My Reborn - TOM II

Galing kay mrbrownbrownie

4K 479 52

Druga część dylogii Bloodworth Higit pa

Prolog
1. Zwykłe życie
16/07
20/07*
3. Brzeg
23/07
4. Wschód
25/07
WAZNA INFORMACJA
5. Nicość
KOLEJNA WAZNA INFORMACJA
6. Pustka
7. Pewność
8. Otwarcie
9. Drugi
10. Haley
11. Seattle
12. Powrót
13. Moreau
14. Odkrycie
15. Sierociniec
16. Żar

2. Szesnaście miesięcy

205 29 2
Galing kay mrbrownbrownie


TW
(Cały rozdział zawiera sceny przemocy psychicznej i fizycznej. Może być ciężki w odbiorze dla wrażliwszych osób)

3 znowu będzie z perspektywy Nathana

*****

Pierwszy miesiąc,

Rozdygotany Nathan przyglądał się coraz bardziej słabnącym zarysom postaci. Nie odważył się jednak rzucić okiem na leżące pod jednym z drzew ciało. W tamtej chwili nie był w stanie uronić z siebie żadnej łzy, chociaż doskonale czuł okropny ucisk w gardle. W końcu odwrócił wzrok i wbił go w swoje pobrudzone błotem buty. Nawet jeżeli chciałby coś powiedzieć, nie udałoby mu się sklecić żadnego zdania. Włożył rękę do kieszeni i zacisnął ją na naszyjniku. Nie zamierzał przejmować się tym, że z jego rozciętej brwi ciekła strużka krwi. W tamtej chwili miał na głowie naprawdę większe zmartwienia.

— Podjąłeś słuszną decyzję, Nathanie. — Usłyszał głos Bruce'a, który siedział obok niego na miejscu kierowcy.

Ty ją za mnie podjąłeś, pomyślał Nathan, ale nie zdobył się na odwagę, aby się odgryźć.

Przemierzali gęste lasy Vancouver aż w końcu wyjechali na jedną z asfaltowych dróg. Nathan oparł swoją głowę o szybę, aby tylko nie spojrzeć na Bruce'a. Doskonale wiedział, że mężczyzna co chwilę mu się przyglądał.

Gdy dojechali pod ogromny hangar, Nathan odpiął pas, który zapinał już z przyzwyczajenia i wstał na proste nogi. Był okropnie zmęczony, zarówno psychicznie i fizycznie. Po wejściu do hali, Bruce skierował go w stronę jednego z pokoi na końcu długiego korytarza mieszczącego się w antresoli. Był ciemny, skromny i przerażający. Łóżko, a raczej materac, mieszczący się w rogu pomieszczenia, nie wyglądał na zbyt wygodny. Oprócz niego w pokoju znajdował się jeszcze stary fotel oraz zniszczony stolik, którego drewniane nogi były zupełnie przeżarte. Jedna komoda obok łóżka również nie prezentowała się atrakcyjnie. Ściany były obdrapane i brudne, a podłoga klejąca. W pomieszczeniu unosił się nieprzyjemny zapach stęchlizny, alkoholu oraz krwi.

Była to pierwsza próba Nathana. Posiadał on bowiem fobię przed brudem. Zacisnął szczękę, gdy jeden z jego butów przykleił się do obdrapanej podłogi. Nie mógł tego znieść. Tak bardzo pragnął z tamtąd uciec. Chciał znaleźć się w ramionach swojej Haley i schronić w nich przed całym światem. Dopiero kiedy ją stracił, zrozumiał, że marnował za dużo czasu na zbędne przemyślenia. Mógł w pełni wykorzystać czas, który był im dany. Zrobił tak wiele błędów, których nie mógł już naprawić.

— Przyjdź na kolację, Nathanie — prychnął złowieszczo Bruce, po czym wyszedł z pokoju.

Pierwsza noc wcale nie była najgorsza. Owszem, nie zmrużył oka nawet na chwilę, jednak ta noc nie mogła równać się z tymi, które dopiero miały nadejść.

Po kilku dniach spędzonych w obskurnym pokoju, Nathan zdecydował się na wyjście z pomieszczenia. Niepewne wychylił głowę, a gdy zauważył, że nikt nie stoi pod jego drzwiami, westchnął i wyszedł na korytarz. Z antresoli dostrzegł Noah, która nonszalancko przemieszczała się po głównej hali. Postanowił ją zaczepić i zadać jej kilka pytań. Ale gdy stanął przed blondynką, wszystkie pytania wyparowały z jego głowy.

Ona go zabiła, pomyślał Nathan.

Czuł, że krew odpływa mu z mózgu i odcina wszystkie funkcje życiowe. Gdyby nie przytrzymał się brudnej ściany, z pewnością by upadł.

Jego Noah zabiła Milesa. Jego Noah okaże się również jego katem.

— Nathanie, jak miło widzieć, że w końcu wróciłeś do żywych! — Głos Bruce'a z echem rozniósł się po hali.

Nathan obdarzył go spojrzeniem przepełnionym bólem. Bruce jedynie się zaśmiał.

— Postanowiłem zostawić cię pod opiekuńczym skrzydłem Noah. — Wskazał ręką na wampirzycę, która nonszalancko przeglądała swoje paznokcie. Dopiero po chwili przeniosła swoje spojrzenie na Nathana. — Na pewno jakoś się ze sobą dogadacie.

Młody wampir był skołowany. Morderczyni jego najlepszego przyjaciela właśnie miała stać się jego mentorką. Czy mogło być jeszcze gorzej?

*****

Drugi miesiąc,

Noah na samym początku próbowała zgrywać cierpliwą i wyrozumiałą, jednak prędko ukazała swoje prawdziwe oblicze.

Z pomocą innych wampirów wiązała ręce Nathana grubym sznurem. Przemoc fizyczna oraz psychiczna była wobec niego stosowana praktycznie codziennie. Noah albo biła go sama, albo wysługiwała się innymi. Jednak to jej ciosy bolały go najbardziej. Uwielbiała go kopać, a same kopnięcia najchętniej wymierzała w brzuch albo twarz.

Nathan nawet nie miał czasu na to, aby przeżyć żałobę. Katowano go zarówno w dzień, jak i w nocy. Zmuszano do picia ludzkiej krwi, a gdy ją wypluwał, dostawał kolejne ciosy. Co zabawne — Bruce przejął rolę dobrego policjanta i sam przynosił mu zwierzęcą krew. Jednak nie robił tego z troski, a z chęci zmanipulowania Nathana.

Cały drugi miesiąc przesiedział w swoim pokoju. Przez trzydzieści dni leżał w swojej krwi. Jednak nie uronił żadnej łzy.

Nie był w stanie również nikomu się przeciwstawić, ponieważ nasilające się poczucie winy nie pozwalało mu na normalną egzystencję. On umierał. Coś zaciskało pętlę na jego szyi i zmuszało do wykonania skoku.

*****

Trzeci miesiąc,

Czerwiec, podobnie jak maj, upłynął pod znakiem przemocy. Jednak Noah przybrała nieco inną taktykę. Oczywiście nadal go katowała, jednak pokusiła się o wzmocnienie ataków psychicznych.

