Divine Destiny // ZAKOŃCZONE

By nasturtium90622

124K 4.9K 3.1K

Ten świat jest zbudowany na kłamstwie. My jesteśmy tylko pionkami, jeden niewłaściwy ruch i wszystko się syp... More

Prolog
1. Będę tego żałować...
2. Nie ma już odwrotu
3. Apollo
4. Cyrograf z diabłem
5. Policzył
6. W końcu jesteś moją dziewczyną
7. Każdy z nas ma jakąś historię
8. Demony przeszłości wracają
10. Moja róża
11. Nasz czas w niebie
12. Właśnie patrzysz na coś czego już dawno nie ma
13. Diabeł nie lubi spowiedzi
14. Następnym razem bądź ostrożna
15. Najdłuższe dwie minuty w moim życiu
16. Chciałem być pierwszy
17. Niespodziewane zakończenie urodzin
18. Do zobaczenia w Nowym Jorku
19. Musisz mi zaufać, kochanie
20. W co ty się wpakowałeś, Aiden?
21. Inny rodzaj miłości
Epilog
Podziękowania (100tys.)

9. Deszcz w Kalifornii

4.9K 244 196
By nasturtium90622

Pierwszy raz od dawna dobrze spałam. Na tyle dobrze, że wstałam przed budzikiem, zrobiłam śniadanie i wzięłam prysznic. Nawet założyłam ulubiony czarny top i kremowe spodnie.

Wczorajsza rozmowa z Aidenem coś mi uświadomiła. Zdziwiłam się jak dobrze się nam rozmawiało. Było miło.

Może te dwa miesiące nie będą aż takie złe?

Nawet Melissa wróciła wczoraj w dobrym humorze. Nie usłyszałam od niej słowa, że razem z Aidenem zniknęliśmy na tak długo.

Gdy ja ubierałam w podskokach czarne trampki prawie łamiąc sobie przy tym obie ręce, mama pewnie przewracała się na drugi bok.

Wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz a w tym samym momencie na podjazd wjechał czarny Chevrolet.

Rzuciłam sportową torbę na tylne siedzenie i ułożyłam się na fotelu.

-Hej - uśmiechnęłam się do niego miło po czym zapięłam pas.

-Cześć - burknął ciszej nawet na mnie nie patrząc.

Wyglądał inaczej. Jego cera była bledsza a oczy bardziej podkrążone. Jego włosy, które wczoraj były idealnie ułożone, dzisiaj opanował nieład. Przez mocno zaciśniętą pięść jego żyły były uwydatnione a knykcie stały się białe.

Ton jego głosu również był inny. Jakby osoba obok której właśnie siedziałam nie była tą samą z którą rozmawiałam wczoraj w altanie.

-Wszystko w porządku? - zapytałam zdziwiona zmianą jego zachowania.

Chłopak jakby jeszcze bardziej się zdenerwował, przez co zaczął obracać język w buzi.

-A ty co kurwa, w terapeutkę się bawisz? - warknął w moim kierunku. Zmrużył oczy i przechylił głowę pytająco.

Po Aidenie Woodzie z wczoraj nie było śladu. Wróciły mu ustawienia fabryczne.

Co ja mu matkę zabiłam?

Z resztą, dlaczego ja się dziwię. Aiden zawsze taki był. Wczoraj dałam się nabrać na jakiś nieśmieszny żart.

Chłopak z piskiem opon ruszył, wbijając mnie w fotel.

Wyprzedził pierwszy samochód, drugi i trzeci. Właśnie zabierał się do wyprzedzania czwartego gdy zza zakrętu wyjechała ciężarówka, jadąca prosto na nas. Brunet przyhamował i schował się po czym ponownie przyspieszył.

-Co ty myślisz że występujesz w Tokio drift?! Zwolnij kurwa bo nas pozabijasz! - wykrzyczałam do bruneta, lecz ten nijak nie zareagował.

-Myślałem, że grzeczne dziewczynki nie przeklinają -zakpił, ponownie zmieniając pas

-Potrafię przeklnąć cię w czterech językach więc lepiej uważaj - zacisnęłam powieki i złapałam się uchwytu przy drzwiach gdy Aiden gwałtownie skręcił a moim ciałem szarpnęło w lewą stronę.

