Hate between us WYDANE 14.02...

By JoSmall

96.8K 3.8K 1.4K

Czy istnieje gorszy wróg niż przyjaciel, który zna wszystkie twoje tajemnice? Rosalie Clark w wieku sześciu l... More

Informacje
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Informacja
Hate between us - zostanie wydane
PREMIERA

Rozdział trzeci

2.9K 156 50
By JoSmall

Rosalie wbiegła do domu, zatrzasnęła za sobą drzwi i osunęła się na podłogę. Drżała. Ich rozmowa, a raczej konfrontacja trwała zaledwie kilka minut, ale wydawało jej się, że minęły godziny, nim zdołała od niego uciec.

Nie mogła uwierzyć, że mimo upływu czasu, Liam nadal tak na nią działał. Nie istniał dla niej nikt, gdy on znajdował się w pobliżu. Od zawsze tak było.

– Dlaczego beczysz?

Podniosła głowę i otarła mokrą od łez twarz. Przed nią stał Liam. Tym razem ubrany w normalne ubrania.

– Nie beczę – powiedziała drżącym głosem.

Popatrzył na nią, jakby miała trzy głowy.

– Przecież widzę, że beczysz.

– Nie beczę. – Pociągnęła nosem. – tylko wpadło mi coś do oka.

– Taaa, bo na pewno ci uwierzę.

– Wierz sobie, w co chcesz. – Odwróciła się w bok. – A tak w ogóle to jestem na ciebie obrażona.

– Za co?

– Powiedziałeś, że jestem głupia.

– Taaa, ale nazwałem cię też mądralą, więc się wyrównuje.

– To tak nie działa.

– Dlaczego nie?

– Bo nie.

– Ty nazwałaś mnie dziwakiem. Też powinienem się obrazić.

Pokręciła głową.

– Nie możesz.

– Dlaczego nie?

– Bo to prawda. Jesteś dziwny. To jak się obrażać o to, że nazwałam cię brunetem.

Zmrużył oczy.

– Nie jestem dziwny.

– Jesteś.

– Skoro tak. To ty jesteś głupia. Też nie możesz się obrażać, bo to prawda.

– Nie je...

Przerwał jej huk, dochodzący z wnętrza, a później krzyk matki. Zapomniała, co chciała powiedzieć. Świeże łzy spłynęły jej po policzkach.

Liam zapatrzył się na wejście do jej domu, na jego twarzy pojawił się grymas.

– Chodź – polecił, wyciągając do niej rękę – pokażę ci coś fajnego.

Popatrzyła na nią niepewnie. Od czasu ich ostatniego spotkania obserwowała go przez okno. Był naprawdę dziwny. Jednego dnia biegał w szlafroku, wydając z siebie dziwne dźwięki. Następnego zachowywał się całkiem normalnie, aby kolejnego znów ganiać w jakimś dziwnym przebraniu, tym razem z mieczem. Ale najdziwniejsze było to, że prawie codziennie wchodził do lasu i znikał w nim na kilka godzin. Była ciekawa, co tam robił. Chciała go śledzić, ale bała się, że się zgubi, a tatuś i bez tego miał sporo na głowie.

– Idziesz, czy nie? – spytał zniecierpliwiony.

– Idę – odparła, łapiąc jego dłoń.

Pociągnął ją w stronę lasu. Dotarli do wydeptanej w krzakach ścieżki. Zawahała się, odwracając w stronę domu. Naprawdę nie chciała, aby tatuś się o nią martwił. A co jeżeli Liam zrobi jej krzywdę. Popatrzyła na jego szczupłą sylwetkę. Nie, na pewno sobie z nim poradzi. Tatuś jej mówił, że jest silną dziewczynką. A tatuś nigdy nie kłamał.

Szli przez las. Nie odzywali się do siebie. Popatrzyła na chłopaka. Wyglądał, jakby wiedział, gdzie idą, chociaż ona już dawno się pogubiła. Ścisnęła mocniej jego dłoń, przeskakując przez kolejny pień. Wreszcie, gdy jej buty były całe przemoczone, dotarli do niewielkiej polanki. Liam przyspieszył, ciągnąc ją do stojącego na środku drewnianego domku. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Przystanęła w progu, rozglądając się niepewnie.

– Wchodzisz? – spytał.

– Jesteś pewien, że możemy? Nikt nie będzie na nas zły?

