W pułapce Potwora & W sidłach...

Galing kay Ola_Lusia08_

529K 3K 1.6K

"Nie igraj ze mną Gabriello. Nawet w bajkach, potwory nie głaszczą swych ofiar. One pożerają je żywcem." "Je... Higit pa

ZAPOWIEDŹ 🔥
Wstęp
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 3
PLAYLISTA DO CZYTANIA KSIĄŻKI
Potwór zostanie wydany! ❤️
Potwór na papierze będzie trylogią! ❤️
Premiera "W pułapce Potwora" już 22 maja! ❤️🔥
Ruszyła przedsprzedaż! ❤️

Rozdział 2

9.5K 400 173
Galing kay Ola_Lusia08_

– Witaj w moim prywatnym piekle Gabriello.  – odparł mężczyzna, pełnym cynizmu głosem.

Zadrżała, czując jak po plecach przeszedł jej zimny prąd.

Skąd znał jej imię? O co tu do licha chodziło?

Jego pełne mroku, intensywne spojrzenie, które przeszywało ją na wskroś, idealnie współgrało z jego niską, grubą i szorstką barwą głosu. Jednak nic nie było w stanie przerazić jej bardziej niż jego pewny krok i oziębła, pełna braku ludzkich odruchów postawa ciała, która od razu mówiła, z kim miało się do czynienia. Tak, jakby już od pierwszego kontaktu z tym mężczyzną dało się wyczuć, że czai się w nim jakieś potworne zło. Szatynka miała wrażenie, że jego słowa odbijały jej się echem w głowie.

"Prywatnym piekle..."

To stwierdzenie idealnie oddawało to, jak odbierała teraz miejsce, do którego trafiła. Całym ciałem i duszą czuła, że po prostu musiała znajdować się w piekielnych czeluściach. Nie wiedziała tylko jeszcze, jak bardzo to piekło ją pochłonie i, czy ma szansę wyjść z tego cało.

Zadrżała, widząc jak mężczyzna bez słowa, z bezczelnym uśmiechem na twarzy minął ją i pewnym krokiem podszedł do dębowego biurka. Już przy pierwszych sekundach spotkania można było wyczuć, że był człowiekiem zdolnym do wszystkiego.

Zagryzła ze strachu wewnętrzną błonę policzka i bawiła się nerwowo palcami u dłoni. Po chwili jednak nie wytrzymując z ciekawości, kątem oka niepewnie na niego spojrzała. Od razu spostrzegła, że był wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Ciemna, jedwabna koszula opinała jego umięśnione barki i wyrzeźbiony tors. To, co od pierwszej chwili najbardziej rzucało się w oczy, to tatuaże, którymi pokryte było jego muskularne ciało. Większość z nich ukryta była pod ubraniami. Gabby jednak od razu zauważyła wyjatkowo charakterystyczny tatuaż na jego karku, który bezceremonialnie wydobywał się spod ciemnej koszuli.

Na pierwszy rzut oka widać było, że płynęła w nim latynoska krew, ale nie wyglądał na stuprocentowego meksykanina. Gabby miała dziwne wrażenie, jakby jego korzenie w jakimś stopniu były europejskie. Świadczył też o tym jego akcent oraz to, z jaką naturalnością posługiwał się językiem angielskim. Amerykanie zawsze byli w stanie odróżnić Brytyjczyków. Szatynka mimo tego, jak bardzo była teraz przerażona, mogłaby z czystym sumieniem stwierdzić, że angielski był jego drugim ojczystym językiem.

Szczególnie wyróżniającą się cechą na tle całego zarysu jego postaci, która dodawała mu jeszcze większego animuszu i sprawiała, że wyglądał na szalenie surowego i wrogiego, były jego potatuowane dłonie. Szatynka spostrzegła, że na jego kostkach, zarówno u lewej, jak i u prawej dłoni wytatuowane były jakieś cyfry. Przypominało jej to datę lub rok.

