Dawka Śmiertelna

By deklinacja

6K 567 159

Osiemnastoletnia Nessa Spencer wreszcie decyduje się poprosić o pomoc, skutkiem czego zostaje wysłana do szpi... More

notka od autora.
playlista.
ostrzeżenie
0. Preludium upadku.
I. Nowy, lepszy świat.
II. Naboje w pustym pokoju.
III. O kimś, kto też mnie spotkał.
IV. Szemrany pomocnik.
V. Więzienne tatuaże Pana Inteligenta.
VI. Ataki różne i różniejsze.
VII. Droga przez piekło.
VIII. Czy papierosy rzeczywiście pomagają?
IX. Skutki wódki i słów wypowiedzianych zbyt szybko.
X. Uścisk wart miliony.
XI. Daddy Issues.
XII. Blondwłosa nadzieja i wielka marynarka.
XIV. Sukienka, którą on wybrał.
XV. Nowe polecenia służbowe.
XVI. Scena pod wysokim do nieba sufitem.
XVII. Zamknięta w szkle róża.
XVIII. Jak wyrastają najpiękniejsze kwiaty.
XIX. Rysa na szkle.
XX. Obraz, który miał zostać ze mną już na zawsze.
XXI. Intencjonalne dewiacje.
XXII. Czego nie może robić pięciolatka?
XXIII. Najbardziej poprawne politycznie włamanie.

XIII. On wiedział, gdzie mnie szukać.

106 16 4
By deklinacja

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania!

Bryce początkowo chciał potowarzyszyć mi i Elly, jednak odpadł po maksymalnie piętnastu minutach. Zasnął na kanapie w salonie i nie przebudził się nawet pomimo wielu hałasów, które wraz z dziewczynką generowałyśmy.

Emmeline za grosz nie była do Bryce'a podobna. Miała śnieżnobiałą cerę i długie, falowane blond włosy. Uśmiechała się pięknie, ale tak skrajnie odmiennie od niego. Jej oczy choć błyszczały tak samo szczęśliwie, miały inny kształt i kolor. Oczy Bryce'a były zielone, a jej – ciemnobrązowe.

Choć oczy nie były wyznacznikiem czegokolwiek, właśnie w oczach najbardziej się od niego odróżniała i to ich wygląd podsunął mi myśl, że byli od siebie zbyt różni, by móc być skorelowanymi.

Z tego tytułu tym mocniej zaczęło mnie zastanawiać, kim właściwie była Elly.

Cóż, może była kopią swojej matki.

Przez pierwszą godzinę najmocniej mogłam odczuć to, że dziewczynka była chora. Nie dość, że początkowo się mnie wstydziła, to jeszcze kichała raz za razem, kaszlała, a na dodatek płakała, gdy tylko objawy jej się nasilały. Gdy upewniłam się, że nie przesadzę z podaniem jej kolejnej dawki leków, zabrałam ją do kuchni i podałam wszystko, co konieczne.

Następną godzinę przespała, a leki na całe szczęście zdążyły zadziałać. Choć nadal nie była objawem zdrowia, troszkę jej się faktycznie poprawiło. Zaczęła mnie o pewne rzeczy wypytywać, wiele też opowiedziała. Przestawiła mnie całej swojej kolekcji kucyków, a od ich ilości naprawdę pobolewała głowa.

Nauczyłam się jednak, że te otrzymane od Olivera są niefajne, jako iż sam w sobie Oliver miał opinię niefajnego.

Generalnie rzecz ujmując, o przyjaciołach Bryce'a dowiedziałam się więcej od Elly, niż od niego samego. Nie, żeby mnie oni jakkolwiek obchodzili. Elly po prostu bardzo dużo mówiła o swoich „wujkach", podczas prezentowania kucyków, które od nich dostawała.

Oliver był jej najmniej lubianym wujkiem, jako iż był ponoć najnudniejszy. Zabraniał jej jeść truskawki, wymyślał średnie zabawy i nigdy nie pozwalał jej na robienie szalonych rzeczy. Dziewczynka nie lubiła też muzyki, którą zdarzało mu się włączać, bo kompletnie nic z jej nie rozumiała. Fanki Abby zatem nie uda mu się wychować.