Gdybym nie miała zapiętych pasów, pewnie wyleciałbym przez przednią szybę. Samochód zatrzymał się przez co pas nieprzyjemnie wbijał mi się w żebra.

Otworzyłam najpierw jedno okno, później drugie.

-Przeżyliśmy? - zapytałam, kątem oka widząc jak brunet przewraca oczami i wysiada z samochodu. Odwróciłam się po torbę leżącą za mną, gdy drzwi od strony pasażera otworzyły się. Aiden oparł jedną rękę odach a drugą zabrał torbę z moich kolan, przerzucając sobie przez ramię. Wysiadłam zdziwiona patrząc na chłopaka, którego wzrok chciał skierować mnie na jego dłoń. Jego rozszerzone, napięte palce czekały, aż splotę je ze swoimi.

Musiał wyglądać zabójczo z różową torbą na ramieniu.

Podeszliśmy do mojej szafki, gdy brunet oddał mi torbę.

-Zjemy dzisiaj lunch z chłopakami - oparł się o ręką o szafkę tuż przy mojej głowie. Popatrzył w kierunku Very i Olivii, które stały koło nas, przy szafce czarnowłosej - Możesz zabrać przyjaciółki - poinformował i przyłożył usta do mojego policzka, sprzedając szybkiego całusa. Odprowadziłam go wzrokiem, aż zniknął mi z zasięgu.

-Jest taki słodki, że zaraz się zrzygam tęczą - przyznała ironicznie Vera wyjmując potrzebne podręczniki.

-Czego okczkiwałaś? To Wood - przypomniała jej Olivia podchodząc do nas ze wzrokiem wtopionym w telefon.

-Nie potrafię go zrozumieć. Zachowuje się jak dupek, później mi pomaga, opowiada historię o dziadku i o tym co lubi najbardziej, a teraz znowu pluje jadem i jest jeszcze większym dupkiem - wpatrywałam się w ścianę za którą zniknął Aiden. Na moje słowa Vera westchnęła i pokiwała głową. Obie jednak przeniosłyśmy wzrok na Liv która wydawała się nieobecna ale i rozbawiona.

-Liv, co z tobą? Gdzie Miles?- dopytywałam przyjaciółkę

-Miles ma kaca i powiedział, że jeśli usłyszy rano głos baby od matmy, to wyłączy jej pierwiastek przed nawias tak, że aż się Pitagoras zdziwi.

-Co? - powiedziałyśmy z Verą w tym samym momencie

-Nie wiem, ale tak wyglądał jak wczoraj odholowałam jego zwłoki do łazienki - blondynka odwróciła telefon w naszą stronę i pokazała fotografię przedstawiającą Milesa w samej koszuli i bokserkach siedzącego pod czarną wanną.

-On jest... zielony - przybliżyłam się do zdjęcia i popatrzyłam na twarz przyjaciela.

-Nie on jest po prostu brzydki - skwitowała jego siostra chowając telefon do kieszeni ogrodniczek. Zastanawiałam się, dlaczego Miles skończył wczoraj w takim stanie? Na publicznych przyjęciach rodzice nigdy nie pozwalali nam pić. Jednak nie musiałam pytać, gdyż blondynka zaraz dodała - Tak się kończy dolewanie wódki z piersiówki. Ale przyjdzie na trening.

Przynajmniej tyle.

*

Dotrwaliśmy do lunchu. Razem z dziewczynami skierowałyśmy się na stołówkę. Każda z nas zabrała czerwoną tackę z jedzeniem. Dzisiaj serwowali sałatkę ziemniaczaną, która swoim wyglądem przypominała papkę dla niemowląt, oraz marchewkę z groszkiem i deser owocowy. Litości.

Skierowałyśmy się do stolika na zewnątrz przy którym siedział Aiden z Shawnem. Razem z nimi byli też Lewis Parker i Nate Sanders. Podeszłyśmy bliżej na co jeden z chłopaków zakrztusił się sałatką. Nie wiedziałam czy odebrać to jako komplement czy wręcz przeciwnie.

-Chłopaki to jest Cassie - chłopak zrobił krótką przerwę jakby się nad czymś zastanawiał - A to jej koleżanki - pokazał w ich kierunku po czym podrapał się po głowie.

- Veronika i Olivia - dokończyłam. Dziewczyny się przywitały na co Nate i Lewis zaczęli się przesuwać aby zrobić im miejsce bliżej siebie.

