[T] Biblioteka Aleksandryjska...

By MeMyselfAndVeraVerto

13.7K 804 290

Biblioteka Aleksandryjska nie jest miejscem dla byle jakiej czarownicy czy czarodzieja. Tłumy moli książkowyc... More

Część 2
Część 3
Część 4
Część 5: Załącznik A
Rozdział 6: Załącznik B

Część 1

3.6K 163 85
By MeMyselfAndVeraVerto

Ignacjusz Pigglesworth sądził, że poznał już wszystkie typy moli książkowych, jakie tylko istniały.

Był bibliotekarzem od dziewięćdziesięciu lat. Już w szkole zaczynał jako asystent, a potem awansował i przechodził z filii do filii, aż doszedł do najbardziej elitarnego stanowiska w światku czarodziejskich bibliotek: Głównego Bibliotekarza Biblioteki Aleksandryjskiej. Obejmował tę posadę od trzydziestu lat i spodziewał się, że będzie piastował ją przynajmniej drugie tyle.

W tym czasie poznał wszelkiego rodzaju inteligentnych i dociekliwych czarodziejów i czarownice, kierujących się w życiu ciekawością, pragnieniem wiedzy, władzy lub nawiedzanych potrzebami albo traumami przeszłości.

Bo nim dotarli do jego drzwi, musieli przebrnąc przez nie lada tygiel.

Biblioteka Aleksandryjska nie była dla każdego.

Wbrew powszechnemu przekonaniu wielu niedoinformowanych czarodziejów Biblioteka Aleksandryjska nie była największym zbiorem tekstów z zakresu magicznej wiedzy. To miano należało się Głównej Bibliotece Czarodziejów w Londynie, którą kiedyś Ignacjusz również kierował. Biblioteka Aleksandryjska nie wyróżniała się szczególnie swoim rozmiarem, ale za to była starożytna i niebezpieczna.

Mało znanym faktem magicznym było to, że słowo pisane żywiło pewien rodzaj magnetyzmu w stosunku do magii, do której się odnosiło.

Po napisaniu Wingardium Leviosa na skrawku pergaminu i zostawieniu go na kilka dziesięcioleci można było zauważyć, że w miarę upływu lat zyskiwał on tajemniczy zwyczaj unoszenia się bez dostrzegalnego powiewu wiatru, który mógłby nim poruszyć. Być może brzmi to jedynie jak ciekawa błahostka, póki nie pomyśleć o księgach pełnych mrocznych zaklęć spisanych w trzynastym wieku i tym, co może się stać, gdy niczego niepodejrzewający czarodziej dotknie jednej z nich siedemset lat później.

Starożytne księgi o magii były wręcz przesiąknięte jej natłokiem; im potężniejsze zapisano w nich zaklęcia, tym potężniejsza była przyciągana przez nie magia. Mroczne czary działały na magię niczym magnes. Niejednokrotnie wystarczało zaledwie kilka lat, by stawały się niebezpieczne.

Większość czarodziejów wierzyła, że księgi o czarnej magii były celowo przeklinane dla ochrony przed złodziejami i nazbyt wścibskimi jednostkami, ale prawda była taka, że ​​większość mrocznych czarodziejów i czarownic ledwie zawracała sobie tym głowę. Ich książki same potrafiły o siebie zadbać.

Dlatego właśnie magiczne podręczniki tak często aktualizowano – by pozwolić na wycofanie ich z obiegu i neutralizację starszych wydań, nim staną się uciążliwe.

Międzynarodowa Konfederacja Czarodziejów na przestrzeni kilkuset lat odkryła, że ​​próby banicji ksiąg i zwojów nigdy nie okazywały się wystarczająco skuteczne.

Starożytne rodziny czarodziejów bardzo chroniły swoją magię i nie były skłonne do wyrzekania się informacji o użytecznych zaklęciach lub traktatach dotyczących teorii magii tylko dlatego, że mogło to w końcu przerodzić się w niepowstrzymane zło. Z reguły, zanim rodziny przyznawały się do problemu, księgi stawały się śmiercionośne i zniszczenie ich nie było łatwym zadaniem. Niejednokrotnie tego rodzaju książki miały irytujący zwyczaj zabijania napastników lub przeklinania ich w sposób zarówno trwały, jak i przerażający.

Tak więc dawno temu postanowiono, że jeśli czarodziejskie rodziny wykażą taką wolę, mogą przesłać swoje książki (oczywiście przy zachowaniu odpowiednich praw dostępu) do Biblioteki Aleksandryjskiej. I to bez jakichkolwiek pytań. Tam mieli zaopiekować się nimi wyspecjalizowani bibliotekarze aleksandryjscy.

Jedyne, czego wymagano w zamian, to aby potomkowie rodzin – odpowiedzialni za rozwój magii – odwiedzali Bibliotekę co kilka lat, w celu pomocy w utrzymaniu i odnawianiu osłon. Magia żywiła sentyment do swych protoplastów i miała tendencję do zanikania, gdy rody wymierały.

