Spoiled souls [ZOSTANIE WYDAN...

By selfissh

225K 8.7K 2.4K

Po siedemnastu latach Vanessa McMillan decyduje się wrócić do Nowego Jorku, rodzinnego miasta, z którego jako... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Epilog
Podziękowania

Rozdział 6

9.3K 334 67
By selfissh

Powolnie zaczęłam poruszać palcami u stóp oraz rąk. Chciałem przewrócić się na drugi bok, jednak uniemożliwiał mi to okropny ból całego ciała. Z czasem, gdy coraz bardziej się wybudzałam odczuwałam jeszcze więcej. Miałam wrażenie, jakby moja głowa miała zaraz eksplodować, a do tego, ucisk w klatce piersiowej się nasilił i skutecznie uniemożliwiał mi oddychania. Jak najdelikatniej przetarłam oczy i w końcu zdecydowałam się je otworzyć. Momentalnie zalała mnie fala strachu, gdy zorientowałam się, że wcale nie leżałam w łóżku w swoim apartamencie. Zerwałam się do siadu i od razu tego pożałowałam. Ból zalał moje ciało, jednak to nie było w tamtym momencie najważniejsze. Rozejrzałam się po ciemnej sypialni, w której nigdy wcześniej nie byłam. Przestraszona chwyciłam się za ciało i z ulgą przyjęłam, że miałam na sobie cały czas tę samą sukienkę z wczorajszej gali.

Czyli nie zrobiłam nic głupiego.

I wystarczyła mi jedna myśl o wczorajszym wieczorze, a wspomnienia zaczęły zalewać moją głowę. Moje serce wystukiwało coraz szybszy rytm, z każdym przypomnianym szczegółem. Najpierw strzelanina, później ci ludzie, przyjazd do tego domu i... Cała prawda o tym, co stało się siedemnaście lat temu. Poczułam, jak żółć zaczęła napływać do mojego gardła na wspomnienie rozmowy z Victorem.

,,Od dzisiaj należysz do mnie"

To wystarczyło. Nie zwracając uwagi na ból wyplątałam się z pościeli i rzuciłam się w stronę najbliższych drzwi, które miałam nadzieję, że prowadziły do jakiejś łazienki. Moje prośby zostały wysłuchane i już po chwili klęczałam przed toaletą. Poprzedniego dnia praktycznie nic nie zjadłam, więc gdy skończyłam wymiotować czułam się strasznie osłabiona. Stres i masa innych emocji w tym nie pomagały. Podciągnęłam kolana do piersi i oparłam się plecami o zimne kafelki. Nie miałam siły, żeby wstać i ściągnąć z siebie sukienkę, która zaczęła robić się niewygodna, czy chociażby przemyć twarz wodą. Zresztą w tej sytuacji i tak nic by mi nie pomogło.

Zostałam porwana i tak po prostu oddana w ręce obcego człowieka. Świadomość tego odbierała mi zdolność prawidłowego oddychania. Miałam wrażenie, że ściany tej przeklętej łazienki zaczęły się kurczyć, żeby w końcu mnie zgnieść. Oprócz strachu i wycieńczenia czułam jeszcze coś, złość. Złość na mojego ojca, na matkę, na cholernego White'a i na kogoś tam u góry, kto zgotował mi taki los.

W dzieciństwie po raz pierwszy zostało mi coś odebrane. Na początku był to ojciec i szczęście. Obrazy tamtej nocy wracały do mnie niemal każdej nocy i odbierały mi możliwość życia szczęśliwie i bez żadnych zmartwień. Niedawno okrutny los postanowił odebrać mi również matkę. I gdy już myślałam, że zostałam z niczym, pojawiła się nadzieja. Wróciłam do Nowego Jorku, do Charliego. Dostałam kilka szczęśliwych dni, którymi miałam się nacieszyć, bo szykowało się dla mnie coś jeszcze gorszego. W moim życiu pojawił się Victor White i odebrał mi moją wolność.

