TIME of lies | ZOSTANIE WYDAN...

By autorkadalva

251K 6.4K 1.3K

Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego lice... More

DEDYKACJA
Prolog
1. Wszystko ma swój początek
3. Spływające krople piękna
4. Nowy niedźwiedź w głowie
5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę
6. Początek kształtującego dobra, a może...
7. ...Kształtujące zło
8. Zrób to, co potrafisz najlepiej
9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno
10. Współczesna bitwa pod Saratogą
11. Przypadki losu zahaczające o głupotę
12. Odrobina prawdy
13. Zasady genialnych szaleńców
14. Przegrzany iloraz inteligencji
15. Słodko-gorzkie zwycięstwo
16. Upadek w przewrażliwienie
17. Sztuczna uprzejmość
18. Zaliczony dołek
19. Nietypowa piłeczka golfowa
20. Opady wylewające się spod powiek
21. Syndrom Matki Teresy
22. Wiara bywa zgubna
23. Pierwszy krok w stronę sukcesu
24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy
25. Bieg ognia w kałuży benzyny
26. Arogancja przysłaniająca prawdę
27. Dar przekonywania
28. Utracona cząstka siebie
29. Bolesność powrotów
30. Ślady niewłaściwych wyborów
31. Smak ekscytującego życia
32. Ludzie zakładają maski nie tylko w Halloween
33. Marzenie o prawdziwym domu
34. Strach ma postać wilków
35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam
36. Czas spowity ogniem piekielnym
37. Trzepot skrzydeł motyla
38. Aura potrafi oślepić
39. Nadzieja jest okrutną bestią
40. Bezkres między prawdą a kłamstwem
41. Każde kłamstwo kiedyś się skończy
Epilog
OD AUTORKI, KTÓRĄ PRAWDOPODOBNIE MACIE OCHOTĘ ZABIĆ

2. Upragniony spokój

9.2K 192 3
By autorkadalva


Prywatny dziennik męczennicy

Miejsce bez fałszu i obłudy

NIE CZYTAĆ BEZ ZGODY WŁAŚCICIELA



Właściciel: Aurora Flora Freeman

San Francisco 2017


31.08.2017 r.

Zapewne każdy z nas chociaż raz w swoim życiu miał poczucie, że wszystko jest w porządku. Niektórzy mają szczęście poczuć to więcej niż raz. Inni z kolei mają pecha, bo odczuwany porządek jest tylko pozorem. Bez względu na to, w której grupie jesteśmy i tak prędzej czy później coś się zepsuje, w końcu świat musi być utrzymany w równowadze. Właśnie dlatego myślę, że niektóre życiowe decyzje mogą spowodować kompletne katastrofy, inne przyjemne konsekwencje. Mam nadzieję, że w końcu jedna z moich decyzji będzie czymś przyjemnym. Nie obchodzi mnie, czy nadchodzące wydarzenia będą tylko pozornym porządkiem. Chciałabym chociaż przez chwilę poczuć spokój.

Sen, w którym próbowałam się wydostać z ogromnej przepaści został przerwany odgłosami trąbki, a to może oznaczać tylko jedno. Wybiła siódma i ostatni dzień wakacji właśnie się dla mnie rozpoczął. Ktoś może pomyśleć, że niespełna szesnastoletnia dziewczyna, która wstaje w wakacje o tak wczesnej porze, musi mieć nierówno pod sufitem. Dla mnie jeszcze rok temu taka sytuacja też byłaby nie do wyobrażenia.

Jak widać, ludzie naprawdę potrafią się zmienić. Nie w pełni, ale przynajmniej pod jakimiś względami.

Chociaż moje godziny wstawania uległy zmianie, jedna rzecz nigdy się nie zmieni. Wciąż uwielbiam spędzać czas w łóżku, zaraz po przebudzeniu. Lubię uczucie zaspania i przeciąganie się w cieplutkiej pościeli. Przysięgam, że pierwsze minuty po przebudzeniu, wciąż wędrujące między snem a rzeczywistością, zwane przez wielu porannym leniuchowaniem, to najlepsze uczucie w życiu.