Z tego powodu Biblioteka Aleksandryjska była zarówno swego rodzaju więzieniem, jak i domem dla najstarszej, najpotężniejszej i najmroczniejszej magii w czarodziejskim świecie.

I dlatego, jeśli któryś z moli książkowych chciałby spróbować uzyskać dostęp do tych ksiąg...

Cóż, lista warunków wstępnych, które musieli spełnić, była dłuższa niż ich ramię. Nie wspominając o wywiadzie środowiskowym, badaniu przeszłości i trzech listach polecających: od osoby odznaczonej Orderem Merlina (co najmniej drugiej klasy), szefa Departamentu Przestrzegania Prawa i członka obecnie zasiadającego w Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów.

Niewielu było moli książkowych, którym udało się dotrzeć aż do drzwi Ignacjusza Piggleswortha podczas jego trzydziestoletniej kariery na stanowisku Głównego Bibliotekarza Biblioteki Aleksandryjskiej.

Było to nie lada zaskoczeniem, kiedy Hermionie Granger udało się tam dotrzeć nie raz, nie dwa, ale sześć razy.

Najpierw pojawiła się tuż po wojnie. Najwyraźniej bycie bohaterką pomogło jej w spełnieniu warunków wstępnych, a także w przebrnięciu przez wywiad środowiskowy i resztę wymagań w niespotykanym dotąd tempie. Miała ze sobą całe naręcze listów polecających, wyciągając do prezentacji pierwsze lepsze trzy.

Ignacjusz przejrzał wszystkie dokumenty, wybił wymaganą pieczątkę i podpis z aprobatą, po czym wręczył jej przepustkę ze świstoklikiem, którymi mogła się posługiwać przez przydzielone jej trzy tygodnie w roku. Dociekliwa, mała czarownica praktycznie mieszkała w Bibliotece przez ten czas. Kiedy termin jej przepustki dobiegł końca, westchnęła cicho, wręczyła mu koszyk pełen skrzacich wypieków oraz okropnie wyglądającą czapkę, którą zrobiła na drutach, i zwróciła świstoklik.

Dokładnie rok później pojawiła się ponownie.

Po raz drugi przeszła przez cały proces, chcąc jedynie wiedzieć, czy jej stare listy polecające nadal będą się kwalifikować, czy też powinna dołączyć kilka nowszych. Ignacjusz dał jej świstoklik i obserwował, jak ponownie praktycznie zamieszkała w jego Bibliotece.

Kiedy dwa lata później po raz czwarty przyszła zwrócić świstoklik, zapytał, czy zdawała sobie sprawę z faktu, że zużyła właśnie swój dożywotni limit przepustek dla gości. Westchnęła i przyznała, że tak. Życzył jej więc wszystkiego dobrego, zakładając, że już nigdy jej nie zobaczy.

Można więc sobie wyobrazić jego zdziwienie, gdy rok później otrzymał wniosek z brytyjskiego Ministerstwa Magii o przyjęcie Niewymownego na tajne, sześciomiesięczne badania; najdłuższy okres, na jaki osoba niebędąca członkiem personelu mogła uzyskać dostęp. Wszystko w przesłanym wniosku było bez zarzutu, referencje również nie wykazywały najmniejszej skazy, aż dotarł do nazwiska: Hermiona Granger.

Jakimś niezwykłym sposobem, w czasie gdy nie mieszkała w jego Bibliotece, dostała się na najwyższy szczebel w hierarchii Departamentu Tajemnic.

Nie było żadnego paragrafu, który mógłby jej tego zakazać, a Ignacjusz czuł zarówno podziw, jak i przerażenie z powodu uporu dziewczyny. Potwierdził pieczątką swoją zgodę i wysłał świstoklik do Ministerstwa Magii dla Niewymownej Granger.

Kiedy po sześciu miesiącach przybyła do jego biura, by zwrócić świstoklik, Ignacjusz szczerze spodziewał się, że widzi ją ostatni raz.

Po sześciomiesięcznym pobycie Niewymownym nie pozwalano ponownie odwiedzać Biblioteki, ponieważ istniało zbyt duże ryzyko, że stworzą w Departamencie Tajemnic coś zbyt mrocznego i niebezpiecznego.

Minął rok, a Ignacy poczuł smutek, po raz pierwszy od pięciu lat nie doświadczając nieposkromionego pojawienia się u jego progu Hermiony Granger. Poczuł pokusę, by umieścić gdzieś tablicę upamiętniającą jej niezłomność.

Od tej myśli oderwał go puchacz z Międzynarodowej Konfederacji, który został wysłany z informacją o tożsamości jego nowego pomocnika. Istniało kilka książek, które ostatnio stały się dość drażliwe, więc Ignacjusz złożył wniosek o przysłanie do Biblioteki kogoś z talentem do łamania klątw. Duży zwój był wypełniony niezwykłym zestawem kwalifikacji; znacznie przekraczającym to, czego się spodziewał, biorąc pod uwagę niską płacę i wymagania kadrowe, by asystent mieszkał w Bibliotece przez okres trzech lat.

