Kiss cam | W PRZEDSPRZEDAŻY

By Mrukbooki

175K 2.5K 976

KSIĄŻKA JEST JUŻ W PRZEDSPRZEDAŻY Melody Ray, od dziecka zakochana w charakteryzacji filmowej, dążyła do prac... More

1. Dzień sukcesów
3. Szansa jedna na milion
4. Człowiek Pech
OKŁADKA + DATA PREMIERY

2. Pan Niemowa

8.1K 536 268
By Mrukbooki

- No i co ja zrobię z tym biletem? – jęczę.

Obdzwoniłam już wszystkich znajomych z informacją, że mam wolny bilet na Dives'ów, ale jakimś cudem, nikt, ale to nikt, nie ma czasu.

W końcu, zdesperowana zadzwoniłam do mamy i opowiedziałam jej o problemie.

Jestem za-ła-ma-na. ZAŁAMANA. Nienawidzę chodzić na takie eventy sama.

- Nie wiem, odsprzedaj czy coś. – Mama jest już wyraźnie podirytowana.

Nie dziwię jej się. Gdyby moje dziecko zawracało mi głowę przez trzydzieści minut, ja podsuwałabym sensowne rozwiązania, a ono by je odrzucało, też bym straciła cierpliwość.

- Czemu nikt nie chce ze mną iść na ten mecz? – Ześlizguję się z łóżka na szarą wykładzinę.

- To nie tak, że nikt nie chce, Mel. Po prostu każdy ma jakieś plany. Nie dziw się im.

To mnie denerwuje w ludziach. Każdy ma jakieś plany, każdy jest wiecznie zabiegany. Żeby z kimś się umówić, trzeba zapisywać się w ich terminarzach i to z wyprzedzeniem! Nikt nie pozwala sobie na chwilę szaleństwa.

Wiem, brzmię jak rozkapryszony dzieciak, no ale błagam, zrozumcie moje położenie...

- W życiu tego tak szybko nie sprzedam.

- Bredzisz. Amerykanie mają świra na punkcie sportów. Dadzą się pokroić za to miejsce.

Przewracam oczami.

- Dobra, Jesus. Spróbuję.

- Super, mądra dziewczynka. – Mama ziewa.

Szykuje się już do snu. No tak. Mamy siedem godzin różnicy. U niej wybiła dziesiąta wieczór, u mnie trzynasta.

Jestem zła, bo naprawdę wstałam o szóstej trzydzieści, o siódmej byłam już po śniadaniu, w sportowych dresach i biegłam po Venice Beach, wydzwaniając do znajomych. Oczywiście jęczeli mi w słuchawkę, że ich obudziłam, że jestem bez serca, że to mogło zaczekać. A generalnie to i tak za późno bo mają inne plany, tak mecz super, ale nie w ostatniej chwili... Masakra.

Normalnie namówiłabym Lilkę, żeby ze mną poszła, ale ona dziś bierze udział w jakimś wielkim castingu, na którym bardzo jej zależy. Gdybym ją poprosiła, żeby z niego zrezygnowała, zachowałabym się jak małostkowa świnia, bo jeszcze wczoraj ją przekonywałam, że ma chodzić na castingi i próbować, aż do skutku.

- A tak w ogóle to co u ciebie? – pytam mamę. 

- Wszystko dobrze. – ponownie ziewa. - Kochanie, pójdę już spać. Jutro muszę być w pracy o szóstej.

- Jutro jest niedziela.

- Wiesz, że lekarze miewają dyżury. 

Ciężko wzdycham.

- W takim razie, trzymaj się, mamo.

- Trzymaj się, Mel.

Dobrze. Nie pozostaje mi nic innego jak spróbować sprzedać ten cholerny bilet. 

Powoli podnoszę się z podłogi i siadam przy drewnianym biurku. Marszczę nos na dźwięk skrzypiącego krzesła. Wkurza mnie to straszliwie. Te meble są stare jak świat. Chciałabym je wymienić, ale nie mam na to pieniędzy, a tata nie zgadza się na pozbycie mebli po dziadkach.