Trevor był natomiast wujkiem najfajniejszym. Przemycał z nią słodycze, gdy Bryce nie patrzył, zabierał ją na przeróżne place zabaw i boiska, by porzucać piłką do kosza. Raz nawet wziął ją do prawdziwej stadniny, by mogła zobaczyć na żywo konie. Na dodatek lubił te same bajki, miał dość dobry gust co do kucyków, a co najważniejsze: śmiał się z Olivera. O Trevorze mówiła najwięcej i w samych superlatywach.

Choć Oliver nie wyglądał mi na kogoś, kogo mogłoby to wszystko wybitnie przejąć, momentami było mi go wręcz szkoda; widać było, że chciał się o dziewczynkę jak najlepiej zatroszczyć, a względem niego tworzyła się wręcz opozycja.

Początkowo nie chciałam znajomych Bryce'a poznawać, jednak z perspektywy czasu uznałam, że było to całkiem przydatne. Nie znałam ich co prawda za grosz, jednak miałam przynajmniej świadomość, kim w ogóle byli ludzie, o których mi opowiadano.

No, przynajmniej częściowo – Trevora przecież ostatecznie nie zobaczyłam, jako iż nie wyszedł się przywitać ostatnim razem. O istnieniu kogoś imieniem „Leo" natomiast nie miałam pojęcia, jednak nie wydawał się być w tym uniwersum zbyt ważny. Jako „wujek" był ponoć miły i zawsze przyprowadzał ze sobą nadzwyczajnie słodką „ciocię".

Z całej jej opowieści wyniosłam jednak jeden, sporawy wniosek – Bryce musiał zawierać w życiu naprawdę piękne znajomości i przyjaźnie, skoro śpiąca aktualnie przy mnie pięciolatka była przez tych ludzi częściowo wychowywana i traktowała ich, jak członków rodziny. Takie przyjaźnie musiały być naprawdę wspaniałe i liczyłam, że mi też kiedyś uda się takie zawrzeć.

Miałam nadzieję, że całym dzisiejszym wieczorem zaskarbiłam sobie sympatię dziewczynki choć w połowie tak bardzo, jak ona moją. Nawet chora była wybitnie urocza i dość bezproblemowa, jak na swój wiek.

Na całe szczęście dużo też spała, skutkiem czego siedem spędzonych tu godzin nie wymęczyło mnie zanadto. Co prawda, nudziłam się już trochę, ale nie powinnam była budzić Bryce'a i oczekiwać, by mnie odwiózł. Nie chodziło mi tyle o jego samopoczucie, co o bezpieczeństwo. Wolałabym nie wsiadać do samochodu z kimś, kto spał zdecydowanie zbyt krótko i nie czuł się zbyt dobrze.

No, a sama opieka nad dziewczynką była elementem mojej pracy, na której chciałam się skupić najmocniej możliwie. Liczyłam, że przykładaniem się do obowiązków spłacę dług za felerne gabloty. Nieistotnym było, czy dług ten obowiązywał wyłącznie w mojej głowie, czy też nie; chciałam swoje odpracować.

O samym Addamsie też miałam okazję posłuchać w samych superlatywach. We wszystkich historiach Bryce stawiany był w roli superbohatera, a Trevor – choć był najlepszym wujkiem – nawet nie sięgał mu do pięt.

Dzieci w takim wieku najpewniej nie umiały jeszcze kłamać, co dało mi iskierkę nadziei na to, że nie wpakowałam się do pracy u jakiegoś kryminalisty, który zaszlachtuje mnie za byle występek albo porwie i zamknie w piwnicy na piętnaście lat.

– Od jak dawna śpi? – Usłyszałam z drugiego końca pokoju, na co podskoczyłam jak poparzona.

– Od jakichś dwóch godzin. Wcześniej przespała też z godzinkę po tym, jak dałam jej leki. Później poczuła się już lepiej i poopowiadała mi o wszystkich swoich kucykach – wyszeptałam, nie chcąc obudzić dziewczynki. – Mogę ci opowiedzieć więcej, ale wyjdźmy do kuchni. Lepiej jej nie budzić.

