Tears of Darkness

By literaturoholiczka

357K 15.3K 7.6K

Druga część serii „Kings of Darkness" - kontynuacja losów Laurette i Astona Związek Laurette i Astona przecho... More

Informacja
Dedykacja
OSTRZEŻENIE
Prolog
1. Jest ok.
2. Między nami wszystko dobrze.
3. Każdy z nas cierpi.
4. Schowaj się przede mną.
5. Pierścionek.
6. Ten uśmiech nie jest szczery.
7. I tak cię kocham.
8. Kulturalny seans filmowy.
9. Naprawdę nic mi nie jest.
10. Coś we mnie umiera.
11. To nie jesteśmy już my.
12. Mógłbyś być lepszy częściej.
13. Czy kiedyś uda nam się to naprawić?
14. Koszmary już dawno cię zdradziły.
16. Już nikt więcej cię nie skrzywdzi.
17. Kocha cię.
18. Upadek Ray'a Gibbs'a.
19. Zrobię wszystko, by cię chronić.
20. Niebo ma smak mojej Laurette.
21. Mój. Tylko mój.
22. W końcu czuję się wolna.
23. Urodziny Laurette.
24. Bo ciemność należała do nas.
25. Miałam może z sześć lat...
Epilog
ROZDZIAŁ DODATKOWY

15. Nigdy mi się nie wymkniesz.

12.5K 538 273
By literaturoholiczka

#TODwatt

Laurette

Kiedyś lubiłam chodzić do szkoły. Nie żebym eksplodowała z zachwytu na samą myśl, ale czułam się naprawdę dobrze w otoczeniu murów Golden Lakes School. Uwielbiałam klimat, jaki niósł za sobą ten dziewiętnastowieczny budynek, rozległy dziedziniec, a nawet kawę z automatu, którą większość osób uważała za wyjątkowo słabą.

Kiedyś. Kiedyś naprawdę lubiłam to wszystko. Czułam, że pasowałam tam idealnie. Miałam nieskończone pokłady ambicji i trochę więcej entuzjazmu. Z radością obdarzałam innych uśmiechem i czułam łaskotanie w żołądku za każdym razem, gdy ktoś ten gest odwzajemniał. Aprobata ze strony rówieśników zapewniała mi pewnego rodzaju bezpieczeństwo, a na pewno dzięki temu miałam spokojniejszą głowę i o jedno zmartwienie mniej. Widziałam przecież tych mniej lubianych uczniów, którzy trzymali się na uboczu i nie zawierali żadnych przyjaźni. Ich życie wydawało się takie smutne. Nie chciałam taka być.

Ale mimo usilnych starań, miałam wrażenie, że finalnie skończyłam właśnie w tym miejscu. Taka myśl dopadła mnie, kiedy siedziałam samotnie pod drzewem, modląc się w duchu, by nikt mnie nie zaczepił. Albo gdy zgłosiłam się na lekcji do odpowiedzi – naprawdę miałam ostatnio spore problemy z nauką do fizyki, a temat był łatwy, więc chciałam nadrobić – i usłyszałam kilka prychnięć z tylnych ławek. Mogłabym przysiąc, że słyszałam, jak Elias po lekcji wkłada im rozum do głowy. Nieważne. Niepotrzebnie się starał.

Dotarło to do mnie również w momencie, kiedy posyłając innym wyuczony uśmiech, nie otrzymywałam nic w zamian. Jakbym nie istniała. Straciłam swoją pozycję, nawet o tym nie wiedząc. Wystarczyła chwila nieuwagi, dosłownie moment krótszy od sekundy i już byłam nikim.

Ale nie to było najdziwniejsze. Jeszcze bardziej zatrważającą myślą było bowiem to, że... wcale aż tak się tym nie przejęłam. Kiedyś miałam straszne parcie na zostanie „królową" szkoły, jakkolwiek głupio i dziecinnie by to nie brzmiało. Chciałam znajdować się bezustannie w centrum uwagi, jakby to miało zapełnić te luki, które pozostawili po sobie rodzice nie opiekując się mną. Pragnęłam akceptacji, bo samotność była przerażająca, a gdy inni przynajmniej udawali, że mnie lubią, ja wmawiałam sobie, że mogę na nich liczyć.

Może dzieci pozostawione same sobie po prostu są z góry skazane na taki los. Robią wszystko, by zaimponować innym, niezależnie od tego, czy zgadza się to z ich światopoglądem i kompasem moralnym.

Pragnęłam tej atencji, a gdy ją poniekąd straciłam, o dziwo nie poczułam się tak koszmarnie, jak mogłabym przypuszczać.

