Zanim skończy się lato [WSTRZ...

By szameliaa

77 2 2

True przeżywa swoje ostatnie lato, zanim wyjedzie na studia. Puszczą jej wszelkie hamulce i da ponieść się ży... More

Prolog
Jeden.

Dwa.

17 1 2
By szameliaa

Spojrzałam na siebie w lustrze, od razu przyznając, że wyglądam jak najbardziej w porządku. Dżinsowe spodenki oraz czarny top był naprawdę dobrym wyborem, zważywszy na fakt, jak wyglądają imprezy Caleb'a. Addison trochę mi zdążyła opowiedzieć. Podobno imprezy u Ryder'a zawsze kończą się w jeden sposób - każdy szybko zgonuje, a do rana wytrzymują tylko najlepsi.

W pewnym sensie byłam podekscytowana. Imprezy były jedynym momentem, w którym mogłam być sobą. Mogłam schlać się i chociaż na chwile zapomnieć o problemach. Głównie chodziłam na te organizowane przez sportowców, zazwyczaj to byli piłkarze albo ich znajomi. My, siatkarki, byłyśmy z nimi blisko. Śmiało można było stwierdzić, że tworzyliśmy pewnego rodzaju grupę. Szczerze się lubiliśmy, dlatego wspólnie odjebaliśmy wiele akcji. Naprawdę wiele.

Ostatni raz nałożyłam na usta błyszczyk i wkładając do tylnej kieszeni dżinsów telefon, wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, omijając co drugi schodek. Wbiegłam do kuchni, w której znajdowała się babcia.
Usiadłam przy blacie wyspy kuchennej i kładąc na niej łokcie, spojrzałam na kobietę.

- O której jedziecie? - zagadnęła mnie.

- Za chwile mam wyjść - odpowiedziałam, zerknąwszy na zegarek. - David powinien być za dziesięć minut.

Hannah zamieszała łyżką w garnku, a następnie wytarła ręce w ścierkę i odwróciła się twarzą do mnie.

- Tylko nie szalej za bardzo, rozumiemy się? - pogroziła mi palcem, chociaż jej mina mówiła całkowicie coś innego.

Parsknęłam niekontrolowany śmiechem i pokręciłam głową.

- Spokojnie babciu. Pójdę spać do Adi, wrócę jak wytrzeźwieje.

Babcia Kiwnęła głową, a w tym samym czasie dostałam na telefon powiadomienie o nowej wiadomości. Spojrzałam na ekran.

Addison: Możesz wychodzić!

Podeszłam do babci i złożyłam na jej policzku soczystego całusa.

- Gdzie dziadek? - zapytałam jeszcze.

- Powinien być w gabinecie.

Radosnym krokiem ruszyłam przez korytarz. Na ścianach wisiały śliczne obrazki ze statkami i panoramami wschodów słońca tuż przy plaży. A w tym wszystkim znalazłam się ja. Na małym kredensie leżało w białej ramce jedno zdjęcie. Znajdowała się tam pięcioletnia wersja mnie bez górnej jedynki, która uśmiechała się szeroko, stojąc za sterami jachtu dziadka.

Jako jedyna miałam ten zaszczyt, że mogłam pokierować. Pokłóciłam się wtedy ze Steven'em, w wyniku czego również i z rodzicami. Schowałam się w pewnej dziurze na jachcie i gdyby nie mój głośny płacz, Elias by mnie nie znalazł. Dziadek nie był w stanie mnie uspokoić, więc zapytał czy chce pokierować. Zgodziłam się od razu i przez łzy, uśmiechałam się szeroko.

Zapukałam w drewnianą powłokę i słysząc ciche proszę, weszłam do środka. Dziadek stał przy oknie i rozmawiał z kimś przed telefon, ale jak tylko mnie zauważył, rozłączył się, mówiąc, że oddzwoni. Rozłożył ramiona, w które od razu wpadłam.

- Jedziecie już? - zapytał, podczas gdy ja schowałam twarz w jego błękitną koszule i zaciągałam się zapachem perfum dziadka.

Pokiwałam głową.

Dziadek złożył soczystego buziaka na czubku mojej głowy, po czym chciał wyswobodzić się z moich objęć, ale mu na to nie pozwoliłam. Mężczyzna się zaśmiał i kolejny raz pocałował mnie w głowę. Dopiero wtedy niechętnie się od niego oderwałam.

- Bawcie się dobrze - puścił mi oczko.

Wyjęłam telefon, który zawibrował mi w kieszeni. Przeczytałam treść kolejnej wiadomość od Adi: No ruszaj się no!!!!!!

