecież ja nawet nic nie mówię.

– Heather to jest taki cholerny paradoks – westchnął, nieco przyspieszając kroku. – Osobiście nie mogę powiedzieć, że jej nienawidzę, albo coś w tym stylu. Było tyle dobrych momentów... Zresztą gdyby było inaczej, to nie byłaby moją narzeczoną. Związek początkowo faktycznie był ustawiony, ale narzeczeństwo nie.

– Więc co nie zagrało?

– Kochała moje pieniądze, nie mnie – parsknął, jednak widziałam, że kompletnie nie było mu do śmiechu. – No, początkowo to nawet nie moje pieniądze, tylko te moich rodziców. Ona bardzo ładnie gra i bardzo ładnie kłamie, wiesz? Naciągała mnie na absolutnie wszystko, na co tylko się dało, bo strasznie podobało jej się życie królewny. Najpierw drogie prezenty, potem wyjazdy chuj wie gdzie, na końcu kasa sama w sobie. No, a że byłem ślepym frajerem, to łatwo się w cokolwiek wkręcałem i naprawdę długo utrzymywałem ją bez piśnięcia choćby słówka.

Zmarszczyłam brwi, ponieważ w pewien sposób cały jego wywód mnie wmurował. Mówił o tym wszystkim na tyle otwarcie, że aż nierealnie to momentami brzmiało.

– Dopiero później zobaczyłem, że wcale nie przybywa jej ubrań, źrenice są za wielkie, a „choroby" trochę zbyt częste. Permanentny katar, nagłe chudnięcie...

– Ćpała?

– Ćpa – skorygował, zagryzając wnętrze policzka – Kłamała mi prosto w oczy szmat czasu i udawała, że nic nie bierze. Wmawiała, że to wszystko przez stres na studiach albo presję ze strony ojca... No, tyle że studia rzuciła już po pierwszym roku. Kiedy wreszcie złapałem ją na gorącym uczynku, obiecała że się poprawi, że pójdzie się leczyć... Wiesz, ile ja pieniędzy wyjebałem na jej odwyki? No, a ona uciekała ze szpitali albo w ogóle się w nich nie stawiała, a po miesiącu wracała do miasta i zaczynała teatrzyk od nowa.

Orajusiu, fragment z jego wywodu zabrzmiał niebezpiecznie znajomo.

– Chryste...

– Wiesz, miałbym może wyrzuty sumienia, że jej nie pomagam albo zrobiłem zbyt mało, gdyby nie powiedziała wreszcie, że przez ostatni rok związku tkwiła w nim tylko ze względu na dostęp do łatwej kasy. Co ciekawe, nie dawałem jej nic, odkąd wiedziałem, jaka jest prawda. Ona albo kradła, albo sprzedawała rzeczy, które ode mnie dostawała – wyrecytował, irytując się coraz mocniej – To ona zerwała. Powiedziała, że nie chce mnie nigdy więcej widzieć, ale kiedy straciła kolejne źródło dochodu, wróciła. Najpierw chciała mnie wziąć na litość, ale kiedy to nie przeszło, zaczęła mi grozić.

– Słucham?

– Kurwa, wiesz ile razy mnie już przesłuchiwali? Ile razy w środku nocy wklejała mi się tu policja albo prokurator? – sapnął, chwytając za piłeczkę antystresową z miną, jakby chciał nią powybijać okna – Od tamtego czasu mam kamery w domu, żeby zawsze mieć jakieś alibi, bo chuj mnie już strzelał z jej pomysłami. Ciągle wywleka jakieś gówna i obraca je tak, żeby mieć z nich korzyść.

– Wiem, że nawet jeśli by tak było, to nigdy byś mi o tym nie powiedział, ale... Czy kiedykolwiek faktycznie jej coś zrobiłeś?

– Oprócz tego, że nieświadomie finansowałem jej ćpanie, to nie powiedziałbym. No, skończyła przeze mnie na dołku trzy razy, ale co miałem zrobić? Wiesz, jak to boli, kiedy ktoś faktycznie psiknie ci tym gazem po oczach? – prychnął, kręcąc głową. Niewiele po tym podwinął koszulkę, palcem wiodąc po bladej bliźnie przy żebrach. – Nie za przyjemnie jest też dostać nożem, ale przemilczę.

