Burned Layout [ZAWIESZONE]

By anonimowa20021

12K 391 1.4K

„Ona pokochała go zbyt późno, żeby mógł podjąć inną decyzję." II tom trylogii Układ More

Zapowiedź
Prolog
2. Piekielna ścieżka.
3. Wolałabym, żebyś nie żył.
4. Jedno wielkie kłamstwo.
5. Nie wnoszę sprzeciwu, panie prezydencie.
6. Może jakoś się wyliżę.
7. I niby, kurwa, Lucas-kutas jest ode mnie w czymś lepszy?
8. Nie wiedziałem, że tak na mnie lecisz.
9. Szyfr Cezara
10. Wyglądasz dobrze w moich koszulkach.
11. Osiem minut i czterdzieści jeden sekund.
12. Nie łatwo mnie zabić.

1. Czwarty listopad, cztery kule, czarny worek.

1K 30 200
By anonimowa20021

NO HEJECZKA MOJE UPIORKI 👻

tak, teraz będę was tak nazywać, bo wy powyzywaliście mnie pod ostatnim rozdziałem i epilogiem 😐

nie no wiedziałam że i ja i wy długo nie wytrzymacie bez kontynuacji trylogii, więc jako wasza mommy spełniam życzenia i zapraszam na I rozdział 🖤

AHA I CO WAŻNE!

OSOBY KTÓRE DARZĄ MIŁOŚCIĄ HISTORIE ANASTASI I LORENZO MAM DLA WAS INFORMACJE ‼️

NA MOIM AUTORSKIM INSTAGRAMIE POWSTAŁ NABÓR PATRONACKI DO PROMOWANIA MOJEJ KSIĄŻKI NA WATTPADZIE

DLATEGO JEŚLI CHCIELIBYŚCIE PRZYCZYNIĆ SIĘ DO ROZWOJU I TOMU TO WPADAJCIE PO WIĘCEJ INFO NA IG: eternalflame_watt ‼️

JEŚLI PROWADZICIE BS, BT ALBO COKOLWIEK ZWIĄZANEGO Z KSIĄŻKAMI TO PISZCIE ŚMIAŁO OTWIERAM DLA WAS SWOJE RAMIONA 😭🫶🏼

a teraz...

proszę się przygotować bo zaczynam jazdę bez trzymanki part 2

ŁIJU ŁIJUUUUU

***

*Dwa lata później...*

4 listopad 2018 rok

Anastasia

Dźwięk piosenki wydobywających się z ust Celeste przerwało stłumione pukanie do drzwi, które po chwili zostało poprzedzone irytującym
dzwonkiem. Poderwałam się z obitego skórą taboretu, prawie potykając się o powyrzucane z szafy pary szpilek, które wyjęłam około dwie godziny temu, podczas gdy zaczęłam się szykować na wieczorne wyjście. Dopadłam do telefonu z którego płynęła playlista, po czym zapauzowałam muzykę, aby lepiej wytężyc słuch, czy się nie przesłyszałam. Dzwonek ponownie rozbrzmiał w czterech ścianach wynajmowanego przeze mnie mieszkania w nowoczesnym stylu, dlatego odłożyłam szczoteczkę od maskary i w samym satynowym szlafroku, którym się szczelniej opatuliłam, pobiegłam truchtem w kierunku korytarza.

   - Już idę!- zawołałam alarmująco, zawiązując sobie w pasie pasek od narzuty, ponieważ pod spodem miałam na sobie tylko samą bieliznę.

Na boso przestąpiłam wykładzinę prowadzącą aż do wyjścia i spojrzałam przez wizjer, a na widok zniecierpliwionej blondynki, od razu przekręciłam zamek w drzwiach. Ledwo otworzyłam drzwi, a do środka już wparowała
rozgniewana Lorren, która trzymała w dłoni kopertówkę.

    - No ty jeszcze nie gotowa?!- zawołała, zgarbiając ramiona w niedowierzaniu, kiedy pocałowałam ją w policzek na przywitanie, chcąc ukoić jej złość.

   - Wiesz, że dziś musiałam zostać dłużej w firmie... - wymamrotałam na swoja obronę, wznosząc delikatnie kącik ust, kiedy ruszyłam z powrotem do swojej sypialni, aby tym razem przebrać się w sukienkę. - Przepraszam, za obsuwę, obiecuję że zaraz się ubiorę i wychodzimy!- rzuciłam przez ramię, przeskakując przez swoje walające się szpilki po podłodze.

   - To ja otworzę wino... - westchnęła z kapitulacją, wchodząc do mojej niewielkiej, ciemnej kuchni w której przeważały czarne i szare kolory.

Moje mieszkanie nie było jakieś niesamowicie duże, czy wspaniale wyposażone, bo chociaż mieszkałam w nim jakieś dwa lata, to jednak nadal czułam się w nim w pewnym sensie... obco.

Nie żebym narzekała na wielkość, bo i tak miałam je w całkiem niezłej lokalizacji, a ceny blisko centrum Nowego Jorku były wzięte z kosmosu i ciężko było coś znaleźć gdzie będę mogła oprócz czynszu mieć także na jedzenie przez resztę miesiąc. Żyłam na całkiem dogodnych warunkach i chociaż przez większość czasu mieszkałam sama, tak mój partner w końcu zdecydował się do mnie wprowadzić i lada dzień miał przywieźć swoje rzeczy i dokładać się do opłat.

Tak, partner.

Tworzyliśmy dość... kochający związek, on szanował mnie, a ja szanowałam jego.

Żyliśmy po prostu rytuną typowego człowieka w związku.

Czego więcej mogłam chcieć?