Pokręciłam głową z rozbawienia, po czym idąc tyłem, nadal patrząc się na dziadka, zasalutowałam i odpowiedziałam:

- Będziemy!

Wybiegłam z domu, od razu na podjeździe dostrzegając samochód David'a. Wpakowałam się na tylną kanapę, rzucając parze uroczy uśmiech.

- Dłużej się nie dało? - jęknęła.

- Dało.

Mijaliśmy różne budynki, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że dawna okolica, którą zapamiętałam, przestała być tą okolicą z dawnych lat. Stary sklep pani Barry przestał być osiedlowym warzywniakiem, a na jego miejscu postawiona została nowa rezydencja. Zakład fryzjerski Pana Black'a już nie funkcjonuje, a zamiast tego postawiono supermarket. Cała dzielnica została wymodernizowana.

Szkoda, przed laty miała swój klimat.

- Podjedziemy po Leah, dobra? - zwróciła się Addison do swojego chłopaka.

Automatycznie przesunęłam się na środek kanapy i wychyliłam głowę delikatnie do przodu, łokcie kładąc na kolanach, a złączone dłonie na brodzie.

- Po co? - zdziwił się chłopak. - Może przyjechać z Archiem.

- Nie może - zaprzeczyła od razu. Graham zmarszczył brwi, podobnie jak ja. - Pokłócili się.

David przewrócił oczami.

- Znowu?

- Mhm.

Oparłam się o kanapę, postanawiając się nie tracąć. Czułam, że ta rozmowa jest prywatna. Po sytuacji z jednym z piłkarzy, z którym przeprowadziłam dosyć osobistą rozmowę, wszyscy później myśleli, że jesteśmy parą i plotki szybko się rozniosły po szkole. Żeby uspokoić ciekawość innych zostaliśmy parą. To był mój jedyny chłopak, dla którego i tak nie miałam czasu. W sumie, to oboje nie mieliśmy.

Dlatego nie lubię plotek.

- A o co?

Udawałam, że wcale nie słuchałam ich rozmowy, a kulturalnie skupiłam się na ekranie swojego telefonu, którego w sumie i tak nie używałam. Nie lubiłam plotkować, ale nic nie poradzę, że jestem ciekawa kim takim jest Archie Travers.

- O to co zwykle - prychnęła, a ja mogłam sobie tylko wyobrazić jak przewraca oczami. - Ona chce związku, a on nawet jej nie chce, a ona jest takim wrzodem na dupie, że z niego nie zrezygnuje - wytłumaczyła, możliwe, że bardziej mi, ale mogłam się mylić.

W głowie zapisałam sobie tą uwagę, od razu dopisując do postaci Archiego ten fakt, że nie lubi angażować się w związku. Nawet nie wiem dlaczego ten, wydaje się po prostu najważniejszy.

Addison odwróciła się do mnie i posłała delikatny uśmiech.

- Jak będą się kłócić, to się nie przejmuj, a najlepiej ignoruj.

Wystawiłam jej kciuka w górę, bo nie wiedziałam, co mogłabym innego jej pokazać. Ten cały Archie wydaje się najbardziej szemrany z całej tej ich ekipy. Chociaż wole nie oceniać, bo w końcu kultura nakazuje zachowywać się przyzwoicie. W razie co, nic nie mówiłam.

Wjechaliśmy na małe osiedle, a moim oczom od razu rzucił się domek, który zdecydowanie odstawał od reszty budowli. Nie był biały. Znaczy, może był, ale farba dawno zaczęła odpryskiwać, przez co zamiast bieli można było zauważyć spróchniałe deski. Mimo, że wyglądał na opuszczony, światło świecące w jednym z pomieszczeń dawało jasny znak, że ktoś tam mieszkał. Dziwne, kto by mieszkał w takim budynku?

Niedługo później stanęliśmy pod uroczym domkiem jednorodzinnym, na którego werandzie siedziała mała blondynka. Gdy tylko zauważyła samochód David'a, od razu ruszyła w jego stronę. Wsiadła na miejsce obok mnie, a ja w tym czasie przesunęłam się do okna. Żeby było więcej miejsca.

- Cześć - rzuciła do kuzynki i jej chłopaka, po czym odwróciła się w moją stronę, uśmiechnęła się delikatnie i wystawiła rękę. - Cześć, Leah jestem.

Z lekką niechęcią ją uścisnęłam, po czym sama się przedstawiłam. Chociaż była to tylko formalność, bo obie w jakiś tam pokręcony sposób się znałyśmy.

- True.

- Miło w końcu cię poznać - znowu się uśmiechnęła. - Addison dużo o tobie mówiła.

Uniosłam brew, kiwając głową.