Myślenie o tym wszystkim jeszcze bardziej mnie wycieńczyło. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie zasnęłam. Obudziłam się prawdopodobnie kilka godzin później, gdy przez lekko uchylone drzwi łazienki zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca. Zaczynał się nowy dzień. Kiedyś myślałam, że każdy poranek, to była dla nas nowa szansa. Noc obmywała nas z wszelkich grzechów i dzięki temu rano mogliśmy zacząć wszystko od początku. Mogliśmy coś w sobie zmienić, znaleźć nowe hobby, czy nauczyć się czegoś nowego. Jednak ten poranek nie zwiastował niczego nowego, niczego dobrego. Nie czułam tej dziwnej ekscytacji. Noc nie przyniosła mi ukojenia, a jedyne o czym myślałam, to o tym, że wolałabym zniknąć.

Czułam w sobie pustkę. Przestałam walczyć i mieć nadzieję. Wszystko to zostało zdeptane poprzedniego wieczoru, przez Victora. Nie płakałam, ani nie krzyczałam. Nikt z nas nigdy nie myślał, co zrobiłby w takiej sytuacji i ja również, jednak gdyby ktoś mnie kiedykolwiek o to zapytał, pewnie odpowiedziałabym, że próbowałabym uciekać. Życie wielokrotnie mnie testowało i pewnie myślałabym, że będę miała siłę szukać jakiegoś wyjścia. A jednak nic takiego nie zrobiłam. Odpuściłam bojową postawę i byłam gotowa na kolejne pociski, które przygotował dla mnie świat.

Ostatecznie udało mi się wykrzesać trochę siły, żeby wstać z podłogi. Podeszłam do umywalki i od razu obmyłam twarz zimną wodą, jednocześnie domywając resztki makijażu. Przetarłam twarz ręcznikiem i uniosłam głowę jednocześnie natrafiając na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak chodząca śmierć, czyli dokładnie tak, jak się czułam. Ogromne wory pod oczami odznaczały się na tle bladej skóry. Włosy miałam w kompletnym nieładzie. Zdecydowanie nie przypominałam tej dziewczyny, która jeszcze wczoraj z uśmiechem na twarzy odbierała nagrodę. Było to tak niedawno, a ja miałam wrażenie, jakby działo się to w poprzednim życiu.

Na chwiejnych nogach wyszłam z łazienki i rozejrzałam się po pokoju. Mojej nowej sypialni. Tak jak w salonie, tutaj również dominowała czerń. Na środku stało ogromne łóżko, którego obicie wykonane było z czarnej skóry. Po obu jego stronach znajdowały się niewielkie szafki nocne wykonane z ciemnego drewna, nad którymi wisiały okrągłe lampy. Łazienka, z której wyszłam znajdowała się po lewej stronie łóżka, natomiast po jego prawej, w kącie stała dość spora roślina, a obok niej ustawione było biurko oraz krzesło, oczywiście skórzane. Ściana przy biurku była praktycznie w całości wykonana z okien, przez które przedzierało się teraz światło. Zamontowane zasłony, które pozostały odsłonięte były w szarym kolorze, który idealnie pasował do koloru dywanu, jak i pościeli. Na wprost łóżka znajdowały się jeszcze jedne drzwi, które zapewne prowadziły do wyjścia oraz ogromna szafa. Wszystko w tym pokoju było takie...dopracowane. Czekało na mnie.

Podeszłam w stronę szafy i delikatnie uchyliłam jej drzwiczki. Widok ubrań nawet szczególnie mnie nie zdziwił. W tym, że znalazłam się w tym domu nie było żadnych przypadków i dobrze wiedziałam, że nawet czas i miejsce mojego porwania i było dokładnie zaplanowane.

Cały czas miałam na sobie sukienkę i chociaż nie wiadomo jak bardzo, nie chciałbym korzystać z czegokolwiek, co oferował mi White, musiałam w końcu się przebrać. Chwyciłam czarny zestaw dresowy i ruszyłam z nim z powrotem w stronę łazienki. Sprawnie się przebrałam, po czym przeszukałam szafki w poszukiwaniu jakiejś szczotki do włosów. Jak się okazało tutaj również było wszystko przygotowane i każda, którą otwierałam była wypełniona różnymi kosmetykami. Znalazłam w końcu szczotkę, którą rozczesałam splątane włosy i gdy byłam już gotowa opuścić łazienkę, zatrzymałam się. Spojrzałam w stronę lustra i dokładniej przyjrzałam się swojej twarzy. Po moim prawym policzku spływała łza.