Było w... porządku.

Naprawdę.

Potrząsnęłam głową, po czym wiedząc że moja przyjaciółka do najcierpliwszych nie należy, szybko wparowałam do szafy, przegrzebując wieszaki, chociaż obiecałam jej że miałam już przygotowaną stylizację. Cóż... prawie.

Zdecydowałam się na małą czarną, bo nie dość, że była dobrym klasykiem, to wiedziałam, że mimo kiepskiego nastroju do strojenia się, będę się w niej czuła komfortowo. Wsunęłam ją na szczupłą sylwetkę, ponieważ odkąd przeprowadziłam się do Nowego Jorku i pochłonęła mnie praca, a także pogoń za zarobkiem, że moje odżywianie było na naprawdę niskim poziomie, więc niewiele brakowało mi do niedowagi i doprowadzenie się do stanu krytycznego. Ignorując to co mniej ważne wsunęłam na siebie czarną, opinającą moje ciało sukienkę niczym ciasny bandaż.

Wsunęłam miseczki od stanika do sukienki, ponieważ była bez ramiączek i przejrzałam się przelotnie w lustrze. Zlustrowałam swoją figurę, która wyglądała całkiem nieźle... chociaż miałam okropnie blade nogi i musiałam wreszcie wybrać się na solarium, bo słońce w listopadzie, a na dodatek w Times Squere nie było raczej czymś możliwym. Wsunęłam na nogi cieliste rajstopy, bo wiedziałam że będzie mi bez nich zimno, a czarne fikuśne wzorki dodawały dodatkowego seksapilu. Zerknęłam na swoją twarz, przerzucając sobie trochę krótsze i kilka tonów ciemniejsze włosy, które z kasztanowych zmieniły odcień na gorzką czekoladę, dlatego moja blada twarz mocniej odznaczała się z pod włosów. Miałam na niej delikatny makijaż, ale zaakcentowałam go kocim okiem, a także kreską w kąciku oka i podmalowaną linią wodną, podobnie jak usta,
które podkreśliłam ciemnobeżową pomadką.

Pofalowałam delikatnie włosy, aby nadać im głównie objętości, po czym spryskałam się swoimi niezmiennie kwiatowymi perfumami. Zapięłam łańcuszek, który dostałam od Lucasa na urodziny, oraz dołożyłam od siebie jeszcze kilka srebrnych i pierścionków. Na ramiona narzuciłam ciepły czarny płaszcz, a gdy uznałam, że jestem gotowa, sięgnęłam po czarne wysokie botki uniesione na grubej koturnie, dzięki której dodawały mi sporo centymetrów.

    - A gdzie twój lowelas?- zapytała moja przyjaciółka, wyrywając mnie z z głębokich rozmyśleń nad tym czy powinnam coś jeszcze dodać do swojej stylizacji. - O cholera, zaraz chyba sama cię przelecę... - powiedziała z zabijającą szczerością, przystając w progu z kołyszącym się kieliszkiem wina.

   - Bez przesady. - przewróciłam oczami, machając ostentacyjnie głową, wkładając jeszcze skromne kolczyki w uszy. - Lucas zaraz powinien przyjechać, podobno pojechał po Hudsona. - wyjaśniłam po krótce, nawiązując do jej chłopaka.

   - Ach, rzeczywiście... - mruknęła z uśmieszkiem rojącym się na twarzy, co świadczyło o tym, że to nie był jej pierwszy kieliszek.

  - Znowu się pokłóciliście?- dopytałam, łypiąc na nią z pod rzęs, kiedy sięgnęłam do zameczków butów, aby je zapiąć.

   - Ugh... - jęknęła ze znudzeniem, opróżniając krwiste wino. - ... po prostu... no wiesz, rozumiem że się o mnie troszczy i tak dalej, ale naprawdę mógł sobie oszczędzić robienie dram w moje rodziny.

Pokiwałam głową, przyznając jej rację. Rzeczywiście Hudson był strasznie wobec niej troskliwy i niekiedy przesadzał ze swoją nadopiekuńczością, dlatego spodziewałam się skąd wziął się jej niezbyt wesoły humor.

Posłałam jej przelotnie spojrzenie.

   - Naprawdę musimy iść do tego klubu? Lorren, wiem że masz urodziny, ale naprawdę nie mam ochoty. - wykrzywiłam twarz w  grymasie, marszcząc przy tym nos.

   - Oj no weź przestań zrzędzić, stara!- wyburczała niespecjalnie zadowolona z moich słów. - Będzie fajnie, rozerwiemy się trochę!

Westchnęłam skapitlowana, wiedząc że dłużej nie ma co się z nią kłócić. Była cholernie uparta i co najważniejsze, duszą towarzystwa która nie była w stanie przepuścić najmniejszej możliwe okazji do świętowania. Długowłosa blondynka o zielonych oczach, sprawiała że nie jeden facet zawieszał na niej oko co zdecydowanie nie było na rękę jej narzeczonemu, który niekiedy potrafił zrobić awanturę z niczego, tylko dlatego że nawet przy krótkiej rozmowie była w stanie oczarować płeć męską. Zdecydowanie miała u nich powodzenie, czego mogła jej pozazdrościć nie jedna samotniczka.

Prawie w przeciwieństwie do mnie.

Co roku w ten dzień miałam tylko wspomnienia.

Wspomnienia, które nawiedzały mnie w najgorszych koszmarach, nie pozwalając mi normalnie żyć. Oddychać, funkcjonować i żyć.

Dzisiejsza data szczególnie ryła mi blizny w pamięci. W głowie od tamtego dnia dokładnie dwa lata temu o godzinie dwudziestej piętnaście. 