— Gdybyś nie robił z siebie pieprzonego bohatera, to Miles nadal by żył! — rzuciła pewnego dnia. A następnie brutalnie go spoliczkowała.

Codziennie wmawiała mu, że to on jest odpowiedzialny za śmierć najlepszego przyjaciela. A Nathan w końcu zaczął w to wierzyć.

Innego dnia, wraz z pomocą dwójki innych wampirów, przywiązała go do starego, niewygodnego krzesła. Przyłożyła do jego twarzy kawałek materiału, a następnie zaczęła polewać ją wodą z kanistra.

— Veronicę też zabiłeś, nie zdążyłeś jej uratować! Ona nadal mogłaby żyć! Zawsze wszystko niszczysz!

Doskonale znała jego słabe punkty. Wiedziała, że nic nie zaboli go tak bardzo jak zrzucanie winy za śmierć jego ukochanej siostry. Wykorzystała fakt, że znała go przez długie dziesięciolecia i przez kilka ostatnich lat zwierzał się jej z tego, jak bardzo czuł się winny za śmierci Veronici. Nie miała dla niego serca.

Pewnego dnia Nathan znalazł stary notes w jednym z kartonów. Postanowił go ze sobą zabrać i opisywać w nim swoje przeżycia, na wypadek gdyby kiedyś zapomniał o tym, jak bardzo krzywdziła go jego siostra i chciał jej wybaczyć.

*****

Czwarty miesiąc,

W lipcu wiele się zmieniło. Noah wpadła na pomysł, aby upozorować jego śmierć na wypadek, gdyby D'Abernonowie chcieliby go odbić. Oczywiście zapomniała o tym wspomnieć samemu zainteresowanemu.

— Od dzisiaj jesteś Nathanem Bloodworthem — odrzekła, kładąc na stole w pokoju Nathana torebkę z krwią. — Wypij to.

Nathan odmówił. Jego osłabione ciało przyjęło kolejne ciosy. A gdy po wszystkim, w końcu spojrzał w lustro mieszczące się w obrzydliwej łazience, miał ochotę wybuchnąć płaczem. Nie wyglądał jak zdrowy i świeży wampir, którym był jeszcze kilka miesięcy temu. Teraz jego cera była szara i pozbawiona blasku. Oczy podkrążone i przekrwione, a usta wysuszone. Nie było miejsca na jego twarzy, które nie byłoby obite. Wszędzie widniały siniaki oraz małe rozcięcia. Teraz w ogóle nie przypominał siebie. Jako że nadal wzbraniał się przed piciem ludzkiej krwi, rany goiły się niesamowicie wolno.

Bruce sprytnie wykorzystał jego kryzys psychiczny i bardzo się do niego zbliżył. Perfekcyjnie odgrywał rolę. Do tego stopnia, że przy Nathanie potrafił porządnie zrugać Noah, który wchodziła przez to z pomieszczenia ze zbolałą miną. A gdy sam Bruce wychodził z pokoju Nathana, posyłał Noah kpiący uśmiech.

Wybranie Noah na mentorkę Nathana tłumaczył tym, że skoro są rodziną, będzie im się łatwiej dogadać. W rzeczywistości po prostu chciał złamać go bardziej i szybciej.

Problemy ze snem Nathana zaczęły się pogłębiać. Czasami nie spał w ogóle, czasami dwie godziny, a czasami przesypiał cały dzień (za co oczywiście spotykała go kara od Noah). Po czterech miesiącach Nathan przestał w ogóle przypominać samego siebie. Powoli zaczął odchodzić od zmysłów. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nadal nie mógł w spokoju przeżyć żałoby. Miał tak zajęte myśli, że mógł powrócić do wydarzeń z dziewiętnastego marca jedynie na krótką chwilę dziennie. Oczywiście w przerwie od kar cielesnych od Noah. Chociaż ciężko było to nazwać karami, gdyż były to jedynie akty bezsensownej przemocy dokonywane na osobie w ogromnym kryzysie psychicznym.

Biła go za wszystko. Za to, że nie odwzajemnił jej uśmiechu. Za to, że nie zdążył wystarczająco szybko się z nią przywitać. Za to, że spojrzał na nią krzywo.

Ale najczęściej katowała go bez powodu.

*****

Piąty miesiąc,

W sierpniu Nathan powoli zaczynał obojętnieć. Doskonale wiedział, że nie czeka go nic ponad przemoc fizyczną i psychiczną. Godzinami siedział zamknięty w pokoju i wgapiał się w ścianę. Wtedy nie myślał o niczym, ponieważ wspomnienia bywały boleśniejsze niż ciosy Noah. Na początku jego nadzieją była Haley, ale po pięciu miesiącach rozłąki również o niej zaczął myśleć coraz rzadziej. Czasami zastanawiał się nad tym, czy ona w ogóle kiedykolwiek istniała. Uświadamiał sobie, że tak, gdy brał do ręki naszyjnik i obracał go między palcami.

W połowie sierpnia do jego pokoju wpadła zirytowana Noah. Nathan bez zawahania wstał z miejsca i skierował się z nią do piwnicy ogromnego hangaru. Usiadł na krześle i czekał na kolejne ciosy. Jednak tamtego dnia wiele się zmieniło. Bo tamtego dnia Noah pierwszy raz oblała jego twarz wywarem z Krwawnika. Ból, który zawładnął jego ciałem, był nie do zniesienia. Przez kilka godzin trząsł się z bólu oraz krzyczał w niebogłosy. W końcu zemdlał.

Obudził się dopiero trzy dni później. Osiemnastego sierpnia złamał się kolejny raz.

— Wypij to — odparła Noah. Jej głos był beznamiętny, jakby zupełnie wyprany z emocji. Podała mu do rąk torebkę z krwią. Niestety ludzką. W drugiej dłoni trzymała kubek z wywarem z Krwawnika. — Jeżeli tego nie wypijesz, to wypijesz to. — Rozciągnęła twarz w szatańskim uśmiechu i uniosła ku gorze kubek w wywarem z morderczej rośliny.

Nathan przymknął powieki. Z trudem przyłożył do siebie torebkę, a następnie ją przechylił. Wypił całą zawartość za jednym haustem. Miał ochotę wypluć krew, jednak wiedział, że ten ruch skończyłby się dla niego tragicznie. Z trudem przełknął krew, nawilżając przy tym swoje wyschnięte gardło.

— Dobry chłopiec — rzuciła z przekąsem blondynka, potem nachyliła się nad nim i wymierzyła mu cios w twarz.

Taka już właśnie była. Nie przejmowała się tym, że zostawia na nim rany, których nikt nie będzie w stanie potem zaleczyć. Chciała go zniszczyć, bo czuła do niego obrzydzenie. Natomiast nie był to jedyny powód, dla którego się nad nim znęcała. Ona była po prostu zazdrosna.

