The moon looks beautiful toni...

Bởi nvtvmi

358K 2.3K 1.2K

Gwyneth Seale była niesamowicie żywym i ciekawym świata dzieckiem. Wszędzie było jej pełno. Uwielbiała odkryw... Xem Thêm

Zanim zaczniesz czytać
Playlista
Rozdział 1
Rozdział 2
ZOSTANIE WYDANE!
PRZEDSPRZEDAŻ

Rozdział 3

13K 383 177
Bởi nvtvmi

Po raz kolejny bez rezultatu szarpnęłam za klamkę, mając ochotę się rozpłakać i wybić okno. Nienawidziłam, gdy drobne rzeczy doprowadzały mnie do szału. Byłam wycieńczona. Wrzasnęłam bezgłośnie, zaciskając dłonie w pięści. Nie chciałam niepokoić sąsiadów swoim zachowaniem.

Przeczesałam kieszenie szarych dresów po raz dwudziesty w ciągu pięciu minut w nadziei, że tym razem znajdę tam coś jeszcze poza bezużytecznym starym paragonem z marketu i jeszcze bardziej bezużytecznym papierkiem po cukierku. Na przykład mogłoby to być kilka tysięcy na ułożenie sobie życia od nowa, bez konieczności konfrontowania się z ojcem, jego idealną żoną i córką, którzy po moim niezbyt popisowym występie mogli mnie uważać za wariatkę. Niestety, mimo moich desperackich błagań do sił wyższych, stan mojego wyposażenia nie zmienił się ani trochę, odkąd ostatni raz sięgałam ręką do kieszeni.

W razie nagłej apokalipsy zombie, czy kosmitów, byłabym udupiona. Nie miałam przy sobie telefonu, jedzenia, ani przynajmniej drobnych. Jednak nie to martwiło mnie najbardziej. Nie miałam przy sobie kluczy, dzięki którym mogłabym wejść do domu bez budzenia wszystkich w okół, bo drzwi były zamknięte na wszystkie zamki. Dlatego miałam ochotę wybić okno. Chociaż to wywołałoby więcej hałasu, przynajmniej nie uciekłabym się do tak radykalnego wyjścia, jakim było zadzwonienie dzwonkiem, co skutkowałoby tym, że ktoś ze smacznie śpiących domowników musiałby ruszyć swoją dupę w kroki i łaskawie otworzyć mi drzwi w środku nocy. Po tym jak dobrowolnie wybiegłam z domu, trzaskając nimi.

Chyba zaczynałam odczuwać skutki przebywania w pobliżu Caroline, bo duma nie pozwalała mi nacisnąć tego przeklętego przycisku. W dodatku wiedziałam, że nie chodziło tylko o nawyk i bezpieczeństwo. Celowo zamknęli drzwi. Zdawali sobie sprawę z tego, że byłam poza domem i mogłam nie mieć ze sobą kluczy. Leżały wraz z breloczkiem dinozaura na półce w przedpokoju. W widocznym miejscu. Obok innych kluczy. Najwidoczniej mieli gdzieś to gdzie, i czy w ogóle będę spała.

Niechętnie zapukałam kilkukrotnie w drzwi, łudząc się, że to wystarczy, a osobą która się obudzi będzie nikt inny, jak mój ojciec. Ale on ledwo słyszał co mówiło się do niego z sąsiedniego pokoju, a co dopiero pukanie dobiegające z parteru, śpiąc w sypialni na piętrze. Nie powinnam była się dziwić, że drzwi nie stanęły nagle przede mną otworem, a ja nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.

Zrezygnowana usiadłam na schodku, złożyłam ręce i zwiesiłam głowę, która mi niesamowicie ciążyła. Oczy same mi się kleiły ze zmęczenia. Nie miałam siły myśleć, więc nie było tu nawet mowy o logice. Jedynym wyjściem, innym niż dzwonienie do drzwi, jakie mi pozostało, było przespanie się na schodach w nadziei, że żadna osoba nie do końca zdrowa umysłowo mnie nie porwie. Być może widok mnie śpiącej na schodach w środku zimy obudziłby w ojcu, czy Caroline krztę współczucia.

Schowałam zmarznięte dłonie do kieszeni nieswojej bluzy, która była na mnie o wiele za duża, co czyniło ją niesamowicie wygodną i jeszcze cieplejszą. Mogłam ogrzać nią większą część ciała. Dziękowałam sobie za to, że nie oddałam chłopakowi jego własności siłą i odpuściłam, korzystając z jego pomocy, bo inaczej pewnie już dawno zamarzłabym na śmierć.

Zaśmiałam się pod wpływem własnej hipokryzji, bo czy nie tego właśnie pragnęłam jeszcze parę godzin temu? Śmierci?

Gdzie byłabym teraz, gdyby nieznajomy chłopak, nie postanowił ostudzić swoich emocji w tym samym miejscu, co ja? Gdybym się nie wycofała? Zaczęłam się zastanawiać, gdzie byłaby teraz moja ukochana rodzinka. Czy dalej spaliby sobie smacznie w łóżkach, nie zdając sobie z niczego sprawy?

Przetarłam twarz, rozganiając te myśli. Nie było sensu tego roztrząsać.