W drodze na następną lekcję tego dnia zahaczyłam o korytarz, by wyciągnąć z szafki odpowiedni podręcznik i notes. Większość uczniów spędzała przerwę obiadową na stołówce, więc wokół mnie nie było żadnej osoby. Cieszyłam się chwilą spokoju, która nie trwała jednak zbyt długo, jakby los się mnie uczepił. Zamknęłam drzwiczki szafki i prawie dostałam zawału na widok stojącej tuż obok Sloan. Po jej minie wywnioskowałam, że raczej nie przybyła do mnie w pokojowych zamiarach. Nozdrza falowały jej ze złości, a z oczu ciskały pioruny. Nigdy nie była zbyt dobra w ukrywaniu swoich uczuć, a teraz nawet już nie próbowała.

– Czego chcesz? – zapytałam obojętnym tonem, mijając dziewczynę szerokim łukiem. Puls mi przyspieszył, gdy złapała mnie w stalowym uścisku za ramię i obróciła przodem do siebie.

Naprawdę cholernie nienawidziłam, gdy ktoś zaburzał moją przestrzeń osobistą. Byłam wyczulona na niechciany dotyk – zwłaszcza po tej sytuacji z Ray'em, która – swoją drogą – wciąż nie dawała mi spokoju. O ile w ciągu dnia jakoś udawało mi się spychać te okropne wspomnienia w czeluści własnego umysłu, to w nocy nie miałam nad tym kontroli. Coraz częściej budziłam się z krzykiem, jakby moje koszmary przybrały rzeczywisty wymiar.

– Mówiłaś, że za niego nie wyjdziesz – rzuciła oskarżycielskim tonem. Jad niemal wylewał się z jej spojrzenia. Nienawidziła mnie. Czy zawsze tak było?

Zawsze mi zazdrościła? Zawsze udawała moją przyjaciółkę, gdy tak naprawdę żywiła do mnie jedynie żal?

– Bo nie wyjdę – burknęłam, wzruszając ramionami. Byłam już doprawdy zmęczona tym tematem. Wszyscy rozgadywali się o naszych zaręczynach, do których nawet nie doszło.

– Szkoda, że on twierdzi inaczej.

– Och, czyli w końcu podzielił się z tobą swoimi zamiarami? – prychnęłam drwiąco. Próbowałam wyszarpnąć się z chwytu jej dłoni, ale suka była wyjątkowo silna.

– Może i będziesz jego żoną...

– Nie będę – wtrąciłam.

– ...ale to mnie kocha – kontynuowała, ignorując moje słowa. – Wychodzi za ciebie tylko dlatego, że rodzice mu każą. Nie myśl sobie, że masz dla niego jakiekolwiek znaczenie.

– Dzięki za informację – sarknęłam z ustami wykrzywionymi w uśmieszku, który nie miał nic wspólnego z uprzejmością. – I tyle? To chciałaś mi powiedzieć?

– Nie. – Postawiła śmiały krok w tył, który – jak mniemam – powinien mnie wystraszyć, a tylko mnie rozbawił. Nie stanowiła dla mnie żadnego zagrożenia, nawet jeśli była nieco silniejsza. – Chcę cię tylko ostrzec. Jeśli go tkniesz...

– Jeśli go tknę, to tylko po to, by strzelić mu w twarz. Albo kopnąć w krocze. Albo cokolwiek, byle zadać mu ból – odparowałam wściekle. – Nie masz pojęcia, jaki naprawdę jest twój kochaś, więc odpuść sobie te żałosne ostrzeżenia, czy co tam właśnie robisz, bo to po mnie spływa.

– Jebana kłamczucha – wysyczała. – Mówił, że ostatnio się do niego kleiłaś. Że musiał cię odpychać siłą!

Kleiłam się. Kurwa mać. Czy ja żyję w jakiejś symulacji?

Na usta cisnęła mi się prawda. Chciałam wykrzyczeć jej prosto w twarz, że jej pojebany chłoptaś mnie, kurwa, molestował w moim własnym domu. Pod okiem mojej matki. Że nie mogę przez to spać spokojnie i że nie potrafię się przez to zbliżyć nawet do Astona.

Ale wtedy stałabym się ofiarą, prawda?

– To może na przyszłość lepiej go pilnuj. Załóż mu obrożę, czy co tam lubicie...

Po moich słowach wszystko zadziało się tak szybko. Dłoń dziewczyny opadła na mój policzek z głośnym hukiem, a ja cofnęłam się o kilka kroków, zbyt zaskoczona, by zareagować od razu. Gdy tylko pojęłam jednak, co się właśnie wydarzyło, złapałam ją za kudły i odepchnęłam na szafki. Odbiła się od nich z wyrazem szoku na twarzy.

– Ty suko! – wykrzyknęła gniewnie, rzucając się na mnie jak ostatnia wariatka. Z trudem udało mi się bronić, ale jakimś cudem zdołałam wymierzyć cios w jej nadstawiony policzek. Czerwień rozlała się po jej twarzy, a ja wyniosłam z tego jakąś niezdrową satysfakcję.