– Ona cię, kurwa, dźgnęła? – pisnęłam, zakrywając usta dłonią.

– Nessa, jeżeli nadużywasz już długi czas, potrafią się dziać naprawdę dziwne rzeczy. Psychozy to jest czubek góry lodowej – mruknął, opadając na miejsce na drugim końcu kanapy – Fakt, nieraz na nią nakrzyczałem i powiedziałem o dwa słowa za wiele, ale nigdy jej nie oddałem. Nawet kiedy mnie dźgnęła, nie oddałem.

– Kurwa, strasznie współczuję tego wszystkiego... – palnęłam, nie będąc w stanie dobrać lepszych słów.

– Nie musisz – odparł nagle, uśmiechając się pod nosem – To zostało gdzieś w przeszłości jako nauczka i nawet mnie już nie boli. Prześladuje mnie tylko to, że od niej nie da się uwolnić, nic więcej. Po to między innymi potrzebuję asystentki. Rozumiesz już zapewne, czemu denerwują mnie dygresje na temat Heather, lecące od kompletnie postronnych, nieobeznanych w temacie osób.

– Zrozumiałam to mniej więcej w połowie tej całej kłótni. To wszystko wydaje się takie... Obciążające. Jesteś pewien, że niczego nie potrzebujesz?

– Godzinka i mi przejdzie.

– Jesteś pewien?

– Nie wysłałbym cię do terapeutki, która nie jest sprawdzona. – Wzruszył ramionami, odwodząc wzrok na jeden z obrazów na ścianie. – Poskładała mnie do kupy już dawno temu. Zdarza mi się czasem zdenerwować nieproporcjonalnie do sytuacji, ale to tyle.

– Nieproporcjonalnie? Przecież ta idiotka cię nachodzi – skwitowałam, finalnie się ożywiając – Tu nie ma żadnej dysproporcji, bo to jest posrane.

– Ale miałaś rację – rzucił nagle, uśmiechając się z nad ekranu telefonu – To może nam ułatwić współpracę, a tobie wiele wyjaśnić.

– No wyjaśniło mi to wiele, nie ukrywam...

– To wyjaśnia ci, czemu aż tak uwziąłem się, żebyś została moją asystentką i czemu nie odpuszczałem, gdy powiedziałaś, że masz problem z dotykiem – szepnął, uprzednio głęboko nabierając powietrza. – Od początku nie leciałaś na łatwe pieniądze, a względem mnie byłaś wręcz niechętna. Nie wiem, czy jesteś tego świadoma, ale nasze pierwsze spotkanie nie było w tamtej kawiarni.

– Jak to nie? – burknęłam, marszcząc brwi.

– Z bloku uciekła wam koleżanka, pamiętasz? Ten szemrany typ w kapturze, który chciał wam pomóc, a na którego nakrzyczałaś... To ja – prychnął, uśmiechając się znacznie szerzej – Byłaś szczera i taka... W porządku już od samego początku. Pomijając oczywiście momenty, kiedy chciałaś mi wybić zęby.

Kurwa mać, chyba najwyższa pora odkręcić pewne rzeczy.

***

Całą naszą rozmowę Bryce ukrócił dość szybko. Sama nie chciałam też ciągnąć jej zbyt długo, jako iż dostatecznie dużo szczegółów zdążył mi już zdradzić.

Niewiele jednak po tym oznajmił mi, że skoro przyszłam już dziś do pracy i nastroiłam się do odgrywana roli jego narzeczonej, będzie czekał mnie kolejny trening. Nie powiedział mi jednak, co właściwie miało nim być. Szepnął słówko, że nie zaskoczy mnie niczym zbytnio i że nie mam się czego obawiać. Bryce przecież nie pił, więc zawsze mógł mnie odwieźć do domu.

