Aria || Eldarya LANCExOC

بواسطة 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... المزيد

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 99

48 6 20
بواسطة 324Pikachu

– Co ty robisz?– zapytałam wchodząc do pokoju i widząc jak mój facet pakuje torby.

– Zobaczysz.

– Przerażasz mnie.– podeszłam ostrożnie do niego.

– Mam dosyć tego miejsca. Rzygać mi się chce jak patrze na tych wszystkich strażników.

Rozszerzyłam oczy słysząc jego słowa.

– Dobrze się czujesz?– chciałam dotknąć jego czoła, ale gwałtownie się odsunął.

– Znakomicie.

– Jesteś aż tak wściekły o śmierć tego faceta? To nie jest tego warte.

– Obiecałem Ci wakacje. Rozmawiałem z Huang Hua. Poparła ten pomysł.

– Jesteś szalony. Powinniśmy wybrać się teraz na misję...– przerwał mi.

– Nie. Jesli już to straż. To nie twój problem, na razie.

– Co cię ugryzło? Zrobiłam ci coś?– dotknęłam jego ręki.

– Nie. Ty nic nie zrobiłaś. Przepraszam.– westchnął i usiadł na łóżku.

– Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?– usiadłam obok.

– Tak wiem, ale...

– Co ci siedzi w głowie?– splotłam nasze palce razem i przytuliłam głowę do jego ramienia.

– Byłem u niego w nocy, jak usnęłaś.– spojrzał przed siebie.

– Ale ty chyba go nie...– przerwał mi.

– Oczywiście, że nie.– skrzywił się – Po prostu... Opowiedział mi, z dokładnością do najmniejszych szczegółów, to co Ci zrobili. To jak uparcie walczyłaś i nie chciałaś nic powiedzieć... Ten psychol miał na szyi to...– wyjął coś z kieszeni i mi pokazał - ząb.

Rozszerzyłam oczy, domyślając się co to jest.

– To twój pieprzony ząb, Ario. Oni cie tropili, aż w końcu zastawili pułapkę. Ale to mnie tam spotkali. Nie wiem po co im jesteś, ale... musimy się stąd wynieść na jakiś czas.

– Ale wcześniej chodziło o ciebie.

– O siebie się nie boję.– pokręcił głową.

– Ale ja się boję.– ścisnęłam mocniej jego skórę.

– Dlatego wyjeżdżamy oboje.
–  wyślizgnął się z mojego uscisku i wstał – Pomożesz w pakowaniu?

Od razu się zgodziłam.

Spakowaliśmy tylko potrzebne rzeczy. Nie wiedzieliśmy kiedy wrócimy, ale nie mogliśmy zabrać wszystkiego.

Jeszcze przed opuszczeniem KG udało mi się pożegnać z kilkoma osobami.

Lance zapewnił mnie też, że już załatwił nam nocleg w bardzo odległym miejscu.

Jak tylko przekroczyliśmy bramę KG, Lance przemienił się w swoją drugą formę.

– Czeka nas bardzo długa podróż. Wskakuj.

– Ale ty się tak zmęczysz szybko.

– Ale i dużo szybciej tam będziemy.

– Mogę lecieć sama.

– Moja opcją jest szybsza. Nie prostestuj - proszę.– wskazał na swój grzbiet pyskiem.

Przytaknęłam ostatecznie i wdrapałam się na niego.

– Jesteś pewny?– dopytałam gdy wybijał się w powietrze.

– Tak.

– A co jeśli ktoś nas zauważy? A co gorsza cie zestrzeli?– Na prawdę się tym przejmowałam.

– Damy radę. Nie martw się.

– Jeśli będziesz zmęczony, po prostu ląduj.– pogłaskałam jego łuskowatą szyję.

– Nie panikuj, proszę. Przed nami długie dni podróży. Nie możemy całości przejść, bo trwało by to wieczność.

– Nie wierzę, że to robimy.

– To uwierz.

– Mam nadzieję, że nie lecimy w jakieś zupełnie odludne miejsce.

– Aż tak to nie. Ale będziemy mieli tam spokój.

– Mówisz jakbyś już tam był.

– Lecimy tam gdzie wychowywałem się z Valkyonem.

Rozszerzyłam oczy.

Nigdy nie mówił o tym miejscu, ani o tych latach swojej przeszłości.

Czemu nagle postanowił wyciągnąć te kartę?

– Myślisz, że spotkamy ludzi którzy was przygarnęli?