— Jeszcze go tu brakowało. — Szepnęłam do siebie, widząc idącego po drugiej stronie ulicy mężczyznę. Właściwie to ciężko było nazwać to chodem. Przypominał raczej kaczkę, która cały dzień pływała w jeziorze pełnym alkoholu, a potem wyszła poprze chadzać się po lądzie.

Zaczęłam się podnosić z zamysłem schowania się gdzieś za domem, czy chociażby w krzakach, bo były bliżej, ale było już za późno na bezszelestne ulotnienie się, bo pijany mężczyzna mnie dostrzegł i zaczął iść, a bardziej człapać w moją stronę z butelką piwa w ręce.

Mieszkał niedaleko. Każdy w sąsiedztwie go znał, albo przynajmniej kojarzył z plotek, które w większości były czystymi faktami. Nie był znany z dobrych manier, czy niezwykłej uprzejmości do ludzi, których mijał na ulicy, a raczej ze swoich zażyłych relacji z policją, ponieważ dosyć często odwiedzał komisariat, a nawet spędzał tam noce.

Przeklnęłam pare razy w myślach, próbując zachować zimną krew. Mój plan nie proszenia o pomoc doszczętnie legł w gruzach.

— Cześć młoda damo, jesteś tu sama? — zagadnął z przylepionym do twarzy obrzydliwym uśmiechem, wchodząc na teren naszej posesji.

— Nie. Wie pan co, właśnie miałam wracać do domu. — Odpowiedziałam lekko drżącym głosem, robiąc kilka kroków do tyłu. Wolałam się jednak nie odwracać i mieć go na widoku, dopóki nie znalazłabym się w bezpiecznym miejscu.

— Zaczekaj, gdzie już idziesz? Porozmawiajmy. — Niezrażony szedł dalej w moją stronę, a ja się modliłam, aby natknął się na jakiś kamyk, albo potknął się o własną nogę. Już z takiej odległości poczułam drażniący zapach alkoholu. Teoretycznie miałam większe szanse w ucieczce, ale bałam się, że moje nogi odmówią mi posłuszeństwa i sama się potknę, pogrążając się jeszcze bardziej. Ten człowiek był nieobliczalny. Równie dobrze mógł mieć pistolet w kieszeni.

— Nie, naprawdę będę już iść. Zrobiło się zimno. — Wyjaśniłam siląc się na uśmiech. Chciałam brzmieć jak najbardziej naturalnie. Równocześnie próbowałam uporać się z paraliżującym strachem, który mnie ogarniał. Starszy mężczyzna cały czas lustrował mnie wzrokiem, przez który czułam się niesamowicie niekomfortowo.

— Zaczekaj — nakazał. Jego głos stał się nieprzyjemny i niecierpliwy.

Przełknęłam ślinę i odwróciłam się, wyciągając drżącą dłoń w kierunku dzwonka. Już miałam nacisnąć przycisk, słysząc za sobą kroki, gdy drzwi się otworzyły, a przede mną stanął mój ojciec.

Miał na sobie granatową koszulę nocną, którą podarowała mu Caroline na zeszłe święta. Wyglądał ma zmęczonego, jakby nie spał od paru dni. Przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że może się martwił, ale szybko to wyparłam. Był zdolny do tego uczucia tylko, gdy chodziło o Emily. Na mnie mógł być co najwyżej wściekły.

— Albo stąd odejdziesz w przeciągu pięciu sekund, albo dzwonię na policję. — Zagroził, mierząc pijanego mężczyznę wrogim spojrzeniem. Ten w odpowiedzi zaczął rzucać w stronę mojego ojca przeróżnymi wyzwiskami, ale finalnie machnął ręką, rozlewając przy tym nieco trunku na nasz chodnik. Oddalił się, bełkocząc coś pod nosem.

Nie siląc się na żadne powitania ani przeprosiny, przemknęłam wciąż nieco roztrzęsiona pod ramieniem mojego ojca, który przytrzymywał drzwi i ruszyłam prosto na górę.

— Gdzie byłaś? — zapytał tonem, który był obojętny i równocześnie oznajmiał, że oczekuję odpowiedzi bez sprzeciwów. Zatrzymałam się, będąc w połowie schodów. Usłyszałam odgłos zamykających się drzwi.

— Nigdzie. — Odpowiedziałam, trzymając się poręczy, ale nie odwróciłam się, aby na niego spojrzeć. Nie chciałam widzieć wyrazu jego twarzy.

— Gwen — upomniał mnie ochryple. — Gdzie byłaś? — naciskał dalej.

— Nie udawaj, że cię to obchodzi. — Rzuciłam, chcąc ukryć łamiący się głos pod bezwiedną osłoną. Moja warga zadrżała. — Nie zniosę tego.

— O co ci chodzi? — spytał. Nie żeby go to jakoś bardzo interesowało. Było to raczej pretensjonalne pytanie. Jakbym nie miała prawa odzywać się w ten sposób.

— Wiedziałbyś, gdybyś słuchał. — Odburknęłam w odpowiedzi, zaciskając usta. Po krótkie chwili wypuściłam przeciągle powietrze. Ostatnie na co miałam ochotę to było rozpłakanie się przed nim.

— Zejdź proszę, musimy porozmawiać.

Zagryzłam drżącą wargę i zamknęłam oczy, zaciskając dłonie na poręczy.