Spojrzał na imię na górze zwoju i prawie spadł ze swojego fotela: Hermiona Granger.

Uparta, mała czarownica jakimś cudem wróciła.

Kilka godzin później przybyła – z bagażami – aby zadomowić się w swoim małym pokoiku w głębi budynku Biblioteki. Z niezwykłą łatwością nauczyła się nowego fachu i udowodniła, że ​​jest wyjątkową łamaczką klątw. I prawdę mówiąc, była chyba najlepszym pracownikiem, jakiego Ignacjusz kiedykolwiek miał.

Było więc lekkim zaskoczeniem, kiedy po dwóch latach umowy zniknęła w samym środku dnia, i to bez żadnego ostrzeżenia.

***

Hermiona Granger nigdy nie kochała żadnego miejsca tak bardzo, jak kochała Bibliotekę Aleksandryjską. Nawet Hogwartu. Było coś absolutnie fascynującego i niezwykłego w miejscu tak oddanym wiedzy. Nie widywało się tam przypadkowych gości. Każdy, kto odwiedzał to miejsce, był głęboko i szczerze zainteresowany nauką.

Oczywiście Biblioteka Aleksandryjska stanowiła również naprawdę niebezpieczne miejsce, gdzie zawsze trzeba było zachować czujność na wypadek, gdyby podczas spaceru jakaś przypadkowa, złośliwa książka zdecydowała się na nagły atak lub próbowała wyssać Hermionie duszę, gdyby ta zbytnio rozproszyła się podczas czytania. Ale jakimś dziwnym sposobem w oczach dziewczyny to tylko zwiększało atrakcyjność tego miejsca. Nigdzie indziej nie czuła się tak żywa. Po każdej wizycie coś coraz mocniej zmuszało ją do powrotu.

Bo każdy dzień spędzony w tym miejscu był istną rozkoszą.

A przynajmniej aż do dnia, w którym pojawił się tam Draco Malfoy. Ten wstrętny karaluch potrafił wszystko zepsuć.

Tak się złożyło, że jednym z wielu obowiązków Hermiony było pomaganie potomkom rodów w odnawianiu osłon wokół książek, które ich rodziny „podarowały" Bibliotece.

Generalnie tacy potomkowie bywali zwykle łagodnie usposobionymi czarodziejami, rumieniącymi się soczyście z ekscytacji przy dyskusjach o swoich przodkach związanych z jakimikolwiek – nawet odległymi – formami mrocznej magii. Dla nich Hermiona była urocza i miła. Oprowadzała ich między regałami i pokazywała, jakie zaklęcia muszą wykonać, aby wzmocnić osłony. Tłumaczyła im uprzejmym tonem, że to nie ich wina, że ​​praprapraciotka Hepzibia była kimś, za kogo czyny muszą być teraz odpowiedzialni.

Draco Malfoy jednak wcale nie był zawstydzony.

Wkroczył do holu Biblioteki, jakby był jej właścicielem. Co może nie było całkowitym kłamstwem. W rodzinę Malfoyów wżeniły się przez wieki dziesiątki starych rodzin czarodziejów, a ze względu na sposób, w jaki wielu potomków rodów czystej krwi zginęło lub zostało uwięzionych po wojnie, Draco Malfoy był obecnie ostatnim żyjącym spadkobiercą dziedzictwa, które odpowiadało fizycznie całemu skrzydłu Biblioteki.

Nie, momencik. Ponownie zerknęła w dokumenty. Dwóm. Dwóm skrzydłom. Prawie jednej czwartej zasobów całej Biblioteki.

Wyglądał, jakby nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Na jego twarzy nie było ani śladu skruchy z powodu ilości czarnej magii, którą jego przodkowie sprowadzili na ten świat.

To, co malowało się na jego twarzy, było wyrazem całkowitego przerażenia, gdy zdał sobie sprawę, kto będzie mu pomagał w odnawianiu osłon.

— Na zapleśniałe skarpetki Merlina, mam najgorszego pecha na całym świecie! — powiedział z jękiem, osuwając się dramatycznie przy ścianie, gdy dostrzegł Hermionę. — Dobry Boże, Granger, w porównaniu z tobą pani Pince staje się godna wyróżnienia jako kobieta miesiąca magazynu Playwitch.

Spojrzała na niego.

— Czy nie ma nikogo bardziej atrakcyjnego, z kim mógłbym to zrobić? — Malfoy praktycznie błagał głównego bibliotekarza, Ignacjusza Piggleswortha, który przyszedł go powitać. — A co z nią?

Wskazał na Mordred Maylock mającą sto pięćdziesiąt lat i mogącą z łatwością wygrać konkurs na najbrzydszą wiedźmę roku, opierając ten werdykt wyłącznie o stan jej zębów.

Mordred podniosła wzrok znad akt i zachichotała.