Wcześniej myślałam, że uderzanie w worek treningowy było euforycznym przeżyciem. Ale dotąd nie biłam się z nikim na poważnie i chyba zaczynałam rozumieć, dlaczego Aston niósł z tego tak wielką ekscytację.

Sloan znalazła się przy ścianie, gdy przyciskałam przedramię do jej szyi. Wierzgała się i wymachiwała rękami, ale blokowałam każdy cios, który chciała mi zadać. Dyszałam pod wpływem przepełniającej mnie adrenaliny i już unosiłam pięść, gotowa zniszczyć ten jej piękny nosek, gdy po korytarzu rozniósł się echem kobiecy i tak dobrze mi znany krzyk.

Kurwa.

***

Wylądowałam w gabinecie dyrektorki. Ostatnio bywałam tu częściej niż we własnym domu, co pewnie powinno mnie zmartwić.

Tym razem było jednak inaczej, bo na fotelu obok mnie siedział mój tata. Jeszcze nigdy nie wezwano go do szkoły. Nigdy nie sprawiałam problemów i już na pewno nigdy się nie biłam.

Jeszcze kilka miesięcy temu podobna sytuacja byłaby dla mnie porównywalna do końca świata. A teraz? Teraz byłam zwyczajnie wkurwiona.

– Tłumaczę pani, że tylko się broniłam – powtórzyłam chyba po raz setny. – Sloan mnie zaatakowała, a ja...

– Nie wyglądało to na samoobronę, gdy przyciskałaś koleżankę do ściany, niemalże ją dusząc – wtrąciła pani Morrison. Choć jej ton ociekał tylko powagą, to w oczach widziałam złość.

– Koleżanką to ona na pewno nie jest – wydukałam pod nosem.

– Laurette, nie mam pojęcia, co w ciebie wstąpiło. Zawsze byłaś wzorową uczennicą. Bardzo cię lubię, ale nie mogę zignorować czegoś takiego.

– Moja córka wyraźnie zaznaczyła, że to była samoobrona. To, że widziała pani tylko moment, w którym to Laurette wyglądała na inicjatorkę tej bójki, nie oznacza jednak, że ona zaatakowała pierwsza – wycedził mój ojciec. Był cholernie przerażający z tą swoją bojową postawą. – Zrobiła to Sloan. Prawda, kochanie? – zwrócił się do mnie.

Pokiwałam głową na zgodę. Chyba w końcu wziął sobie do serca moje słowa, bo nagle zapragnęłam go wyściskać za to, że stanął po mojej stronie.

– No dobrze, o co więc poszło? – Westchnęła dyrektorka, przyciskając dwa palce do skroni.

Wytłumaczyłam jej pokrótce całą sytuację, zaznaczając, że Sloan jest zwyczajnie zazdrosna o moje kontakty z Ray'em. Wiedziałam, że to przykuje uwagę pani Morrison. Uwielbiała wpierdalać się w życie prywatne uczniów Golden Lakes School, więc informacja o tym, że Sloan i Ray mieli się ku sobie, wywołała w niej prawdziwe zainteresowanie.

Tata aż napuszył się z dumy, gdy dzięki moim zdolnością manipulatorskim zdołałam zająć dyrektorkę plotkami, przez co wcześniejsza bójka powoli zaczęła odchodzić w zapomnienie. Doskonale wiedziałam, co mówić i kiedy się uśmiechać, by utrzymać na sobie jej uwagę. Finalnie nawet zaśmiała się z kilku rzuconych przeze mnie żartów, a gdy wychodziliśmy z gabinetu, poradziła mi tylko, abym trzymała się z daleka od problemów.

Na korytarzu przed gabinetem dostrzegłam Sloan z jej matką. Dziewczyna zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem, a ja tylko puściłam jej oczko i ruszyłam na schody z ojcem u boku.

Pewnie wywalą ją z drużyny. Albo w ogóle ze szkoły. Zresztą mogli sprawdzić sobie monitoring, na którym wyraźnie było widać, jak uderza mnie pierwsza.

– Dzięki, że się za mną wstawiłeś – powiedziałam do ojca, gdy wyszliśmy przed szkołę. Posłał mi uśmiech i otoczył mnie ramieniem.

– Nawet, gdybyś to ty uderzyła ją pierwsza, stanąłbym w twojej obronie – oświadczył.

Wiedziałam, co chce mi przez to przekazać. Chciał się postarać, odbudować naszą relację i pokazać mi, że mogę na niego liczyć. Nie zaufałam mu w tej kwestii od razu, raczej nadal podchodziłam ostrożnie do jego zapewnień, ale i tak zrodziła się we mnie nadzieja na to, że wreszcie odzyskam ojca.

– Odwieziesz mnie do domu?