– Nie wiem.– Nie wydawał się w ogóle tym przejęty.

– Swoją drogą... To zabawne, że teraz uciekamy, a kiedyś kryliśmy się pod nosem wroga.– zaśmiałam się chcąc zmienić temat.

– Może dlatego, że się zestarzeliśmy i nie chce nam się walczyć?

– Mów za siebie, staruszku.– poklepałam go po szyi.

– Momentami jesteś infantylna.

– Nie zamierzam się tego wypierać.– wzruszyłam  ramionami.

Lecieliśmy kilka godzin.

Byłam w sporym szoku, że dał rade aż tyle przelecieć ze mną na grzbiecie. Zapewne leciałby dalej, ale zmusiłam go do lądowania. Później nakarmiłam i dosłownie utulilam go snu.

Leżąc w swoim śpiworze, przyciągnęłam jego głowę do piersi i objęłam rękoma.

Białowłosy bardzo szybko usnął, a ja niedługo po nim.

Podróż faktycznie trwała kilka długich dni. Upierałam się byśmy więcej szli po ziemi lub lecieli, ale osobno. Miała dosyć podróży na nim.

Chłopak uległ po wielu protestach, dlatego też cała podróż wydłużyła się o cały dzień.

– Jesteśmy prawie na miejscu.– powiedział w końcu, gdy między drzewami zaczęły pojawiać się prześwity.

– To wioska?

– Tak, ale odwiedzający są tu normalnym widokiem, bo jesteśmy przy morzu i jeszcze przy wulkanie... Raj dla turystów.– prychnął.

– Brzmi cudownie.– mruknęłam.

– Ale mają też nieco odludne miejsca, w jedno z nich się dziś udamy. Muszę tylko znaleźć właściciela.

– Nieco? Super.– westchnęłam – Myślałam, że na prawdę dotrzemy na odludzie. Będę tylko ty i ja...

– Zobaczysz co mam na myśli.– złapał moją dłoń i splotl nasze palce razem.

Przytaknęłam i ruszyliśmy w głąb wioski.

Mimo zapewnień Lance'a o spokoju, widziałam jak mieszkańcy patrzą się na niego i szeptaja.

Mój facet jednak to ignorował.

– Czuje sie tu wyjątkowo nieswojo.– szepnęłam, a on spojrzał na mnie – Wszyscy się na ciebie gapia. Szczególnie strasi faery...

– Mieszkałem tu.

– Sądzisz, że po tylu latach cie poznali?

– Jest taka opcja. Sądzisz, że nie jestem charakterystyczny?

– Oczywiście, że jesteś...

– To powiem ci dodatkowo, że blizne na nosie zdobyłem tu.

– To co? Ty byłeś chuliganem, że każdy na ciebie patrzy? Byłeś dzieckiem.

– Każdemu z mieszkańców trochę uprzykrzyłem życie.

– Znajdźmy szybciej tego "właściciela". Chcę się umyć.– zmieniłam temat.

Już po chwili nam na spotkanie wyszedł niski, gruby i dobrze ubrany mężczyzna. Nie byłam w stanie określić jego rasy.

Rozłożył ręce widząc nas i uśmiechnął sie, Lance odwzajemnił jego uśmiech.

– Nareszcie. Bałem się, że coś wam się stało po drodze.– zaśmiał się.

– Nie, obyło się bez komplikacji.

– Przebysliście długa drogę, dlatego zapraszam najpierw na kolację, a później pozwolę wam iść dalej.– wskazał na drzwi swojego domu.

– To miłe z twojej strony...– Lance chciał już odmówić patrzac na mnie, ale w myślach powiedziałam mu, że ja chce to możemy iść – Chętnie.

– W takim razie zapraszam.

Poszliśmy za mężczyzna do jego domu.

Lance szybko nas sobie przedstawił i zostaliśmy posadzeni do stołu.

– Nie sądziłem, że kiedyś tu wrócisz i to nie sam.– mężczyzna spojrzał na mnie.

– Potrzebowalismy znaleźć się daleko od naszego dotychczasowego życia.

– Nie było nic bliżej?

– Postanowiłem pokazać Arii miejsce, gdzie się wychowywałem.

– To musicie pewnie odwiedzić Shelore. Na pewno się ucieszy widząc swojego podopiecznego.

– Na pewno wie już o moim przybyciu... mieszkańcy łatwo mnie rozpoznali.– zaśmiał się.