— Przepraszam, kochaniutki, ja nie odnawiam osłon — powiedziała, wciąż chichocząc.

— Ach, ale powinnaś — powiedział pobłażliwie Malfoy, niemal kładąc się na jej biurku w sposób zarówno desperacki, jak i zmysłowy, podając jej równocześnie swoje akta. — Jestem pewien, że miałabyś do tego naturalny talent. Myślę, że moglibyśmy razem stworzyć naprawdę cudowną magię.

Błysnął olśniewającym uśmiechem, a Hermiona miała ochotę go przekląć. Draco Malfoy, który nigdy nie robił niczego poza rzucaniem protekcjonalnych drwin i szyderstw, właśnie uśmiechał się z uwielbieniem do biednej, starej Mordred.

Mordred musnęła jego policzek swoimi długimi, zzieleniałymi paznokciami.

— Jesteś taki słodki, że mogłabym zjeść twoją wątrobę — zanuciła.

Malfoy zbladł. Mordred nie była czarownicą podobną do wiedźmy, ale prawdziwą wiedźmą.

Hermiona wybuchnęła śmiechem, gdy Draco z rezygnacją odsunął się od biurka.

— Rozumiem — powiedział, przyciskając dłoń do serca z żałosnym westchnieniem. — Będę musiał kochać cię z oddali.

Odwrócił się i spojrzał z urazą na Hermionę.

— Zasłużę na Order Merlina za tyle czasu odnawiania osłon w odmętach udręki — oznajmił.

— Jeśli robiąc to, będziesz trzymał buzię na kłódkę, oddam ci swój — powiedziała, odwracając się gwałtownie, by poprowadzić go do pomieszczeń, które najpilniej potrzebowały jego magii.

Podążył za nią z utrapieniem wymalowanym na twarzy.

— Boże, Granger, po wojnie mogłaś robić wszystko. Jak to się, u licha, stało, że zostałaś bibliotekarką? Z ostatnich wieści słyszałem, że byłaś Niewymowną w Ministerstwie.

— Trafiła się nowa okazja, więc zrezygnowałam. — Hermiona wzruszyła ramionami. — To nie tak, że istnieje masa sposobów, aby zostać tutaj na dłużej. Zawsze mogę wrócić do bycia Niewymowną za rok, kiedy moja umowa tutaj się skończy.

— Tylko ty mogłabyś wybrać bycie bibliotekarką, zamiast Niewymowną — parsknął. — Jak to jest, że masz dopiero dwadzieścia pięć lat, a mimo to jesteś najbardziej nieatrakcyjną kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem? Czy w tym wieku nie powinnaś być przepełniona urokiem i płodnością?

Hermiona zacisnęła szczękę i zwalczyła chęć przeklęcia go czymś naprawdę złośliwym. Biblioteka miała surowe zasady dotyczące swobodnego używania magii, która niejednokrotnie potrafiła rozdrażnić naprawdę uporczywe książkowe egzemplarze.

— Dwadzieścia sześć — powiedziała po prostu.

— Słucham?

— Mam dwadzieścia sześć lat. Jestem prawie o rok starsza od reszty naszej klasy.

— Ach. To wszystko wyjaśnia — powiedział Malfoy wyniosłym tonem. — Jesteś już w okresie menopauzy.

Jedna malutka klątwa z pewnością nie byłaby zbyt wielkim naruszeniem regulaminu biblioteki, zadumała się Hermiona. Miała absolutną pewność, że ​​rozmowa z Malfoyem mogłaby być postrzegana jako tak wielki przymus, że rzucenie na niego klątwy kwalifikowałoby się jako forma samoobrony. Nawet gdyby trafiła za to przed sąd, czuła, że ​​jej argumentacja przekonałby każdego, kto kiedykolwiek musiał porozmawiać z Malfoyem.

Szła dalej, aż dotarła do pierwszego pokoju, w którym było potrzebne ich działanie.

— Czy wiesz, jak działa zaklęcie? — zapytała, starając się zawrzeć w swoim tonie coś w rodzaju biznesowego dystansu. Gdyby zaczęła mu się odgryzać, prawdopodobnie nie byłaby w stanie przestać, dopóki nie padłby przed nią trupem.

— Oczywiście. Robię to co drugi rok, odkąd skończyłem szkołę — powiedział, przewracając oczami.

— Dobrze. Cóż, w większości pomieszczeń potrzebne jest tylko typowe odnowienie osłon. Ale w Sali Historii będziemy musieli zrekonstruować barierę tandemową. Trzeba ją odtwarzać jedynie co trzydzieści lat i oczywiście mamy wspaniałą okazję, aby zrobić to razem. — Uśmiechnęła się do niego fałszywie.

Szybkim machnięciem różdżki utworzyła przejście w osłonach i rzuciła zaklęcie, które sprawiło, że książki powiązane z Malfoyem błysnęły złotą poświatą.