– To mój domek – odparł, puszczając jej dłoń.

Weszła do środka. Liam zamknął drzwi i opadł na starą kanapę, stojącą przy ścianie. Zrobiła to samo.

– To naprawdę twój domek?

– Moich rodziców – wyjaśnił – to ich las, więc i domek należy do nich.

Uspokoiła się i rozejrzała dookoła. Domek był mały. Składał się tylko z jednego pomieszczenia pełnego starych mebli i różnych zabawek rozrzuconych na podłodze. Rozpoznała wśród nich miecz Liama, z którym biegał kilka dni temu.

– To tutaj przychodzisz, gdy znikasz w lesie?

– Śledzisz mnie?

Zarumieniła się, odwracając twarz w drugą stronę.

– Nie – odparła – akurat stałam przy oknie.

Prychnął, ale przez dłuższą chwilę nic nie odpowiedział. Popatrzyła na niego. Miał zaciśnięte usta, wzrok wbity w swoje dłonie. Wyglądał na złego.

– Przepraszam – powiedziała.

– Za co?

– Za to, że jesteś na mnie zły.

– Nie jestem na ciebie zły.

Zamilkł, bawiąc się zamkiem bluzy. Przyglądała mu się uważnie. Znów go nie rozumiała. Przecież widziała, że był zły. Nie mógł jej tego po prostu powiedzieć? Tak robiły z Lucy. Kłóciły się, obrażały, przepraszały i wracały do bycia najlepszymi przyjaciółkami na świecie. Tęskniła za Lucy. Z nią wszystko było łatwiejsze.

– Przychodzę tutaj, gdy moi rodzice się kłócą – wyszeptał wreszcie.

Odwróciła się gwałtownie w jego stronę.

– Twoi rodzice też się kłócą?

Skinął głową, nadal wpatrzony w zamek bluzy. Miała tyle pytań, które chciała mu zadać, ale coś jej mówiło, że nie powinna. Zamiast tego przysunęła się bliżej chłopaka i złapała go za dłoń. Żadne z nich się więcej nie odezwało. Dopiero później, gdy wracali przez las, Liam zatrzymał ją i popatrzył na nią z poważną miną.

– Możesz przychodzić tu kiedy chcesz. To teraz też twój domek, Głupia Mądralo.

Wróciła myślami do rzeczywistości. Wzięła głęboki wdech i podniosła głowę. Rozejrzała się po znajomym wnętrzu, rozświetlonym wczesnymi promieniami słońca, wpadającymi przez okna.

Musisz być silna.

Lecz jak mogła być silna, gdy straciła jedną z najważniejszych osób w jej życiu, a za chwilę straci kolejną?

Oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy. Wreszcie uspokoiła się na tyle, aby znów logicznie myśleć. Zerknęła na zegarek. Nie było jeszcze siódmej, a ona najchętniej zakończyłaby już ten dzień. Zarwana noc, spędzona na czytaniu informacji o nowotworach oraz spotkanie z Liamem, mocno dały jej w kość.

Na szczęście miała sporo rzeczy do załatwienia, które, chociaż na chwilę pozwolą jej zapomnieć o problemach.

Podniosła się z podłogi i westchnęła, widząc swoje pokryte błotem skarpetki i spodnie. Najpierw się ogarnie, a dopiero później będzie myśleć o reszcie. Wzięła długi prysznic. Czuła jakby wraz z brudem, zmywała z siebie ostre słowa Liama. Owinięta ręcznikiem przyjrzała się swojemu odbiciu w zaparowanym lustrze. Prezentowała się lepiej niż poprzedniego dnia, ale nadal miała przekrwione oczy i opuchniętą od płaczu twarz.

Westchnęła, wyciągając kosmetyki. Dwadzieścia minut później była gotowa. Kreski na powiece oraz krwistoczerwone usta sprawiły, że od razu poczuła się lepiej.

Wróciła do kuchni i zrobiła sobie ogromny kubek kawy. Nie było szans, aby przetrwała ten dzień bez kofeiny. Zerknęła na telefon i zamarła, widząc, że ma nieodebrane połączenie od matki. Bawiła się pierścionkiem, zastanawiając się, czy do niej oddzwonić. Bała się, że Lisa zmieniła zdanie i każe jej wrócić do Glendale.

