Deadly Desire | The Poisoned...

By satanic_angelx

14K 505 65

Tłumienie uczuć jest jak odbezpieczenie granatu i życie nadzieją, że nie wybuchnie. Rodzice Aurory Preston p... More

Dedykacja
Prolog
1 W pułapce własnego umysłu.
3 Mroczna strona New Haven.
4 Najlepszą obroną jest atak.
5 Prawda zawsze bolała najbardziej.
6 Udowodnij mi, że nie jesteś taka jak on
7 Motyle w brzuchu?
8 Niepoprawne uczucie
9 Sztuka - ucieczka od rzeczywistości.
10 Oczy, które były moją zgubą.
11 Wróg czy sprzymierzeniec?
12 Czarne charaktery
13 Król ulicy.
14 Zauroczenie i roztrzaskane nadzieje.
15 Szaleństwo skryte w pożądaniu.
16 Niezapowiedziana wizyta.
17 Wpadłem we własną pułapkę.
18 Walka o oddech.
19 Twarz, której nie pokazywał światu.
20 Gniew i zazdrość - dwa grzechy główne.
21 Dzieło sztuki.
22 Bolesne konsekwencje.
23 Wyrzuty sumienia.
24 Druga szansa?
25 Sekretne miejsce.
26 Tatuaże - zwierciadło duszy.
27 W pogoni za nieuchwytnym.
28 Trucizna, bez której nie potrafiłam żyć.
29. Droga do szczęścia.
30 Mroczna strona świąt.
31 Światło w mroku.
32 Najlepsze wspomnienie.
33 Brutalne opuszczenie raju.
34 Cena za miłość.
35 Rewanż.
Epilog

2 Czeluści piekła.

500 14 1
By satanic_angelx

Ostatni tydzień wakacji, spędziłam głównie na lataniu po sklepach i ciąganiu ze sobą po nich, Dylana. Chciałam jak najszybciej urządzić swój nowy pokój. Raz nawet dołączyła do nas Victoria, która okazała się bardzo pomocna w kwestii urządzania wnętrz. Miała świetny gust. Dylan skapitulował, mówiąc, że ledwo radzi sobie z jedną kobietą na zakupach, a co dopiero z dwiema.

W końcu, moja sypialnia, nie wyglądała jak hotelowa. Pokój nabrał charakteru. Królowały w nim beże, ciemna zieleń oraz złote dodatki. Lubiłam taką kolorystykę. Byłam szczególnie zachwycona nową monsterą. Miałam taką w swoim starym pokoju w Seattle i nie wyobrażałam sobie, żeby i tutaj nie było tej rośliny.

Na ścianie, porozwieszałam zdjęcia. Dzięki temu, sypialnia wydawała się być mi jeszcze bardziej przytulna, kiedy mogłam obserwować na ścianie, urywki moich wspomnień. Czułam się tu bardziej komfortowo.

Nawet moje złe dni minęły. Po kilku dniach katorżniczych treningów i ścisłej diety, poczułam się lepiej we własnej skórze. Liczyłam, że ten stan potrwa jak najdłużej, zanim to, znowu we mnie uderzy.

Niestety, wakacje dobiegły końca, a ja musiałam zmierzyć się z pierwszym dniem, w nowej szkole. Stresowałam się. Jakkolwiek bym się tego próbowała wypierać, taki był fakt. Nikogo tu nie znałam, poza Dylanem i Victorią.

W mojej nowej szkole, wszyscy się znali, a ja miałam być tą nową dziewczyną. Jak nigdy wcześniej, potrzebowałam mojej przyjaciółki Vivienne. Gdyby była obok, to wszystko wydawałoby mi się odrobinę mniej beznadziejne.

Dokończyłam śniadanie. Akurat, gdy wkładałam miseczkę po płatkach do zmywarki, do kuchni, wszedł Dylan.

— Gotowa na pierwszy dzień w nowej szkole?