Była piekielnie zazdrosna o to, że Bruce całą swoją uwagę poświęcał Nathanowi. To ona chciała być jego pupilkiem i prawą ręką. Zamiast niej wybrał Nathana, który nawet nie chciał być jednym z nich. Bruce nigdy nie wytłumaczył jej tego, dlaczego akurat padło na niego. Nie chciał nawet zaczynać tego tematu.

— Dlaczego? — Padło z ust Nathana. Jego głos był cichy i bardzo słaby. Obawiał się tego, że Noah nawet tego nie usłyszy.

— Co? — Założyła ręce na piersiach i wydała z siebie głośne parsknięcie.

— Dlaczego mi to robisz? — burknął nieco głośniej. Krew spływająca z jego nosa pobrudziła beton. — Czemu?

Nathan nawet nie był w stanie się podnieść. Był tak bardzo osłabiony, że nie czuł nawet własnych kolan, na których właśnie się opierał. Nagle poczuł zawroty głowy, a chwilę później zwymiotował. Był tak słaby, że jego ręce się załamały, a sam opadł na twardy beton. Noah roześmiała się jeszcze bardziej.

— Właśnie dla tego. — Splunęła w jego stronę, a potem zostawiła go samego w piwnicy, w której spędził ostatnie trzy dni.

Właśnie wtedy sobie uświadomił, że już nie ma siły walczyć. Od ponad stu dni był bity codziennie. Na starych ranach ciągle otwierały się nowe. Ale powoli zaczynał sobie zdawać sprawę z tego, że ból fizyczny zagłuszał ból psychiczny.

Kolejnego dnia pierwszy raz wyszedł na zewnątrz. Gdy sierpniowe słońce przyświeciło mu w oczy, natychmiast jest zmrużył. Gdy się rozglądnął, nie dostrzegł obok siebie Noah. Postanowił pędem rzucić się w ucieczkę. Nie pobiegł jednak daleko, ponieważ po kilkunastu metrach po prostu upadł. Leżał tak przez kilka minut, aż w końcu poczuł na sobie dotyk czyichś rąk. Dwóch krwiopijców zawlekło go do piwnicy, w której już czekała na niego Noah. Tamtego dnia biła go tak mocno, że kolejny raz zemdlał. Kiedy się obudził, sierpień właśnie dobiegał do końca.

Od razu poczuł ogromny ból, który rozprzestrzeniał się na jego klatce piersiowej. Uniósł do góry czarną, przepoconą i brudną koszulkę, aby zobaczyć na swojej skórze rozcięcie. Ciągnęło się od lewego sutka, aż do połowy brzucha. Brzucha, który niegdyś niezwykle umięśniony, teraz przypominał jedynie skórę i kości. Przybliżył dłoń do rany, przez co ciężko zasyczał. Od razu spostrzegł, że nacięcie zostało wykonane nożem ze srebra. Oznaczało to mniej więcej tyle, że ta blizna pozostanie z nim na długo.

I właśnie wtedy zaczął się zastanawiać nad tym, po co tak właściwie był im potrzebny. Do tego, aby mogli się nad nim znęcać? Miał być ich workiem treningowych? Kukiełką, na której mogliby się wyżywać? Czemu po prostu nie mogliby go zabić?

W ciągu całego miesiąca wypowiedział może jedynie kilka słów. To właśnie wtedy zaczął odzywać się coraz mniej. Zazwyczaj odpowiadał na pytania jedynie zdawkowo, ponieważ najzwyczajniej w świecie się bał. Tak strasznie bał się tego, że jeżeli spróbuje sklecić nieco dłuższe zdanie, zostanie dotkliwie pobity. Powoli zaczął zamykać się w sobie coraz bardziej.

*****

Szósty miesiąc

Czy jakakolwiek walka miała jeszcze sens? Po co miałby się bronić? Dlaczego miałby walczyć?

Czasami przez krótką chwilę zastanawiał się nad tym, czy inni jeszcze o nim pamiętali. Czy Clara wchodziła do jego pokoju i w nim sprzątała, bo nadal wierzyła w to, że kiedyś wróci do domu? Czy Theo przewidywał jego przyszłość przez rysunki na ścianie? Czy Audrey i Eugene wyrzucili jego ulubiony kubek? Czy jego pokój w ogóle nadal był jego pokojem? Jednak najmocniej zastanawiał się nad tym, czy Haley była bez niego bezpieczna. Żywił nadzieję, że zajęła się nią Clara, która otoczyła ją pomocnym ramieniem. Rozmyślał nad tym, czy Haley nadal była tak piękna i wrażliwa, jak pół roku temu. Coraz mocniej żałował, że nie poświęcał jej więcej czasu i nie powiedział tego, jak bardzo była dla niego ważna.

— Hej Nate. — Do jego pokoju właśnie weszła Noah. Rzuciła mu na stół czarne spodnie oraz koszulkę. Był w tak złym stanie, że sam nie pamiętał, kiedy ostatnio się przebierał. — Zakładaj to. Dzisiaj czeka cię ważny dzień.

Koszulka, którą na siebie założył, była kilka rozmiarów za duża. Może jeszcze kilka miesięcy wcześniej by na niego pasowała, jednak po wielu tygodniach głodu jego sylwetka uległa diametralnej zmianie. Jedynym plusem tego, że koszulka była za duża, było to, że nie przywierała do jego rany.

Uniósł wzrok na swoje wychudzone ręce i dopiero wtedy dotarła do niego bolesna prawda.

Jego bliscy na niego nie czekali. Oni go nawet nie szukali. W ciągu pół roku nie zjawili się tutaj ani razu. Dlaczego Eugene nie chciał go odbić? Czemu Audrey nie wyszła z taką propozycją? Nie mógł winić za to Haley, bo przecież była tylko człowiekiem, jednak dlaczego cała reszta nie kiwnęła nawet palcem, aby go uratować? Czy naprawdę był dla nich tak nieważny? Po tylu wspólnych latach po prostu się poddali? Właśnie wtedy powoli zaczynał ich nienawidzić. Owszem, nie mogli być świadomi tego, jaki los zgotowała mu Noah, ale doskonale wiedzieli, że nie siedział z Brucem z własnej woli. Czemu nikt go nie szukał? Dlaczego nikt za nim nie tęsknił? Sam byłby w stanie oddać dla nich swoje życie i zrobiłby to bez wahania. Czemu tak niewiele dla nich znaczył? Noah miała rację. Był dla nich nikim.

Niepewnym krokiem wyszedł z pokoju. Przed drzwiami zastał Noah. Kazała mu iść przed siebie z wysoko uniesioną głową. W końcu znaleźli się w pokoju, w którym kiedyś przebywał z Brucem. Gdy na pamiętnej podłodze zobaczył związaną kobietę, doskonale wiedział, jakie Noah wyznaczy mu zadanie.

— Nie — odrzekł stanowczo. Cóż, raczej starał się być stanowczy, bo w rzeczywistości brzmiał jak pobity szczeniak. Tak też się czuł.

— Nate — zaczęła twardym tonem — mam już tego dość. Do ciebie naprawdę nic nie dociera. Jesteś do tego powołany, chłopaku! To tylko jeden człowiek!