Czwarty listopad, cztery kule... czarny worek.

Potrząsnęłam głową, łapiąc się na tym że kolejny raz się zacięłam. Od tamtego pamiętnego dnia zdarzało mi się to bardzo często. Nie panowałam nad tym, po prostu zaczynałam o tym myśleć i odpływałam w krainę bolesnych wspomnień. Słyszałam swój własny krzyk w głowie. Jego obietnice. Jego gwarancje, że będzie lepiej. A może konkretniej mówiąc jego kłamstwa.

   „ - Czujesz?- wydusił z lekkim trudem, maskując to szybko smutnym uśmiechem. - Ono bije i będzie bić dla ciebie do ostatniej chwili.

   - Nie mów tak... - zapłakałam, wydając z siebie przeciągły szloch. - Proszę, wybacz mi, błagam nie odchodź. Przepraszam, przepraszam za to co ci zrobiłam, ale nie odchodź!- potrząsnęłam jego ciałem, walcząc o to, by nie odlatywał.

   - Pamiętaj... - uciął, ponieważ zakrztusił się krwią z płuc, który wypłynęła z kącika jego wargi. - Spotkamy się razem w piekle, wtedy będziemy  władać tym gównianym światem."

   - Anastasia...

   - Anastasia. - głos przyjaciółki próbował przedrzeć się przez moją głowę.  - Anastasia!

Dopiero potrząsnięcie mnie za ramiona sprawiło, że odzyskałam przytomność w świecie w którym aktualnie żyłam. Teraźniejszość, nie przeszłość.

Przestań.
Przestań mi ryć głowę.
Nie żyjesz i cię tu nie ma.

Zostawiłeś mnie ze złamanym sercem i na dodatek odszedłeś raz na zawsze.

Be. Ze. Mnie.

Zamglonym spojrzeniem powiodłam po twarzy wykrzywionej w grymasie troski blondynki, która patrzyła na mnie wyczekująco. Zatrzepotałam sztucznym rzęsami, budząc się z trudem w prawdziwym świecie. Chociaż tak bardzo nie chciałam wracać.

Chciałam wrócić do domu.

Do niego.

    - Anastasia, słoneczko? Kontaktujesz trochę?- wypytywała z troską blondynka, ujmując moją twarz w dłonie.

   - Tak... - wykrztusiłam ciężko, zduszając szloch, który szalenie rwał mi się w piersi. - Tak. - odparłam nieco pewniej, zmuszając się nawet do uśmiechu. - Przepraszam, zamyśliłam się. Mam ostatnio dużo pracy i mało śpię. - wymyśliłam na poczekaniu, posyłając Lorren najbardziej wiarygodne spojrzenie na jakie tylko było mnie stać. - To idziemy?

   - Oczywiście!- zapiszczała długonoga ze wzrostem metr siedemdziesiąt, po czym odgarnęła moje włosy z twarzy. - Ale czy aby na pewno się dobrze czujesz, misiu?- dopytywała, przeskakując po mnie zielonymi ślepiami. - Zbladłaś...

   - Tak, nie przejmuj się mną, w porządku? To twoje urodziny, jesteś dziś najważniejsza. - pocieszyłam ją, ściskając szczupłe ramię w geście otuchy.

   - Kocham cię. - uśmiechnęła się wesoło, a radość, która rozbłysła na jej ślicznej twarzyczce sprawiała że ostatnie co bym chciała, to aby przeze mnie zepsuła sobie nastrój. - O! Właśnie Hudson mi napisał, że czekają pod wieżowcem.

(softcore - the neighbourhood - speed)

Skinęłam głową i biorąc ze sobą oddech na odwagę, mocno zacisnęłam palce na łańcuszkowym pasku torebki do której spakowałam portfel, telefon i klucze do mieszkania. Wyszłyśmy na klatkę schodową, a
Lorren niemal podskakiwała w niecierpliwości, aż w końcu wyjdziemy z wieżowca. Zakluczyłam mieszkanie dwukrotnie sprawdzając, czy aby na pewno je zamknęłam i przeszłyśmy do windy, ponieważ myśl, że
musiałyśmy przejść pięć pięter nas do tego zniechęcała. Podekscytowana blondynka wcisnęła przycisk z oznaczeniem podziemnego garażu, po czym obie wsiadłyśmy do windy.

Oparłam potylicę o metalową puszkę,
zaciskając powieki w znajomej sobie panice, która nadchodziła za każdym razem, gdy musiałam wsiąść do windy.

***

  - Nie spadniemy, spokojnie... – chciał mnie uspokoić, ale ja jeszcze bardziej się zaniepokoiłam.

  - Jak to spokojnie?! Spadniemy, umrzemy i to ja jeszcze z takim idiotą!– pisnęłam i poczułam jak mój oddech szaleje.

- Nie umrzemy, zaraz ktoś nas uwolni... uspokój się. – zapewnił mnie, a ja pokręciłam głową.

  - Trzeba było iść schodami! Teraz... teraz... – moje ciało zaczęło się osuwać w dół, ale w ostatniej chwili mocniej przytrzymał mnie
Lorenzo.

   - Hej, hej... spokojnie. – pomógł mi się wyprostować, gdy prawie opadłam tyłkiem na podłogę. - Czekaj... ty masz klaustrofobię?–
zapytał jakby nagle oświecony, trzymając dłonie na moich ramionach.

  - Nie... to znaczy czasami... trochę.