- Mam nadzieje, że chociaż pozytywnie - posłałam dziewczynie jednoznaczne spojrzenie.

- Oczywiście, że tak! - oburzyła się kuzynka.

Podczas, gdy Leah i Adi zagłębiły się w rozmowie na temat nieznanej mi dziewczyny, ja postanowiłam uważniej przyjrzeć się Clarke. Była ładna, a jak się okazało, jej włosy były w kolorze truskawkowego blondu i ładnie układały się w fale, opadając na jej plecy. Były długie, sięgały za łopatki. Dziewczyna ogólnie była ładna, ślicznie opalona i ubrana cała na biało, przez co ta opalenizna uwydatniała się jeszcze bardziej. Była niska, na moje oka mogła mieć niecałe metr sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Wyglądała jak dzieciak, nawet jej rysy twarzy takie były. Nigdy bym nie powiedziała, że ona ma osiemnaście lat. Dałabym jej co najmniej czternaście.

- A ty, True, co myślisz?

Pomrugałam powiekami i przeniosłam wzrok na kuzynkę. Patrzyła się na mnie, podobnie jak David i Leah. Wyczekiwali mojej odpowiedzi, a ja za cholerę nie miałam pojęcia o co chodzi.

- A możesz powtórzyć pytanie? - zapytałam niepewnie, wręcz patrząc na Ward błagalnym spojrzeniem.

Dziewczyna zachichotała.

- Pytam, które z nas powinno być trzeźwe, żeby odwieźć pijane dupy na chatę - powtórzyła, wciąż rozbawiona. - David sam zaproponował, że on może nie pić. Nam pasuje, ale chcemy wiedzieć co myślisz.

- Mi obojętnie - odpowiedziałam, nadal będąc zmieszana.

Adi przyjrzała mi się badawczo, może trochę sprawdzając czy wszystko ze mną w porządku, aż ostatecznie kiwnęła głową i zwróciła się do chłopaka.

- Zadecydowałam za nią, więc nie pijesz.

- A wiecie jak mnie dzisiaj Archie potraktował?! - oburzyła się Leah, nagle zmieniając temat. - Zadzwoniłam do niego kulturalnie, chcąc zapytać czy wpadnie do mnie przed imprezą i wtedy pojechalibyśmy razem, a wiecie co on mi na to?!

Z całej naszej trójki, nie licząc Clarke, to moja kuzynka wydawała się najbardziej zainteresowana tym, co zrobił ten chłopak. W przednim lusterku widziałam, jak Graham co i rusz przewraca oczami, uśmiechając się przy tym krzywo. Od czasu do czasu łapaliśmy kontakt wzrokowy i posyłaliśmy sobie takie samo znudzone spojrzenie.

- Jak?

- Powiedział, że nie jest moim szoferem i, żebym sama se ogarnęła podwózkę oraz, abym nie zawracała mu ,,gitary" takimi sprawami, bo jest zajęty! Rozumiecie to?! - ostatnią część zdania wykrzyknęła mi niemal do ucha, przez co przestraszona podskoczyłam i walnęłam głową o dach samochodu.

David się zaśmiał, na co wystawiłam w jego stronę środkowego palca i zwyzywałam na milion różnych sposobów.

- Żartujesz!

Tym razem krzyknęła Addison niemal do ucha Graham'a, w wyniku czego on się skrzywił. Posłałam mu zwycięskie spojrzenie, a z moich warg dało się wyczytać: Karma wróciła.

- Nie! - pokręciła głową, z sekundy na sekundę zawyżając tonacje głosu. - A żeby tego było mało, to na do widzenia powiedział ,,spierdalaj", gdy pytałam co go w dupę ugryzło tym razem.

Nie wiem dlaczego, ale miałam ochotę się zaśmiać. Gdyby nie to, że w ostatnim momencie ugryzłam się w język, szansa na to, iż zaśmieje się prosto w twarzy Leah była naprawdę ogromna.

- Ja pierdole, patologia - wyszeptałam bardziej sama do siebie, ale było to błędne założenie, ponieważ Clarke mnie usłyszała.

- Co powiedziałaś? - zapytała ostro.

Spojrzałam na nią z wysoko uniesionymi brwiami. Szybko wykalkulowałam, że nie było sensu się z nią kłócić, dlatego mruknęłam:

- Że on zachowuje się jak skończony cham i prostak.

Dziewczyna szybko pokiwała głową, dodając jeszcze:

- Jak ich wielu w Miami - przewróciła oczami. - Ale ten to już w ogóle ewenement.

Tym razem nie zdążyłam się ugryźć w język, zanim jej wytknęłam.

- To dlaczego tak za nim latasz, skoro on ma cię ewidentnie gdzieś, a na dodatek mówisz, że jest skończonym idiotom?

