Aria || Eldarya LANCExOC

By 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 98

41 3 3
By 324Pikachu

Mamy prawie 100 rozdziałów... Jak myślicie co to może znaczyć?

Tak, zblizamy się do nieubłaganego końca.

Temat tego opka, a na pewno tej historii, wyczerpał się już dawno, a mimo to go ciągnę, bo je kocham, ale wiem, że rozdziały nijakie.

Może powstaną jakieś spin-off czy alternatywne, krótkie, historie typu "Co by było gdyby" lub opowiedzenie czegoś z postaciami pobocznymi, ale wszytsko zależy od was, bo kilka pomysłów na "specjale" w mojej głowie jest...

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na rozdział.

---

Wkrótce potem znalazła mnie Koori.

Zaprowadziła mnie pod stuletnia wiśnie i posadziła przed sobą.

Później zaczęła tworzyć iluzje gdzie osiągnęłam już swój cel.

Czułam to.

Ta energia była taka słodka i ciepła...

Czułam jak jest ona we mnie.

Jest częścią mnie.

Oglądałam swoje w pełni białe pióra, które z nieukrywaną ekcytacją, z wielką delikatnością, zaczęłam dotykać.

Brak ciemniejszych koniuszków palców, jak przy daemonicznej przemianie...

Czułam sie świetnie.

Oglądałam się uwaznie, aż w końcu wszystko nie minęło i nie wróciłam spowrotem do swojej zwykłej postaci, a uczucie cudownego spokoju i radości zniknęło.

Spojrzałam na Koori, a ta się uśmiechnęła.

– W zasadzie to do tego musimy darzyć. Czułaś coś? – spytała.

– Tak.

Podzieliłam się z nią swoimi odczuciami, a ona przytaknęła ciesząc się, że jej iluzja działa.

Była równie podekscytowana co ja.

Postanowiłyśmy kontynuować. Tym razem jednak sam głos dziewczyny, podczas gdy będę medytować, miał na mnie podziałać.

I to zaczynało przynosić efekty.

Po kilku godzinach nagle odcięto mi świadomość. Byłam świadoma, a tu nagle...

Obudziłam sie w swoim łóżku i zaczęłam unosić się nieco do siadu. Lance siedział przy biurku i coś pisał.

– Nie podnoś się.– powiedział nawet nie unosząc wzroku znad papieru.

– Co się właściwie stało?– zapytałam.

– Wyczerpanie. Przesadziłyście. Obie.– mruknął podpierając głowę na ręku.

– Ale tak dobrze nam szło...

Chłopak nawet nic nie powiedział. Nie chciał się kłócić.

– Nie skomentujesz tego?

– A powinienem?

– No... – przerwał mi.

– To co myślę zachowam dla siebie. Jestem jednak pewien, że się domyślasz co myślę... Cholera.– warknął.

– Co jest?

– Zrobiłem błąd w raporcie. Nie ważne.– zaczął kreślić coś na papierze.

Postanowiłam go dalej zagadywać.

Położyłam się spowrotem na łóżku i dosyć prędko usnęłam. Na całe szczęście, tym razem, bez snów.

Spałam, o dziwo, bardzo spokojnie.

Pierwszy raz od kilku dni...

Obudziło mnie walenie do drzwi.

– Na wyrocznie!– wrzasnęłam i nakryłam głowę poduszką.

Nagle klamka ustąpiła i usłyszałam zirytowany głos:

– O co chodzi?

– Pilnie jesteś wzywany do sali obrad.

– To dlatego tak walisz?– warknął smok, a ja odkryłam głowę – Można spokojniej. Pali się?

– Znów byli widziani.– mruknął jakiś strażnik.

– Idę.– Coś się zmieniło w zachowaniu białowłosego, bo momentalnie sięgnął po broń i już miał wychodzić, ale zatrzymałam go.

– Co się dzieje? Kogo widzieli?

– Tych, którzy cie skrzywdzili, Ario.– mruknął niezadowolony, a ja odruchowo dotknęłam językiem sztucznego kła.