Już w samochodzie raczył mi wyjawić, że jedziemy do Olivera.

– Z jakiej okazji tam idziemy? – parsknęłam, obserwując nieznane mi dotąd widoki zza szyby samochodu.

– Oliver zdał ostatni egzamin w terminie poprawkowym – odparł krótko nie odrywając wzroku od jezdni – Wszyscy studenci piją, kiedy kończy się sesja. Oliver, co prawda, nie pije, ale i bez tego sobie radzi.

– A ja tam po co?

– Chcesz znowu przeprowadzać tą rozmowę? – mruknął, grając poirytowanie. – Ostatniego testu nie zdałaś, więc masz okazję się poprawić. Fakt, na gali dałaś sobie radę i zagrałaś, jak trzeba, ale powinnaś nauczyć się przebywania ze mną. Nie musisz mnie lubić i odbierać jako przyjaciela, bo nie o to chodzi; powinnaś przywyknąć do mojej obecności i tyle.

– Bazując jednak na całej dzisiejszej rozmowie, Bryce, nie odbierajmy tego jako godziny pracy i proszę, nie waż mi się za to płacić.

– Doceniam chęci, ale zabieram cię tam pod tytułem „przyzwyczajenia do pracy" i miałbym ci za to nie płacić?

– Tak. Dokładnie to powiedziałam – parsknęłam, po czym wbiłam w niego zaciekawione spojrzenie. – Zapytam o to raz i już nigdy więcej nie będę zawracać ci tym głowy: czy oni mnie w ogóle polubili? Nie mówię, że to ważne, ale głupio mi wpychać się do domu komuś, kto może mnie nie lubić.

– Nessa, gdyby cię nie polubili, to nawet bym o wyjściu nie wspominał – zaśmiał się krótko, łącząc na chwilę nasze spojrzenia – Oliver sam szepnął mi, żebym cię ze sobą zabrał. Nie zawracaj sobie głowy tym, czy rozmawiasz z ludźmi wystarczająco dużo. Tyle, na ile masz siłę, jest równe temu, co jest wystarczające.

– Satysfakcjonująca odpowiedź.

– Jutro zostaniesz z Elly, dobrze? – dodał po krótkiej chwili ciszy – Tym razem jest zdrowa i już przygotowuje się do omówienia pozostałej części kucyków.

– Jasne – parsknęłam, zakładając włosy za ucho – Czy pytanie o to, kim jest Elly, to będzie już za dużo, jak na jeden dzień?

– Tak – szepnął, momentalnie poważniejąc – I proszę cię, nie wypytuj jej o to. Młoda sama prędzej czy później palnie ci to, co trzeba, ale uszanuj moją prośbę i nie dociekaj.

Chłód jego wypowiedzi nieco wybił mnie z rytmu, jednak dość szybko wróciłam do rzeczywistości i potulnie przytaknęłam mu głową. Reszta podróży upłynęła nam jednak w milczeniu, za które poczułam się nieco winna; miałam świadomość, że nie powinnam była o to pytać.

Gdy w samochodzie zapanowała niezmącona niczym cisza, moje myśli dość szybko przygnały na tapet temat Garetta. Choć dziś byłam stuprocentowo pewna, iż nasze spotkanie było jedynie zbiegiem okoliczności, wciąż było to wydarzeniem cholernie drażniącym i niesamowicie niepokojącym. Gdyby nie cała szopka wokół Bryce'a i Heather, najpewniej siedziałabym aktualnie pogrążona w strachu i obawach zjadających mnie od środka od tak dawna.

Uwielbiałam grać silną i niezależną; chciałam pokazać Bryce'owi, że sama też dam sobie radę i nie potrzebuję wszystkich jego zaleceń, jednak w tym konkretnym przypadku zdecydowałam się schować dumę do kieszeni. Jeżeli dawał mi on możliwość odwożenia tam, gdzie było trzeba, powinnam była z niej korzystać. Prawda była też taka, że do silnej i niezależnej to mi jeszcze wiele brakowało.