— Daj mi się zastanowić... — Udałam, że myślę nad odpowiedzią, po czym, wlepiłam w niego zmarnowany wzrok. — Nie.

— Trochę więcej optymizmu. Nie pożrą cię przecież tam żywcem.

— Nie byłabym tego taka pewna — wymamrotałam pod nosem, jednak na tyle głośno, aby usłyszał.

— Zbieraj się. — Nie skomentował mojej wcześniejszej uwagi.

Dylan zaparkował pod szkołą. Budynek wyglądał jak każde inne liceum. Przez chwilę obserwowałam obce mi twarze nastolatków, przekraczających próg szkoły.

— Hej.

Odwróciłam głowę w kierunku Dylana. Jego niebieskie oczy, wpatrywały się we mnie z troską i zrozumieniem.

— Gdyby coś się działo i nie czułabyś się tutaj komfortowo, zadzwoń. Przyjadę po ciebie.

Uśmiechnęłam się po jego słowach. Dylan, chociaż niesamowicie mnie wkurzał, był troskliwy. Cieszyłam się, że mam takiego brata. Przynajmniej, przez jakieś pięćdziesiąt procent czasu, który spędzaliśmy razem.

— Poradzę sobie — zapewniłam. — Do zobaczenia w domu.

Wyszłam z samochodu. Zarzuciłam sobie torebkę na ramię i jeszcze raz, wątpliwym okiem, obejrzałam budynek. To tylko jeden rok. Dam radę, pomyślałam. Z tym nastawieniem, ruszyłam przed siebie.

Musiałam najpierw udać się do sekretariatu. Na szczęście, na ścianie tuż przy wejściu, znajdował się plan budynku, z wyodrębnionymi pomieszczeniami. Cieszyłam się, że nie musiałam już na samym wejściu, prosić kogoś o pomoc.

Zapukałam, po czym weszłam do środka. Kobieta, około pięćdziesiątki, uniosła na mnie wzrok znad komputera. Podeszłam bliżej, zaciskając mocniej dłoń, na uchwycie torebki.

— Dzień dobry. Nazywam się Aurora Preston i...

— Och tak, nowa uczennica. — Przerwała mi. Skinęłam w odpowiedzi. — Pani dyrektor czeka na ciebie w swoim gabinecie.

Wskazała dłonią na lewo, gdzie znajdowały się ciemne drzwi. Posłałam sekretarce uśmiech, a następnie udałam się do gabinetu dyrektorki.

Po zapukaniu, otworzyłam drzwi. Gabinet był dość ciemny, mimo to przytulny, dzięki kilku roślinkom. Za przeszklonym biurkiem, siedziała dorosła kobieta. Podejrzewałam, że nie ma więcej niż czterdzieści lat.

Widząc moją twarz, podniosła się z krzesła. Splotła z przodu ręce oraz obdarzyła mnie uprzejmym uśmiechem.

Nie byłyśmy same. Na jednym z krzeseł, przed biurkiem dyrektorki, siedziała dziewczyna w moim wieku. Jej kasztanowe włosy, sięgały do połowy pleców, a zielone oczy, zerkały na mnie z zainteresowaniem, odkąd weszłam do środka.

— Aurora, jak przypuszczam?

— Tak. Dzień dobry. — Uniosłam kącik ust.

— Jestem dyrektor Collins. Usiądź proszę. — Wskazała dłonią na wolne krzesło, obok młodej dziewczyny.

Zdjęłam torebkę z ramienia. Odłożyłam ją na ziemię i dopiero wtedy, zajęłam wskazane miejsce.

— Poznaj twoją koleżankę z klasy, Venus Wright.

Spojrzałam na szatynkę. Wyciągnęła do mnie dłoń, którą bez oporu uścisnęłam.

— Miło mi. — Zaczęła z uśmiechem.

— Mnie również.

