Konstruktorzy Światów (wolno...

By Porcelanowysloik

7.9K 1K 4.5K

Filip Seymer jest mordercą na usługach imperatorki. Od pewnego czasu działa na własny rachunek. Udaje się z m... More

Wstęp
Prolog - Pani Miast
1. Rubieże
2. Między światami
3. Junona
4. Rzym
5. Wody Aresa
6. Paradoksy
7. Mrok
8. Filip
9. Krew
10. Aurora
11. Herodiada cz.1
12. Herodiada cz.2
14. Maledic
15. Prorok

13. W próżni

190 37 177
By Porcelanowysloik

„Złączeni krwią moją i przysięgą: oni wszyscy płyną we mnie jak strumień wody, a ja jestem w ich ciałach, jak śpiew przyszłości i wspomnienie przeszłości. Oni po mnie władać będą".

Cytat z Kroniki Praw

Pisane ręką Atylli Ossa.

Statek Seymera dryfował leniwie, zawieszony w kosmicznej przestrzeni. Filip wypuścił z dłoni stery i mała łupinka orzecha, będąca ich jedynym ocaleniem, zadrżała w próżni. Spojrzał w głąb pokładu i od razu dostrzegł siedzącą za nim dziewczynę.

Przyciskała nos do niewielkiego okna, zaś olbrzymi gazowy potwór odbijał się w jej źrenicach jak miedziany księżyc w tafli czarnego jeziora. Wyglądała, jakby ktoś rzucił na nią urok, polegający na niemożności oderwania wzroku od gigantycznego Jowisza, przepływającego teraz tuż obok statku.

- Gdzie jego oko? - zapytała znienacka.

To były pierwsze słowa, jakie wymówiła od czasu, kiedy upuścili Herodiadę.

- Jakie oko?

- Wichura... Wirujące plamy. Co się z nimi stało?

- Ta burza wygasła 500 lat temu.

- Och... - jęknęła rozczarowana i podkurczyła nogi. - Jak myślisz, co stało się z pozostałymi? Są bezpieczni, prawda?

- Jestem pewien, że Eleonora uciekła - odpowiedział Filip.

- Nie o nią pytam.

Seymer zmrużył oczy.

- Na statku była jeszcze Matylda... i mój brat. Chorował i wymiotował. Eleonora kazała mi o nim nie mówić, ale teraz za bardzo się martwię, poza tym to już chyba raczej nieważne. Możemy się z nimi jakoś skontaktować?

Filip poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy i w jednym momencie stał się śmiertelnie blady.

- Brat? - wydukał ledwo.

- Adam. Byliśmy tam razem.

- Chcesz mi powiedzieć, że Eleonora wyciągnęła z czasu nie jedną, ale dwie osoby? Masz brata?

Estera tylko pokiwała głową, zaś na twarzy Seymera wymalował się niekłamany podziw, połączony z prawdziwym przerażeniem. Złapał się za głowę i zamknął oczy.

- Kurwa. To koniec. Ograła mnie. Kurwa! Nie wierzę! - wrzasnął, uderzając pięścią w fotel. - Nie!!! Co za przebiegła suka!

- O co ci chodzi?!

- Nie rozumiesz?! Ona ma wszystkie elementy układanki! Twojego brata i medalion! Może zacząć odtwarzać ich w dowolnym momencie. Boże! Nie wierzę! Ograła mnie...

Estera wzruszyła ramionami. Niewiele ją to teraz obchodziło.

Filip spojrzał zszokowany na dziewczynę. Był tak wzburzony, że miał wrażenie, iż rozmazuje mu się obraz. W założeniu Estera powinna być silną kartą, a tymczasem stała się porzuconym, niepotrzebnym narzędziem. Jedynie odwracała uwagę od prawdziwych zamiarów Eleonory.

Została spisana na straty, jak szachowa figura, którą poświęca się w wielkiej grze, by ratować królową. Konstruktorka wykorzystała ich oboje. W pewnym sensie było mu nawet żal Estery, siebie zresztą również. Kto wie, co jeszcze było ukartowane. Może wszystko, łącznie z tym co do niej czuł, to była tylko gra i nic więcej.

Estera pociągnęła nieznacznie nosem.

- Pachniesz cytryną - oświadczyła.

Seymer zignorował tę dziwną uwagę i uruchomił ponownie silniki.

- Pobędziesz u mnie, póki nie wymyślę, co mam zrobić! Ile ty właściwie masz lat?

- Siedemnaście.

Filip, krótko przeliczył sobie coś w myślach i bardzo uważnie przyjrzał się Esterze.

- Masz mówić, że czternaście. Uwierzą ci. Wyglądasz na młodszą.

- Czemu?! - oburzyła się.

- Bo czternaście lat temu sporo podróżowałem.

- I co z tego?

Seymer prychnął z niedowierzaniem.

- Jednak nie jesteś tak inteligenta, jak myślałem. Będziesz mówiła, że jesteś moim bękartem. Zapomnij o nazwisku. Jesteś Estera i pochodzisz z Węglowej Ziemi. Twierdziłaś, że ją widziałaś, więc w razie czego będzie ci łatwo ją opisać, każdy ci uwierzy, nawet jeśli uznają, że nie jesteś zbyt mądra.

- Świetnie! Dzięki wielkie! A tobie uwierzą?

- Nigdy nie prowadziłem się zbyt porządnie.

- Wiesz co, odwieź mnie do Eleonory, skoro to nie ma znaczenia i już przegrałeś! Po prostu mnie odstaw!

- Zapomnij!