Byłam jednak od Bryce'a zależna świadomie i z wyboru; nie było to najbardziej moralnym posunięciem możliwym, ale jednak sprytnym. Ciągłe jeżdżenie z nim, ograniczało szanse na niespodziewane spotkanie z Wilsonem, a dodatkowo odcinało od samotnego pałętania się w przestrzeni publicznej, w której zawsze ktoś mógł mnie rozpoznać. Ot, mogłam nawet wpaść na policję czy straż miejską.

Te cholerne dwa tygodnie musiałam chuchać na zimne najbardziej, jak się dało.

Nie uważałam, że później wszystko pójdzie już z górki– Garett i problemy finansowe czy psychiczne nie znikną wraz ze zmianą cyferki na liczniku. Wyzwalającą była dla mnie jednak wizja wyplątania się z choćby części kłamstw, których musiałam się aktualnie trzymać.

Jeżeli udałoby mi się odwołać zgłoszenie o zaginięciu, mogłabym wreszcie wyjawić Bryce'owi to, kim naprawdę jestem. Mogłabym wynająć z pozostałymi mieszkanie w rozsądnych warunkach bez niekończącego się strachu i przekrętów...

Będę mogła wyznać mu prawdę. Nie będę musiała się ukrywać i non stop kłamać do kogoś, kto zdawał się być ze mną szczery.

– Jesteśmy na miejscu – zaczął, tym samym wyrywając mnie z letargu – Jest okej? Pobladłaś.

– Dużo się dzieje i tyle. Wszystko dobrze, możemy iść.

Oliver mieszkał w dość starej, choć pięknej i bogato ozdobionej kamienicy znajdującej się w niedalekim sąsiedztwie głównej manchesterskiej galerii. Okolica była dużo bardziej zielona, zdecydowanie przyjemniejsza i na pierwszy rzut oka również bezpieczniejsza, niż moja. W mojej głowie nie pojawiła się myśl o Garett'cie, który mógłby nagle wypełznąć z zarośli, co dobitnie ukazywało pozytywną aurę osiedla.

W mieszkaniu było kilka osób, jednak na całe szczęście były mi już one znane– na jednej z kanap przesiadywali Leondre oraz Trevor, na drugiej Hope oraz dwie koleżanki gospodarza, które pojawiły się również na ostatniej domówce.

Sam Oliver kręcił się po mieszkaniu w iście szampańskim nastroju; przywitał nas z otwartymi ramionami, już na samym wejściu wciskając w moje ręce butelkę z szampanem.

– Słuchaj, ruda, zdałem farmakologię, więc chociaż łyka musisz się z tej okazji napić – zagaił, uśmiechając się od ucha do ucha – Przemilczę ostatni rok studiów, przemilczę specjalizację. Kurwa, po dzisiaj to już się czuje lekarzem.

– Moje gratulacje – pisnęłam, zgodnie z prośbą przyjmując od niego trunek – Twoje zdrowie.

– Moje, dokładnie. O wasze nie trzeba się martwić, bo jestem pierdolonym szefem – odparł pewnie, nieprzerwanie śmiejąc się pod nosem.

– Czyli umiesz już gotować mefedron? – prychnął Bryce, po czym symbolicznie uniósł butelkę, nie pijąc z niej jednak.

– Takie pytania to do Heather – skwitował, zapraszając nas do salonu – Jak się nie ma, co się pragnie, to się wciąga co popadnie.

– Była dzisiaj u mnie – wtrącił Bryce.

– Zrobiona? – spytał blondyn, po czym zaśmiał się kpiąco – Kurwa, o co ja pytam... Czego tym razem chciała?

– Odszkodowanie za straty mentalne spowodowane przymusowym odesłaniem na leczenie uzależnienia w ośrodku zamkniętym – wyrecytował brunet, odczytując dość długi tytuł zapisany w notatkach swojego telefonu – Swoje też popierdoliła o Nessie, kiedy ją zobaczyła, ale dość szybko jej się odechciało i po prostu sobie poszła.

– Pochwal się, co ciekawego o tobie powiedziała? – żachnął się Oliver, kierując swoje spojrzenie na mnie.