– Idę z tobą. Poczekaj.– wstałam w pośpiechu z łóżka i zaczęłam poprawiać włosy, które były w kompletnym nieładzie.

Gdy chciałam przekroczyć próg pokoju, Lance zagrodził mi drogę ręką.

– Masz własne problemy. Ja zajmę się tym.– rzucił przez ramię – Zostajesz w pokoju.

– Chyba nie ruszysz ich tropem.

– Taki jest plan.– zabrał rękę – Obiecaj mi, że gdy mnie nie będzie, zajmiesz się sobą.

– Oszalałeś? Nie. Nie zgadzam się.

– Nie masz nic do powiedzenia.– cmoknął mnie w usta.

– Ty nie wrócisz. Ja to czuję.– złapałam jego twarz w swoje dłonie.

– To będziesz miała powodów by po mnie przyjść.– zaśmiał się cicho – Na razie.

I wyszedł zostawiając mnie sama na progu.

Jeszcze tego samego wieczoru wyruszył z KG, wraz z dostępnymi na ten moment strażnikami, rozpocząć kolejne polowanie na naszych wrogów.

Ja za to miałam na następny dzień przymus odpoczynku wraz z Koori. Obie przedobrzyłysmy i musiałyśmy się w pełni zregenerować.

Później dalej wspólnie ćwiczyłyśmy przez kilkanaście dni.

Sny nadal mnie nawiedzały, ale nie chciały mnie już zabić.

– Gotowa? Zaprosiłam dziś do pomocy Leiftana.– zakomunikowała podchodząc do mnie białowłosa kitsune wraz z blondynem.

– Cześć.– przywitałam się – Jestem gotowa.

– Leiftan spróbuję nam pomóc. Jest coś dziwnego czego nie możemy przejść. Coś wewnątrz Arii.– powiedziała.

– Prawdopoodnie przez znak na placach.– dodałam, a on przytaknął.

– Zobaczymy co uda nam się zrobić. Usiądźmy.

Tak też zrobiliśmy. Aengel usiadł naprzeciw mnie i złapał mnie za dłonie, a później kazał się rozluźnić i wejść w stan medytacji.

Nie wiem ile to trwało, chyba nawet kilka godzin.

Nikt się nie ruszał, ani nic nie mówił.

Nagle poczułam ciepły powiew wiatru na twarzy, a później koniuszki palców u dłoni zaczęły mnie mrowić i robić się przyjemnie ciepłe, a po nich ta fala przebiegła przez całe ciało. W końcu samoczynnie pojawiły się moje skrzydła.

W tym momencie leiftan puścił moje dłonie i mimowolnie moje skrzydła poderwała mnie nieco do góry.

Otworzyłam oczy.

Widziałam uśmiechy na twarzach moich pomocników.

Moje ciało przez chwilę posiadało jasną poświatę.

Gdy ona zgasła - wylądowałam ostrożnie.

Spojrzałam na skrzydła.

Jakie było moje zdziwienie, gdy moje skrzydła nie były czysto biale. Końce piór były... złote.

Rozszerzyłam oczy patrząc na moich towarzyszy.

– Co?– zapytałam dotykając miękkich piór.

– Jesteś córką Aratona. To wiele wyjaśnia.– oznajmił Leiftan podnosząc się z ziemi.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– To, że kolor twoich piór jest uzasadniony. Araton był wysoko postawiony w starym świecie. Kiedyś kolor piór stanowił o statusie społecznym, z latami się to uprościło do czarnych i białych piór.

– Mój ojciec żył przed poświęceniem...

– Otóż to. Musiał mieć w sobie odrobinę krwi dawnych władców, bo złoto to był kolor władzy. Rządzić mógł tylko osobnik ze złotymi skrzydłami, to świadczyło o jego czystości krwi.

– Ale skoro tak... To czemu mój brat, Hyden...– niespodzieany głos mi przerwał.

– Kolor moich piór to świadomy wybór. Chciałem ukryć swoją długowieczność.– brunet stał za mną.