W odpowiedzi mężczyzna jedynie przytaknął, po czym ruszył we wskazanym przeze mnie kierunku.

– Ze trzy godziny temu zrobiłyśmy kolację. Spokojnie, truskawek w niej nie było. Nie dałam się wmanewrować – parsknęłam, zasiadając na jednym z krzeseł. – Domyśliłam się, że nie bez powodu Oliver nie pozwala jej ich jeść.

– Truskawek w tym domu prawie nigdy nie ma, zwłaszcza, kiedy wiem, że Elly przyjedzie. Ma na nie straszną alergię – odparł, po czym przetarł dłonią zaspaną twarz. – Nie wiem, czemu aż tak uwzięła się na Olivera, bo żaden z chłopaków nigdy nie pozwalał jej ich jeść. No, najważniejsze że udało ci się jakoś te kwestię pominąć. Jakie leki jej dałaś?

– Proszek na wodę, żelki z witaminami i krople do nosa.

– Udało ci się zakropić jej nos? – rzucił zdziwiony, marszcząc przy tym brwi. – Kurwa, i ja taką niańkę na ulicy znalazłem...

– Musiałam to ze dwa razy zrobić na sobie, ale wreszcie się poddała – zachichotałam. – Jest strasznie urocza, no i jak na swój wiek bardzo spokojna.

– Bo Elly, generalnie rzecz ujmując, naśladuje mnie na tyle, na ile się da. Wiesz, ma jakieś wybuchy dziecinnej radości, ale zazwyczaj jest spokojna, bo ja taki jestem. Zdążyła cię już przymusić do rysowania czy dziś nie miała na to siły?

– Była strasznie wymęczona, więc przez większość czasu nie wstawała z tego fotela, w którym aktualnie śpi. Podnosiła się praktycznie tylko po to, żeby donieść kolejne kucyki do całej sterty.

– I jak, które podobają ci się najbardziej? – sarknął, mierząc mnie przeszywającym spojrzeniem. – Te „paskudne" od Olivera, dziwne od Leo czy może te najfajniejsze, które dał jej Trevor?

– Te od Trevora są paskudne, prawdę mówiąc – westchnęłam pod nosem, po czym zaśmiałam się krótko. – A kim jest ten cały Leo?

– Leondre to typek, z którym Oliver chodził na lektoraty na studiach. Zżynał od niego ile się dało, więc wreszcie w ramach zapłaty zaczął go zapraszać na losowe domówki, no i tak już został. Rzadko kiedy przychodzi, a jeśli już w ogóle, nigdy sam. Na pewno Elly opowiadała ci o takiej świetnej cioci...

– Ta, wspominała coś. Imion raczej nie zapamiętałam, ale nie wydaje mi się, by były ważne.

– Nie są. Ważny jest Oliver i Trevor, bo innych osób podczas pracy w tym domu raczej nie spotkasz – wyrecytował, nie podnosząc wzroku znad ekranu telefonu. – Już zamawiam ci taksówkę. Przespałem tyle czasu, że do rana zajmę się małą, jeśli byłaby potrzeba. Praca na dziś zatem skończona.

Przytaknęłam krótko i ruszyłam do salonu na paluszkach, by pozbierać swoje rzeczy. Na całe szczęście wciąż byłam biedna, więc za wiele przy sobie nie nosiłam; praktycznie tylko ładowarkę do telefonu, chusteczki i klucze do domu.

Bryce już czekał na mnie przy drzwiach. Przepuściwszy mnie w nich, poprowadził mnie do bramy, za którą stała zamówiona przez niego taksówka. Irytowało mnie to, że praktycznie na każdym kroku dopatrywałam się potencjalnego zagrożenia i obawiałam się nawet wsiadania do taksówki w pojedynkę. Było już późno, kierowcą był mężczyzna... Przeczytałam już w życiu zbyt wiele nieciekawych historiach, które zaczynały się właśnie w taki sposób.

W tym konkretnym przypadku nie uważałam jednak, bym była paranoiczką. Na całe szczęście miałam przy sobie gaz, przez co nie bałam się aż tak.

– Daj mi znać, jak dotrzesz do domu – rzucił Bryce, przecierając twarz dłonią.