No właśnie, zapomniałam wspomnieć, że ten dom należy do rodziny taty od pokoleń.

Dlaczego więc tata musi go spłacać? Bo ma brata, wujka Johny'ego, który jest sknerusem. czystej wody, bez serca. I oni obaj odziedziczyli ten dom. Tyle że wujek chciał go od razu sprzedać, bo nie zamierzał tu mieszkać, a że dom stoi w dobrej okolicy, mogliby wziąć za niego duże pieniądze.

Tata absolutnie nie chciał się na to zgodzić, bo cytuję: „tu się urodził i tu zamierza wykorkować".

Niestety wujek postawił ultimatum: albo sprzedaż i podział majątku, albo tata, proszę bardzo, może tu zostać, ale musi bratu zapłacić równowartość połowy domu. I wycenił to w pełnej wysokości, bez żadnej ulgi dla bądź co bądź najbliższego członka rodziny. 

Dobrze chociaż, że zgodził się na spłatę w ratach, bo jednorazowo takiej kwoty tata by nie miał jak zapłacić. Cóż, rodzinie zwykle się pomaga, a nie ją dołuje. Wujek powiedział więc, że te raty, to jest właśnie pomoc i innej nie będzie. 

Dlatego tata teraz naprawdę ciężko pracuje, większość jego zarobków idzie na dom i, chociaż mieszkamy w jednej z najlepszych dzielnic, nie jesteśmy bogaci. Nie stać nas na ubrania luksusowych marek, czy ekskluzywne wycieczki. Tata obiecuje, że jak już spłaci wujka, to wykupimy sobie rejs dookoła świata. 

Myślę, że na to nigdy nie będzie nas stać, ale rozumiem, że tata dorastał w tym domu, że go kocha, więc nie będę kwestionować jego decyzji.

Poza tym mnie też się tu podoba. W każdej chwili mogę pójść popływać w oceanie, czy jak to robię każdego dnia pobiegać po plaży.

Więc na razie przeboleję te meble.

W końcu wyszukuję w Internecie ceny VIP-owskich miejsc na mecz Dives'ów i... aż się opluwam z wrażenia.

Ceny wahają się od 4 do 15 tysięcy dolarów.

Przecież za te pieniądze można tyle rzeczy kupić! Ba, można życie ułożyć na nowo!

Uderzyłam się lekko w twarz. Opanuj się, Melody. Do meczu pozostały cztery godziny. I tak raczej nikt nie odkupi tego biletu. A nawet jeśli, to zapewne za najniższą cenę. No bo przecież każdy, kto chciał, kupił bilet wcześniej. 

Chociaż nie, to nieprawda... Na pewno chętnych było więcej niż miejsc.  

Niech będzie osiem tysięcy. Jejku, aż mi się ciemno przed oczami zrobiło. O mało co nie oddałam tego biletu za darmo jakiejś przypadkowej dziewczynie poznanej w autobusie, albo czterdziestoletniemu pracownikowi piekarni.

Tak, wiem, mam ciekawych znajomych. Co mogę na to powiedzieć? Lubię zagadywać przypadkowych ludzi. 

No dobrze, myślę, że ta cena jest w porządku. Najwyżej piętnaście minut przed rozpoczęciem meczu stanę przed stadionem i zacznę krzyczeć, że odsprzedam VIP-owskie miejsce za 500 dolarów.

Idealnie.

W takim razie klikam „zamieść" i po sprawie.


Dwie godziny później stoję przed lustrem w zwiewnej, żółtej sukience, z oczami pomalowanymi na niebiesko i paznokciami zrobionymi na biało. Czuję się świetnie, szczerzę się jak głupia do sera, bo przed chwilą dostałam SMS-a od jakiegoś Christiana, że jest chętny odkupić bilet.

Jest chętny odkupić bilet za osiem tysięcy dolarów! Przecież to jest kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Na samą myśl nogi mi miękną.