A ja nie odważyłam się odwrócić.

– Co tu robisz? Nie chciałeś kontaktu.– mruknęłam i schowałam skrzydła.

– Naszyjnik się aktywował. Wiedziałem, że gdy plan się powiedzie, zasługujesz chociaż żeby usłyszeć odpowiedzi na pytania, które pojawia się w twojej głowie.– położył mi rękę na ramieniu – Dziękuję wam za pomoc, mojej siostrze.

Odwróciłam się w końcu w jego strone, a on wskazał ręką żebyśmy się przeszli.

– Po co to robisz? Jesteś...– zaczęłam, ale i mi przerwał.

– Araton chciał żebyś nigdy się przemieniła. Dopóki żył miał to pod kontrola, ale po tym jak go zabiłem - on chciał zabić ciebie.

– Co jest złego w przemianie?

– Starożytne geny są wyjątkowe, a my posiadamy je od ojca. Są nieco wyjatkowe w porównaniu do "normalnych" aengeli. Nie twierdzę, że jesteśmy silniejsi, ale mamy nieco inne zdolności.

– Mhm...– mruknęłam i skrzyzowałam ręce na piersiach – Możesz konkretniej?

– Mamy nieco silniejsze skrzydła, bo bliżej nam do naszych przodków, którzy większość czasu latali.

– Ty to chyba urodziłeś się w tamtych latach, czyż nie?– uniosłam brew do góry.

– Tak, ale nie chce już tego bardziej komplikować. Poza tym magią jest nam bardziej posłuszna. Możemy nią swobodnie władać, a nie tylko materializować w przedmioty. Na przykład Erika może tworzyć tarce, a ty możesz zmusić naturę by była ci posłuszna.– wyciągnął delikatnie przed siebie dłoń i subtelnie poruszył palcami, a w nasza stronę wyrosła łodyga z pobliskim kwiatem. Znalazł się on centralnie przed moja twarzą – Wymaga to praktyki, ale jest to możliwe.

– Nie sądziłam, że coś takiego jest możliwe. W sensie są elfy czy żywiołaki...

– My możemy spróbować, coś co już istnieje, zmusić było nam posłuszne, nie stworzysz nagle w ręku kuli ognia. Nie dotyczy to jednak organizmów złożonych. Nie zmusisz mnie czy chowańca. Są też inne różnice, o których dowiesz się wkrótce.

– Jeśli to tylko taka główna różnica, to czemu się ukrywasz?

– Jestem kilku wiecznym starcem, zaklętym w ciele młodzieńca. Kiedyś nie było tyle tolerancji jak teraz. Poza pałacem staram się ukrywać, dlatego też moje pióra są pomalowane.

– Pomalowane?– uniosłam brew go góry znowu.

– Tak.

– Skoro już rozmawiamy... Po co tak na prawdę wróciłeś?– spojrzałam w bok i zauważyłam bawiące się dzieci.

– Odpowiedziałem już na to pytanie.

– A tak poza tym? Wyparłeś się mnie.

– Przemyślałem kilka rzeczy. Pomógł mi w tym Yelven. Dlatego jestem też gotów uczuć cie twoich nowych zdolności oraz tego co nasza chora rodzinka skrywała przez tyle lat. Możesz mieć mi za złe swoje zachowanie. Tak, nie powinienem był tak powiedzieć. Jesnak cieszę się, że Ci się udało, a teraz jeśli pozwolisz, chciałbym zobaczyć twoje plecy.– przystanął, a ja zrobiłam to samo.

– Jasne. – odwróciłam sie do niego tyłem i ogarnęłam włosy na jedno ramię.

– Czysto. Chyba się udało.

– Hyden, właśnie.– przypomniałam sobie coś co chciałam mu powiedzieć.

– Tak?

– Odkąd odszedłeś męczyły mnie sny.– zaczęłam odwracając się do niego.

Opowiedziałam mu wszystko nie pomijając tego snu, gdzie ojciec chciał mnie udusić.

Hyden słuchał w ciszy i skupieniu, każdego mojego słowa. Gdy skończyłam, przez chwilę się nie odzywał.