— Nie teraz, tato — wydusiłam cicho. — Możesz przyjść do mojego pokoju rano, wydrzeć się na mnie i dać mi szlaban, ale teraz daj mi spokój.

Nie czekałam na zezwolenie. Wspięłam się na górę i zamknęłam w swoim pokoju, na wypadek gdyby ojciec nie miał w planach odpuścić.

W drodze do łóżka po ciemku potknęłam się o plecak i wyrżnęłam susa. Na szczęście rozrzucone po podłodze ubrania nieco zamortyzowały upadek.

— Kurwa! — krzyknęłam, o włos unikając zderzenia z kantem biurka. Sięgnęłam ręką, nie podnosząc się z podłogi i zrzuciłam z jego powierzchni wszystkie podręczniki i inne rzeczy, do których dosięgnęłam.

Z doniczki z rośliną wysypała się ziemia.

Przycisnęłam dłoń do ust, tłumiąc kolejny krzyk. Skuliłam się, moje oczy zalały się łzami, a ja pozwoliłam im płynąć. Zaczęłam szlochać, zagłuszając płacz rękawem bluzy.

Trochę czasu minęło zanim wzięłam się w garść, podniosłam z podłogi i wskoczyłam pod ulubioną pościel. Ale nawet to nie sprawiło, że poczułam się chociaż odrobinę lepiej.

Nie pamiętam dnia, w którym obudziłabym się wypoczęta i pełna energii, nie czując się jak trup, ale ten poranek był jeszcze gorszy od poprzednich, chociaż myślałam, że gorzej już być nie mogło. Czułam się jakby ktoś mi coś perfidnie odebrał, wręcz wyrwał. Ale nie byłam w stanie określić, co dokładnie to było. Wiedziałam jedynie, że szybko tego nie odzyskam.

Za oknem dopiero się rozjaśniało. Biorąc pod uwagę aktualną porę roku było względnie wcześnie. O ile nie przespałam całego dnia, to był piątek. I chociaż bardzo nie chciałam dzisiaj wstawać i nie miałam na to siły, wiedziałam, że nikt nie pozwoliłby mi zostać w domu. Nawet mój organizm zgłosił sprzeciw, nie pozwalając pospać dłużej, chociaż tego potrzebował. Dlatego zmusiłam się do otworzenia oczu i wygramolenia z łóżka. Te czynności, które większości żyjących osób zajmują maksymalnie trzydzieści sekund, mi zajęły pare długich minut. W zasadzie nie do końca czułam się, jakbym żyła.

Rozejrzałam się po pokoju, przecierając dłonią lepiące się powieki. Odczuwałam wrażenie, że z każdym dniem bałagan w moim pokoju robił się coraz większy, chociaż przez większość czasu przebywania w nim, po prostu leżałam w łóżku i czytałam książkę, albo nie robiłam zupełnie nic.

Zaczęłam grzebać w ubraniach i setkach pogiętych kartek w poszukiwaniu swojego telefonu. Znalazłam go na dnie mojej torby, wśród książek, których jeszcze nie rozpakowałam. Włączyłam go pierwszy raz od wczoraj i zerknęłam na nieodebrane połączenia. Były trzy od mojego ojca i trochę więcej od Tracy. Przysięgłam sobie, że za chwilkę się tym zajmę.

Odłożyłam urządzenie na szafkę i leniwym krokiem ruszyłam do łazienki. Byłam niezmiernie wdzięczna za to, że miałam ją tylko dla siebie i nie musiałam codziennie użerać się z Emily, czy jej matką, które potrafiły spędzać w niej całe dnie. Zaliczyłam poranną toaletę i wzięłam szybki, ale gorący prysznic. Liczyłam na to, że zmycie z siebie resztek nocy pomoże mi wziąć się w garść. Nie pomogło.

Owinęłam wilgotne ciało w ręcznik i stanęłam przed zaparowanym lustrem. Odczekałam chwilę, aż zdołałam ujrzeć w nim swoje marne odbicie. Nie dość, że czułam się jak trup, to jeszcze tak wyglądałam.

Z natury moja karnacja należała raczej do tych jaśniejszych i mogłam jedynie pomarzyć o opaleniu się w lecie na piękny, brązowy odcień, ale teraz przeszła samą siebie. Byłam blada, a zmęczone,
czekoladowe oczy miały ogromne sińce pod oczami. Czasem przerażało mnie, jak bezwiedne i puste było moje spojrzenie. Dodatkowo na moim czole odznaczał się siniak, którego postarałam się zakryć pod warstwą korektora, podobnie jak wory pod oczami. Minimalnie odświeżyłam swój wygląd.

Wróciłam do pokoju i pochylając się, złapałam za luźne czarne spodnie z jednej z gór ubrań i szarą bluzkę z długim rękawem bez żadnego napisu, czy wzoru.

Wsunęłam na siebie wybrane, a bardziej wylosowane ubrania, spięłam włosy w luźny kucyk i niechętnie zeszłam po schodach na dół, zgarniając po drodze szarą bluzę z krzesła. Skierowałam się prosto do kuchni. Pragnęłam napić się czarnej, mocnej kawy, która postawiłaby mnie na nogi, chociaż nie przepadałam za jej gorzkim smakiem i preferowałam raczej pijać ją z mlekiem.