- Nie chcę z tobą nigdzie lecieć, ty ... - Estera nagle przerwała, bo Seymer tak silnie pociągnął za stery, że aż wbiło ją w siedzenie.

Jowisz oddalał się coraz bardziej, a brunatno-niebieska Junona zaczęła się gwałtownie zbliżać. Po minucie statek wkraczał już w atmosferę planety.

- Nie bój się! Nic się nam nie stanie, pył nie naruszy statku! Ja też tego nienawidzę! - Filip starał się przekrzyczeć szum, który nagle rozległ się wokoło z powodu szalejącej na planecie burzy.

Czarny wulkaniczny proch otoczył szczelnie pojazd, a smuga światła przedarła się przez ciężką zawieruchę, oświetlając miejsce lądowania. Zdawało się, że długie, jasne ramiona wypełzły ze statku jak macki olbrzymiej ośmiornicy. Opadł niezbyt łagodnie na ziemię.

Wszystko poza wirującym na zewnątrz pyłem i prochem było teraz zakryte przed ludzkim wzrokiem.

Filip wyciągnął dwie ciężkie, białe chusty ze skrytki pod pulpitem. Założył jedną z nich na głowę, drugą zaś podał Esterze, pokazując, jak ma ją zawiązać.

- Nic nie będę widzieć! - zaprotestowała.

- W burzy i tak nie masz na to szans! Złap mnie za ramię i nie puszczaj.

Dziewczyna wczepiła się palcami w szatę Filipa, zaś drzwi pojazdu otworzyły się szeroko. Poczuła natychmiast setki irytujących, chwilami bolesnych uderzeń, spowodowanych przez drobinki wirującego piasku. Siekały skórę jak pojedyncze ugryzienia żarłocznych szarańczy.

- Tu zawsze tak jest?! - krzyknęła.

- Nie! Ten piasek jest wymieszany z wulkanicznymi opadami. Ma kolor twoich oczu, gdy używasz nanitów, z jakiegoś powodu namnażają się w tobie o wiele szybciej! Muszę sprawdzić, czy dasz radę to kontrolować, bo inaczej będziemy gdzieś, gdzie jest jeszcze ciemniej! W dupie mianowicie! - powiedział, ale szum zagłuszył jego głos.

Żaden dźwięk poza odgłosem szalejącej zawieruchy nie dochodził już do uszu Estery.

Filip zatrzymał się nagle przed dużym budynkiem, zbliżył się do bramy i położył dłoń na wmurowanej w ścianę szklanej płytce. Ciężkie, metalowe drzwi odblokowały się, a wszystko natychmiast zamilkło. Zmiana była tak drastyczna, że aż przerażająca, jakby świat nagle otulił całun nieznośnej ciszy. Znaleźli się na klace schodowej, ozdobionej witrażowym oknem. Wszystko tonęło w czerwonej poświacie.

- Co to? - zapytała Estera, patrząc na dziwaczny wzór z kawałków grubego szkła.

- Pustynne rośliny - wyjaśnił Filip, i w tym samym momencie światła w kolorowych lampionach rozbłysły nagle nad ich głowami.

Stanął przed kolejnymi drzwiami i ponownie położył na nich rękę, zaś światło podobne do tego z latarni otoczyło jego dłoń.

- Do środka - rozkazał.

Estera rzuciła mu wrogie spojrzenie i przeszła przez próg.

Mieszkanie Filipa było niezwykle ascetyczne i chociaż wydawało się prawie puste, to jednak posiadało jakiś szczególny klimat. W salonie mieścił się stolik wykonany z grubego szkła, o strukturze i przejrzystości kryształu, sofa, fotele oraz kilka regałów wypełnionych książkami w skórzanych, sztywnych, obwolutach. Nawet z daleka było czuć od nich zapach tuszu i papieru. Na ścianach w ozdobnych ramach wisiały olbrzymie geometryczne kwiaty w rzeczywistości przestawiające powielone i nałożone na siebie ruchy planet. To wszystko sprawiało wrażenie idealnego wręcz ładu i prostoty, jednym słowem stanu tak bardzo niepasującego do osoby właściciela domu.

- Pewnie jesteś głodna - mruknął Seymer, odwijając wreszcie chustę z głowy.

Tam, gdzie nie osłaniał go materiał, jego skóra była ciemna od pyłu. Westchnął i wytarł twarz w materiał, a następnie rzucił go bezceremonialnie na ziemię.

Nie czekając na odpowiedź, zniknął w głębi mieszkania. Wrócił po chwili, niosąc miskę wypełnioną paprykową pastą, płaskim chlebem i siekanym mięsem oraz naczynko z wodą. W drugiej dłoni ściskał palcami kieliszek i butelkę z miodowym napojem.

- Zjedz coś - powiedział.

- Nie jestem głodna - burknęła Estera, siadając na kanapie, chociaż zapach papryki i mięsa drażnił jej powonienie do tego stopnia, że słyszała, jak buntuje się jej żołądek.

- Jak tam sobie chcesz.

- Chcę to wrócić do mojego brata i Eleonory - oświadczyła.

- Nie mam mowy.

- Więc jestem więźniem?

- Raczej zakładnikiem. O ile będą cię chcieli z powrotem. Nie licz na zbyt wiele, ale może twój brat okaże się rozsądny i w dłuższej perspektywie twoje istnienie będzie miało jakiś sens - odpowiedział, nalewając sobie do kieliszka.

Estera zacisnęła usta.

- Czemu ty nie przyniosłeś sobie jedzenia?

- Ja też nie jestem głody.

- Za to chyba bardzo chce ci się pić...