– Mówiłem - chciał cie zabić. Miejmy nadzieję, że się nam udało z tym skończyć.

– Tak, ja też.– westchnęłam i podrapałam się po lewym ramieniu, które nagle zaczęło swędzieć.

– Zostaw.– brunet złapał mnie za rękę – Twoje ciało może się teraz nieco pozmieniać przyzwyczajając do nowej mocy.

– Co?

– Daj czas.

– Ale co jeśli ją nie chce?

– Pogódź się z tym. Obudziłaś w sobie coś silniejszego. Ojciec się tego obawiał, bo wtedy na prawdę mogłabyś mu się postawić. Nie będę cie już zatrzymywać. Pewnie chcesz zobaczyć się z Lancem.– złapał się za biodra.

– I tak nie ma go w KG.– wzruszyłam ramionami – Poszedł polować na naszych wspólnych wrogów.

– Hm? Mówisz o tej sekcie?

– Jeśli tak nazywacie zabójców mieszkańców wiosek, to tak.

– Ja nic o tym nie wiem, a Yelven jasno dał straży do zrozumienia, że jesteśmy gotowi pomóc.

– Musisz porozmawiać w takim razie z Huang Hua.

Nasza rozmowę przerwały ciężkie kroki kilku osób. Spojrzeliśmy jednocześnie w tamtą stronę.

Lance szedł pierwszy trzymając jakiegoś znajono wyglądającego faery za kark. Gdy mnie zauważyły pchnął go w moją strone, a ten się wywrócił na kolana.

Widziałam żywą furie i ogień w oczach smoka.

– Podnoś sie, bo chyba masz coś do zrobienia.– wysyczał i przystawił mu miecz do gardła, gdy ten zaczął się podnosić.

– Pierdol się.– warknął i splunął krwią, wprost pod moje buty.

Po tym uniósł na mnie swoje spojrzenie i wyszczerzył zęby. To był on. To on kazał łamać mi kończyny i przypalał moja skórę...

Przeraziłam się przypominając sobie wszystko i zrobiłam krok do tyłu.

Całe to wydarzenie powróciło do mnie.

– Zabije cie, przy pierwszej lepszej okazji.– złapał go za kołnierz i uniósł do góry.

– Proszę bardzo. Może wcześniej uda mi się uciec.– spojrzał ukradkiem na mnie – i wtedy już nie będę tak delikatny.– znów ten uśmiech.

– Ja też nie zamierzam. Idziemy.– pchnął więźnia by szedł przed nim.

– Lance...– chciałam go na moment zatrzymać.

– Później, Ario.– mruknął tylko i odeszli.

Gdy wyszłam z chwilowego szoku, spojrzałam na Hydena.

– Co to było?– zapytałam.

– Facet jest niezły.– zaśmiał się – Chyba złapał tego, który cie torturował.

– Mówił, że ich zabił.

– Najwyraźniej jednego pominął.– wzruszył ramionami – Muszą go pilnować. Jeśli ucieknie, a zabrali go tutaj... KG może być zagrożona.

– Chyba chcą go przesłuchać.

– Nic im nie powie. Jestem pewien. Dobrze by było go zabić.

– Lance chyba osobiście będzie chciał to zrobić.– wsadziłam ręce do kieszeni spodni wzdychając.

– On jest gotowy zrobić dla ciebie wiele, nie spieprz tego.– lekko szturchnął mnie w ramie i nagle się rozpłynął w powietrzu.

– Wiem.– przytaknęłam i zostając sama ruszyłam pośpiesznie do KG.

Wejście do więzienia, było zastawione, to samo sala obrad.

Chciałam tam wejść, ale mnie nie wpuszczono.

– Szukam Lance'a, do chuja.– warknęłam.

– Rozmawia z Huang Hua. Kazali nikogo nie wpuszczać. A szczególnie ciebie.– strażnik popatrzył na mnie z góry.

– O co chodzi?

– Lance ci później pewnie wszystko powie. Teraz idź stąd.