Wczoraj przedstawił mnie inaczej - pomyślałam zajmując miejsce obok Aidena.

Przez cały lunch czułam się dziwnie, co nie było winą podejrzanej sałatki, lecz atmosfery. Pomimo tego, że Lewis i Nate byli bardzo mili. Aiden i Shawn wydawali się myśleć o czymś innym.

-Dzisiaj mamy trening więc nie będę mógł cię odwieźć - powiedział brunet mrużąc oczy przez świecące słońce.

-Spokojnie, też mamy dzisiaj trening. W końcu w piątek mecz - uniosłam delikatnie kącik ust ale chyba sama nie uwierzyłam ze swojego dobrego nastawienia bo wyglądało to jak uśmiech przejechanego kota.

-Och, z chęcią zobaczę jak mój brat próbuje cię złapać na kacu - roześmiała się Liv - Idziesz ze mną? - szturchnęła łokciem Verę.

-Chciałabym, ale dzisiaj nie mogę. Mamy sporo zamieszania z tym kinem plenerowym. Zostało dwa dni a do tej pory nie naprawili ekranu na boisku - mówiła nakręcona a siedzący koło niej Nate pochłaniał każde jej słowo, śliniąc się przy tym niemiłosiernie. Wyglądał jak dziecko.

-Kompletnie zapomniałam o tym kinie? Aiden, pójdziemy? - zwróciłam się w jego stronę

-W środę ma padać, ale jak chcesz - jego ton był obojętny, taki...jak zawsze.

Deszcz w Kalifornii....a to dobre

Chcąc odwrócić wzrok, zobaczyłam jak grupka siedząca przy stoliku obok szepcze i co chwilę spogląda w naszą stronę. Plan działa

O to chodziło.

W tym samym czasie do naszego stolika podeszła niska dziewczyna. Rudowłosa usiadła na kolanach Lewisa całując go w policzek. Znałam ją, chodziłyśmy razem na angielski w drugiej klasie. Sky Morgan była zupełnym przeciwieństwem Parkera. Była naprawdę niska, a jej skóra tak jasna jakby nie widziała słońca, twarz wypełniały piegi które jeszcze bardziej dodawały jej uroku. Pastelowo zielona sukienka podkreślała jej szczupłe ciało. I Lewis - metr dziewięćdziesiąt nabitej masy faceta w dresach, z tatuażami ciągnącymi się od szyi po dłonie, które były ledwo widoczne na ciemnej skórze. Są idealnym przykładem na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Przywitała się ze wszystkimi i usiadła obok Shawna obejmując go pocieszająco. Nawet jej głos był piękny.

-O czym rozmawiacie?

-Vera właśnie opowiadała o kinie polowym które organizuje samorząd. W środę, tak? - powiedział jej chłopak, kierując ostatnie pytanie do Very, na co ta pokiwała twierdząco głową.

-To świetny pomysł, idziemy wszyscy! - wykrzyczała radośnie, a ja miałam wrażenie, że atmosfera stała się jeszcze gęstsza.

*

Przez ostatnie dwa dni, to całe udawanie stało się wielkim wrzodem na tyłku. Zresztą mam wrażenie, że wszystkim odbiło a mi się udziela. Shawn nie wie co się dzieje wkoło niego, Vera biega zdenerwowana "bo nic nie jest gotowe"a Miles trzeci dzień leczy kaca, chociaż bardziej udaje, że to robi. Olivia pracuje ciągle nad jakąś rzeźbą, Lewis i Sky przeżywają jakąś kolację z rodzicami a Nate... on żyje w swoim świecie. Ja też wariuje, a przez to wszystko wyżywam się na drużynie. Chcę, żeby piątkowy występ był perfekcyjny. Jakby to miał potwierdzić, że dalej jestem tą samą Cassie Thomson.

Do tego wszystkiego wielki Aiden Wood, zachowuje się jak rozwydrzony bachor. Przysięgam, że za znoszenie jego humorów wezmą mnie żywcem do nieba. Twierdził że jest świetnym aktorem ale jedyne w czym mógłby grać to indyjska telenowela.

Środowe popołudnie spędziłam na przygotowaniu wszystkiego co potrzebne na wieczór w kinie plenerowym.

Koc, dwie poduszki i duża paczka żelków. Sama założyłam wygodne dresy i zbiegłam na dół.