Addison nabrała gwałtownie powietrza w płuca, David zatrzymał się na podjeździe domu Caleb'a, a Leah patrzyła na mnie z czystym niedowierzaniem. Nie rozumiałam ich reakcji. Przecież nie powiedziałam nic złego, a raczej stwierdziłam oczywisty fakt, który swoją drogą został już stwierdzony, przez samą dziewczynę.

Clarke nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo Adi z prędkością błyskawicy wyszła z samochody. Otworzyła drzwi z mojej strony, aby później wyciągnąć mnie na zewnątrz. Kurczowo trzymając mnie za rękę, pognała w tylko sobie znanym kierunku, a ja jak wierny, potulny piesek szłam za nią.

- Wiem, że ty lubisz być bezpośrednia i nie owijać w bawełnę - zaczęła, gdy stanęłyśmy z dala od Graham'em i Clarke, która swoją drogą wchodziła właśnie do domu. - Myślałam, że ominie mnie ta rozmowa, no ale trudno.

- Jaka rozmowa?

- Chodzi o to, że relacja Leah i Archie'go jest trudna do zrozumienia i nie raz próbowaliśmy z nią o tym rozmawiać, ale nas nie słuchała i za każdym razem i tak do niego leciała. Nie chciała z nami o tym rozmawiać i po kilkunastu próbach, kilku kłótniach, przestaliśmy próbować.

Zmarszczyłam brwi.

- Po prostu nie wspominaj ani przy nim, ani przy niej o tym i daj im żyć, dobrze?

Otworzyłam oczy w niedowierzaniu, że takie słowa padły z ust mojej kuzynki.

- Dać im żyć w toksycznej relacji? - upewniłam się.

Ward westchnęła głośno, przymknęła powieki i dopiero wtedy pokiwała głową. Jej twarz wykrzywiła się w dobrze znanymi mi już bólu, co dało mi jasny sygnał, że i dla niej ta sytuacja jest trudna. Dlatego postanowiłam odpuścić.

- W porządku.

- Dziękuje - przytuliła się do mnie, a ja odwzajemniłam uścisk. - Leah nie lubi rozmawiać o tym z bliskim, więc tym bardziej z obcą osobą. Po prostu udawaj, że nie widzisz tego, a gdy ona coś mówi to pokazuj, że jesteś zainteresowana i przytakuj. Nie ważne co będziesz myślała - dodała jeszcze, zanim się ode mnie oderwała.

- Okej.

Wystarczy, że będę sobie powtarzać, że to nie moja sprawa. To powinno wystarczyć.

- Ale jak będę pijana i zachce mi się z nią o tym rozmawiać, to odciągnij mnie od niej, dobra? - powiedziałam śmiertelnie poważnie, bo po alkoholu zdecydowanie sobie nie ufałam.

Chociaż... na trzeźwo też sobie nie ufam.

Addison zaśmiała się z moich słów, przytaknęła i zarzucając rękę na moje barki, ruszyła w stronę domu. Będąc w środku zaczęłyśmy przepychać się między spoconymi i pijanymi ludźmi, chcąc dotrzeć do kuchni, w której znajdował się alkohol. Będąc w pomieszczeniu od razu rzuciłyśmy się na czerwone kubeczki.

- Za nas - wzniosłam kubeczek do góry.

- I za najlepsze wakacje naszego życia.

Dziewczyna zrobiła to samo, po czym zderzyłyśmy się nimi i wypiłyśmy zawartość jednym haustem. Skrzywiłam się na gorzki posmak wódki, dlatego szybko popiłam to sokiem wiśniowym. Podałam blondynce napój, wycierając usta.

Wypiłyśmy jeszcze dwa szoty, a następnie z kolejnym w ręce ruszyłyśmy w stronę salonu, gdzie podobno siedzieli przyjaciele mojej kuzynki. Czułam już w swoich żyłach alkohol, ale byłam jeszcze na tyle trzeźwa, że szłam prosto, chociaż z drugiej strony na tyle pijana, że z łatwością rozplątał się mój język i z łatwością zagadywałam osoby, które omijałam. Każdy był miły. Ich szczęście.

Stanęłam przed brązową kanapą, podczas gdy Adi rzuciła się na kolana swojego chłoptasia i zarzucając mu ręce na szyje, przyciągnęła do brutalnego pocałunku. Przewróciłam ze śmiechem oczami i zajęłam miejsce obok bruneta. Ten od razu mnie zagadnął.

- Cześć, jestem Caleb, a ty pewnie True, prawda? - zapytał, na co pokiwałam głową. - Fajnie w końcu poznać kuzynkę Adi. Mówiła o tobie same pozytywne rzeczy, coś czuje, że się dogadamy.