Przebrnięcie przez ten pokój z Hermioną u boku zajęło mu dwie godziny. Rzucał zaklęcie specjalnie przypisane do jego magicznej sygnatury, a potem ona przekształcała i przypięczętowywała własne biblioteczne osłony wokół każdej z ksiąg.

Hermiona zauważyła, że pracował imponująco szybko. Irytowało, że musiała mu to przyznać, nawet jeśli zrobiła to tylko wewnętrznie. Niestety, nie mogła temu zaprzeczyć.

Rzucanie zaklęć ochronnych powinno wymagać od czarodzieja pełnej uwagi. Ruchy różdżki i inkantacje były naprawdę trudne do wykonania. Wielu potomkom rodów opanowanie podstaw i rzucenie pierwszego udanego czaru zajmowało nawet cały weekend. Najwyraźniej Malfoy do nich nie należał. Robił to niewerbalnie, ledwo rzucając okiem na tom, by zobaczyć, jak złoty blask znika, wskazując, że osłona została odnowiona.

I... on ciągle gadał.

Nim dotarli do końca pierwszej półki, Hermiona była gotowa przekląć go tak, że poleciałby na drugi koniec pokoju.

Wyrzucał z siebie tony plotek, które najwyraźniej założył, że Granger ​​chętnie usłyszy, biorąc pod uwagę, że dosłownie mieszkała w bibliotece.

Irytujące było to, że miał rację.

Harry i Ron pisali do niej od czasu do czasu, ale żaden z nich nie był zbyt dobry w przekazywaniu ogólnych informacji. Starała się pozostawać na bieżąco z wydarzeniami ze świata, ale okazywało się to naprawdę trudne. Była niezwykle zajęta wykorzystywaniem każdej wolnej minuty na próby pochłonięcia całej biblioteki, nim jej umowa dobiegnie końca.

Jednak to, co Hermiona uważała za istotne informacje, a to, co zaliczało się do tej kategorii w oczach Malfoya, było dramatycznie różne. Całkiem możliwe, że blondyn był najbardziej bezlitosną plotkarą na całej planecie.

Czy wiedziała, że Pansy wyszła za Teodora Notta? Cudowny ślub. Towarzyskie wydarzenie roku. Wyrecytował jej schemat ustawienia miejsc siedzących dla całej listy gości. Wszystkich pięciuset. A potem szczegółowo opisał, jakież to Teo założył szaty o najmodniejszym kroju tego sezonu i to w kolorze ciemnoniebieskim, z haftami z włosów wili tworzących różne wymyślne konstelacje.

Pansy miała na sobie śliczną suknię z dekoltem w łódkę i opuszczoną talią, wykonaną w całości z kilkunastu warstw plecionej przez wróżki koronki, z wiankiem ogrodowych róż we włosach. Pansy była piękna. O wiele piękniejsza niż Hermiona kiedykolwiek mogłaby być. Hermiona wyglądała jak straszydło, a upływ czasu z pewnością doda jej jeszcze więcej brzydoty.

Czy wiedziała, że ​​Amelia Bones została Ministrem Magii? Niezwykłe wyborcze zaskoczenie. Malfoy towarzyszył jej w zaprzysiężeniu i mógł wymienić wszystkich innych, którzy mogli wziąć udział w tym spotkaniu; co zresztą zrobił. Każdą z osób. Opinie odnośnie Ministry Bones były wyjątkowe. Już kilka razy miała okazję stanąć twarzą w twarz z Najwyższą Szychą Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów. Wyrecytował każdą lukę prawną i parlamentarną, którą wykorzystała Amelia, aby przeforsować swoje prawodawstwo wbrew sprzeciwom Międzynarodowej Konfederacji. Ta kobieta była niezłomna, ale też o wiele bardziej atrakcyjna od Hermiony, mimo dodatkowych czterdziestu pięciu lat na karku i twarzy tak niepozornej jak beżowa ściana.

Luna Lovegood właśnie opublikowała książkę o magicznych stworzeniach. Malfoy nie był pewien, czy którykolwiek z opisywanych przez nią gatunków rzeczywiście istniał, ale lektura i tak była fascynująca. Do publikacji dołączono również amulet, po którego aktywacji można było słuchać treści książki czytanej głosem Luny. Luna miała bardzo relaksujący głos, w przeciwieństwie do Hermiony, która zawsze brzmiała jak drapanie widelcem po tablicy.

Na środku Ulicy Pokątnej stał teraz nowy posąg Złotego Tria. Został wykonany w stylu subtraktywnym, który – jak zapewne Granger już wiedziała – był najtrudniejszym ze stylów rzeźbiarskich. Monument stanowił imponująco dokładne przedstawienie Harry'ego i Rona, ale rzeźbiarz najwyraźniej nigdy nie widział Hermiony na żywo.

