#TODwatt
Cześć, cześć. Witam was na malutkim maratonie. Za moment pojawi się kolejny rozdział :) Miłego czytania!
Laurette
– Naprawdę nie powiesz, dokąd mnie zabierasz? – zapytałam chyba po raz setny, gdy mknęliśmy wzdłuż opustoszałej drogi.
Wyjechaliśmy już z Londynu, a teraz z każdej strony otaczał nas gęsty las i wszystko wskazywało na to, że Aston znów wywozi nas na jakieś pustkowie.
– Laurette, brakuje ci cierpliwości. – Głos chłopaka doskonale oddawał jego irytację.
– Czasami masz chore pomysły, wolę być przygotowana – burknęłam cicho, po raz kolejny wyglądając przez boczną szybę. Kropelki deszczu odbijały się od jej powierzchni, wypełniając wnętrze samochodu odgłosami miarowego dudnienia.
– Chore pomysły? – Parsknął śmiechem.
– Takie, jak uprowadzanie swojej dziewczyny – odparowałam, gromiąc go spojrzeniem. – Serio. Powiedz wreszcie, gdzie jedziemy.
– Nie.
No jasne, że nie. Po co miałby mi mówić?
– Jesteś beznadziejny.
– A ty niecierpliwa.
– Powtarzasz się.
– Ty też.
– No dobra. – Czas spróbować innej taktyki. – A daleko jeszcze?
– Naprawdę brzmisz jak Osioł ze Shreka – stwierdził roześmiany.
– No i co? Lepszy Osioł od jakiegoś niezrównoważonego chłopaka, którego hobby jest porywanie niewinnych nastolatek – prychnęłam.
– Nie porwałem cię. Wsiadłaś do samochodu dobrowolnie.
– Taa, dobrowolnie. – Wywróciłam oczami. – „Wsiadaj albo wrzucę cię do bagażnika." – zacytowałam jego słowa, jednocześnie pokładając całe wysiłki w tym, by naśladować ton jego głosu. – To jest ta twoja dobrowolność?
– Wiesz, w każdej chwili mogę się zatrzymać i jednak cię tam wepchnąć – zagroził po tym, jak po wnętrzu samochodu ponownie rozniósł się jego śmiech.
– Mówiłam: chore pomysły.
– Skuteczne – zaznaczył z naciskiem. – Na twój upór potrzebne są drastyczne metody.
Jęknęłam sfrustrowana, raz za razem uderzając potylicą o zagłówek. Gdyby chociaż z radia leciała jakaś muzyka... Ale Aston nienawidził jej słuchać w czasie jazdy, więc byłam skazana na ciszę.
– No powiedz chociaż, czy długo tak jeszcze będziemy jechać?
– Nie.
– To znaczy? Dziesięć minut? Pięć?
Aston westchnął przeciągle, a to oznaczało tylko tyle, że w końcu się ugiął. Zawsze się ugina. Może on też był uparty, ale w tej konkurencji zdecydowanie ze mną przegrywał.
– Jakieś dziesięć – odparł w końcu.
– Mogę zgadywać?
– Jeśli musisz...
– Okej, to tak... – Z szerokim uśmiechem obróciłam się w jego stronę. – Wywieziesz mnie do lasu, wyciągniesz siekierę z bagażnika, uderzysz mnie w głowę, a potem...
– Pudło.
– Co? Nie żartuj o więzieniu, proszę.
– Co? – Aston zaniósł się histerycznym śmiechem, czego nie potrafiłam zrozumieć. – Chodziło mi o to, że nie zgadłaś.
– Aha, dobra. – Przygryzłam wargę, by powstrzymać cisnący mi się na usta uśmieszek. – No to nie wiem, postanowiłeś pozwiedzać okoliczne lasy? Odpalił ci się tryb jakiegoś podróżnika?
– Też nie.
– No to może...
– Zaraz będziemy, daj sobie spokój.
– Boję się.
– Co? – Obrócił głowę, spoglądając na mnie z paniką w oczach. – Serio?
Nie, wcale się nie bałam, ale to nawet zabawne, że w to uwierzył.
– Bardzo – zaznaczyłam płaczliwym głosikiem.
Kilka sekund zajęło mu przejrzenie mnie na wylot.
– Nieśmieszne – prychnął.
– No właśnie śmieszne. Przejąłeś się.
– Oczywiście, że tak. – Przyspieszył odrobinę i zaraz skręcił w jakąś wąską żwirową dróżkę. – Zawsze obchodzi mnie to, jak ty się czujesz.