Łapię niebieską torebkę i wychodzę z domu. Wiem, że do meczu zostały jeszcze dwie godziny, ale wiem też, że dojazd pod stadion będzie trwał wieki, bo wszystko w tamtej stronie miasta będzie zakorkowane.

Wsiadam do zamówionej wcześniej taksówki i modlę się, żeby udało się nam dojechać na czas. 

Przez całą drogę myślę o tym, jak wygląda Christian. Czy to jest jakiś stary facet? A może chłopak w moim wieku? 

Błagam, żeby tylko był normalny, bo nie zniosę, jeśli przez cały mecz będę musiała siedzieć koło jakiegoś oblecha.

Dojazd zajął nam prawie półtorej godziny. Wysiadam z auta i życzę kierowcy miłej jazdy, chociaż wiem, że najprawdopodobniej będzie teraz klął i się wściekał, bo wyjechać stąd nie będzie mu łatwo.

Naokoło panuje istny armagedon. Ludzi jest tysiące, każdy zmierza w stronę stadionu. Jedni się przekrzykują, drudzy śmieją, trzeci pędzą, żeby jak najszybciej zająć miejsce, co jest dla mnie niezrozumiałe bo przecież nikt im go nie ukradnie.

Ogarnia mnie panika. 

Czy już wspominałam, że nienawidzę sama chodzić na wszelkie duże imprezy? To dlatego, że pośród tego całego tłumu jestem sama. Nie mam z kim porozmawiać, jestem zdana tylko na siebie.

Biorę głęboki wdech i idę do supermarketu naprzeciwko głównego wejścia na stadion. To tam spotkam Christiana. Pokażę mu, że faktycznie mam bilet, a on mi przeleje pieniądze na konto. 

W zasadzie to skąd on ma tyle hajsu? 

Śmieję się nerwowo pod nosem. Mam nadzieje, że nie za narkotyki. To jest coś, do czego chyba nigdy nie przywyknę w Ameryce. Nigdy nie wiadomo, czym się ludzie zajmują.

Wchodzę do sklepu i kieruję się w stronę alejki ze słodkościami. Wedy dostrzegam wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka.

Jego skóra wydaje się złocista, pięknie opalona. Musi być surferem. Ma na sobie niebieską koszulę, która opinia jego szerokie ramiona, i szare spodnie. Twarz zasłonił czarnymi, przeciwsłonecznymi okularami, na głowę założył czapkę z daszkiem tego samego koloru.

Nie, typie, wcale nie wyglądasz podejrzanie.

Podchodzę do niego, zakładając, że to Christian. W końcu tu się umówiliśmy, a nie widzę nikogo innego.

- Cześć. – Podnoszę rękę na powitanie.

Chłopak bez słowa kiwa głową.

Niemową jesteś, czy co?

Ocieram o sukienkę spocone dłonie i wyciągam z torebki wydrukowany bilet.

- Patrz – pokazuję palcem drobny druczek. – To twoje miejsce.

Christian ponownie kiwa głową.

- Umiesz mówić?

Śmieje się i wyciąga z kieszeni spodni telefon.

Już po paru sekundach dostaję powiadomienie o przelewie. Szybki jest.

- Eee, dzięki. – No i co teraz? - To ja już pójdę. Jak chcesz możesz iść ze mną, bo mamy miejsca koło siebie.

Chłopak wzrusza ramionami. 

Kurde, a jeśli serio jest niemową? A ja mu tak niemiło to wytknęłam?

Zaczerwieniona ruszam w stronę stadionu, z Christianem podążającym tuż koło mego boku.


- No i tak przeprowadziłam się do Ameryki – kończę opowieść.

Okazuje się, że Christian jest wspaniałym słuchaczem. Przez cały mecz opowiadam mu o swoim życiu i o tym jak mi czasem tęskno do Polski, a dokładniej Warszawy.