Uniosłam brew do góry.

- Czemu tak sądzisz?

Chłopak przybliżył twarz do mojej i niemal w moje usta wyszeptał:

- Intuicja.

Zachichotałam, zanim upiłam łyka swojego drinka. W między czasie rozejrzałam się po salonie, szybko odkrywając, że nie ma nigdzie Leah i tego całego Archiego. Rozwiązania były dwa: albo gdzieś się migdalili po kątach albo któreś się zgubiło. Z obserwacji obstawiam, że to pierwsze.

- Idziesz z Adi na jeden uniwersytet, prawda?

- Tak. Od zawsze naszym wspólnym marzeniem było chodzenie razem do szkoły i w końcu się uda.

Chłopak nie zdążył nic więcej powiedzieć, ponieważ nagle pisnął, wstał i pociągnął mnie w stronę parkietu. Szybko zrozumiałam jego reakcje.

- Lubisz Britney Spears?! - wrzasnęłam, nagle podekscytowana.

- Kochana... - cmoknął. - Ja ją ubóstwiam!

Otworzyłam szeroko oczy, po czym podekscytowana zaczęłam skakać.

- Ja też!

Oboje wyszczerzyliśmy zęby. Złapaliśmy się za dłonie i razem zaczęliśmy skakać, jak opętani, bawiąc się do kultowego Toxic i drzeć się w niebogłosy, wyśpiewując tekst piosenki. Nie mieliśmy sobie równych. Byliśmy najlepszymi tancerzami na parkiecie.

A właściwie to jedynymi.

***

- Wiedziałem, że moja intuicja nigdy nie zawodni!

Kłapnęłam na blacie wyspy kuchennej, nieumiejętnie próbując dźwignąć się na rękach, aby to uczynić. Udało mi się dopiero za trzecim razem z małą pomocą Caleb'a. Upiłam zawartość kubeczka, którego podał mi Ryder, a następnie oparłam głowę o jego ramie. Czułam się pijana. I to bardzo. Po dwóch godzinach tańczenia, picia nie wiadomo ile kubków wódki (zgubiłam się przy siódmym szocie), miałam do tego pełne prawo.

Uśmiechnęłam się pijacko w stronę chłopaka. Był naprawdę spoko ziomkiem. Sporo z nim przegadałam i okazało się, że naprawdę możemy się dogadać. Jesteśmy pod wieloma względami bardzo do siebie podobni. Mamy podobne poczucie humoru, a zamiłowanie do Britney Spears i Pamiętników Wampirów przelało szale uwielbienia. Już mamy pakt, że się kiedyś ze sobą ożenimy.

- A wiesz co ona mi wtedy na to?

Caleb był właśnie w trakcie opowiadania mi o swoim pierwszym razie, a mnie ta historia naprawdę interesowała. Opowiadał to w taki sposób, przez który nie dało się przejść obojętnie. Miał dobre umiejętności mówcy, a jego głos był na tyle interesujący, że nie ważne co by mi powiedział, uwierzyłabym we wszystko. Naprawdę.

- Co?

- Że mam małego!

Wybuchnęłam donośnym śmiechem, a Caleb razem ze mną. On był tym typem osoby, która nie wstydziła się chyba niczego, a świadomość, że mógł podzielić się ze mną jednym z najbardziej intymniejszych historii swojego życia, napawała go dumą. Bo właśnie tak teraz wygląda. Był z siebie bardzo dumny. A ja wyjątkowo rozbawiona. I pijana.

- Wiesz, gdzie moja kuzynka? - zapytałam, zeskakując z blatu.

Delikatnie się zachwiałam, przez co szybko wystawiłam ręce przed siebie, aby złapać równowagę. Gdy mi się to udało, odwróciłam się do bruneta.

- Jak ją ostatni razem widziałem to była w nie dużo lepszym zdanie niż my i obściskiwała się z David'em na ogrodzie - wybełkotał.

Wystawiłam w jego stronę kciuka w górę.

- Dobra - klasnęłam w dłonie. - Wypijmy jeszcze jedno i idę jej poszukać.

- Tak jest, szefie - Ryder mi zasalutował.

Zachichotałam. Nalałam do kubeczków wódki i podałam jeden z nich chłopakowi. Stuknęliśmy się nimi, po czym przechylając głowę do tyłu, wypiłam gorzki napój. Byłam w takim stanie, że nawet nie skrzywiłam się na posmak alkoholu. Śmiało mogłam stwierdzić, że teraz był dla mnie idealny.