– Teraz czuję się zdezorientowana i naprawdę chciałabym się dowiedzieć, dokąd jedziemy. To też cię obchodzi?
– Znasz znaczenie słowa niespodzianka?
– Nie.
– Właśnie widzę.
– Nienawidzę niespodzianek.
– To musisz je polubić.
– Jesteś strasznie...
– Jesteśmy – uciął, hamując gwałtownie na jakimś pustkowiu.
Szybko rozejrzałam się na boki. Z każdej strony otaczał nas gęsty las, ale naprzeciwko znajdowało się ogromne pole, wyłożone asfaltem. To miejsce wyglądało na opuszczone i zapomniane z czasem, ale równocześnie coś mi przypominało...
– Czy to jakiś stary tor wyścigowy?
– Wiedziałem, że jesteś bystra. – Puścił mi oczko i nie czekając dłużej, wyszedł na zewnątrz.
A mi nie pozostało nic innego, jak po prostu pójść za nim. Opuściłam więc wnętrze samochodu. Deszczyk spadał z nieba na nasze głowy, więc szybko zarzuciłam sobie kaptur czarnej bluzy, która swoją drogą należała do Astona. Ostatnio udało mi się ich trochę nazbierać.
– No dobra, ale co my tu robimy? Tor nie wygląda na zdatny do użytku. – Stanęłam obok chłopaka z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.
– Jeszcze.
– Jeszcze...? – powtórzyłam pytająco. – Co to oznacza?
Aston posłał mi spojrzenie w stylu tych, które same kazały mi się domyślić. I fakt, przyszedł mi do głowy pewien pomysł, ale... No, nie wiem. Wydawało mi się to nierealne.
Z drugiej strony to przecież Aston. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. No, może poza wejściem przez okno do mojej nowej sypialni. Wciąż nie obmyślił, jak to zrobić, a ja zaczynałam tęsknić za nocami spędzonymi z tym chłopakiem, bo nadal było mi dziwnie na myśl o tym, że miałby spać w mieszkaniu, które dzielę z ojcem.
– Serio, Laurette? – zapytał z westchnieniem, gdy milczałam przed dłuższy czas.
– Masz zamiar... kupić to miejsce?
Zuchwały uśmiech na jego twarzy stanowił moje potwierdzenie.
– Nie żartuj – rzuciłam zszokowana, uderzając go w pierś.
Raz jeszcze rozejrzałam się po tym miejscu, tym razem uważniej. Asfalt był popękany i nierówny w wielu miejscach, a trawnik dookoła kompletnie poniszczony. Placki błota szpeciły podłoże co kilka metrów. Jakieś stare taśmy walały się przy drzewach i naprawdę nic nie wyglądało tu na zdatne do wykorzystania.
– Wiem, co sobie myślisz – odezwał się nagle. – Czeka mnie tu sporo pracy, ale naprawdę chciałbym mieć coś swojego.
Przenosiłam wzrok na Astona. Wydawał się taki szczęśliwy. Odrzuciłam na bok wszystkie uprzedzenia i po prostu uśmiechnęłam się czule.
– Kiedy?
– Wczoraj spotkałem się z właścicielem tego toru. Ma jakieś dziewięćdziesiąt lat i ani grama chęci na to, by coś tu robić, więc... Wychodzi na to, że niedługo to wszystko będzie już tylko moje.
Z wrażenia aż zaniemówiłam. Wiedziałam oczywiście, że wyścigi samochodowe są czymś, co sprawia Astonowi ogromną frajdę, ale nie sądziłam, że przyjdzie taki dzień, w którym zechce otworzyć swój interes.
– Czy to zmienia w jakiś sposób twoje plany związane ze studiami?
– Nie, w żadnym wypadku. To raczej takie dodatkowe zajęcie.
– I źródło dochodu – dorzuciłam.
– No nie wiem. – Zaśmiał się pod nosem. – Mam niemal stu procentową pewność, że wyjdę przez to na minus. Ale sama rozumiesz... Nie mogę tak po prostu zajmować się firmą ojca i na tym ugrzęznąć. Potrzebuję czegoś więcej.
– Cóż, tak właściwie to przecież wcale nie potrzebujesz dodatkowych pieniędzy – odparłam. – I cieszę się, że zrobiłeś coś dla siebie.
Moje słowa były szczere. W naszym świecie zbyt wiele rzeczy pozostawało poza naszą kontrolą, a właśnie takie chwile stanowiły wytchnienie od szarej i monotonnej rzeczywistości.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę asfaltu, po drodze napotykając kilka rozbitych butelek, petów wciśniętych w ziemię i innych śmieci. I choć początkowo nie potrafiłam odnaleźć w sobie entuzjazmu, to teraz czułam, że Aston podjął właściwą decyzję.