Przy wyspie kuchennej siedziała już Caroline w szlafroku z maseczką na twarzy, a za nią krzątała się gotowa do wyjścia Emily, przygotowująca sobie zdrowe śniadanie. Nie było nigdzie śladu po moim ojcu co oznaczało, że był już w pracy.

Albo Caroline pozbawiła go tego pięknego daru, jakim było życie.

— No proszę — przywitała się opryskliwie kobieta, upijając łyk napoju ze swojej porcelanowej filiżanki. — Myślałam, że już nie wstaniesz.

— Ja też.

Podeszłam prosto do ekspresu. Blondynka przygotowała sobie owoce, zapewne po to, aby zrobić sobie smoothie.

— Widziałaś się chociaż dzisiaj w lustrze? Jak ty wyglądasz? — Zarzuciła mi z niesmakiem macocha, odwracając się na stołku, aby przyjrzeć mi się jeszcze raz. Stałam do niej tyłem, zajęta czekaniem na swój gorący napój, ale nie musiałam widzieć jej twarzy, aby wiedzieć jakim rodzajem spojrzenia mnie lustrowała.

Jej córka miała na sobie jasne, obcisłe jeansy i błękitną koszulkę na ramiączkach z odkrytymi plecami, chociaż pogoda za oknem nakazywała nosić conajmniej trzy warstwy ciepłych ubrań.

Z wyjątkiem odrobiny korektora, aby zakryć sińce pod oczami, nie malowałam się na codzień. Nie dlatego, że byłam typem dziewczyny, która jest inna niż wszystkie. Nie robiłam tego, ponieważ moje umiejętności w tej dziedzinie były dosyć słabe, a ja dodatkowo nie miałam na to żadnych chęci, ani tym bardziej siły. Samo wydostanie się z łóżka rano każdego dnia kosztowało mnie sporego nakładu energii i zazwyczaj nie zostawało jej wiele na resztę dnia. Dlatego ograniczałam się do ubrania i zjedzenia lekkiego śniadania, aby nie zemdleć podczas niesamowicie długich godzin lekcji.

Ale ona by tego nie zrozumiała.

Wypiłam haustem zawartość szklanki, nie mając zamiaru rozkoszować się niesamowicie obrzydliwym smakiem czystej kawy, której zdecydowanie nie byłam fanką. Opłukałam naczynie i odłożyłam z powrotem do szafki, równocześnie posyłając sceptyczne spojrzenie mojej przyrodniej siostrze, która ukradkowo na mnie zerkała. W porównaniu do niej miałam ręce, które potrafiły po sobie sprzątać. Przynajmniej jeśli chodziło o wspólną przestrzeń, bo w moim pokoju niezmiennie panował bałagan i chaos, którymi nie miałam ochoty się zajmować. Podobno nasze pokoje są odzwierciedleniem naszych myśli.

Poczekałam, aż blondynka zwolni blender i wrzuciłam do niego obranego banana i mrożone truskawki, które wygrzebałam z zamrażalnika. Posłałam jej pytające spojrzenie, gdy oparła się o blat i przyglądała mi się, siorbiąc swój gotowy napój. Ona jedynie wzruszyła ramionami w odpowiedzi.

Przelałam zblendowane owoce do wysokiej szklanki. Uniosłam ją w górę, jakbym chciała wznieść toast. Uśmiechnęłam się sarkastycznie do blondynek i opuściłam kuchnie, ponownie przybierając na twarz kamienny wyraz.

Weszłam na zatłoczony szkolny korytarz w towarzystwie Emily. Posłała mi ostatnie, złośliwe spojrzenie i zostawiając mnie w tyle, ruszyła do swojej szafki. Poprawiłam swoją torbę na ramieniu, obserwując blondynkę, która chowała kurtkę. Po chwili u jej boku pojawiła się jej stała grupa znajomych. Zarzuciła swoje blond loki do tyłu i zaczęła śmiać się z czegoś, co powiedział jej kolega. Zamknęła swoją szafkę i wspólnie ruszyli dalej. Emily odwróciła się zanim całkowicie zniknęła mi z pola widzenia i puściła w moją stronę zaczepne oczko.

Mijali mnie nastolatkowie. Niektórzy się gdzieś spieszyli, inni poświęcali uwagę swoim znajomym, albo zwyczajnie przechadzali się po korytarzu, nie chcąc iść jeszcze do klas. Wszyscy szli na przód, gdy ja stałam w miejscu i nie potrafiłam ruszyć. Utknęłam.

Nikt z nich nie wiedział, że dziś, miało dla mnie nigdy nie nadejść.

Przegryzłam wargę i skierowałam się prosto do klasy. Do lekcji zostało pare minut, więc większość ławek była wolna. Zajęłam miejsce w ostatniej ławce przy oknie. Ściągnęłam z ramienia torbę i postawiłam ją na ziemie. Oparłam policzek na dłoni i wbiłam wzrok w widok za szybą. Wpatrywałam się w nagie drzewa poruszane przez wiatr. Wraz z nadejściem zimy zrzuciły swoje liście, dostosowując się do warunków pogodowych, a teraz pozwalały sobą pomiatać wiatrowi, nie mając nawet dokąd uciec. Ale musiały przeczekać ten okres, aby następnie zakwitnąć na nowo.