Po niecałych dwudziestu minutach wtapiania się w pościel postanowiłam wstać. Od razu ruszyłam w stronę komody, aby wyciągnąć strój sportowy. Jak przystało na San Francisco, temperatury pod koniec sierpnia są wciąż dość wysokie, jednak poranki i noce nie rozpieszczają. Pogoda w telefonie, którą sprawdziłam kilka chwil temu, pokazała zaledwie piętnaście stopni, dlatego postanowiłam założyć legginsy, sportowy top i dopasowaną koszulkę na krótki rękaw. Biegając i tak nie będzie mi zimno, więc rezygnacja z bluzy wydaje się dobrym pomysłem.

Po założeniu sportowego stroju, ruszyłam w kierunku łazienki, która znajduje się na parterze domu. Mój pokój, jako jedyny, jest usytuowany na poddaszu, po tym, jak zaledwie dwa miesiące temu skończyłam robić jego remont, a bardziej należałoby powiedzieć, że skończyłam go tworzyć od zera. Cóż, nasz dom nie jest zbyt wielki i zdecydowanie nie przypomina willi, a nasze możliwości finansowe są dość ograniczone, dlatego sama odłożyłam na stworzenie tej przestrzeni. Może pokój nie jest doskonały, ale znajduje się w nim wygodne duże łóżko z palet, biurko, sporych rozmiarów szafa z ubraniami i mały regał z książkami. Wszystko co potrzebne do życia. Z pewnością lepszy taki pokój, niż mieszkanie pod mostem albo wciąż w jednym pokoju z babcią.

Pociągnęłam za klamkę drzwi prowadzących do łazienki, jednak na marne. Ktoś był w środku.

Zapukałam trzykrotnie, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.

– Halo, wszystko okej? Mogę wejść? – Zapytałam lekko zestresowana z nadzieją, że nic się nie stało babci.

Niespełna dziesięć sekund później usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka, po czym drzwi się lekko uchyliły. Uznałam to za znak, że mogę wejść do środka, więc tak też postanowiłam zrobić.

– Wcześnie wstałaś – powiedziała kobieta myjąca właśnie dłonie, gdy weszłam do pomieszczenia.

– Wstaje tak codziennie od roku – poinformowałam obojętnym tonem.

– Nie sądzę. Na pewno bym zauważyła – dodała równie obojętnie.

Oczywiście, że nie zauważyła. Moja matka, oprócz czubka własnego nosa, nigdy niczego nie widzi.

– Zaraz wychodzę do pracy. Babcia nadal śpi i nie wiem, o której wstanie, więc zabierz ze sobą klucz, żebyś później nie stała pod drzwiami przez dwie godziny. Tak jak ostatnio.

– Babcia Rose mówiła przecież, że idziesz dzisiaj na nocną zmianę. Poza tym, sytuacja z kluczem była jednorazowa, dzięki za przypomnienie – odpowiedziałam, opierając się o automat i obserwując kobietę związującą swoje brązowe włosy w nienagannego kucyka. Pasował do założonego stroju pielęgniarki.

Cała wyglądała nienagannie.

Szkoda, że jej nienaganność nigdy nie dotarła do wnętrza, a była jedynie sztucznie stworzonym obrazkiem dla innych ludzi. Jej charakter był bardzo naganny.

– Wzięłam jednak podwójną zmianę. Nie mam powodów do siedzenia w domu, więc chociaż zarobię na Wasze utrzymanie – wypowiedziała lodowatym tonem wychodząc z łazienki.

Bo to wcale nie tak, że ja mogłabym być dobrym powodem, aby spędzić trochę czasu w domu. Nigdy nie jestem dobrym powodem, a jedynie jednym z osobników do utrzymania. Zachowanie Lily Freeman, mojej matki, jest normą. Nie jest osobą, która lubi spędzać czas z najbliższymi, a jedynie osobą, która lubi pracować.

