TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

By autorkadalva

248K 6.4K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
2. Upragniony spokój
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę

6.1K 151 26
By autorkadalva

– Nadal nie wierzę, że zgodziłaś się pojechać z tym gościem. To kompletnie niepodobne do Ciebie – powiedziała Ruby, kładąc się na łóżku obok mnie.

– Sama jestem w szoku. Nie mam pojęcia, co we mnie nagle wstąpiło. Może to jakiś skutek uboczny napicia się wody z jeziora – zastanawiałam się na głos.

Może to wina orzechowych oczu, które mogłyby przeszyć całą moją duszę w ułamek sekundy?

O ile już tego nie zrobiły.

Przez ostatnie dwadzieścia minut opowiadałam swojej przyjaciółce historię z dzisiejszego poranka. Ruby była tak zaintrygowana, że przez całą wypowiedź jedynie chodziła po pokoju i przytakiwała głową na znak przetworzenia usłyszanych informacji. Całą sytuację oczywiście przedstawiłam z każdym, najdrobniejszym szczegółem. Torres to moja najlepsza i zarazem jedyna przyjaciółka, więc nie wyobrażam sobie pominąć nawet nic nieznaczących sytuacji z mojego codziennego dnia, a co dopiero takich rewelacji.

Rodzice nie obdarzyli mnie rodzeństwem, dlatego czarnowłosa dziewczyna o latynoskiej urodzie i niespełna stu pięćdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu odgrywa rolę mojej przybranej siostry. I trzeba przyznać, że robi to perfekcyjnie.

Ruby Marcia Torres pojawiła się w moim życiu kompletnym przypadkiem, na placu zabaw, gdy miałam cztery lata. Moja mama poszła zrobić zakupy spożywcze, ale nie chciała, żeby cała okolica znowu słyszała, jak płaczem upominam się o płatki cynamonowe, więc kazała mi grzecznie poczekać obok marketu. Tak, zostawiła czterolatkę samą na placu. Nigdy nie była nad wyraz opiekuńcza, za to ja nigdy nie sprawiałam kłopotów. Oprócz płakania za płatkami, rzecz jasna.

Gdy już poszła, zajęłam wolną huśtawkę, ciesząc się przyjemnym wietrzykiem we włosach. Już jako małe dziecko uwielbiałam ciszę i własne towarzystwo. Tamtego dnia, niestety, albo stety, usłyszałam ogromny płacz dziewczynki siedzącej na ławce nieopodal. Nigdy wcześniej nie słyszałam kogoś tak głośnego. Nawet upominanie o płatki nie było w stanie tego przebić. Jak się okazało, Roo upuściła akurat swojego ulubionego loda o smaku białej czekolady. Patrząc na tę scenę, zrobiło mi się przykro i nie chciałam dłużej słuchać tego okropnego hałasu, więc postanowiłam podejść i spróbować uspokoić to głośne stworzenie.

Po kilku minutach pocieszania wróciła moja mama, która akurat kupiła mi lody. Dokładnie takie, jakie upuściła wcześniej Ruby. To był naprawdę dziwny zbieg okoliczności, bo ta kobieta pamiętała o moich potrzebach nie więcej niż raz na rok. Dzięki temu mogłam wykonać, jeden z nielicznych w swoim życiu, odruchów człowieczeństwa, dzieląc się z zapłakaną dziewczynką swoimi lodami.

Od tamtej chwili Torres wprowadza do mojego życia sporo chaosu, ale jest to przyjemny krzyk, który potrafił zagłuszyć moją nieznośną ciszę. Warto wycierpieć jej nieujarzmione piski dla wspólnego jedzenia ulubionych lodów i spędzania życia z bratnią duszą.

– Naprawdę jest aż tak przystojny? Wiem, że powiedział zaledwie jedno krótkie zdanie, ale już sam jego głoś brzmiał atrakcyjnie – rozpłynęła się na chwilę we wspomnieniu. – Chociaż odniosłam wrażenie, że gdzieś już go słyszałam – zaczęła się zastanawiać.

– Nie mam pojęcia, czy gdzieś go już widziałaś, ale ja z pewnością tak.

– Naprawdę? Gdzie? – Zdziwiła się Ruby, podnosząc się na łokciach.

