Poemat letniej tęsknoty || W...

By nahbabe

818K 15.9K 6.1K

Kombinować, by przeżyć - tą zasadą dotychczas kierował się Tristan. Jego życie przewróciło się do góry nogami... More

Poemat letniej tęsknoty
I. PAMIĘĆ NIESTETY DOSKONAŁA
II. BETONOWA RZECZYWISTOŚĆ
III. DZIEL I RZĄDŹ
V. SZTUKA KONTAKTU WZROKOWEGO
VI. MIĘDZY WIERSZAMI

IV. NIE WIDZĘ, NIE SŁYSZĘ, NIE MÓWIĘ

26.7K 2K 457
By nahbabe

TRISTAN

Wystawiłem twarz ku słońcu. Delikatny wiatr przeczesywał mi włosy, które kolejny raz zdążyły mi odrosnąć. Zamknąłem oczy, pozwalając, by spokój oblał mnie z każdej możliwej strony. W takich chwilach wyobrażałem sobie, że jestem na plaży, stojąc przy brzegu i nasłuchując fal oceanu.

– Małolat, długo będziesz spuszczał się nad tą sztangą? – Usłyszałem za sobą głos Nate'a.

Rozchyliłem powieki. Ocean zniknął. Betonowe akwarium z widokiem na zachmurzone niebo. Cholera, prawie zapomniałem, że byliśmy na siłowni.

Nawet, kiedy skończyłem dziewiętnaście lat, wciąż mówiono do mnie „małolat", bo tak im się przyjęło.

– Sorry, odcięło mnie.

Wykrzywił usta w grymasie, jednak niczego nie powiedział. Zasadniczo to mało mówił, ale nie był taki zły, jak myślałem. Miewał migreny, na które nie dostawał żadnych leków przeciwbólowych, a przez które zdarzało mu się nie sypiać w nocy. Brak snu i tępy ból wywoływał w nim agresję, którą odreagowywał na strażnikach, gdy ci nie dawali mu spokoju, o który prosił. Cóż, może słowo „prosił" było tu odrobinę nad wyraz. Pisał nawet skargi do administracji, ale jak dotąd nieustannie spotykał się z odmową.

Sprzęt do ćwiczeń był przestarzały, zardzewiały, miejscami reperowany przez więźniów, ale nie było na co narzekać. Otrzymałem przywilej przychodzenia tu na godzinę dziennie i nawet, jeśli miałbym gapić się w niebo przez metalowe siatki nad głowami, to wszystko było lepsze niż siedzenie w celi.

– Możesz mnie asekurować? – Kiwnął na mnie brodą.

– Pewnie.

Zbliżył się do więźnia wyciskającego na ławce, złapał za sztangę i odłożył ją na miejsce.

– Stary, ja tu ćwiczyłem! – narzekał, podnosząc się do siadu.

– Dobra, typie, wypierdalaj. – Przegonił go ruchem ręki.

Osadzony popatrzył to na niego, to na mnie i z nietęgą miną ustąpił mu miejsca. Nate ułożył się na ławce, oplótł pięści wokół sztangi, po czym wyparł ją w górę z niskim jękiem. W pewnym momencie zmarszczył na mnie brwi.

– Co ci? – Jego wzrok się wyostrzył. – Masz minę jakby pies ci nasrał na mordę.

– Chyba jestem spięty. – Wzruszyłem lakonicznie ramionami. – Wiesz, idę jutro do pracy.

– Dali ci przepustkę? – Uniósł brwi.

– No, do remontówki.

– To chyba git, co? – Zerknął na mnie na ułamek sekundy.

Pot zrosił mu czoło, gdy co rusz podnosił ciężar i zginał ramiona w łokciach. Pilnowałem, by nie opuścił sztangi na siebie.

– Prawdę mówiąc, wszystko jest lepsze niż siedzenie tutaj.

– Na mnie kluczowa dupą się wypięła. – Cisnął kolejną serię. – Ale moja narzeczona jutro przychodzi. Zobaczę dzieciaka pierwszy raz od pół roku. – Przeniósł spojrzenie na mnie. – Masz szczęście, nie spierdol tego.

Szczęście było kwestią względną, a właściwie ostatnim, co mogłem mieć. Ale nie narzekałem tak długo, jak sytuacja się nie komplikowała.

Rok odsiadki za mną.

Całe trzysta sześćdziesiąt pięć dni.

Zostały jeszcze trzy lata. Edgar powiedział, że jeśli wiesz za ile wychodzisz, to ilość tych dni napełnia cię motywacją przetrwania do zobaczenia tego, co znajduje się na zewnątrz. Nate kazał mi jednak liczyć się z tym, że czasem dzień wyjścia wcale nie oznacza wyjścia, może się przedłużyć, albo dorzucą mi coś, co zmusi mnie do pozostania pośród murów.