Rysy jego twarzy były niesamowicie ostre. Gabby nigdy jeszcze nie widziała tak wyrazistego mężczyzny. Jego ciemne, krótko obcięte włosy, z jednej strony były mocniej przystrzyżone maszynką do golenia. Wyraźnie zarysowana linia żuchwy, przykryta była lekkim zarostem. Na tle śniadej karnacji i ciemnej oprawy twarzy, szczególnie wyróżniały się jego nietypowe, bardzo osobliwe oczy. Szatynka mogłaby przysiąc, że jak dotąd u nikogo nie widziała jeszcze tak niesamowicie niespotykanych tęczówek w żywym odcieniu błękitu. Mogła je jedynie dostrzec tylko wtedy, gdy nie patrzył wprost na nią. Wtedy bowiem jego spojrzenie stawało się tak ciemne i przesiąknięte mrokiem, że nie była w stanie dostrzec niczego poza szalenie niekomfortową ciemnością, która pochłaniała wszystko, co znajdowało się w zasięgu jego wzroku.

Bała się jego oczu. Były tak inne od wszystkich, które do tej pory widziała. W każdym tego słowa znaczeniu. Miała wrażenie, jakby za ich pomocą miał ją w ułamku sekundy pożreć. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, na pewno by to zrobił.

Przełknęła głośno ślinę, widząc, że otworzył szufladę. Zadrżała, gdy spostrzegła, że wyjął z niej połyskującą w świetle lampy, chromowaną broń i położył ją na dębowym blacie biurka. Poczuła, jak lodowaty prąd przebiegł jej po kręgosłupie i natychmiast zaczęła cała drżeć ze strachu. Patrzył na nią intensywnym, pełnym pochłaniającej wręcz brutalności wzrokiem. Było w nim coś takiego, co nie pozwalało jej na zachowanie z nim kontaktu wzrokowego. Gdy tylko ich spojrzenia się krzyżowały, natychmiast uciekała od niego wzrokiem. Całym ciałem i sercem czuła, jakby ten potworny mrok, który bił z jego oczu, boleśnie przenikał do jej strwożonej duszy. Na jego spojrzenie, wszystkie jej mięśnie napinały się z boleścią. Mężczyzna patrzył jednak na nią, nie odrywając od niej wzroku. Mrużąc oczy, z wyraźnym zaciekawieniem lustrował całą jej postać.

Nagle usłyszała za sobą kolejne kroki. Wzdrygnęła się, spostrzegając, że w pomieszczeniu zgromadziło się kilku innych mężczyzn, którzy wpatrywali się w nią złowrogo. Drzwi trzasnęły z hukiem, a szatynka poczuła, że oblał ją zimny pot. Miała wrażenie, jakby znalazła się właśnie w jakimś zupełnie nierealnym, pełnym grozy śnie, z którego jak najszybciej chciała się obudzić. Poczuła ogromny strach i niepewność, co do tego, co właśnie miało się wydarzyć.

Wygłodniałe i niesmaczne spojrzenia mężczyzn przeszywały ją na wskroś, sprawiając, że czuła się kompletnie odarta z jakiejkolwiek godności. Na twarzy jednego z nich widniał szczególnie bezczelny, pełen obrzydliwości uśmiech. Kątem oka dostrzegła złotą tabliczkę z imieniem "Sergio", przypiętą do jego śnieżnobiałej koszuli. Żaden z pozostałych mężczyzn nie miał takich emblematów. Szatynka, od razu domyśliła się, że musiał być tutaj kimś ważnym. Wszyscy jednak zwróceni byli w stronę swojego szefa, przed którym czuli ogromny respekt. Na nawet najmniejszy ruch ze strony bruneta, reagowali ogromnym strachem i dozgonnym posłuszeństwem. Gabby była już pewna, że teraz całe jej życie zależało właśnie od tego jednego człowieka, którego bała się najbardziej na świecie. Cały jej los spoczywał w rękach mężczyzny, którego nie chciałaby spotkać nawet w swych najgorszych koszmarach.

Zadrżała, gdy pewnym krokiem obszedł biurko i stanął tuż przed nim, wciąż nie przestając się w nią wpatrywać. Chwycił broń i włożył ją za pasek spodni, po czym zrobił w jej kierunku kilka kroków. Gabby, poczuła, jak jej serce zaczęło łomotać jej w piersi. Od nadmiaru emocji zrobiło jej się strasznie zimno, w wyniku czego zaczęła się cała trząść. Nie miała odwagi na niego spojrzeć. Okryła dłońmi gołe ramiona, chcąc schronić się we własnym uścisku i uciec przed tym intensywnym, przeszywającym ją na wylot wzrokiem. Miała dziś na sobie swoją ulubioną, błękitną sukienkę przed kolano, ale przy spojrzeniu tego mrocznego mężczyzny czuła się tak, jakby była całkiem naga. Przyjemny, cienki materiał luźno opadał na jej uda, a cienkie ramiączka, które go podtrzymywały, zakończone dziewczęca falbanką wydawały jej się teraz zdecydowanie zbyt kuse.