Dalej rozmawiał z gospodarzem, a ja siedziałam cicho.

Nie chciałam mu przetrwać, bo nigdy nie wiedziałam go tak wygadanego, nawet ze mną taki nie był.

Z tym facetem rozmawiał tak swobodnie...

Byłam nieco o to zazdrosna.

Siedzieliśmy tam do późnych godzin nocnych.

W koncu mężczyzna dał nam klucz i życzył dobrej nocy.

Nie dziwiło mnie już to, że mój facet wie gdzie iść. Wydawał się doskonale znać to miejsce.

– Żartujesz sobie ze mnie, że czeka nas pół godziny drogi?– zapytałam oburzona po usłyszeniu jego odpowiedzi, gdy znów przemierzaliśmy gesty las.

Byłam już dostatecznie zmęczona, a on jeszcze...

– Musimy oddalić się od wioski.

Wrzasnęłam sfrustrowana. Nogi zdarzyły mi już wejść w dupe, a ten kazał mi iść dalej.

– Chodź.– wyciągnął rękę w moją stronę.

– Możemy polecieć? Proszę. Udźwignie cie nawet, ale chce już tam być.

Białowłosy westchnął i podał mi plecak.

– Może nikt nas nie zauwazy...

– Zamierzasz ukrywać tu swoją rasę?

– Tak, ale to skomplikowane. Nie wiem czy dam rade się tu przemienić...

– Ja dam radę, tylko prowadź.– odłożyłam nasze bagaże i rozprostowalam skrzydła.

– Jesteś pewna, że dasz radę?

– Tak, do chuja.– poderwalam się do góry, łapiąc jeden plecak.

Lance wziął drugi i chwyciłam go za rękę gdy byłam wystarczająco wysoko.

W tej postaci nie wydawał się dla mnie taki ciężki.

Dosyć szybko znaleźliśmy się na małej plaży, z domkiem, ukrytej pośród gęstwiny drzew.

– Miał ktoś pomysł...– mruknęłam komentując dosłownie wycięty fragment lasu by zrobic plażę i zbudować domek – Jak zjedzą mnie robaki, to umrzesz, Lance'ie. Otwieraj.– wskazałam na drzwi.

Zaczynalo być mi zimno i ledwo stałam na nogach.

Mężczyzna otworzył drzwi i wpuscil mnie przodem. O dziwo było tu bardzo przytulnie.

Kuchnia, łazienka, sypialnią z gigantycznym tarasem, a możne bardziej pomostem... Potrzeba nam było czegoś więcej?

Gdy tylko zamknął drzwi, przyciągnął mnie do siebie i namiętne pocałował.

Byłam tym oszołomiona, dlatego szybko się od niego odsunęłam.

– Nie teraz.– położyłam mu palec na ustach – Chce się wykąpać i iść spać.

– Wiem.– położył mi rękę na karku i zaczął głaskać szyję kciukiem, patrząc mi głęboko w oczy – Przepraszam za tak długa podróż, ale tylko tu możemy być daleko od spraw KG.

– Rozumiem. – przytuliłam się do niego po czym poszłam się umyć i później położyłam się spać.

W tym czasie mój chłopak coś robił, ale nawet nie potrafiłam się skupić, co konkretnie.

Rano obudziłam się, a jego już nie było. Postanowiłam więc rozpakować nasze rzeczy, w końcu nie wiedzieliśmy ile czasu tu spędzimy.

Przerażała mnie nieco myśl normalnego życia. Nie byłam do tego przyzwyczajona, a najwyraźniej musiało się to w najbliższym czasie zmienić.

Niebieskookiego naprawdę dlugo nie było. Zaczynałam się już martwić. Zdążyłam zrobic swoje, ubrać się i już nawet zastanawiałam czy nie lecieć do wioski.

Lance, gdzie jesteś?

Dzień dobry kochanie, za niedługo będę. Nie martw się.

Westchnęłam.

Czyli żył.

Wrócił niedługo potem.

Okazało się że poszedł zrobić zakupy, za co ostatecznie byłam mu wdzięczna.

Później był zupełnie do mojej dyspozycji.

– To nie głupie, że lodowy smok i wampir wystawiają się na słońce?– zaśmiałam się leżąc przytulona do niego na leżaku.

– Po to mamy parasol. Zresztą to nie jest ziemskie słońce, żeby coś Ci się stało.

– Wiem, ale...