Zabrałam rękę. wyprostowałam się na krześle i zwróciłam swoją uwagę na panią Collins.

— Venus, zgodziła się oprowadzić cię po szkole i pomóc ci się zaadaptować.

Dyrektorka, usiadła na powrót w swoim fotelu. Założyła nogę na nogę, a dłonie, położyła na podłokietnikach.

— Rozumiem, że bycie nową uczennicą, nie jest dla ciebie łatwe, ale mam nadzieję, że z pomocą Venus, szybko się tutaj zaklimatyzujesz.

Dyrektorka, zapytała się mnie jeszcze, tylko o to, czy dostałam swój plan lekcji i jak czuję się w New Heaven. Po tym, powiedziała, że możemy iść, ponieważ za chwilę, miała się zacząć pierwsza lekcja.

— Przeprowadziłaś się tutaj ze Seattle?

— Tak — potwierdziłam, spoglądając przy okazji na Venus. — Rodzice chyba doświadczyli kryzysu wieku średniego i uznali, że koniecznie teraz, muszą pojechać w podróż po Europie.

Wyjaśniłam. Nie udało mi się ukryć niezadowolenia w moim głosie.

— To musiało być trudne. Zostawić za sobą wszystko.

— Tak, ale bardziej chodzi o to, że postanowili obrócić moje życie o sto osiemdziesiąt stopni, nawet nie pytając mnie o zdanie. To po prostu nie fair.

— Rozumiem cię.

Spojrzałam na Venus, z lekko uniesioną brwią.

— Przeprowadziliśmy się tutaj z rodzicami pięć lat temu. Nigdy nie byłam na nich bardziej wściekła, ale koniec końców, okazało się, że przeprowadzka tutaj, to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała.

— Jest jakaś konkretna przyczyna, dlaczego tak uważasz?

Venus, otworzyła drzwi do sali, w której miałyśmy pierwsze zajęcia. Usiadłam z nią w przedostatniej ławce pod oknem.

— Jedna.

Odpowiedziała na moje wcześniejsze pytanie. Na jej malinowe usta, wkradł się delikatny uśmiech.

— Poznałam tutaj swojego chłopaka - Cole'a.

Chciała coś jeszcze dodać, ale akurat w tym momencie, do klasy wszedł nauczyciel historii. Nie udało mi się uniknąć niezręcznego przedstawienia mnie całej klasie, jako nową uczennicę. Do końca lekcji, czułam na sobie ciekawskie spojrzenia, innych uczniów.

Okazało się, że z Venus mamy naprawdę dużo wspólnego. Patrzyłyśmy podobnie na wiele aspektów w życiu. Miałyśmy podobny gust filmowy i obie, uwielbiałyśmy tych samych artystów muzycznych. Nawet planowałyśmy kupno biletów na ten sam festiwal. Przez cały dzień, nie odstępowała mnie na krok. Przedstawiła mnie nawet swoim znajomym ze szkoły.

Akurat trwała przerwa na lunch. Razem z Venus, usiadłyśmy z dala od innych.

— Nie chcesz siedzieć ze swoimi znajomymi? — zapytałam lekko zdziwiona.

Spojrzała za mnie, gdzie kilka metrów dalej siedzieli jej znajomi. Zmarszczyła nos i pokręciła głową.

— Nie. Nie zrozum mnie źle, lubię ich, ale czasem muszę od nich odpocząć.

Napiła się kawy z automatu. Odstawiła papierowy kubek na stolik. Zacisnęłam mocniej palce, wokół mojego kubka.

Chociaż trwał lunch, nie miałam ochoty na jedzenie. Dopiero co wróciłam do względnej równowagi i wolałam nie ryzykować tym, że wywołam u siebie wyrzuty sumienia, jedząc coś ze szkolnej stołówki. Postanowiłam wziąć kawę, ponieważ dzięki niej, zagłuszałam nieco poczucie głodu.