– Że jestem gówniarą z przeoranym nosem, którą Bryce czymś faszeruje, tak samo, jak ją.

– Nuda – skwitował, nalewając sobie coli. – Ja ponoć jestem lekomanem z potencjałem na hazardzistę. Na dodatek mam krzywą przegrodę i chujowo składam zdania. No, ale tak czy tak, wciąż na pierwszym miejscu plasuje się Trevor– krypto bezdomny, który wreszcie obróci się przeciwko nam i przy okazji nas jeszcze pookrada. Nie mnie to oceniać, ale zajeżdża mi to rasizmem...

W odpowiedzi jedynie skrzywiłam się znacznie, dając mu do zrozumienia, że kompletnie nic z tego nie zrozumiałam. Oliver rzucał bardzo przypadkowymi dygresjami, które nie sposób było komentować.

– Nie pytaj, bo nie wiem, co to znaczy. – Wzruszył ramionami, przechylając kieliszek. – Ponoć wygląda właśnie w ten sposób, cokolwiek by to nie znaczyło. Zresztą chuj w nią. Pij, gówniara, póki jeszcze jest co.

– Wiesz, ja dzisiaj pasuję. Nie dość, że mało piję, to jeszcze dziś nie mam na to humoru.

– Spoko. – Wzruszył ramionami. – Ja sam nie piję, ale odruchowo rzucam to do wszystkich wokół, ale jeśli nie chcesz, nie pij.

Łatwo poszło; sto razy łatwiej, niż z Aidemem i Casperem...

– Jak ci się podobała ostatnia gala? Słyszałem, że publiczny debiut też macie już za sobą – zagaił roześmiany, po czym zaciągnął się dymem z iQosa.

– Jezu, Oliver, ale to śmierdzi.

– Śmierdzi ci, bo pod nos sobie chuchasz, pani mądralińska. Nie takie było pytanie.

– Wiesz, trochę zdenerwował mnie fakt, że żaden z tych starych dziadów, którzy zagadywali do Bryce'a, nie skomplementował tego, jak dobrze razem wyglądamy. A wyglądaliśmy faktycznie pięknie, musisz uwierzyć na słowo – wyrecytowałam, starając się wejść w rolę i nie roześmiać w międzyczasie. – Na dodatek Bryce dał mi taką śliczną sukienkę, której też, oczywiście, nikt nie skomentował.

– Całość wyglądała na tyle pięknie, że ciężko było znaleźć adekwatne słowa. – Dobyło się z mojej lewej, gdzie ciągle siedział Bryce.

– Bo była od ciebie – odparłam sztucznie.

– Koniec szopki, bo zgina mnie już pomału z zażenowania. Ten test zdałaś, moje gratulacje – parsknął, kręcąc przy tym głową. – Ale nie powtarzaj tego przy ludziach.

– Nie zamierzałam, więc dobrze, że się rozumiemy – odparłam w tym samym tonie.

– Wystarczyło cię raz podpuścić, a już chodzisz jak w zegarku – skomentował Oliver, nim ruszył ku drzwiom balkonowym.

Z rozbawieniem pokręciłam głową, po czym skierowałam się do Hope, która aktualnie siedziała sama. Wyraźnie rozpromieniła się na mój widok, a nim zdążyłam wypowiedzieć choć słowo, rzuciła się na mnie i naprawdę mocno wyściskała. Tak, jakbyśmy nie widziały się kopę lat, a nie tylko kilka dni.

– I jak się układa? – szepnęła, otwartą dłonią klepiąc miejsce obok siebie – Pan artysta zorientował się, że uchyliłam ci rąbka tajemnicy czy jednak nie?

– Wydaje mi się, że nie – westchnęłam, siląc się na uśmiech – Chyba jest okej. Dowiedziałam się, kim jest Heather. Nasze pierwsze spotkanie było dość... Intensywne. Trochę wydarła się na niego, trochę na mnie, coś popierdoliła pod nosem i poszła. No, a później przyjechaliśmy tu.

