Wszystko, co skrywa twoje ser...

By vaphroditex

291K 15K 3.6K

Zaria Ellington po tragedii jaka spotkała ją trzy lata temu decyduje się na przeprowadzkę. Stan Indiana, gdz... More

Wstęp
Playlista
1. Nowa Rzeczywistość
2. Niebieskie Oczy
3. Randka w ciemno
4. Rzęsa na policzku
5. Ciasto Piernikowe
6. Pięć Dużych Łyżek
7. Bluza, Pomarańcze i Cynamon
8. Cisza Przed Burzą
9. Jagodzianki
10. Zabierz Mnie Do Domu
11. Huśtawka, Gorąca Czekolada i Szarlotka
12. Kiedy Jesteś Tu
13. Kwiaty i Łódka
14. Pocałunki, Łzy i Rodzinne Kłótnie
16. Pluszak W Kształcie Pszczółki
17. Kwiatowa Dostawa
18. Po Prostu Jesteś Piękna
19. Symbolika Herbacianych Róż
20. Wyjazd, Kakao i Obietnice
21. Mama
22. Zbyt Piękna Na Łzy
23. Urodzinowe Pierwsze Razy
24. Strach I Jego Przezwyciężanie
25. Zdarte Kolana i Własne Życiowe Ścieżki
26. Ostateczna Decyzja
27. Wieczory Spędzane W Kuchni, Doprawiane Słonymi Łzami
28. Buziaki Są Fuj
29. Mam Nadzieję, Że Nigdy Cię Nie Stracę
30. Rozstania Bywają Trudne
Epilog
Dodatek
WCSTS ZOSTANIE WYDANE!

15. Deszczowy Poniedziałek, Pięć Lat Temu

7.4K 422 95
By vaphroditex

- Boże, co się stało? - Sapnęłam odbierając od niej psa, którego zaraz też postawiłam na podłodze. Jagodzianka od razu podreptała w stronę kuchni.

Mallory nadal stała w drzwiach z tym samym sztucznym uśmiechem, co jeszcze chwilę temu. Łzy zaczęły moczyć jej policzki, jednak ona w dalszym ciągu się nie odzywała. Byłam prawie pewna, że to sprawka Huntera.

Zrobiłam krok do przodu i bez słowa ją objęłam. Chwilę później dało się słyszeć huk spadających na podłogę toreb, które kobieta trzymała wcześniej w dłoniach. Objęła mnie i zaszlochała cicho.

- Nie chce do niego wracać, Aria. - Jej ramiona zatrzęsły się od płaczu a słowa utwierdziły mnie, że to jej narzeczony stoi za tym wszystkim.

- Spokojnie, możesz zostać u mnie jak długo będziesz chciała. - Obiecałam głaszcząc ją po włosach i ani na moment nie puszczając.

Za mną rozległy się ciche kroki, które na pewno należały do babci. Upewniłam się, gdy starsza kobieta się odezwała.

- Matko, co się stało? - Zapytała zszokowana i podeszła bliżej. - Dziecko, dlaczego płaczesz?

- Babciu...zaparz herbatę, dobrze? - Spytałam cicho, lekko obracając głowę w bok, gdzie zobaczyłam jej zatroskany wzrok.

- Dobrze cukiereczku, dobrze. - Wróciła do kuchni a ja odwróciłam głowę w stronę Mallory, która nadal stała kurczowo do mnie przyciśnięta.

- Już dobrze, Mal. - Szepnęłam głaszcząc ją po włosach. - Tutaj nic ci nie grozi. Ja i babcia nie pozwolimy, żeby coś ci się stało.

- On mnie znajdzie. - Odparła łamiącym się głosem.

- Nie znajdzie - powiedziałam z przekonaniem. - Przejdziemy do kuchni, w porządku?

Jej jedyną odpowiedzią było kiwnięcie głową i odsunięcie się ode mnie. Chociaż nadal trzymała się blisko i lekko garbiła, co strasznie mnie niepokoiło. Co tam się wydarzyło? Obiecałam kiedyś komuś, że nie będę wtrącać się w sprawy Mal, ale tego kogoś tutaj nie było.

