Stay with me [WSTRZYMANE]

By szameliaa

701 14 2

To jest historia o Chelsea, która od połowy ostatniej klasy liceum miała problemy. Straciła zaufanie mamy, wa... More

Prolog
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7

Rozdział 1

168 5 1
By szameliaa

Leżałam na łóżku w swoim pokoju z zawiązanymi na piersiach dłońmi. Przyglądałam się białemu sufitowi, napawając się ostatnimi minutami w swoim rodzinnym mieście. Już za chwile miałam wyjeżdżać, aby zacząć nowy etap w swoim życiu. W końcu zostawię przeszłość w Henderson i skupię się na przyszłości w Sparks University w stanie Nevada. W końcu rozpoczynałam studia!

Powinnam się cieszyć. Wiele nastolatków tylko czeka na moment, gdy mogła wyjechać od rodziców i zacząć żyć na własną rękę, martwiąc się imprezami i paczką swoich przyjaciół. Do niedawna ja również byłam taką osobą, ale kilka miesięcy temu z własnej woli wywróciłam swoje życie do góry nogami, sprawiając, że znienawidziłam całego świata. Teraz, z ręką na sercu mogę przyznać, że szczerze boje się wyjazdu. Bo w końcu będę przeciwieństwem pozostałych studentów.

- Chels! Jedziemy! - usłyszałam stłumiony krzyk mojej mamy, zapewne dochodzący z kuchni.

Ociężale podniosłam się z łóżka, głośno przy tym wzdychając, bo zdałam sobie sprawę, że na mnie już pora. Ostatni raz otaksowałam wzrokiem całe pomieszczenie. Białe ściany, białe meble oraz przywieszone zdjęcia, a do tego milion zapakowany kartonów na podłodze, które muszą znaleźć się na strychu, były moją codziennością. Od zawsze byłam otaczana tymi rzeczami i nigdy się ich nie pozbyłam.

Miałam strasznie dużo wspomnień związanych z tym miejscem, z moim małym azylem. Kłótnie z najlepszą przyjaciółką, potyczki z mamą, wtedy kiedy ON wyjechał i mnie zostawił. Za każdym razem zamykałam się właśnie tu, marząc aby zniknąć na dobre. Siadałam na siwym fotelu obok okna, brałam gitarę i grałam, czasami coś podśpiewując. Spędzałam tak czas do momentu, kiedy byłam w stu procentach pewna, że wszystko sobie przemyślałam.

Ten pokój mnie wyciszał i pozwalał na racjonalne myślenie.

Ze smutkiem w oczach przeszłam przez drzwi, wcześniej zabierając telefon oraz torebkę. Ostatni raz spojrzałam na całe swoje życie, po czym zamknęłam płytę. Powstrzymując łzy, zeszłam ma dół i przeszłam do przedpokoju, gdzie czekała na mnie mama.

Crystal Martin jest czterdziestodwuletnią kobietą pracującą w prywatnej klinice, jako psycholog dziecięcy. Przez dobrze płatną pracę przyzwyczaiła się do ubierania sukienek oraz szpilek, a długie blond włosy zazwyczaj pozostawia rozpuszczone. Moja mama jest piękne, a ja odziedziczyłam po niej dużo cech z wyglądu, jak i z charakteru. Kobieta jest wysoka, szeroka w biodrach, naprawdę śliczna oraz szalona.

Na przykład kiedy chodziłam do drugiej klasy liceum oznajmiła mi, że będzie skakać ze spadochronu. Uznałam to za żart, ale gdy przyszło co do czego byłam w ciężkim szoku, widząc ją skaczącą wraz z jakimś instruktorem. Pomyślałam sobie wtedy ,,No wariatka".

Pomimo tego swojego szaleństwa jest cudowną kobietą i nie można jej niczego zarzucić. Kochająca, pracowita, a przede wszystkim wytrzymała.

