Gdy wyraźniej ujrzałam twarz mężczyzny stojącego na przeciwko mnie, strach przemienił się w irytację. Była to ostatnia osoba, którą chciałam spotkać. Jak widać, szczęście mi niestety nie dopisywało.
To samo gówno, tylko inny dzień - pomyślałam.
- Nat i co?! - odezwał się głos w telefonie.
- Wolałabym być już martwa - odpowiedziałam.
Z każdym krokiem od chłopaka dzieliła mnie coraz mniejsza odległość. W głowie nie miałam żadnego planu, jedynie chciałam przejść obok niezauważona. Czy było to możliwe? Oczywiście, że nie, bo od momentu, jak tylko pojawiłam się na ulicy, patrzył tylko na mnie.
- Jeżeli myślisz, że uratuję cię przed jakimś gwałcicielem przez telefon, to na prawdę masz nierówno pod sufitem - powiedziała Olivia. Była wyraźnie zdenerwowana całą tą sytuacją, jak też sfrustrowana swoją niemocą.
- Tak, Betty. Właśnie dziś wyszłam na przepustkę. Mimo wszystko mam nadzieję, że nie wrócę do tego pudła - powiedziałam, będąc tuż obok chłopaka. Nie patrzyłam mu w oczy. Głowę miałam spuszczoną na dół. Mając nadzieję, że uda mi się być kimś innym.
- Co ty ćpałaś? - zapytała.
- Już odsiedziałam swoje. Zabójstwo tego chłopaka i tak było przypadkowe. Wcale nie chciałam mu poderżnąć gardła.
- A mogłam mieć normalnych znajomych... - westchnęła Olivia.
Wciąż kontynuowałam swoją rolę więźniarki, gdy udało mi się wyminąć chłopaka. Parę metrów dalej wyprostowałam się i szepnęłam do telefonu:
- Chyba mi się udało - powiedziałam.
- Jak to mówią, nadzieją matką głupich - odezwał się głos za mną.
Mówiąc wciąż do słuchawki, prawdopodobnie nie słyszałam kroków za sobą. Byłam zbyt pochłonięta opowiadaną historią.
- Olivia, oddzwonię. Muszę stawić czoła swoim problemom - rzekłam, jednocześnie się rozłączając.
Odwróciłam się w stronę chłopaka. Nie miałam zamiaru nic mówić, a to co powiedziałam przyjaciółce było czystą prawdą. To od niego wszystko się zaczęło. Był problemem.
- Długo się nie widzieliśmy - powiedział, po czym na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmiech.
- I lepiej, żeby tak zostało - odpowiedziałam, odwracając się na pięcie i ruszając przed siebie.
Spodziewałam się, że chłopak mnie zatrzyma, jednak on zaczął iść razem ze mną. Irytacja wciąż nie opuszczała mojego ciała.
- Muszę przyznać, że masz bujną wyobraźnię. Historia z poderżniętym gardłem była imponująca - powiedział, idąc ze mną ramię w ramię.
- Jeżeli się nie zamkniesz, to będzie też prawdziwa.
- Za każdym razem jak się widzimy, musisz być taka niemiła. Kto cię tak skrzywdził co? - zapytał.
- Moje własne oczekiwania.
Po moich słowach chłopak cicho się zaśmiał. Nie próbowałam być zabawna, mimo to skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie lubiłam jego śmiechu.
- Wydaję mi się, że potrzebujesz się rozluźnić. Jest coś co sprawia Ci przyjemność? - zapytał.
W jego głosie wyraźnie dało się wyczuć dwuznaczność, która pasowała do niego jak do nikogo innego. Pewność siebie biła od niego na kilometr.
- Cisza - burknęłam.
David był osobą, która sprawiała, że potrafiłam się zirytować w mgnieniu oka. Wybuchałam niczym granat.
- Podobały ci się wyścigi? - zapytał, nawiązując do naszego ostatniego spotkania.
- Byłyby ciekawsze, gdybyś skręcił sobie kark - odpowiedziałam, odwracając się w końcu w jego stronę. Nie wiedziałam, skąd bierze się we mnie tyle jadu, gdy chodziło o jego osobę.
Wyglądał tak jak zawsze. To samo aroganckie spojrzenie, pewna siebie postura ciała i usta wygięte w cwaniacki uśmiech. Włosy jak zawsze były w nieładzie i część kosmyków opadała mu na czoło. Jego oczy natomiast wyrażały zmęczenie.
- Następnym razem się o to postaram - powiedział, puszczając mi jednocześnie oczko.
- Nie pragnę twojego towarzystwa w drodze do domu, więc wsiądź do swojego pojazdu i odczep się.
- Ostatnio preferuje spacery, gdyż Adrien wozi się moim samochodem, a w deszczu nie wolno jeździć motorem - powiedział, przybliżając się do mnie. - Kwestia bezpieczeństwa - dodał.