– Myślę, że to nie będzie konieczne – stwierdził, kiwając głową w stronę stojącego na parkingu samochodu.

Samochodu Astona, przy którym stał chłopak we własnej osobie. Z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej wpatrywał się w nas ze zdziwieniem.

– Chyba na ciebie czeka – dorzucił cicho.

Zaczęłam się stresować. Od tamtej nocy w hotelu unikałam Astona jak ognia. Był świadkiem czegoś dziwnego. Czegoś, o czym sama wcześniej nie miałam pojęcia. A teraz na pewno nie zamierzał mi już odpuścić.

– Nie chcesz do niego iść? – zapytał tata, marszcząc delikatnie brwi.

Dopiero wówczas spostrzegłam, że zatrzymałam się gwałtownie w miejscu.

– Nie, nie... Pójdę. – Uśmiechnęłam się uspokajająco.

Pożegnałam się z ojcem i ruszyłam w stronę chłopaka smętnym krokiem.

***

Aston

Nie patrzyła mi w oczy, kiedy stanęła tuż obok. Wzrok wbiła natomiast w ziemię, gdzie znęcała się nad pojedynczym kamyczkiem, kopiąc go to w jedną, to w drugą stronę. Powitała mnie tylko suchym „cześć", na które nie odpowiedziałem. Jej nerwowa poza nie umknęła mojej uwadze. Raz za razem przygryzała wargę, nie potrafiła stać bezczynnie i ciągle wzdychała cicho.

– Wsiądź do samochodu – zażądałem z nadzieją, że rozkaz popchnie ją do jakiejś reakcji, że się zezłości i w końcu zacznie coś mówić.

Ale ona tylko stała w miejscu, jakby moje słowa w ogóle do niej nie dotarły. Jęknąłem w duchu.

– Wsiądź do samochodu – powtórzyłem z naciskiem. Wówczas uniosła wzrok, omiotła mnie beznamiętnym spojrzeniem i wreszcie minęła mnie, by opaść na fotel pasażera. Obszedłem wóz i zająłem swoje miejsce, a potem od razu odpaliłem silnik.

Nawet nie pytała, gdzie mam zamiar ją zabrać. Kurwa mać.

– Czemu cała jesteś jakaś potargana? – zagaiłem mimochodem. Roztrzepane włosy nie byłyby czymś dziwnym u każdej innej dziewczyny, jaką znałem. Ale Laurette miała bzika na punkcie swojego wyglądu i panikowała nawet wtedy, gdy pomadka jej się lekko rozmazała.

Teraz tusz do rzęs miała skruszony na dolnej powiece, po szmince na jej ustach nie było śladu, a kołtuny we włosach budziły we mnie masę pytań.

– Biłam się – mruknęła kompletnie obojętnie, jakby właśnie informowała mnie o temperaturze panującej na zewnątrz.

Moje usta niekontrolowanie opuściło parsknięcie.

– Że co, kurwa, robiłaś? – Wyobrażenie tego, jak Laurette daje komuś w pysk sprawiło, że puls przyspieszył mi do niebezpiecznego tempa. Było w tej wizji coś podniecającego. Moje dalekie od moralnych myśli tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że niezły ze mnie psychol.

– Biłam się. Masz problem ze słuchem? – warknęła.

– Wybacz, ale ciężko mi w to uwierzyć – odparłem głosem zduszonym od powstrzymywanego śmiechu. – Z kim się biłaś? Dlaczego?

– Ze Sloan.

Mogłem się tego domyślić. No, i teraz przynajmniej wizyta jej ojca w szkole wydała mi się logiczna.

– Znowu wygadywała ci jakieś bzdury?

– Taa. Jest zazdrosna... O Ray'a.

Zacisnąłem szczęki na wzmiankę o tym kutasie. Ja pierdolę, czy ten człowiek już zawsze miał być nieodłącznym elementem naszego życia?

– Jak zareagowała dyrektorka?

– Sloan zaczęła. Tylko się broniłam. – Westchnęła ze zmęczeniem, więc pewnie powtarzała tę kwestię już po raz któryś z kolei.

– Zrobiła ci krzywdę? – Mój ton stał się groźnie niski. O ile wierzyłem w to, że Laurette potrafi sobie poradzić z jakąś wariatką, tak ja nie poradziłbym sobie z myślą, że zadała jej ból. Nikt nie miał do tego prawa. Nikt nie miał prawa jej, kurwa, dotykać.

– A widzisz, żeby coś mi było? – Wskazała na swoją twarz. – Ona wygląda gorzej.

Powinienem czuć się dumny?

Pewnie, kurwa, nie, ale nic nie poradzę na moją naturę.

– Po co po mnie przyjechałeś?

Okej, no to zaczynamy...

– Bo mi uciekłaś.

– Bo miałam powód.

– Doprawdy? – Rzuciłem jej szybkie spojrzenie, po czym ponownie skupiłem się na jezdni.