- Gotowa? - zapytała mama z wielkim entuzjazmem, wyrywając mnie z własnych myśli.

- Tak - odpowiedziałam mało pewnie, nie podzielając entuzjazmu kobiety.

Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, które wisiało w przedpokoju. Blond włosy odziedziczone po mamie ładnie układały się na moich plecach. Wielkie jasnobrązowe oczy, prawie wpadające w bursztyn były moim znakiem rozpoznawczym, a piegi na nosie i policzkach dodawały mi uroku. Ubrałam czarne jeansy z wysokim stanem, biały top, a do tego fioletowy kardigan. Dodatkami był srebrny naszyjnik z literką ,,C", tego samego koloru bransoletka z małym słoneczkiem oraz niezastąpione białe Air forsy.

Kiedy uznałam, że wyglądam jak najbardziej w porządku, wyszłam przez drzwi kierując się w stronę białego SUV'a, podczas gdy mama zakluczyła dom, później udając się na miejsce kierowcy.

- Zaczynamy przygodę! - pisnęła podekscytowana. Pokręciłam głową z politowania, lekko się uśmiechając.

Od zawsze marzyłam, aby pójść do college'u będącego blisko, ale jednocześnie daleko od domu. Gdy przyszedł czas na aplikowanie brałam pod uwagę tylko jedną uczelnie, a pozostałe dwie wzięłam na odczepne, gdyż jak to powiedziała moja mama ,,Przezorny zawsze ubezpieczony, nie marudź tylko bierz póki można", więc jej posłuchałam. Dostałam się do swojej wymarzonej, czyli Sparks University* w  Nevadzie. Od mojego domu do szkoły jest niecałe osiem godzin jazdy, a chce tylko przypomnieć, iż to ten sam stan, więc dla mnie to idealnie. Będę oddalona czterysta pięćdziesiąt mil od domu, jednocześnie będąc ,,obok" mamy.

Cudowne rozwiązanie

Siedząc w samochodzie ostatni raz zerknęłam
na dom, w którym mieszkałam przez osiemnaście lat. Niekontrolowane łzy spłynęły po moich policzkach, a kiedy poczułam na nich mokre ślady, szybko je wytarłam, wcześniej obserwując czy mama widziała moje chwilowe załamanie. Swoją uwagę skupiła na drodze.

Crystal była ze mnie taka dumna jak tylko usłyszała, że się dostałam na SU. Każdemu napotkanemu przechodniowi to mówiła, a ja czułam lekkie zażenowanie, kiedy ta informacja obleciała całe Henderson i wszyscy pisali do mnie z gratulacjami.

Przeprowadziłyśmy bardzo dużo rozmów odnośnie całego wyjazdu. Przeszłyśmy od tematów ,,samych studiów" do ,,Nie chce zostać wcześnie babcią, więc się pilnuj". Ten ostatni ucięłam bardzo szybko, bo ja naprawdę nie jadę tam w celach ,,rekreacyjnych" tylko po to, aby się uczyć.

Wybrałam lingwistykę z językiem francuskim oraz niemieckim i to właśnie na tym chce się skupić, a nie na szukaniu sobie chłopaka. Chociaż jeszcze do niedawna na tym się skupiałam najbardziej...

- Kurwa! - odkręciłam głowę napotykając rozwścieczony wzrok matki. Spojrzałam na drogę i wtedy zrozumiałam. Stałyśmy na autostradzie w ogromnym korku.

- Osiem godzin jazdy, witaj - podsumowałam sarkastycznie.

Sarkazm to jedyna stała rzecz w moim życiu. Nie pozbyłam się go, kiedy pozbywałam się wielu innych rzeczy...