Jego słowa zostały wypowiedziany w złą godzinę. Oby dwoje wznieśliśmy głowy ku niebu, z którego nagle zaczął padać gwałtowny deszcz.
Przeklinam Cię Matko Naturo - powiedziałam w myślach.
- Czyli teraz będziemy się całować, tak jak w filmach - stwierdził.
Przysięgam, że gdybym miała pod ręką kij, bądź jakiekolwiek inne narzędzie, nawet łyżkę, zabiłabym go.
Nie chciałam zmoknąć, dlatego też nie widziałam sensu, aby wdawać się z nim w dyskusję, dlatego przyspieszyłam kroku. Została mi już tylko jedna ulica, aby dotrzeć do domu. Mimo wszystko zastanawiała mnie jedna rzecz.
- Tak właściwie skąd wiedziałeś, gdzie będę i czego chcesz? - zapytałam.
Przecież nasze spotkanie nie mogło być przypadkowe.
- Cóż... odpowiedź na pierwsze pytanie zachowam dla siebie, a co do drugiego to chciałem się zapytać czy... - przerwał swoją wypowiedź, zatrzymując się i odwracając mnie w swoją stronę. - Wyjdziemy gdzieś razem? - zapytał.
Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale na pewno nie takiego pytania. Jednak nie byłam na tyle głupia, by uwierzyć, że właśnie to go do mnie sprowadzało. Chodziło o coś innego. Mimo wszystko nie miałam zamiaru dopytywać, bo już wystarczająco przemokłam, a w butach miałam pełno wody.
- Nie - odpowiedziałam krótko i ruszyłam przed siebie.
Chłopak chwilę stał w miejscu, po czym usłyszałam za sobą westchnięcie i szybkie kroki chłopaka. Po paru sekundach znów znalazł się obok mnie.
- Natalie. Może nie wyglądam, ale mam dobre serce - powiedział.
Przysięgam, że słyszałam w jego głosie kpinę. On sam nie wierzył w to, co mówił. Na szczęście od spokoju dzieliły mnie już tylko dwa domy.
- Nie potrzebuję transplantacji - odparłam. - Życzę miłego powrotu do domu - dodałam po chwili, gdy znaleźliśmy się obok mojego mieszkania.
Sprawnie otworzyłam furtkę, po czym w drodze do drzwi zaczęłam szukać kluczy. Chwilę później już byłam w domu. Nie odwróciłam się w stronę chłopaka, ani razu. Mimo to, kiedy weszłam do domu i zdjęłam buty, skierowałam się wprost do okna w kuchni. Rozejrzałam się po ulicy, jednak już go nie widziałam.
- Wróciłaś w końcu - odezwała się Alice.
Szybko odwróciłam się od okna i spojrzałam na nią. Była już w pidżamie. Zapewne szykowała się do snu.
- Przestraszyłaś mnie - powiedziałam, zdejmując z siebie przemoczoną bluzę.
- Nie przyjechałaś taksówką? Jesteś cała mokra. Zrobię Ci ciepłej herbaty, a przed snem weźmiesz leki, żebyś się nie przeziębiła.
- Nie trzeba ciociu. Taksówki były zajęte. Myślałam, że zdarzę przed burzą. Pójdę się umyć i wejdę pod kołdrę. Nic mi nie będzie - powiedziałam, po czym pocałowałam ją w policzek i udałam się na górę. - Dobranoc - dodałam.
- Spokojnej nocy - odpowiedziała.
Chwilę później byłam już w pokoju. Od razu przeszłam do łazienki, aby zdjąć z siebie mokre ubrania i wejść do wanny. Kiedy wyjmowałam telefon z kieszeni, zobaczyłam, że mam nieodczytaną wiadomość od dżentelmena, który odprowadził mnie do domu.
David: Dobranoc, Natalie.
***
Dopijałam właśnie swoją kawę, gdy do pokoju wszedł wściekły Adrien.
- Coś się stało? - zapytałam, gdy usiadł na krzesełku przede mną.
Musiałam przyznać, że widok zdenerwowanego chłopaka był dla mnie czymś nowym. Jednak nie można było zaprzeczyć, że wyglądał teraz jeszcze przystojniej niż zazwyczaj.
- Wziąłem wczoraj wolne, aby załatwić pewne sprawy. Wracałem już do domu, gdy zaczęło lać - powiedział.
Owszem padało, jednak wciąż nie rozumiałam wzburzenia Adriena. Mimo wszystko wolałam nie dopytywać. Czekałam, aż sam zdecyduje się mówić dalej.
- Ten debil zabrał rano samochód, po czym i tak wrócił do domu cały mokry - dodał po chwili milczenia.
- David? - dopytałam z niedowierzaniem.
- Nie, mój pies - burknął, wyraźnie podirytowany moim pytaniem.
To są chyba jakieś żarty - powiedziałam w myślach, wciąż wpatrując się w oczy Adriena.