Nie odwróciłam się, gdy słyszałam gdzieś za sobą głos Emily i jej przyjaciół, co wskazywało na to, że właśnie zjawili się w klasie. Nie odwróciłam się, gdy zaczęła coś do mnie mówić, a potem komentować moje zachowanie wraz z innymi i nie odwróciłam się, gdy zaczęła machać mi dłonią przed twarzą. Po prostu zamknęłam oczy.

Wraz z dzwonkiem do sali weszła starsza kobieta, a Emily zmuszona była dać mi spokój i zająć miejsce. Na moje szczęście wszystkie ostatnie ławki były już zajęte, więc musiała zająć jedną z tych znajdujących się blisko tablicy.

Mój wkład w początek lekcji ograniczył się do odezwania podczas sprawdzania obecności. Sprawy się nieco pokomplikowały, gdy nauczycielka zaczęła sprawdzać, czy aby na pewno każdy odrobił pracę domową.

— Gdzie masz pracę domową? — zapytała, stając z założonymi rękami przede mną.

— Nie mam — odrzekłam obojętnie, kreśląc palcem wzorki na drewnianej, podniszczonej ławce.

— Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego jej nie odrobiłaś? — naciskała.

Bo miałam na głowie ważniejsze rzeczy, niż odrabianie zasranej pracy domowej. Bo nie miałam na to siły. Bo miało mnie tu dzisiaj już nie być.

— Zapomniałam.

— Czy wy naprawdę macie tak wiele obowiązków? Nie wymaga się od was niczego oprócz zjawiania się na lekcjach, odrabiania zadanych zadań i uczeniu się. — Zwróciła się do wszystkich, wyrzucając z bezradności ręce w górę. — Tylko tyle macie robić.

Tylko tyle...

— To było tylko jedno, proste zadanie...

— Niech mi po prostu pani wstawi tą jedynkę. — Przerwałam jej, zaciskając zęby.

Kobieta wyglądała, jakby chciała coś dodać albo się zlitować, ale zrezygnowała i posłusznie wróciła na swoje stanowisko, aby wpisać mi ocenę.

Moje stopnie ostatnio znacząco się pogorszyły.

Jakoś udało mi się wytrwać do końca pierwszej lekcji. Po tym jak wpadłam na samym jej początku, nauczycielka postanowiła dać mi spokój i nie zapytała mnie o coś ani razu, dlatego jej resztę spędziłam na wgapianiu się w okno.

Już na pierwszej przerwie, gdy byłam w drodze pod klasę, w której miałam mieć następne zajęcia, dorwała mnie Tracy z Leah u boku.

— Gdzie ty masz telefon, kobieto?! — zapytała, materializując się obok mnie. Przypomniałam sobie, że miałam do niej oddzwonić. — Dzwoniłam do ciebie ze sto razy! — kontynuowała, oburzając się doniosłym głosem. Szła tyłem, aby móc na mnie patrzeć. Omal nie zderzyła się z jakimś pierwszoklasistą.

— Telefon? — podrapałam się z tyłu głowy, próbując coś wymyśleć, ale nawet ściemy mi dzisiaj nie wychodziły. — Rozładował się? — bardziej zapytałam, niż stwierdziłam. Czarnowłosa zmarszczyła brwi, wyraźnie mi nie wierząc. I ani trochę jej się nie dziwiłam. Pięciolatek wymyśliłby na poczekaniu lepszą wymówkę.

— To dlaczego go nie podładowałaś? — zapytała, gdy zaczęłyśmy wchodzić po schodach. Dziewczyny postanowiły mnie odprowadzić.

— Ładowarka mi się gdzieś zapodziała i nie chciało mi się jej szukać. — Odpowiedziałam niemrawo, postanawiając w to brnąc.

— Mogłaś pożyczyć od...

Przystanęłam gwałtownie, wzdychając krótko. Leah o mało nie wpadła na moje plecy, bo szła za mną.

— Od kogo? — spytałam, unosząc wyzywająco brwi w górę. — Hm? Od Emily? Już widzę jak Emily daję mi jedną ze swoich ładowarek. — Mój głos był szorstki i szybko zaczęłam żałować sposobu, w jaki odezwałam się do przyjaciółki. Niczym sobie na to nie zasłużyła.

Zamknęłam oczy i pokręciłam głową.

— Przepraszam, Tracy — powiedziałam, ściskając nasadę nosa. — Sąsiedzi urządzali jakiegoś grilla, czy coś i impreza trochę im się przedłużyła. — Wyjaśniłam, idąc w kolejne kłamstwa. — Słabo spałam — uśmiechnęłam się, aby wyglądało to autentycznie, gdy podniosłam na nią wzrok. I kolejne.

Dziewczyna kiwnęła głową ze zrozumieniem. Ruszyłyśmy dalej. Tracy wciąż próbowała mnie zagadywać, tym razem ostrożniej dobierając słowa, ale tylko częściowo docierało do mnie to, co mówiła. Cały czas byłam rozkojarzona i głupio mi było za to, że na nią tak bezprawnie naskoczyłam.

Myślałam, że się rozstaniemy i zgadamy na kolejną przerwę, gdy znalazłyśmy się pod salą, ale ku mojemu zdziwieniu obie weszły do niej za mną, chociaż żadna z nich nie miała tu teraz lekcji. Nie skomentowałam tego, tylko zajęłam miejsce. Tracy przysunęła sobie krzesło z sąsiadującej z moją ławki, a Leah oparła się o parapet i skrzyżowała ramiona na piersi.