Jej irytacja się spotęgowała, gdy odwrócił wzrok. Kiedy Nathan myślał, że kolejny raz go pobije, Noah wpadła na sprytny plan, który z pewnością miał przekonać go do tego, aby jednak zamordować kobietę.

— Jeżeli nie ona, to Haley.

Zmarszczył czoło, nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi. Jednak gdy w końcu zrozumiał sens jej słów, miał ochotę zacząć krzyczeć, ale zdawał sobie sprawę z tego, że to i tak by nic nie dało. Znał Noah i wiedział, że byłaby do tego zdolna. Przecież kilka miesięcy temu bez zawahania rozszarpała Milesa.

— Żartujesz sobie ze mnie? — prychnęła wściekle. — Naprawdę myślisz, że tego nie zrobię? Poderżnę jej gardło na twoich oczach, rozumiesz? Wykrwawi się jak świnia. A wiesz co zrobię potem? — Zbliżyła się do niego i spojrzała na niego z wyższością. Zupełnie nie przejmowała się tym, że była od niego sporo niższa. — Potem zliżę każdą krople jej krwi. I to wszystko zrobię na twoich oczach, rozumiesz kurwa?

Chciał zaprzeczyć lub się na nią rzucić, ale nie był w stanie. Jego nogi powiodły go w kierunku przerażonej kobiety. Ukucnął przed nią i poczuł jak łzy stają w jego oczach. Tak bardzo nie chciał zrobić jej krzywdy. On był zbyt wrażliwy. Zbyt dobry. Nie zasługiwał na zło, które go dopadło. Popełnił w życiu wiele błędów, ale nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał zapłacić za nie w tak okropny sposób.

— Przepraszam — odrzekł łamiącym się głosem. Chciał dodać coś więcej, ale wiedział, że nie skończyłoby się to zbyt dobrze. Znowu bał się tego, że za wypowiedzenie kolejnych słów zostanie pobity do nieprzytomności.

Zamknął powieki, a chwilę później zatopił kły w szyi nieznajomej kobiety. Nie czuł euforii, szczęścia czy ekscytacji. Czuł żal.

Nie upił zbyt dużo krwi, ponieważ nie miał na to żadnej ochoty. Wiedział, że po prostu powinien ją zabić. Myślał, że odczuje jakiekolwiek wyrzuty sumienia, jednak nic takiego nie miało miejsca. Czuł pustkę.

Ku jego uciesze — Noah odpuściła mu na tydzień.  Od Bruce'a dowiedział się, że na jakiś czas wyjechała z Yakimy. Jednak nawet to nie było w stanie poprawić mu samopoczucia.

— Kiedyś będzie lepiej, Nathanie. — Usłyszał obok siebie głos Bruce'a, kiedy ten zajął obok niego miejsce na obdrapanej kanapie. Właśnie obserwowali z góry trening nowych krwiopijców. — Kiedyś sam będziesz ich szkolić.

— Czemu jej na to pozwalasz? — Było to chyba najdłuższe zdanie wypowiedziane przez Nathana od minionych tygodni. Czasami miał wrażenie, że zapomniał o tym, jak się w ogóle mówi. Przez to, że Noah wlewała mu do przełyku wywar z Krwawnika, często bolało go każde wypowiadane słowo.

— Cały czas z nią o tym rozmawiam, Nathanie. Ciągle się za tobą wstawiam. Sam już mam tego dość. Przecież ona nie może cię tak traktować! — Uniósł głos. — Muszę coś z tym zrobić. I zrobię, obiecuję Nathanie.

Nathan nijak na to nie odpowiedział. Zastanawiał się czy wampiry ćwiczące pod nimi też musiały przejść to, co on. I dlaczego on nie mógł ćwiczyć jak oni? To byłoby dużo prostsze, niż bycie pod opieką Noah. Był już tak bardzo wycieńczony fizycznie i psychicznie, że przez tydzień jej nieobecności, powoli zaczął za nią tęsknić. Była jego oprawcą, a on jej ofiarą. Zupełnie się od niej uzależnił.

— Chcę cię gdzieś zabrać, mój drogi. — Nathan nawet nie odwrócił głowy, gdy Bruce wypowiedział te słowa. — Chodź.

Niepewnie wstał z miejsca, a następnie ruszył za mężczyzną. Zdziwił się, gdy ten zabrał go do lasu. Po kilku minutach marszu, który był dla Nathana piekielnie bolesny, w końcu dotarli na mały cmentarz. Nathan już nawet nie był zaskoczony, gdy zobaczył krzyż ze swoim imieniem i nazwiskiem.

— Od przyszłości trzeba się odciąć, Nathanie. Nie można ciągle nią żyć. — Mężczyzna założył ręce na klatce piersiowej i cicho westchnął. — Byłem u twojej rodziny, przyjacielu. Kilka tygodni temu. — Po tych słowach poczuł ukłucie w sercu. — I jestem cholernie zły na to, że o tobie zapomnieli. Nie mogłem w to uwierzyć. Zaproponowałem im, aby kiedyś cię odwiedzili, ponieważ ostatnio nie było z tobą najlepiej, ale nie zgodzili się. Nie chcę przytaczać słów, które wypowiedzieli w twoim kierunku.

— Co... powiedzieli?

— Och, nie powinienem cię stresować. — Kolejny raz tylko westchnął. — Ale zasługujesz na prawdę. Powiedzieli, że poczuli ulgę, kiedy odszedłeś. Tak ciężko mi o tym mówić, Nathanie. Tak bardzo mi przykro. Powiedzieli, że nigdy nie powinieneś tam wracać. A ta ruda wprost zasugerowała, że jesteś winny śmierci Veronici i Milesa.

Nathan był tak bardzo zmanipulowany, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że wszystkie słowa wypadające z ust Bruce'a były po prostu obrzydliwym kłamstwem.

— A Haley... — Specjalnie zrobił z siebie dramatyczną przerwę, aby zwrócić na siebie uwagę Nathana. Chłopak w końcu odważył się na niego spojrzeć. — Haley już ma kogoś nowego. A co ciekawe, też jest wampirem. Przeprowadził się do Vancouver zaledwie kilka miesięcy temu.

— Nie, raczej nie...

— Nie? — prychnął złowieszczo. — Tyle była warta twoja miłość. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym szybciej będziesz mógł zacząć normalnie żyć. Ale przynajmniej masz nauczkę. W życiu możesz liczyć tylko na siebie. I pamiętaj, że ludzie są tylko pożywieniem. Żaden z nich nie jest wart twojego zachodu. A szczególnie ona.

W tamtej chwili życie Nathana właśnie kolejny raz się skończyło. Osoba, której oddał część swojego poranionego serca, tak po prostu o nim zapomniała, podczas gdy on nadal o niej myślał. Chciał wtedy po prostu się rozpłakać, jednak nie był w stanie. Znowu żadna łza nie spłynęła po jego policzku.

*****

Siódmy miesiąc

Nathan nie pamiętał, kiedy ostatnio się uśmiechnął. Chyba siedem miesięcy temu.