Po bitych ośmiu godzinach dojechałyśmy na podjazd Sparks University. Tak jak przez całą drogę byłam wyluzowana, tak teraz miałam ochotę się rozryczeć. Widząc tłumy pierwszoroczniaków, zastanawiałam się, jak do tego doszło, że rada SU postanowiła wybrać mnie. Mieli pewnie wielu innych, zdecydowanie lepszych uczniów, którzy chcieli się tu dostać. A ostatecznie zdecydowali się na mnie, Na dziewczynę, która jedną nogą była na tamtym świecie.

Ogólnie cały budynek, wyglądał jak jeden wielki zamek i to dosłownie. Na środku największa, a po bokach dwie mniejsze konstrukcje. Ze zdjęć, które widnieją na stronie internetowej wiedziałam, że z tyłu jest jakaś hala sportowa, gdyż ta szkoła ma jeszcze kierunek koszykarski. Tuż obok niej bardzo ładny i przestronny ogród, zapewne zagospodarowany do spędzania wolnego czasu. Na parkingu stało wiele samochodów, ale jeden szczególnie przykuł moją uwagę, a mianowicie czarny mustang. Wyróżniał się spośród tylu aut, więc jak mniemam należał do jakiegoś bogatego dzieciaka albo jego rodziców.

Chyba pora się przyzwyczaić, że w każdej szkole zdarzy się taki ,,przypadek". Na przykład w liceum Henderson taką osobą była Alexandra Turner, córka burmistrza miasteczka. Była bardzo popularna, śliczna, przez co chłopcy ustawiali się do niej kolejkami oraz obrzydliwie bogata. Miała dosłownie wszystko, zaczynając do modnych, markowych ubrań, a kończąc na sportowym aucie, którym każdy się ekscytował. Nie znałam marki, dlatego dla mnie było to zwykł auto, nic wielkiego.

- Pójdziemy do sekretariatu, a później zabierzemy walizki, dobrze? - pokiwałam głową na słowa mamy.

Dzięki wskazówkom, które wisiały na ścianach z łatwością odnalazłyśmy gabinet, a przy nim kilkunasto metrową kolejkę. Rozchyliłam w szoku oczy, po czym przeniosłam wzrok na mamę, która wydawała się równie zdziwiona co ja.

- Przecież będziemy tu siedzieć do usranej śmierci - mruknęłam cicho, tak, aby tylko Crystal mnie usłyszała.

Mama tylko prychnęła i zaczęła zagadywać ludzi stojących w kolejce, które z nich jest ostatnie. Podczas tego usiadłam na wolnych krzesłach i w myślach zaczęłam liczyć osoby znajdujące się w kolejce.

Miałam ochotę wstać i wyjść, gdy doliczyłam się dwudziestu czterech osób.

Chcąc umilić sobie czekanie, z tylnej kieszeni wyjęłam telefon, a następnie weszłam na instagrama. Zaczęłam przeglądać rolki znajomych z liceum, którzy chwalili się rozpoczęciem nowej przygody, jaką są studia, aż nie natrafiłam na relacje Cheryl Grey. Dziewczyny, która była jednym z wielu powodów mojego stanu.

Nie byłam do końca pewna, dlaczego nadal ją obserwowałam, ale czasami lubiłam wchodzić na jej profil i zobaczyć co tam u niej. Od czasu do czasu zerkałam na naszą wyróżnioną relacje, chociaż takie momenty następowały wtedy, gdy łapaj mnie dołek. Osobiście usunęłam każde wspomnienie związane z tą dziewczyną, nie chcąc więcej jej oglądać. Chociaż nie bardzo wyszło, bo do niedawna mijałam ją na korytarzu.

Spojrzałam na komórkę, widząc na ekranie filmik z jakieś imprezy z nią i Gabriel'em Whitem. Całowali się. Dosyć namiętnie wymieniali się śliną, a przez to, że miałam na uszach słuchawki, z łatwością dotarły do moich uszu typowe cmoknięcia. Miałam ochotę zwymiotować na ten widok i tylko ostatkami sił się przed tym wzbraniałam.