- Daruj sobie. Miałem trudny dzień. Możesz wziąć pokój po prawej stronie. Jest prawie pusty, jak większość zresztą, ale stoi tam łóżko i jakaś szafka. Łazienkę znajdziesz na wprost. Zalecam iść się najpierw umyć.

- Nie musisz mi mówić takich rzeczy, nie mam pięciu lat.

- Ale masz zaschniętą krew na twarzy.

Dziewczyna poderwała się jak oparzona, rzuciła Filipowi kolejne wrogie spojrzenie i podreptała wzdłuż salonu, wyłożonego jasnymi, drewnianymi deskami. Gdy wróciła najwyraźniej zapomniała już o tym, że nie jest głodna i rzuciła się łapczywie na jedzenie.

Filip, patrząc, jak szoruje chlebem pod dnie miski, pierwszy raz poczuł się nieswojo we własnym domu. Estera zupełnie nieświadomie wkradła się w jego przestrzeń i nie miała nawet pojęcia, że w jest teraz w takim samym stopniu więźniem, co intruzem. Nie wpuszczał tu nawet Małgorzaty, niestety żadne z miejsc, które znał, nie nadawało się na kryjówkę dla młodej dziewczyny, do tego z rodu Ossów.

Pociągnął solidny łyk ze szklanki, a Estera odstawiła ze stukotem pustą miskę na stół. Wstała i nic nie mówiąc znikła w przyległym pokoju. Po chwili jednak wróciła.

- Moje ubrania są brudne i podarte. Nie mogę w nich spać - oświadczyła niespodziewanie.

Seymer próbował przez chwilę zrozumieć, co Estera do niego mówi.

- Nie mam ubrań - powtórzyła.

Filip wreszcie pokiwał głową i wstał z niechęcią. Nie było go dłuższy moment, a gdy wrócił, trzymał w ręku dwie tuniki, które na Esterze mogły wyglądać jak sukienki.

- Mam tylko to. Jutro coś ci kupię.

- Chce się zamknąć w pokoju. Na klucz, znaczy chcę ustawić swój kod.

- Zapomnij.

- Jestem na obcej planecie! Gdzie niby ucieknę?! Do ogródka?

Seymer pochylił się w jej kierunku.

- To, czemu chcesz się zamykać?

- Bo nie ufam nikomu, kto pije i nie je! Każdy pijak robi właśnie w ten sposób! Myślisz, że nie wiem?

Filip poczuł się, jakby Estera dała mu nagle w twarz i zarazem obnażyła jego długo skrywany sekret.

Małgorzata wielokrotnie nazywała go pijakiem, ale gdy ona mówiła, czyniła to w tak oczywisty, beznamiętny sposób, że nigdy go to nie dotknęło. Teraz słowa wybrzmiały w sposób, który sprawił, że Filip poczuł pod skórą palące uczucie wstydu.

- Nie jesteś tu na wakacjach, a ja muszę mieć na ciebie oko - burknął pod nosem.

Estera nastroszyła się, obróciła się na pięcie i wybiegła do wskazanego wcześniej pokoju. Filip usłyszał trzask drzwi i szuranie szafki, którą najwyraźniej próbowała przesunąć pod drzwi.

- Naprawdę? - krzyknął w jej kierunku i opadł na fotel, dolewając sobie miodowego płynu do kieliszka.

Teraz gdy wszystko ucichło i zwolniło, Filip dostrzegł, że znajduje się w jakimś dziwnym letargu, lub może nawet szoku wypływającym z nagromadzenia bodźców i doświadczeń. Powinien przecież krzyczeć z przerażenia, że jego koszmary przybrały fizyczną formę i zabarykadowały drzwi do sypialni, że goniły go potwory, a ponadto został oszukany. Tego ostatniego, co prawda, się spodziewał, ale i tak, z jakiegoś powodu bolało.

Jego umysł wyłączał się stopniowo niczym przeciążony komputer. Nie próbował już rozumieć czegokolwiek i jedynie dolewał sobie do kieliszka, a jednak z każdym łykiem alkoholu, drobne krople pogmatwanych uczuć, przedostawały się do jego krwiobiegu. Spróbował wstać. Zachwiał się, uderzył o coś i runął boleśnie na podłogę. Nie dał już rady się podnieść. Przewrócił się na lewy bok i twardo zasnął na zimnej podłodze.

Mijały kolejne minuty, zlewające się w godziny.

Żadnych snów, czy koszmarów, tylko cisza.

Nagle poczuł jak ktoś, wyrywa go z przyjemnej, wewnętrznej pustki i ciągnie go za ramię.

Otworzył zmęczone oczy.

- Zoostaaf mnie... Zaraazoo! - jęknął.

- Wstawaj! Jesteś beznadziejny! I do tego okropnie ciężki!

- Zoostaafff- wybełkotał, widząc jak Estera w białej tunice, szarpie jego rękaw.

- Wstawaj! Tak hałasujesz, że nie można spać! Świetny z ciebie strażnik, nie ma co! Mogłabym wyjść niepostrzeżenie i nawet byś nie wiedział! Może zresztą to zrobię, bo mam już ciebie dość! Uderzyłeś mnie, porwałeś, a teraz leżysz na podłodze! Żebyś chociaż cicho leżał! Chrapiesz!

Seymer poczuł nagle zimną wodę na swojej głowie. Estera musiała wylać na niego zawartość stojącej na stoliku karafki. Ocknął się i spróbował wstać, pocierając dłonią mokre włosy.