– Nie trawię tej idiotki – skwitowała, krzywiąc się dość wyraźnie.

– Czy wy wszyscy naprawdę jej aż tak nienawidzicie? – szepnęłam zdziwiona, wyczekując jej reakcji – Znaczy, wiesz... To cholerny green flag, ale jestem trochę zdziwiona.

– Oczywiście, że tak – odparła od razu, podając mi butelkę swojego wina – Jesteśmy przyjaciółmi Bryce'a i nie moglibyśmy się zachować inaczej po tym, co mu zrobiła.

Jeżeli był w stanie utrzymać przy sobie tak oddanych przyjaciół, musiał być faktycznie dobrym człowiekiem skwitowałam w myślach, nim oddałam się rozmowie z nową koleżanką.

***

– Oni tak zawsze? – zaśmiałam się krótko. Z zachwytem przyglądałam się tańczącym na środku pokoju Hope i Leondre.

– Zawsze – odparł Bryce, delikatnie unosząc brwi – Nie wiem, jak sytuacja ma się u Hope, ale Leo ma na dnie szuflady jakieś śmieszne papierki na to, że jest zawodowym tancerzem.

– Ani trochę mnie to nie dziwi – westchnęłam, nagle się ożywiając – Boże, wiem że teraz też mi nie pokażesz, ale pamiętasz, co mówiłeś mi przed tą galerią?

– Salto? – sapnął zrezygnowany.

– Salto.

– Kurwa, filmik ci mogę pokazać, ale niespecjalnie chce mi się dzisiaj łamać sobie kark. Parkiet jest na tyle wypastowany, że Oliver ledwo już po nim chodzi – parsknął, głową wskazując na blondyna, który rzeczywiście okropnie się ślizgał.

– Ale przecież mówiliście obaj, że on nawet nie pije.

– Bo nie pije. Ciężko mi powiedzieć, czemu aż tak się miota – skwitował, uważnie przyglądając się poczynaniom przyjaciela – A ty tańczysz?

– Mam takiego kija w dupie, że prawie wychodzi mi gardłem – prychnęłam, uśmiechając się do niego pobłażliwie. – Jeśli wypiję, to nie mam żadnego problemu i nie obchodzi mnie to, że wyglądam jak kaleka, ale fakt faktem, nie umiem tańczyć.

– Chwała bogu – mruknął pod nosem na tyle cicho, że wydawało mi się, iż się przesłyszałam – Chcesz się jeszcze czegokolwiek napić? W kuchni widziałem więcej normalnych napojów, a tutaj zostały już tylko piwa.

W odpowiedzi jedynie przytaknęłam głową, by już po chwili ruszyć w rzeczonym kierunku.

– Nie jestem pewna, czy już o to pytałam, ale nie pijesz tylko dlatego, że jesteś kierowcą czy po prostu tego nie lubisz?

– Z pewnych względów w ogóle nie piję, niezależnie od tego, czy jestem kierowcą, czy też nie. Po prostu nigdy nie piję.

– To w sumie... Całkiem fajnie. Połowa twoich znajomych nie pije, a wciąż umie się dobrze bawić. W moim liceum nigdy by to nie przeszło.

– Tutaj przechodzi i nikt nie ma z tym problemu. Trevor czasem lubi namawiać innych do picia, ale prawdę mówiąc, nie robi tego na serio. Jeśli odmówisz, odpuści.

Miło.

W kuchni zostaliśmy jeszcze dłuższą chwilę. Podczas gdy ja poprawiałam moją sukienkę, Addams uważnie mi się przyglądał. Jego spojrzenie było intensywne tak, jak zawsze, jednak dziś zdawało mi się jednak nieco inne... Dziś jego spojrzenie powodowało coś, czego za żadne skarby bym się nie spodziewała.

Nie wiedziałam, czy była to zasługa alkoholu, czy też nie, jednak pod jego wpływem naprawdę chciało mi się uśmiechać. Nie czułam się tak, jakby rozbierał mnie wzrokiem, wręcz przeciwnie– już raczej tak, jakbym była kolejnym postawionym przed nim obrazem. Choć mogło być to wrażeniem złudnym, nieraz czułam się tak, jakby nie patrzył na mnie wyłącznie jako na ciało; ba! wręcz jakby to ciało nie istniało.