– Dlaczego to przede mną ukrywałeś?

– Co?

– To, że mam te jebane koszmary. Mogłeś mi powiedzieć i się nie wtrącać. – Nabrała gwałtownie powietrza, a ja wyczułem, co się święci. Była bliska wybuchu. – Przez to czuję się, jakbyś naprawdę znał mnie lepiej ode mnie samej. Jak miałam się poczuć, kiedy obudziłam się nagle w twoich ramionach, nie wiedząc co się dzieje? Dosłownie, kurwa, umierałam ze strachu od kilku tygodni i nie wiedziałam, co się ze mną stało, a ty przez cały ten czas...

Zawróciłem gwałtownie na skrzyżowaniu. Planowałem odwieźć Laurette do jej domu i tam porozmawiać z nią na spokojnie, ale dotarło do mnie, że muszę zabrać ją gdzieś, skąd nie będzie mogła znowu zwiać.

– Co ty robisz?! – wrzasnęła, gdy samochód zadrżał pod siłą skrętu.

– To, co konieczne.

– Znów wywieziesz mnie na jakieś odludzie? – burknęła, szarpiąc za klamkę drzwi, które na całe szczęście zdążyłem zablokować.

– Tak, znów wywiozę cię na jakieś odludzie, bo ostatnio masz tendencję do uciekania, ilekroć staram się ci, kurwa, pomóc.

– Zajebiście. – Sfrustrowana opadła na fotel z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.

– Taa, zajebiście.

Reszta drogi pod las upłynęła nam w nerwowej atmosferze. Napięcie potęgowało się w powietrzu pod naciskiem wielu niewyjaśnionych między nami spraw, które zamierzałem właśnie dziś rozwiązać.

Zmęczyła mnie już ta zabawa w kotka i myszkę. Zbyt długo pozwoliłem jej się wymigiwać od rozmów. Miałem tego serdecznie dość.

To w końcu my. Laurette i Aston. Nigdy nie powinniśmy pozwolić na to, by coś nas poróżniło.

– Otwórz te drzwi, jebany psychopato! – wydzierała się, gdy tylko stanęliśmy w naszym standardowym miejscu u skraju rozciągającego się na kilka kilometrów lasu. – To porwanie. Lubisz to robić, prawda? Uprowadzasz mnie i... – Ucięła, gdy złapałem ją mocno za kark i przyciągnąłem do siebie. Pasy naprężyły się pod naciskiem jej ciała, a oddech dziewczyny przyspieszył gwałtownie.

– Uspokój się – warknąłem wprost w jej wargi. – Możesz sobie uciekać przed wszystkimi, ale nie przede mną, jasne?

– Och, odpierdol się...

Wgryzłem się w jej usta – to był jedyny sposób na stłumienie jej słowotoku. Pocałowałem ją gwałtownie z siłą, która mogłaby nas zniszczyć. Nie odwzajemniła tej mrocznej pieszczoty, ale też nie protestowała.

– Zawsze uważałem cię za odważną kobietę, Laurette – wyszeptałem, już tylko muskając jej wargi z kontrastującą do wcześniejszych czynów delikatnością. – Więc nie uciekaj przed poważnymi tematami. Jestem tu i kocham cię na zabój, rozumiesz? – Ująłem jej dłoń i przyłożyłem ją sobie do serca. – Chcę poznać każdą twoją myśl. Wszystko, co siedzi ci w głowie. Każde twoje pierdolone zmartwienie. Cała jesteś moja.

Dyszała ciężko, przeskakując spojrzeniem po mojej napiętej ze złości twarzy. Liczyłem, że w końcu się opamięta i otworzy przede mną, ale wtedy ta mała manipulatorka przypomniała mi tylko, jak przebiegła była.

Pochyliła się jeszcze bardziej w moją stronę, jakby chciała mnie pocałować. Gdy przymknąłem powieki, gotowy zatopić się w miękkości jej ust, ona sięgnęła do guzika i odblokowała zamki w drzwiach. Nim zdążyłbym zareagować, wypadła na zewnątrz i biegiem ruszyła w stronę lasu.

Ja pierdolę, co za dziewczyna.

Dałem jej kilka sekund. I tak bym ją przecież dogonił. Może i była szybka i zwinna, ale nie znała rozkładu lasu, więc szybko dopadnie ją zwątpienie i wówczas zwolni gwałtownie.

Po kilku głębszych wdechach również opuściłem samochód i wszedłem między wysokie drzewa. Popołudniowe słońce przebijało się przez grube gałęzie, a w powietrzu roznosił się zapach mokrej gleby przez poranne opady deszczu. Słyszałem w oddali, jak patyki załamują się pod wpływem jej pospiesznych kroków, ale sam starałem się być najciszej, jak tylko potrafiłem.