Wyszłam na zewnątrz, obijając się od spoconych ciał innych ludzi. Było grubo po dwudziestej czwartej, a co najmniej połowa osób była pijana. Z tego co zarejestrowałam wcześniej niektóry zawinęli się do domu, a inni spali w przeróżnych częściach domu. Mimo to, nadal kręciło się pełno ludzi, a impreza trwała w najlepsze, a wszyscy bawili się do upadłego. Wliczając w to mnie oraz Caleb'a.

Na ogrodzie nie kręciło się zbyt wiele osób. Było już chłodno, każdy wolał posiedzieć w ciepłym domu niż marznąć na dworze. W pełni to rozumiałam, dlatego wcale nie zdziwiło mnie to, że nie znalazłam Addison.

W zasadzie to zbyt dobrze nie szukałam, bo gdy tylko zeszłam po drewnianych schodkach, poczułam nudności. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami momentalnie pociemniało, dlatego Przysiadłam na stopniu i oparłam głowę na dłoniach. Wzięłam kilka uspokajających oddechów, myśląc, że to mi jakoś pomoże, ale grubo się myliłam. Nadal było mi nie dobrze.

- Ja pierdole, nigdy więcej alkoholu - mruknęłam sama do siebie, starając się jakkolwiek ogarnąć.

Wypuściłam z płuc powietrze, starając się odgonić kosmyk włosa, który opadł mi na czoło. Bezskuteczna próba, bo jak się okazało żadnego włosa tam nie było, a ja to sobie wyobraziłam.

- Jebane w dupę włosy - bluźniłam, nie przejmując się niczym. - Jak się wkurwię to opierdole się na łyso i chuj. Napewno Caleb mnie wesprze.

Głośne chrząknięcie sprowadziło mnie na ziemie. Odwróciłam głowę w stronę nieznajomego mi chłopaka, od razu czując, jak wymioty podchodzą mi do gardła. Mimo wszystko zachowałam klasę i zapytałam:

- Pomóc w czymś?

Nie byłam pewna czy zrozumiał mój bełkot, ale delikatny ruch jego kącików ust zdradzał, że chyba wie co powiedziałam. Albo się ze mnie nabija. Jestem pijana, nie potrafię tego rozróżnić.

Uważnie obserwowałam każdy ruch chłopaka. To jak parska, po czym schodzi z werandy, by stanąć naprzeciwko mnie. Albo to, jak jego mięśnie uwydatniają się przy każdym ruchu, a dłonie odziane w tatuaże zaciskają się w pięści. Dopiero później spojrzałam na jego twarz i niemal nie zaniemówiłam, zauważając to, jak bardzo przystojny był. Nie byłam w stanie znaleźć odpowiednich słów, aby opisać jego urodę, ale z wyglądał zdecydowanie przypominał młodego Leonardo DiCaprio oraz Ian'a Somerhalder'a. A może był jeszcze bardziej przystojniejszy? To jest bardzo prawdopodobne.

Chłopak miał na sobie czarne, długie spodnie oraz zwykłą biała koszulkę, spod której można było zauważyć zarys jego tatuaży. A miał ich naprawdę wiele. Jednym z nich były pnącza ciągnące się wzdłuż jego lewej ręki, zaś na prawej po jej wewnętrznej stronie kryła się jakaś data. Pod koszulką widziałam coś na kształt drzewa oraz... anioła?

- Jesteś nafurana czy tylko najebana? - zapytał prosto z mostu, ale zanim zdążyłabym mu odpowiedzieć wyrzuciłam z siebie całą zawartość żołądka prosto na buty nieznajomego. - Kurwa!

Nie wiem ile czasu to wszystko trwało, ale dla mnie było to najdłuższa i najbardziej męcząca chwila w moim życiu. A najgorsze w tym wszystkim było to, że pierwszy raz wymiotowałam po alkoholu i to na dodatek na buty nieznajomego mi chłopaka. Boże, to takie zawstydzające i żałosne.

Przetarłam usta dłonią, krzywiąc się na zapach wymiocin. Czułam się zażenowana tą sytuacją, a fakt, że ten typ nadal nade mną stoi wcale nie pomagał.

- Skończyłaś?

Niepewnie skinęłam głową. Schowałam twarz w dłonie i wzięłam kilka uspokajających oddechów, starając się nie rozpłakać. Nie mogę. Nie chcę.

- Narzygałaś na moje nowe buty.

- Oddam ci za nie kasę - rzuciłam obojętnie, nawet na niego nie patrząc.

- Możesz na mnie spojrzeć, gdy do mnie mówisz? - zapytał, co raz bardziej się denerwując.

A ja miałam to gdzieś. Bo jedyny co chciałam to zakopać się pod ziemie. Albo przynajmniej w ciepłe i wygodne łóżko, w którym mogłabym chować się przed światem.