– W niebie. Albo piekle. A może w kosmosie. Nie wiem, ale na ziemi na pewno nie ma takich pięknych ludzi – odparłam rozmarzona, patrząc niezmiennie w sufit.

Moja odpowiedź musiała najwidoczniej rozczarować Ruby, bo jedynie położyła się z powrotem na łóżko, przeciągając swoje westchnienie.

– Ale to nie zmienia faktu, że prawie dostałam zawału, gdy motocykl zaczął przyśpieszać.

– Wieeesz – zaczęła zakłopotana. – Istnieje drobna, naprawdę maleńka szansa, że to moja wina – powiedziała nienaturalnie piskliwym głosem, pokazując niewielką przestrzeń między kciukiem a palcem wskazującym.

Doskonale znałam ten dźwięk. Jak tylko zrobiła coś głupiego lub była w coś zamieszana, za każdym razem piszczała w podobny sposób.

– Tak, tak, wiem. Miał mnie odwieźć na czas, bo inaczej pozbyłby się i nóg i swojego członka.

– Faktycznie, mogłam coś takiego powiedzieć – krótki śmiech i rozmarzone oczy Ruby świadczyły o wróceniu myślami do tamtej chwili. – Ale mogłam też powiedzieć coś innego – zaśmiała się poddenerwowana.

– Co masz na myśli? Tylko nie ściemniaj – upomniałam zawczasu, grożąc palcem.

Niewyparzony język Torres nigdy, ale to nigdy, nie oznaczał czegoś dobrego.

– Cóż, doszłam do wniosku, że miałaś dość nudne wakacje. Tylko praca, przesiadywanie ze mną i wychodzenie z Simonem. Jesteś młoda a czerpiesz z tego mało korzyści, więc bardzo prawdopodobne, że wspomniałam o tym fakcie Twojemu bohaterowi. Tylko mnie nie zabijaj! – Wykrzyczała szybko ostatnie zdanie i złożyła ręce jak do modlitwy.

– Ruby! – Jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. – Dlaczego ty zawsze tak dużo gadasz!? – Zażenowana pokręciłam głową.

– Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz, ale powiedziałam też kilka słów o tym, że skoro już jest taki pomocny, to niech przy okazji zapewni Ci trochę adrenaliny – moja przyjaciółka wyszczerzyła zęby, nie dodając nic więcej.

– Co za wstyd...

– Oj, już nie przesadzaj – machnęła ręką. – Przecież Ci się podobało. Wiem to.

– Okej, nie będę zaprzeczać. Było lepiej niż się spodziewałam. Ale jeśli Twoje usta wydadzą jakikolwiek dźwięk związany z dzisiejszym dniem przy Simonie, wtedy na pewno Cię zabiję – zapewniłam.

– Jasna sprawa, szefowo! – zasalutowała. – Blondi na pewno czułby się zagrożony i znowu zrobiłby żałosne sceny zazdrości, więc to oczywiste, że Cię nie wydam. Chociaż nie zrobiłaś nic złego, żeby to było jasne. Nie chcę, abyś miała jakieś wyrzuty sumienia.

– Oczywiście, że nie zrobiłam nic złego. I przestań w końcu tak nazywać mojego chłopaka! – wydusiłam zirytowana, rzucając w jej twarz poduszką.

Oczywiście, że już od kilku godzin miałam wyrzuty sumienia. Zawsze przychodziły.

Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo gdy tylko otworzyłam usta, z tylnej kieszeni spodni Ruby zaczął dobiegać dźwięk telefonu.

– O wilku mowa – powiedziała niezbyt zadowolona i podała mi swoją komórkę.

Mój telefon wciąż nie działał, więc na razie Ruby odgrywa rolę mojej prywatnej sekretarki. Oby noc w ryżu faktycznie pomogła i telefon niedługo znów będzie działać. Nie chcę wydawać oszczędności na nową komórkę.

– Cześć, Simon! – Na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech. – Za jakąś godzinkę będę gotowa, więc możesz po mnie wpaść chwilę przed dziewiątą.

– Tak, ja właśnie w tej sprawie, Wiesz, nie czuję się najlepiej – dobiegł do mojego ucha dźwięk chłopaka przeplatany z pokasływaniem.