***

Metalowa puszka wydała z siebie charakterystycznie piknięcie, powiadamiające nas o tym, że znalazłyśmy się na odpowiednim piętrze. Lorren ledwo pozwoliła drzwiom się rozsunąć, a już wybiegła z windy, biegnąc w
kierunku dwóch zaparkowanych samochodach. Właścicielem jednego z nich, czyli Audi A5, był mój partner, który rozglądając się na boki  opierał się tyłem o maskę swojego samochodu. Lucas był naprawdę przystojnym mężczyzną. Był ode mnie starszy tylko rok, a mimo to
wyglądał naprawdę dojrzale jak na swój wiek. Miał jasne włosy, podchodzące pod odcień ciemnego blondu, które zwykle swobodnie zaczesywał do tyłu, jego wyraźną, kwadratową szczękę zdobił niewielki, ale ładnie przystrzyżony zarost, który dodawał mu sporo do męskości.

Był pracownikiem jednej z popularnych firm informatycznych, dlatego zwykle ubierał się elegancko i tak też było tym razem, ponieważ miał na sobie szarą, dopasowaną koszulę, która opinała dokładnie jego bicepsy z podwiniętymi rękawami do połowy łokci z ciemnoszarymi
garniturowymi spodniami. Dłonie luźno osadził w kieszeniach spodni, krzyżując nogi w kostkach w oczekiwaniu na mnie. Jego brązowe spojrzenie przywołał stukot moich botków, który rozniósł się echem po podziemnym garażu podobnie jak Lorren, tyle że jej przypominał huk przebiegającego stada słoni, kiedy podbiegła do swojego narzeczonego, który stał do tej pory rozmawiając z Lucasem. Zatrzymał na mnie swoje ciepłe spojrzenie i rozciągnął wargi w uśmiechu na mój widok, odbijając się plecami od swojego audi, by w następnej chwili do mnie podejść. Przybrałam sztuczny uśmiech, który w jego oczach wydawał się z pewnością szczery, bo  oczywiście odkąd mnie poznał nie wiedział jaka istniała między nimi różnica.

Tak, dobrze słyszeliście sztuczny uśmiech.

Od tamtej pory, na mojej twarzy nie zawitał szczery śmiech lub uśmiech. Może zacznijmy od tego jak potoczyło się moje życie, po jego śmierci?

Po prawie miesiącu bardziej wegetowania niż normalnego życia, w towarzystwie mojego brata, który jako jedyny nie zostawił mnie w
najgorszych chwilach mojego życia po tym jak zerwał wszelkie kontakty i układy z Goldenem, który zresztą zniknął zaraz po sytuacji, która
wydarzyła się podczas tej przeklętej noc, który wprowadził się do mojego apartamentu, którego nie byłam w stanie się pozbyć na Sycylii, on jako pierwszy wyszedł z inicjatywą zmiany otoczenia. Decyzja była podejmowana kilka razy i kilka razy rezygnowałam z pomysłu, który podsunął mi Connor, bo uważałam, że za żadne skarby nie będę mogła odnaleźć się w zupełnie obcym miejscu bez żadnej pomocnej
dłoni. Ale koniec z końców zdecydowałam się na to. Nie mogłam tak dalej żyć. Wszędzie czułam jego zapach. Wszędzie, gdzie tylko nie sięgały moje oczy widziałam jego. W swoim łóżku gdzie spędziliśmy pierwsze i ostatnie chwile, łazience, kuchni gdzie dotykałam się z myślą o brunecie o czarnych tęczówkach, w salonie gdzie oglądaliśmy wspólnie horrory,
których się tak cholernie bałam, na ganku gdzie przeżyliśmy nie jedno rozstanie spowodowane kłótnią, a także na głupim podejździe gdzie
zawsze parkował swój nowy, drogi samochód. Gdy tylko wychodziłam do głupiego sklepu pierwszą myśl jaką miałam w głowie to że z nim
byłam w tym sklepie. Musiałam jeździć na drugi koniec miasta na stację benzynową, ponieważ ta najbliższa została niejednokrotnie odwiedzona przez niego w moim towarzystwie, a ja nie potrafiłam patrzeć na to że kiedyś był tam w środku i przy którymś dystrybutorze parkował samochód.

Nie mogłam palić tych samych, swoich ulubionych czerwonych marlboro, bo pierwsze co miałam na myśli, to to że paliłam je z nim.
Nie mogłam pojechać na jakąkolwiek plażę, bo pierwsze co to nawiedzały mnie wspomnienia, że w połowie października zabrał mnie tam w środku nocy i oboje kąpaliśmy się w lodowatej wodzie. Nie mogłam jeść tego co jadłam przy nim, bo pierwsze co miałam przed oczami to to że on to ze mną jadł.

Zupełnie sfiksowałam.

I kiedy zdałam sobie sprawę, że nie będę mogła żyć z myślą, że on  kojarzył mi się chociażby z samą Sycylią, zabukowałam najbliższy lot do Nowego Jorku i wylądowałam w tętniącym życiem Time Squere. Nie było mi łatwo rozstać się z moim bratem, bo naprawdę po jego odejściu nasza więź stała się tak silna, jakbyśmy spędzili zae sobą o wiele więcej niż dotychczas. Jak się okazało był cudownym, wspierającym mnie bardzo troskliwym bratm, który został źle potraktowany przez los.