Pomogłam jej usiąść na krześle a w następnej kolejności podałam jej z zamrażarki mrożony groszek zawinięty w ściereczkę, na fioletowo czerwony policzek. Przyjęła go bez słowa, ale odetchnęła z ulgą, gdy przyłożyła go do skóry.

Babcia postawiła przed nią herbatę i zatroskana usiadła obok niej. Żadna z nas o nic nie pytała, czekałyśmy aż sama zdecyduje się czy chce o czymkolwiek nam opowiadać. I z jednej strony to rozumiałam, nie chciałam naciskać, ale z drugiej...chciałam wszystko z niej wyciągnąć a później pojechać do Huntera i wygarnąć mu.

Usiadłam na przeciwko Mallory i westchnęłam. Jagodzianka usiadła mi na stopach i cicho zaskomlała, więc wzięłam ją na ręce i mocno przytuliłam, zerknęłam na przyjaciółkę, która wpatrywała się w psa z smutną miną. Jej oczy na nowo wypełniły się łzami a broda zadrżała.

Udało mi się wcisnąć w nią trochę makaronu, herbaty nawet nie tknęła. Przez cały nasz pobyt w kuchni nie odezwała się ani słowem, zaczynałam się o nią martwić coraz bardziej. Przerażenie sięgnęło już każdej komórki w moim ciele i nie uleciało nawet, gdy znalazłyśmy się w moim pokoju.

- Co tam się wydarzyło, Mallory? - Wypaliłam niespodziewanie i zaraz tego pożałowałam widząc jak znów się spina.

- Znowu mnie uderzył. - Szepnęła tak cicho, że prawie nie usłyszałam. W dużej mierze wyczytałam to z ruchu jej ust.

Usiadłam obok niej i złapałam ją za dłoń, żeby okazać jej wsparcie. Na ten moment tylko tyle mogłam dla niej zrobić. Po prostu być.

- Bawiłam się z jagodzianką w salonie, przez telefon ustalałam dowóz nowych kwiatów na jutro, później biegałam z nią po podwórku, odebrałam kolejny telefon i z tego wszystkiego... - zawiesiła głos i na mnie spojrzała. Siniak wyglądał jeszcze gorzej niż, gdy tutaj przyszła. - Zapomniałam ugotować obiad, Ari.

Automatycznie w mojej głowie pojawiły się słowa Jace'a. Te sprzed kilku tygodni, kiedy opowiadał mi o Hunterze i prosił, żebym trzymała się od niego z daleka.

Jego narzeczona nie może podważać jego zdania, ma siedzieć cicho, gotować i nie mówić za dużo, gdy on chce odpocząć po pracy.

- Nie chcę tam wracać, mam już dosyć, ale... - Pokręciła głową zanim schowała twarz w dłoniach i na nowo się rozpłakała.

Przytuliłam ją do siebie i zaczęłam głaskać ją po plecach. W ciszy zaczęłam tworzyć listę możliwych opcji, jak pozbyć się Huntera z jej życia. Może jakoś zaszantażować, żeby zniknął z miasta, albo...no, iść na policję? Nie miałam już lepszych pomysłów a śmierć i pobicie nie wchodziło w grę.

- Boje się, że zrobi coś komuś z moich bliskich. - Powiedziała pomiędzy spazmami płaczu.

- Nikomu nic nie zrobi, poradzimy sobie, razem. Pomogę ci się od niego odciąć, ale muszę wiedzieć więcej. Poczekam aż będziesz na to gotowa.

- Jestem gotowa - Oświadczyła mi, odsuwając się. Spojrzała swoimi zapłakanymi zielonymi tęczówkami w moje niebieskie. - Trzymałam to w sobie tyle lat, że już dłużej nie chcę. Potrzebuję kogoś, kto mnie wysłucha. Opowiem ci wszystko od początku.

- Jesteś pewna? - Zapytałam z wahaniem jednak ona energicznie pokiwała głową i poprawiła się na łóżku.