– Osadzeni pod ścianę, wracamy na blok – zarządził strażnik.

Nauczyłem się nie działać na przekór, wiedząc, że to nie zadziała na moją korzyść. W końcu byłem w więzieniu, nie w przedszkolu.

Ustawiłem się w szeregu i splotłem dłonie za plecami.

– Osadzony – warknął klawisz. – Powiedziałem: pod ścianę.

– Zaraz kończę – wycharczał Nate.

– Osadzony, nie wkurwiaj mnie, bo poleci dyscyplinarka.

– Pożal się mojej starej – prychnął, co rusz podnosząc i obniżając sztangę. – Koło chuja mi lata twój raporcik.

Nie wychylałem się. To była jego sprawa. Edgar nauczył mnie, by nie wciskać nosa tam do spraw, które nas nie dotyczą.

– Osadzony! – ryknął strażnik, czerwieniejąc ze złości.

– Kurwa, nic człowiekowi nie można, jakby to komuś szkodziło. – Metal zgrzytnął, gdy odstawił ciężar na miejsce. – Popełniasz błąd, człowieku.

Kropelki potu spływały po jego twarzy jak łzy. Przetarł czoło przedramieniem, po czym wcisnął się między mnie a innego osadzonego. Musiał posłać mu piorunujące spojrzenie, bo facet pokornie powędrował na koniec szeregu.

Mundurowy prześledził wzrokiem twarze każdego z nas. Po podliczeniu wszystkich, strażnik otworzył drzwi do bloku. Szliśmy jeden za drugim, każdy prowadzony do swojej celi.

Edgar grał w pojedynkę w warcaby, co rusz zaciągając się papierosem. Czajnik grzał się na agregacie. Henry golił się nad umywalką. Zasiadłem naprzeciwko najstarszego kolegi i kiwnąłem mu głową.

– Kutafon walony, widziałeś go?! – Nate wyrzucił dłoń w stronę krat. – Będzie mi mówił ile mam cisnąć. Rozłupałbym mu łeb jak orzecha.

Edgar nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, zanim przeniósł go na chłopaka, który chodził podminowany od ściany do ściany. Starzec sięgnął ręką pod materac, po czym sugestywnie pomachał paczką szlugów w powietrzu.

– Masz – zaoferował. – Siądź, walnij sobie w płuco – mówił spokojnie. – Po co ci kłopoty? Jutro twoja dupa przychodzi, a ty się pakujesz w izolatkę?

– Nie mogę patrzeć na facjatę tego sukinkota, bo mnie roznosi, no mordo – warknął sfrustrowany i przysiadł na pryczy.

Wsunął papierosa między wargi i rozpalił go przy użyciu zapałki.

– Jeszcze dwa lata ci zostały, chłopaku. – Henry poklepał Nate'a po karku. – Do babki wyjdziesz, do dzieciaka. Nie wkopuj się w żaden meksyk.

Wiedziałem, że siedział za posiadanie więcej niż uncji zioła, ale przyklepali mu pobicie. Chodziły plotki, że był z gangu, ale oficjalnie nie słyszałem tego z jego ust.

Nieważne za co tu trafiłeś, wszystkich traktują jednakowo: możesz siedzieć w jednej celi z mordercą, który zarżnął swoją żonę, podczas gdy ty odbywasz wyrok za głupie włamanie. Najważniejsze było jednak sprawowanie: więzienie cię nie rehabilituje. To ty musisz zdecydować, czy chcesz się zmienić.

A ja chciałem. Naprawdę chciałem. Miałem dla kogo się zmienić.

– A ty, małolat? – Edgar kiwnął na mnie palcem. – Dostałeś tę fuchę?

– Dostałem. – Oblizałem spierzchnięte wargi. – W remontówce, poza blokiem.

– No! – Klasnął w dłonie z dozą zadowolenia. – Dzielny chłopak. Fuchę w łapie zgarniesz, a no i robotę po kiciu.

– Ile tam dają mamony? – Henry wyłączył grzałkę, zgarnął czajnik i zalał kubek z kawą.

– Sto dolców na miesiąc, resztę zabierają mi z góry.

– O, to lepiej niż tutaj – gwizdnął. – Dobrze, dorobisz sobie na coś w kantynie.

– No, na te gówniane szampony z wodą za piątaka albo pastę do zębów o smaku sedesu – prychnął Nate. – Dymają nas na czym tylko się da.

Zgodziłem się z nim. Cóż, nie dało się ukryć. Czasem łatwiej było się z kimś czymś wymienić niż kupować szajs na kantynie.