Oczywiście nie było opcji żebym przyleciała tam z powrotem, by odwiedzić Connora. Chyba zbyt bardzo bałam się, że jak tylko zaciągnę się powietrzem tamtego miejsca zablokowane wspomnienia odblokują się, a ja znów się rozsypię. Dlatego zdecydowaliśmy, że kilka razy do roku będzieprzylatywał do mnie oraz spędzał ze mną każde święta Bożego Narodzenia. Jako że ja nie byłam w stanie ani razu, od dwóch lat postawić stopy na lotnisku, aby powrócić na Sycylii, robił to on, chcąc mi jak najbardziej ułatwić życie z ciężkimi przeżyciami. Kochałam Włochy, kochałam to miasto, ale jednak z nim wiązała się wystarczająco obszerna historia, która mogłaby zepsuć mój własny mur emocjonalny, który budowałam przez ten czas. Connor nigdy nie  miał do mnie pretensji, o to że musi sam przylatywać do mojego nowego domu. Ufałam temu człowiekowi bez graniczne, jednak czasami się mocno zastanawiałam czy aby na pewno na niego  zasługuje. Nigdy się mnie nie wyparł, czy też nie zaniedbywał mnie. Jako że postanowił stanąć na nogi, oddałam mu oficjalnie klucze do apartamentu, aby mógł tam sobie mieszkać. Okazało się że jest świetnym programistą i pracuje teraz w dużej popularnej firmie komputerowej. Nie raz, gdy musiałam wykonać coś w jakimś arkuszu do pracy z którym sobie nie radziłam, często do niego
dzwoniłam aby mi pomógł, co robił bez zastanowienia rzucając swoją robotę. Było mi czasami głupio, że nawet na odległość się tak
bardzo się dla mnie starał. Zawsze pytał czy mam pieniądze na życie, ponieważ ewentualnie mógłby mi coś przelać na środki do życia. Nie
odważyłabym się prosić go o jakiekolwiek pieniądze, ponieważ sama  pracowałam żyjąc na całkiem niezłym poziomie.

I tak wyglądało moje życie. Na pozór normalne. Bo czego mogło mi brakować? Miałam przyjaciół, miałam kochającego mnie bezgraniczne partnera, który oddawał się dla mnie w pełni.

A jednak... to nie było to co powodowało że byłam szczęśliwa.

Nie byłam.

Odkąd się wprowadziłam do mieszkania w wieżowcu, poznałam sąsiada który okazał się szefem firmy „Educational work" w której
aktualnie pracowałam i jestem jego prawą ręką. Był czterdziestoletnim miłym, dojrzałym mężczyzną, którzy dobrze żył wraz z żoną i dwójką dzieci. Praca ta była wymagająca, ale
sprawiała mi całkiem przyjemność, mimo że byłam aspołeczna i wolałam wykonywać wszystko zdalnie. Byłam o to dogadana z
Panem Jacksonem, ponieważ często mogłam przenosić prace do  domu, jeśli na przykład nie czułam się na siłach aby przyjść do pracy.

Natomiast Lorren, pracowała w pobliskiej kawiarni w której  poznałyśmy się w nieco dziwnych okolicznościach. Zamyślona pewnego poranka, gdy przyszłam po kawę wylała na mnie wrzątek kawy przez co zwyzywałyśmy się od największych suk i szmat, i tak właśnie się zaczęła ta przyjaźń. Co do mojego przyjaciela... Jamesa, został on na Sycylii, ponieważ dostał dobrą prace jako projektant  mody. Był ikoną stylu, więc ta praca pasowała do niego idealnie. Czułam się źle z faktem, że go zostawiłam, ale mimo to nie miał mi tego za złe... chyba.

A reszta? Cóż... nie miałam pojęcia. Od wydarzenia... mieliśmy mini kontakt, który szybko się urwał, gdy poinformowałam ich że
wyjeżdżam. Kilka razy spotkałam się z Emilianem, który wpadał do mnie, by skontrolować jak się czuję.

A czułam się... tak jak można było się domyślić.

Któregoś razu zrobiłam coś co kompletnie zerwało nasz kontakt. Emil troszczył się o mnie... kiedy byłam w zupełnej rozsypce, któregoś dnia oboje siedząc załamani i pijani pozwoliliśmy, aby doszło między nami do czegoś więcej. W chwili załamania, popchnięci w otchłań cierpienia z powodu straty przespaliśmy się ze sobą. To była chwila. Właściwie krótki moment, który mimo wszystko ciągnął się za mną niczym demony przeszłości. Uprawialiśmy seks jak normalni, dorośli ludzie na dodatek bez żadnych zobowiązań, a ja mimo wszystko czułam się jakbym go zdradziła. A on już przecież odszedł. Byłam w rozsypce. I on też. Rozumieliśmy się jako jedni z nielicznych i chyba to nas popchnęło do tak radykalnego czynu. Spędziliśmy wspólną noc, a mimo to gdy tylko zaświtało kazałam mu wynosić się ze swojego życia. Tak, jakbym sama nie była temu winna i zrzuciła na niego całą winę do czego dopuściłam. Bo sama tego chciałam. Sama
pozwoliłam na to zbliżenie i sama mu się oddałam.

Mogłam powiedzieć nawet, że zostawiłam całe życie na Sycylii. Wszystkie znajomości zostały zerwane. Jedne w neutralnych stosunkach, a inne pod wpływem jakiegoś zdarzenia, które nie do końca były planowane, a raczej wyszły z jakiegoś dziwnego fatum.

(the lost soul down - nbsplv)

Podeszłam do Lucasa, a on od razu zbliżył się do mnie, ujmując moją twarz w dłonie, witając się ze mną rozkosznym pocałunkiem, który
oddałam, głupio wierząc że to uciszy moje wydzierające się myśli i  wytykające mi w jak chory sposób brnę w swoje kłamstwa.

Kretynka.