– Pamiętasz nasz spacer z psami w środku nocy? – rzucił nagle, wzbudzając we mnie konsternację. Szybko przytaknęłam mu głową. – Właśnie to miałem na myśli, kiedy wyjaśniałem, czemu chcę, być została w tej pracy.

– Chodzenie na imprezy do kolegów poza godzinami pracy, to miałeś na myśli?

– Taką wersję ciebie chciałem zobaczyć, wiesz? – westchnął, siląc się na uśmiech. – Nie mogę powiedzieć, że różnica jest diametralna, ale zauważalna. Trochę mniej się zastanawiasz, mniej wahasz... Powiedziałbym, że nawet kilka cegiełek wypadło z tego muru, który wokół siebie ustawiłaś.

– Naprawdę? – palnęłam faktycznie zdziwiona – Byłam pewna, że wciąż jestem identyczna. Wiesz, trochę nieprzyjemna, trochę wystraszona własnego cienia.

– Kurwa, nie chcę cię obrazić, ale nadal taka jesteś. Mi chodzi o szczegóły, których wcześniej nie było – kontynuował, wspierając łokcie o blat – Uśmiechasz się trochę inaczej, wydaje mi się, że bardziej szczerze. Odzywasz się do ludzi i nie próbujesz mi wypalić oczu gazem pieprzowym na każdym kroku. Nawet od czasu do czasu mówisz rzeczy o sobie.

– Staram się – wzruszyłam ramionami, ciągnąc łyk soku – Nie chcę, żeby ta faza życia ciągnęła się w nieskończoność i tyle. Może zmiana jest znikoma, ale dobrze wiedzieć, że jakakolwiek.

– Progres gdzieś trzeba zacząć – skwitował, z wolna ruszając w stronę salonu, w którym właśnie zgasły światła. Tańczących ludzi dało się dostrzec jedynie przez ustawioną w rogu kulę dyskotekową.

Czyli ciągłe wychodzenie ze strefy komfortu naprawdę przynosiło jakieś skutki sapnęłam w myślach, nie kryjąc już uśmiechu cisnącego się na moje usta.

Choć sama nie potrafiłam tego jeszcze dostrzec, zrobiłam już jakikolwiek krok. Byłam z siebie w pewien sposób dumna.

Już na progu największego pokoju Bryce pociągnął mnie za rękę, bym nie siedziała na kanapie jako jedyna. Widziałam, że nie był z faktu tańca zadowolony najbardziej na świecie, jednak lecące w tle piosenki na szczęście nie wymagały zbyt wielu umiejętności.

Tańczył zdecydowanie lepiej ode mnie, więc bez żadnych oporów pozwoliłam mu się prowadzić, jak i narzucać tempo. Ciągle śmialiśmy się w głos, bo choć układ nie był zbyt skomplikowany, ciągle zahaczaliśmy o siebie nawzajem lub nawet o ludzi wokół. Raz potknęłam się na tyle niefortunnie, że moje spotkanie z posadzką było już niebezpiecznie bliskie. Zostałam złapana w praktycznie ostatniej chwili.

Kolejną piosenką, jaka wybrzmiała z głośników, było More than you know, którego szybkość zdecydowanie nie podobało się mojemu towarzyszowi. Niemniej jednak z parkietu nie zeszliśmy, a tempa samego tańca nie zmieniliśmy. Nie wpasowywaliśmy się zbytnio w całokształt gości, jednak nie wydawało mi się to aktualnie ważne. Wciąż śmiałam się głośno i nie zwracałam zbytniej uwagi na to, co działo się wokół.

Bryce natomiast wbił we mnie to samo intensywne spojrzenie, co w kuchni, nie pozwalając mi odwrócić wzroku choćby na chwilę. Sam podśmiechiwał się co chwilę i nawet nie starał się grać poirytowanego sytuacją, w której się znaleźliśmy. Taniec zdawał się mu już nie przeszkadzać.

