Trouble after wedding

De Cryinglighting96

14.1K 555 68

Nadia Hale Niepoprawna romantyczka, która nie potrafi ułożyć sobie życia osobistego. Aiden Willson Wschodz... Mais

1. bridesmaid
2. long-distance friendship
3. failure and success
4. straight way to advancement
5. what just happened?
6. dangerous smile
7. how it works
8. everything will be fine
9. badass girl
10. new work station
11.emotions
12. bad or good decision?
13.pink gin
14. penguin IQ
15. crisis
16. loser

17. got it!

972 28 9
De Cryinglighting96

Nadia

Patrzyłam na Aidena nie mając pojęcia co mam powiedzieć. Nie wiem, jak długo stalibyśmy w kompletnej ciszy, gapiąc się na siebie, gdyby siedząca obok niego psinka nie zaskomlała cicho.

- Ach tak, wybacz - powiedział Aiden głaszcząc zwierzę po nakrapianej główce - Nadio, poznaj proszę Lunę. Luna, to Nadia, moja współpracowniczka.

Psinka popatrzyła na mnie bystrym spojrzeniem. Zauważyła, że jedno z jej oczu było niebieskie, a drugie brązowe. Wyglądała na owczarka australijskiego.

- Miło mi cię poznać - wykrztusiłam i kucnęłam wyciągając przed siebie dłoń.

Suczka najpierw spojrzała na Aidena, a dopiero kiedy wykonał uspokajający gest ręką podeszła w moją stronę i ostrożnie powąchała moją dłoń. Dopiero później ułożyła swoją głowę tak, żebym mogła podrapać za uszami.

- Polubiła cię - usłyszałam.

- Ja też ją lubię - moje place zagłębiały się w miękkiej sierści, a organizm rozpoczął produkcję endorfin, w ilościach, które wytwarzały się u mnie tylko w pobliżu piesków.

W końcu jednak musiała zmierzyć się z rzeczywistością, dlatego podniosłam się prostując plecy i zadzierając podbródek, aby móc spojrzeć Aidenowi w oczy.

- Co to ma znaczyć? - zapytałam cicho. 

- W Bostonie Luna zawsze towarzyszyła mi w pracy. Moje biura są dog friendly. Pracownicy też mogli przyprowadzać swoich czterołapnych przyjaciół. Badania dowodzę, że pracownicy korporacyjni mający stały kontakt ze zwierzętami są mniej podatni na stres, bardziej wydajni i rzadziej dotyka ich wypalenie zawodowe - odparł spokojnie wciąż opierając się nonszalancko o framugę moich drzwi.

Wzięłam głęboki wdech. Zamknęłam oczy i policzyłam do trzech, aby nie wybuchnąć.

- Dobrze wiesz, że nie mówię o piesku. Pytam o gabinet - rozejrzałam się po przepięknym wnętrzu starając się miarkować mój zachwyt nad tymi wszystkimi cudownymi rzeczami - Co to jest? 

- To meble. Chyba nie muszę ci tłumaczyć czym są meble? - uniósł jedną brew i chociaż mogłam mieć przywidzenie wydawało mi się, że próbuje powstrzymać uśmiech. 

- Cieszę się, że masz dobry humor, nie mogę tego powiedzieć o sobie. Ale doskonale wiesz, że nie o to pytałam.

Musiałam się uspokoić. Ostatnie czego bym chciała to krzyki wydostające się z mojego biura. Spojrzałam na korytarz za Aidenem i widziałam zaciekawione spojrzenia pozostałych pracowników. Może się myliłam, ale tak wcześnie rano rzadko widziałam taki ruch na korytarzu.

W oczach mężczyzny zgasło kilka psotnych iskierek.

- Wiem, że możesz czuć się skonsternowana...

- Skonsternowana? - powtórzyłam z niedowierzaniem - To zupełne szaleństwo!

Mój podniesiony głos szybko przyciągnął jeszcze więcej gapiów. Przygryzałam wargę po raz kolejny starając się uspokoić.