Wplątałam palce we włosy blondyna, wyobrażając sobie że wplatam w wełnianą chmurkę czekoladowych, kręconych kosmyków i całuję inne wargi. Położyłam dłoń na prężnej piersi, niemal wmawiając sobie,że pod palcami czuję mocno zarysowane mięśnie, a nie ich delikatny zarys, który pod koszulą był prawie niewyczuwalny. Dotknęłam jego dłoni, wyobrażając sobie że kiedy splotę z nim swoje palce wyczuje pomiędzy nimi zimne sygnety. Ale kiedy rozchyliłam powieki, zdałam
sobie sprawę że to tylko moja bujna wyobraźnia, a przed oczami nie mam ciemnowłosego bruneta z kręconymi włosami, a jedynie swojego oficjalnego partnera, którym nawet nie był on.

   - Hej. - uśmiechnęłam się, głaskając go kciukami po policzkach, kiedy złożył ostatni delikatny pocałunek na moich wargach. - Jak w pracy?- zagaiłam, używając do tego tej samej codziennej rutynowej pogawędki.

   - Dobrze. - odwzajemnił mój uśmiech, zaczesując mój ciemny kosmyk włosów za ucho. - A jak u ciebie?

   - Ciężko, ale całkiem nieźle. - zarzuciłam mu dłonie na kark, pozwalając aby jego chętne dłonie wylądowały na moich biodrach. - Wiesz co? W ogóle nie mam ochoty na imprezowanie i najchętniej zostałabym z tobą w domu. - wyszeptałam wprost w jego wargi, nie chcąc aby Lorren, który wymieniała z Hudsonem płyny ustrojowe to usłyszała.

Zaśmiał się cicho, potarł swoim nosem o mój i przekrzywił głowę w bok.

   - Zatem jest nas dwoje. - przyznał szczerze. - Najchętniej zabrałbym cię dziś całemu światu i schował tylko dla siebie. - puścił mi chytre oczko, sunąc dłonią w kierunku mojej pupy.

   - Tak mówisz?- wzniosłam jedną brew w górę, wznosząc łobuzersko kącik ust.

   - Mhm... i najlepiej w swoim łóżku. - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, aż zderzyłam się piersiami z jego torsem. - Cały dzień o tobie myślałem... - spuścił wzrok na moją szyję, wodząc po niej palcami, kiedy odgarnął pukiel moich włosów w tył.

   - Ale najpierw musimy poświęcić wieczór dla naszych przyjaciół, a  dopiero później pozwolę ci się sobą zająć. - przypomniałam mu, zatrzymując łapczywe dłonie, które zbliżały się do krańca sukienki pod którą zapewne planował je wsunąć. Upuściłam rozbawiony chichot, mimowolnie kręcąc na boki głową z niedowierzaniem. - W porządku?- dopytałam ze śmiechem, odsuwając jego ręce.

   - Oczywiście... - westchnął niezbyt zadowolony z faktu, że kazałam mu przestać. Złapałam go za rękę, nie chcąc aby znowu zaczął coś kombinować i mnie uwodzić po środku podziemnego parkingu, po czym splotłam nasze palce, pociągając go do czekającej na nas pary. - Szybko się  stamtąd wyrwiemy, bo mam wobec ciebie różnorodne plany. - szepnął mi prosto do ucha, pieszcząt oddechem jego płatek, mimowolnie przyprawiając mnie o dreszcze.

    - No chodźcie tu szybko gołąbeczki!- zaklaskała żwawo Lorren niczym trenerka wf-u, szarpiąc swojego narzeczonego w kierunku samochodu. - Bo się spóźnimy! Kochanie, wiesz że Anastasia zdobyła lożę w tym kurewsko drogim klubie w centrum?! Przecież ja się tam napierdolę jak Messerschmitt!- wyrzuciła entuzjalistycznie ręce w górę.

   - Po moim trupie... - mruknął niezbyt zadowolony Hudson, otwierając drzwi od samochodu swojej narzeczonej.

Zerknęłam na Lucasa mimowolnie śmiejąc się z wesołego nastroju Lorren. Uzgodniliśmy, że pojedziemy mercedesem Hudsona, ponieważ
nie opłacało się wracać na dwa samochody, skoro przynajmniej większość z nas miała świętować i pić. Ja jednak wybrałam opcję kierowcy, bo nie miałam najmniejszej ochoty na picie w przeciwieństwie do pozostałej trójki. Z partnerem wgramoliliśmy się na tylne siedzenie, a paplająca jubilatka z chłopakiem usiedli z przodu. Blondynka wierciła się jak na
kręcona, debatując z Hudsonem o to ile będzie mogła wypić, natomiast my siedzieliśmy w milczeniu, przysłuchując się temu z boku. Oparłam głowę na ramieniu blondyna, a do moich nozdrzy dotarł ostry zapach męskich perfum, który miał się praktycznie nijak do tamtego męskiego zapachu wody kolońskiej. Nie pachniał papierosami, bo Lucas gardził
tym nałogiem i wielokrotnie doprowadził między nami do kłótni, gdyż przesadnie przeżywał moje zdrowie, sądząc że niepotrzebnie dokładam sobie chorób i zwiększałam ryzyko raka. Objęłam jego ramię, opierając  policzek o biceps, wzdychając ze znużeniem. Lucas rozprostował się wygodniej
na siedzeniu, a jego lewa dłoń powędrowała do mojego uda, co sprawiło że wciągnęłam powietrze ze świstem, czując zbędny ścisk w żołądku.

Boże i dlaczego zamiast mieć w głowie SWOJEGO CHŁOPAKA miałam dłoń bruneta, która w tak rozkoszny sposób sunęła w pomiędzy moje uda, wędrując tam chętnymi palcami?