Na jej kamienną podobiznę patrzyło się podobno z prawdziwym bólem. Jej twarz została pozbawiona kwaśnego, pomarszczonego wyrazu, który był jej naturalnym stanem, a włosy wyrzeźbiono tak, by wyglądały jak normalne, ludzkie pukle, a nie jak gniazdo chochlików kornwalijskich. Posąg sugerował również, że miała proporcje prawdziwej kobiety. Ministerstwo prawdopodobnie narzuciło twórcy taki jej obraz z obawy, że jeśli posąg naprawdę będzie ją przypominać, ludzie staną się skłonni rzucać na siebie czary oślepiające, aby tylko na to nie patrzeć.

Neville Longbottom właśnie wygrał nagrodę botaniczną za pomyślne skrzyżowanie mandragory z mumbilus mimbletonią. Longbottom wyrósł ze swojej szkolnej niezręczności i to do naprawdę zdumiewającego stopnia. Z wiekiem dorósł też do swoich zębów, w przeciwieństwie do Hermiony, która musiała swoje zmniejszyć, bo inaczej byłaby teraz regularnie mylona z długowłosym bobrem.

Czy wiedziała też, że jego matka założyła nową organizację charytatywną? Jego matka była uroczą kobietą. Piękną i wyrafinowaną, dobrze wychowaną i posiadającą wszystkie cechy, których brakowało Hermionie. Ale z drugiej strony Hermiona tak naprawdę nie posiadała żadnych cech poza tym, że była nieznośną mądralą, więc to prawdopodobnie wyjaśniało tę różnicę.

Hermiona czuła, że jej zęby mogą niebawem popękać od nacisku, gdy z całej siły próbowała go nie przeklnąć.

— Na litość Merlina! — Wybuchła w końcu po czwartym pokoju, w którym odnowili osłony. — Zamknij się, Malfoy, albo dam ci w twarz, tak jak na trzecim roku.

Malfoy przerwał swoje nieustanne bełkotanie.

— Nie zrobiłabyś tego — powiedział, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami. — Jestem zbyt piękny.

Hermiona zaśmiała się.

— Nie jesteś nawet atrakcyjny, Malfoy. Czy ty kiedykolwiek widziałeś się w lustrze? Twoja twarz jest tak spiczasta, że gdybym cię uderzyła, prawdopodobnie ułamałabym ci czubek nosa. Szydzisz ze wszystkiego tak często, że już robią ci się od tego zmarszczki. — Roześmiała się i zjechała go spojrzeniem od góry do dołu. — U większość ludzi zmarszczki mimiczne pojawiają się od śmiechu, ale śmiem sądzić, że będziesz pierwszą osobą na całym świecie, która wykształci u siebie zmarszczki od drwin i to o dekadę przedwcześnie.

Twarz Malfoya napięła się z irytacji.

Hermiona podeszła bliżej, mrużąc niebezpiecznie oczy.

— Jeśli uważasz, że mój głos jest irytujący, to powinieneś usłyszeć swój własny. Biedny, bogaty chłopczyk. Wszystko w tobie jest miękkie, żałosne i wyniuniane. Pewnie będziesz zapłakiwać się całymi tygodniami po tym, jak znajdziesz u siebie pierwszy siwy włos.

Prychnęła.

— Wszystkie te pieniądze, cała ta historia — wskazała na otaczające ich książki, spoglądając na niego — i wszystko, co finalnie z tego wynikło, to ty: duże dziecko, które wypełnia swoją głowę i konwersacje jedynie miernej jakości informacjami.

Uniosła brew i spojrzała mu w oczy.

— Gdyby wszystkie nasze osiągnięcia były ustawione obok siebie, czy naprawdę myślisz, że twoja wsobna twarz, odziedziczone pieniądze i niekończące się plotki przeważyłyby nad tym, co ja osiągnęłam swoim osobistym wysiłkiem? — zakpiła. — Jedynymi ludźmi, którzy dbają wyłącznie o wygląd, są ci, którzy w głębi duszy wiedzą, że nie mają nic innego do zaoferowania.

Malfoy zbladł, i to bardzo. Hermiona parsknęła i wróciła do pracy nad pieczętowaniem osłon.

Po tym pracowali już w ciszy.

Uch. I jakimś niewytłumaczalnym sposobem, atmosfera wydawała się jeszcze paskudniejsza. Hermiona czuła, że ​​może trochę przesadziła, obrażając go w ten sposób. Ale był taki irytujący. Teraz, kiedy milczał, zaczynały męczyć ją wyrzuty i martwiła się, że może zbyt mocno zraniła jego uczucia.

To nie tak, że jego obelgi były dla niej bolesne. Miała gdzieś, co o niej sądził. Po prostu irytował ją swoim zachowaniem. Stonowany sposób, w jaki teraz rzucał zaklęcia, sprawił, że zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście nie dźgnęła swoimi słowami jednego z jego prawdziwych kompleksów.

Wciąż spoglądała na niego ukradkiem, próbując ocenić, czy naprawdę się tym jakoś przejął.

— Nie patrz na mnie! — warknął nagle.

Hermiona aż podskoczyła.

Oparł się o półkę.