– O nie, to fatalnie! W takim razie Ruby mnie do Ciebie podrzuci i możemy razem poleżeć z ciepłą herbatą – zaproponowałam ochoczo.

Co prawda sama nie czułam się w pełni zregenerowana po dzisiejszej niespodziewanej kąpieli w jeziorku, ale nie zostawię Simona w potrzebie. Jestem jego dziewczyną, więc powinnam mu pomóc i przy nim być. Nawet jeśli to zwykłe przeziębienie.

W zasadzie pomagam mu od samego początku znajomości. Nasza relacja nie była niczym niezwykłym. Poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum na lekcji angielskiego. Mój autobus się spóźnił, więc jedyne wolne miejsce było właśnie obok niego, Simona Evansa. Zawsze chodziłam przygotowana na zajęcia, on niekoniecznie, dlatego zapytał, czy mogłabym codziennie siadać obok niego, pożyczać mu notatki i tłumaczyć różne sprawy. Do teraz nie wiem, dlaczego się zgodziłam. Może ze względu na lśniące blond włosy idealnie ułożone pod górę i błękitne oczy, a może przez piękny uśmiech skierowany specjalnie w moim kierunku. Nieistotne. Z tygodnia na tydzień spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, aż w końcu postanowiliśmy spróbować bliższej relacji. I tym oto sposobem nasza bliższa relacja trwa już półtorej roku.

– Nie! – Wykrzyczał nagle chłopak. – To znaczy... Nie kłopocz się. I tak za chwilę pójdę się położyć. Głowa mi pęka i powinien trochę odpocząć, żeby nie przegapić zbyt wielu dni w szkole.

– Oh, skoro tak wolisz – momentalnie posmutniałam – W takim razie zajrzę do Ciebie jutro.

– Nie chcę Cię zarazić, więc lepiej spotkajmy się po weekendzie. Gdy już dojdę do siebie.

– W porządku. Zrobimy tak, jak chcesz. Ważne, żebyś się lepiej poczuł – stwierdziłam zamglonym głosem.

– Wiedziałem, że zrozumiesz i nie będziesz na mnie zła. W takim razie kończę i lecę do łóżka. Zadzwonię jutro! Buziaki, Rory!

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo połączenie się zakończyło. Poza tym, jak ma niby zadzwonić, skoro mój telefon nie działa!? Chyba ma gorączkę i fakty zaczęły mu się mieszać.

Zakończenie rozmowy było dość dziwne, ale jeszcze dziwniejszy był sposób, w jaki zaczęła na mnie patrzeć Roo.

– Coś jest nie tak, widzę to po Twoich oczach – powiedziała po chwili, wciąż przyglądając się mojej twarzy.

– Simon jest chory, więc nie wychodzimy. Przynajmniej masz swoją cudowną przyjaciółkę przez resztę nocy na wyłączność – posłałam jej przelotnego buziaka, starając się ukryć swoje przygnębienie.

– Dziwne. Wydawało mi się, że widziałam go jakieś dwie godziny temu w Trader Joe's – przyłożyła palec wskazujący do ust, wpatrując się intensywnie w bliżej nieokreślony punkt.

– Nie, to niemożliwe. Słyszałam jak kasłał i miał dziwny głos, więc musiałaś go z kimś pomylić – machnęłam zbywająco ręką.

– Może. Ale przysięgam, że jego blond czupryny nie da się pomylić z innymi włosami – zarzekała się.

– Proszę Cię. Nie bądź ciągle tak podejrzliwa w jego stosunku.

– A czy to nie tak, że tydzień temu też wymigał się z randki? – bardziej stwierdziła niż zapytała.

– Miał spotkanie drużyny przed rozpoczęciem sezonu – wyjaśniłam.

– A dwa tygodnie temu, kiedy miał Cię odebrać z pracy, bo późno kończyłaś, ale jakimś cudem to ja po Ciebie przyjechałam? – kontynuowała.

– Dzień wcześniej jego mama przytarła gdzieś na parkingu, więc musieli oddać samochód do lakiernika.

– Skoro tak mówisz. 