– Może chcesz popływać?

Nasze życie przez kolejne kilka miesięcy leciało bardzo spokojnie. Napawalismy się swoją obecnością, bliskością, dotykiem.

Było to coś cudownego, ale po jakimś czasie zaczynaliśmy mieć dosyć tej izolacji, nudy...

W takich momentach przypominałam smokowi, że tak właśnie czułam się jak byłam zamknięta u niego, a on tylko piorunował mnie wzrokiem.

Robiliśmy sobie też małe wycieczki. Podczas jednej pokazał mi wulkan w którym wykluł się wraz ze swoim bratem.

Nie udało nam się spotkać jego opiekunki z lat dziecięcych, ale nie zamierzaliśmy też wyjątkowo bardzo na to naciskać i na siłę jej szukać.

– Co czytasz?– zapytał wchodząc do domku.

– Hm? – machnęłam książka, już nawet zapominajca przez własne myśli, że czytam – W zasadzie to praktykuje grekke.

– Czyli utrwalasz naukę. To dobrze.

Już z tej bezczynności nauczył mnie tego języka.

– A ty znów wychodzisz?– zapytałam widząc jak zaczął grzebać w szafie, a ja wstałam.

– Idę po owoce do wioski.– spojrzał na mnie i zmarszczył nagle brwi uważnie mi się przyglądając.

– Coś nie tak?

– Tak.– odpowiedział szczerze, rzucił ubrania na łóżko i podszedł do mnie.

– Mam coś na twarzy?

– Nie sądzisz, że twój brzuch jest inny?– zapytał po chwili.

– Nie. Chyba.– podeszłam do lustra i spojrzałam w swoje odbicie.

Faktycznie mój brzuch był większy i zaczął się zaokrągląc.

– Ty chyba nie... my...– zaczęłam się jąkać czując łzy w oczach.

Byłam przerażona.

Smok błyskawicznie znalazł się obok mnie i mnie objął.

– Shh...

– Ja...

– To nasza wspólną wina.

– Nie czuje się gotowa...

– Hej, będziemy mieć dziecko.– To, że on powiedział to na głos i to bardzo spokojnym głosem, dziwnie zmieniło atmosferę.

Spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się.

Był szczęśliwy.

– Damy radę.– zapewnił.

– A co jesli znów je stracimy?

– Teraz oboje o nim wiemy. Nie pozwolimy na to.

Przytulił mnie mocno do siebie, a później zaciągnął siła do medyka w wiosce.

Ten potwierdził nasze podejrzenie.

Lance nie mógł powstrzymać swojej radości, ale medyk szybko ją ostudził widząc pewne nieprawidłowości.

– Co?

– Wydaje mi się, że wasze rasy są bardzo różne. Może to prowadzić do komplikacji...

Medyk widząc moją minę, proszącą by nie mówił więcej zamknął się.

Białowłosy chciał drążyć, ale powiedziałam, że to nie ważne.

On był zbyt szczęśliwy.

To przecież narodzimy pierwszego smoka od pieprzonych wieków.

Nie mogłam pozwolić popsuć mu radości.

Musieliśmy zrobić wszystko by to się udało, dlatego bardzo szybko podjęliśmy decyzję o tym, że wracamy do KG.

Pospiesznie spakowaliśmy rzeczy, pożegnaliśmy się i wyruszyliśmy w drogę powrotną.

---

Wyniki poprzedniego rozdziału były... niezadowalające, czyli rozumiem, że i wy jesteście zmęczeni tym opkiem haha

No więc kończymy.

Epilog dodam... Jutro? Chyba będzie okej!

Wybaczcie że rozdział jest napisany tak jak jest, ale chciałam się wyrobić w tych 100 częściach nie pisać też miliona słów 🙈

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

18.5K 1.4K 35
'Zapadła cisza, która nie była niczym przerywana. Rikiu nie czuła już bólu, smutku, złości czy nienawiści. Nie czuła nic. Po prostu trwała w nicości...
61.1K 4.5K 87
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...
1.5K 139 24
Akcja zaczynająca się na początku Naruto Shippūden, tocząca się swoją niezależną wolą od fabuły o pewnej dziewczynie, która nie była już tak niezależ...
5.1K 380 25
Rachel Takao trafia do liceum U.A. i dołącza do klasy 1-A, która w późniejszym czasie stała się jedną z najsławniejszych. Pozornie jest to zwyczajna...