Aria || Eldarya LANCExOC

Da 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... Altro

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 96

46 6 0
Da 324Pikachu

/Aria/

Z wdrożeniem naszego planu w życie musieliśmy przeczekać dodatkowy dzień.

Związałam włosy w koka i spojrzałam w lustrze na misternie wykonany kombinezon. Miał on nas chronić właśnie przed ogniem.

Były w niego wszczepione gdzieniedzie smocze łuski.

Przerażała mnie ich ilość, ale Purriry uspokoiła mnie, że są one zduplikowane, bo takiej ilości, dla czterech osób, musieli by oskurować całego smoka...

Gdy wewnętrznie poczułam sie gotowa wyszłam z pokoju i ruszyłam do sali kryształu.

Czekali tam już wszyscy zainteresowani, z Huang Hua na czele.

Lance gdy tylko mnie zobaczył chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie.

– Co? – zapytałam patrząc na jego spokojną twarz.

– Napij się. – wskazał na swoją szyję.

– Co? Ale...

– Nadal masz znak na plecach. Musisz skorzystać. – chwycił mnie mocno za ramię bym się nie mogła wyrwać.

– Ale ja nie chce... Czuję się dobrze.

– Lance, ma rację. – powiedział Hyden poprawiając swój kombinezon.

Westchnęłam i stanęłam na palcach by dosięgnąć do jego szyi, a on w odpwiedzi chwycił mnie mocno w talii.

Większość zgromadzinych odwróciła się by na nas nie patrzeć, dając nam tym nieco prywatności.

Napiłam się trochę jego krwi i się odsunęłam.

– Kocham cię. –  powiedziałam tak cicho by tylko on usłyszał i odeszłam wraz z bratem.

Ten rozstawił nas dookoła kryształu i przekazał jakąś miksturę.

Kazał ją wypić, co od razu zrobiliśmy.

Następnie zaczął coś recytowała powoli byśmy mogli po nim powtarzać. Chwilę później skierowaliśmy swoje moce w stronę kryształu.

Potem już nie wiele pamiętam.

Wiem, że kryształ zaczął mocno świecić.

Nadmierne wyczerpanie i później jakąś dziwna siłą, która nas odepchnęła.

Po tym moje światło zgasło.

/Lance/

Gdy tylko kryształ przestał nas oślepiać swoim światłem, zauważyłem, że cała czwórka, czyli Leiftan, Erika, Hyden i Aria, leżą kilka metrów od kryształu.

Żadno z nich się nie ruszało.

Moje serce zamarło na chwilę, od razu nie wiele myśląc podbiegłem do brunetki.

Wziąłem ją na swoje kolana.

Oddychała.

To było oczywiste skoro i ja jeszcze żyłem.

Inni też ruszyli do pozostałych.

Po chwili słyszałem już że tamci się ockneli.

Akurat gdy się rozglądałem, jakąś dłoń dotknęła mojej twarzy.

Spojrzałem w dół.

Aria.

Mimowolnie się uśmiechnąłem.

Od razu ją przytuliłem.

– Co z resztą? – zapytała delikatnie się ode mnie odsuwając.

– Żyją.

Pomogłem jej wstać.

Podtrzymywała się mnie, ale stała w miarę stabilnie.

– Medyka! – krzyknął ktoś nagle.

– Hyden. – wyszeptała Aria i od razu ruszyła w jego strone.

– Nic mi nie jest, do chuja. – warknął, a dziewczyna zatrzymała się i odetchnęła z ulgą.

Brunet podniósł się.

Jego kombinezon był rozerwany na boku i było na nim spore poparzenie.

– Sprawdźcie lepiej kryształ. Ja sobie poradzę. – mruknął.

Jego siostra od razu do niego podeszła.

/Aria/

Straż Absyntu zajęła się sprawdzaniem kryształu, a ja podeszłam do aengela.

– Wszystko w porządku?

– Tak. – mruknął zdejmując górną część kombinezonu.

– Na pewno nie potrzebujesz medyka? To poparzenie...

– Jest magiczne, wiem. Będzie goiło się inaczej. Nie rób ze mnie idioty. – spojrzał na mnie spode łba.

Coś się zmieniło w jego spojrzeniu.

– Krystal odzyskał stabilizację! – krzyknął ktoś nagle.

Wszyscy zaczęli się cieszyć, a Hyden westchnął i minął mnie.

– Dokąd to? – zapytałam będąc zdziwiona i podążając za nim wzrokiem.

– Moja rola skończona. – spojrzał na mnie – Pomogłem? Pomogłem. Na tym koniec. Rozchodzimy się. – jego głos był chłodny.

Zdziwiły mnie jego słowa.

Co miał na myśli?