– Żałosne – powiedziałam szeptem sama do siebie i zabrałam się na wykonywanie porannej toalety.

Po tylu latach idzie przywyknąć do obojętności własnej rodzicielki i również stać się obojętnym, ale mimo tego, jej chłód w stosunku do mnie czasami wciąż boli.

Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności udałam się ponownie do korytarza, ale tym razem w stronę szafki z butami, która znajdowała się kilka kroków od drzwi wejściowych. Wyciągnęłam z mebla swoje ulubione i tym samym jedyne sportowe adidasy i je założyłam. Za każdym razem, gdy je wkładam rozpiera mnie duma. Kupiłam obuwie za swoje pierwszy zarobione pieniądze, więc są dla mnie niezwykle cenne i sentymentalne. Na dodatek są przepiękne, w moim ulubionym beżowym kolorze. Zabrałam z szafki sportową opaskę na rękę, klucze i słuchawki, przekręciłam zamek w drzwiach, po czym skierowałam się do kuchni i tylnego wejścia. Po porannej rozgrzewce w niewielkim ogródku postanowiłam zacząć swój codzienny bieg.

Nawet nie wiem, kiedy matka wyszła z domu. Czasami jest jak cień.

Moja trasa treningowa praktycznie codziennie ulega zmianie. Nie przepadam za bieganiem po ulicy ze względu na hałas i zapełnione chodniki, więc zawsze wybieram parki. Są jedną z nielicznych rzeczy, za które kocham to miasto. W przeciwieństwie do wielu turystów i mieszkańców, nie uważam  San Francisco za niezwykłe miejsce. Uwielbiam deszcz i pochmurne dni, dzięki którym mogę założyć ciepły sweterek, przykryć się kocem i cieszyć się smakiem ulubionej zielonej herbaty. Niestety dni w Kalifornii są zazwyczaj dość ciepłe, a wszędzie naokoło panuje jakaś dziwnie pozytywna aura, chociaż wszędzie jest pełno biednych, bezdomnych ludzi. Myślę, że w jakimś calu przypominam bezdomnego - jestem tylko niewielką brudną kałużą, która przeszkadza każdemu naokoło, a ludzie tylko czekają, aż w końcu wyparuje.

Chciałabym wyparować.

W każdym razie, to miasto kompletnie do mnie nie pasuje. Jedynie tutejsze parki pokryte różnorodnymi kwiatami, wzgórzami i jeziorami potrafią na krótką chwilę oczyścić moją wewnętrzną kałużę, dlatego tak je uwielbiam.

Dziś zdecydowałam się pobiegać w Pine Lake Park. Znajdował się jakąś milę od mojego domu na Santiago Street, więc cały trening powinien zająć nie więcej niż półtorej godziny. Zegarek wskazywał ósmą dwadzieścia, więc myślę, że w zupełności wystarczy mi czasu, by po powrocie wziąć prysznic i doprowadzić się do porządku. W tej chwili wyglądam niezbyt korzystnie, bo nigdy nie maluję się przed treningiem. Nie widzę w tym większego sensu. Pot i tak wszystko zepsuje, a malowanie się dwa razy w ciągu jednego poranka jest stratą czasu. Całe szczęście, że o tej godzinie nie ma w pobliżu młodszych osób, które mogłyby mnie znać. Przynajmniej nie jest mi wstyd za obecny stan wyglądu.

It is hard to let it all go, Let the past just disappear, Try to untie from an old life, But it always drags me down... W moich słuchawkach rozbrzmiewały słowa z piosenki Falling Apart. Sama nie wiem, dlaczego, ale jak tylko wbiegam na teren któregoś z parków, praktycznie codziennie w moich słuchawkach słychać tę piosenkę. Zdaję sobie sprawę, że słuchanie wolnych piosenek nie jest codziennością u każdego biegacza, czy sportowca.