Całym sercem nienawidziłam tej dwójki. Mimo, że kiedyś byli dla mnie najważniejszymi osobami w życiu, teraz nie chciałam ich znać. Dla mnie byli skończeni po tym, co zrobili rok temu.

Zrobiłam nagranie z ekranu, które następnie chciałam wysłać dobrej koleżance, z którą spędziłam ostatnie kilka miesięcy, kiedy zatrzymałam palec nad ikonką ,,wyślij". Dopadły mnie wątpliwości. Obiecałyśmy sobie, że nie będziemy do siebie dzwonić, ani pisać, bo nie chciałyśmy za sobą tęsknić i przeżywać życia tej drugiej. Dlatego uznałyśmy, że najlepiej będzie zerwanie kontaktu i zapomnienie o sobie. Chociaż wiem, że ja zupełnie o niej nie zapomnę bo w końcu nadal jestem jej winna ogromną przysługę.

- Wszystko w porządku? - zapytała mnie blondynka, delikatnie się nade mną pochylając.

Niepewnie skinęłam głową.

- Napewno? - dopytywała.

Posłałam jej blady uśmiech, zanim odpowiedziałam cicho:

- Tak.

Jeszcze dobre kilka minut siedziałam na tych wykurwiście niewygodnym krześle, zanim przyszła kolej moja i mamy (całe szczęście, że przeciętnie jedna osoba spędzała w gabinecie rektora jakieś pięć minut, więc aż tak długo nie musiałyśmy czekać).

Mama zapukała w drewnianą powłokę i weszłyśmy do środka, po usłyszeniu pozwolenia.

- Dzień dobry. - powiedziałyśmy z Crystal na wstępie,
kiedy znalazłyśmy się po drugiej stronie płyty.

- Dzień dobry - pani za biurkiem uśmiechnęła się do nas serdecznie - Siadajcie - gestem ręki pokazała na dwa krzesła naprzeciwko niej. Zrobiłyśmy to bez najmniejszego zająknięcia, chociaż miałam pewne obiekcje, bo to te same krzesła, które znajdowały się przed gabinetem.

Z tego co wyczytałam na stronie internetowej to rektorem tej placówki jest Cordelia Morgan. Na wizytówce na biurku kobiety przede mną widniało właśnie owe imię i nazwisko, co utwierdziło mnie w przekonaniu, iż to jest rektor SU. Starsza kobieta, zapewne po sześćdziesiątce o włosach w kolorze jasnego brązowego, okryte już troszkę za bardzo widoczną siwizną, uśmiechała się promiennie. Oczy miała w kolorze pochłaniającego błękitu, a w nich dało się widzieć szczęście. Na twarzy kobiety widniało kilka zmarszczek, a na pełnych, malinowych ustach widniał piękny uśmiech. Od razu dało się wyczuć tą przyjazną aurę, która od niej biła.

- Jak się nazywasz kochanie? - zwróciła się do mnie, a jej kąciki ust cały czas były uniesione ku górze.

- Chelsea Martin.

Po wypowiedzeniu tych słów, na twarzy pani Cordelii dosłownie przez niecałe pięć sekund widziałam cień szoku i niedowierzania. Jednak szybko to zostało ukryte kolejną dawką uśmiechu. Mentalnie wzruszyłam ramionami, patrząc na kobietę, która zaczęła wpisywać coś do swojego komputera. Za chwilę można było usłyszeć dźwięk drukarki.

- Miałaś bardzo ładne wyniki. Gratuluje - pochwaliła mnie.

- Dziękuje...

Nie byłam do końca pewna, co właściwie chciałam powiedzieć. Nie przywykłam do komplementów, a jak już to słyszałam te same nieszczere. Nigdy nie uczyłam się jakoś najgorzej, ale również nigdy nie zasłużyłam na miano kujona. Leciałam praktycznie na samych trójkach i czwórkach, a czasami dochodziła do tego jakaś piątka, czy szóstka. Jednak jak już wspominałam zmieniło się parę rzeczy, więc moja postawa do nauki również. W trakcie ostatniej klasy liceum przestałam chodzić na imprezy, a z nudy zaczęłam sięgać po książki. I w taki sposób udało mi się ukończyć szkołę z wysoką średnią i dobrymi wynikami z egzaminów.