– Jak myślisz, ile czasu zajmie ci doprowadzanie tego miejsca do stanu używalności?
– Nie wiem. Może kilka miesięcy, a może nawet kilka lat. – Ruszył w moją stronę z rozluźnionym wyrazem twarzy. – To bez znaczenia.
– Cieszę się, naprawdę się cieszę.
– Tak? – Objął mnie w talii i zbliżył nasze twarze do siebie.
Przeskakiwałam wzrokiem po pełnych radości oczach chłopaka, a chłodne krople deszczu lądowały raz za razem na moich ustach. Oblizałam je ze skupieniem. Wówczas spojrzenie Astona znacznie pociemniało, stało się wręcz mroczne, pożądliwe.
– Tak, bardzo – wyszeptałam, zaciskając pięści na połach jego skórzanej kurtki.
Przesunął ciepłą dłonią po moim policzku. Najpierw jedynie łagodnie pogładził opuszkami palców skórę, a potem objął moją twarz po bokach i musnął ustami moje wargi.
– Mogę? – upewnił się z troską, która rozczulała mnie tak samo mocno za każdym razem. Świadomość, że ten chłopak odkrywał swoją łagodną stronę tylko przy mnie, mieszała mi w głowie i sprawiała, że czułam łaskotanie w żołądku.
Zamiast odpowiedzi, zdecydowałam się wpić zachłannie w jego kuszące usta. Odpowiedział mi mruknięciem, które – jak miałam wrażenie – wydarło się wprost z jego piersi. Brzmiało zwierzęco, a ja po raz pierwszy od wielu tygodni poczułam coś, czego już nigdy nie spodziewałam się zaznać.
Podniecenie.
Wypełniło niespodziewanie każdą komórkę w moim ciele, zagościło się pod skórą i paliło żywym ogniem za każdym razem, gdy nasze usta ocierały się o siebie w pełen tęsknoty sposób. Nie kontrolowałam własnych dłoni, które teraz błądziły już po zarysie mięśni jego klatki piersiowej. Od skóry chłopaka dzieliła mnie tylko cienka warstewka bawełnianej koszulki. W tamtej chwili mogłam myśleć tylko o tym, jak bardzo chciałabym, aby się jej pozbył.
Jęknęłam wprost w jego usta, przysuwając się jeszcze bliżej. Niemal zlaliśmy się w jedność, kompletnie ignorując nasilający się deszcz i dźwięk grzmotów z oddali. Czułam, że czoło pokrywa mi wilgoć, tak samo policzki i dłonie, ale mimo to nie było mi zimno.
O nie. Cała wręcz płonęłam.
– Aston... – zaskomlałam, czując, jak jego wzwód ociera mi się o brzuch.
Oderwał się ode mnie pospiesznie, zerkając mi w oczy z troską i obawą. Pogłaskałam go po policzku i przez kilka sekund pozwoliłam sobie na dokładne analizowanie jego urody. Patrzyłam na ciemne i lekko zmarszczone brwi, na mokre od deszczu rzęsy i zakochane oczy, które odwzajemniały moje i tylko moje spojrzenie.
Mój. Tylko mój.
Nie wiem, czy nie podejmowałam decyzji zbyt pochopnie, ale kierował mną pierwotny instynkt. Wręcz wrzeszczał, bym posunęła się dalej, bym wreszcie przekroczyła własne granice i wróciła do normalności.
– Może zamkniemy się w samochodzie? – zaproponowałam cicho.
– Tego chcesz, skarbie?
Gwałtownie, niemalże desperacko pokiwałam głową. To sprawiło, że jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.
Złapał mnie za dłoń i poprowadził do czekającego już na nas jaguara. Wsunął się na fotel, a mnie wciągnął sobie na kolana. Opadłam na niego z cichym westchnieniem i zanim zdążyłby chociażby zamknąć za nami drzwi, przyssałam się do jego wyeksponowanej szyi. Dokładnie czułam jego puls pod ustami, gdy składałam mokre i przeciągłe pocałunki na rozgrzanej skórze. Jednocześnie wciąż poruszałam biodrami w zachłannej próbie poczucia... czegoś. Czegokolwiek. Chciałam znaleźć się tak blisko Astona, jak tylko było to możliwe.
– Laurette – wychrypiał, przeczesując między palcami pasma moich włosów. – Laurette, skarbie, jesteś tego pewna?
Odchyliłam głowę tylko po to, by spojrzeć mu prosto w oczy i z całkowitą szczerością odpowiedzieć krótkie:
– Tak.