Dziewczyna wyciągnęła do niego rękę. Sam nie wiedział czemu, ale w końcu złapał się jej i powłócząc nogami, poszedł posłusznie za nią, wprost do sofy. Runął bezwładnie na posłanie z widoczną ulgą.

Estera tymczasem usiadła na ziemi, podciągając nogi i obejmując ramionami kolana.

- Jesteś beznadziejny. Myślałam, że się od tego uwolnię. Mój ojciec też pił i rzucał się na nas z pięściami. Mam nadzieję, że ty taki nie jesteś, w sensie, nie wpadasz w szał.

- Bił ciee?

- Tak. Czasami brałam, co wpadło mi w ręce, kilka rzeczy do plecaka i po prostu uciekałam przed nim. Chyba nigdy na serio, tylko tak, żeby wyjść z domu mimo że, mówiłam sobie coś innego. Nie mogłabym zostawić brata. Nie tak naprawdę.

- Pszeepraszam... że cię udeeszyuem... taam na stacji...

Estera wzruszyła ramionami.

- Przywykłam. Kiedy znaleźliśmy się tutaj, było tak dziwnie, jak we śnie. I wtedy pierwszy raz naprawdę coś nas rozdzieliło, ale go odnalazłam. A teraz? On jest setki tysięcy kilometrów ode mnie! To tylko dzieciak... i jest sam.

Estera zaszlochała cicho i ukryła twarz pomiędzy kolanami.

- Mam nadzieję, że nic mu nie jest - dodała.

Ręka Filipa zsunęła się z kanapy i opadła na kark Estery. Dziewczyna podskoczyła lekko pod wpływem jego dotyku i odsunęła się natychmiast kawałek dalej.

- Jezt z Eleeonoroom. Nic mu nie beendziee, jezt sbyt cenny - wydukał i zamknął oczy. - Tesz miauem kieedyś braata... Muodszeegoo. Płyywaliśmyy... raseem. Po oceaaniee.

- Dlaczego mówisz o nim w czasie przeszłym?

- Nie teeraas... nie zisiaaj. To nie jezt doobraa historia. Nie zisiaaj.

Seymer zaczął mruczeć coś niewyraźnie pod nosem, co zdawało się zupełnie nie mieć już sensu. W pewnym momencie umilkł. Jego pierś unosiła się miarowo, a z płuc wydobywały się głębokie oddechy. Znowu spał.

- Mądry to ty nie jesteś - powiedziała Estera na głos.

Wzięła z pobliskiego fotela futro i w sumie nie wiedząc, czemu to robi, okryła nim Seymera.

- Nie polubimy się - oświadczyła jednak i usiadła w fotelu obok.

Światło w salonie nie wyczuwając ruchu, lekko przygasło, aż wreszcie zupełnie zanikło i Esterę otuliła gęsta ciemność. Burza szalejąca na zewnątrz sprawiała, że mrok wydał się, niczym płynąca smoła. Poczuła się niesamowicie samotna i porzucona, a do tego wszystkiego znajdowała niewiarygodnie daleko od czegokolwiek, co mogłaby nazwać domem. Nie umiała znieść ani tej myśli, ani ciemności, która otaczała ją z każdej strony. Musiała coś zrobić. Wstała i światło ponownie zaczęło delikatnie wypełniać salon. Filip na szczęście dalej twardo spał.

Ruszyła w głąb mieszkania i zaczęła rozglądać się po pokojach. Skoro i tak była uwięziona, to właściwie czemu miałaby nie skorzystać z nadarzającej się okazji?

Dwa następne pokoje były zupełnie puste, leżały tam wyłącznie wzorzyste dywany, w kolejnym znajdował się tylko stolik, niskie pufy i kilka opróżnionych butelek, a w jeszcze innym nieduże łóżko i komoda z ubraniami. Ten ostatni z pewnością był sypialnią Filipa.

Oprócz tego była tu jeszcze mizernej wielkości kuchnia, dość interesująca łazienka ze wbudowaną w ziemię wanną, wypełniona wciąż ciepłą wodą, którą Estera miała już okazję oglądać, oraz zaraz obok, chyba jedyny ładny i solidnie urządzony pokój. Poza uroczym, brązowym biurkiem i wysokimi dziwacznymi przedmiotami w kształcie podkręcanych kolumn, tak jak w salonie stało tam kilka dużych regałów z książkami. Ich widok był dla Estery bardzo pocieszający, bo gdyby nie one, groziłaby jej pewnie śmierć z nudów.

Stanęła przy półkach, przesuwając drobną dłonią po złoconych i skórzanych obwolutach jednak większość tytułów była dla niej zupełnie obca, inne zaś zostały napisane w językach, których nie znała. Jedna książka przykuła jednak jej uwagę.

- Biblia - powiedziała zdziwiona. - Co ona tutaj robi?

Sięgnęła ręką po książkę i gdy tylko ją wyciągnęła, poczuła, że coś jest nie tak. Nie zgadzał się ani ciężar, ani struktura tego, co trzymała w ręku. Co gorsze papier wydał z siebie dźwięk i w tym momencie, Estera wypuściła przedmiot z dłoni. Książka uderzyła z łoskotem o drewnianą podłogę i... prawie się otworzyła.

Estera, aż przycupnęła i zamarła z wrażenia. Jej oczy wypełniły nanity, a ukryty zamek ostatecznie odskoczył.

Wewnątrz tej niezwykłej skrytki znajdowały się dwie przegródki, a w każdej z nich kilka połyskujących, niebieskawych płytek oraz inne drobne przedmioty. Ukucnęła i wzięła cienki, błękitny kafelek do ręki. Był płaski i gładki, ale postać namalowana wewnątrz jakimś cudem została oddana w trzech wymiarach i można ją było obejrzeć dosłownie z każdej strony.