Cóż, ja zawsze byłam inna. Trening jest dla mnie sposobem na odcięcie się od świata i przynajmniej chwilowe odstresowanie, dlatego podczas biegania nie wyobrażam sobie słuchania piosenek pokroju klubowych utworów. To ma być moment wyciszenia, nie moment porywczości.

Gdy ta i kolejne pięć piosenek dobiegło końca, poczułam pierwszy pot na swoim czole i karku. To idealny moment na to, aby wykonać telefon do mojej przyjaciółki i przy okazji chwilę odpocząć. Wyciągnęłam telefon z opaski i zatrzymałam się chwilowo na poboczu chodniku, wybierając odpowiedni numer.

Tak, jak się spodziewałam, kilka razy z rzędu usłyszałam pocztę głosową. Obudzenie tej koali czasami naprawdę graniczy z cudem. Właśnie dlatego ta chwila jest idealna na zebranie tchu i wykonanie kilku ćwiczeń w miejscu. Po siódmym  połączeniu chciałam się już poddać, ale w słuchawce nareszcie usłyszałam bliżej nieokreślone dźwięki przypominające ryczącego lwa. W tym samym momencie włożyłam ponownie telefon w opaskę i zaczęłam dalszy trening, kontynuując rozmowę z przyjaciółką.

– Halo? Żyjesz Ruby? – Zapytałam z lekkim niepokojem po usłyszeniu tego dziwnego westchnienia.

– Czemu dzwonisz do mnie w środku nocy? Kocham Cię, ale tyle razy powtarzałam, żebyś nie przerywała mi gorących snów z Robertem Downeyem, bo inaczej Cię zabiję – powiedziała zrozpaczonym tonem wciąż lekko łkając.

– Za to ja tyle razy powtarzałam, że jest staruchem po pięćdziesiątce, więc masz znaleźć młodszy obiekt westchnień. Jest prawie dziewiąta, więc ruszaj dupę i się szykuj, bo ojciec Ci nie wybaczy, jeśli kolejny dzień z rzędu spóźnisz się do kliniki – skarciłam przyjaciółkę niczym rodzic małego dziecka.

– Ja pierdole, Rory! Dlaczego dopiero teraz mówisz, która jest godzina!? Na pewno nie zdążę! – Słowa padały przez jakieś szmery, zapewne spowodowane pośpiesznym wstawaniem z łóżka.

– Gdybyś odebrała telefon za pierwszym razem, nie musiałabyś się szykować na ostatnią chwilę!

– Bycie uratowaną przez przystojnego superbohatera było wtedy znacznie ważniejsze niż jakaś tam praca w firmie taty.

– Dobra, słuchaj, skoro już wstałaś, to możemy pogadać o ciuchach, które mi wczoraj przyniosłaś? Sama nie wiem, czy to dobry po...

Chwilowy ból, ciemność, migające obrazy i pisk wydobywający się z moich ust. A może to nie był mój pisk? Po chwili ogarnęła mnie niemożliwość wydobycia jakiegokolwiek słowa. Do tego brak jakichkolwiek odgłosów z parku, ciemność przez zaciśnięte ze strachu oczy i trudność z oddychaniem. Dlaczego nie czuję gruntu pod nogami i czemu, do cholery, nie mogę swobodnie oddychać?

Momencik...

Co ja robię w wodzie!? Przecież dopiero co biegłam po ścieżce. Zaraz...

Przecież ja nie potrafię nawet pływać!