Ruby wzruszyła ramionami i zaczęła przeglądać swój telefon. Kwestie związane z jej brakiem zaufania do Simona omawiałyśmy wielokrotnie, więc zapewne nie chce kolejny raz słuchać pouczeń. Ja z kolei nie miałam dzisiaj siły na taką wymianę zdań, więc postanowiłam odpuścić.

Na pewno musiała go z kimś pomylić. Przecież by mnie nie okłamał. Nie miał do tego powodu. Chyba że znowu zrobiłam coś nie tak. Może znowu jest na mnie zły? Może widział mnie w parku albo na motocyklu?

Z zamyślenia wyrwały mnie pstrykająće palce tuż przed twarzą i  propozycja przymierzenia ubrań, które wczoraj przywiozła Ruby. Miałam wybrać coś na jutrzejszy, pierwszy dzień szkoły, ale nawet nie ruszyłam torby wypełnionej, jak dla mnie, zdecydowanie zbyt drogimi ubraniami.

– Już mówiłam, że nie mam zamiaru się specjalnie stroić. Mam własne ubrania, Roo – powtórzyłam po raz setny w przeciągu dwóch dni.

– Doskonale o tym wiem, Rory. Jednak ty nie wiesz, jakie są dzieciaki z Lowell High School. Po prostu włóż coś mojego w pierwszym tygodniu szkoły, a potem miejmy nadzieję, że nikt nie będzie już zwracał uwagi na Twoje ciuchy – poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu, po czym wstała z łóżka i ruszyła w stronę torby.

Ma rację. Nie mam pojęcia, jak tam jest. Rodzina Ruby ma pieniądze, moja niekoniecznie. Właśnie dlatego nigdy nie chodziłyśmy do tych samych szkół. Ja chodziłam do publicznych placówek, moja przyjaciółka tylko do prywatnych. To się jednak zmieniło wraz z końcem czerwca.

Od zawsze lubiłam aktywnie spędzać czas, jednak dopiero na początku liceum postanowiłam zapisać się do drużyny lekkoatletycznej. Nie spodziewałam się jakichkolwiek pozytywnych rezultatów. Zrobiłam to z czysto hobbistycznym zamiłowań, ale bieganie bardzo szybko stało się czymś więcej. Po kilku miesiącach miałam na swoim koncie kilka zdobytych medali z zawodów. Zaczęłam w końcu czerpać przyjemność z tego, co robię. Bieganie nie tylko było pierwszą rzeczą, która sprawiła mi radość, ale również jedyną, o której samodzielnie zdecydowałam. Nie liczyło się to, ile mam pieniędzy lub to, skąd pochodzę. Liczyło się tylko to, co potrafię i właśnie dlatego tak bardzo polubiłam sport.

Moje osiągnięcia zostały dostrzeżone przez szkołę Ruby, która pod koniec zeszłego roku szkolnego zaoferowała mi stypendium sportowe. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że licea przyglądają się różnym dzieciakom i składają takie oferty. Po konsultacjach z babcią i mamą postanowiłam się zgodzić. Nie mogłam przegapić okazji całościowego opłacenia nauki w prywatnej placówce i rozwijania się pod okiem świetnego trenera.

I właśnie z tego powodu utknęłam w podbramkowej sytuacji, w której Roo postanowiła odgrywać rolę mentorki. A raczej wizażystki. Chociaż w jej przypadku te dwie funkcje oznaczają dokładnie to samo. 

– Wyglądam w tym okropnie! Spódnica odsłania wszystkie siniaki z porannego upadku – powiedziałam zrezygnowana do przyjaciółki po przymierzeniu zaproponowanych ubrań.

– Są praktycznie niewidoczne i możesz ubrać czarne rajstopy. Nie pozwolę, aby moja przyjaciółka była taką samą szarą myszką, jaką była w poprzednim liceum, więc nie przyjmuję odmowy. Musisz to jutro założyć – odetchnęła ciężko i założyła ręce na ramiona, pokazując tym samym, że jestem na straconej pozycji.

– Ale ja lubię być szarą myszką – powiedziałam szczerze, robiąc minę smutnego szczeniaczka, z nadzieją, że może to ją przekona.