Gabby nigdy nie nosiła wyzywających strojów i mimo że uwielbiała ubierać się kobieco, zawsze starała się zachować przy tym odpowiednią skromność. Nauczyła się tego w sierocińcu i zamierzała się tej zasady trzymać już do końca życia. To chroniło ją przed wzrokiem starszych wychowanków oraz nauczycieli, którzy często zwracali uwagę na jej wyjątkową urodę. Czuła, że podobała się płci przeciwnej, ale zawsze szalenie ją to krępowało. Wiedziała też, że mieszkając w "bidulu" powinna być dużo bardziej ostrożna od koleżanek, które wracały po szkole do swoich rodzinnych domów. One mogły czuć się choć w miarę bezpiecznie, bo wiedziały, że ktoś mimo wszystko je chronił i czuwał nad ich losem. Miały ojców, starszych braci, wujków. Ona nie miała nikogo. Była zdana jedynie na siebie, dlatego musiała dużo bardziej uważać. Dziś jednak, przy wzroku tego mężczyzny czuła się tak, jakby żaden strój nie mógł jej ochronić przed jego intensywnością.

– Ładniejsza niż na zdjęciu. – usłyszała wyraźnie usatysfakcjonowany głos Sergio – Ale musi być chuda. Takie się najlepiej teraz sprzedają. Odchudzimy ją trochę. Za tydzień powinna być, jak nowa, a jej cena powinna wzrosnąć dwukrotnie. – zaśmiał się szyderczo, jakby czerpał ogromną przyjemność z przerażenia i bólu, który teraz rozrywał jej strwożone serce.

Gabby zadrżała i poczuła, jak kilka kropel łez spłynęło po jej rozgrzanych policzkach.

Chcieli ją sprzedać? To niemożliwe. To nie może się tak skończyć. Dlaczego Jessica jej to zrobiła?

Javier bez słowa podszedł do niej i, ujmując dwoma palcami jej podbródek, podniósł jej buzię na wysokość własnej twarzy. Szatynka poczuła, że w jej oczach ponownie zgromadziły się łzy. Zacisnęła zęby i od razu odwróciła wzrok. Jego dotyk bolał ją i sprawiał, że czuła się całkowicie upodlona. Za bardzo jednak bała się wykonać jakikolwiek ruch, by mu się przeciwstawić.

Spojrzał na nią, wyraźnie napinając mięśnie twarzy. Jej buzia oświetlona była jedynie przez ciepłe światło małej żarówki, która tliła się tuż nad nią. Przyjrzał jej się dokładnie.

Była cholernie piękna. Musiał przyznać, że nigdy nie widział jeszcze tak idealnie skrojonych, kobiecych rysów twarzy i sylwetki, która aż prosiła się o komplementy. Była jakimś pierdolonym arcydziełem, stworzonym z ręki samego Mistrza. Jej lekko śniada, oliwkowa cera idealnie współgrała z długimi, błyszczącymi włosami, w naturalnym odcieniu orzechowego brązu. Duże, szaroniebieskie oczy odbijały się na tle jej pełnych i soczystych warg. Do tej pory był pewien, że na świecie istniały tylko kobiety, które albo były nijakie, albo ładne. W tej drugiej kategorii można było znaleźć te o uroczych, słodkich buźkach oraz te o zupełnie przeciwnych, pełnych wyrazistości i seksapilu rysach. Ona zaś łączyła w sobie obie te cechy. Jej twarz zwieńczona była przelukrowaną wręcz słodyczą, ale zarazem ociekała też prawdziwą kobiecością. Jedyne, co na pewno nie można było o niej powiedzieć to to, że była nijaka. Bo była cholernie JAKAŚ. Tylko nie wiedział jeszcze, jak miał określić słowami tę charakteryczną dla niej cechę.