Wszyscy musieli zauważyć moje zmieszanie, dlatego moja mama chciała wybrnąć z sytuacji i już otwierała usta, by jakoś zmienić temat, gdy nagle drzwi od gabinetu się otworzyły, a do środka wszedł nieznany chłopak. Zmarszczyłam brwi i przyglądałam się jego plecom, podczas gdy on cały czas szedł odwrócony do nas tyłem i gapił się na coś, na co ja nie mogłam. A szkoda.

- Wezmę gumki! - krzyknął do kogoś, zanim z głośnym trzaskiem zamknął drzwi i w końcu raczył się odwrócić do nas twarzą. - Babcia, słuchaj, bo ogólnie to...

Gwałtownie urwał, zauważając mnie i moją mamę. Nie wydawał się jednak speszony. Jego powalający z nóg uśmiech sprawiał wrażenie, iż ta cała sytuacja po nim spływała. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, gdy jak gdyby nigdy nic usiadł na sofę przy jednej ze ścian i zajadał się ciasteczkami, które zostały rozłożone na stoliku kawowym.

Wróciłam wzrokiem do Pani Cordelii, która patrzyła się na (chyba) swojego wnuka i posyłała mu śmiercionośne spojrzenie, którym zapewne by zabiła, gdyby posiadała taką moc. Nie było śladu po jej ślicznym, promiennym uśmiechu. Zastąpiła go irytacja, przez co dało się wyczuć napięcie w powietrzu.

- Jestem trochę zajęta - zaczęła spokojnie, chociaż jej postawa mówiła totalnie co innego. - Nie mogłeś przyjść później? Tak jak się umawialiśmy.

- Później mam trening - odburknął z ustami pełnymi słodyczy.

Wykrzywiłam twarz w grymasie obrzydzenia. Ten chłopak jest ohydny, chociaż wyjątkowo przystojny. Pierwszy raz widziałam osobę z tego typu urodą. Urzekło mnie coś w niej. Jego brązowe włosy były na końcach pozakręcane i ułożone w nieład, jakby co chwila zatapiał w nich palce. Albo ktoś. Nie ważne. Jego duże, niemal czarne oczy uważnie mi się przypatrywały, a zaciśnięta szczęka uwydatniała jeszcze bardziej przez wystające kości policzkowe.

- To zadzwoń jak skończysz - odpowiedziała mu, po czym wskazała palcem na drzwi. - Możesz wyjść? Mam rozmowę.

Chłopak ani drgnął.

- Serio? - zapytała, niedowierzając. Westchnęła udręczona, zanim całą uwagę poświęciła nam, ówcześnie posyłając przepraszające spojrzenie. - To mój wnuk, jest trochę... - tłumaczyła się, starając dobrać w słowa to, jaki ten chłopak jest.

Napewno dziwny.

- Nic nie szkodzi - mama machnęła lekceważąco ręką, uśmiechając się. - Tacy już są nastolatkowie. Wiem coś na ten temat.

Automatycznie spięłam się na jej słowa, chociaż nie dałam po sobie tego poznać. Nawet nie spojrzałam na Crystal. Cholernie długie miesiące budowania zaufania, chodzenia na wspólne terapie, które niby pomagały, ale już zdążyłam się przyzwyczaiłam do momentów, w których mówiłam podobne słowa. Mimo, że mnie bolały, starałam się nie przywiązywać do nich zbyt dużej uwagi. A przynajmniej się starałam.