– Słuchaj, Rory. Wiem, dlaczego taka jesteś, w końcu znamy się od ponad dwunastu lat – Ruby stanęła naprzeciwko mnie i ułożyła dłonie na moich ramionach. – Lubisz swój własny świat, do którego dopuszczasz tylko kilka osób i nie ma w tym nic złego. Ale może jednak spróbujesz się chociaż trochę otworzyć? Jesteś naprawdę cudowną osobą i chciałabym, żeby inni dostrzegli w Tobie to samo, co ja dostrzegłam dawno temu na placu zabaw.

– Naprawdę nie lubię świata, w który chcesz mnie zaciągnąć – spuściłam głowę, a mój wzrok zawiesił się na drewnianej podłodze pokoju.

– Nie da się nie lubić czegoś, czego nigdy się nie próbowało – jej palce podniosły delikatnie mój podbródek, po czym zaszczyciła mnie delikatnym uśmiechem i pytającym kiwnięciem głowy.

Przegrałam. Nie potrafię jej nigdy odmówić.

– Nie ubiorę tych wysokich botków – powiedziałam w końcu takim głosem, jakbym właśnie szykowała się na własny pogrzeb.

– Czyli się zgadzasz! – Do moich uszu napłynął pisk radości. – A botki musisz założyć! Są obowiązkowym elementem! Razem z nimi będziesz wyglądać obłędnie!

Resztę wieczoru spędziłyśmy na rozmawianiu o jutrzejszym dniu, narzekaniu na nasze rodziny, oglądaniu ulubionych komedii romantycznych i pożeraniu lodów. Moje myśli jednak wciąż wracały do chorego Simona.

– To tylko zwykłe przeziębienie, nic mu nie będzie tak? – Zapytałam.

– Pytasz o to co piętnaście minut. Tak, oprócz braku mózgu, nic poważnego mu nie dolega i nie będzie dolegać – odpowiedziała, przewracając oczami, a jej ręka spoczęła na mojej głowie i zaczęła delikatnie głaskać kosmyki włosów. – Powinnaś się teraz martwić tym, że przystojny motocyklista nie ma jak się do Ciebie dodzwonić, a nie kaszelkiem blondi – zaśmiała się złowieszczo pod nosem.

– Ruby!

– No co? Z Twojego opisu wynika, że tajemniczy Navi jest o niebo lepszy – wzruszyła ramionami, wkładając do ust kolejną łyżkę lodów. 

Ostatni dzień wakacji spędziłam z Ruby. Chociaż strasznie martwiłam się o Simona, to był nienajgorszy wieczór. Co prawda, nie mam zbyt dużego porównania do spędzania wolnego czasu z ludźmi, bo to moja jedyna przyjaciółka i zawsze robimy podobne rzeczy, jednak nie mam zamiaru przejmować się brakiem większego grona znajomych. Jedna prawdziwa przyjaciółka to więcej niż ośmieliłabym się prosić.

Poza tym, w ostatni dzień wakacji pierwszy raz w życiu kąpałam się w jeziorze i po raz pierwszy odważyłam się wsiąść w motocykl. I to z NIEZNAJOMYM chłopakiem. Chociaż byłam przerażona, nadal czułam dziwny rodzaj spokoju i... ekscytację. Navi na krótką chwilę powstrzymał burzę trwającą w moim umyśle. Tak, to był dobry dzień.

Continue Reading

You'll Also Like

121K 1.7K 9
Livia Young nie widzi od urodzenia, jednak nie powstrzymuje jej to przed tym, by oddać swoje serce sztuce. Na jednym z wernisaży poznaje Alexa Weaver...
232K 7K 54
Maeve straciła rodziców w wieku dziesięciu lat. Wychowali ją dziadkowie, a po ich śmierci przeprowadza się do nielubianej ciotki do Los Angeles, zost...
811K 21.6K 98
Wyśmiewana, poniżana, gnębiona... Te trzy słowa opisywały moją codzienność. Nie ważne czy przyszłabym ubrana w drogie ciuchy, czy też umiałabym się i...
44.1K 1.8K 34
Książka nie jest odpowiednia dla młodszych czytelników! [+18] Carla Dallas po pięciu latach została zmuszona do powrotu do miasta, w którym żyła pr...