Była zupełnie inna od meksykańskich kobiet, które widywał na codzień. Mógłby jednak dać sobie uciąć rękę, że płynęła w niej jakaś cząstka egzotycznej krwi, bo nie wyglądała też na typową amerykankę. Na pewno miało to związek z rodziną jej matki, bo kompletnie nie była podobna do swojej rodzonej siostry, z którą łączył ją jedynie wspólny ojciec. Różniło je wszystko. Począwszy od wyglądu, idąc przez temperament, a kończąc na sposobie bycia i reagowaniu na stresujące sytuacje.

Jej ciało było piekielnie kuszące. Była zaokrąglona w tych miejscach, co trzeba. Jej ponętne, kobiece kształty powodowały, że cierpła mu skóra. Jędrny biust, smukła talia, zajebisty tyłek. To zauważył od razu. Nie mógł oczywiście pominąć jej szalenie zgrabnych nóg, które nie potrzebowały szpilek, by można się było zorientować, jak cholernie były perfekcyjne. Nawet w tych płaskich sandałkach wyglądały tak, jakby były odrysowane od szablonu. Jego ciało jeszcze nigdy nie reagowało tak na widok żadnej kobiety. Ciężko będzie mu się rozstać z tym widokiem i sprzedać ją dalej. Cóż, życie to barbarzyńska gra. A ona jest kolejnym pionkiem na jego prywatnej szachownicy. Kurewsko seksownym, ale jednak pionkiem, nad którym obecnie miał władzę.

Jego wzrok nagle zatrzymał się dłużej na jej zaczerwienionym, obolałym od uderzenia policzku. Obrócił jej twarz i przyjrzał jej się uważnie, zaciskając nerwowo szczękę.

– Od kogo dostałaś? – spytał ostrym tonem.

Gabby cała drżąc ze strachu, jedynie spuściła wzrok. Javier spojrzał w kierunku kierowcy, który ją tu przywiózł.

– Ty ją uderzyłeś Pedro? – zrobił krok w jego kierunku.

Gabriella kątem oka widziała, jak mężczyzna, który chwilę temu nie miał dla niej litości, teraz kulił się przed swoim szefem, jak mały psiak.

– Tak szefie. To ja. – odparł mężczyzna niepewnym tonem.

– A kto Ci na to pozwolił? – warknął brunet, zaciskając mocno pięści.

– Nie myślałem, że potrzebna jest zgoda. Zawsze tak traktujemy dziewczyny i wszystkich, którzy trafiają tu, jako więźniowie. Sam szef nie okazuje nigdy nikomu litości. Na pewno i tak, by od szefa dostała.

– Nie powiedziałem, że tak się nie stanie. – odparł Javier bezczelnym głosem, a Gabby na dźwięk jego słów od razu zadrżała – Ale to ja o tym zdecyduję. Sam stwierdzę, czy przemoc będzie potrzebna i, kiedy warto jej użyć. Przypominam Ci, że to ja tutaj kurwa rządzę, więc kto do chuja dał Ci prawo uciekać się do samowolki?! Dlaczego sam podejmujesz decyzje i nie okazujesz mi szacunku?! – krzyczał tak głośno, że szatynka jeszcze mocniej się w sobie skuliła.

Kątem oka widziała, jak zbliżał się do mężczyzny, a ten cofał się w tył z przestrachem.

– Nie będę tolerował działań podejmowanych bez mojej zgody. Nauczę Cię pokory. Będziesz przykładem dla wszystkich. – powiedział, pełnym ekscytacji głosem.

Pedro natychmiast cały się spiął.

– Ale szefie... – Gabby widziała w oczach kierowcy przerażenie.

Wzdrygnęła się, gdy spostrzegła, że Javier wyjął z tylnej kieszeni spodni mały nóż. Wstrzymała oddech, czując jak przez całe jej ciało przeszedł dreszcz strachu.

– Trzymać go mocno – rozkazał brunet i szyderczo się zaśmiał.

Szatynka miała wrażenie, że jego śmiech ociekał wręcz jakąś niezrozumiałą dla niej potwornością. Widziała, że cierpienie innych sprawiało mu ogromną przyjemność.