— Czy naprawdę w całej tej bibliotece nie ma nikogo innego, z kim mógłbym to zrobić? — Przycisnął dłoń do czoła i jęknął.

Najwyraźniej rzeczywiście zraniła jego uczucia.

— Hm. — Zamyśliła się, wertując w głowie harmonogramy wszystkich innych pracowników. — Niestety.

Syknął.

— Niech ci będzie.

Kontynuowali pracę w ciszy, a Hermiona zastanawiała się, czy powinna go przeprosić. Problem polegał na tym, że nie była pewna, która ze zniewag rzeczywiście zraniła jego uczucia. Nie wiedziała też, czy było jej na tyle przykro, żeby koniecznie próbować naprawić atmosferę. Ale prawdopodobnie mogłaby rozważyć wycofanie najbardziej drażliwego fragmentu swojej wypowiedzi – o cokolwiek chodziło.

Czy rozzłościło go jej stwierdzenie, że ​​nie jest atrakcyjny? Przypuszczała, że ​​może i trochę był – jeśli lubić spiczaste rysy, albinoskie geny, zbyt wielki wzrost i nienaturalnie wyglądające oczy.

Może chodziło o to, że nazwała go rozpieszczonym. Nie było to nieprawdą, ale prawdopodobnie nazywanie go miękkim i żałosnym przekraczało granice. A może chodzi o to, że nazwała go dużym dzieckiem i rozczarowującym efektem setek lat chowu wsobnego rodzin czystej krwi. Albo to, że nie ma światu nic do zaoferowania poza swoim wyglądem.

Być może trochę dała się ponieść w tej słownej tyradzie.

Westchnęła, nadal próbując określić moment, w którym jej obelgi trafiły w jego czuły punkt.

Ale prawdę mówiąc, zachowywał się jak palant, jeśli sądził, że mógł po prostu wpaść do Biblioteki i bez końca obrażać Hermionę, by finalnie obrazić się za to, że go zrugała.

Jednak wszystkie jego obelgi ograniczały się głównie do tego, za jak nieatrakcyjną ją uważał, podczas gdy jej obejmowały całą jego postać.

Cóż, to nie jej wina, że istniało aż tyle powodów do krytyki. Był najbardziej tępym rozmówcą, jakiego kiedykolwiek spotkała na swojej drodze. Skoro już decydował się tyle zapamiętywać, mógł wybrać o wiele bardziej wartościowe fakty.

Weszli do Sali Historii i Hermiona została nagle wyrwana ze swojej zadumy, gdy ściany pomieszczenia zadrżały, a w oddali rozbrzmiał głośny, gniewny ryk.

Po chwili powietrze przeszyły setki pisków, kiedy zabezpieczenia biblioteki uległy aktywacji i zaczęły dzielić bibliotekę na obszary przechowawcze.

— Co się dzieje? — zapytał ze zdziwieniem Malfoy, gdy drzwi za ich plecami zamknęły się ze zgrzytem.

Hermiona westchnęła z irytacją.

— To książka w Sali Transmutacji — powiedziała wyniosłym tonem. — Niedawno zaczęła przekształcać się w Opalookiego Antypodzkiego i siać wokół siebie istne spustoszenie. Nie może na szczęście spowodować żadnych trwałych uszkodzeń, ale sam smok jest dość duży i szybki i ma tendencję do wchodzenia do innych pomieszczeń i rozbudzania innych książek. Czasami musimy poświęcić nawet godzinę, by go złapać, ujarzmić i odczekać, aż nie wróci do swojej papierowej formy.

Rozejrzała się po Sali Historii.

— Cóż, przynajmniej udało nam się tutaj dotrzeć. Odtworzenie bariery tandemowej zajmie nam sporo czasu i pracy. — Westchnęła i kilkukrotnie stuknęła w posadzkę czubkiem buta. — Miałam nadzieję poprosić Ignacjusza, aby przyszedł tu i wszystko nadzorował, ale przypuszczam, że możemy zrobić to sami. Osłona jest mocno zużyta, więc prawdopodobnie nie powinniśmy dłużej czekać.

Wyciągnęła stronę ze swoich akt i wręczyła ją Malfoyowi do przestudiowania.

— Musimy trzymać się za ręce? — jęknął z przerażeniem, gdy tylko zaczął czytać.

— Tylko na samym końcu. Ta część będzie trwać mniej niż minutę. Po prostu... zamknij oczy i pomyśl o Anglii — powiedziała, przewracając oczami.

Malfoy zakrztusił się i czytał dalej.

— Dobrze — powiedział bezbarwnym głosem po niecałej minucie. — Jestem gotowy.

— Nie jesteś. Nie ma mowy, żebyś zdołał już zapamiętać całą inkantację i ruchy różdżki.

Malfoy przewrócił oczami i zaczął recytować formułę zaklęcia, naśladując ruchy różdżki.