— Gdzie jesteś i czy mają tam naleśniki?

— Co? — ściągnęłam brwi zdezorientowana, spoglądając na przyjaciółkę, która wymieniła z mulatką porozumiewawcze spojrzenia. Musiałam się znowu wyłączyć bo ostatnie co pamiętałam z rozmowy to dlaczego Leah musiała iść dzisiaj do szkoły z buta, a nie coś o jedzeniu.

— Czy stało się coś, o czym powinnyśmy wiedzieć? — spytała podejrzliwie, mrużąc oczy.

Wywróciłam oczami, wzdychając ciężko i pokręciłam głową.

— Nie, a już na pewno nie to, o czym myślisz.

— A o czym myślę?

Popatrzyłam na nią znacząco, a to wystarczyło, aby odpuściła temat.

— Pewnie nie wiesz, że mamy w szkole nowego ucznia. — Poinformowała mnie brunetka, unosząc kącik ust w górę. To prawda, nie wiedziałam. — Wszyscy o nim gadają.

— Co prawda nie jest do końca w moim typie, ale wciąż to niezłe ciacho. — Wtrąciła Tracy z uznaniem.

— Za to zdecydowanie jest w moim. Widziałam go tylko przez parę sekund, ale było to najlepsze i najprzystojniejsze parę sekund w moim życiu. — Rozmarzyła się mulatka.

— Fajnie — odpowiedziałam zdawkowo, nie przykładając do tych wielkich wieści specjalnej uwagi.

— Szkoda tylko, że Emily i jej przydupasy już wzięli go pod swoje skrzydła. — Jęknęła, irytując się. Nie dziwiło mnie to. Jeśli naprawdę był tak przystojny, jak twierdziła Leah, to moja przyrodnia siostra zapewne wyminęła sprintem wszystkie inne dziewczyny chcące się przywitać i zapoznać,
turbując je przy tym i jako pierwsza wyciągnęła w jego stronę dłoń.

— Mówię ci, że się do mnie uśmiechnął! — wykłócała się rudowłosa, wzdychając z irytacją, gdy jej rozmówczyni po raz kolejny pokręciła głową. — Nie przewidziało mi się to! — wyrzuciła ręce w powietrze ze zrezygnowaniem, gdy zamknęła swoją szafkę.

Podsłuchiwanie czyichś rozmów dawało mi pewnego rodzaju satysfakcję. Nie, żebym robiła to jakoś często i specjalnie. Po prostu wszystkie dziewczyny zdążyły się już przebrać i wyszły na salę, aby zacząć rozgrzewać się przed grą w siatkówkę. Byłam jedyną osobą w szatni nie licząc tej dwójki, która kłóciła się doniosłym głosami, ani trochę się z tym nie kryjąc.

Oparłam buta o obskurną ławkę i zaczęłam zawiązywać rozwiązane sznurówki.

— Po prostu mi zazdrościsz. — Stwierdziła dziewczyna, wzruszając ramionami i ruszyła w stronę sali. Jej przyjaciółka zaczęła protestować i się tłumaczyć, podążając za nią. Drzwi się za nimi zatrzasnęły.

Przywilejem osoby, która raczej nie jest fanką zagadywanie innych i nie jest znana ze wścibiania nosa tam, gdzie go nie chcą, było to, że ludzie nie przejmowali się moją obecnością i nie pilnowali się, aby przypadkiem nie powiedzieć słowa za dużo. Większość zdawała sobie sprawę, że i tak niczego nie zrobiłabym z tą wiedzą, a już na pewno nie czegoś, co mogłoby im poważnie zaszkodzić. Każdy kto uwielbiał i ubóstwiał moją siostrę, zdawał sobie również sprawę z różnic między nami. Na przykład w zeszłym tygodniu dowiedziałam się, że jedna z dziewczyn zaliczyła ostatnio najprawdopodobniej najgorszą randkę w swoim życiu i teraz miała przechlapane. Niestety nie wiedziałam, dlaczego, bo zadzwonił dzwonek i rozmowa nie dokończyła się przy mnie.

Zgarnęłam bidon z wodą z przydzielonej mi szafki, zamknęłam ją, upewniłam się, że jest zamknięta i dopiero wtedy ruszyłam na salę gimnastyczną, żeby dołączyć do pozostałych, swoją drogą niesamowicie wysportowanych dziewczyn.

Od razu rzuciły mi się w oczy blond loki spięte w wysoki kucyk. Emily stała w towarzystwie dwóch dziewczyn, których raczej nie widywałam przy niej za często. Zacięcie o czymś dyskutowały, rozgrzewając
przy tym ręce.

Odwróciłam od nich wzrok i zajęłam wolną przestrzeń w rogu sali, zaraz przy drabinkach i stojaku z piłkami. Co jakiś czas rozglądałam się, przyglądając ćwiczeniom, które wykonywały inne dziewczyny i te, które wydawały mi się dosyć proste - próbowałam odtwarzać. 