Wówczas jego dłonie wylądowały na moich udach, a opuszki palców pogładziły skórę. Obeszły mnie przyjemne ciarki. Jego dotyk koił i rozpalał jednocześnie. Nasze oddechy mieszały się ze sobą, a ciche sapnięcia i jęki wypełniały przestrzeń samochodu.
– Mogę posunąć się dalej? – zapytał, zahaczając o skrawek mojej spódniczki.
Tysiące myśli i wątpliwości pojawiło się w mojej głowie. Do czasu, aż nasze spojrzenia ponownie się spotkały. A gdy odnalazłam w oczach Astona tak wiele czułości, mogłam jedynie kiwnąć głową na zgodę, ponieważ...
Boże, tak bardzo go kocham.
Chciałam znów czuć tę rozkoszną przyjemność, jaka płynęła z jego dotyku i nie rozpamiętywać przy tym przeszłości. Odsunęłam wszystkie złe wspomnienia na dalszy plan, przyciskając klatkę piersiową do jego torsu, zatracając się w bliskości i cieple chłopaka.
Jego szorstkie palce musnęły wrażliwą skórę przy bieliźnie, gotowe wedrzeć się pod materiał majtek. Spięłam się na sekundę lub dwie, ale zaraz nabrałam głęboki wdech i nakazałam samej sobie się rozluźnić. Czekał cierpliwie, a gdy wreszcie zdołałam kontynuować nasz pocałunek, dotknął najwrażliwszego miejsca w moim ciele.
Jego dotyk był delikatny i stanowczy jednocześnie. Tak bardzo typowy dla Astona. Tak znajomy i tak wspaniały...
Głęboki jęk wyrwał się z mojego gardła. W tym samym momencie spoczywający na sąsiednim siedzeniu telefon chłopaka zaczął wibrować, ukazując imię Cassiana na ekranie.
– Zignoruj to – polecił mi szeptem do ucha, kontynuując słodką torturę. Ledwo mnie dotykał, a ja i tak miałam wrażenie, jakbym dusiła się z podniecenia.
Próbowałam skupić się z powrotem na Astonie i jego palcach na mojej kobiecości, ale było to naprawdę trudne, gdy komórka raz za razem budziła się do życia. W pewnym momencie Aston wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo, posyłając Cassiana do diabła i odebrał, przesuwając dłoń na moją talię.
– Zawsze masz chujowe wyczucie, chuju – warknął do słuchawki.
Prychnęłam, po czym przykryłam usta dłonią, bo zdecydowanie zrobiłam to zbyt głośno.
– Dobra, zaraz będziemy – powiedział zaraz, wyraźnie poważniejąc.
Gdy się rozłączył, posłałam mu pytające spojrzenie.
– Przesłuchali już Ray'a – oznajmił z wyraźnie słyszalnym w głosie napięciem, które szybko udzieliło się i mnie.
– I? – Doskonale czułam, jak strach chwyta mój żołądek w żelaznym uścisku.
– Na pewno nic złego, skarbie – zapewnił. – Ale podobno dowiedzieli się czegoś nowego.
***
Aston
Może to i lepiej, że Cassian nam przerwał. Początkowo byłem na niego strasznie wkurwiony, ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że za bardzo się pospieszyliśmy.
Nawet, jeśli Laurette naprawdę była pewna wszystkiego, co się działo, to nie mogłem mieć pewności, że po wszystkim nie poczuje się źle. Kierował nią instynkt, a nie zdrowy rozsądek.
Wróciliśmy do domu w ciszy. Nie była niezręczna czy nieprzyjemna, a raczej potrzebna. Dałem jej czas na przyswojenie wszystkiego, co się między nami wydarzyło i sam też robiłem to samo. Układałem sobie w głowie wydarzenia tego dnia.
Gdy tylko dotarliśmy na miejsce i zgasiłem silnik, spojrzałem na Laurette. Nie wyglądała na skrępowaną czy zaniepokojoną, ale też nie tryskała energią.
– Dobrze się czujesz, skarbie? – zapytałem łagodnie, kładąc dłoń na kolanie dziewczyny. Jej wzrok powędrował do mojej ręki. Wówczas uśmiechnęła się niemal niezauważalnie i kiwnęła głową.
– Tak.
– Na pewno?
– Na pewno, Aston – zapewniła, wywracając oczami. – Nie musisz się martwić.
Łatwo mówić...
Sęk w tym, że zamartwianie się o Laurette stało się częścią mojego życia. Taki po prostu byłem.