Pomimo kilku godzin snu, wciąż był widocznie rozdrażniony i przemęczony, więc obawiałam się go nieco bardziej, niż zawsze. Nie chciałam zadawać zbyt wielu pytań, ponieważ bałam się, że wreszcie wybuchnie i zirytuje się na tyle, że wylecę z pracy zanim w ogóle na poważnie ją zacznę.

Cholernie nurtowała mnie jednak pewna kwestia: kim była dla niego Elly?

Dość niemoralnym byłoby wyciąganie takich informacji od pięciolatki, która nie dość, że nieświadoma wagi słów, była jeszcze chora i pod wpływem dość mocnych leków. Starałam się jej po prostu wysłuchiwać i wyłapywać ewentualnie słówka typu „brat" lub „tata". Takowe niestety jednak nie padły. Dziewczynka zasnęła zresztą w ekspresowym tempie, nie dając mi sposobności do dalszego węszenia.

Plus był jednak taki, że na jaw nie wyszły moje katastrofalne umiejętności do pracy z dziećmi.

Ostatecznie zdecydowałam się po prostu uszanować jego decyzję. Widziałam, że nie chciał na to pytanie odpowiadać, więc zrezygnowałam z poszukiwania rozwiązania zagadki i czekałam, aż nadejdzie ono samo.

– Napiszę – przytaknęłam, wsiadając do samochodu. – A ty rano daj mi znać, czy Elly lepiej się czuje.

Gdy nasze spojrzenia po raz ostatni się spotkały, przytaknął i po prostu się oddalił, a taksówka ruszyła niemalże z piskiem opon.

Całą drogę zastanawiałam się nad rzeczami skrajnie rozbieżnymi, które jednak w pewien sposób skupiały się w jednej, cholernej osobie: Addamsie.

Nie potrafiłam zrozumieć, czy odbierałam rzeczywistość w odpowiedni sposób. Czy moje spostrzeżenia były słuszne, czy jednak spowodowane zbyt intensywnym przeżywaniem wszystkiego, co się wokół mnie działo.

Logika krzyczała mi, że Bryce był dziś chory i przepracowany, co było w stu procentach uzasadnione, strach natomiast miał wielkie oczy i non stop szeptał mi, że mężczyzna był już mną po prostu zmęczony.

Niemiłe myśli wciąż echem odbijały się w mojej głowie i uparcie powtarzały, że zrobiłam z siebie niemożliwą do polubienia osobę, z którą nie dało się wytrzymać.

Na całe szczęście pozostawała mi jeszcze druga część mojej osobowości – ta, która usiłowała utrzymać mnie przy pełni zmysłów. To ona wysuwała na przód jedną, istotną myśl: nie byłam przecież nikim na tyle znaczącym, by miał wobec ciebie głębsze intencje. Jego zachowanie nie miało ukrytego sensu.

Nie wiedziałam jedynie, którą z tych części byłam bardziej.

Nim zdążyłam się obejrzeć, taksówka wjechała w jedną z ulic, która była mi zdecydowanie lepiej znana. Kojarzyłam już kamienice, jak i mijany przez nas park. Byłam bardzo blisko domu i czekającego w nim łóżka, którego cholernie teraz potrzebowałam. Musiałam się z tymi wszystkimi myślami przespać.

Gdy samochód znacznie zwolnił, naciągnęłam kaptur na głowę i intensywniej wytężyłam wzrok, skanując przy tym okolicę. Dziś nie była zasnuta przez mgłę, co było naprawdę miłą odmianą.

Tylko dzięki temu udało mi się go wypatrzeć.

– Niech pan zawróci, błagam – sapnęłam, ładując głowę między kolana – Zapłacę nawet podwójnie, ale niech pan nie zwalnia i po prostu zawraca.

– Ale czemu? Dziewczyno, uspokój się. Wokół nic się nie dzieje, nikogo nawet nie ma na ulicy – burknął, jednak zgodnie z prośbą docisnął pedał gazu.