Melissa siedziała na kanapie trzymając w ręce kieliszek z czerwonym winem. Kolejny raz oglądała Grey's anatomy. Oglądała chyba wszystkie seriale medyczne, co jest dość szokujące bo rzadko bywa w domu.

-Ciężki dzień? -zapytałam i usiadłam na fotelu biorąc Yode na kolana. Mama westchnęła i pokręciła kieliszkiem aby wino oddychało. Wysunęła stopy z beżowych szpilek i rozciągnęła się na sofie.

-Ciężka operacja i ciężki pacjent - upiła łyk wina - Wychodzisz?

-Tak, w szkole puszczają film

-Ciągle się mijamy, może w weekend zjemy razem obiad? - zapytała na co uniosłam brwi ale przytaknęłam. Potrzebowałyśmy chwili razem. -Możesz zaprosić swojego chłopaka.

Ktoś na górze się na mnie mści.

Automatycznie nałożyłam na twarz uśmiech od ucha do ucha.

-Jasne, zaproszę Aidena - na dźwięk tego imienia Yoda zaszczekał i radośnie zamerdał ogonkiem.

Zdrajca.

W kuchni spakowałam jeszcze ciastka czekoladowe dla Shawna, żeby jakoś poprawić mu humor. Poza tym obiecałam mu je przy pierwszej wersji planu.

Wyszłam z domu gdy dobrze mi już znane Camaro zajechało na podjazd. Głową pokazałam aby chłopak pomógł mi otworzyć drzwi bo całe ręce miałam zapakowane przedmiotami.

Chłopak nachylił się i pchnął drzwi od środka.

-Ty dżentelmenie - skwitowałam jego zachowanie

-Więcej tego nie miałaś? - rzucił jak zwykle znudzonym tonem a co wywróciłam oczami puszczając jego uwagę mimo uszu.

Całą drogę do szkoły wpatrywałam się w widok za oknem. Zachodzące słońce oświetlało wszystko złotymi kolorami. Zawsze nie mogłam się doczekać momentu aż niebo będzie na tyle ciemne, że zaczną pojawiać się na nim gwiazdy.

Na parkingu czekali już na nas znajomi. Wszyscy poza Verą, która pewnie gdzieś biegała i dopinała wszystko na ostatni guzik.

Wcisnęłam Aidenowi koc i poduszki a sama zabrałam się za przekąski. Od razu skierowałam się do Shawna z niebieską miską.

-To dla ciebie, ciastka z przepisu mojej mamy. Piekłam ja, ale przepis jej - wyciągnęłam miskę w jego stronę - Obiecałam - dodałam

-Dziękuję - na twarzy blondyna pojawił się blady uśmiech a w oczach pojawiła się mała iskierka która za chwilę zgasła.

Całą grupą udaliśmy się na boisko i rozłożyliśmy koce. Po chwili dołączyła Vera i wszyscy zajęliśmy miejsca.

Wielki telebim na boisku rozbłysł I pojawił się na nim stary kultowy film Buntownik bez powodu.

Zabawne bo koło mnie też siedział buntownik bez powodu.

*

Film trwał już dobrą godzinę. Wszyscy na boisku ułożyli się w wygodnych pozycjach. Sky leżała na kolanach Lewisa a ten bawił się jej włosami. Vera i Liv opierały swoje głowy na ramionach Milesa a Nate... jadł popcorn.

Tylko ja i Aiden siedzieliśmy osobno. On opierając się na rękach a ja po turecku. Wyjadałam żelki wpatrując się w ekran, gdy dłoń chłopaka przesunęła się po moich plecach. Łapiąc za biodro przysunął mnie do siebie na tyle blisko, że moja głowa stykała się z jego klatką piersiową.

Pomimo głośnej muzyki w filmie słyszałam spokojne bicie jego serca przez granatową bluzę.

Wyciągnęłam w jego kierunku opakowanie z żelkami zachęcając do poczęstowania się. Chłopak przewrócił oczami i wsadził rękę do paczki. Wyjedlismy wszystkie żelki w ciągu pięciu minut. Sięgnęłam po paczkę z cukierkami, gdy na dłoń spadła mi kropla deszczu. Popatrzyłam w niebo a kilka sekund później ulewny deszcz odbijał się od murawy nosiła. Wszyscy obecni zbierali swoje rzeczy i uciekali w kierunku samochodów. Nikt nie przerwał seansu, przez co dialogi bohaterów przebijały się przez szum deszczu.