Napięcie między nami zdawało się jedynie narastać; niesamowite wrażenie robiło na mnie to, jak Addams potrafił samym kontaktem wzrokowym oddzielać nas od otaczającego świata. Znów poczułam się tak, jakbyśmy wślizgnęli się do galerii sztuki w środku nocy. Wszystkie czynniki zewnętrzne nie robiły na mnie większego wrażenia i nie rozpraszały tego, co odczuwałam.

Przyzwyczajona już nieco do dłuższego dotyku jego dłoni, rozluźniłam się na ile mogłam i starałam skupić to na jego oczach, to na krążących po mojej głowie obrazach. Choć było to w pewien sposób głupie, działało na mnie dość dobrze. Rozpamiętywanie kolorów kwiatów czy też szczegółów na płótnie, odwracało w pewien sposób uwagę od odczuwanego strachu czy też piętrzących się wątpliwości, które nie powinny być w obecnej chwili istotne.

Come a little closer, let me taste your smile. – Dobyło się z głośnika, sprawiając tym samym, że spojrzenie mężczyzny jedynie nabrało na sile. Poczułam, jak serce zaczyna mi łomotać, jednak nie było to stuprocentowo skorelowane z moim domniemanym zaburzeniem.

Czułam swego rodzaju ekscytację, ponieważ cholernie ciekawiło mnie, jaki będzie jego następny krok. Delikatnie przekrzywił głowę i uniósł lewą brew, co zdało mi się być w tamtym momencie pytaniem o przyzwolenie.

Zdecydowałam się nie rozwodzić i nie analizować moich myśli zbyt mocno; usiłowałam się skupić na tym, czego w obecnej chwili chciałam.

Uśmiechnęłam się lekko, niemalże niewidocznie, jednak nie umknęło to jego uwadze.

Nachylił się nade mną, po czym subtelnym ruchem złączył nasze usta. Każdy kolejny jego krok był cholernie ostrożny, powiedziałabym że wręcz niepewny; całował tak, jakby bał się, że zaraz wystraszę się i ucieknę.

Tak się jednak nie stało.

Delikatnie się uśmiechnęłam, co dało mu do zrozumienia, że moja odczucia wcale nie były tak skrajne, jakby się tego spodziewał. Jego ręce finalnie odnalazły moją talię, po czym owinęły ją tak, by nieco opanować drżenie całego mojego ciała.

Był to mój pierwszy pocałunek od czasu zerwania z Dylanem.

I choć przez te wszystkie miesiące obawiałam się, że każde kolejne zbliżenie będzie smakowało mi jedynie goryczą spowodowaną wspomnieniami z byłym chłopakiem, wcale tak nie było. Drżenie całego mojego ciała spowodowane było w większej części ekscytacją, nie strachem.

Nie czułam się tak, jakby przede mną stał Dylan, czego świadomość potwornie ogrzewała moje serce. Czułam smak papierosów i soku pomarańczowego, oczami wyobraźni widziałam natomiast Kwiaty migdałowca van Gogha– obraz, którego nie zapomnę do końca moich dni.

Continue Reading

You'll Also Like

4.5M 221K 132
Czy jeden głupi esemes wysłany przez pomyłkę po pijaku może zbliżyć do siebie dwójkę ludzi? Opowieść z dużą ilością humoru, przynajmniej taką mam na...
25.3K 2.2K 12
Grace Carrington to kobieta ze stali - przynajmniej tak mówią ci, którzy mieli okazję ją poznać. Po wielu życiowych niepowodzeniach, dziewczyna posta...
2.2K 55 5
Nikt nie był w stanie przewidzieć tego co się wydarzy. Dosięgnęłam dna i pociągnęłam cię ze sobą.
29.4K 700 22
Zaczyna się projekt Teenz, gdzie grupa 7 nastolatków razem zamieszkują i nagrywają odcinki na YouTube. Borys dostrzega w Santii coś wyjątkowego, czy...