- Tak, chcę ci o tym opowiedzieć. Wyrzucić to z siebie - wzięła głęboki oddech i spuściła wzrok na swoje dłonie. - Więc...ja i Hunter poznaliśmy się prawie pięć lat temu...

*

Nienawidziłam poniedziałków całym sercem. To akurat w pewien deszczowy poniedziałek dwudziestego drugiego października dwa tysiące osiemnastego roku musiałam przegapić wszystkie dziesięć budzików i trzy telefony od Seana. Nie miałam już czasu, żeby jakkolwiek doprowadzić się do porządku, więc w pierwszych lepszych jeansach, bluzie uczelni i związanych w wysokiego kucyka włosach wyleciałam jak burza z akademiku.

Jeżeli dalej będę taka roztrzepana to kiedyś wyrzucą mnie na zbity pysk i wrócę do tej dziury, gdzie nie mam już żadnych znajomych ani internetu.

- Cholera jasna. - Fuknęłam, gdy po wyjściu z budynku zdałam sobie sprawę, że nie zabrałam parasola. Nie dość, że po wczorajszej imprezie wyglądam jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł to na domiar złego będę jeszcze mokra i zmarznięta. - Przeklęta pogoda, nienawidzę deszczu.

- Moja mama twierdzi, że deszcz to płacz aniołów, które nie mogą znieść zła wyrządzonego przez ludzi. Tłumią to w sobie aż powstaje deszcz. - Gwałtownie obróciłam głowę w bok, gdy usłyszałam męski głos. Spokojny i przyjemny dla ucha.

Uśmiechnęłam się lekko, zażenowana, że przyłapał mnie na rozmawianiu z samą sobą. Wysoki chłopak stał ze trzy kroki ode mnie. Jego blond włosy układały się w burzę słodkich loczków, miał zarumienione policzki a pod czarnymi oprawkami kryły się najpiękniejsze brązowe oczy w jakie kiedykolwiek dane było mi spojrzeć.

To dziwne, że nigdy go nie zauważyłam, bo zdecydowanie przykuwał uwagę. Raczej nie mieszkał w moim akademiku, więc skąd się tutaj wziął? Może na kogoś czekał?

Nieznajomy odwzajemnił uśmiech i podszedł bliżej chowając mnie pod swoim dużym, czarnym parasolem. Czarny chyba był jego ulubionym kolorem, bo każda część jego stroju była w tej barwie.

- Pójdziemy razem, wtedy nie zmokniesz. - Wyjaśnił, zapewne dostrzegając konsternację malującą się na mojej niepomalowanej twarzy.

Tak, na to też nie miałam czasu.

- Ale ja cię nawet nie znam.

- Jestem Hunter, Hunter Royce. Studiuję Ekonomię i biznes na czwartym roku.

- Och, ja jestem Mallory, Mallory Prescott i studiuję...

- Nauki przyrodnicze na pierwszym roku, wiem.

- Poczekaj, jak to wie... - Przerwał mi lekko speszony.

- Możemy porozmawiać później, przy kawie, ale teraz już chodźmy, bo spóźnimy się na wykłady.

*

- I od tamtego dnia Hunter stał się nieodłączną częścią mojego życia. Ja byłam strasznie słabo zorganizowana, chcieli mnie wyrzucić z akademika, prawie straciłam pracę a on cały czas przy mnie był i mnie wspierał.

Podałam jej pudełko chusteczek a ona na moment przerwała, żeby wydmuchać nos. Jagodzianka wskoczyła na moje kolana i wtuliła się w mój brzuch, więc zaczęłam ją głaskać, żeby i ona się trochę uspokoiła, bo od powrotu do domu cały czas chodziła z podkulonym ogonem.

- Chcesz zrobić przerwę? Albo przełożyć to na inny dzień? - Zapytałam cicho. Nie chciałam jej zmuszać, bo dobrze widziałam w jakim jest stanie a rozgrzebywanie przeszłości jeszcze gorzej na nią wpływało.