Jak zaczarowana wpatrywałam się w swoje odbicie i dostrzegłam kolejną łzę wypływającą z mojego drugiego oka. Nie kontrolowałam tego. Próbowałam je zetrzeć, jednak z każdą sekundą ich przybywało. Coś trwale we mnie pękło, ale przecież ja nigdy nie płakałam. Ostatni raz był te cholerne siedemnaście lat temu i wtedy obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie zapłaczę. Poprzysięgłam sobie, że będę silna, a łzy były dla mnie oznaką słabości. Jednak, czy właśnie to teraz się nie działo? W końcu się poddałam. Czy to nie sprawiło, że stałam się słaba?

Z całej siły zacisnęłam dłonie w pięści. Paznokcie wbijały mi się w skórę wywołując ból, jednak nie przeszkadzał mi on. Wręcz przeciwnie, delektowałam się tym uczuciem. Przymknęłam oczy i próbowałam uspokoić rozszalałe w moim wnętrzu emocje. Gdy je otworzyłam, już nie płynęły z nich łzy. Zostały po nich jedynie mokre ślady na policzkach, które z czasem zniknęły.

- White będzie musiał się lepiej postarać, żeby mnie złamać - wysyczałam.

Nie wiedziałam czego ode mnie chciał, jednak jednego byłam pewna. Tak długo, jak będę w stanie, będę walczyć. Już nie myślałam o tym, że chciałam zniknąć. To nie noc miała przynieść mi odkupienie, a dzień. To w dzień miałam się oczyszczać. A moim oczyszczeniem będzie walka do utraty sił, a każda noc nagrodą i nowym początkiem.

Może dalej bałam się tego, co mnie czekało, jednak nie miałam zamiaru się poddawać.

Wyszłam z łazienki i ruszyłam w kierunku drugich drzwi. Klamka po naciśnięciu bez problemu ustąpiła, co oznaczało, że Victor nie miał zamiaru więzić mnie w tym pokoju na wieki, co przeszło mi przez moment przez myśl. Wiedziałam, że White wczoraj nie dokończył swoich opowieści. Wyjaśnił mi dokładnie dlaczego tu trafiłam, jednak nie zdążył wspomnieć po co.

Ciemny korytarz, na którym się znalazłam nie posiadał żadnych okien, a jedynym źródłem światła były leży zamontowane przy suficie oraz podłodze. Prawa ściana była w całości wykonana z luster, natomiast na drugiej znajdowały się drewniane deski. Cały korytarz był dość wąski, jednak długi. Nie słyszałam żadnych głosów, więc na spokojnie szłam w stronę schodów, które dostrzegłam. Starałam się nie wydawać żadnych dźwięków i uważnie stawiałam każdy krok. Moje osłabione ciało lekko dygotało, przez co przy schodzeniu ze schodów musiałam chwycić się barierki dla pewności, że nie upadnę.

Tak jak myślałam zeszłam prosto do przestronnego salonu, w którym poprzedniego wieczoru rozmawiałam z Victorem. Nie wiedziałam, w którą stronę teraz pójść. Pamiętałam jedynie, że jeden z korytarzy prowadził do wyjścia, jednak reszta? Rozejrzałam się po pomieszczeniu i przy rogach na suficie dostrzegłam kilka kamer. Oczywiście. Byłam tak zajęta oglądaniem wszystkiego, że nawet nie zauważyłam, że nie byłam już sama.

- Nareszcie wstałaś. - Przestraszona obróciłam się w stronę, z której dobiegł głos. Moim oczom ukazał się Aaron, który odbił się od ściany i ruszył w moim kierunku. Miał na sobie zwykłe czarne spodnie i do tego białą koszulkę, która odsłaniała jego ręce w całości pokryte tatuażami. Wczoraj wieczorem widziałam je tylko na szyi, ponieważ resztę ciała miał zakrytą, jednak dzisiaj mogłam im się dokładnie przyjrzeć. - Och - skrzywił się gdy nasze spojrzenia się spotkały. - Nie wyglądasz najlepiej. Chyba źle się czujesz, co aktoreczko? - wyrzucił z udawaną troską.