— Mówiłaś, że przeprowadziłaś się, bo twoi rodzice podróżują. Z kim w takim razie mieszkasz?

Uniosłam spojrzenie swoich czekoladowych oczu, z kubka kawy na Venus.

— Z moim bratem. Jest ode mnie trzy lata starszy. — Wytłumaczyłam. — Z jednej strony cieszę się, bo wcześniej bardzo rzadko się widywaliśmy, ale z drugiej, Dylan potrafi być naprawdę irytujący.

— Dylan?

Potwierdziłam skinieniem głowy. Dziewczyna zmarszczyła brwi i rozchyliła nieco usta. Oparła dłonie na stoliku, który nas dzielił i pochyliła się lekko w moją stronę.

— Twój brat to Dylan Preston? — Uniosła brwi, a jej głos brzmiał na niedowierzający.

— Tak. Znasz go? — Jej zachowanie wydawało mi się dziwne.

— Widziałam go kilka razy. Przyjaźnił się z Colem.

— Czyli już się nie przyjaźnią?

To była świetna okazja, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o życiu mojego brata w New Heaven. Wiedziałam, że nie powinnam tak węszyć, ale od zawsze byłam ciekawska.

— Od kłótni Dylana i Masona. — Po chwili, przyłożyła dłoń do ust. — Nie powinnam o tym mówić. — Posłała mi przepraszający uśmiech.

Nie miałam pojęcia kim był Mason i niezbyt mnie to obchodziło, ale interesowało mnie to, jak kłótnia tych dwojga miała się do zakończenia relacji między Dylanem a chłopakiem Venus.

— W każdym razie Cole chciał zachować bezstronność i utrzymywać kontakt z Dylanem, ale ten zaczął się od niego odsuwać, więc uznał, że nie ma sensu próbować na siłę.

Wyjaśniła mi pobieżnie sytuację. Myślałam, że Dylan należy do tego typu ludzi, którzy nigdy nie zostawiają swoich przyjaciół. Może miał dobry powód, aby to zrobić? A może, wcale nie znałam mojego brata tak dobrze, jak mi się wydawało?

— Masz jakieś plany na dzisiaj?

Venus nagle zmieniła temat na lżejszy.

— Nie. Nawet nikogo tu nie znam, oprócz mojej babci, Dylana i jego byłej dziewczyny.

Venus przesiadła się, na tą samą stronę, po której ja siedziałam. Zarzuciła mi swoje ramię na barki i uśmiechnęła się promiennie.

— Teraz znasz też mnie. — Mimowolnie, uniosłam kącik ust w uśmiechu. — I jako twoja nowa potencjalna przyjaciółka, zabieram cię po lekcjach na najlepsza pizzę w mieście.

Zachowałam na twarzy uśmiech, chociaż wcale nie miałam na to ochoty. Bałam się, że po takim wyjściu, mogę mieć potem wyrzuty sumienia, a naprawdę wolałam tego uniknąć.

— Świetnie. Napiszę tylko do Dylana, że nie musi po mnie przyjeżdżać.

Byłam świadoma tego, że jeśli chcę pokonać zaburzenia odżywiania, musiałam przełamywać się w kwestii jedzenia. Niestety, to nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Niemniej jednak, musiałam spróbować.

— Poznasz przy okazji Cole'a. Pojedziemy z nim.

Odpowiedziałam coś, choć nawet do końca nie pamiętam co. Błądziłam w swoich myślach i starałam się samą siebie przekonać, że wszystko będzie dobrze i dam sobie radę.

Po skończonych lekcjach, razem z Venus udałyśmy się na parking, gdzie miał rzekomo czekać jej chłopak. Venus podbiegła do auta, przy którym stał wysoki chłopak i rzuciła mu się na szyję.

Czarny Chevrolet Camaro, dumnie prezentował się na parkingu. Był wypolerowany na błysk i bez problemu, mógłby mi służyć jako lustro.