Spostrzegła, jak w ułamku sekundy Javier obciął mężczyźnie jego lewe ucho. Usłyszała jedynie przerażający, pełen boleści krzyk Pedra, który próbował wyrwać się z uścisku mężczyzn. Pisnęła i zakryła twarz dłońmi, nie mogąc znieść tego widoku. Wszędzie wokoło tryskała krew, a ona poczuła, że mimowolnie zrobiło jej się słabo. Przed oczami pojawiły jej się mroczki.

Jej największy koszmar właśnie ziścił się w postaci jednego, przerażającego człowieka, który znajdował się w zasięgu jej wzroku.

Zachwiała się na nogach, mając wrażenie jakby były, jak z waty. Kiedy myślała, że za chwilę upadnie, poczuła mocny, męski uścisk wokół swojej talii.

– Nie mdlej mi tu słonko. Nie jestem z tych, co reanimują, ale z tych, co odbierają życie. Nie nadaję się na ratownika. – usłyszała tuż nad twarzą drwiący głos mężczyzny, a raczej potwora w ludzkiej postaci.

Zamrugała kilka razy, a już po chwili rozmyty obraz ponownie złożył się w całość. Odetchnęła, gdy brunet odsunął się od niej i ponownie stanął przy biurku. Okaleczony mężczyzna wybiegł z krzykiem z pomieszczenia, a ona z trudem nabierała kolejne oddechy.

Javier przewrócił oczami.

– Włóż ucho do woreczka i zanieś temu idiocie. – wściekły wskazał głową na Sergio – Potrzebuję sprawnych pracowników, z nieuszkodzonym słuchem. Inwalidzi są dla mnie bezużyteczni. Niech nasz lekarz się tym zajmie. Może jeszcze uda mu się go zreperować. – powiedział rozkazującym tonem.

Sergio spojrzał na niego ze zrozumieniem. Potaknął głową i w pośpiechu chwycił za plastikowy woreczek, by jak najszybciej wykonać rozkaz bruneta.

– A jeśli nie? – spytał, chcąc jedynie potwierdzić swoje zadanie, którego już się domyślał.

– Zabij go. – Javier wzruszył ramionami, jakby mówił o zupełnie banalnej sprawie – Nie potrzebuję tu nieudaczników.

Sergio uśmiechnął się do niego z podekscytowaniem i bez słowa wyszedł z gabinetu.

Znali się, jak łyse konie. Lata wspólnej pracy nauczyły ich rozumieć się bez słów.

Gabby wzdrygnęła się, słysząc za sobą dźwięk zamykanych drzwi i aż podskoczyła, wyrwana z chwilowego letargu. Przyłożyła drżącą dłoń do serca, cała trzęsąc się ze strachu.

Brunet przejechał językiem po zębach i cmoknął z niezadowoleniem.

Ta mała dopiero się pojawiła, a już skomplikowała jego dzisiejszą pracę.

Pokręcił nerwowo głową i spojrzał na nią z cynicznym uśmiechem.

– Dobrze, więc możemy już przejść do rzeczy. Pewnie zastanawiasz się, co tu robisz? – spytał szyderczym tonem, wyraźnie napawając się jej lękiem.

Gabby zadrżała i poczuła, że serce momentalnie podeszło jej do gardła.

– Proszę wypuśćcie mnie... Ja nie wiem, o co chodzi... Przyjechałam tu tylko na wakacje. – odparła ledwo słyszalnym głosem, zalewając się łzami.

Natychmiast na dźwięk jej słów, wokoło chórem rozbrzmiały męskie śmiechy, które rozniosły się echem po całym pomieszczeniu.

Szatynka spuściła wzrok, kuląc się w sobie.

Czuła się teraz taka malutka. Jakby jej życie nic nie znaczyło. Jak gdyby była jedynie przedmiotem w bezlitosnych rękach szaleńców.