Gdy skulony siedział w pokoju i przyjmował kolejne uderzenia od Noah, która chwilę wcześniej zmusiła go do wypicia wywaru z Krwawnika, przypatrywał się brudnej ścianie naprzeciwko bez żadnych emocji.

On się poddał.

Jednak nadal czuł awersję przed tym, aby wypić ludzką krew. Być może jakaś jego część ciągle się przed tym wzbraniała.

Zaczął kreślić na ścianie wizerunki swoich bliskich. Jako pierwszą skreślił Haley. Nożyczkami przeciął jej podobiznę do tego stopnia, że wyrył w ścianie ogromną dziurę. Sam nawet nie pamiętał, kiedy w przypływie furii sam pokaleczył się ostrzem. Przez całą noc rył w jej podobiźnie, pomimo że od kilku godzin po rysunku nie było żadnego śladu. Dopiero kolejnego dnia przekreślił wszystkich pozostałych.

Był tak zły, że zaczął przerzucać po pokoju meblami. Stolik został doszczętnie zniszczony, a mała komoda wyglądała trzydzieści razy gorzej niż w momencie, gdy zobaczył ją pierwszy raz. Nagle poczuł na sobie wzrok Bruce'a oraz Noah, którzy właśnie stanęli w progu jego pokoju. Posłał im przepraszające spojrzenie, jednak oni nijak tego nie skomentowali. Po prostu zatrzasnęli za sobą drzwi.

Oboje skierowali się do pokoju Bruce'a, który wyglądał niczym wyciągnięty z hotelu o wysokim standardzie. Usiedli na fotelach przy małym stoliku.

— Nie przypuszczałem, że zajmie mu to aż tyle czasu, ale w końcu widzę postępy — odrzekł szczerze mężczyzna. Noah skinęła głową. — Ale musisz złamać go jeszcze bardziej.

— Jak mam to zrobić? — spytała, przybierając niewzruszoną minę.

— On nienawidzi współczucia, Noah. Na każdym kroku staraj się go pocieszać. Mów mu, że oni na niego nie zasługiwali. Szczególnie obrzydź mu tego człowieka.

— Nie jestem zbyt dobra we współczuciu — zaśmiała się blondynka. Bruce lekko się uśmiechnął.

— I to w tobie cenię, kochana — odparł, odchylając się do tyłu. Splótł ręce za głową. — Ale nie przejmuj się. On już nie odróżnia fikcji od rzeczywistości. Stawiam, że za miesiąc będzie gotowy na to, aby zacząć treningi siłowe. Wygląda tak żałośnie. Kiedy mówiłem, że powinnaś go trochę męczyć, nie miałem na myśli tego, abyś doprowadziła go do stanu agonalnego.

— A to źle? Nawet nie wiesz jaką satysfakcję czuję, gdy leję tego śmiecia. — Jej ton był przepełniony kpiną. — Jeszcze nigdy nie widziałam go tak rozwalonego psychicznie. Przecież on już ledwo co kontaktuje.

— Dobrze — mruknął ze spokojem Bruce. — Masz jeszcze sposób na to, jak go pomęczyć? Jakiś film? Piosenka? Potrzebuję czegoś co rozpieprzy go jeszcze bardziej.

— Coś się znajdzie.

— Nie zapominaj o tym, żeby mówić mu o tym jak bardzo mu współczujesz, kiedy będziesz go bić. — Noah przytaknęła. — I więcej Krwawnika, kochanie. No i zostaw mu jeszcze kilka blizn. Może jakąś na twarzy? Albo nie na twarzy. — Mężczyzna machnął ręką. — Na szyi.

Zadowolona dziewczyna wstała z miejsca i ruszyła w kierunku pokoju Nathana. Po drodze zgarnęła ze swojego pokoju mały głośnik. Gdy weszła do pokoju Nathana, zastała go siedzącego na łóżku i kreślącego coś po ścianie. Włączyła jedną z jego ulubionych piosenek, a następnie się do niego zbliżyła.

Wymierzała w niego kolejne ciosy, krzycząc przy tym, jak bardzo mu współczuje. Chłopak już nawet się nie bronił.

Say that you'll never, never, never, never need it One headline, why believe it? Everybody wants to rule the world

Tamtego dnia Nathan znienawidził piosenkę, która do tej pory kojarzyła mu się z osobą, której oddał swoje serce.

*****

Ósmy miesiąc

Pewnego listopadowego dnia Nathan mógłby przysiąc, że wyczuł zapach Clary. Był bardzo niewyraźny, ale poznałby go wszędzie. Zapewne kilka miesięcy wcześniej ruszyłby w jej kierunku i padł u jej stóp, błagając przy tym, aby go zabrała, jednak teraz nie chciał mieć z nią nic wspólnego. I tak wiedział, że nie przyjechała do niego. Zamiast do niej zejść, podszedł do ściany, gdzie jeszcze kilka tygodni temu mieściła się jej podobizna i zaczął kreślić po tym miejscu nożyczkami. Kolejny raz zignorował ból, który sam sobie zadał ostrzem. Jego oczy były puste i wyprane z jakichkolwiek emocji.

Rył w tym miejscu dziurę przez dobre kilka godzin. Wpadł w trans, z którego nie mógł się wyrwać. Potem nagle zaczął uderzać głową o twardą ścianę. Bił w nią tak długo, aż nie zobaczył przed oczami ciemności. Wstał dopiero kilka dni później. Był na tyle osłabiony, że ledwo uniósł powieki. Poczuł przy sobie zapach ludzkiej krwi. Nie protestował gdy Noah kazała mu ją wypić. Jednak nawet krew nie była w stanie zatrzymać tego, że jego włosy zaczynały wypadać mu płatami.

Nie protestował również wtedy, gdy Noah zgoliła mu głowę na łyso. Nigdy nie wyglądał tak źle jak wtedy. Nigdy nie był również tak chudy, jak wtedy. Wszystkie ubrania z niego spadały. Ale wcale się tym nie przejmował. Po ośmiu miesiącach męki nie był w stanie wyjść nawet z łóżka.

— Oni na ciebie nie zaslugiwali, Nathan. — Usłyszał za swoimi plecami brunet. Nie był w stanie nawet się odwrócić. — Haley to zwykła dziwka, rozumiesz? Clara na pewno zrobiła z twojego pokoju jakieś gówno. Z pewnością wyrzuciła wszystkie twoje rzeczy do kontenera. Theo cały czas się z ciebie śmiał, a Audrey i Eugene już dawno o tobie zapomnieli. A Miles tak naprawdę nigdy cię nie lubił.

— Przestań — odrzekł skruszonym tonem. Było to pierwsze słowo, które wypowiedział od kilku tygodni. — Oni tacy nie są.

Noah miała już serdecznie dość tego, że cały czas się opierał. Minęło osiem miesięcy, a on nadal ich bronił. W szale chwyciła go za koszulkę i przyszpiliła do ściany.

— Czy ja cię się pozwoliłam odezwać?! Pozwoliłam?! — Jej furia rosła z sekundy na sekundę. — Już nigdy więcej nie odezwiesz się bez pozwolenia, ty jebany smieciu!