— Cole, pisałam ci o Aurorze. Poznajcie się.

Spojrzała na mnie, przez co i chłopak, przeniósł na mnie swoje spojrzenie. Miał czarne jak smoła włosy, których jeden kosmyk, opadał mu na czoło. Piwne oczy, wesoło się iskrzyły, a wąskie usta, wykrzywiły w cwaniackim uśmiechu.

— Młoda Preston — skwitował. Siłą powstrzymałam się od przewrócenia oczami.

— Tylko bez "młoda". — Zaznaczyłam stanowczo. — Wystarczy, że mój brat, mnie tak nazywa.

Cole uśmiechnął się szerzej. Podszedł bliżej mnie i uścisnął moją dłoń.

— Cole. Miło cię poznać Aurora.

— Mnie również.

Moje spojrzenie, wylądowało na chłopaku, który wysiadł gwałtownie z samochodu, przy którym staliśmy. Zwrócił się do nas przodem, wkładając ręce do kieszeni skórzanej kurtki.

Był cały ubrany na czarno, przez co przyciągał mój wzrok. Lekko opalona skóra, ładnie komponowała się z tatuażami, które były widoczne na jego szyi oraz dłoniach. Wystające kości policzkowe i ostro zarysowana szczęka, podkreślały jego urodę, której zdecydowanie nie mogłam mu odmówić. Brązowe włosy chłopaka, układały się w cztery strony świata, jednak i w tym tkwił pewien nieodparty urok. Jednak cała ta otoczka, była niczym w porównaniu z jego oczami. Dwie lśniące tęczówki, które były równie czarne co bezgwiezdna noc. Nigdy wcześniej, nie spotkałam takiego koloru oczu i chyba tylko dlatego, nie mogłam oderwać od nich wzroku.

— Nie mam całego dnia — odezwał się w końcu.

Obdarzył chłodnym spojrzeniem Cole'a, który w reakcji na jego gburowaty ton, jedynie westchnął cicho pod nosem.

— Wyluzuj Mason.

Mason? Ten sam, z którym mój brat, rzekomo się o coś pokłócił?

— Jeżeli chcesz sobie poplotkować, możesz to równie dobrze robić w samochodzie, kiedy będziemy jechać na miejsce.

Mason zbeształ Cole'a. Jego ton głosu był niski, zachrypnięty i równie zimny jak lodowiec. Cole, jednak, zdawał się nic sobie nie robić z posępnej postawy swojego kolegi? Przyjaciela? Nie miałam pojęcia, jak blisko ze sobą byli.

Cole, nagle, przeniósł na mnie swoją uwagę.

— Aurora, to mój przyjaciel Mason Satan. Chodząca chmura gradowa.

Na język cisnęła mi się uwaga na temat jego nazwisko, jednak postanowiłam sobie ją oszczędzić. Gość nie wyglądał na zdystansowanego, dlatego wolałam nie zachodzić mu za skórę, już przy pierwszym spotkaniu.

Zaśmiałam się cicho w reakcji na kpiący komentarz Cole'a, podobnie jak Venus. Spojrzałam na Masona, który nawet nie skomentował słów, które przed chwilą padły. Przewrócił jedynie zirytowany oczami.

Cole odsunął się od Venus i zbliżył się do przyjaciela.

— Mason, to Aurora. — Cole obdarzył mnie przyjaznym spojrzeniem.

Chłopak, pierwszy raz spojrzał prosto w moje oczy. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, od jego wzroku. Był pełen pogardy i wyższości. Nie spodobało mi się to, jak oceniająco na mnie patrzył.

— Wszyscy do auta, albo pojadę bez was.

Kompletnie mnie zignorował i zwrócił się do przyjaciela. Następnie, obrażony na cały świat, wsiadł do pojazdu, od strony kierowcy.

— Nie przejmuj się nim.