Po prysznicu i zakończonym liczeniu, przyłączyłem się do Henry'ego w oglądaniu meczu w sali telewizyjnej. Pozostali więźniowie przeżywali każdy ruch rugbistów, wykrzykując komendy na lewo i prawo niczym trenerzy z prawdziwego zdarzenia. Henry zasysał powietrze, gdy chłopakom nie wychodziło. Ja siedziałem cicho, krzyżując nogi na krześle i skubiąc słonecznik.

W części wspólnej nie widziałem Nate'a, co było dziwne, bo jak dotąd nie opuszczał żadnego meczu. Odłożyłem paczkę na krześle, posłałem koledze znaczące spojrzenie, po czym minąłem się ze strażnikiem.

Korytarz był pusty, nie licząc gości przy automatach, którzy wykupowali piosenki na odtwarzacze i tych, którzy podtrzymywali porządek, by zająć czymś głowę.

Przechodziłem przez skrzydło części wspólnej, gdy usłyszałem znajomy głos.

– To jest w cholerę trudne, wiesz? – mówił niemal szeptem. – Jakbym cię jutro nie widział, to chyba bym rzucił się na kark.

Ściągnąłem ku sobie brwi. Rozejrzałem się dookoła, zanim pokonałem krok. Kafelek zazgrzytał mi pod butem. Nate odwrócił się gwałtownie, omal nie wypuszczając czegoś z ręki. Zorientowałem się, że trzymał mały, klawiszowy telefon.

– Małolat, kurwa! – ryknął, choć zdał sobie sprawę, że odrobinę za głośno.

Wzniosłem dłonie w obronnym geście.

– Luz, stary.

Zbliżył się podminowanym krokiem, wymachując rękami w powietrzu, choć zatrzymał je centymetry od mojej twarzy.

– Jak mnie podjebiesz...

– Prędzej zdechnę – zapewniłem go. – Nic nie widziałem.

Nakablowanie na gościa, dzięki któremu miałem zapewniony spokój na bloku to ostatnie, czego bym się dopuścił. Ta opcja w ogóle nie przeszła mi przez myśl. Po tej stronie muru musieliśmy trzymać się razem, a mimo tego klawisze podejmowali próby nastawienia osadzonych przeciwko sobie.

Nate przeczesał palcami krótkie włosy. Pospiesznie wyjął kartę sim i skrył ją w kieszeni. Podszedł do kibla oddzielonego od reszty półmetrową ścianką, po czym schował telefon głęboko z tyłu. Zerknął na mnie przez ramię, burząc się jeszcze bardziej.

– Nie gap się – wycedził.

Nie odpowiedziałem. Rozejrzałem się wokół, zanim mój wzrok spoczął na koledze.

– Musiałem ją usłyszeć – wydobył z siebie ponurym głosem. – Człowieku, pół roku jej nie widziałem. Bania mi siada. – Przycisnął palce do skroni dla podkreślenia tych słów. – Jutro ją zobaczę. Ją i małego.

Odchrząknąłem. Ja nie widziałem babci od roku, ponieważ nie chciałem, by narażała się na przychodzenie do takiego miejsca. Wysyłała mi paczki i listy, a to w zupełności mi wystarczyło. Przynajmniej na razie.

– Opłaciłem gościa, w zamian za cztery skuny dał mi kartę i aparat. – Wbił spojrzenie w moją twarz, jakby wyczekiwał reakcji. – Mordo, nie rób mi kłopotów.

Gdybym go nienawidził, miałbym na niego mocnego haka, mógłbym z łatwością go sobie podporządkować tak, jak robili to inni na oddziale. Zamiast tego, po prostu wymazałem to z pamięci.

– A wy tu czego? – Donośny głos za moimi plecami przyprawił mnie o spięcie mięśni. – Osadzony, co ty znowu odpierdalasz?

Wiedziałem, że mówił do Nate'a, a mimo tego poczułem, jak dzisiejszy obiad podszedł mi do gardła.

– No weź, strażnik – brzmiał bardziej na znudzonego niż spiętego. – O dupach gadamy. Młody się zabujał, rady mu daję jak bratu.

Klawisz zmrużył powieki, biorąc jego słowa pod lupę. Wtem przeniósł oczy na mnie.

– A ty jutro do pracy i już sobie pod górkę robisz? – rzucił kąśliwie. – Spadaj, nie widziałem cię tu.

Doznałem poczucia ulgi. Skinąłem głową. Nate ruszył w moim kierunku, by dołączyć ze mną do wyjścia. Strażnik mocno nim szarpnął, a gdy chłopak miał zamiar go odepchnąć, klawisz trysnął mu gazem prosto w oczy.

– A ty nauczysz się dyscypliny, osadzony – zadrwił, ignorując kaszel i wrzask tego drugiego. – Do mnie się, kurwa, nie szczeka.

Nate padł na kolana. Mały plastik wypadł mu z kieszeni, odbił się od ziemi, aż znalazł się pod moimi stopami. Natychmiast przydeptałem kartę butem. Gość zorientował się, że wciąż stałem tu z nimi.