Ja widziałam, że tam był. Jego sylwetka choć wtapiała się nieco w gęste, przerażająco ciemne drzewa, była jednocześnie niemożliwa do pomylenia z żadną inną. Otaczający go dym papierosowy jedynie utwierdzał mnie w tym, że miałam rację.

Garett Wilson wiedział, gdzie mnie szukać.

Serce podeszło mi do gardła i pomimo upływu dobrych kilku minut, kompletnie nie chciało zwolnić tempa; wciąż niemiłosiernie mocno waliło w żebra, sprawiając, że krew dosłownie buzowała w moich żyłach.

Adrenalina niemalże osiągnęła najwyższy znany mi poziom; zresztą tak samo, jak strach. Czułam, jak moje ręce zaczynają się pocić, co w połączeniu z niesłabnącymi drgawkami i irytującymi odzywkami lecącymi ze strony kierowcy, mocno utrudniło mi wybranie na klawiaturze odpowiedniego numeru telefonu.

– Przepraszam – zaczęłam, gdy usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki – Ja... Ja muszę wrócić.

Połączenie zostało zakończone, a brak reakcji ze strony Bryce'a jedynie podbił wszystkie okropne emocje, które aktualnie we mnie buzowały. Kierowca finalnie skapitulował, gdy zorientował się, że tak intensywna reakcja musiała być spowodowana czymś realnie poważnym. Wreszcie przestał wyklinać całą sytuację i nazywać mnie rozwydrzoną gówniarą.

Droga zdawała mi się trwać w nieskończoność, jednak nawet to nie było czasem dostatecznie długim, bym zdołała w głowie ułożyć odpowiednie wyjaśnienie, które mogłabym przystawić Addamsowi.

O ile w ogóle wpuści mnie do domu.

Jeżeli faktycznie nie chciałby mnie wpuścić, wyrósłby przede mną problem naprawdę ogromnych rozmiarów – Garett co prawda nie siedział dokładnie przy mojej kamienicy, jednak nie było żadnej innej uliczki czy tylnego wejścia, którym mogłabym dostać się do środka bez bezpośredniego spotkania go. Musiałabym gdzieś w środku miasta przeczekać do rana, narażając przy tym siebie lub zgoła odmiennie – cudem obudzić i wyciągnąć przed blok któreś ze znajomych, tym samym narażając kogoś innego.

Będziemy musieli zmienić miejsce zamieszkania jeszcze szybciej, niż zakładałam.

Samochód wjechał w ulicę, przy której znajdowała się posiadłość bruneta, a ja z sercem na dłoni wyjrzałam za okno, obawiając się tego, co mogę dostrzec tym razem.

Bryce czekał jednak przed bramą.

Należy się drugie tyle za wymysł koleżanki – burknął kierowca, gdy wyskoczyłam z samochodu – Miałem kończyć już jazdę na dzisiaj, więc nie podobał mi się ten pieprzony pomysł.

Addams z poirytowaniem sięgnął do portfela i rzucił mężczyźnie banknot o dość sporym nominale, podczas gdy ja plątałam się z torebką, z której chciałam wyjąć należność chociażby zbliżoną do oczekiwanej. To głupie i chyba dość odruchowe, zważywszy na to, że właściwie nie miałam przy sobie pieniędzy. No, nie miałam nominałów, które nie wyglądałyby żałośnie.

– Gówniarze – dodał pod nosem mężczyzna, pakując pieniądze do kieszeni kamizelki. Jego głos był na tyle ściszony, że ledwie go właściwie usłyszałam.

– Jeszcze jedno, pierdolone słowo, a poprzebijam ci opony, o ile nie łeb na wylot – rzucił Bryce, a żyłka na jego czole zapulsowała naprawdę wyraźnie – Miałeś robotę kończyć, to kończ i wyjazd, już.

Do drzwi wejściowych powlokłam się za nim jak mała, skarcona dziewczynka. Wstyd było mi podnieść wzrok, toteż uparcie wgapiałam go w złączone przed sobą dłonie, obawiając się nadciągającej burzy.

Czemu w kryzysowej sytuacji ponownie zwróciłam się właśnie do niego?

Choć zdarzało mi się mieć odmienne myśli, uświadomiłam sobie właśnie, że to nie on przekraczał granicę pracodawca – pracownik. To ja ją przekraczałam.