Pani Morgan odwróciła się do nas plecami, aby zabrać papierek z drukarki, który mi następnie podała. Jak się okazało to był plan zajęć.

- Twój pokój to trzysta trzy. Muszą panie pójść na parter, a później w lewo do schodów. Tam na trzecie piętro.

- Dziękujemy.

To powiedziawszy chciałyśmy wyjść, ale zanim nam się to udało, Pani Cordelia nas zatrzymała.

- Mój wnuk was zaprowadzi.

Spojrzałam na wspomnianego bruneta, który był równie zszokowany, co my wszyscy. Spojrzał to na mnie, to na moją mamę i swoją babcie, na której najdłużej się zatrzymał. Toczyli kilkusekundową batalię, aż ostatecznie chłopak westchnął i wstał z kanapy, mówiąc:

- Chodzicie za mną.

Z obojętną miną wyminęłam chłopaka, który ręka pokazał nam kierunek naszej ,,małej podróży". Zeszliśmy na parter, a następnie skręciliśmy w lewo do mniejszego korytarza, gdzie była tak zwana strefa relaksu. Odkręciłam głowę w prawo, zauważając duże, kręcone, marmurowe schody. W duchu ucieszyłam się, że znalazłam je sama. Nie wiele myśląc podeszłam do nich i zaczęłam wchodzić, w między czasie przypominając sobie, że dyrektorka mówiła coś o trzecim piętrze. Gdzieś z tyłu słyszałam jak mama rozmawia z tym chłopcem, co jakiś czas się śmiejąc. Trochę dziwne, ale postanowiłam nie ingerować w to wszystko. Po co strzępić ryja.

Gdy znalazłam się na trzecim piętrze spojrzałam w górę, gdzie była informacja o pokojach. Na prawo były liczby od trzystu pięćdziesięciu a na lewo do trzystu czterdziestu dziewięciu i właśnie tam skręciłam. Zatrzymałam się pod drzwiami, na których widniał numerek trzysta trzy. Tuż za mną stanęła mama, a obok niej brunet.

- Dziękujemy za zaprowadzenie - uśmiechnęła się w jego stronę Crystal.

- Ależ nie ma za co, zawsze służę pomocą dla pani córki. Może zawsze przyjść.

Przewróciłam oczami na jego słowa. Jestem samowystarczalna i nie potrzebuje nikogo, ani niczyjej pomocy. Szczególnie tego chłopaka. Gdyby nie jego babcia, sam by tego nigdy nie zaproponował.

Po kolejnym podziękowaniu mojej mamy, brunet w końcu postanowił odejść. Odetchnęłam z ulgą, po czym zapukałam i otworzyłam płytę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dwa łóżka na przeciwległej ścianie, a obok nich szafki nocne. Na jednej z nich były już rzeczy, oznaczające obecność mojej współlokatorki. Weszłam w głąb pokoju, cały czas się rozglądając. Po jednej oraz drugiej stronie stało biurko oraz szafa, a do tego po prawej znajdowały się drzwi, najprawdopodobniej prowadzące do łazienki. Utwierdziło mnie to w tym przekonaniu, gdy wyszła z nich brunetka, pokazując wspomniane pomieszczenie.

- Hej - odezwałam się jako pierwsza, gdyż dziewczyna mnie nie widziała. Słysząc głos kogoś innego niż swój, przestraszona podskoczyła i podniosła głowę. Uśmiechnęła się widząc mnie, czyli swoją współlokatorkę.

- Hej - niewiele myśląc podeszła i swoimi chudymi ramionami mnie przytuliła. Zdezorientowana jej bezpośredniością dopiero po kilku sekundach odwzajemniłam uścisk - Jestem Daphne Blake.

- Chelsea Martin, a to moja mama Crystal - kobieta pomachała jej, co dziewczyna odwzajemniła.