Przypatrywałam się mężczyźnie i śmiało mogłam stwierdzić, że ani trochę nie był podobny do swojego ojca. Podczas gdy Victor pozostawał spokojny i opanowany, Aaron wyglądał na takiego, którego łatwo można było wyprowadzić z równowagi. Było jeszcze coś, co ich odróżniało, było to moje nastawienie do tej dwójki. Wczoraj, gdy tu przyjechałam, początkowo bałam się starszego White'a, jednak w trakcie rozmowy nie myślałam o konsekwencjach sprzeciwienia się mu, ani o tym, że mógłby w każdej chwili mi coś zrobić. Może moje myślenie było błędne, w końcu pod wpływem chwili i silnych emocji zabił mojego ojca, ale właśnie tak czułam. Natomiast przy Aaronie niczego nie byłam pewna. Miał w sobie coś, co od samego patrzenia na niego sprawiało, że na moim ciele pojawiała się gęsia skórka. W jego oczach widziałam mrok i szaleństwo. Był zdolny do wszystkiego.

- Czego ode mnie chcecie? - zapytałam. Poczułam jak głos mi się lekko załamał, więc cicho odchrząknęłam i dodałam. - Ty i twój ojciec. Do czego jestem wam potrzebna?

Aaron nic nie odpowiedział, a jedynie zaśmiał się pod nosem. Kompletnie mnie ignorując ruszył w stronę innego pomieszczenia. Wiedziona dziwnym impulsem podążyłam za nim. Chciałam w końcu poznać odpowiedź na chociaż jedno z dręczących mnie pytań. Jak się okazało mężczyzna szedł do kuchni, w której po chwili obydwoje się znaleźliśmy. To pomieszczenie nie odbiegało kolorystycznie od pozostałych w tym domu.

Podczas gdy Aaron wszedł w jej głąb, ja postanowiłam zostać przy wejściu. Czułam się trochę bezpiecznie wiedząc, że jest między nami jakiś dystans.

- Co wiesz o White's Company? - wypalił nagle kompletnie mnie tym zaskakując.

Po wczorajszych tajemniczych odpowiedziach Victora wątpiłam, czy to co wiedziałam o ich firmie było prawdziwe, czy tylko bezpieczną przykrywką czegoś znacznie gorszego.

- Jest to firma, która od lat pracuje nad sprzedażą filmów i...- nawet nie skończyłam, bo moje słowa zagłuszył gorzki śmiech Aarona. Spojrzałam na niego zaciekawiona.

- Oficjalnie tak, tutaj się zgodzę. Ale rozejrz się po tym domu - machnął ręką. Myślisz, że mielibyśmy to wszystko tylko dzięki jakiemuś marnemu biznesikowi? - zapytał, choć nawet nie oczekiwał na odpowiedź i po chwili ciszy kontynuował. - Otóż nie - powiedział to znacznie ciszej i szeroko się uśmiechnął. Wyglądał jak szaleniec. - Nie moją rolą jest ci o tym wszystkim opowiadać, ale musisz wiedzieć droga Vanesso... - skrzywiłam się przez sposób w jaki wypowiedział moje imię. - Że naszym głównym zajęciem nigdy nie było i nigdy nie będzie promowanie jakichś marnych gwiazdeczek. Za murami White's Company kryją się demony i tajemnice, o których lepiej, żeby ludzie nie wiedzieli. Jednak ty - wskazał na mnie palcem. - Ty dzisiaj je poznasz - ponownie szeroko się uśmiechnął. Poczułam na swoim ciele ciarki. O czym on do cholery mówił?

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam niepewnie.

Aaron zaczął powoli zbliżać się w moją stronę, a jego mroczny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chciałam się odsunąć, jednak w pewnym momencie moje plecy natrafiły na twardą ścianę. Mężczyzna nic sobie z tego nie zrobił, a jedynie jeszcze bardziej zmniejszył dystans i teraz nasze klatki piersiowe niemal się ze sobą stykały. Nachylił się w moją stronę i patrząc prosto w moje oczy wyszeptał.

- Trafiłaś właśnie do świata, w którym będziesz musiała walczyć, żeby przetrwać, bo albo to ty wyeliminujesz przeciwnika... - zrobił krótką przerwę. - Albo to przeciwnik wyeliminuje ciebie.

Nie poruszyłam się nawet o milimetr. Tymi słowami mężczyzna zasiał we mnie jeszcze większy strach. W jak wielkie niebezpieczeństwo zostałam wciągnięta?