– Co? O czym ty mówisz?

– Było wesoło. Zaspokoiłaś moją chęć rozrywki na kolejne lata, ale to wszystko, to koniec. Wracam do swojego życia, a z tobą nie chce mieć nic wspólnego. Nie ma Aratona, więc wszystko jest skończone. – fuknął.

– Ty mówisz serio? Nic dla ciebie nie znaczę? Jesteś moim bratem.- jęknęłam.

– Przyrodnim. Wspólny ojciec nie wystarczy. Nie on. – pokrecił głową – Wracam do siebie. Nie szukaj kontaktu, proszę.

– Tak po prostu odchodzisz?

– Tak. Tak, po prostu. Myślałem, że będzie trudniej. – wzruszył niedbale ramionami.

– Na prawdę musiałeś to zrobić akurat teraz? Ona nie jest do końca zdrowa. – Wtrącił się smok.

– Poradzi sobie już beze mnie.

– Jesteś... – zaczęłam.

– Jaki? – uniósł brew patrzac na mnie – Mordercą? Palantem? Nigdy nie należałem do ciepłych osób. Uwolniłem świat od mordercy, – spojrzał ukradkiem na Lance'a, co mi nie umknęło – uratowałem go. Moja misja skończona. Odmeldowuje się. – zasalutował i odszedł.

Byłam zmieszana.

Czy on poważnie chciał śmierci ojca i odrobiny rozrywki?

Tylko na tym mu zależało.

Zabawił się mną.

Byłam jego eksperymentem?

Spojrzałam na Lance'a, który spuścił wzrok gdy zauważył, że na niego patrzę.

– Wiedziałeś o tym, że Hyden go zabił? – złapałam go za koszulkę I zmusiłam by na mnie popatrzył.

Przez chwilę lustrował moją twarz, aż w końcu się odezwał.

– Tak, wiedziałem. – zacisnął usta, po czym po chwili wypalił – Bo ja mu pomogłem mu.

Na te słowa puściłam go i zrobiłam kilka kroków w tył.

Patrzyliśmy się uważnie na swoje twarze.

On sprawdzał moją reakcje, a ja to czy kłamie.

Nic na to nie wskazywało.

Poczułam łzy w oczach.

Czy on na prawdę był do tego zdolny?

I tak oto szczęśliwy dzień ratowania świata, zamienił się w najgorszy koszmar.

– Powiedz, że to żart. – pokręciłam głową, a on podszedł do mnie.

Chwycił moją dłoń i położył sobie na czole.

W tym momencie zobaczyłam to, tak jakbym tam była.

Śmierć mojego ojca.

To jak Lance go trzyma, a Hyden robi cała robotę.

Odsunęłam się od chłopaka.

To to go męczyło od jakiegoś czasu.

To to przede mną ukrywał...

Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.

– Jak mogłeś? – Po moich policzkach zaczęły płynać łzy.

Nie czekając na odpowiedź, pośpiesznie odwróciłam się i wybiegłam z pomieszczenia.

Nie mogłam patrzeć na jego twarz.

Nie mogłam.

Nie teraz.

Czułam jak rozrywa się moje serce.

Czemu to zrobił?

Wiedział, że mimo krzywd jakie mi wyrządził - ja tego nie chciałam.

Wyszłam przed KG i wzbiłam się w powietrze, wiedziałam, że tam nie będą mnie początkowo szukać.

Musiałam dać sobie czas.

Opadłam na delikatna chmurę i z moich ust wydobył się szloch.

Znów to zrobił.

Skrzywdził mnie, więc w czym był właściwie lepszy od mojego ojca?

– Dlaczego ty mi to robisz, Lance? Czemu? – zadałam sama sobie to pytanie, po czym ukryłam twarz w dłoniach.

/Lance/

Nie poszedłem za nią.

Nie był to dobry moment by jej powiedzieć, ale musiała wiedzieć, a mi zrobiło się nieco lżej.

Minęło kilka godzin, a ona nadal nie wracała. Zaczęło mnie to martwić.

Musiała jednak ochłonąć i poukładać sobie wszystko w głowie.

Bałem się tylko, że może zrobić coś głupiego, jak to miała w zwyczaju.

Powiedziałem Huang Hua o tym co się stało. Nie była zadowolona, dlatego też umoralniła mnie i wysłała Straż na szukanie dziewczyny.

Ona też wiedziała, że jest impulsywna.

Postanowiłem jednak dać jej czas, wiedziałem, że tak czy inaczej wróci.

Minęła cała noc i pół nastepnego dnia.

Siedziałem aktualnie z Huang Hua w sali obrad.

– Na pewno nie targnęła się na własne życie, skoro tu siedze. Zresztą nie jest tak głupia.