Aiden bez słowa wszedł do gabinetu zamykając przeszklone drzwi.

- Posłuchaj... - zaczął, ale znów nie pozwoliłam mu dokończyć czując narastającą panikę. 

- Nie, to ty posłuchaj. Nie wiem co sobie myślałeś, ale nie powinieneś był tego robić.

Aiden uniósł brwi.

- Co ja niby takiego zrobiłem? Powiedziałaś, że nie cierpisz gabinetu, który dostałaś. Pamiętam jak wyglądał twój gabinet w MedLab. Postanowiłem urządzić go w takim samym stylu, aby lepiej ci się pracowało.

Wsunął dłonie do kieszeni zaciskając usta. Czyżby po raz kolejny spodziewał się, że padnę mu w ramiona niczym durna bohaterka telenoweli? Tak samo, jak wówczas w garażu, kiedy próbował mnie przeciągnąć na swoją stronę.

- Urządzić? - powtórzyłam, a mój głos zabrzmiał nieco piskliwie - Ty go całkowicie wyremontowałeś używając najdroższych mebli. Czy przyszło ci może do głowy, co powiedzą twoi pracownicy widząc to wszystko? Przecież to jawne faworyzowanie. Wszyscy pomyślą, że się z tobą przespała, do jasnej cholery! 

- Przespałaś się ze mną - jego twarz rozciągnął szelmowski uśmiech, a całe moje opanowanie szlag trafił. 

- I co urządziłeś mi gabinet, bo po rogu przypomniało ci się, że dałam się przelecieć? 

- Uspokój się. Robisz absolutnie niepotrzebne zamieszanie. A skoro nadal nie rozumiesz, to urządziłem go w ramach przeprosin. 

Patrzył mi prosto w oczy, a złość zaczęła, wbrew mojej woli, powoli odpływać. Zaczęłam sobie przypominać jak napisałam do niego poprzedniej nocy. Nie chciałam już o tym myśleć, przynajmniej nie dzisiaj, nie teraz. Wciąż chciałam z nim porozmawiać, żałowałam, że Matt przerwał nam w nocy. 

- Przykro mi, że Matt przeszkodził nam wczoraj. Może gdybyśmy porozmawiali widziałbyś, że takie gesty są zbyteczne. 

- Nie uważam tego za zbyteczne. Owszem, miałem wczoraj nadzieję na szczerą rozmowę. Ale to nie zmienia tego, że czuję się winny. Zastanawiałem się co stało się z tamtą kartką i doszedłem do wniosku, że gdy wychodziłem musiał się zrobić przeciąg, który ją zdmuchnął z łóżka - jego oczy błyszczały - To nie zmienia faktu, że mogłem się do ciebie odezwać. Znaleźć cię w Internecie, albo zapytać Connora o twój numer. 

- Aiden - przerwałam jego wywód bojąc się, że za chwilę całkowicie się rozsypię - Nie mam do ciebie pretensji. Już nie. Tamtego ranka było mi przykro, wczoraj być może trochę mi się ulało, bo byłam pijana. Nie zmienia to jednak najważniejszego faktu. Pracujemy razem i na twoje życzenia podpisaliśmy umowę zakazującą kontaktów prywatnych. 

Przez ostatni rok marzyłam, aby usłyszeć od niego te wszystkie słowa. Tamtej nocy, na weselu, poczułam z nim jakieś wyjątkowe połączenie. Wyobrażałam sobie, że tak naprawdę nie wyszedł rano, tylko zaprosił mnie na randkę. Ale życie to nie była jedna z książek Lily. Nie byliśmy bohaterami romansu, którzy mogliby odjechać w stronę zachodzącego słońca i żyć długo i szczęśliwe. Chichot losu sprawił, że podczas naszego kolejnego spotkania byliśmy związani tą umową. I to było w całej tej pokręconej sytuacji najistotniejsze. 

- Moja praca, moja kariera, są dla mnie wszystkim. Harowałam jak wół, aby znaleźć się w tym miejscu, gdzie jestem dzisiaj. Mam szansę na awans i nie zaprzepaszczę tego przez jednonocną przygodę - powiedziałam z mocą, o którą się nie podejrzewałam. 