Tamtego dnia na jego ciele pojawiła się kolejna blizna. Tym razem na szyi.

*****

Dziewiąty miesiąc,

Gdy Nathan pierwszy raz próbował sobie odebrać życie pewnego grudniowego wieczoru, wściekła Noah znowu pobiła go do nieprzytomności. Następnego dnia obudził się w zupełnie innym miejscu.

Zszokowany, rozejrzał się po pokoju, który z pewnością nie należał do niego.

— Od dzisiaj zamieszkasz tutaj. — Odwrócił wzrok w stronę Bruce'a. — Tutaj będzie ci lepiej.

Pokój wyglądał o niebo lepiej od poprzedniego. Zamiast materaca mieściło się w nim łóżko. Miał w nim nawet małą szafę, regał z książkami, dwa fotele oraz stolik. Ściany nie wyglądały już tak przerażająco. Teraz miały brązowy odcień i były obdrapane tylko gdzieniegdzie, a podłoga wcale się nie kleiła. Gdy dostrzegł w rogu pokoju mop oraz miotłę, zmarszczył czoło. Nie widział ich od tak dawna, że nie był pewien czy w ogóle będzie w stanie ich używać.

— Twój telefon i słuchawki — odrzekł, kładąc na biurku owe przedmiotu. — Wyczyściłem z niego wszystkie zdjęcia oraz inne dane. W poniedziałki zaczynasz grę na pianinie, a w czwartki będziesz mieć treningi.

Zupełnie nic mu to nie mówiło, ponieważ nie wiedział, jaki obecnie był dzień tygodnia. Zupełnie zapomniał również o swoim telefonie.

— Tylko proszę, nie rób tego więcej, Nathanie. Jesteś dla mnie syn. — Bruce poklepał go po ramieniu, na co Nathan momentalnie się wzdrygnął. — Przecież nie zrobię ci krzywdy, synu. To wszystko jest dla twojego dobra.

W Nathanie zrobiła się nadzieja na to, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Być może Bruce był w stanie zapewnić mu nowe lepsze życie.

Jednak nadzieja umarła wieczorem, gdy do jego pokoju przyszła Noah i dotkliwie go pobiła. Gdy oblewała go wywarem z Krwawnika, krzyczała:

— Masz zabić ich wszystkich! Gdy tylko ich spotkasz masz ich zabić, rozumiesz?! — Chwyciła go za fraki i mocno nim potrząsnęła. — Zabijesz ich? Odpowiedz mi, smieciu!

Nathan jedynie skinął głową, przez co kolejny raz dostał w twarz.

— I masz się nie odzywać do końca miesiąca!

I tak bym tego nie zrobił, przemknęło przez głowę Nathana.

Czy ktokolwiek stał po jego stronie? Czy ktokolwiek mu współczuł? Być może Alfie, jednak on również nie kwapił się do tego, żeby go stamtąd wyciągnąć. Widywali się kilka razy w tygodniu, a w ciągu ostatnich miesięcy nawet się polubili.

Pewnego dnia usiadł przy nim na jego łóżku i ciężko odetchnął.

— Chciałabym ci pomóc — rzucił, oczekując przy tym na jakąkolwiek reakcję bruneta. — Czemu ty się w ogóle nie bronisz, Nate? Nie mogę ci pomóc dopóki sam się im nie sprzeciwisz! Już kilkanaście razy rozmawiałem o tym z Brucem, ale ten za każdym razem mówił, że musisz w końcu się otrząsnąć. I wiesz co? On ma rację. Rozumiem, że cierpisz, ale musisz w końcu zacząć żyć! Nie poddawaj się, Nathan! Masz dla kogo żyć! Masz...

— Nie mam — wtrącił, spoglądając na obdartą ścianę. — Już nie.

— O czym ty mówisz? Masz rodzinę! Jeżeli w końcu się poddasz i zaczniesz współpracować z Brucem, to wyjdziesz na prostą, to będziesz mógł się z nimi zobaczyć! Będziecie mogli porozmawiać. Nate, błagam, walcz.

Słowa Alfiego nie miały dla niego żadnego znaczenia. Nathan już dawno temu stracił nadzieję. W tamtej chwili marzył wyłącznie o tym, żeby przejść na drugą stronę i opuścić ten przepełniony bólem świat.

*****

Dziesiąty miesiąc,

Czwartego stycznia Noah znowu zgoliła mu głowę, a on nie był już w stanie patrzeć na siebie w lustrze.

Ale niezaprzeczalnie wyglądał lepiej. Odkąd Bruce kazał mu trenować zaczął przybierać na sile. Coraz chętniej sięgał po ludzką krew, jednak nadal nie odważył się zabić człowieka. Blizny na jego ciele nieco się zmiejszyły, jednak Nathan doskonale wiedział, że zostaną z nim na długie lata. Usilnie starał się zakryć bliznę na szyi, jednak nie był w stanie, ponieważ jedyne ubrania jakie posiadał, całkowicie odsłaniały jego defekt. Przez myśl przeszło mu to, że jak Bruce kiedyś pozwoli mu coś kupić, to na pewno kupi golf.

W środku stycznia został tak okropnie pobity przez Noah, że obudził się dopiero po trzech dniach. Nie pytał dlaczego to zrobiła, ponieważ doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

Po prostu sobie na to zasłużyłem.

Nie mógł jednak zaprzeczyć, że dzięki treningom oraz krwi czuł się coraz silniejszy. Na dodatek polubił grę na pianinie.

Kiedy przeglądnął się w lustrze, od razu je zbił. Wyglądał tak żałośnie bez swoich ciemnych włosów oraz z praktycznie samą skórą i kośćmi na twarzy.

Dziesiątego miesiąca swojego piekła zaczął nienawidzić samego siebie. Być może było to straszne i przygnębiające, ale również w jakiś osób kojące. W końcu zaczął czuć coś więcej niż tylko obojętność.

Również w tym miesiącu nasiliły się jego ataki furii, co bardzo nie spodobało się Noah. Znowu powrócili do punktu wyjścia. Znowu zaczęła bić go codziennie. Najgorsze były jednak ataki psychiczne, który były mocniejsze niż dotychczas. Pozwoliła mu uwierzyć w to, że jest nic dla nikogo nie znaczy.

A on nadal się nie bronił. Przynajmniej nie wtedy.

*****

Jedenasty miesiąc,

— Już nic dla nikogo nie znaczysz! — krzyknęła Noah, która właśnie weszła do jego pokoju. Wyrwała z jego ręki książkę, którą właśnie czytał i cisnęła nią o ścianę.

Nathan nagle wstał z miejsca i zaczął nerwowo oddychać.

— Jesteś nic niewartym gównem!

Gdy chciała wymierzyć mu policzek, ten nagle złapał ją za rękę. Zaskoczona, cicho jęknęła. Przygwoździł ją do ściany i złapał za gardło. W ogóle nie myślał nad tym, co zrobił. Ale miał już dość jej ataków, był nimi zbyt zmęczony. Jego oczy zapaliły się ze wściekłości.