Po chwili wahania zdecydowała, że bezpieczniej będzie nie oddzwaniać. Wolała nie ryzykować i poczekać do czasu, aż załatwi wszystkie formalności związane ze szkołą. W taki sposób zyska kolejny argument, aby pozostać w Eatonville.

Dopiła resztę kawy, spakowała dokumenty i ruszyła w stronę drzwi. Wyjrzała przez okno, rozglądając się po okolicy. Poza jednym starszym mężczyzną nie widziała nikogo. Odetchnęła z ulgą. Nie była gotowa na kolejne spotkanie z Liamem. Tak naprawdę, to nie sądziła, aby kiedykolwiek była na tyle silna, aby znów z nim porozmawiać.

Wyszła na zewnątrz. Ręce jej drżały, serce dudniło w piersi, gdy szybkim krokiem pokonała dzielącą ją od chodnika odległość. Rozluźniła się, dopiero gdy przeszła przez ulicę, a dom Liama zniknął jej z oczu.

Po kilkunastu minutach dotarła na przystanek. Miała jeszcze trochę czasu, nim przyjedzie autobus, więc wyciągnęła telefon i zaczęła robić listę zakupów. Nienawidziła gotować. Z ojcem zazwyczaj stołowali się na mieście lub zadowalali się gotowcami, ale nie mogli tak dalej funkcjonować. Nie po tym jak przeczytała, jak ważne jest zdrowe odżywianie w walce z chorobą.

– Rosie!

Zamarła, słysząc znajomy głos. Podniosła głowę, wyklinając pod nosem swojego pecha. Tuż przy chodniku zatrzymał się mały, czerwony samochód, z którego wychylała się w jej stronę ciemnowłosa dziewczyna.

– Cześć Hope – odpowiedziała, podchodząc do niej.

– Rosie! To naprawdę ty. Nie mogę uwierzyć. Mama mi mówiła, że cię widziała, ale musiałam sama się przekonać – wyrzucała szybko z siebie Hope. – Jak się cieszę, że jesteś. Odkąd wyjechałaś, Liam zachowuje się jak skończony dupek. Chodzi naburmuszony i obwinia każdego za to, co się stało. Ale teraz, gdy wróciłaś, wszystko wróci do normy.

Spięła się, słysząc nadzieję w jej głosie Hope. Była szczerze przekonana, że powrót Rosalie magicznie sprawi, że znów będzie jak dawniej. Gdyby tylko to było takie proste.

– Nie obraź się, ale nie mam czasu teraz rozmawiać. Mój autobus zaraz przyjedzie – ucięła rozmowę, nie mogąc znieść radości widocznej w oczach dziewczyny.

Identycznych jak jej brata.

– Jedziesz do miasta? Jak tak, to ja też. Możesz się ze mną zabrać.

Zawahała się. Z chęcią skorzystałaby z podwózki, ale potrzebowała ciszy i spokoju, a Hope była tego totalnym przeciwieństwem. Nie znała większej gaduły. Odkąd nauczyła się mówić, jej usta wręcz się nie zamykały.

Nim zdążyła podziękować za propozycję, rozpadał się deszcz. Zerknęła w prawo, a gdy nie zauważyła nadjeżdżającego autobusu, obeszła samochód i usiadła na miejscu pasażera. Wolała gadulstwo dziewczyny niż czekanie w ulewie.

Hope przytuliła ją mocno.

– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś – powiedziała, gwałtownie odjeżdżając z przystanku. – Marzyłam o tym, abyś wróciła, ale nie sądziłam, że to się spełni.

– Fajny samochód – odparła Rosalie, chcąc zmienić temat.

– Co nie? Dostałam go od taty w prezencie za zdanie prawa jazdy. Liamowi też kupił. Mama była zła, że się zgodziliśmy. Uważa, że ojciec robi to po to, aby nas przekupić, ale nie mogłam odmówić. Skoro i tak się rozwiedli, to mogę z tego skorzystać, prawda?

Nic nie odpowiedziała, lecz dziewczyna najwyraźniej nie oczekiwała, że to zrobi, bo kontynuowała:

– Tato teraz mieszka w Seattle i zmienił pracę na lepiej płatną, więc stać go, aby kupować nam drogie prezenty. Poza tym... jak jeździsz dupku! – krzyknęła, hamując ostro.

Rosalie poleciała do przodu, zaskoczona nagłym manewrem. Dobrze, że zapięła pasy, bo właśnie zaliczyłaby bliskie spotkanie z przednią szybą.