Jego uśmiech zgasł. Wiedziała, że moje słowa go zabolały, o ile w ogóle coś mogło go zranić. Na jego twarzy znów pojawił się maska obojętności. Dłonie wsunął w kieszenie.

- Wybacz, jeśli posunąłem się za daleko. Uznaj remont za prezent od Willson Corporation dla MedLab. 

- Dziękuję, jest piękny. 

Poczułam, że coś ściska mnie w dołku na widok jego obojętnego wyrazu twarzy i lodowatych oczu. Tak, bez wątpienia poczuł się zraniony, ale ja musiałam myśleć przede wszystkim o sobie i o mojej firmie. Gdyby jakieś plotki dotarły do Davisa odsunąłby mnie od tej sprawy szybciej niż zdążyłabym powiedzieć "to nie tak". Dlatego nie mogłam ryzykować. 

- Są już nagrania! 

Obydwoje zwróciliśmy głowy w stronę Neli, która wpadła do gabinetu i zdębiała zatrzymała się na progu wciąż z dłonią na klamce i szeroko otwartymi oczami. 

- Eeee... dobrze trafiłam? - zapytała niepewnie rozglądając się po wnętrzu. 

- Tak, prezes Willson postanowił umilić nam pracę, z uwagi na fakt, że przebywamy z daleka od naszego biura i znajomych - powiedziałam siląc się na opanowanie - Czyż nie, panie prezesie? 

Spojrzałam na niego, a nasze oczy spotkały się na sekundę. Wydawało mi się, że w jego tęczówkach dostrzegałam żal. Wrażenie to minęło równie szybko co się pojawiło. 

- Dokładnie tak. Mam nadzieję, że będzie lepiej się paniom pracowało. W kolejnych dniach będziemy remontować pozostałe gabinety, ale postanowiłem zacząć od gości - sztuczny uśmiech zagościł na jego twarzy - Życzę paniom owocnej pracy. Proszę informować mnie o postępach. 

Wyszedł z pomieszczenia zanim zdążyłam chociażby skinąć głową, a Luna podreptała za nim merdając ogonem. 

- Zamknij proszę drzwi - powiedziałam podchodząc do nowego biurka i siadając na obitym pluszem fotelu. Czułam, że nogi trzęsą mi się zdecydowanie za bardzo. Miałam wrażenie, że za chwilę się wywrócę. 

- O co chodzi z tym gabinetem? - zapytała Nela zajmując miejsce na przeciwko mnie i podając mi płytę z nagraniem. 

- Słyszałaś prezesa, to prezent - wzruszyłam ramionami starając się przybrać pokerową maskę. 

- Kosztowny - stwierdziła kobieta.

Zacisnęłam usta. Jeśli wypapla wszystko swoim przyjaciółkom bez wątpienia informacja dotrze do Davisa, nie wiadomo jak rozdmuchana. Jeśli jednak zabroniłabym jej o tym mówić dopiero wywołałabym plotki. 

-  Skupmy się na pracy - powiedziałam zamiast tego. 

Kobieta skinęła głową, mimo że widziałam jak bardzo skręca ją ciekawość. Nie chcąc jednak podsycać jej zainteresowania wyciągnęłam zdjęcie prawnika Willson Corporation, który według dokumentów składał wniosek. Siedząc jak na szpilkach włączyłam nagarnia z biura podawczego urzędu patentowego. Ekran mojego komputera został podzielony na cztery części. Miałam widok na cztery stanowiska urzędników i poczekalnię. Dwie kamery zainstalowano za ramiona pracowników, a dwie obok wejścia. Całe pomieszczenie było dobrze widoczne, obraz nieco śnieżył, jak to przy kamerze przemysłowej, ale nie było siły, abyśmy przegapiły naszego człowieka. 