Cole próbował mnie chyba pocieszyć, ale nie było takiej potrzeby. Nie zamierzałam przejmować się zachowaniem tego gbura.

— Nie przejmuję — zapewniłam.

— Mógłbyś z nim pogadać, żeby choć raz nie zachowywał się jakby chciał kogoś zabić? — Venus spytała niemal błagalnie. — Jeszcze nam wystraszy Aurorę — zakpiła.

— Uwierz mi, że potrzeba czegoś znacznie więcej, żeby mnie wystraszyć niż facet z humorkami.

Venus parsknęła śmiechem. Spojrzała na Cole'a z dołu. Wymienili między sobą osobliwe spojrzenia, których znaczenie pozostało dla mnie nieznane.

— Okej, wsiadajcie, bo nasza królowa angielska nie żartowała i naprawdę zaraz odjedzie bez nas.

Szepnął, jakby bał się, że Mason go usłyszy. Chociaż dopiero co poznałam Cole'a, zdążyłam go już polubić. Miał poczucie humoru, co niebywale ceniłam u ludzi.

***

Czekaliśmy w restauracji na nasze zamówienie. Razem z Venus, zamówiłam jedną pizzę na pół, ponieważ zarówno ona, jak i ja, nie zjadłybyśmy całej. Wątpiłam w to, że zjem nawet moją połowę. Planowałam zjeść maksymalnie dwa kawałki.

Cały lokal, został urządzony w ciekawym stylu. Było tu dość ciemno, przez zacienione okna, a na ścianach znajdowały się różne ledy, w kolorze fioletowym, przez co panowała tu poświata, w tym właśnie kolorze.

Zarówno Venus, jak i Cole, zagadywali mnie przez cały czas, chcąc się dowiedzieć o mnie jak najwięcej. Mason natomiast, siedział przy stoliku, opierając ramię o swoje siedzenie, a wolną ręką, przez cały czas, wystukiwał coś na ekranie swojej komórki.

Jak mój brat, mógł się z nim przyjaźnić? Ten chłopak był kompletnie bez życia i roztaczał wokół siebie, upiorną aurę. Dylan był jego całkowitym przeciwieństwem.

Spojrzałam na swój telefon, leżący na stoliku. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc na ekranie imię Vivienne.

— Przepraszam was. Muszę odebrać.

Postanowiłam wyjść na zewnątrz, aby porozmawiać z przyjaciółką, z Seattle.

— Co słychać w New Heaven? — Jej radosny głos, dobiegł do moich uszu, kiedy tylko odebrałam.

Ogarnęła mnie tęsknota. Wcześniej byłyśmy nierozłączne, a teraz nasz kontakt, ograniczał się jedynie do telefonicznego. Mimo, że od mojej przeprowadzki, minął nieco ponad tydzień, tęskniłam za nią. Było mi dziwnie z myślą, że nie mogę się z nią w każdej chwili zobaczyć.

— Nie jest tak źle jak myślałam, ale wciąż beznadziejnie, bo ciebie tutaj nie ma.

— Też za tobą tęsknię. Minął jeden dzień szkoły, a ja mam wrażenie, że bez ciebie, to zupełnie inne miejsce. — Zrobiło mi się ciepło na sercu. — Poza tym, zostałam wrobiona w zostanie kapitanką cheerleaderek, z racji tego, że postanowiłaś nas zostawić.

Zaśmiałam się krótko w odpowiedzi na jej niby oburzony głos. Przez głowę, przemknęła mi myśl, że powinnam się zorientować czy w mojej nowej szkole, mieliśmy drużynę cheerleaderek. Nie chciałabym z tego rezygnować.

— Jesteś w tym świetna, dlatego poleciłam cię trenerce, pod koniec roku szkolnego.

— Że co? — spytała zszokowana. — Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałaś.

— To miała być niespodzianka i jak sądzę udana — odparłam dumnie.