- Zdjęcie - szepnęła zaskoczona.

To, które trzymała w ręku, przedstawiało kobietę o ciemnych kręconych włosach, obejmującą około dziesięcioletnią dziewczynkę. Ładna, dojrzała, o migdałowych oczach i przyjemnej, pełnej zadumy twarzy, uśmiechała się delikatnie, podczas gdy dziecko na jej kolanach spoglądało przed siebie z naburmuszoną miną. W tej samej przegródce nie wiedzieć czemu tkwił kamień przewiązany czerwoną wstążką i dwa złote pierścionki: nieduża damska obrączka z cytrynowym oczkiem oraz męska, ale bez kamyka.

Estera zaczęła przyglądać się pierścionkom i zastanawiać się, czy to znaczyło, że Filip miał kiedyś żonę, a może nawet i dziecko? Po co inaczej byłoby mu coś takiego? Tylko w takim razie, gdzie ta kobieta jest teraz? A dziewczynka?

Pomyślała nagle o butelkach leżących w drugim pokoju i poczuła, że w gardle urosła jej wielka gula.

Odłożyła delikatnie przedmioty, modląc się, by nie miała racji, bo wówczas spokojnie mogłaby się dalej na niego wściekać.

Zajrzała do środka drugiej przegródki.

To było zupełnie coś innego, kilka srebrnych okrągłych przedmiotów i trzy obrazki, wykonane tą samą techniką, ale tak skrajnie różne od tego pierwszego zdjęcia, że chyba tylko chęć skorzystania ze skrytki, zmusiła Filipa, by je tutaj umieścić.

Wszystkie przedstawiały dwóch, obejmujących się mężczyzn w młodym wieku, a trzecie nawet...

- Bleee - parsknęła Estera. - Obleśne.

Nie zdążyła jednak odłożyć zdjęcia na miejsce, bo dosłownie wyparowało z jej dłoni.

Ze zdziwienia zamrugała oczami. Nagle usłyszała chrząknięcie.

Filip stał wprost nad nią, chwiał się lekko i wyglądał mniej więcej tak, jakby zastanawiał się, czy ma się wściekać, czy jednak być pod wrażeniem.

- Szukałam czegoś do czytania - wyjaśniła.

- Trzeba było wziąć jakąś powieść - zironizował Filip. Jego głos był pełen lodowatej wrogości.

- Trzeba było tego nie chować w tak oczywistym miejscu.

Seymer nie odpowiedział. Schylił się, wyciągnął pozostałe wymiarowe obrazki z drugiej skrytki i schował je do kieszeni spodni. Zamknął szkatułkę i odstawił z powrotem na regał.

- Uwierz mi, to najbezpieczniejsza skrytka w tym mieście, otworzyłaś ją tylko dlatego, że jesteś konstruktorką. Poza tym żyłaś w innych czasach i nie patrzysz na to tak jak reszta - powiedział wreszcie nadwyraz spokojnie, jakby zdecydował, że jednak nie będzie krzyczeć. - Żaden Nizzaryta nigdy nie weźmie do ręki Biblii, Koranu, ani Tory, to byłby nieczysty akt.

- Czemu?!

- Bo stare religie zrodziły nowe, a te uznały się za lepsze i doskonalsze. Dla Nizzaryty pierwsze księgi ludzkości to wybrakowana wiedza, która może sprowadzić na manowce.

- Dlaczego? Co ich to w ogóle obchodzi?

- Religia Nizzarytów narodziła się na Węglowych Ziemiach wśród przesiedleńców ze wschodnich kolonii i z Ziemi. Mieli niewiarygodnie trudne warunki do życia, a w takich okolicznościach zawsze pojawia się potrzeba czegoś, co będzie spajało daną społeczność. Znaleźli się wśród nich nowi prorocy i połączyli w jedno wszystko, co prezentowały obecne w tych odległych koloniach wspólnoty, tym samym dając im to, czego potrzebowali. Musisz zrozumieć jedną rzecz: dzisiaj kolonie nienawidzą Nizzarytów i mają ku temu powody, ale kiedyś to oni byli tymi uciskanymi. Obwiniali za to dawne religie, więc odrzucili stare wierzenia, utożsamiając je ze swoim parszywym, trudnym losem.

- A ty? Mieszkasz na Junonie, jesteś Nizzarytą?

- W połowie, jednak nigdy nie przyjąłem tej wiary. Moja matka pochodziła z Ziemi i była starowierczynią, a dokładniej prawosławną chrześcijanką, bo starowiercy są bardzo podzieleni. Ona mnie wychowała, ojciec był na tyle ustępliwy, że na to pozwolił. Religia go nie interesowała. Uważał to wszystko, za bzdury i zabobon. Zresztą miał rację. To tylko puste słowa.

- Eleonora opowiadała mi o Signorii i o starowiercach. Mówiła, że jeden z Dożów zagarnął dla siebie Bazylikę świętego Piotra na siedzibę, bo skłócone odłamy nie mogły dojść do porozumienia, a teoretycznie każdy z nich miał tam jakieś prawo...

- Tak, masz rację i niestety dlatego nie mieliśmy z Nizzarytami szans. Oni są jednością, my już od dawna, nie. Religia dawnego imperium również praktycznie upadła.

Estera kiwnęła głową.

- Mogę korzystać z książek?

- Teraz mnie pytasz? Już sama sobie dałaś pozwolenie.

- Przepraszam... Mogę?