Przed oczami mignęły mi jej jasne włosy. Zatrzymała się gwałtownie w miejscu i zaczęła rozglądać dookoła, nie wiedząc, gdzie się udać. Po kilku sekundach podjęła decyzję, skręcając w prawo. Poszedłem jej krokiem.

Wkrótce nogawki spodni miałem przemoczone od wilgotnej i gęstej zieleni, w którą musiałem wejść. Laurette nie trzymała się wyznaczonych ścieżek, tylko biegła tam, gdzie prowadził ją instynkt. Gdyby była tu sama, nie odnalazłaby już drogi powrotnej. Zaraz miało zacząć się ściemniać, a ten las miał naprawdę skomplikowane ułożenie.

Stawiałem kroki w taki sposób, by nie nadepnąć na nic, co mogłoby zdradzić moje położenie. Byłem blisko, ale gdy tylko Laurette wyglądała przez ramię, skrywałem się za drzewami. Wreszcie chyba dotarło do niej, że kompletnie nie ma pojęcia, gdzie jest, bo stanęła w miejscu i zesztywniała.

A wtedy ja ruszyłem przed siebie już nieco szybciej, ale wciąż ostrożnie. Ledwo oddychałem, by tylko nie wydać z siebie żadnego dźwięku.

Gdy znajdowałem się już dostatecznie blisko, rzuciłem głośno:

– Mówiłem ci przecież, że przede mną nie uciekniesz.

Obróciła się przodem do mnie z wyrazem zaskoczenia w oczach. Przyłożyła dłoń do piersi i wzięła kilka głębszych wdechów w próbie unormowania oddechu.

Staliśmy naprzeciw siebie między grubymi konarami drzew. Słońce padało dokładnie na bok jej twarzy, rozświetlając i tak jasne już oczy, w których byłem bezapelacyjnie zakochany. Wyglądała piekielnie cudownie z potem pokrywającym jej czoło od wysiłku i zaczerwienionymi policzkami.

– Nie wymkniesz mi się już – rzekłem głębokim głosem. – Nigdy mi się nie wymkniesz, skarbie.

Ramiona jej opadły, a wcześniejszy bunt w oczach zaczął przygasać. Dotarło do niej, że z tej sytuacji naprawdę nie ma już żadnej drogi wyjścia, że teraz jest skazana na mnie i tylko na mnie.

– Mam tego dość – wyszeptała. Ledwo ją usłyszałem, a jednak zdołałem wyczuć pobrzmiewające w jej głosie zmęczenie. – Mam dość, ale boje się wyznać ci prawdę, bo... Bo wtedy wszystko stanie się bardziej realne. Rozumiesz? Boję się, co zrobisz, gdy...

Szybko skróciłem dzielącą nas odległość i złapałem ją za policzki, jednocześnie zmuszając do tego, by zajrzała mi prosto w oczy.

– Powiedz mi. Powiedz mi o wszystkim.

– Zabijesz go. – Dolna warga dziewczyny zadrżała.

Wzruszyłem ramionami.

– Taką cenę ponoszą ludzie, którzy odważają się skrzywdzić coś, co należy do mnie.

– Nie chcę mieć krwi na rękach, okej? Nie chcę być odpowiedzialna za czyjąś śmierć, niezależnie od tego, co zrobiła mi ta osoba – wydusiła.

– Myślisz, że to jest, kurwa, twoja wina? Skrzywdzono cię. Jeszcze nie wiem, w jaki sposób, ale to nie ma żadnego znaczenia. Skrzywdzono cię – powtórzyłem. – Nie ma w tym za grosz twojej odpowiedzialności. Jeśli zabiję tego popierdoleńca to tylko dlatego, że podjął taką, a nie inną decyzję.

Potrząsnęła głową, przymykając powieki.

– Nie możesz go zabić.

– Mogę. Kto mi niby, kurwa, zabroni?

– To nie jest normalne, Aston! – wykrzyczała, wyrywając się z mojego uścisku. Oddaliła się na kilka kroków, aż wreszcie opadła na ziemię, opierając plecy o korę drzewa.

– A to, co ci zrobił, jest normalne?

Spojrzała na mnie z wahaniem.

– Nie jest – odpowiedziałem za nią. – A teraz wyśpiewasz mi wszyściutko. Jasne?

Nie odpowiedziała, ale i tak zamierzałem zrobić wszystko, by wreszcie poznać prawdę. Usiadłem naprzeciwko Laurette, nie przejmując się tym, że ziemia pod moimi pośladkami była zupełnie przemoczona.

– Wyrzuć to z siebie, skarbie. Jesteśmy tu tylko my. Nikt więcej.

Odwróciła wzrok, gdy w jej oczach zaczęły zbierać się łzy. Ten widok łamał mnie doszczętnie, ale nie pozwoliłem na to, by ona to zobaczyła. Musiałem być teraz silny.