Za Nelą u boku patrzyłyśmy jak w pomieszczeniu pojawiają się kolejni ludzie. Najpierw pracownicy, włączali komputery i rozkładali swoje rzeczy. Po pewnym czasie było widać, że mieli jakiś problem z komputerami. Chodzili między sobą, coś klikali. Ktoś zadzwonił, a po jakiejś pół godzinie przyszedł kolejny pracownik, jak się domyślałam z działu technicznego. On również próbował rozwiązać problem, ale w końcu wzruszył ramionami i wyszedł.

- Może przewiniemy do czasu, aż pojawią się petenci? - zapytała Nela. 

- Nie chcę przegapić ani sekundy - powiedziałam mrużąc oczy. 

Nerwowo wybijałam paznokciem rytm na blacie, a Nela przytupywała obcasem. W końcu urzędnicy wpuścili pierwszych, wyraźnie zniecierpliwionych petentów. Zegar kamery pokazywał godzinę 8:00. 

- Jest! - Nela wskazała na jednego z pierwszych mężczyzn, którzy przekroczyli drzwi pomieszczenia. 

- To on - powiedziała zerkając raz na mężczyznę w garniturze, raz na zdjęcie podesłane przez Aidena. 

- Czyli wszystko jasne. 

- Musimy zaczekać aż fizycznie złoży wniosek.  

Z przyspieszonym biciem serca obserwowałam jak prawnik podchodzi do okienka i podaje urzędnikowi plik dokumentów. Urzędnik coś powiedział wskazując na komputer. Było widać, że prawnik jest wściekły. Chyba krzyczał na urzędnika potrząsając jednocześnie zegarkiem i stukając w dokumenty. Najwyraźniej bardzo mu się spieszyło. Jeśli wierzyć jego zapewnieniom był w urzędzie od 7 rano, więc ostatnią godzinę musiał spędzić na czekaniu. 

- Da się zrobić zbliżenie na te dokumenty? - zapytałam. 

- Zaraz spróbuję. 

Nela poklikała myszką i zaznaczyła fragment ekranu, na którym leżały dokumenty. Kiedy je powiększyła bez cienia wątpliwości można było dostrzec logo Willson Corporation. 

- Mamy to! - uśmiechnęłam się patrząc na Nelę. 

- To wystarczy? 

- Powinno. Poczekajmy jeszcze co się stanie. 

Nela z powrotem zmniejszyła ekran i wróciłyśmy do seansu. W kolejnych minutach było widać jak prawnik podpisuje dokument potwierdzający złożenie wniosku, a następnie wychodzi. Obsługujący go mężczyzna pokręcił głową i powiedział coś do kobiety siedzącej obok, a następnie rzucił dokument na stertę innych rzeczy. 

- Wszystko jasne - powiedziała Nela - Prawnik pana Willsona się spieszył, wydarł się na urzędnika, a ten zrzucił jego dokument na koniec sterty. Możemy wykazać celowe zaniedbanie. 

- Na razie przygotuj skargę. Jeśli nie siądzie nam wniosek o uznanie naszego wniosku za wcześniejszego będziemy mieli podstawę, aby pozwać tamtego urzędnika. 

Dziewczyna zapisała wszystko co jej przekazałam. 

- Zadzwonię do sędzi, a ty w tym czasie poinformuj prezesa Willsona. 

Kobieta westchnęła, ale wyszła z gabinetu przekazać dobre wieści. Mimo, że sama miałam ochotę przekazać je Aidenowi, po dzisiejszym poranku nie chciałam go widzieć. Westchnęłam i sięgnęłam po telefon. 

Continue lendo

Você também vai gostar

170K 4.2K 26
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło.Tam spotyka przystojnego chło...
201K 16.7K 67
Część 2!! Część 1 znajdziesz na moim profilu :) Idiota przekonuje swojego przyjaciela z dzieciństwa, by przebrał się i zachowywał jak jego dziewczyna...
77.2K 1.5K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...
26.7K 1.3K 35
Siedemnastoletnia Rose Davis gdy przeprowadza się do Woodland jej życie nabiera gorącego tempa. Zdecydowanie gdy w jej życie nagle wstąpił Kayden Rog...