- Możesz, tylko uważaj na nie. Te papierowe są dzisiaj bardzo drogie.

- Dzięki. W ogóle to myślałam, że na mnie nakrzyczysz.

- Miałem na to ochotę, nie przeczę.

- I już się nie bełkoczesz.

- Jestem jeszcze pijany. Do rana ze mnie zejdzie. Przykro mi, ale taki jestem. Nie obiecam ci, że to się nie powtórzy.

- Ta kobieta, na zdjęciu...

- Dość - przerwał jej twardo Filip. - Idź spać. Już. Musisz być zmęczona.

Estera nie zaprotestowała, zacisnęła usta i wychodząc, obejrzała się przez ramię na Filipa.

Usiadł przy biurku, chowając głowę w dłoniach. W gardle Estery znowu pojawiła się dziwna gula.

Przemknęła przez korytarz i gdy znalazła się w pokoju, rzuciła się wreszcie na łóżko. Zasnęła praktycznie natychmiast.

Śnił się jej przesypujący się pod stopami złoto-czarny piasek oraz postać w błękitnej szacie. Patrzyła na nią z góry, a jej zakrywający twarz szal łopotał na wietrze, w spiekocie wywołanej blaskiem dwóch słońc.

Wyciągnęło szarą rękę. Szeptało... Wołało ją. I było blisko.

***

Eleonora wpatrywała się w martwego, pogruchotanego potwora, powykręcanego w kilku miejscach. Wyglądał przez to niczym stare, skarłowaciałe drzewo, anormalne i przeżarte nieznanymi ludzkości okropnościami. Zniekształcony przez upadek, wydawał się jeszcze straszniejszy i szpetniejszy niż wcześniej. Resztki spadającej na Ziemię stacji kosmicznej pociągnęły go za sobą, zaś grawitacja dokonała reszty. Nawet on nie mógł przeżyć czegoś takiego. Jego wciąż otwarte ślepia były niczym oczy martwej, gigantycznej ryby, w których odbijała się twarz konstruktorki.

Zwłoki odnaleziono na plaży, w pobliżu tropikalnego lasu, z którego dochodziły teraz żałosne śpiewy ptaków oraz utyskiwania ssaków, zalęgłych w murach dawnych domów i starożytnych świątyń. Zapach nieznanego stworzenia burzył ich spokój, wprowadzał stan niezdrowej paniki.

Intensywna woń wilgoci świadczyła o tym, że do tego wszystkiego zbliżał się silny sztorm.

Eleonora czuła namagnetyzowane gwałtowną energią powietrze. Tego poranka wszystko wydawało się przeżarte okropnościami oraz strachem i tylko jeden wniosek był na razie pozytywny.

Można było to zabić.

Uniosła ciężki łeb w obie dłonie i spojrzała na roztrzaskaną czaszkę. Skóra istoty zdawała się gładka, śliska i zwarta, przez co wyglądała teraz jak zapadnięta skorupka jajka.

- Czym jesteś? - szepnęła.

Matylda poruszyła się niespokojnie za jej plecami, nie wiedząc do kogo, skierowane było pytanie.

- Jesteś takim samym potworem, jak ja? Ktoś cię stworzył, tak jak mnie? Może to był ten sam człowiek, co? Nie powiesz mi?

Konstruktorka wypuściła z rąk paskudną głowę, która z łoskotem uderzyła o grunt, odbiła się od ziemi i ułożyła pod nienaturalnym kątem, pogłębiając wrażenie horroru. Zwłoki zaczynały cuchnąć, mimo że były całkiem świeże, ale co gorsza, nawet owady stroniły od takiego posiłku, trzymając się z daleka. To był kolejny zły znak.

- Jak chłopiec, jak Adam? - zapytała nagle Eleonora, odwracając się od truchła. - Jak on się czuje?

- Dobrze - mruknęła Matylda, nie mogąc oderwać oczu od zwłok potwora. - Przestał wymiotować i pyta się o siostrę. Nie wiem, co mam mu powiedzieć.

- Nie strasz go, to z pewnością nam niepotrzebne. Powiedz mu, że uciekając, rozdzieliśmy się i Estera z konieczności poleciała z naszym przyjacielem. Niech się czuje bezpiecznie, przekaż, że siostrze nic nie jest. Jak tylko będę mogła, sama go o tym zapewnię.

- A skąd wiesz, czy rzeczywiście tak jest i Estera jest cała? Skąd ta pewność, hę?

- Widziałam, jak ich statek odlatywał, musieli dać radę. Zresztą nie proszę cię, żebyś mówiła prawdę. Powiedziałam, że chłopiec ma czuć się bezpiecznie.

Eleonora uniosła nieznacznie dłoń, która odruchowo powędrowała do jej szyi, a następnie wymacała palcami naszyjnik. Medalion Izabeli, kompletny i bezcenny mienił się blaskiem tysiąca gwiazd, połyskując na jej obojczyku.

- Wiesz, co to oznacza? - zapytała Matyldę, zerkając na wisiorek.

- No, niby co?

- Mogłabym je wskrzesić i to nawet teraz. Mam Adama i medalion, a plan, który sama porzuciłam i tak się wypełnił. Izabela byłaby bardzo szczęśliwa - głos Eleonory, gdy wypowiadała pojedyncze słowa, drżał od z trudem skrywanych emocji.

- Nie brzmisz jak ktoś, kto świętuje zwycięstwo.