Po jedenastu miesiącach bycia ofiarą przemocy psychicznej i fizycznej, postanowił się postawić. Wtem poczuł na sobie dłonie Bruce'a. Mężczyzna nie wydawał się zadowolony z jego reakcji. W środku jednak był przeszczęśliwy. Jego plan w końcu zaczął się realizować. Musiał jednak udawać przejętego jego zachowaniem.

— Nathanie — odrzekł miękko. — Padnij na kolana i przeproś siostrę.

Na początku nie chciał tego zrobić, jednak postanowił spełnić rozkaz Bruce'a. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, kolejny raz dostał mocny cios od Noah. Bruce wyszedł z jego pokoju i pozwolił na to, aby Noah brutalnie się z nim rozprawiła.

Właśnie wtedy poprzysiągł sobie, że prędzej umrze, niż kiedykolwiek znowu przed kimś uklęknie.

Kilka dni po tym incydencie przyszedł do pokoju Bruce'a. Lekko zapukał, a następnie zamknął za sobą drzwi.

— Synu — odrzekł zadowolony Bruce — co cię tutaj sprowadza?

— Jestem gotowy — odrzekł zdawkowo.

— Na co? — Bruce zmarszczył czoło.

— Chcę zabić.

*****

Dwunasty miesiąc,

Rok po tragedii w Vancouver Nathan oficjalnie stał się chʼį́įdii. Albo dopiero zaczynał nim być. Wpadł w szał zabijania i powoli stawał się maszyną, której nie dało się zatrzymać.

Bruce z uśmiechem przyglądał się chłopakowi, który zaciekle ćwiczył, aby odbudować masę mięśniową. I szło mu to zaskakująco szybko. Jego dni wyglądały tak samo. Rano wstawał o szóstej, potem szybko sprzątał w swoim pokoju, zaczynał trening, potem grał na pianinie, a wieczorem wychodził na polowanie.

Od miesiąca Noah nie dotknęła go ani razu. W zasadzie to zdawało mu się, że zaczęła go unikać. Być może nawet sama zaczęła się go bać.

— Synu, jestem z ciebie taki dumny.

Bruce wszedł do jego pokoju i usiadł na jego łóżku. Znał Nathana już tyle czasu, że nie mógł spodziewać się tego, że odwzajemni jego uśmiech. Nathan jedynie skinął głową i wrócił do robienia pompek.

— Kilka dni temu byłem w Vancouver. — Być może oczekiwał po Nathanie jakiejś reakcji, jednak ten nadal pozostał niewzruszony. — Widziałem Haley. Szła za rękę z tamtym wampirem. Wyglądali na bardzo zakochanych. Przykro mi.

Bruce'a chciał przekonać się, czy jego zmyślone rewelacje zrobią na Nathanie jakiekolwiek wrażenie, jednak srogo się przeliczył. Nathan nadal robił pompki. Bruce postanowił więc zajrzeć do jego głowy i dowiedzieć się, czy Nathan może jeszcze o niej myśli.

Ku jego uciesze — nie myślał już od dobrych kilku miesięcy. Nienawidził jej tak samo, jak całej reszty.

Pod koniec marca Nathan usiadł przy starym pianinie mieszczącym się w piwnicy. Miał wrażenie, że dopiero gdy śpiewał, mógł wypowiedzieć więcej niż dwa słowa na krzyż. Przymknął swoje powieki, gdyż znał rozkład klawiszy już na pamięć.

You take my self, you take my self control. You got me livin' only for the night. Before the morning comes, the story's told. You take my self, you take my self control.

Dopiero gdy śpiewał, czuł, że jego emocje wychodzą na wierzch. Owszem, nie przepadał za śpiewaniem i nie za bardzo mu to wychodziło, ale w jakimś stopniu było to dla niego kojące.

I, I live among the creatures of the night. I haven't got the will to try and fight, against a new tomorrow, so I guess I'll just believe it, tomorrow never knows.

Wtem przypomniał sobie, że właśnie tę piosenkę nucił podczas jednej z przejażdżek z Clarą. Z impetem zamknął klawisze. Ułożył łokcie na klapie, a następnie oparł na nich głowę.

Powoli zaczęło do niego docierać to, jak bardzo ich wszystkich nienawidził. Czuł się okropnie zraniony. Gdyby jeszcze pół roku temu by przed nim stanęli, to rzuciłby się im do stóp i rozpłakał. Jednak teraz rany były na tyle duże, że nie był w stanie myśleć o nich bez obrzydzenia. Pewne było jednie to, że nigdy nie wybaczy im tego, że tak po prostu ich zostawili. Wtedy znowu miał największy żal do Haley. Czemu tak łatwo o nim zapomniała?

Poprzysiągł sobie, że jeżeli jeszcze kiedyś ją zobaczy, to od razu ją zabije. A tej obietnicy akurat zamierzał się trzymać.

Podczas gdy on przeżył najgorszy rok w całym swoim życiu, jego bliscy zapewne nawet o nim nie pomyśleli. Przez rok znosił poniżania i przemoc, która go wyniszczyła do takiego stopnia, że nadal nie był w stanie skleić całego zdania. Mimo że Noah dała mu spokój, zaczął miewać koszmary. Wszystkie krążyły wokół tortur jakie mu zgotowała. Najbardziej nienawidził, gdy polewała go Krwawnikiem albo wbijała srebrny nóż w skórę. A najgorsze w tym wszystkim było to, że Nathan był świecie przekonany o tym, że na to zasłużył.

Codziennie budził się w nocy z krzykiem. Zawsze wtedy najpierw dotykał swoich włosów, aby zobaczyć czy nadal tam są. Gdy chodził łyso, nienawidził się jeszcze bardziej. Na szczęście Bruce przyniósł mu kilka golfów, którymi mógł w końcu zakryć swoją bliznę. Zaczął również chodzić w koszulach. Golfy zakładał jedynie, gdy wychodził do miasta. Blizna na szyi wyglądała potwornie i przypominała mu o czasach, w których Noah biła go godzinami.

Ale to, że przestała się nad nim znęcać, wcale go nie pocieszało. Wiedział, że już nic nie powróci do poprzedniego stanu. Zawsze gdy zaczynał swoją wypowiedź, szybko ją ucinał. Zazwyczaj nie odzywał się w ogóle.

— Czy ja cię się pozwoliłam odezwać?! Pozwoliłam?! Już nigdy więcej nie odezwiesz się bez pozwolenia, ty jebany smieciu!

To właśnie te słowa zaważyły na tym, że nigdy sam nie odzywał się bez potrzeby. A na pytania zazwyczaj odpowiadał jednym lub kilkoma słowami. Tak okropnie bał się tego, że ktoś znowu skatuje go za to, że tylko zabierze głos.

Właśnie to stało się największą i najgłębszą traumą Nathana Bloodwortha.

*****

Trzynasty miesiąc,

Nathan zaczął czuć się coraz pewniej. Coraz pewniejsze były również jego nowe umiejętności. W ciągu zaledwie kilkunastu tygodni stał się jednym z najsilniejszych wampirów w całej grupie. Swoją siłą zdecydowanie przewyższył już Noah. Z dnia na dzień wampirzyca zaczęła przed nim uciekać.