– Idziemy?
– Jasne.
Weszliśmy do domu trzymając się za rękę. W salonie czekali już na nas Cassian z Eliasem. Ten drugi popijał coś z wysokiej szklanki, w czasie gdy Delmont ślęczał nad laptopem. Nie wyglądali na złych, więc od razu odetchnąłem z ulgą.
– Trochę wam zeszło – stwierdził Elias, uśmiechając się w ten wkurwiająco wszystkowiedzący sposób. – Aston wywiózł cię na drugi koniec świata?
Laurette zmarszczyła brwi.
– Tak jakby – wymamrotałem. Cassian i Elias nie wiedzieli jeszcze nic o torze, który zamierzałem kupić. Laurette była pierwszą osobą, której przedstawiłem swój pomysł. – To o co chodzi?
Zajęliśmy miejsca na kanapie. Przez cały ten czas ściskałem kurczowo dłoń mojej Laurette, by dodać jej i sobie otuchy. Wówczas Cassian odłożył okulary na stół i popatrzył na naszą dwójkę z dłońmi splecionymi przed sobą.
– Zaproponowali mu złagodzenie wyroku – oświadczył, a ja momentalnie się spiąłem. – W ramach współpracy.
– To są chyba jakieś, kurwa, jaja – fuknąłem.
Delmont skarcił mnie ostrym spojrzeniem.
– No i rzeczywiście im wszystko wyśpiewał – dorzucił. – Złagodzenie wyroku w jego przypadku nie ma prawa bytu. Oskarżono go o tworzenie dziecięcej pornografii. O napaść na tle seksualnym. O groźby. O wiele kurewsko złych rzeczy. Nie wymiga się od pierdla.
Laurette wstrzymała oddech. Spojrzałem na nią kątem oka. Dobry humor, który nie opuszczał jej przez kilka ostatnich godzin nagle odszedł w zapomnienie. Najwidoczniej znów dopadły ją mroczne wspomnienia, a ja nie mogłem na to nic poradzić.
Bezsilny. Znowu czułem się tak cholernie bezsilny.
Cassian dał nam chwilę na przyswojenie tej informacji, a potem mówił dalej:
– Ray twierdzi, że Violet złamała mu serce...
– Co do kurwy? – Próbowałem zerwać się z miejsca, ale dłoń, którą Laurette położyła mi na ramieniu, skutecznie mnie przed tym powstrzymała. W rezultacie opadłem z powrotem na kanapę z westchnieniem.
– To, że Paxton miał bzika na jej punkcie już wiemy, ale okazuje się, że Ray również. Podobno próbował ją poderwać, a ona za każdym razem dawała mu kosza.
– Taa, nic dziwnego – prychnąłem oburzony. – Tylko dlaczego, do jasnej cholery, nic nam o tym nie powiedziała?
Nie mieściło mi się to w głowie. Moja siostra najwyraźniej miała przede mną wiele tajemnic.
– Bo pewnie uznała to za nieistotne. W końcu kręciło się wokół niej wielu kolesi. Ray nie był wyjątkowy. – Cassian wzruszył ramionami.
– Czyli... – Laurette odchrząknęła. – Czyli w czasie, gdy był ze mną, on...
Elias podszedł bliżej, opadł na oparcie kanapy i otoczył dziewczynę ramieniem.
– Jebać go, Ettie.
– Muszę to przetrawić – wydukała, zrywając się na proste nogi. Pobiegłbym za nią, ale czułem, że rzeczywiście potrzebuje chwili samotności.
– Najchętniej bym go zajebał. Bezlitośnie i powoli – warknąłem, opierając przedramiona o kolana. – Co za jebany, popierdolony...
– Lepiej nic już nie odwalaj. Też marzę o tym, by się nim zająć, ale to nic nam nie da, racja? – zapytał Cassian. – Teraz możemy zacząć nowy etap. Żadnych więcej trupów.
– Właśnie. – Elias poklepał mnie po ramieniu. – Teraz skup się na Laurette. Potrzebuje cię.
I właśnie to zamierzałem zrobić – sprawić, by nic więcej nie stanęło na jej drodze do szczęścia. Chciałem dać jej wszystko, co najlepsze. Chciałem być jej jebanym światełkiem w tunelu i osobą, na której zawsze będzie mogła polegać.
I może myślałem zbyt pochopnie, ale naprawdę... Naprawdę chciałbym spędzić z nią resztę pierdolonego życia. Bo nie wyobrażałem już sobie, że mogłoby jej w nim nie być.
***
Twitter/Instagram: autorkaangelika
TikTok: literaturoholiczka