Hermiona patrzyła na niego z zaskoczeniem. Opanowanie tej inkantacji zajęło jej ponad pół dnia. Wymowa formuły była niejednolita, a niektóre słowa bardzo do siebie podobne, przez co łatwo można było je pomylić i wszystko popsuć.

To był najtrudniejszy rodzaj magii, jakiego kiedykolwiek musiała się nauczyć.

— Jak...? — zapytała ze zdziwieniem.

— Pamięć ejdetyczna — powiedział Malfoy, ledwo na nią patrząc.

Hermiona stała, mrugając z niedowierzaniem i chłonąc jego oświadczenie.

Cóż... czy nie była to najbardziej niesprawiedliwa rzecz na świecie?

Draco Malfoy miał pamięć ejdetyczną? Jej wnętrzności aż zwijały się z zazdrości.

Pamięć ejdetyczna znajdowała się na samym szczycie rzeczy, o których Hermiona kiedykolwiek marzyła. Oddałaby nawet swoją lewą rękę, żeby posiadać taką umiejętność.

Wychodziło więc na to, że Malfoy nigdy nie musiał się nawet uczyć, nadal dostając ze wszystkiego doskonałe oceny. Ze wszystkich niesprawiedliwości w życiu, ta była naprawdę gorzka. Hermiona nigdy nie dbała o to, że był bogaty, ale dlaczego musiał mieć też pamięć ejdetyczną?

Nagle zaczęła postrzegać Dracona Malfoya pod zupełnie innym kątem.

Nic dziwnego, że ciągle wyrzucał z siebie absurdalne ilości szczegółów i informacji na każdy, nawet najbardziej nieistotny temat: od listy gości, kroju sukni ślubnej Pansy i doboru kwiatów, po wszystkie szczegóły prawnych starć Amelii Bones i Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów. Ten facet pamiętał dosłownie wszystko.

Chciała wręcz płakać z niesprawiedliwości tego świata. Ona musiała kodować informacje w swojej pamięci za pomocą czystego uporu i determinacji, podczas gdy Malfoy mógł płynąć sobie spokojnie przez życie, chłonąc wszystko bez końca – jak gąbka!

Chciała zasypać go pytaniami. Nigdy wcześniej nie poznała nikogo o takiej zdolności. Słodka Kirke, dlaczego musiała go wcześniej tak obrazić? Teraz pewnie już nigdy o niczym jej nie opowie. Będzie musiała go przeprosić. Czuła nagłą i rozpaczliwą potrzebę wypytania go o szczegóły, jak to jest mieć taką pamięć.

— Kiedy już skończysz się gapić... — powiedział, wpatrując się w nią szyderczo.

Otrząsnęła się.

— Racja. Myślę, że zaczniemy od pierwszej formuły i postaramy się przejść do końca.

Oboje zajęli wymagane pozycje i zaczęli. Tkanie wspólnej bariery było niczym magiczny taniec między ich różdżkami. Powtarzali zaklęcie w kółko, tak aby rosło coraz większe i szersze, aż obejmie swoją formą cały pokój.

Sam proces przypominał robienie na drutach, jeden rząd za drugim, zaczepianie nowo rzuconej magii o pasma wcześniej wykonanych odcinków.

Malfoy był naprawdę dobry w rzucaniu zaklęć.

Z czubków ich różdżek wypływała nieprzerwanie nowa osłona, a ich wspólna magia była idealnie zrównoważona i równomierna. Hermiona spodziewała się, że będą musieli wykonać wcześniej kilka prób, nim będą w stanie rezonować magicznie na tyle równo, by to zakończyć. Ale konsekwentnie, stabilnie – i za pierwszym razem – bezbłędnie zbudowali całość osłony.

Pod koniec, gdy musieli jedynie strzepnąć magię ze swoich różdżek, aby ta osiadła stabilnie ponad książkami, wyciągnęła rękę w stronę Malfoya. Zawahał się przez chwilę, a potem splótł swoje palce z jej własnymi, mocno ściskając jej dłoń.

Gdy dotarli do ostatniej części zaklęcia, biblioteka zadrżała...

I to niezwykle gwałtownie.

Hermiona była tak skoncentrowana na zaklęciu, że nagły ruch całkowicie ją zaskoczył. Potknęła się i – ciągnąc za sobą Malfoya – wpadła prosto w sieć magii, którą właśnie stworzyli.

Continue Reading

You'll Also Like

8K 467 37
,, Dwie siostry jedno przeznaczenie''. Na świat przychodzą dzieci Kiary i Kovu, czyli Leah, Asha i Koda. Leah jest urodzoną przywódczynią i obejmie t...
19.3K 912 16
Tytuł oryginału : Antology Autor oryginału : SenLinYu Parring : Dramione Ilość rozdziałów : 16 #20 w dramione - 17.02.2021
13.1K 612 24
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
343K 21.5K 55
" - Możesz się odsunąć? - wolała trzymać go na dystans. - Nie uciekaj ode mnie, Granger. - Ja przecież nie uciekam... - nieco się speszyła, co usilni...