- Bo to się nie uda. A przynajmniej ja tego nie zobaczę - powiedziała prędko, na jednym wydechu. - Widziałam ścieżki czasu, Matyldo. Umieram w prawie każdej z nich. Ginęłam już setki razy, czując wszystko, nawet ulgę w śmierci po torturach. Widziałam, jak ostrze zatapia się w moich mięśniach, przeżywałam ten ból wielokrotnie. Była tylko jedna, jedyna linia, która dawała mi szansę. Kiedy mój koniec przyjdzie, musi być przy mnie Estera. Przy mnie, a nie w rękach Seymera.

Matylda otworzyła usta, chcąc zadać jakieś pytanie, ale zaraz zamilkła, słysząc, że siostra dalej mówi.

- Dlatego chciałam dać Filipowi właśnie chłopca. Mogłam to zrobić i wtedy może by się udało, ale bałam się, że w takim stanie jego krew zanieczyści medalion, albo on sam umrze. Nie chciałam go zabić. To również jest Ossa, a poza tym nie miałam żadnej gwarancji tego, co się wydarzy. Widziałam tylko swoją śmierć i drobne fragmenty zdarzeń. Liczyłam na szczęście. Teraz nie ma już znaczenia, co zrobię. Mam wszystko i jednocześnie przegrałam. Pocieszam się tym, że może nie do końca jestem takim potworem, skoro nie umiałam poświęcić Adama. Nasz ojciec by się nie wahał.

Eleonora stała sztywno, wpatrzona w rozkładającego się trupa. Po tej wypowiedzi wyglądała, jakby uszła z niej wola życia i naprawdę już się poddała. Ten widok był dla Matyldy, prawie że szokujący.

- Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?

- Nie wiedziałam, jaki to będzie miało wpływ na wydarzenia. Tak jak mówiłam, liczyłam na szczęście - powtórzyła i poruszyła się wreszcie, obchodząc truchło z prawej strony i sunąc po nim ręką. - To i tak bez znaczenia.

Przystanęła i trzymając dłoń na potrzaskanej skorupie, zamknęła oczy. Czuła się pusta, bezpłodna i martwa, ale ku jej udręce miejsce, które wcześniej zajmowała nicość, powoli wypełniało dotkliwe poczucie porażki wymieszanej z czymś dotychczas jej nieznanym: wrażeniem, że znalazła się w mrocznej studni. Jak wydobyć się z takiej otchłani, odepchnąć od dna? Czy to w ogóle było możliwe? Reszta jej życia miała być już wyłącznie męczarnią, agonią w bólu i oczekiwaniem na koniec. Świadomość własnej śmiertelności była niewiarygodnym przekleństwem.

- Wymień medalion na dziewczynę - powiedziała nagle Matylda. - Po co Seymerowi sama Ossa?

- Co? - zapytała Eleonora, otwierając oczy.

- Jeśli ty zginiesz, to co nam zostanie? Izabela wtedy naprawdę ruszy z Rubieży, poszczuje tę swoją hołotę na Układ. Jeśli wszystko przejmie ojciec będzie jeszcze gorzej. A Edward? Wiesz, jaki on jest, ktoś sprytniejszy, od choćby Seymer, prędko go oszuka i zabije, jego siostra ponoć jest taką samą miernotą.

- To brzmi, jakbyś namawiała mnie do zdrady...

- Wielka mi rzecz, po tym, co już zrobiłyśmy! - Wzruszyła ramionami. - Walcz, weź sprawy w swoje ręce. Nie uwierzę, że po prostu się poddałaś!

- A co powiem Izabeli, jeśli oddam medalion Seymerowi?

- Wolisz umrzeć niż skłamać siostrze?

- Jeśli go oddamy Seymerowi, to pewnie go zniszczy. Wszystko pójdzie na nic. Może trzeba go jednak dać Adamowi... Teraz.

- Adam jest dzieckiem i wciąż nie może stać się konstruktorem, jeszcze przez dwa pełne ziemskie obroty. Nie bądź głupia, zaryzykuj. Bo inaczej, po co to wszystko? Sami Ossowie też są coś warci, może warci o wiele więcej niż medalion. To tylko zapis pozwalający tym czymś sterować, ale jeśli jeszcze coś przetrwało, to oni są kluczem do wszystkiego.

- Co twoim zdaniem mam jeszcze zrobić?

- Ossowie będą cię słuchać. Uratowaliśmy ich, oni nam ufają, a przynajmniej chłopiec. Ci, którzy cierpieli pod rządami Pani Miast, nas poprą, nie musimy mieć starożytnych potworów, wystarczą nam oni - stwierdziła Matylda.

Eleonora spojrzała na nią, jakby dostrzegła ją pierwszy raz w życiu. Wzmógł się wiatr. Szaty obu kobiet zaczęły trzepotać niekontrolowanie. Zapach rozkładu również stał się silniejszy.

- Może i masz rację. Na razie musimy jednak przede wszystkim ukryć Adama.

- Czemu?

- Będziemy musiały się udać do leża Pani Miast. Seymer będzie pewnie chciał grać na swoich warunkach, a poza tym czeka nas ślub Małgorzaty.

- Ach... No tak. A co z tym? - zapytała, wskazując na zwłoki.

- To? Wyślij je ojcu.

- Coo?!

- Jeśli to on, niech zacznie się martwić, że wiemy. W innym wypadku może się nam przydać, jeśli się zaciekawi, może nam podsunąć jakieś rozwiązanie.

Matylda pokiwała głową.

- Myślisz, że może ich być więcej?