Odkąd tylko pojawił się w pokoju Bruce'a i oznajmił mu, że jest gotowy kogoś zabić, stał się prawą ręką mężczyzny. Cały czas starał się wprowadzić Nathana w stan furii, ponieważ doskonale wiedział, że brunet staje się wtedy maszyną, której nikt nie jest w stanie zatrzymać.

Był to największy błąd Bruce'a, który niebawem miał przypłacić życiem. Wyhodował sobie bestię, nad którą nie mógł zapanować. Miesiące traktowanie Nathana w taki sposób, w jaki obchodziła się z nim Noah, sprawiły, że Nathan zupełnie postradał zmysły.

Nadal potrafił przez kilka godzin siedzieć na łóżku i wgapiać się w ścianę. Niekiedy przyłapywano go na tym, że uderzał głową o mur.

Stał się bestią. Najgorszą apokalipsą. Potrafił jedynie sprawiać innym ból i cierpienie. Podczas zabijania swoich ofiar, z uśmiechem wpatrywał się im w oczy. A potem zazwyczaj wyrywał im serca z piersi. I to tak dosłownie.

Nathan był tak bardzo zniszczony, że nikt nie był w stanie go uratować.

*****

Czternasty miesiąc,

— Co to jest? — zapytał szczerze zaciekawiony Bruce, gdy pewnego majowego poranka Nathan położył na jego biurku list. Po jego przeczytaniu zmarszczył czoło. — Naprawdę nie mogłeś mi tego powiedzieć?

Nathan już chciał coś odpowiedzieć, jednak szybko ugryzł się w język. Niektóre traumy pozostaną z nim do końca.

— Dobrze, synu. Wyprowadzisz się we wtorek. Pod koniec tygodnia prześlę ci pieniądze.

Plan Nathana był prosty. Napisał Bruce'owi w liście, że chce spróbować się usamodzielnić. Marzy o tym, żeby zamieszkać sam, założyć coś swojego i zająć się pracą. Bruce bez problemu spełnili prośbę swojego pupilka. Nadal odgrywał rolę tego dobrego.

Jednak coś w nim drgnęło, gdy dzień przed planowaną przeprowadzką, Nathan zaatakował jednego z jego wampirów. Pobił go tak dotkliwie, że tamten nie był w stanie ustać na nogach.

— Zaczynam się go bać — rzuciła Noah.

Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zagrażało jej niebezpieczeństwo. W końcu przez cały rok się nad nim znęcała. Powoli zaczynała żałować wszystkich pojętych decyzji. Ale nie dlatego, że magicznie ruszyło ją sumienie, tylko dlatego, że z każdym kolejnym mijającym dniem, coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że nawet jeżeli Nathan kiedykolwiek by ją zabił, byłoby to niczym w porównaniu do tego, jaki sama zgotowała mu los.

— Naprawdę mnie przeraża — dodała, gdy Nathan w końcu wyszedł z hangaru.

Mnie też, pomyślał Bruce.

*****

Piętnasty miesiąc,

Nathan zaczynał czuć się nieco pewniej. Powoli zaczął budować dłuższe zdania, jednak doskonale wiedział, że nigdy nie powróci do stanu sprzed piętnastu miesięcy. Niestety jego koszmary znowu się nasiliły. Ponownie zaczął spać po jedynie kilka godzin dziennie.

Skupił się na prowadzeniu swojej firmy, aby chociaż na chwilę oderwać swoje myśli od bolesnych wspomnień. Mimowolnie zerknął na swoje dłonie, na których również znajdowały się małe blizny. Przeszedł do łazienki, w której dokładnie się sobie przyjrzał.

Odkąd stał się jednym z nich, jego wygląd nieco się zmienił. Niestety dostrzegł na swojej wardze bliznę, której jeszcze nigdy nie widział. W furii roztrzaskał lustro, a przy tym także swoje ręce. Mimo że stał się naprawdę bardzo przystojnym mężczyzną, miał wrażenie, że każda blizna psuła mu jego idealną twarz, jego idealne ciało. Nadal nie mógł patrzeć na bliznę na szyi. Gdy tylko gdzieś wychodził, ubierał golf. Po swoim mieszkaniu chodził jednak w czarnych koszulach.

W ciągu kilku miesięcy znowu nieznacznie urósł. Teraz mierzył już ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów, co czyniło go jednym z najwyższych wampirów w całym hangarze.

Gdy pewnego dnia zobaczył ogłoszenie o sprzedaży baru z karaoke w Vancouver, zapragnął być jego właścicielem. Czuł taką potrzebę, bo naprawdę lubił tamto miejsce.

Do hangaru chodził kilka razu w tygodniu, głównie po to, aby szkolić młodych krwiopijców. Zawsze czuł na sobie wzrok Bruce'a, który przyglądał mu się z uwagą. Miał wrażenie, że furia powoli zaczynała przejmować nad nim kontrolę. Wściekał się niemal na każdym kroku. Raz nawet zaczął dusić Bruce'a, gdy ten czymś go zdenerwował.

Historia Nathana Bloodwortha była tragiczna, jednak był to dopiero jej początek.

*****

Szesnasty miesiąc,

Jadąc w kierunku Vancouver nie przejmował się tym, jak będzie wyglądać jego przyjazd. Wiedział jedynie, że był zmuszony do tego, aby zatrzymać się w swoim domu.

— Zamierzasz z nimi pogadać? — spytała siedząca obok niego Rosalyn. Nathan skinął głową. — Co im powiesz? Nie mów mi, że ich zabijesz. — Wydała z siebie westchnięcie. Przecież byłoby to do niego takie podobne. — Wiesz, że wszystko może się zmienić?

— To tylko dwa tygodnie, Rosalyn.

Czy dwa tygodnie były w stanie zmienić bieg jego tragicznej historii? Nie próbował tego analizować, ponieważ doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

Nikt ani nic nie jest w stanie zmienić Nathana Bloodwortha.

Miał pewien plan. Zamierzał zabić wszystkich, którzy kiedykolwiek coś dla niego znaczyli. Zamierzał patrzyć na ich cierpienie i tym razem nic nie było w stanie go powstrzymać.

*****

Zostaw coś po sobie, misiu kolorowy </3

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

250K 5.6K 53
She was saved by a man when she was on the streets. Indept to this man she became his maid. She knew him and he knew her. Where will her story lead? ...
1.3M 69K 65
Idealny świat Imogen McLean przekształca się w bajkę, gdzie by przetrwać trzeba kłamać i dobrze grać. Miłość jest potrzeba, a w przypadku Lawrence'a...
3.3M 266K 96
RANKED #1 CUTE #1 COMEDY-ROMANCE #2 YOUNG ADULT #2 BOLLYWOOD #2 LOVE AT FIRST SIGHT #3 PASSION #7 COMEDY-DRAMA #9 LOVE P.S - Do let me know if you...
1.9M 114K 42
"You all must have heard that a ray of light is definitely visible in the darkness which takes us towards light. But what if instead of light the dev...