- Nie - pokręciła głową zanim znów zaczęła opowiadać. - Zaczęliśmy się spotykać zaledwie kilka miesięcy po naszym pierwszym spotkaniu i na początku naprawdę było cudownie. Kupował mi kwiaty, zabierał na randki, cały czas mnie komplementował, był blisko, ale powoli odsuwał mnie od moich przyjaciół. Manipulował mną tak, żebym to z nim spędzała czas a nie z nimi. Ukończył studia, zamieszkaliśmy razem i to był chyba najgorszy błąd jaki popełniłam, Ari.

Posłała mi zrozpaczone spojrzenie i kolejny raz wydmuchała nos. Nie odezwałam się, nie rzuciłam żadnym pocieszającym słowem, po prostu czekałam aż powie mi, co działo się dalej.

- Po przeprowadzce przestało nam się układać, to był jeszcze ten czas, gdy próbowałam się bronić, nie wyobrażałam sobie takiego życia jakie on chciał wieść, więc często się kłóciliśmy, on nie wracał na noc do domu a ja zaczęłam umawiać się z...z takim chłopakiem, chodził ze mną na jedne cholernie nudne zajęcia. Uczyliśmy się razem w bibliotece, jedliśmy razem lunch, chodziliśmy na imprezy i któregoś razu po nudnych zajęciach zaprosił mnie na kawę...

*

- Kawa, moja droga Mallory to nieodłączna część ludzkiego życia, jak możesz jej nie lubić? - Spytał z oburzoną miną a moje ramiona po raz kolejny zatrzęsły się od powstrzymywanego śmiechu. - Powiedz mi przynajmniej, że lubisz gorącą czekoladę.

- Och, tak, kocham gorącą czekoladę. - Potaknęłam z szerokim uśmiechem i zatrzymałam się przed moją kamienicą.

- I też dodajesz do niej takie dziwne rzeczy jak syrop karmelowy, albo tonę mleka? - Zmrużył oczy, gdy uważnie przyglądał się mojej twarzy. Na usta wpłynął mu uśmiech zaraz po tym jak się roześmiałam.

- Nie.

- To dobrze, bo wtedy już na sto procent dostałbym zawału.

- Myślałam, że dostałeś go, gdy zamówiłam karmelową kawę. - Zauważyłam, nadal szczerząc się w jego stronę z szybko bijącym sercem i zarumienionymi policzkami.

- No tak, zdecydowanie było blisko, chociaż ja nie nazwałbym tej cukrowej bomby kawą.

- Och, bo twoja czarna gorzka otchłań już jest?

- Podoba mi się to określenie, moja droga Mallory. - Błysnął szerokim uśmiechem w moją stronę.

Wiatr zawiał mocniej rozwiewając moje włosy na każdą możliwą stronę a Noel za cel obrał sobie okiełznanie rudych pukli, żebym znów widziała coś poza nimi. Mogłam to oczywiście zrobić sama, ale oddałam się w jego ręce. Śmiałam się cicho za każdym razem, gdy jego opuszki smagały moje zarumienione policzki, robił to z niesamowitą ostrożnością i delikatnością.

- Muszę już iść. - Oznajmiłam, gdy on poprawiał mi czapkę.

- Oczywiście, napiszę do ciebie później, moja droga Mallory. - Obiecał, całując mnie dłużej niż powinien w policzek.

- Trzymam cię za słowo, Noel. - Posłałam mu ostatni uśmiech zanim zniknęłam za drzwiami.

*

- Nie napisał - zaśmiała się smutno zanim ułożyła głowę na moich kolanach. Jagodzianka już chwilę temu zmieniła miejsce i ułożyła się na fotelu. - Zmienił numer, uczelnię i wszędzie mnie zablokował. Hunter nas wtedy widział.

Wstrzymałam oddech, byłam zbyt przerażona tym co zaraz usłyszę. Czy on mu coś zrobił?

- Wrócił wtedy do domu z kwiatami, chciał mnie przeprosić, zacząć od nowa, ale wściekł się, gdy zobaczył syf w mieszkaniu, mnie z innym i lodówkę świecącą pustkami. Wtedy pierwszy raz... - Zamilkła. Ciszę przerywały tylko pociągnięcia nosem. Raz moje, raz jej.