Bo wiecie, kiedy tylko usiedliśmy na swoich miejscach, pomyślałam, że mi go szkoda. Taki z niego cichy chłopak, pewnie nikt się z nim nie przyjaźni. No to zaczęłam mu opowiadać o swoim życiu. Bo co mi tam? Więcej raczej się z nim nie zobaczę. 

Gadam, co tylko mi przyjdzie do głowy. Jak to kiedyś, gdy moja eksprzyjaciółka zabrała mi chłopaka, wjechałam autem w śmietnik przed jej domem i uciekłam. Albo jak niedawno na studiach, gdy wykładowca nie patrzył, ukradłam swój koszmarnie napisany esej i podłożyłam lepszą wersję. O! Albo jak na szkolny jarmark zrobiłam babeczki ze zjełczałym masłem i pół mojej klasy się pochorowało. 

To były czasy.

Christian co jakiś czas się uśmiecha, raz nawet parsknął cicho. 

Ciekawi mnie, jak brzmi jego głos. W zasadzie on cały mnie ciekawi.

I lepiej się już czuję. Rozluźniłam się w jego towarzystwie i po prostu jestem sobą. On też chyba się zrelaksował, bo kiedy zawodnikom udaje się przyłożenie, oboje krzyczymy jak prawdziwi kibice, czasem nawet łapiąc się za ręce i wymachując nimi jak szaleni.

W końcu pierwsza połowa dobiegła końca. Spoglądam na Christiana, wpatrzonego w olbrzymi ekran nad nami. 

 Sprawdzam, co go tak zainteresowało i widzę, że na telebimie wyskakuje Kiss Cam.

O rany! Całkowicie zapomniałam o tym zwyczaju, a przecież nie mogło go zabraknąć!

Kamera pokazuje parę nastolatków. Blondyna i blondynkę, wyglądających na rodzeństwo. Chłopak nachyla się do dziewczyny, która odpycha go od siebie, ale najwyraźniej śmiejąc się głośno. Wtedy on odwraca się w stronę siedzącego po drugiej stronie brązowowłosego chłopaka. Chyba naprawdę coś ich łączy, bo rzucają się na siebie żarliwie.

Cały stadion wybucha śmiechem.  

– Wiesz – zagajam, chichocząc – zawsze, jak chodzę na mecze Dives'ów, to się boję Kiss Cam'u. To dlatego, że zawsze przychodzę z tatą. Chociaż to trochę bez sensu, bo przecież mogłabym mu dać buziaka w policzek, przecież nieraz całujemy się na dzień dobry czy do widzenia... 

Mówię to lekko, ot takie niezobowiązujące zwierzenie i nie spodziewam się, że to ono sprawi, że Christian w końcu się odezwie.

- A teraz dlaczego z nim nie jesteś? – Do moich uszu dociera głęboki, przyprawiający mnie o ciarki, głos.

Wytrzeszczam oczy.

Jeśli myśli, że tyle mi wystarczy, żeby odpowiedzieć na jego pytanie, to się głęboko myli.

- Powiem ci, jeśli w końcu zdejmiesz z siebie to przebranie i nie będziesz się zachowywał jak jakiś niedorobiony agent FBI.

Christian uśmiecha się szeroko. 

Och, Jesus. On ma dołeczki.

- Chyba nie pozostawiasz mi wyboru.

Zdejmuje najpierw czapkę, uwalniając burzę niepoukładanych, kasztanowych włosów, a potem okulary. 

Okazuje się, że jest niesamowicie przystojny, ale tak naprawdę, niesamowicie przystojny, wręcz hipnotyzujący swoją urodą. Jego oczy mogłyby stanowić wizualizację definicji nocnego nieba albo głębin oceanu. Są tak ciemnoniebieskie, że zastanawiam się, czy istnieją granatowe tęczówki. Ma mocno zarysowaną linię szczęki i zapadnięte policzki. Jego nos wydaje się wyrzeźbiony, taki zgrabny... Co ja bredzę? On cały wydaje się wyrzeźbiony, męski niczym grecki bóg, a jednak jest w nim taka delikatność, chłopięcość.

Chwila... czy on ma w uszach kolczyki?