Zareagowałam od razu i chociaż zapewne sądził, że mi się to podoba po wstrzymaniu oddechu, zabrałam jego rękę, dla niepoznaki splatając ją ze swoją i oddalając na bezpieczną odległość. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco, zerkając na niego z pod grzech, pozwalając sobie aby złożył pocałunek na moim czole. Nie wiedziałam ile minęło czasu odkąd wyjechaliśmy, ale zorientowałam się, że jesteśmy na miejscu po tym jak silnik samochodu zgasł.

Poderwałam głowę a na widok podświetlonego ledu klubu z jego nazwą, odpięłam pasy, posyłając przelotne spojrzenie Lucasowi, który
po chwili do mnie dołączył.

   - Jesteśmy moi drodzy. - oznajmił z zadowoleniem w głosie chłopak mojej przyjaciółki.

Przesunęłam się na siedzeniu do drzwi, które otworzyłam z prawej strony, aby z lekkim trudem wysiąść z auta, ale wkrótce obok mnie
zjawił się blondyn, który pomógł mi się z niego wydostać. Pospieszanie opuściliśmy parking, wiedząc że jeszcze chwila a będziemy spóźnieni, po czym w towarzystwie stukotu szpilek i naszych mężczyzn, skierowałyśmy się do wejścia. Z budynku już na zewnątrz dudniła piosenka od Rihanny Don't Stop The Music, a przez przepełniony klub przez moment zakręciło mi się w głowie, ponieważ jak tylko przekroczyliśmy próg, moje nozdrza zaatakowała woń alkoholu, spoconych ciał i tanich męskich perfum. Zmarszczyłam nos na ten zapach, trzymając się blisko Lucasa, do momentu aż nie poczułam jak blondynka łapie mnie za rękę i ciągnie w swoim kierunku.

   - ZARAZ WRÓCIMY, ZAPYTAMY GDZIE JEST NASZA LOŻA!- zawołała Lorren, wykrzykując swoje słowa przez głośną duniącą muzykę, kierując swoje słowa do naszych panów.

Lorren tak jak obiecała pociągnęła mnie w stronę ogromnego, luksusowego baru za którym siedziało kilka osób, którzy wesoło gawędzili i pili.  Moją niespodzianką była rezerwacja w tym cholernie drogim i ciężko
dostępnym klubie. Rezerwację zdobyłam po znajomości, więc na dane swojej przyjaciółki wynajęłam jedną z większych lóż na drugim
piętrze, która była tylko i wyłącznie dla nas z barmanem do całkowitej dyspozycji, abyśmy nie musieli przepychać się i walczyć o głupiego drinka pośród ludzi z parteru. Zamówiłam ją na trzy godziny, bo nie uśmiechało mi się siedzieć całą noc wśród napalonych kolesi, co jak najbardziej odpowiadało nam wszystkim.

Pociągnęła mnie przez tłum ustawiających się w kolejce do baru, aż nie zatrzymałyśmy się tuż obok wejścia na zaplecze, ponieważ szukałyśmy jakiegoś ustronnego i mniej zatłoczonego miejsca. Blondynka zagwizdała do barmana przy pomocy palców, po czym zaczęła machać energicznie rękoma, jakby chciała przegonić
muchę.

   - Barman! Możesz na chwilę?- krzyknęła dziewczyna, przez co mężczyzna wycierający szklanki, zwrócił na nas uwagę z lekkim opóźnieniem przez rozmowę z klientem, skinął głową i podszedł do nas.

   - Dobry wieczór, słucham Panie?- zwrócił się z uprzejmością, zarzucając sobie szmatkę, którą polerował naczynia.

  - Na dwudziestą pierwszą miałam zamówioną lożę z przyjaciółką. Moje nazwisko King. Lorren King.

Młody barman obrzucił nas przelotnym, ale jakże oceniającym spojrzeniem, po czym sztywno skinął głową i skierował się na
zaplecze, prosząc abyśmy na niego zaczekały. Dziewczyna puściła do mnie oczko, przez co posłałam jej delikatny uśmiech. Minęło pięć
minut, a John jak wyczytałam z jego plakietki, powrócił do nas z perfidnym uśmieszkiem.

   - Przykro mi, drogie panie, ale nikt taki nie został zapisany na liście  gości, a bynajmniej nie na dzisiaj. – wzruszył ramionami, po czym
powrócił za bar.

   - Hej!- wrzasnęłam rozzłoszczona. - Jak to nie?- warknęłam w jego stronę nieco za ostro. - Byłam tu w klubie w tamtym tygodniu i zarezerwowałam dla nas lożę na to nazwisko!- powiedziałam głośniej przez dudniącą muzykę.

   - Proszę pani. - wtrącił z rozbawieniem. - Dziennie przewija się tu btyle osób że nie jestem w stanie wszystkiego zapisać. - rzucił z kpiną, a ja zaczęłam się gotować. - A poza tym... obawiam się, że to niemożliwe że w tamtym tygodniu zdobyła pani wolne miejsce, ponieważ klienci rezerwują loże z co najmniej rocznym wyprzedzeniem. Proszę zerknąć czy na rezerwacji nie ma przyszłego roku.

   - Słuchaj mnie, gogusiu...

   - Anastasia, proszę... nie róbmy afery, po prostu możemy pójść do innego...

   - Nie. - ucięłam, odcinając ją stanowczym potrząśnieniem głowy. Wygrzebałam swój telefon z kopertówki, aby pokazać mu, że nie miał racji. - Proszę bardzo, tu masz naszą rezerwację.

   - Często pojawiają się błędy w systemach...