— Nawet bardzo udana, ale nie w tym rzecz. — Czekałam aż rozwinie swoją myśl. — Wymyślanie układów i to wszystko, nie jestem w tym tak dobra jak ty. Nie zdołam cię zastąpić.

Zrobiło mi się miło, kiedy wypowiadała się o mnie w ten sposób. W poprzedniej szkole, bardzo angażowałam się w sprawy drużyny i zawsze dbałam o to, żeby choreografia była dopięta na ostatni guzik.

— Jestem pewna, że sobie poradzisz. — Gdybym tak nie sądziła, nie poleciłabym Vivienne, jako moją następczynię. — A gdybyś potrzebowała z czymkolwiek pomocy, jestem pod telefonem. — Uspokoiłam ją.

Porozmawiałyśmy jeszcze przez parę minut, zanim się rozłączyłam. Odbiłam się od bocznej ściany budynku, przy której stałam. Przestraszyłam się, kiedy weszłam w boczną uliczkę, gdzie znajdowało się wejście do lokalu, a moim oczom ukazał się Mason.

Opierał się plecami o budynek. Jedną nogę, również wsparł na ścianie. Pomiędzy jego długimi palcami, mieścił się papieros, którym właśnie się zaciągał. Wypuścił z ust chmurę dymu, która po chwili, rozpłynęła się w powietrzu.

Zamierzałam przejść obok niego bez słowa i wejść do środka. Niestety zauważył mnie, kiedy tylko zrobiłam pierwszy krok.

Czarne tęczówki, przeszywały mnie na wskroś, co było odrobinę przerażające. Nikt nie mógł posiadać, aż tak intensywnego spojrzenia. Czułam się tak, jakby patrzył w głąb mojej duszy. Takie przypuszczenie było idiotyczne, ale nie mogłam odsunąć od siebie tej myśli.

— Jesteś siostrą Dylana — stwierdził, gasząc papierosa na ścianie budynku.

— Tak — odpowiedziałam zdawkowo.

Skrzyżowałam ramiona na piersi. Nie wiem czemu stałam w miejscu, zamiast wejść do restauracji. Oszczędziłabym sobie przynajmniej jego towarzystwa w minimalnym stopniu.

— Podobno się pokłóciliście.

Nie mam pojęcia, dlaczego to robiłam. Nie powinnam poruszać tego tematu. Zwłaszcza z nim.

Mason odepchnął się od ściany i podszedł krok bliżej mnie. Włożył dłonie, do przednich kieszeni swoich spodni.

— To akurat nie twoja sprawa — oznajmił nieprzyjemnym tonem. — Moje stosunki z tym kretynem to tylko i wyłącznie mój interes. Nie wtrącaj się w to dzieciaku, bo i tak nie zrozumiałabyś sytuacji.

Coś się we mnie zagotowało, kiedy usłyszałam w jaki sposób wypowiada się o Dylanie. Z pogardą i drwiną. Może Dylan często i mnie wkurzał, ale był moim bratem. Nie zamierzałam pozwalać komukolwiek go przy mnie obrażać.

— Jeżeli ktoś tu jest kretynem, to na pewno nie on. — Zadarłam brodę. — Co więcej, jeśli faktycznie jesteś tym "bardziej inteligentnym"... — Zrobiłam cudzysłów z palców. — ...oszczędziłbyś sobie tak nisko poziomowych odzywek.

Nawiązałam do tego, że uważał mnie za głupią nastolatkę, która nie miała żadnego pojęcia o życiu.

Mason, odwrócił ode mnie wzrok. Poczułam jak spada ze mnie ciężar, kiedy jego oczy, nie wypalały dłużej dziury w mojej twarzy. Pociągnął kącik ust do diabolicznego uśmiechu, po czym ponownie ulokował we mnie swoje bezduszne oczy.

— Próbujesz mnie obrazić? — Zrobił kolejny krok w moją stronę.