Już chciałam otworzyć usta lub chociaż wręczyć mu wygrzebany finalnie banknot, jednak on dość szybko uciszył mnie i poprowadził wprost do swojego gabinetu.

– Elly śpi w drugim skrzydle domu, ale dźwięki z głównego korytarza kurewsko się niosą – westchnął, zamknąwszy za nami drzwi.

Zlustrował mnie od góry do dołu, nieznacznie przechylając przy tym głowę. Jego wzrok wędrował od moich rąk, w których cały czas niezręcznie miętoliłam pieniądze, aż do zapłakanych oczu, które piekły mnie coraz intensywniej.

Zdawał się nie być poirytowany, a cała złość, którą emanował jeszcze trzy minuty temu prysła jak bańka, wprawiając mnie w niemałe zdziwienie, jak i zakłopotanie.

– Co się stało?

Miałam do powiedzenia jednocześnie tak wiele i tak mało. Nie umiałam znaleźć odpowiednich słów, by zlustrować mu sytuację bez zbędnego wchodzenia w szczegóły i wyjawiania tego, skąd naprawdę wzięłam się w Manchesterze i kim był dla mnie Garett. Prawdę powiedziawszy, Garett nikim dla mnie nie był, toteż jego najścia stresowały mnie niemiłosiernie. Nie wiedziałam, czego mógł ode mnie chcieć, jednak jednego byłam pewna – nie było to nic dobrego.

Stałam przez mężczyzną, przygryzając wewnętrzną stronę policzka progresywnie coraz mocniej, tak jakby miało mnie to zmusić do wyduszenie z siebie choćby słowa. Język jednak uwiązł mi w gardle.

– Pamiętasz ten obraz? – zaczął nagle, unosząc przy tym lewy kącik ust – Ten z galerii.

W odpowiedzi jedynie przytaknęłam, a on zrobił kilka kroków w moją stronę i westchnął dość przeciągle, nim wykonał kolejny ruch.

– Wiem, że nie jest to najlepszy moment, ale potraktuj to po prostu jako kolejny trening do pracy.

Niewiele po tych słowach otoczył mnie ramionami, jednak z użyciem siły na tyle małej, że wciąż byłam w stanie regulować to, w jakiej odległości od niego się znajdowałam.

– Po prostu się wypłacz. Wyrycz na tyle, na ile potrzebujesz; wyklinaj co chcesz i ile chcesz – szepnął, gdy nieśmiało otoczyłam jego pas drżącymi rękoma – Możesz się odsunąć w każdej możliwej chwili, nie będę cię trzymał. Chciałbym po prostu, żebyś tego w sobie nie trzymała.

Początkowo nie chciałam go słuchać; chciałam przed oczami postawić sobie rzeczony obraz i skupić się jedynie na zwalczeniu bolesnych skutków dotyku, jednak strach wciąż przedzierał się na pierwszy plan. Wciąż widziałam tę charakterystyczną postać, czekającą pomiędzy drzewami.

Niekoniecznie intencjonalnie ukrytą, ale też niewidoczną na pierwszy rzut oka.

Czekającą.

Finalnie dałam łzom upust na tyle mocny, że obawiałam się, by moje zawodzenie przypadkiem nie obudziło Emmeline. Czułam się beznadziejnie bezsilna; nie mogłam poradzić już chyba nic na sytuację, w której się znalazłam. Wiedziałam, że nie uniknę konfrontacji z Wilsonem, jednak krew w żyłach mroziła mi świadomość, jak nieobliczalny mógł on aktualnie być.

To przeze mnie uciekł ze szpitala jeszcze zanim zrobiliśmy to my. To ja wywołałam szum, przez który w ogólny obieg poszła informacja o tym, że znęcał się nad Harper i to przeze mnie miała go zgarnąć policja. To przeze mnie musiał się ukrywać, by nie skończyć w więzieniu.

– Boje się, kurwa, ja się tak bardzo boję – szepnęłam, dławiąc się łzami – Przepraszam za wszystko, ja mam pieniądze, oddam ci...