Aiden wstał z mokrego już koca i wsunął kaptur bluzy na głowę. Ja siedziałam kontynuując seans podczas gdy moje ubranie przemakało coraz bardziej.

-Wstawaj, zbieramy się - gdy nie doczekał się reakcji kontynuował - Wszyscy już poszli.

-Film się jeszcze nie skończył

Brunet założył ręce za biodra i zaśmiał się kpiąco.

-Jesteś nienormalna - wycedził przecierając czoło przemoczonym rękawem bluzy.

-Ja jestem nienormalna? -wstałam krzycząc w stronę Wooda - To nie ja chodzę obrażona na cały świat od trzech dni i wyzywam wszystkich którzy chcą ze mną porozmawiać.

Piorunujący wzrok bruneta przebijał się przez deszcz jak błyskawica. Raził wszystko co napotkał na swojej drodze.

-Wiesz co, siedź tu sobie. Nie obchodzi mnie to - machnął ręką i ruszył w kierunku wyjścia.

-Pewnie idź! Uciekaj od rozmowy. W końcu zawsze tak robisz! Boski Aiden Wood zwiewa gdy tylko ktoś próbuje z nim po ludzku porozmawiać! Czego ty się tak boisz? - krzyczałam coraz głośniej, by chłopak usłyszał każde moje słowo. Miałam już dość znoszenia jego humorów. Jego dwie osobowości doprowadzały mnie do szału.

Moje słowa zadziałały na niego jak płachta na byka.

W kilku krokach znalazł się przy mnie i groził palcem jak surowy rodzic karcący niesforne dziecko.

-Niczego się nie boję - warknął ciszej

-To dlaczego uciekasz? - zapytałam wpatrując się w jego brązowe oczy. Nasze twarze były tak blisko siebie, że ledwo zmieściły się między nimi krople spadającego deszczu.

Aiden nie odpowiedział, odwrócił się tylko i skierował w stronę wyjścia ze stadionu footballowego.

-A nie mówiłam? - wrzasnęłam za nim rozkładając ręce wyrzucając tym samym całą frustrację tego tygodnia.

Wtedy wszystko na chwilę się zatrzymało.

Wydawało mi się że deszcz, który jeszcze przed chwilą spływał mi po policzkach nagle zniknął a w jego miejscu pojawiły się ciepłe różowe wypieki. Przemoczone, ciężkie ubranie stało się lekki jak piórko.

Aiden zawrócił, chwycił moją twarz w dłonie i wbił swoje rozgrzane wargi w moje spierzchnięte od zimna usta.

Zszokowana odepchnęłam go i odsunęłam się. Jego dłonie wciąż spoczywały na moich policzkach. Patrzyliśmy na siebie piorunująco, chcąc odczytać wzajemne emocje. Czułam jego ciężki oddech na skórze.

Wtedy sama nie wiem dlaczego odwzajemniłam pocałunek. Moje dłonie wodziły po szyi bruneta zahaczając o mokre włosy. Przyciągnął mnie bliżej pogłębiając pocałunek. Jego usta poruszały się szybciej. Był namiętny ale nie nachalny. Mocny ale lekki. Był czymś nienaturalnym.

Ekran na którym wyświetlano film zgasł, pozostawiając nas w ciemnościach.

I pomimo mojej pewności, że nikt nas tu nie widzi, nie przerwaliśmy pocałunku.

Kto by pomyślał, że deszcz w Kalifornii może być tak potrzebny.

Continue Reading

You'll Also Like

26.1K 1K 20
Aurora od dziecka interesuje się motoryzacją. Jest świetnym kierowcą, o czym wie każdy kto ją zna. Kiedy przychodzą wakacje, postanawia porzucić swoj...
126K 3.6K 20
Spin-off trylogii Bogowie! W tym układzie to on miał przegrać, nie ja. Historia dzieci Charlotte i Rebekki z trylogii Bogowie. Znali się od kołyski...
79.9K 1.8K 10
Blair Clarke uczęszcza do prywatnej szkoły z internatem. Prowadzi względnie spokojne życie, dopóki na jej drodze nie staje uczeń klasy wyżej - Victor...
61.6K 3.2K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...