- Uderzył cię. - Dopowiedziałam drżącym głosem. W odpowiedzi dostałam jedynie głośny szloch.

Przymknęłam powieki a po policzkach potoczyły się kolejne gorące łzy. Głowa parowała mi od nowych informacji a serce bolało, bo ktoś taki jak Mallory, wiecznie tryskający pozytywną energią i życzliwością nie zasłużył na taki los.

- Niedługo później przeprowadziłam się tutaj. - Kontynuowała jakiś czas później, gdy już była w stanie,

- Nie szukałaś pomocy, czemu?

- Nie wiedziałam, co stało się z Noelem, ale miałam swoje podejrzenia, więc siedziałam cicho. Mam młodszego brata, rodziców, nie chciałam, żeby cierpieli przeze mnie...

- Boże, Mallory... - głos mi się załamał, gdy zaczęłam przeczesywać palcami jej długie rude włosy.

- Hunterowi było na rękę, że tutaj wróciłam. Małe miasteczko, zero bliskich, wolałam zostać tutaj, nie skończyć studiów niż, żeby za jakiś czas zamknął mnie w pokoju bądź piwnicy i odciął od świata. Poznałam tutaj naprawdę wspaniałych ludzi a niedługo po mojej przeprowadzce do miasteczka zawitał Jace i Jasmine, więc się nie nudziłam. Chociaż na początku nie przyjęłam ich miło...

*

Marzenia o innym życiu legły w gruzach. Nigdy nie skończę studiów, będę prowadzić kwiaciarnię do końca życia, ale to Hunter będzie mnie utrzymywał. Powtarza mi to cały czas i chyba w końcu też zaczęłam w to wierzyć.

Westchnęłam cicho i wlepiłam wzrok w różowe karteczki, które przyszły niedawno. Były urocze i pasowały do wystroju, ale nie potrafiłam się z tego cieszyć. Nie, gdy na żebrach miałam wielkiego siniaka utrudniającego mi oddychanie. Brałam tylko płytkie oddechy, żeby ból był jak najmniejszy.

Dzwonek nad drzwiami zasygnalizował przybycie nowego klienta. Mozolnie podniosłam wzrok, jednak nieco się ożywiłam widząc, że to nasi nowi mieszkańcy. Byłam dziwnie ciekawa ile wytrzymają bez internetu. Do Bloomfield rzadko przybywał ktoś nowy.

Para podeszła bliżej, oboje się uśmiechali a w oczach skakały rozbawione iskierki. Westchnęłam cicho, bo kobieta u boku mężczyzny była tak piękna, że chciałam zmienić orientację. Długie ciemno brązowe pukle lekko kręciły się przy końcach, jej brązowe oczy emanowały czystą radością na co wskazywał również szeroki uśmiech w którym wykrzywiały się malinowe pełne wargi.

Mężczyzna, którego obejmowała w okolicach bicepsu był od niej wyższy, ale równie wesoły. Jego przydługie jasnobrązowe włosy opadały mu na czoło, zielone oczy błyszczały a żuchwę pokrywał lekki kilkudniowy zarost.

Tyle było w nich szczęścia, że aż sama miałam ochotę się uśmiechać.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? Szukają państwo może jakichś wyjątkowych kwiatów?

- Chciałabym bukiet stokrotek, niedawno się wprowadziliśmy i chciałabym jakoś udekorować dom. - Uśmiech nie schodził z jej ust.

- Już się robi. - Zasalutowałam jej z lekkim uśmiechem zanim zniknęłam w magazynie, żeby poszukać wcześniej wymienionych kwiatów.

Znalazłam je po dosyć długim czasie, siniak na żebrach utrudniał nie tylko oddychanie, ale i schylanie i prostowanie się. W końcu jednak udało mi się ułożyć całkiem przyzwoity bukiet z dodatkiem żonkili. To chyba pierwszy bukiet od tygodni, z którego naprawdę byłam zadowolona,

- Och, kopnęła. Jace, zobacz. - Znów usłyszałam ten radosny głos, gdy tylko wyszłam z zaplecza.