– Od czego mam zacząć? – zapytała cichutko.

– Od samego początku. Od przerwy świątecznej. Co się wtedy działo?

– Niewiele – przyznała. – Spędzałam czas w domu u babci i...

Ucięła, zerkając na mnie z powątpiewaniem.

– Proszę cię tylko o szczerość. O nic więcej. To ja. Mi możesz powiedzieć absolutnie wszystko.

Pokiwała głową na zgodę. Potrzebowała kilku sekund, by zebrać myśli w spójną całość, a ja czekałem cierpliwie, gotowy spędzić w tym pieprzonym lesie nawet i całą noc, jeśli właśnie tyle czasu zajęłoby jej to wszystko.

– Dowiedziałam się, że babcia też ciśnie mamę pod względem wagi, więc to wszystko chyba zaczęło się od niej. Albo od prababci, nie wiem.

– Przypuszczałaś to już wcześniej, racja?

– Tak, ale nie sądziłam, że słysząc, jak babcia ruga ją za to, że zjadła zbyt wiele, poczuję... współczucie. Nie powinnam, prawda?

– Po prostu masz zbyt wielkie serce, nawet, jeśli nie widać tego na pierwszy rzut oka – podsunąłem.

– Dlaczego wciąż współczujemy osobom, które zadały nam tyle cierpienia, Aston? To nie oznaka dobrego serca, a naiwności.

– To wciąż twoja mama. Jest chujowa. Brzydzi mnie w cholerę jej zachowanie wobec ciebie, ale to ja. Nie musisz podzielać moich uczuć.

– Podzielam... i jednocześnie nie. Może wciąż łudzę się, że ona się zmieni?

Prawdopodobnie nie byłem najlepszą osobą do tej rozmowy. Moi rodzice równie dobrze mogliby być dla mnie obcymi ludźmi. Nawet, jeśli utrzymywałem z ojcem neutralne relacje, to ten człowiek mógłby zniknąć z powierzchni Ziemi, a ja nie odczułbym z tego powodu żadnego smutku.

Ale to Laurette. Chciała mieć kochających rodziców. Potrzebowała tego.

– A co z twoim tatą?

– Porozmawiałam z nim trochę. Chyba się stara, ale wolę nie chwalić go za wcześnie.

– No dobra, wróćmy do przerwy świątecznej. Jak wygląda twoja relacja z jedzeniem? – Byłem dość bezpośredni, wiem. Ale na tym etapie nie było już miejsca na jakiekolwiek podchody. Potrzebowałem suchych faktów.

Ten temat wyraźnie ją speszył. Wsunęła dolną wargę między zęby, kąsając ją bezlitośnie w chwilowym zamyśleniu.

– Teraz bywa różnie, ale wtedy...

– Wtedy co?

– Jadłam naprawdę mało – przyznała zduszonym głosem. – Chcesz szczerości? – Rzuciła mi pytające spojrzenie. Przytaknąłem. – Czasem wyrzucałam kolacje, które przywoził mi Cassian. Przepraszam, nie powinnam, ale...

– Nie przepraszaj mnie za coś takiego – wtrąciłem, marszcząc brwi. Jej słowa sprawiły, że serce zapiekło mnie od tępego bólu, ale prawdę mówiąc, spodziewałem się tego. Nie wiem, może miałem jakiś szósty zmysł, ale czułem, że coś jest nie tak.

– Nie byłam w stanie jeść – dorzuciła, obdzierając nerwowo skórki przy wypielęgnowanych paznokciach. – Starałam się, uwierz...

– Wierzę, skarbie. Wierzę ci.

Popatrzyła na mnie z taką wdzięcznością i jednocześnie smutkiem, że jedyne, o czym mogłem myśleć, to żeby przyciągnąć ją do siebie i przerwać tę rozmowę, ale to wcale by nam nie pomogło.

– Było też kilka takich sytuacji, kiedy... – Wzięła głęboki wdech, jakby te słowa nie chciały przejść jej przez gardło. – Boże, to żenujące.

– To nie jest żenujące – zaprzeczyłem od razu. Co niby miało być w tym żenującego? Przecież nie wybrała sobie takiego losu, nie prosiła się o coś, co śmiało mógłbym nazwać zaburzeniem – no bo przecież tym właśnie było.

– Kiedy nie miałam innego wyjścia, kiedy musiałam zjeść, a potem czułam ogromne wyrzuty sumienia... Po prostu szłam do łazienki i zwracałam to wszystko. – Jej słowa zawisły w powietrzu jak coś ciężkiego.

Przełknąłem z trudem, nie potrafiąc znaleźć w sobie choć krzty spokoju. W tamtym momencie byłem zlepkiem złości i żalu.

– Przepraszam – zaszlochała, ścierając łzę, która spłynęła jej po policzku.