– Daj sobie pięć minut – westchnął, delikatnie gładząc tył mojej głowy – Widzę, że wydarzyło się coś złego i nie denerwuję się. Po prostu ochłoń, zamiast się tłumaczyć.

– Bryce, on tam był – wypaliłam, po upływie kolejnych, zdających się trwać w nieskończoność minut – Ten chłopak, który ostatnio za mną szedł.

Delikatnie odsunęłam się od niego, jednak dość szybko tego pożałowałam; jego twarz znów spięła się na tyle, że wpędziła na mój kark ciarki.

– Jesteś pewna?

– Kierowca go nie widział, więc niby nie mogę być pewna... Stał dość daleko, ale jego sylwetki nie jestem w stanie pomylić z żadną inną. Ja tego nie zmyśliłam, naprawdę. Wiem, że to był on...

– Czy chociaż raz powiedziałem, że ci nie wierzę? – palnął, nieco schodząc przy tym z poprzedniego tonu – Rozumiem, że się denerwujesz i domyślam się, że wolałabyś teraz siedzieć w domu, niż tłumaczyć się jakiemuś szemranemu typowi – dodał, a nawiązanie do naszej pierwszej rozmowy spowodowało niekontrolowany napływ czerwieni na moje policzki – Nie wahaj się. Jeśli czujesz, że to był on, to znaczy, że tak było.

Spojrzałam na niego ukosem, starając się odczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje. Ku mojemu zdziwieniu, żadna z nich nie była negatywna. Znów robiło się ciepło.

– Wierzę, że tam był i cieszę się, że wróciłaś – szepnął, zasiadając na fotelu przy swoim biurku. Wsparł brodę na pięściach i przyjrzał mi się uważnie – Nessa, dlaczego się go boisz? Kim on jest?

Nie mogłam mu powiedzieć, skąd znałam Garetta – to wyjawiłoby zbyt wiele. Sytuacja nie dość, że patowa, to jeszcze cholernie trudna do ubrania w logiczne słowa. W słowa, które nie sprowadziłyby mi na głowę kolejnej burzy.

– Wiesz... Nie chcę zbytnio wchodzić w szczegóły całej tej popapranej znajomości. Boję się go, bo zrobiłam coś, przez co mógłby chcieć się na mnie zemścić – wyrecytowałam dość enigmatycznie, a jego wzrok niemal zmusił mnie do rzucenia jakimkolwiek konkretem – To przeze mnie wydało się, że znęcał się nad swoją dziewczyną. Znam go dość krótko, ale z tego, co mówili moi znajomi – ci, z którymi mieszkam – Garett jest niebezpiecznym człowiekiem, a wręcz... Psychopatą. Mam powody, by się go bać.

– Nie wątpię, ale czy wiesz cokolwiek o tym, co faktycznie zrobił?

– Garett już kiedyś kogoś zabił.

– Żartujesz – odparł odruchowo, kamieniejąc w miejscu.

– Chciałabym żartować.

Na jego twarzy zagościło zmartwienie, jednak dość szybko przekuł je w pełne skupienie, obracając przy tym dość intensywnie paczkę papierosów pomiędzy palcami. Jedną fajkę finalnie wziął pomiędzy wargi i nachylił się nad świecznikiem, by ją odpalić.

– Mam nadzieję, że trzymasz się niepalenia – parsknął, unosząc na mnie spojrzenie, które wciąż przesiąknięte było blaskiem płomienia.

– Tak, można tak powiedzieć.

– Nessa, jeśli masz uzasadnione obawy, to idź na policję – rzucił nagle, sprawiając, że wszystkie moje mięśnie lekko się napięły.

Policja szukała mnie samej, więc nie mogłam nadstawić się aż tak łatwo. Wolałam uciec lub doczekać do tej nieszczęsnej osiemnastki, która była już właściwie za rogiem. Brakowało mi do niej zaledwie czterech tygodni.

– Problem jest taki, że moje obawy nie są niczym poparte – westchnęłam, nieco rozkładając się na krześle – Bycie psychopatą to nie jest coś, co znajdziesz w czyichś papierach, a przynajmniej tak słyszałam. Tego, że Garett kogoś zabił, dowiedziałam się od znajomych, ale nawet nie wiem, skąd oni wzięli tę informację. To wszystko jest zlepek mojego strachu i paranoi, nie faktów.