Daphne miała długie, brązowe włosy, które sięgały jej mniej więcej do końca pleców. Jej duże, zielone oczy ładnie mieniły się pod wpływem promieni słonecznych. Niepełne usta, wykrzywiła w szerokim uśmiechu, przy czym uwydatnił się jej dołeczek w prawym policzku. Nie była jakoś za wysoka, ale też nie za niska, na moje oko miała jakieś niecałe metr sześćdziesiąt pięć. Jednak przy mnie była karzełkiem, gdyż ja miałam metr siedemdziesiąt cztery, więc tą różnice było widać.

- To ja pójdę po walizki - odezwała się moja mama, a następnie wyszła z pokoju, zostawiając nas same.

Usiadłam na wolnym łóżku i jeszcze raz otaksowałam całe pomieszczenie. Jasnoszare ściany oraz białe meble. Teraz ten pokój będzie moim nowym domem, chociaż jak mam być szczera to trochę to pomieszczenie wygląda jak mój pokój w Henderson. Ale tylko trochę.

Spojrzałam na stronę mojej współlokatorki i śmiało mogłam stwierdzić, że wcale dzisiaj tutaj nie przyjechała. Ubrania miała schowane w szafie, na szafce nocnej są dodatki, a na biurku książki i przybory szkolne. Na ścianie powiesiła lampki i zostało przywieszone kilka zdjęć oraz plakatów.
Urządziła się.

- Dawno przyjechałaś?

- Wczoraj wieczorem - usiadła na łóżku naprzeciwko. Uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemniła - Jaki kierunek?

Na samą wzmiankę o moim kierunku szeroko się uśmiecham. Od małego marzyłam o nauce lingwistyki w biznesie. Tata przekazał mi to zainteresowanie. Sam to studiował i pracował w biurze tłumaczeń. Za każdym razem jak siadał i poprawiał w domu swoje prace, to przyłączałam się do niego i mu pomagałam. Już jako ośmiolatka potrafiłam płynnie rozmawiać po francusku.

- Lingwistyka w biznesie - uśmiechnęłam się, nie chcąc pokazać jak wspomnienia na mnie działają. Chociaż ona i tak nie będzie wiedzieć, bo przecież nie siedzi mi w głowie.

- Ale czad! - klasnęła w dłonie i podskoczyła na materacu - Ja też!

Fajnie, znalazłam sobie koleżankę.

- Idziesz na imprezę? - zmieniła temat - Zaczyna się o dwudziestej. Świętujemy rozpoczęcie roku.

Można było się spodziewać, że będzie takowa impreza, bo to w końcu college. Czas najlepszych imprez, czy coś takiego. Jednak na samej wzmiance o czymkolwiek związanym z alkoholem, muzyką, ludźmi oraz tańcem robi mi się nie dobrze. Muszę dotrzymać słowa, danego matce, a w takim wypadku to mi nie pomaga. Tu imprezy są robione ze zdwojoną siła niż te w liceum. Tam ledwo co wytrzymywałam, więc co by było teraz?

- Wiesz co... - nie dokończyłam, ponieważ do pokoju weszła zdyszana mama, trzymając dwie ogromne walizki. Rzuciła mi spojrzenie mówiące ,,Wjebałaś tam kamieni, aby zepsuć matce kręgosłup, prawda?". Pokręciłam głową i cicho parsknęłam pod nosem. Wstałam z łóżka, a następnie ruszyłam na pomoc tej staruszce. Bagaże położyłam przy swojej szafie, a następnie podeszłam do mamy.

- Będę już jechać.

- Okej - to powiedziawszy przytuliłam ją najmocniej, jak potrafiłam - Kocham cię - wyszeptałam prosto w jej ucho.

- Ja ciebie też - oderwała się ode mnie i odsunęła na długość ramion - Pamiętaj co mi obiecałaś.

Nie można zapomnieć, skoro od trzech miesięcy przynajmniej trzy razy w tygodniu była o tym mowa. Sama nigdy nie pozbędę się tego widoku. Kiedy zamykam oczy ciągle widzę płaczącą Crystal i błagającą mnie, bym więcej nie robiła sobie krzywdy.