O rany. Czy ja temu chłopakowi naprawdę opowiedziałam o najbardziej żenujących momentach mojego życia? Mam ochotę zapaść się pod ziemię, lecz tylko gapię się na niego jak głupia i nie dowierzam.

Czemu ja muszę mieć takie szczęście?

Christian wyciąga do mnie rękę.

- Christian Wood, miło poznać.

Niczym ostatnia ofiara losu ściskam jego dużą dłoń na której ma... wiele pierścieni. 

Powtarzam, pierścieni!

- Melody Ray, mnie również miło cię poznać – mówię, czując jak bardzo pieką mnie policzki.

Christian wygląda, jakby się nad czymś zastanawiał. Długo nie puszcza mojej dłoni, dopiero kiedy chrząknięciem zwracam mu na to uwagę, uwalnia mnie i wygląda, jakby wrócił na ziemię z bardzo daleka.

- Przepraszam, myślałem, że mnie zna...

Nie docierają do mnie jego kolejne słowa. W sumie to nawet nie mogą, bo mu przerywam. Łapię go za ramię i wskazuję palcem na kamerę Kiss Cam, która właśnie nas pokazuje.

Christian blednie. W jego oczach pojawia się panika. On chyba nie lubi znajdować się w centrum uwagi, ale... pieprzyć to. Jak nie teraz to kiedy? Poza tym zabawa to zabawa, co nie? Przecież nic takiego się nie stanie. W najgorszym wypadku poczujemy się oboje niezręcznie i tyle. 

Prawda?

Wpijam się w jego usta, gotowa na wszystko. Naprawdę. 

Nie wiem, czego się spodziewać. Może mnie odtrącić, a ja przyjmę to na klatę, albo może po prostu stać jak słup i nic nie robić... 

Ale on odwzajemnia pocałunek i robi to tak kurewsko dobrze, że nogi uginają się pode mną, jakby były z rozpuszczającej się galaretki. 

Jest mi gorąco, bo nigdy nie całowałam tak przystojnego chłopaka, który w dodatku pachnie znakomitymi perfumami.

Jeszcze chwila i zatopię ręce w jego włosy...

No chyba, że cały stadion zacznie wiwatować, więc oderwę się od Christiana i zobaczę, że Dives'owie wrócili na murawę.

Jakby przed chwilą nic się nie wydarzyło i jakbym właśnie nie umierała z braku powietrza, dołączam się do krzyczącego tłumu. Staram się zachowywać, jakby nic wielkiego się nie stało (bo nie stało), ale w końcu przegrywam wewnętrzną walkę i spoglądam kątem oka na stojącego obok Christiana, który najwyraźniej analizuje w duchu to, co się przed chwila wydarzyło.

Chyba powinnam coś powiedzieć, bo wygląda na to, że zepsułam mu imprezę.

Odwracam się w jego kierunku, zaczerwieniona ze wstydu.

- Przepraszam, że nie zapytałam cię o zgodę.

Christian kiwa głową. Czyżby Pan Niemowa wrócił?

Ciężko wzdycham i już mam coś dopowiedzieć, wytłumaczyć się, kiedy zauważam, że Christian zaczyna się wycofywać. 

Błagam, nie bawmy się w te sceny z filmów, kiedy on całuje główną bohaterkę, a ta ucieka, bo nie potrafi zmierzyć się ze swoimi emocjami. To jest z reguły głupie, a jeszcze głupsze, gdy to on ucieka. 

Poza tym do końca gry zostało jeszcze kilka minut. Chyba nie chce zrezygnować teraz z widowiska?

- Dokąd idziesz? – pytam.

Nawet nie wiem, czemu się tym interesuję. Przecież ja tego chłopaka praktycznie nie znam. Nie powinnam się przejmować jakimś nieznajomym. Na jednej imprezie bez mrugnięcia okiem potrafię pocałować dziesięciu chłopaków i zdobyć ich telefony. 