– A jak dużym problemem byłaby dla ciebie aktualnie przeprowadzka?

– Dużym. Nie mam na to pieniędzy, a moi znajomi lubią aktualne mieszkanie. No, mniej czy bardziej, ale lubią – burknęłam, wzruszając ramionami – Mieliśmy już na głowie zdecydowanie zbyt dużo, by znów zmieniać miejsce zamieszkania.

– To jak inaczej chcesz się pozbyć tego typa? – westchnął, a jego głos z wolna przesiąkał irytacją – Nie chcesz iść na policję, przenieść się...

– Cytując ciebie: poczekam tydzień. Może to był zbieg okoliczności? Może już nigdy więcej go tam nie zobaczę?

– Może – odparł, nonszalancko wzruszając przy tym ramionami – Ale nie zobaczysz też swojej okolicy w pojedynkę. Jeżeli akurat nie będę mógł po ciebie przyjechać, zrobi to Trevor albo Oliver. Zapomnij o komunikacji miejskiej.

– Słucham?

– Sama chciałaś dla mnie pracować – parsknął, rzucając mi wyzywające spojrzenie – Dbam o moich pracowników, a to, co właśnie powiedziałem, to nowe wytyczne dotyczące twojej pracy.

₊˚✩⊹

Z racji tego, że cholernie bałam się Garetta i nie zdążyłam wpaść na żaden lepszy pomysł, po prostu przystałam na to, co powiedział Bryce. Dawało mi to jakąkolwiek gwarancję bezpieczeństwa, przynajmniej przez pierwszych kilka dni.

Od przeszło godziny leżałam w łóżku, starając się zasnąć chociażby na chwilę, jednak skutek był zgoła odmienny od założonego. Z minuty na minutę miałam coraz więcej energii, jak i myśli zaprzątających głowę, co nieco kolidowało z moim ustawionym na siódmą rano budzikiem.

Bryce kazał mi się wyspać, bo, według jego zapewnień, mieliśmy przed sobą intensywny dzień.

Cokolwiek by to nie znaczyło.

Wiedziałam, że będę musiała to wszystko skonfrontować z Aidemem i Harper, jednak chciałam chociażby minimalnie wykorzystać kilka wolnych godzin, które aktualnie miałam.

Najlogiczniejszym, co przyszło mi do głowy, było anonimowe zgłoszenie na policję, jeżeli tylko Wilson znów zawitałby w naszej okolicy. Z drugiej strony byłoby to jednak strzałem w kolano, ponieważ uciekliśmy z tego samego szpitala, przez co policja mogłaby połączyć kropki.

Byłam niemal pewna, że wtedy oprócz Garetta poszukiwani w mieście bylibyśmy również my.

Gdybym tylko mogła, aktualnie najchętniej zapadłabym się pod ziemię i wypełzła spod niej dopiero za cztery tygodnie. W momencie, w którym faktycznie dobiję już do pełnoletniości, znaczna część moich problemów powinna się rozwiązać.

A przynajmniej taką miałam nadzieję.

Aktualnie nie mogłam pozwolić, by coś spierdoliło się jeszcze bardziej, niż do tej pory. Choć miesiąc ten wydawał się czasem względnie krótkim to wiedziałam, że mogło się podczas niego wydarzyć dosłownie wszystko.

Musiałam mieć się na baczności przez cały czas.

Na tyle głowy zaświtała mi też myśl, że powinnam się trzymać Bryce'a. Wiedziałam, że miał możliwości, które pozwoliłyby mu wyciągnąć mnie z problemów.

Continue Reading

You'll Also Like

520K 16.7K 8
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
104K 1.2K 5
Victor Cabrera to chłopak z nieciekawą przeszłością. Alkohol, używki, narkotyki i uczestnictwo w nielegalnych wyścigach samochodowych są mu dobrze zn...
2.2K 55 5
Nikt nie był w stanie przewidzieć tego co się wydarzy. Dosięgnęłam dna i pociągnęłam cię ze sobą.
802K 35.6K 56
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...