Dopiero z tej perspektywy zauważyłam sporych rozmiarów ciążowy brzuszek, na którym właśnie spoczęła dłoń mężczyzny, nakrywając tę kobiecą. Zaśmiał się cicho i pogłaskał z czułością jej brzuch.

- Penelope będzie silną dziewczynką, jak jej mama.

- Albo już szykuje się do gry w hokeja jak tatuś.

Odchrząknęłam cicho i podałam kobiecie bukiet bez ani grama uśmiechu na twarzy.

- Proszę, mam nadzieję, że się podoba. Dodałam trochę żonkili, będą ślicznie rozświetlały pomieszczenie. - Ponownie weszłam za ladę, żeby wystawić im paragon.

Nie potrafiłam już patrzeć na ludzkie szczęście bez zazdrości, bo wiedziałam, że na mnie takie szczęście nie czeka.

Zamiast tego będzie czekał na mnie obiad do ugotowania, sprzątanie i zbliżenie na które nie miałam ochoty, ale nie mogłam odmówić.

Hunter zagroził, że jeśli mu odmówię, zrobię coś nie tak - ukarze mnie.

Może złamie mi żebro a może skończy się tylko na siniakach.

Powiedział też, że jeśli znów będę próbowała od niego odejść to będą cierpieć moi bliscy a ja nie mogłam pozwolić, żeby coś stało się moim rodzicom lub młodszemu bratu. To były ostatnie bliskie mi osoby, więc musiałam być silna. Dla nich wszystkich.

*

- Później naprawdę ich polubiłam, zyskałam w Bloomfield nowych znajomych, których Hunter jako tako akceptował.

- Bo byli razem i spodziewali się dziecka. - Wywnioskowałam ze wzrokiem wbitym w podłogę.

- Bo spodziewali się dziecka, Jasmine i Jace nigdy nie byli razem.

Uniosłam brwi zaskoczona, nigdy nie byli razem? Dlaczego ja zawsze myślałam, że byli zaręczeni? Chciałam o to zapytać Mallory, ale ten wieczór poświęcałam w stu procentach jej. Nie Jace'owi, nie Jasmine. Tylko jej.

Przesuwałam dłonią po jej włosach zastanawiając się, co mogłoby sprawić, że chodź przez jakiś czas poczułaby się lepiej. Nie wiedziałam czy nadal lubi karmelowe lody, ale postanowiłam zaryzykować.

- Nadal lubisz karmelowe lody? Mam też płyty mojej mamy, które podkradałyśmy jako dzieci.

- Brzmi cudownie, Ari. - Podniosła głowę z moich kolan, jej opuchnięte oczy spotkały się z moimi, również w nie lepszym stanie. - Dziękuję, za wszystko.

- Hej, możemy nie mieć kontaktu przez lata, ale byłaś jedyną dziewczynką, która miała w nosie co mówią inni. Zrobiłaś dla mnie wiele za dzieciaka, pozwól, że teraz ja się odwdzięczę.

- W granicach rozsądku, prawda? - Upewniła się z śmiertelnie poważną miną.

- W granicach rozsądku. - Uśmiechnęłam się słabo i skrzyżowałam palce za plecami.

Hunter pożałuje, że w ogóle na nią wtedy spojrzał.

_______

Do następnego, buziaki, Maddie ♥

Continue Reading

You'll Also Like

691K 18.3K 44
Teodor Grey-syn słynnych państwa Grey. Bogaty, mądry i przystojny 18-nastolatek. Lilianna Jonz- mądra, miła oraz stanowcza 17-nastolatka. Co się sta...
82.6K 5.9K 24
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
12.7K 556 26
Każdego lata Sienna Dias wraz z rodzicami przybywa na La Gorce Island w Miami, gdzie czeka ją nieuniknione współdzielenie dachu z Kieran'em Hathaway'...
201K 6.2K 38
Pierwsza część trylogii "See You" © wildestdreamsbby (17.02.23 - 10.06.23)