Cholera.

- Pamiętam.

Jeszcze chwile się ze sobą żegnałyśmy, po czym Crystal również przytuliła Daphne i wyszła z pokoju, ze łzami.

Typowe.

Usiadłam na podłodze, przy walizkach i otworzyłam tą najbliższa. Westchnęłam męczeńsko, no bo rozpakowywania są cholernie ciężkie. Same zapakowywanie jest jeszcze gorsze. Tydzień przed wyjazdem musiałam zacząć, aby mieć pewność, że wszystko mam, a do tego Crystal i tak dzień przed wypakowała całą moją walizkę i ułożyła ciuchy oraz akcesoria tak, aby wszystko weszło, gdyż przy mnie połowa nie chciała.

- Pomóc ci? - Blake usiadła obok mnie, tuż przy drugiej. Pokiwałam głową - To co... Idziesz?

Spojrzałam prosto w jej oczy, chcąc przekazać, że to chyba nie jest wcale taki dobry pomysł. Jednak patrząc w jej zielone oczka, nie mogłam się nie zgodzić. Po prostu byłam pewna, że usłyszałabym dźwięk łamiącego się serca.

- Niech będzie - westchnęłam.

Po wypowiedzeniu tych słów brunetka kolejny raz mnie przytuliła, ale tym razem byłam gotowa. Odsunęła się ode mnie po dobrych kilkunastu sekundach, a następnie uśmiechnęła się najszerzej jak tylko potrafiła. Spróbowałam to odwzajemnić, ale wyszedł jakiś słaby grymas.

- Nie bój się, będzie mój brat i jego koledzy. Będą mieli na nas oko. - puściła mi oczko.

W pewnym sensie jej zapewnienie dodało mi odwagi. Gdybym została sama, na pewno sięgnęłabym po alkohol, a wtedy stałoby się najgorsze. A tak to, jeśli będzie brat Daphne i jego przyjaciele, to jestem bezpieczna. Chyba

- Masz brata? - zagadnęłam, chcąc zmienić temat.

- Tak - na potwierdzenie swoich słów, dodała kiwnięcie głową - Nazywa się Nate. Ma całą swoją paczkę. A tak pomiędzy nami - nachyliła się w moja stronę i szepnęła - Booker jest tym najprzystojniejszym.

Za każdym razem jak chce uciekać od przeszłości, to ona wraca. I to z zdwojoną siła... Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ona serio wróci, ale nie ze zdwojoną.  Była jeszcze większa i bardziej uzależniająca niż cokolwiek inne.

***

HEJKA!!!

Po tym jak wstawiłam na tik toka ,,zwiastun" STAY WITH ME nie spodziewałam się tak miłego odzewu, przysięgam!

Ta Historia ma dla mnie chyba największy sentyment, ponieważ jest ona pierwszą, jaką zaczęłam pisać. Nie mówię nic o TDYD, bo ta był a w kolejności, ale właśnie to Stay with Me było pierwszą pierwszą.

Mam nadzieje, że wam się spodoba i, że miło przyjmiecie tr książkę!

Kocham!!

Continue Reading

You'll Also Like

543K 46.4K 31
"Excuse me!! How dare you to talk to me like this?? Do you know who I am?" He roared at Vanika in loud voice pointing his index finger towards her. "...
3M 201K 52
" Do not be mistaken little flower, you are mine and mine alone. Any man who looks at you longer than three seconds will be dealt in a manner I find...
179K 7.3K 31
The Sokolov brothers are everything most girls want. Intimidating, tall, broody, they are everything to lust after. Not that they... particularly car...
1.1M 14.5K 52
NOT EDITED YET Gracie Owen's a headstrong journalist major rooms with her childhood best friend JJ Anderson for junior year, little does she know she...