– Ale zawiodła się na tobie. – powiedziała stojąc tyłem do mnie.

– Raczej nie pierwszy i nie ostatni raz. – opadłem na oparcie krzesła.

– Może... – zaczęła. Widziałem w odbiciu szyby jak oblizuje usta – Nie chce tego mówić, ale może warto by było jakbyście rozeszli się na dobrze? Nie chcę waszej krzywdy, ale więcej jest z tego problemów i krzywd, niż pożytku.

– Ruszę na jej poszukiwania. – wstałem.

Nie chciałem tego przyznać, ale Huang Hua miała chyba rację...

– Nie bądź zły. Mówię to dla waszego wspólnego dobra.

Przytaknąłem i wyszedłem z sali.

Zebrałem pospiesznie kilka rzeczy i wyszedłem jej szukać.

Po takim czasie mogła być już daleko...

Przybrałem swoją smoczą formę i ruszyłem na szukanie brunetki.

Zdecydowanie mogła zrobić wszystko.

Cieszyło mnie obecnie to, że byliśmy związani tym cholernym rytuałem.

Bo wiedziałem, że chociaż żyje.

/Aria/

Westchnęłam głęboko, raz za razem, zbierając sie w sobie.

Nie mogłam spędzić tu życia. Nie mogłam dać temu mordercy tej radości.

Zeszłam na ziemię.

W Kwaterze powitali mnie tak jakbym zniknęła na kilka miesięcy.

Niemal od razu ktoś zaprowadził mnie do szefowej i posadził na krześle.

Czekałam chwilę na nią.

Jak tylko weszła - spojrzała na mnie z politowaniem.

Nie chciałam nawet za bardzo unieść wzroku.

Czułam, co będzie chciała mi powiedzieć.

Zamiast spodziewanych umoralniających gadek, usiadła obok i przytuliła mnie do siebie.

– Nie powinnaś była tego robić... – powedziała w końcu – Ale rozumiem to.

– Mógł mi powiedzieć i uzasadnić... ukrywał to. I powiedział to w takim momencie... Morderca. – pokręciłam głową.

– Nie on trzymał sztylet.

– Ale on tego nie powstrzymał. To tak jakby to on trzymał w takim razie jego rękojeść.

– Powiem ci to, co jemu. Nie chcę ingerować w wasza relacje, ale albo sobie wyjaśnicie wszystko, albo się rozejdźcie.

Przytaknęłam.

– Muszę go poinformować, że wróciłaś.

– Powiedz mu, że jeśli czuję się gotowy porozmawiać - będę czekać na plaży.

– Nie chcesz tu zostać?

– Chwilowo - nie, ale nie odchodzę jeszcze, więc się nie żegnam. Pójdę się odświeżyć. – odsunęłam się od niej i wyszłam.

Zrobiłam jak mówiłam i udałam się na plażę.

Siedziałam jakiś dłuższy czas i patrzyłam w morze, dopóki ktoś autentycznie nie upadł przy mnie na piach na swoje kolana.

Lance.

Nie spojrzałam nawet na niego, tylko jeszcze mocniej objęłam swoje nogi ramionami.

– Ario... Martwiłem się.– zaczął, ale mu przerwałam.

Jego głos był bardzo ochrypły.

– Czemu to zrobiliście? Nie. – pokręciłam głową – Czemu ty brałeś w tym udział?

Westchnął.

– Hyden... – zrobił pauzę jakby szukał odpowiednich słów – Wiedział, że go nie lubiłem za to co Ci zrobił i jak jeszcze usłyszałem jego rozmowę z królem o jego intrydze... Wtedy też wiedział jakie guziki nacisnąć by nie musiał robić tego sam. Postawiłem jednak warunek - nie ja miałem go zabić.

– Ale w tym uczestniczyłeś! To bym mój ojciec! Moja rodzina... Ale co ty możesz wiedzieć? Ty zabiłeś własnego brata... – prychnęłam wiedząc, że wchodzę na niewłaściwy grunt.

– Valkyon na to nie zasługiwał i doskonale wiesz o tym. – jego wzrok był gotowy mnie zabić.

– Ale to ty go zabiłeś.

– Bo byłem zaślepiony kryształem, a on do końca wierzył, że jestem dobry. – nieco uniosł głos.

– To jakie wytłumaczenie masz na Aratona? Teraz nie było kryształu.

– Zawsze w głowie miałem to co Ci zrobił i co jeszcze mógłby zrobić. On krzywdził własną córkę, chciał cie zabić, ale mu nie wyszło i dostosował się robiąc z ciebie swojego podwładnego. Wiedział, że pójdziesz za nim, mimo wszytsko.