   - Ach, tak?- podparłam pięści na biodrach, przekrzywiając głowę z zainteresowaniem. - To ja poproszę kierownika, bądź szefa, skoro  macie taki nieogarnięty grafik i nie potraficie zapisać głupiej rezerwacji. - przewróciłam oczami z niedowierzaniem. - Cóż... chyba
powinnam zmienić ocenę pięciu gwiazdek... - zacmokałam.

   - Jest szef, zaraz zawołam. - fuknął bezczelnie pod nosem, w tym samym momencie polewając drinki dla klientów. - oznajmiła
zrezygnowana Lorren.

   - Spokojnie, są twoje urodziny. Nie będziemy biegać po innych, skoro tutaj była złożona rezerwacja. - uspokoiłam ją, więc na twarzy
zawitał słaby uśmiech, chociaż niepewny uśmiech.

Stukałam paznokciami w blat baru, kręcąc się na stołku barowym w oczekiwaniu na tego całego szefa. Zastanawiałam się jak to może
być możliwe, żeby nie ogarnąć rezerwacji. Od czegoś byli pracownicy, kierownik czy ktokolwiek kto się zajmuje papierkową robotą. W ramach rekompensaty dostałyśmy kolorowe drinki z palemką ponieważ właściciel klubu rozmawiał przez telefon. Jakoś mało mnie to interesowało, bo skoro coś jest nie tak w systemach czy gdziekolwiek jest to zapisane, jak na szefa przystało powinien to sprawdzić i normalnie przyjść. Zacisnęłam szczękę, karcąc wzorkiem młodego barmana który sobie ze mną pogrywał. Lorren położyła swoją dłoń na moją, abym się uspokoiła. Jakieś dziesięć minut później, kiedy dosłownie miałam ochotę sama wbić na to zaplecze i znaleźć tego dupka, zobaczyłam wyłaniającego się wysokiego mężczyznę.

(never let me go - florence + the machine błagam wlaczcie to bedzie taki dojebany vibe!!!)

Na początku stał do nas tyłem, dlatego nie widziałam dokładnie jego sylwetki, ani twarzy. Wstałam ze stołka, chcąc wygarnąć temu
szefowi wszystko, po czym trzasnąć drzwiami aż posypią się wszystkie szyby. Brunet jak zauważyłam, stając w niebezpiecznie bliskiej
odległości stał z teczką pod pachą, prawiąc kazania barmance, która  wylała na jakąś bogatą dziunię piwo. Odkaszlnęłam wyraźnie, chcąc zwrócić na siebie uwagę szefa tego całego klubu i zaplotłam dumnie ręce na piersi, wypinając pierś z nieprzychylnym spojrzeniem.

    - Przepraszam?!- zagadnęłam, próbując przekrzyczeć głośną muzykę. - Może w końcu mogłybyśmy wyjaśnić te nieporozumienie i dostać lożę, którą rezerwowałyśmy?- warknęłam w jego stronę, co podziałało jak magnes, bo mężczyzna niemal natychmiast się do mnie odwrócił.

A mój świat wtedy się zatrzymał.

W każdym tego słowa znaczeniu.

Mężczyzna, który tak bardzo namieszał w moim życiu, mężczyzna który złamał mi serce...

Ten pieprzony brunet z czarnymi przeciwsłonecznymi okularami na nosie, za którymi jak dobrze pamiętałam, kryły się czarne tęczówki jak smoła. Bo w  końcu jak mogłam zapomnieć, gdy wywiercał nimi moje ciało?

Czułam jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody i przejechał stu tonowym walcem.

Byłam, kurwa, pewna że stałam z szeroko otwartą buzią, wgapiając się w... w trupa.

Żywego, kurwa, trupa.

Nie dowierzałam. Nie mogłam. Gapiłam się na niego, a muzyka wokół mnie zaczęła się ściszać, jakbym nagle została oddzielona grubą szybą.

Mężczyzna chyba sam za bardzo nie orientował się w zaistniałej sytuacji jak w zwolnionym tempie powoli zsunął swoje czarne aviatorki,
aby móc spojrzeć mi w oczy.

I na początku jeszcze sobie wmawiałam, że może mam jakieś omamy? Może po prostu mi się objawił? Może to sobowtór? Może mam zwidy? Może zjadłam coś i miałam halucynacje?

Jednak... gdy tylko zobaczyłam czarne spojrzenie, które wpatrywało się we mnie z taką samą intensywnością...

Jednak, gdy pokazały mi się jego oczy, które ponownie patrzyły w moje a gdzieś w środku błyskały iskierki tego cynizmu, nie miałam
wątpliwości.

Jego twarz była beznamiętna... beznamiętna, arogancka taka sama jak sprzed tych dwóch lat. Cały czas, bez przerwy się patrzyliśmy w swoje oczy, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Nie potrafiłam zareagować, bo gdy tylko postawiłam chwiejny krok do przodu, straciłam
kontrolę nad swoim ciałem.

Oczy powędrowały mi w głąb czaszki, a ciało runęło w dół. Usłyszałam trzask. Głośny trzask.

A później ramiona oplatające moje ciało.

HA KURWA I CO POWIECIE NA TO?!

SUPRISE MUDAFUCKER 💅💅💅💅

dajcie znać jak się spodobało —->>>

a tutaj piszcie teorie ——>>>

ETERNALFLAME

Continue Reading

You'll Also Like

145K 4.3K 21
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
103K 3.2K 34
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
103K 7K 26
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
75.7K 5.4K 8
Po aresztowaniu Remo wszystko, w co wierzyła Lucy Graves, okazało się paskudnym kłamstwem. Za rozkazem matki wyjeżdża z Filadelfii, aby plotki na jej...