– Nie przepraszaj, nie masz za co – powtórzyłem. Mój głos był ostry i nieprzyjemny, ale nie byłem wściekły na Laurette. Byłem cholernie wkurwiony na wszystkich, którzy przyczynili się do jej stanu.

A doskonale znałem winowajców. Jej matka i ten pierdolony gnój, który nie zasługiwał na życie.

Czułem, jakby jakiś ważący tonę ciężar przygniatał mi pierś, a przecież przed nami było jeszcze tyle spraw do omówienia. Wiedziałem, że to będzie trudne, ale nie przypuszczałem, że aż tak to we mnie uderzy.

Chwyciłem ją delikatnie za dłoń i ucałowałem jej grzbiet.

– Poradzimy z tym sobie – zapewniłem, wierząc w to całym sobą. – Ale musisz chcieć o to zawalczyć. Chcesz?

– Oczywiście. – Gorączkowo pokiwała głową, mrugając, by pozbyć się kolejnych łez. – Oczywiście, że chcę.

– Nigdy więcej tego przede mną nie ukrywaj. Wyjdziesz z tego, a ja będę cały czas obok, ale nie możesz się przede mną chować, rozumiesz?

Zamiast odpowiedzieć, przysunęła się do mnie i wtuliła w moją klatkę piersiową. Mechanicznie otoczyłem ją ramionami, wdychając subtelny, dziewczęcy zapach. Kosmyki jej włosów łaskotały mnie w twarz, a ciało dziewczyny przyciskało się do mnie desperacko, jakby chciała zniknąć.

– Nie chcę więcej płakać – powiedziała. – Nie chcę być już słaba i tak cholernie bezsilna.

– Nigdy nie byłaś słaba – wyszeptałem, owiewając gorącym oddechem jej policzek. – Wszystko, przez co przeszłaś, udowadnia jedynie twoją siłę. Nic więcej.

Przez kilka, a może nawet kilkanaście minut tylko siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, szukając ukojenia w bliskości naszych ciał. Moje serce biło nierównomiernie, gdy tak coraz dobitniej uświadamiałem sobie, że nigdy nie wyleczę się z Laurette Anders. Płynęła w moich żyłach i przejmowała każdą moją myśl.

Była wszystkim.

I ja również chciałem być wszystkim dla niej.

Słońce powoli chowało się za horyzontem, rzucając swoje ostatnie promienie na pokryte wilgocią źdźbła trawy. Niebo przybrało kilka kolorów, a powietrze stało się lepkie i chłodne. Być może tak było lepiej. W końcu to właśnie ciemność była naszym sprzymierzeńcem.

– Laurette? – wymruczałem, sunąc nosem po jej gładkiej skórze.

– Hmm?

– Nie skończyliśmy – spostrzegłem. – Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale muszę poznać prawdę. Zbyt długo wszystko przede mną zatajałaś.

Spięła się automatycznie. Nie wiem, co zrobił jej Ray, ale po jej zachowaniu mogłem tylko przypuszczać, że było to coś strasznego. Wyobraźnia działała mi na pełnych obrotach, choćbym nie wiem, jak bardzo pragnął ją uciszyć. Po prostu było to niemożliwe.

– Możesz mi tylko coś obiecać? – Odchyliła głowę, by na mnie spojrzeć.

– Nie wiem. O co chodzi?

– Powiem ci o wszystkim, przysięgam, tylko... Nie rób nic głupiego. Nie działaj pod wpływem impulsu, okej? Nie mogę cię stracić.

Nie mogę cię stracić.

– Postaram się.

Nie wiedziałem, że to, co powie, wstrząśnie mną aż tak dogłębnie.

Bo właśnie tym różnią się od siebie domysły od rzeczywistości. Gdy coś przypuszczamy, mamy nad tym kontrolę i przede wszystkim tli się w nas nadzieja, że tylko coś sobie wmówiliśmy. A gdy zderzamy się z prawdą... Wtedy już nic nie jest w stanie nas uratować, a najmroczniejsze koszmary chwytają nas mocno w swe sidła.

***

Twitter/Instagram: autorkaangelika

TikTok: literaturoholiczka

Continue Reading

You'll Also Like

200K 7.1K 38
,,Bo chciałam tak bardzo uratować osobę, która tak bardzo nie chciała być uratowana." ❗️Pierwsza część dylogii ,,safe"❗️ 15/36 poprawionych
544K 18K 19
Rozpaliliśmy kolejne kłamstwa, żeby móc spędzić ze sobą naszą ostatnią chwilę. Trzeci tom serii "Liars".
118K 6.8K 31
Okładka została stworzona przy pomocy Kreatora Obrazów Microsoft. ˖⁺‧₊˚ 𓆏 ˚₊‧⁺˖ Nell Myers, nie cierpi Hero Westa, znacznie bardziej niż nie cierpi...
192K 6.2K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...