– Nie odejdę.

Strażnicy spojrzeli po sobie i nagle jeden mnie spacyfikował.

Obrócił mnie plecami do siebie i związał ręce.

– Czy Ty masz pojęcie jaką głupotę właśnie robisz?

– Mam zgodę. – chwycił mnie za ramię i zaczął prowadzić.

Nie obyło się bez szarpania się, z mojej strony, ale facet nie wydawał się tym przejmować.

Zaprowadził mnie do mojego pokoju, który zamknął na klucz i zostawił go w zamku z drugiej strony, na wypadek jakbym chciała uciec.

– Ty cholerny... mogłeś mnie chociaż uwolnić.– warknęłam przrz drzwi, nie licząc nawet na odpowiedź.

I tak oto spędziłam kilka godzin siedząc zamknięta we własnym pokoju ze skrępowanymi za placami rękami.

Nie wiedziałam czym mam związane ręce, ale nie mogła tego przeciąć sztyletem, ani niczym innym.

W końcu pojawiło się wybawienie - do pokoju wszedł mój facet.

– Nareszcie, kurwa.– warknęłam zła, a on tylko obojętnie na mnie spojrzał i postawił broń przy drzwiach.

– Musiałaś?– westchnął.

– Będziesz mnie umoralniał zamiast rozwiązać?

– Racja.– podszedł do mnie i już po chwili byłam wolna.

Od razu zaczęłam masować nadgarstki.

– Co tyle trwało?– spojrzałam na niego.

– Musieliśmy go przesłuchać. Jutro spróbujemy znów. A co u ciebie?– usiadł obok mnie.

– W zasadzie to... Udało się. Dziś przeszłam pierwsza przemianę w Aengela! – uśmiechnęłam się lekko, a smok mocno mnie przytulił.

– Wiedziałem, że Ci się uda.– pocałował mnie w głowę.

– Czuje się... Inaczej, ale dużo lepiej.

Odsunął mnie nieco od siebie, i odgarnął włosy za uszy, po czym się lekko uśmiechnął.

– Spójrz w lustro.– poprosił.

Wykonałam jego prośbę i zamarłam przed swoim odbiciem.

Moje blizny... one. Były ledwie widoczne.

– Co? Jak to?– podeszłam do lustra i zaczęłam dotykać swojej twarzy – To niemożliwe.

Nadal miałam je na twarzy, ale dziś rano były jeszcze mocno widoczne. Ich ciemno różowy kolor, znacząco wyblakł i też wgłębienia się wypełniły.

Wyglądały jakby były znacząco płytsze niż rano.

– To to miał na myśli...– powiedziałam sama do siebie na głos.

– Hm?

– Bo...– odwróciłam sie do chłopaka nadal nie wychodząc z szoku.

Opowiedziałam mu o dzisiejszym dniu i o rozmowie z Hydenem. Pokazałam mu nawet swoje skrzydła.

Nie krył swojej radości.

– Oby już wszystko było za tobą, mieszańcu.– pocałował mnie w czoło.

– Za nami, smoku. Za nami.– przytuliłam się do niego mocniej.

Na następny dzień, gdy straż miała przesłuchać znów tego faceta, okazało się, że nie żyje.

Tym samym znów trzeba było łaskawie czekać aż się ujawnią.

Cała straż była zdenerowana z tego powodu.

Nie dziwiłam im się. W końcu jedyna osoba która mogła im obecnie pomóc zakończyć wyrzynanie ludności, miała pieprzoną truciznę pod językiem by chronić swoich.

Continue Reading

You'll Also Like

21.6K 3.7K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
72.6K 5K 24
Monster to przezwisko, o którym każdy słyszał chociaż raz. Czy to w porannych wiadomościach, w pracy, w szkole czy nawet na ulicy. Każdy wie jak stra...
31.6K 3.3K 38
Lizbett Moreen, młoda kobieta cierpiąca na zaniki pamięci, od niemalże roku przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Trafiła tam po wydarzeniach, które r...
52.5K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...