– Zacznijmy od pierwszej, podstawowej kwestii, którą radzę Ci dobrze zapamiętać Gabriello. – usłyszała ostry ton bruneta, na którego nie miała odwagi spojrzeć – Twoje życie jest tylko i wyłącznie w moich rękach. To ja tutaj rządzę, a Ty jesteś moim prezentem i spłatą zaciągniętego przez Twoją siostrzyczkę długu. – wzdrygnęła się, czując jak wzdłuż jej kręgosłupa przeszył ją zimny prąd – Zwracaj się tylko i wyłącznie do mnie. Jeśli kogokolwiek masz błagać o litość, to znasz już adresata. Ale nie robiłbym sobie na Twoim miejscu żadnych złudnych nadziei. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się jej okazać. – puścił do niej ostentacyjnie oczko, z satysfakcją bawiąc się jej strachem – A jeśli chodzi o Twoje wakacje... – spojrzał na nią z bezdusznym wręcz rozbawieniem – To witamy w naszym pełnym wrażeń, luksusowym kurorcie.

– Proszę... – załkała cichutko – Chcę wrócić do domu... Pozwól mi porozmawiać z siostrą. Ona nie mogła mi tego zrobić... – kolejne łzy zaczęły spływać po jej rozgrzanych od czerwoności policzkach.

Javier zacisnął zęby ze złości i z całej siły uderzył pięścią w dębowe biurko. Szatynka aż podskoczyła ze strachu, czując jak jej serce zaczęło łomotać jej w piersi z prędkością światła.

– Zamknij się! – warknął – To nie Ty tu dyktujesz warunki słonko. – powiedział ostrym tonem, po czym ponownie obszedł biurko i stając przed nim, oparł się plecami o jego blat.

Wpatrywał się w nią z ogromną wściekłością.

– Dobra, nie przeciągajmy dłużej tego cyrku. Nie znoszę jazgotu i zbędnej paplaniny. Zwłaszcza babskiej. – pokręcił nerwowo głową – Lubię za to skowyt bólu, ale o tym jeszcze zdążysz się sama przekonać. Jeśli nie chcesz doświadczyć tego szybciej niż o tym zdecyduje, to lepiej zacznij być posłuszna, bo Twoje zachowanie zaczyna mnie wkurwiać. A uwierz mi, że nie chcesz się przekonać do czego jestem zdolny, gdy jestem naprawdę wkurwiony.

– To co się ze mną stanie? – spytała cichutko, z trudem wyduszając z siebie słowa.

Wokoło ponownie rozbrzmiały męskie śmiechy. Javier przewrócił oczami i podszedł do małej szafki, z której wyciągnął butelkę drogiej tequili i zapełnił trunkiem całą dużej wielkości szklankę, aż po same brzegi.

Spojrzał na nią z cynicznym uśmiechem.

– Zostaniesz sprzedana. – powiedział, jak gdyby nigdy nic – Jak będziesz grzeczna, to załatwimy Ci burdel o wyższym standardzie. – zaśmiał się bezczelnie, po czym upił łyk alkoholu.

Poczuła się tak, jakby ktoś właśnie uderzył ją obuchem w głowę. Jej oczy napełniły się łzami, lecz ze strachu i chwilowego, emocjonalnego zamroczenia nie była już w stanie się nawet rozpłakać. Stała, nie potrafiąc się poruszyć. Wciąż czuła na sobie spojrzenie bezlitosnego oprawcy, który właśnie odebrał jej ostatnią nadzieję na wolność i poczucie bezpieczeństwa. Nie mogąc dłużej znieść tego porwornego wzroku, którym przeszywał ją na wskroś, zagryzła z nerwów usta.

A więc, to jednak prawda. Miała zostać sprzedana. Właśnie prawdziwe piekło otwierało przed nią swe wrota. A jego odmęty zafundowała jej własna, rodzona siostra, której tak zaufała. Gabby wiedziała, że nie przeżyje tego, co miałoby ją czekać. Wolała umrzeć już teraz.

– A teraz rozbieraj się. Już. – powiedział ostrym tonem brunet.

Zadrżała. Jego słowa odbijały jej się echem w głowie, a wszystko wokoło działo się, jakby w zwolnionym tempie.

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

25.9K 758 19
"- Ej, daleko jeszcze? Siku mi się chcę. - powiedziałam. Naprawdę zaczynało mi się chcieć i sądząc po reakcji mojej przyjaciółki jej też. " Dwójka mł...
274K 10.5K 7
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
169K 5.1K 23
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
92.6K 1.9K 80
Jego wzrok był zimny jak lód i głęboki niczym ocean. A ja dryfowałam na jego powierzchni, uparcie starając się nie zatonąć. Zawiera wulgaryzmy!