Gdy nadszedł czas gry i podzieliłyśmy się na drużyny, również nie rwałam się do tego, aby stanąć na samym przodzie. Sama rozgrywka przebiegła całkiem zwyczajnie. Nie przykładałam się jakoś bardzo. Raz na jakiś czas udawało mi się odbić piłkę tak, że spadała na część przeciwniczek. Jeśli nie, to kapitanka mojej drużyny, która traktowała siatkówkę śmiertelnie poważnie, rzucała coś na temat moich gównianych umiejętności. W zasadzie reagowała tak za każdym razem, gdy któraś z nas źle zaserwowała, albo przepuściła piłkę, dlatego nie brałam sobie jej słów do siebie i tylko wzruszałam ramionami, gdy mnie obrażała. Za to Emily zgarnęła dzisiaj całą masę pochwał i to ona była tą, która wściekała się na swoje współzawodniczki.

Woda po fizycznym wysiłku smakowała jak jakiś napój bogów z zaświatów. Wypiłam niemal całą butelkę na raz i wytarłam usta dłonią.

— Susan powinna czasem wyjąć kija z dupy.

Uniosłam brew, gdy obok mnie zatrzymała się brunetka po przebiegnięciu ostatniego kółka wokół sali. Pochyliła się, dysząc. Grałyśmy w jednej drużynie. Nawiązywała do zachowania naszej kapitanki

— Zależy jej na grze. — Wzruszyłam ramionami i podarowałam dziewczynie swoją butelkę, w której zostało jeszcze trochę wody.

— Jasne, czaję. Jest świetna i w ogóle, ale nie każda z nas marzy o karierze siatkarki. — Odpowiedziała, z wdzięcznością przejmując moją butelkę. Łapczywie wypiła jej pozostałą zawartość. Kiwnęła głową w ramach podziękowania. — Przysięgam, że jeśli jeszcze raz powie, że mam dziurawe ręce, tak samo jak mózg, to osobiście wepchnę jej tę piłkę do gardła.

— Z chęcią to zobaczę. — Uśmiechnęłam się niepewnie i ruszyłam za nią do szatni.

— Swoją drogą, nie za gorąco ci w tym stroju? — spytała, a mój wzrok od razu padł na moje czarne dresy i bluzkę. Byłam jedyną osobą noszącą tu długi rękaw. Na szczęście wuefista się tego nie czepiał, dopóki deklarowałam, że jestem przebrana i ćwiczę.

Pokręciłam głową, chociaż miałam ogromną ochotę podwinąć rękawy. Brunetka wzruszyła ramionami, akceptując moją odpowiedź.

Postarałam się jak najszybciej ogarnąć i wyjść, aby uniknąć wysłuchiwania zażaleń na temat gry. Zawsze po lekcji musiała odbyć się jakaś kłótnia, bo mało kto z tego grona potrafił przegrywać. W dodatku nie lubiłam tego tłoku, który powstawał, gdy wszystkie znajdowałyśmy się w szatni.

Ulotniłam się w przeciągu paru minut i od razu ruszyłam korytarzem w stronę stołówki, gdzie miałam spotkać się z Tracy i zapewne również Leah.

W automacie przy szafkach kupiłam sobie kawę. Po godzinie wuefu trochę się przebudziłam, ale wystarczyłoby pięć minut monologu jakiegokolwiek nauczyciela, a znów dopadłoby mnie znużenie.

Pchnęłam ramieniem szklane drzwi do stołówki. W jednej ręce trzymałam kubek z ciepłą kawą, a drugą próbowałam wpakować podręcznik do torby, który wzięłam po drodze z szafki. Tak bardzo oddałam się tej czynności, że nie zdawałam sobie sprawy, gdzie idę i zanim udało mi się wcisnąć książkę tam, gdzie było jej miejsce, wpadłam na kogoś, wypuszczając ją z dłoni.

I wszystko byłoby prawie całkowicie w porządku, gdyby nie fakt, że cała zawartość mojego kubka, który nie posiadał pokrywki, wylała się na osobę, na którą niefortunnie przez własną nieuwagę wleciałam.

— Cholera — rzuciłam pospiesznie, przytykając dłoń do ust. Czułam jak krew odchodzi mi z twarzy ze wstydu.

Uniosłam wzrok i gdy już miałam wypowiedzieć najszersze przeprosiny i chwycić chusteczki ze stołu - zamarłam. Musiałam wyglądać jak dziewczyna, która właśnie zobaczyła nieziemsko przystojnego chłopaka, który mógłby być odzwierciedleniem jakiegoś greckiego Boga i nie byłoby to dalekie od prawdy. Ale nie to było tego powodem. Przynajmniej nie do końca. Zszokowana wpatrywałam się w wysokiego bruneta, który pozbawiał mnie oddechu. Nie tylko dlatego, że miał niesamowitą urodę, ale dlatego, że bez problemu rozpoznałam tę twarz. Zeszłej nocy jeszcze wiele razy w głowie odtwarzałam ją sobie w świetle księżyca, zanim w końcu zdołałam zasnąć.

W głowie zaczęło mi szumieć. Z impetem uderzyła we mnie obawa, że on także mnie rozpoznał. Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W zaistniałych okolicznościach miałam nadzieję, że za dużo wypił, aby cokolwiek pamiętać, bo inaczej istniała możliwość, że zechciałby podzielić się z innymi okolicznościami, w których spotkaliśmy się po raz pierwszy. Niestety nie wyglądał jak osoba, która borykałaby się z kacem. Nie żebym była jakąś ekspertką w rozpoznawaniu osób na kacu. Po prostu wyglądał dobrze. Włosy w kolorze jasnego brązu nieco kręciły mu się na końcach i wpadały na jasne oczy.