– Wypad do celi, albo zrobię wam taki kipisz, że żaden z was, kurwa, nie wyjdzie poza blok. – Wycelował we mnie palcem. – Już!

Ledwie byłem w stanie go zrozumieć przez przekleństwa, które padały z ust kolegi. Nate zgiął się w pół na wilgotnej podłodze. Co rusz rozprostowywał i zginał palce, za wszelką cenę trzymając je z dala od oczu.

Jak tylko odwrócił wzrok, schyliłem się po kartę, wetknąłem ją w buta i zawróciłem do wyjścia. Żołądek bojkotował mi ze stresu, a mokry pot oblał mi skronie. Drażniące powietrze zmusiło mnie do kaszlu przez palące gardło, a oczy piekły jak jasna cholera.

Wbiłem do celi, od razu podbiegając do umywalki i odkręciłem kran. Nabrałem wody w dłonie i chlusnąłem nią sobie w twarz.

– Co jest? – Edgar zerwał się ze stolika. – Co zrobiłeś, małolat?

– Klawisz potraktował Nate'a gazem, byłem tam z nim – odparowałem, przenosząc spojrzenie na starca. – Zemścił się na nim za akcję na siłowni.

– Skurwysyna jak kiedyś zgnoję to się nogami nakryje. – Powstrzymał się od uderzenia ręką w łóżko. – Myśli, że jest szeryfem tego pierdolnika, zasrany beret.

– Sprowokował go. – Przetarłem twarz koszulką. – Wiedział, że jutro ma widzenie. Po złości mu gazem po oczach pierdyknął.

– Ja walę – burknął Henry.

Strażnik otworzył celę. Nim zdążyłbym się odwrócić, Nate padł tuż przy moich stopach. Wsparł się na kolanach i jęknął boleśnie.

– Waruj tam, kundlu – zadrwił mundurowy, zanim zatrzasnął kraty i zniknął nam z oczu.

Wraz z Edgarem dźwignęliśmy chłopaka na jego łóżko. Miał napuchnięte oczy, twarz mokrą od łez i smarki pod nosem.

– Kurwa, jak to piecze – dyszał ciężko.

Henry ujął jego brodę w dłoń, po czym oblał mu oczy mlekiem z butelki.

– Niedługo przestanie – zapewniał go. – Bierz głębokie wdechy, to minie.

I minęło, choć może nie od razu. Jak tylko przestał być czerwony jak burak, a jego oczy wróciły do w miarę normalnego stanu, podniósł się ostrożnie do siadu. Spojrzał na mnie, ale niczego nie powiedział. Wsunął dłoń do kieszeni, a później do drugiej. Wyglądał na spiętego.

– Kurwa, nie mam jej. – Zaczął rozglądać się dookoła. – Wypadła mi? Kurwa!

– Ciszej – skarcił go Edgar.

Sięgnąłem do buta. Wysunąłem z niego kartę, po czym wystawiłem dłoń do Nate'a. Jak tylko wyciszył panikę, nawiązał ze mną spojrzenie. Szczęka niemal opadła mu na podłogę. Wrócił spojrzeniem do karty, biorąc ją ostrożnie między palce, jakby była wykonana ze skorupki.

– Małolat... – Ramiona mu opadły.

Złapał mnie za kark i złączył razem nasze czoła. Poklepał mnie po policzku.

– Dobra morda z ciebie.

To miał być dowód. Dowód, że bym na niego nie doniósł i to, że byłem lojalny. Drugą sprawą było widzenie Nate'a. Miał do stracenia ujrzenie dziecka i kobiety, którą kochał. Ja niczego już nie mogłem stracić.

– Nie chcę tego widzieć. – Najstarszy z nas wyrzucił palec w stronę chłopaka. – Jak zrobią nam tu kipisz, to wsadzę ci łeb do klopa.

– Nie zobaczysz – zapewnił.

A później wymienił ze mną spojrzenie. Skinął mi głową. Zrobiłem to samo, jak brat z bratem.

#PapierowePLT

Continue Reading

You'll Also Like

181K 4.2K 29
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
115K 2K 167
Hejo, wrzucam tutaj opowiadanie z rodziną monet. Czasem jest Instagram i zdjęcia ale głównie jest opowiadanie.
18.5K 1.1K 20
Co by się stało gdyby Hailie znów miała taką relację z braćmi?Jak by się potoczyło życie jej dzieci?I jakie niebezpieczeństwami sprowadzi ich nazwisk...
14.5K 685 34
Hejj nazywam się Mia... Mia Monet, mam 14 lat i bliźniaczkę Hailie. Chcecie zobaczyć moją historię? Jeśli tak zapraszam do czytaniaa. Mini spojler: '...