– Palant – mruknęła Hope, ponownie włączając się do ruchu. – Co ja mówiłam? A tak, o rodzicach. Poza tym jestem pewna, że mamie nie przeszkadza to, że dostaliśmy samochody, ale to, że ojciec ma nową dziewczynę. Zwłaszcza że Sylvie jest od niej prawie dwadzieścia lat młodsza.

Rosalie popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. Jeżeli Sylvie rzeczywiście była dwadzieścia lat młodsza od Susan, to musiała być niewiele starsza od niej i Liama. Wzdrygnęła się na samą myśl, że jej ojciec miałby dwudziestoletnią dziewczynę. Nie mogła sobie nawet wyobrazić, przez co przechodził Liam, bo Hope nie wyglądała na zbyt przejętą tą sytuacją.

– Dobra, bo mogę tak gadać i gadać – ciągnęła Hope. – Opowiadaj, co u ciebie. Napisałam ci kilka wiadomości na Facebooku, ale na żadną nie odpowiedziałaś. I tak wiem, że to przez Liama wyjechałaś tak nagle i bez pożegnania. Że ten głu... jak jedziesz, idioto! Nie widzisz, że mam pierwszeństwo!?

Znów zahamowała gwałtownie, tym razem Rosalie była na to przygotowana. W porę złapała się uchwytu na drzwiach, dociskając ciężar ciała do siedzenia. Nie miała odwagi powiedzieć dziewczynie, że to ona wymusiła pierwszeństwo, a nie biedny staruszek, któremu właśnie pokazywała środkowy palec.

– Powinni mu zabrać prawo jazdy. W tym wieku nie powinien już prowadzić – powiedziała Hope, przejeżdżając przez skrzyżowanie. – O czym ja mówiłam? A tak, o Liamie. Wiem, że się pokłóciliście i to poważnie, ale skoro wróciłaś, to na pewno się pogodzicie. Zwłaszcza że Liam ciężko przeżył twój wyjazd. Zamknął się w pokoju i do końca wakacji prawie go nie opuszczał. A teraz... – Westchnęła smutno. – Zmienił się i to bardzo. Sama go nie poznaję. Nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz widziałam go z aparatem. Chyba w ogóle przestał robić zdjęcia. Jedyne co mu teraz w głowie to futbol i dziewczyny.

Rosalie się spięła. Spodziewała się, że Liam się z kimś spotyka, lecz nie była przygotowana na to, jak boleśnie zaboli ją ta informacja. Przełknęła ślinę i popatrzyła za okno, na spowite deszczem Eatonville.

– Jeszcze jest kapitanem – ciągnęła Hope, niezrażona brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony Rosalie – więc te laski robią wszystko, byleby tylko zwrócić na siebie jego uwagę. Są na tyle bezczelne, że próbują się ze mną zaprzyjaźnić, aby się do niego zbliżyć. Mają mnie chyba za idiotkę, skoro myślą, że się na to nabiorę. Wyczuwam ich fałsz na kilometr.

Prychnęła, po czym nacisnęła klakson, wyzywając pieszego, który przechodził po pasach.

– Poza tym, co one w nim widzą? – spytała Hope, dociskając mocno pedał gazu, przez co auto wyrwało do przodu. – Rozumiem, że jest przystojny... nawet jako siostra potrafię to zauważyć, ale to dupek. Skończony egoistyczny dupek. I tak wiem, wiem – machnęła dłonią, jakby chciała uciszyć Rosalie – że też byłaś w nim zakochana, ale to były inne czasy. No dobra, wtedy też był wrzodem na dupie, ale to chyba cecha wszystkich starszych braci... albo mężczyzn w ogóle, ale teraz nic a nic go nie poznaję.

To tak jak ja.

– Najgorsze jest to jego obwinianie wszystkich za to, co się stało. Jest zły na mamę, że zażądała rozwodu, zamiast dać ojcu szansę. Wierzy, że gdyby mu wybaczyła, to nie przeniósłby się do Seattle i nie zamieszkał z Sylvie. Próbowałam z nim rozmawiać, wytłumaczyć mu, że niektórzy ludzie po prostu do siebie nie pasują. Zwłaszcza gdy związują się ze sobą w tak młodym wieku. Ale nic do niego nie dociera. Prawie nie rozmawia z mamą, a jak już to głównie krzyczy.