- Nie ma pewności, czy to ta sama, która nas ścigała. Estera i Adam widzieli ich sporo więcej na Węglowej Ziemi. Tam są chłodne, podziemne korytarze, prawie wszystkie nizzaryskie domy budowało się niegdyś pod ziemią. One najwyraźniej lubią wilgoć i mrok. Wydają się odporne na każde warunki, nie potrzebują nawet oddychać, a jednak musiało być coś takiego w promieniowaniu tamtejszej gwiazdy, że trzymało je z dala od powierzchni. Która to mogła być era? Jaki moment w czasie? Przecież teraz Węglowe Ziemie są zamieszkałe. Może te stworzenia powstały całkiem niedawno? Może zaprojektowano je na zlecenie Pani Miast?

- Albo zrobił to Mirza - dodała Matylda.

- Albo Mirza. - Zgodziła się Eleonora. - Wyślij to, czym prędzej. Zobaczymy, jak zareaguje, wtedy przynajmniej na część pytań znajdziemy odpowiedzi. Oby nie zaczęły się rozpleniać po Układzie jak głodne szczury. Trzeba je wyciąć w pień, póki jest to możliwe.

- To może nie być łatwe. Widziałaś to, prawda?

- Co masz na myśli?

Matylda zbliżyła się do truchła i również dotknęła je ręką.

- One są jakieś dziwne. Żyją w próżni. W kosmosie panuje przecież słoneczne promieniowanie i nawet wahania temperatur są olbrzymie, nie ma tlenu, ani niczego innego. Jeśli ich skóra jest jak skafander, to ja mogę to jeszcze zrozumieć, ale jak one oddychają?

- Między wymiarami także się nie dusiły - potwierdziła cicho Eleonora. - Ale tam pozostałe warunki zdawały się dość obojętne. Za to w próżni wszystko jest zabójcze...

Eleonora przykucnęła obok, drobinki białawego piasku lepiły się do jej butów i długiego płaszcza. Spojrzała na masywne ciało potwora.

- Wygląda jak owad - rzekła.

- Nie da się ukryć - zironizowała Matylda.

- Na Ziemi istnieją grzyby, które mogą przejąć kontrolę nad martwym owadem. Może coś takiego ma tu miejsce? Grzyby są odporne, a otoczone takim ciałem...

- Sugerujesz, że one są zdechłe?

- I posłuszne woli tego, który pociąga za sznurki. Czarne kukiełki z olbrzymich, wypatroszonych w środku mrówek.

- I dalej chcesz to wysłać ojcu?

Eleonora wahała się przez chwilę, jakby rozważała na szybko różne opcje.

- Tak - orzekła. - Jeśli to on, pokażemy mu, że się przeliczył, a z jego pytań można wiele wywnioskować.

- Co powiemy Edwardowi? Herodiadę szlag trafił, on chyba jeszcze nie wie.

Eleonora wzruszyła ramionami.

- Przecież nas tam nie było. No ale chyba znalazłyśmy i ubiłyśmy winowajcę, czyż nie?Niestety mamy dużo gorszy problem niż potencjalne niezadowolenie Edwarda.

- Niby jaki? Poza tymi, które już mamy?

- Jeśli Estera nie będzie trzymała języka za zębami, to Seymer się dowie o Adamie. Nie mam pojęcia, co wtedy zrobi.

- Myślisz, że mógłby go chcieć zabić?

- Jego, ją albo oboje naraz.

- Ona już może być martwa - powiedziała i nagle uświadomiła sobie, że znaczyłoby to, że również dla Eleonory nie ma już nadziei.

- Przepraszam - dodała szybko, ale konstruktorka machnęła ręką, jakby odganiała muchę.

- Nie, jeszcze nie. Teraz potraktuje ją jak kartę przetargową i będzie tak myślał, póki Estera nie powie mu o Adamie. Później... Nie wiem, co zrobi. Muszę przesłać mu jakoś wiadomość i to prędko. Odpuszczę, jeszcze tym razem. Masz rację. Chcę żyć.

Eleonora chwyciła ponownie za medalion. Znowu poczuła przejmującą pustkę, jakby wszystko, co kiedykolwiek sprawiało jej radość, nagle rozmazało się, było już tylko i wyłącznie wspomnieniem.

Odeszła na kilka kroków zostawiając Matyldę za sobą. Poczuła wilgoć wody na twarzy. Zaczynał się sztorm. Nadciągała zawierucha.

Filip, Estera, Adam i śmierć. Znowu myślała o Filipie. Ten człowiek nie powinien się zdarzyć. Nie w taki sposób. A mimo wszystko zaczął przekradać się przez góry bólu wprost do jej duszy. Właśnie teraz, w tym konkretnym momencie, tu na tej plaży, wreszcie to zrozumiała. Wsiąkał jak trucizna, jeszcze gorsza niż jej własna.

Utworzyła usta.

- Nie musisz mnie kochać. Wystarczy, że nie będziesz mnie nienawidzić - szepnęła wprost w kierunku gęstniejącego, tropikalnego lasu i zastygła wsłuchując się w lament ptaków.

Continue Reading

You'll Also Like

59.5K 3.7K 50
Gdy zagubiony nastolatek przypadkiem myli numery... jego życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni.
10.7K 412 35
Strefa. Nastolatkowie są w niej zamknięci. Niektórzy nawet 3 lata. Do tych najstarszych zalicza się osiemnastoletni Newt. Od zawsze szczęśliwy i uśmi...
14.6K 871 54
Dziś w Show TV odwiedzi nas cudowny tancerz, cudowny muzyk, cudowny piosenkarz UWAGA zapraszam do mnie Michaela Jacksona !!! Kurwa przecież to ten Mi...
1K 61 26
Sami zobaczycie TW Anoreksja Depresja