Może po prostu czuję się winna? W końcu chłopak zapłacił osiem tysięcy dolców nie za zabawę ze mną, a za obejrzenie Dives'ów na żywo. Może on w ogóle ma dziewczynę i teraz przysporzyłam mu kłopotu?

O kurczaczki...

- Wracam do domu – odpowiada.

Chociaż nie, nie może mieć dziewczyny. Nie odwzajemniłby pocałunku.

Może po prostu jest nieśmiały... albo introwertyczny? Może nie lubi być w centrum uwagi, a Kiss Cam go przebodźcował?

- Ale...

- I tak Dives'owie wygrają. Nic tu po mnie.

Zaciskam szczęki. Okej. Nie będę udawać, że nie jest mi przykro. 

Bo czy znacie to uczucie, kiedy poznajecie kogoś nowego i czujecie, że moglibyście się zaprzyjaźnić, ale ten ktoś nie zwraca na was uwagi? 

 Hej, cześć, to ja. Ja teraz tak mam.

I nieważne, co teraz bym powiedziała albo co bym zrobiła, on mnie oleje.

No i dobrze. Skoro chce byśmy pozostali nieznajomymi, to...

Zauważam, że na jego miejscu leżą czapka z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne. Jakim cudem on zapomniał o swoim kamuflażu?

Przeczesuję wzrokiem rzędy ludzi, aż natrafiam na niebieską koszulę. Christian jest już na samym końcu loży. Łapię jego zapomniany skarb i przepycham się między siedzeniami, co nie jest łatwe, bo prawie wszyscy kibice stoją i dopingują.

- Christian! – krzyczę.

Nie odwraca się. No nie mogę. Ja chcę mu tylko oddać jego rzeczy. 

Kiedy wreszcie udaje mi się wybiec przed stadion, wpadam w tłum ludzi, którzy nie dostali biletów, i albo nie mają telewizji w domu albo są po prostu zapaleńcami. 

 Wiem, co to oznacza. Będę musiała się przez nich przebijać.

Gorzej... dociera do mnie głośny ryk tłumu, zwiastujący koniec gry. Czyli w ciągu kilku minut ten tłum zrobi się jeszcze większy. Jak zwykle, przez godzinę, będę musiała z nimi maszerować, bo inaczej zostanę zadeptana.

No i to koniec. Ani nie wrócę na stadion, zresztą nie mam już po co, ani nie dogonię Christiana.

Poddaję się. Po prostu cudownie, wspaniale.

Chyba, że... wyciągam telefon i wybieram zapisane ostatnio połączenie. 

Nie odbiera. Debil. 

Wysyłam mu wiadomość.

Ja: Zostawiłeś swój kamuflaż.

Christian: Zostaw go sobie.

Prycham pod nosem.

- „Zostaw go sobie", przedrzeźniam go, na co parę osób spogląda krzywo w moją stronę.

No dobra, to chyba nie jest taki zły pomysł.

Zakładam okulary i czapkę i udaję, że to wcale nie byłam ja. 

Continue Reading

You'll Also Like

991K 35.5K 53
Kiedy mieszkasz w Nowym Jorku wśród tych wielkich wieżowców i znanych osób, można stracić głowę. Chyba, że jesteś ze średniej półki. Wtedy nie musisz...
30.1K 957 21
⌁⌁⌁⌁ 'Historia o miłości, gdzie Lydia to uczennica trzeciej klasy liceum, a Damon to prawdziwe wcielenie szatana' ⌁⌁⌁⌁ Wszelkie Prawa zastrzeżone ;) ...
18.8M 833K 76
"Czułam, że coś jest na rzeczy. Isaac miał jakąś tajemnicę, był taki... niezrozumiały, a ja miałam wrażenie, że coś przede mną ukrywają. - On po pros...
Nieznajomy 3 By destroyed

Mystery / Thriller

94.3K 3.4K 21
Czy to koniec cierpienia Corneli? Czy będzie mogła wreszcie zacząć żyć normalnie, osiągnąć w życiu cele, które sobie postawiła będąc nastolatką? A m...