Aaron jeszcze przez chwilę skanował moją twarz, aż w końcu zdecydował się odsunąć i jak gdyby nigdy nic, wyszedł z kuchni. Kiedy zniknął poczułam, jakby ktoś z powrotem oddał mi tlen. Przymknęłam oczy i wzięłam jeden drżący oddech, a po nim następny. Nie zdążyłam się jeszcze uspokoić, gdy do moich uszu dobiegł przytłumiony krzyk mężczyzny dochodzący z innego pomieszczenia.

- Lepiej się zbieraj aktoreczko! Za godzinę masz spotkanie z moim ojcem, a musisz wiedzieć, że Victor White nie lubi czekać.

Po tych słowach nastała cisza. Nie byłam w stanie ruszyć się chociażby o krok, a jedyne co słyszałam, to krew szumiącą mi w uszach. Obiecałam sobie, że będę silna i nie zamierzałam tak łatwo się poddawać, jednak już wiedziałam, że nie będzie to takie łatwe.

***

Budynek, w którym znjadowało się White's Company był ogromny i w całości wykonany ze szkła. Ten widok zapierał dech w piersi od samego patrzenia. Jednak całe to piękno pozostawało na zewnątrz. Od środka to miejsce było wręcz przesiąknięte złem, a ludzie, którzy zasiadali najwyżej, doszczętnie zepsuci. Wchodząc do środka czułam, jak całe to zło osiadło również na moich barkach. Gdybym mogła, najchętniej bym stamtąd uciekła, jednak nie było to możliwe z dwóch powodów. Pierwszym była chęć dowiedzenia się tego, co Victor miał mi do powiedzenia, natomiast drugim byli dwaj mężczyźni, którzy od wyjścia z domu nie odstępowali mnie na krok. Byłam przekonana, że gdybym tylko zrobiła jeden gwałtowny ruch, ci bez problemu zagrodziliby mi drogę.

Mimo mojej hardej postawy, w środku cała drżałam. Poranna rozmowa z Aaronem zasiał we mnie ziarenko strachu i niepewności. Analizowałam każde jego słowa i próbowałam wymyślić, o co mogło mu chodzić, jednak wszystkie wnioski, do których dochodziłam były tak absurdalne, że od razu wyrzucałam je z głowy. Szczególnie ta część, w której wspomniał, o eliminowaniu przeciwników. Nie mógł wtedy mówić prawdy. Chyba.

Po wejściu do budynku od razu przywitała nas sekretarka. Kobieta nie wyglądała na wiele starszą ode mnie, a jej uśmiech wydawał się szczery. Nie byłam w stanie tego odwzajemnić i wyszedł mi bardziej grymas, którego na szczęście nie dostrzegła. I tak wysiliłam się na więcej, niż dwa karki obok, które nawet na nią nie spojrzały.

Całą trójką szliśmy w stronę wind. W międzyczasie rozglądałam się po wnętrzu i nie było dla mnie zaskoczeniem, że White urządził firmę w podobnej kolorystyce, jak dom. Jazda windą na szczęście nie trwała długo i już po chwili znaleźliśmy się na najwyższym piętrze. Ochroniarze zaprowadzili mnie pod masywne czarne drzwi, które otworzyli mi inni mężczyźni, stojący przed biurem. Po co mu taka ochrona?

- Vanesso dobrze, że już jesteś - usłyszałam głos dobiegający z wnętrza pomieszczenia i gdy tylko weszłam do środka, zobaczyłam Victora. Rozsiadł się na ogromnym fotelu przy biurku i swój wzrok wlepił prosto we mnie.

Niekontrolowany dreszcze przebiegł po moim ciele na jego widok. W końcu stałam przed zabójcą mojego ojca. White wskazał na fotel przed sobą i wiedziałam, że nie było to tylko zaproszenie, a rozkaz, więc posłusznie usiadłam. Miałam wrażenie, że śniadanie, które ledwo udało mi się w siebie wcisnąć, miało zaraz wylądować na biurku. Nic nie mówiłam i cierpliwie czekałam, aż to on zacznie rozmowę.