Moje ciało, chciało się automatycznie wycofać, ale nie zamierzałam dać mu satysfakcji. Zatrzymał się jakieś pół metra ode mnie.

— Twoje ego, mogłoby tego nie wytrzymać — rzuciłam odważnie.

Może moja odzywka, również nie była zbyt mądra, ale przynajmniej zadziałała. Widziałam to, po jego mocno zaciśniętej szczęce. Choć było to trudne, podtrzymywałam kontakt wzrokowy z chłopakiem, który jak zakładałam, chciał mnie posłać do kostnicy, samym spojrzeniem.

— Powinienem się był domyślić, że siostrzyczka Dylana, nie będzie zbyt inteligentna. Tu jesteście do siebie podobni.

— Ochh wybacz, że mam odwagę powiedzieć ci w twarz, co o tobie myślę. — Przyłożyłam dłoń do serca, udając skruchę. Mój głos ociekał kpiną.

— Gdybyś była nieco mądrzejsza, wiedziałabyś, że byłoby lepiej, jeśli się zamkniesz.

— Nie będę siedzieć cicho, kiedy obrażasz mnie, bez żadnego powodu. — Mój wzrok stał się bardziej zacięty.

Mason pochylił się delikatnie. Jego oczy, nawet na sekundę, nie spuszczały ze mnie spojrzenia. Były kompletnie bez życia i nie wypełniał ich nawet blask, który dostrzegłam na parkingu przed szkołą. Teraz, wydawały mi się kompletnie matowe.

— Nie bez powodu mam na nazwisko Satan — oznajmił nagle.

Zmarszczyłam ledwie zauważalnie brwi. Do moich nozdrzy, dotarł zapach perfum szatyna. Aromat o drzewnych nutach, otulił moje ciało.

— Jestem dla ciebie miły, tylko ze względu na to, że Cole mnie o to poprosił, ale to się może w każdej chwili zmienić.

Miałam ochotę, zaśmiać mu się w twarz, ale coś mnie przed tym blokowało. Tak więc, patrzyłam prosto w jego bezdenne oczy, niczym czeluści piekła.

— Lepiej się pilnuj, Preston.

Z tymi słowami, odwrócił się na pięcie i skierował się do wejścia lokalu. Po chwili ruszyłam jego śladem. Już i tak wystarczająco długo mnie nie było.

Zabawne, że wystarczyła mi jedna, krótka wymiana zdań z Satanem, aby dowiedzieć się jakim zapatrzonym w siebie dupkiem był. Zastanawiałam się jakim cudem, jego ego, mieściło się w jego ciele.

Jedno było pewne. Ten rok, zapowiadał się ciekawie. I nie byłam pewna czy w tym pozytywnym sensie. 

***

Mason to dupek, ale uwierzcie, że jest to postać o wiele bardziej złożona. Poza tym, kto nie kocha czarnych charakterów, które głęboko w środku nie są aż takie czarne?

Kocham i do następnego. Satanic Angel<3

Continue Reading

You'll Also Like

319K 12.7K 30
Arthur wyszedł pół roku temu z więzienia za oszustwa w kasynie, których dokonał. Dał się złapać, a był taki perfekcyjny. Natura i wychowanie jego nie...
551 57 6
DRUGA CZĘŚĆ DYLOGII "DISTRUZIONE". Czy śmierć wstała na nogi, po bolesnym upadku burzy?
7.6K 119 39
Świat Lily się wali, jej mama umiera a ona jest zmuszona przepriwadzić się do swojego bogatego ojca który zostawił ją sześć lat wcześniej. Dziewczyna...
154K 710 5
KSIĄŻKA PRZECHODZI DUŻE POPRAWY TAKIE JAK ZMIANA NARRACJI I WIELE INNYCH. ROZDZIAŁY MOGĄ SIĘ OD SIEBIE MOCNO RÓŻNIĆ!!! Nicholas Miller to jeden z naj...