– To za tobą poszłabym wszędzie i zrobiła wszytsko.

– On ci mieszał w głowie. Wiedział że jestem ponad nim, więc chciał się mnie pozbyć, bo tylko ja mogłem cie powstrzymać. Zrobiłem to dla wyższego dobra... Rozumiem jeśli nie wybaczysz, takiemu bratobójcy jak ja. – powiedział z goryczą w głosie i zaczął się podnosić – Mogę być śmieciem w twoich oczach za to w czym uczestniczyłem, ale ważne jest to, że już nigdy cie nie skrzywdzi, to od niego zaczęły się twoje problemy, to od niego masz to piętno na plecach. Ważne jednak, że żyjesz i jesteś bezpieczna. – wstał i odwrócił się z zamiarem odejścia.

Wiedziałam, że mówił prawdę, ale czy go to usprawiedliwiało?

Zabił mojego ojca... Ojca który pojawił się w moim życiu gdy byłam dla niego użyteczna i gdy mogłam stać się potrzebna...

Który porzucił się jak śmiecia by nie mieć na głowie wychowania małego dziecka...

– Lance, zaczekaj. – wstałam i pobieglam za nim.

– Huang Hua, ma rację...

– Wiem, co chcesz powiedzieć, ale nawet tego nie kończ. – chwyciłam go za dłoń – Musimy wszystko przedyskutować, więc proszę, nie odchodz.

Patrzyłam na jego dłoń. Ścisnął nią moje palce i westchnął.

– W porządku.

Usiedliśmy z powrotem na piasku, tym razem twarzami do siebie.

– Nie wiem nawet od czego zacząć... – przyznałam szczerze.

– Czy kiedykolwiek chciałem twojej krzywdy?

– Na początku - tak. –  przytaknęłam sama sobie – A później chce wierzyć, że nie. Zawsze chciałeś mojego dobra.

– Wiesz doskonale, że oddał bym za ciebie życie. Pomysl, proszę, co ty byś zrobila na moim miejscu. Gdyby to Araton był moim ojcem, gdyby zrobił mi to co tobie...

Umilkłam na dłuższą chwilę.

– Znasz doskonale odpowiedź na to pytanie. Zrobiłabym to samo... Bo to było by...

– Nasze wspólne dobro. – powiedział razem ze mną.

– Jednak...

– To było większe dobro. Nie zrobiłem czegoś nad czym bym się nie zastanawiał. Nie żałuję tego, bałem się tylko twojej reakcji.

– Wiem, ale mogłeś mi powiedzieć wcześniej.

– Rana – dotknął miejsca mojego serca – Była za świeża. Zniosłabyś to dużo gorzej.

Przez kilka godzin rozmawialiśmy na ten temat. Potrzebowałam tego by zrozumieć to jak najlepiej mogłam, miał jesnak rację.

Postąpił właściwie.

On i Hyden zrobili dobrze.

To na prawdę było zrobione dla wyższego dobra.

–  Wybaczam Ci, ale to nie znaczy, że moja uraza zniknęła. Zawiodłam się na tobie.

– Naprawie to. – wstał i podał mi rękę.

Przyjęłam jego pomóc.

– Obiecaj... żadnych tajemnic. – spojrzałam mu w oczy.

– Żadnych tajemnic.

---

Trochę się wydarzyło w tym rozdziale.

Podsumowajując Hyden to dobry gość, który jest też gigantycznym chujem.

Lance za to nie wybiera sobie za dobrych momentów fo mówienia prawdy 🤣 bo jak spierdolić coś to po całości.

Continua a leggere

Ti piacerà anche

22.9K 3.8K 23
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
7.9K 511 16
Czy kłamstwo to dobre wyjście jeśli chcemy kogoś chronić...? 🌸🌱Miłość i prawda przecież zawsze znajdą własną drogę. . . Nie do końca młoda obywate...
99.1K 8.7K 61
𝕂𝕚𝕝𝕜𝕒 𝕤𝕝𝕠𝕨, 𝕒 𝕡𝕠𝕥𝕠𝕔𝕫𝕪 𝕤𝕚𝕖 𝕔𝕒𝕝𝕒 𝕙𝕚𝕤𝕥𝕠𝕣𝕚𝕒 𝕟𝕚𝕖𝕡𝕣𝕫𝕖𝕨𝕚𝕕𝕫𝕚𝕒𝕟𝕪𝕔𝕙 𝕫𝕕𝕒𝕣𝕫𝕖𝕟... *** Czas wydarzeń w tym...
18.5K 1.4K 35
'Zapadła cisza, która nie była niczym przerywana. Rikiu nie czuła już bólu, smutku, złości czy nienawiści. Nie czuła nic. Po prostu trwała w nicości...