- Dobrze, w takim razie od razu przejdźmy do rzeczy. Pewnie zastanawiasz się do czego, tak właściwie, jesteś mi potrzebna, a więc... - zamilkł, żeby nalać sobie do szklanki bursztynowego trunku. Specjalnie przedłużał tę chwilę i delektował się moją niewiedzą. - Chciałbym ci coś zaproponować. Co powiesz na pracę w mojej firmie? - zapytał, po czym wypił zawartość szklanki.

- Słucham? - wypaliłem myśląc, że się przesłyszałam. - Przepraszam, ale chyba czegoś nie zrozumiałam. Porwał mnie pan tylko po to, żeby zaproponować mi u siebie pracę? - Nic nie mogłam poradzić, na nerwowy śmiech, który się ze mnie wydostał. To wszystko coraz bardziej przypominało nieśmieszny żart.

- Och nie nazwałbym tego od razu porwaniem. To słowo brzmi zbyt brutalnie, może przywiezieniem cię do mojego domu bez twojej wiedzy, na przykład? - prychnęłam na jego słowa. To właśnie była definicja porwania. - Ale tak, chcę żebyś dla mnie pracowała - mężczyzna uśmiechnął się szeroko i wygodniej rozsiadł na fotelu.

- A co jeśli odmówię? - zapytałam podejrzliwie, choć podświadomie znałam odpowiedź na to pytanie. White nie zadałby sobie tyle trudu, żeby mnie do siebie ściągnąć, gdyby wiedział, że odmówię.

- No tak - udał, że się zastanawia. - W zasadzie, to nie masz za bardzo wyboru - dodał poważniejąc. Na moment zapanowała między nami cisza, a uśmiech pomału schodził z moich warg. - Podobno mój syn trochę wspomniał ci dzisiaj o naszej firmie. Otóż musisz wiedzieć droga Vanesso, że całe to White's Company, które wszystkim jest tak dobrze znane, to swego rodzaju przykrywka. W rzeczywistości zajmujemy się czymś trochę innym i może bardziej nielegalnym.

- Co dokładnie robicie? - głoś mi się łamał, jednak zebrałam w sobie całą siłę i zapytałam.

- Zabijamy ludzi - odpowiedział i szeroko się uśmiechnął. Wyglądał jak szaleniec.

Przez moment zrobiło mi się ciemniej przed oczami, a krew zaszumiała w uszach. Lekkość z jaką wypowiedział te dwa słowa mnie przeraziła. Ponownie czułam ucisk w klatce piersiowej i miałam wrażenie, że ściany pokoju zaczynały się kurczyć, jednocześnie odbierając mi coraz więcej tlenu.

- Jak to zabijacie? - wydukałem cicho.

- Otóż zgłaszają się do nas zazwyczaj dość wysoko postawieni i bogaci ludzie, którym po prostu nie odpowiadają pewne osoby - tłumaczył. - Wtedy my wkraczamy do akcji i za pewną sumę usuwamy te osoby z życia naszych klientów. - Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.

- Jesteście czymś w rodzaju płatnych zabójców? - po moich słowach uśmiechnął się tajemniczo i wstał z fotela. Okrążył biurko i stanął centralnie za mną. Czułam się, jakbym została uwięziona w centrum piekła, do którego ściągnął mnie sam diabeł, gotowy odebrać mi wszystko, co kochałam.

- Od zawsze wiedziałem, że jesteś mądra, Vanesso. To dlatego chciałem cię tutaj mieć - Victor poklepał mnie po ramieniu, a ja poczułam jak przez ten ruch moje ciało się spięło.

- W takim razie, co miałabym tutaj robić?

White nachylił się w moją stronę i prosto do mojego ucha wyszeptał słowa, które już zawsze będą dręczyć mnie w koszmarach.

- Będziesz dla mnie zabijać. 

Continue Reading

You'll Also Like

10.1K 291 16
~moje życie rozpadło się na miliony kawałków, których nie dało się już poskładać
280K 8.5K 44
Trzeci tom trylogii BC! 1 część. Drugi tom zakończył się dla Amayi niewyobrażalną pustką, którą ciężko było jej przez lata uzupełnić. Jej serce zost...
102K 3.2K 34
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
16.3K 1.5K 27
Czasami życie, nie kończy się na śmierci. Czasami życie, rozpoczyna się dopiero po niej. Gdyby złamane serce, mogło przybrać postać ludzką, byłoby...