- Nie.

- Suka.

- I Chuj. Taki sam jaki jest z ciebie.

- Jesteś wkurwiająca - warknął, schylając się po to, aby wyjątkowo delikatnie złapać za moje włosy i pociągnąć całą moją twarz do góry. - Takie to było trudne?

Przewróciłam na niego oczami, odwracając wzrok. Nic nie poradzę, że się po prostu wstydziłam i nie miałam zamiaru na niego nawet patrzeć. Było mi głupio. Jestem w Miami pierwszy dzień a zdążyłam pokłócić się z przyjaciółką mojej kuzynki, nawalić się i narzygać na buty obcego chłopaka, który wygląda jakby był z jakiegoś mafijnego gangu.

Obym jednak się myliła. Nie chciałabym zostać porwana. Chociaż ciekawa jestem ile wzięliby za okup.

- Spierdalaj, co? - wymruczałam, opierając głowę o balustradę.

- Uwierz, chciałbym.

- To na co czekasz? - zapytałam, po czym wskazałam na drzwi prowadzące do wejścia do domu. A przynajmniej miałam nadzieje, że one tam były. - Tam masz drzwi.

Przymknęłam powieki, czując, że jeszcze chwila i usnę. Chociaż wizja zaśnięcia chociaż na pięć minut nie była wcale taka zła, musiałam trzymać się na baczności. Przede mną stoi dziwny mafioza, na dodatek pewnie jeszcze psychopata (bo te dwie rzeczy wyjątkowo się ze sobą łączą), który przez mojà nie uwagę zwiąże mnie i wywiezie bóg wie gdzie. A ja naprawdę chce zostać na Florydzie i najchętniej nigdy z niej nie wyjeżdżać.

- Jesteś popierdolona - skomentował.

- Dzięki, a ty psychicznie chory - skontrowałam. - Teraz możesz wypierdalać?

Nie odezwał się, dlatego otworzyłam powieki, myśląc, iż sobie poszedł. Ale tak bardzo się myliłam. Bo zamiast zawinąć dupe w troki i pójść ogarnąć sobie jakaś laske, to usiadł na schodku obok mnie. Gwałtownie wstrzymałam powietrze i niemal jak poparzona się podniosłam.

- Jeśli ty nie chcesz odejść, to ja to zrobię.

Zanim wczołgałam się po tych kilku schodach na górę, minęło trochę czasu. Czułam się jak paralityk, a uważne spojrzenie, którym mnie ten ziomek obserwował, wcale nie pomagał. Z wysoko uniesioną głową powtarzałam sobie w myślach, że dam sobie rade i sama wejdę do domu.

Na szczęście tak też się stało.

Ale zanim weszłam wystawiłam w stronę nieznajomego dwa soczyste środkowe palce i przeszłam w akompaniamencie jego wyzwisk kierowanych tylko i wyłącznie w moją stronę.

Uroczo, zupełnie jakbym była jakąś gwiazdą czy coś.

Usiadłam na brązowej kanapie, która na moje szczęście była całkowicie pusta. Oparłam głowę o zagłówek z myślą, że jak zamknę na chwile oczy to nikt nie zauważy. Niestety, ale znowu się myliłam, bo ledwo co minęło dziesięć minut, jak rzucił się na mnie Caleb, a ja o mało co znowu nie zwróciłam własnego śniadania sprzed trzech Laty.

- Gdzie ty tak długo byłaś? - zapytał, a ja wyczułam w jego głosie nutę troski.

Jak słodko.

- Siedziałam na werandzie.

- Fajnie - skomentował tylko.

Przekręcił się tak, że jego głowa znajdowała się na moich kolanach. Automatycznie wtopiłam palce w jego włosy, a ten bawił się końcówkami moich. Nadal miałam przymknięte powieki, ale wiedziałam, że chłopak bacznie mi się przygląda.

- Damon czy Stefan?

- Co? - zapytałam zdezorientowana.

- Którego z braci wolisz? Damona czy Stefana? - wytłumaczył.

Wzruszyłam ramionami, niepewna swojej odpowiedzi.

- Każdy z nich ma coś, co mi się podoba - zaczęłam, nie czując skrępowania. Bo przy Calebie Rayderze nie można czuć czegoś takiego. - Gdyby tak połączyć wygląd i poczucie humoru Damon'a oraz charakter Stefana w jedną osobę, to byłby to mój ideał.

Otworzyłam jedno oko, chcąc zobaczyć jego reakcje. Wydawał się dziwnie dumny. Znowu.