Zanim mój mózg w końcu zarejestrował, co właściwie się dzieje, ciało już dawno zaczęło instynktownie działać. Gwałtownie zaczęłam machać kończynami, próbując wypłynąć na powierzchnię, ale na marne. Moja głowa jedynie na mikrosekundy znajdowała się na powierzchni, aby choć trochę zaczerpnąć w płuca powietrza, jednak wciąż wracała pod wodą. Nigdy nie przepadałam za wodą w uszach, więc nie nauczyłam się pływać. Brawo, Auroro! Jesteś geniuszem! Umrzesz, topiąc się w jeziorze, bo nie chciałaś mieć zatkanych uszu... Boże, dopomóż.

Nie wiem czy minęły dopiero sekundy, a może już minuty, ale w końcu zaczęłam tracić siłę w swoich rękach i nogach. Mój koniec się zbliżał. Czułam, jak zaczynam schodzić na dno, a reszta powietrza w płucach przestała wystarczać.

Przynajmniej po śmierci będę miała wieczny spokój z daleka od ludzi i problemów, więc są jakieś plusy bycia idiotką.

Bo po śmierci jest się z dala od ludzi, prawda? 

W chwili, gdy wszelkie nadzieje na przeżycie mnie opuściły, poczułam nagle pociągnięcie w górę. Czyżby jakieś bóstwo postanowiło skrócić moje męki i już teraz zabrać mnie do góry? A może jakieś przeklęte bóstwo chce mnie jeszcze trochę pomęczyć w tym świecie?

Oby nie.

– Dlaczego po prostu nie stanęłaś na nogi? – Do moich uszu dobiegł melodyjny, męski głos, ale przez szok zaistniałej sytuacji z ledwością go usłyszałam. – Dlaczego po prostu nie stanęłaś na nogi? – Ktoś ponowił pytanie, gdy zrozumiał, że byłam w zbyt dużym szoku, by odpowiedzieć za pierwszym razem.

– C-c-co? – Wydobyłam w końcu z siebie, w tym samym momencie wypluwając resztki wody z ust.

– Może najpierw otworzysz oczy? – Tym razem dobiegający z naprzeciwka głos był już o wiele wyraźniejszy.

Nawet nie zauważyłam, że z przerażenia od dłuższego czasu zaciskałam powieki.

W końcu, zbierając się na odwagę, postanawiam spojrzeć w stronę tajemniczej postaci, która do mnie mówiła. I jak bardzo się zdziwiłam, gdy faktycznie ujrzałam ratujące mnie bóstwo. Przeklęte bóstwo.

Przeklęte swoją urodą.

Patrzyłam na pięknego, młodego chłopaka. Jego włosy były nieco dłuższe, lśniące, kolorem przypominające kasztany. Oczy mieniły się różnymi barwami, w zależności od tego, jak padało światło. Raz przypominały bursztyny, by chwilę potem wyglądać, jak dwa duże orzechy włoskie. Nieco opalona cera, podłużne, pełne usta i idealnie równe brwi. Do tego mocno zarysowana szczęka połączona z wystającymi kościami policzkowymi i szpiczastym podbródkiem.

Na dodatek nasze twarze tak blisko siebie. Zdecydowanie zbyt blisko.

Co się właściwie dzieje? Dlaczego wciąż na mnie patrzy i się nie odsuwa? Skąd się właściwie wziął? Co chce ze mną zrobić? I dlaczego absolutnie nic w tym momencie mi nie przeszkadza?

Ostatniego dnia wakacji spotkałam pewnego chłopaka. Gdy popatrzyłam w jego oczy, przez chwilę poczułam swój upragniony spokój.

*******

#dalvatime #dalvaTOL

Continue Reading

You'll Also Like

360K 2.3K 7
THE FIRST PART OF THE AMBER TRILOGY Jedno nieplanowane spotkanie, jeden spontaniczny wyjazd i zmieniło się wszystko. Poznali się przypadkowo, a los p...
607K 22.3K 73
ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dosta...
19.8K 692 23
18 letnia Aria Miller zaczyna nowe życie z dwójką swoich braci Paulem i Lucasem. Niestety nowe idealne życie nie jest idealne jak by się wydawało. P...
85.7K 2.5K 18
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...