Hope zatrzymała się na czerwonym świetle i odwróciła w stronę Rosalie.

– Zajebiście wyglądasz – oznajmiła, przyglądając się jej. – Pasują ci te kocie kreski i czerwone usta. Z twoimi ciemnymi lokami wyglądasz jak bad girl. Na długo zostajesz?

Czuła, że zaczyna ją boleć głowa od paplaniny dziewczyny. Nim zdążyła odpowiedzieć, rozległ się głośny dźwięk klaksonu.

– Spadaj palancie! – krzyknęła Hope, po czym odwróciła szybko głowę do tyłu, pokazała środkowy palec zniecierpliwionemu kierowcy i rzucając wiązankę przekleństw, nacisnęła pedał gazu. – Co z tymi ludźmi dzisiaj? Gdzie im się tak spieszy? Ledwo się zmieniło światło, a on już na mnie trąbi. Palant.

Zatrzymały się na kolejnych światłach.

– Co ja mówiłam? A tak, o tobie. Na jak długo zostajesz?

– Zielone – powiedziała Rose.

– Co?

– Zielone światło.

– A no tak. Dzięki.

Znów zbyt mocno nacisnęła pedał gazu, sprawiając, że samochód gwałtownie ruszył do przodu. Rosalie złapała za uchwyt, nie mogąc uwierzyć, że Hope zdała prawo jazdy.

– To na jak długo zostajesz? – ponowiła pytanie.

– Do końca... liceum.

Hope pisnęła. Rosalie odruchowo chwyciła się drzwi, czekając na kolejne szarpnięcie samochodu, które jednak nie nadeszło.

– Nie masz pojęcia, jak się cieszę. Zapisujesz się do Eatonville High School? Po co ja pytam? Na pewno. Przecież w okolicy nie ma innego liceum. Ale fajnie, będziemy chodzić do tej samej szkoły. O! Przedstawię cię moim znajomym. Są super. Polubicie się.

Rosalie miała dość. Na szczęście wjechały właśnie do centrum, więc postanowiła, że mimo deszczu pokona resztę drogi na piechotę.

– Możesz mnie tutaj wysadzić? – spytała, wskazując na parking pod restauracją.

Nie ufała Hope na tyle, aby poprosić ją o zatrzymanie się przy chodniku.

– Jasne.

Skręciła gwałtownie w prawo, po czym zaparkowała, zajmując trzy miejsca postojowe. Rosalie szybko wysiadła z samochodu, dziękując dziewczynie za podwiezienie.

– Nie ma sprawy – odparła Hope. – Jak coś, to powinnam wracać za jakieś dwie godziny i mogę cię zabrać z powrotem.

– Dzięki, ale umówiłam się z tatą – skłamała.

– O! Pozdrów ode mnie szeryfa i przekaż, że już lepiej parkuję.

Rosalie nie zdążyła przejść nawet kilku metrów, gdy usłyszała dźwięk klaksonu. Nie musiała się odwracać, aby wiedzieć, do kogo należał.

Rozbolała ją głowa. Nie miała pojęcia, czy to od słowotoku dziewczyny, czy od jej stylu jazdy. Za to jednego była pewna: nigdy więcej z własnej woli nie wsiądzie z Hope do samochodu. Wolała zmoknąć, zmarznąć, być pogryzioną przez psa pani Morris (o ile on nadal żył... albo ona), niż znów przeżyć podobnie szaloną podróż.

Mimowolnie się uśmiechnęła. Ucieszyła ją myśl, że chociaż Hope się nie zmieniła i nadal była tą zwariowaną, trajkoczącą dziewczyną. 

--------

Jest i Hope :) Ogólnie jest to postać mocno bazująca na osobie, którą rzeczywiście znam. 

Kolejny rozdział 20 czerwca, a w nim zacznie się wszystko rozjeżdżać - w sensie moja wizja tej książki z tym, co rzeczywiście napisałam. Bądźcie przygotowani na początek GŁUPIEGO humoru.

Twitter: josmall #hbuJO | ig: josmallwattpad

Kilka memów, pasujących do Hope:

Będzie mi miło jak coś po sobie zostawicie - gwiazdkę/komentarz <3

Jo!

Continue Reading

You'll Also Like

363K 33K 18
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
431K 36.4K 24
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
210K 6.7K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...
493K 25.3K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...