- To ma sens - pokiwałam głową, ewidentnie wyobrażając sobie taką osobę, którą opisałam. - A jeśli chodzi o dziewczyny? Która według ciebie jest najlepsza?

Tą odpowiedź miałam przygotowaną już dawno temu.

- Nina Dobrov jest dobrą aktorką, ale strasznie wkurwiała mnie Elena, więc ona definitywnie odpada - zaczęłam, mocno gestykulując, by wiedział, jak te słowa są ważne. - Wybrałabym Caroline albo Bonnie, tak myśle. Chociaż bardziej Caroline, ona ma coś takiego, że fajna z niej babka. A ty?

- Klaus.

Zmarszczyłam brwi.

- Klaus, co?

- We wszystkich moich odpowiedziach będzie Klaus. Jest najlepszą dupą z całego tego uniwersum.

Zaśmiałam się z jego słów, chociaż musiałam przyznać mu racje. Też go bardzo lubię i definitywnie znajduje się w mojej topce ulubieńców z całej tej serii o wampirach. Joseph Morgan idealnie wcielił się w tą role i nie wyobrażam sobie, aby ktoś mógł go zastąpić lub co gorsza, zająć jego miejsce. Ten mężczyzna jest zbyt genialny, aby nie zostać doceniony.

Jeszcze przez chwile siedziałam z Ryder'em, rozmawiając o głupotach i umawiając się na następny dzień na wyjście do galerii. Nie namawiał mnie długo, bo zgodziłam się z wyjątkową łatwością. Oprócz dziadków, Adi i jej rodziców nie znałam nikogo w Miami. Wszystkie moje dziecięce przyjaźnie skończyły się razem z moim wyjazdem do Minnesoty. Dlatego na tamten moment myślałam, że takie wyjście dobrze mi zrobi.

Gdy zrozumiałam, że Caleb usnął, powoli wstałam, uważając na jego głowę. Ułożyłam ją wygodnie na poduszce i, gdy upewniłam się, że chłopak napewno śpi, ruszyłam w stronę kuchni, w której znalazłam Addison, David'a i Leah.

- Wszędzie was szukałam! - krzyknęłam, podbiegając do nich.

Mój chwilowy zgon przeszedł już dawno, a gadka o Pamiętnikach Wampirów umiejętnie mnie wyciągnęła z dołka.

- Chcemy już wracać do domu. Jedziesz z nami?

Od razy pokiwałam głową, po czym całą trójką wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do samochodu i podczas gdy Graham włączał się do ruchu, Clarke z moja kuzynką wymieniały się nowymi plotkami, które zdołały usłyszeć w ciągu tych kilku godzin.

- A Archie w ogóle to był? - zapytał nagle David.

- Był, chwile przed nami się zmył, bo podobno jakaś laska się na niego zrzygała - odpowiedziała mu Adi, po czym spojrzała na mnie. - A ty gdzie zniknęłaś? W pewnym momencie w ogóle nie mogłam cię znaleźć.

Po pierwsze: biedny Archie, mam nadzieje, że się jakoś trzyma i wcale nie jest tak zły, jak ten ziomek, któremu ja obrzygałam buty.

Po drugie: ta dziewczyna musiała mieć mocną psyche, że wybrała sobie akurat jego na swój śmietnik.

A po trzecie:

- Siedziałam w ogrodzie i odpoczywałam.

A po czwarte: ja byłam tą dziewczyną, która zrzygała się na Archiego Traversa, ale wcześniej jej pijacki umysł nie połączył faktów.

Continue Reading

You'll Also Like

2.6M 149K 43
"Stop trying to act like my fiancée because I don't give a damn about you!" His words echoed through the room breaking my remaining hopes - Alizeh (...
1M 24.5K 42
Limited Time Only: Binge this series for a chance to win FREE coins until June 2! Read 10+ chapters of this story and win 30 Coins (2000 Winners) Whi...
589K 31.5K 50
𝐒𝐜𝐞𝐧𝐭 𝐎𝐟 𝐋𝐨𝐯𝐞〢𝐁𝐲 𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐭𝐡𝐞 𝐬𝐞𝐫𝐢𝐞𝐬 〈𝐛𝐨𝐨𝐤 1〉 𝑶𝒑𝒑𝒐𝒔𝒊𝒕𝒆𝒔 𝒂𝒓𝒆 𝒇𝒂𝒕𝒆𝒅 𝒕𝒐 𝒂𝒕𝒕𝒓𝒂𝒄𝒕 ☆|| 𝑺𝒕𝒆𝒍𝒍𝒂 𝑴�...
2.9M 191K 89
What will happen when an innocent girl gets trapped in the clutches of a devil mafia? This is the story of Rishabh and Anokhi. Anokhi's life is as...