— No i co narobiłaś, idiotko? — z zamyślenia wyrwał mnie oschły głos Emily, która karciła mnie nieprzychylnym spojrzeniem.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że siedziała za nim przy stole. Prawdopodobnie wstał, aby pójść po coś do bufetu, a ja perfidnie zniszczyłam mu koszulkę. Białą koszulkę. W ciągu dwóch dni dostałam drzwiami w twarz i oblałam nowego ucznia kawą. Bałam się myśleć, co będzie następne.

— Bardzo przepraszam... — wydukałam, odsuwając dłoń z ust. Myślałam, że chłopak pójdzie w ślady Emily i nawrzuca mi, co myśli, ale chociaż kręcił głową, to jego twarz nie wykrzywiała się w złości. Kąciki jego ust unosiły się lekko w górę, uwydatniając przy tym dołeczki, których nie zauważyłam wcześniej.

Popędziłam po serwetki do najbliższego stolika, nie biorąc pod uwagę tego, który był oblegany przez moją przyrodnią siostrę i jej znajomych, który również wbijali we mnie nieprzyjazne spojrzenia. Właściwie to zwróciłam na siebie uwagę całej stołówki, a to ani trochę nie pomagało i zaczęłam panikować jeszcze bardziej.

Brunet w tym czasie schylił się i podniósł książkę,
którą upuściłam na ziemię. Wręczył mi ją, a ja w zamian drżącymi dłońmi wyciągnęłam w jego stronę kilkanaście chusteczek.

— Oddam ci za tę koszulkę — obiecałam. Z bolesnym wyrazem twarzy patrzyłam, jak chłopak przeciera mokrą, ciemną plamę na jasnym materiale.

— Nie musisz — odpowiedział luźno. — I tak jej nie lubiłem. — Wzruszył ramionami, ale nie byłam tak naiwna, aby w to uwierzyć. Powiedział to tylko po to, aby mnie uspokoić i poprawić humor. Doceniałam to i jego opanowanie, ale ja dalej panikowałam.

Trochę skrępowana zacisnęłam usta i wciąż drżącymi dłońmi spakowałam podręcznik do torby.

Znikąd pojawiła się przy nim blondynka z odsieczą,
jakby sam nie mógł wytrzeć swojej bluzki. Brunet uniósł swoje dłonie w górę i nie protestując oddał się w ręce dziewczyny. Jego wzrok powędrował jednak w moją stronę. Mogłam już odejść, ale intensywne, niebieskie tęczówki ponownie wbiły mnie w ziemię. Były jeszcze piękniejszego koloru, niż tego którego wyobrażałam sobie, że mogłyby być.

— Mam w szafce zapasową koszulkę. Powinna na ciebie pasować. — Zaoferował blondyn, wstając od stołu. — Nie przejmuj się Gwen. Słyszałem, że ostatnio myszka wyciągnęła pazurki. — Dodał bezwstydnie, jakbym wcale nie stała tam i tego nie słyszała.

Spiorunowałam Emily wzrokiem, ale ona pozostała niewzruszona. Oczywiście, że rozpowiedziała wszystkim o moim wybuchu.

— Chociaż wygląda niepozornie, niszczenie wszystkiego ma chyba we krwi. — Dodała blondynka, patrząc na mnie z grymasem niesmaku.

— Lepiej trzymaj się od niej z daleka. — Zalecił blondyn, klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu.

Chociaż brunet w żaden sposób nie skomentował tego, czego się właśnie o mnie dowiedział, w głowie miałam mnóstwo rzeczy, które mógł w tamtym momencie o mnie pomyśleć. Żadna z nich nie miała pozytywnego wydźwięku i nie uwzględniała ponownego odezwania się do mnie po tym co dziś zaszło.

— Przepraszam jeszcze raz — wydusiłam z siebie, przełykając z trudem ślinę.

Jak w amoku odwróciłam się, słysząc teraz już tylko stłumione głosy i ruszyłam w stronę wyjścia. Oddychałam z trudem. Zalała mnie fala gorąca. Po drodze zauważyłam parę telefonów wyciągniętych w naszą stronę. Musieli nagrywać całe zajście. Ktoś wolał coś za mną, ale to słowa Emily odbijały się echem w mojej głowie i nie chciały jej opuścić.

Wszelkie opinie mile widziane!:)

tik tok: nvtvmi

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

250K 9.6K 35
PIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI Zniszczone rzeczy mają najpiękniejszy odcień. Dlatego Valentina Carrera, córka polityka Stanów Zjednoczonych, słynie z...
67.9K 3.4K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
151K 4.7K 48
Nikt nie wie o ich małym sekrecie. - Enemies to lovers- „Chcę cię zabić chociaż pragnę mieć" Zapraszam serdecznie do przeczytania mojego dzieła❤️
125K 4.9K 24
Ten świat jest zbudowany na kłamstwie. My jesteśmy tylko pionkami, jeden niewłaściwy ruch i wszystko się sypie. Życie Cassie było idealne tylko z p...